Stałam przed lustrem wpatrując się w swoje odbicie. Lewą dłonią podtrzymywałam bluzę a prawą upewniałam się, że brzuch jest całkiem płaski. Obróciłam się w prawo. Nic. W lewo – też nie… A jednak słowa, które dzisiaj usłyszałam nadal brzęczały mi w uszach, obijając się o wnętrze mojej głowy. Łzy wściekłości i bezsilności napływały mi do oczu. Miałam ochotę rozbić lustro. Zniszczyć swoje odbicie, by nie musieć patrzeć jak moje ciało będzie się zmieniać. A potem skulić się w kącie i płakać. Dłonie mi drżały. Zagryzałam wargi, by nie zacząć zawodzić. „Wszystko inne. Wszystko, tylko nie to.” – błagałam w myślach.
– Spóźnisz się na kurs! – Głos matki przywoływał mnie do porządku. Tak. Kurs. To na nim powinnam się skupić. Jakoś to wszystko rozwiążę. Muszę. Oni nie mogą się dowiedzieć.
– Tak, mamo! Już idę! – odkrzyknęłam poprawiając ubranie. Wygładziłam materiał. Dobrze że lubiłam luźne ciuchy. „Nic nie widać” – upomniałam samą siebie. Nadal miałam wrażenie, że jak tylko ona na mnie spojrzy, to będzie wiedzieć. Jakbym miała wymalowane to na twarzy. Otworzyłam drzwi łazienki. Żołądek podchodził mi do gardła. Jej wzrok na mnie sprawiał, że miałam ochotę zapaść się pod ziemię, uciec…
– Wyglądasz jakbyś była chora. – Nie było w tych słowach troski, tylko upomnienie. Nie mogliśmy chorować. Musieliśmy być użyteczni i przydatni, bo tylko takich będą tu trzymać. Jednostki słabe nie miały szans. Czekały jeszcze całe ładownie zamrożonych na czas podróży, wymiana nie stanowiła problemu. Problemem było wykazanie, że jest się użytecznym. Rozchyliłam usta w wymuszonym uśmiechu.
– Nie wyspałam się, to wszystko. – zapewniłam mając nadzieję, że zabrzmi to przekonująco. Nie zabrzmiało. Wystarczyło. Nie chciała wiedzieć. Czego innego mogłam się spodziewać? Wzięłam swoje notatki i wyszłam z kajuty. Cały czas czułam na sobie spojrzenia mijanych osób. Szeptali patrząc na mnie. Wiedzieli? Powiedział im? Nie mógł.. przecież nie mógł. Nie miał prawa. – Próbowałam uspokoić samą siebie, ale duszę miałam na ramieniu. Unosiła się niczym chusta próbując się ode mnie oderwać i uciec gdzieś daleko. Zacisnęłam lewą dłoń w pięść wbijając sobie paznokcie w skórę. Musiałam przywołać się do porządku. Ból trochę pomagał. Zacisnęłam dłoń mocniej i mocniej. Wiedziałam, że zostaną ślady, ale w tej chwili to nie miało znaczenia.
Nawet nie wiem, kiedy znalazłam się na swoim miejscu. Czy przywitałam się z przyjaciółką? Nachylała się w moją stronę szepcząc coś o wczorajszym wieczorze. Słowa dochodziły do mnie jakby z oddali, spod wody, nic nie rozumiałam. To było tak dawno. W innej epoce. Zerknęłam w dół. Robiłam notatki. Moje ciało funkcjonowało, choć miałam wrażenie, że jestem gdzieś obok niego. Myśli ciągle krążyły wokół jednego miejsca. Wbiłam ołówek tak mocno w notes, że zrobiłam w nim dziurę. Wzięłam głęboki oddech. Nie patrzyłam na nią. Jeśli spojrzę, to zobaczy TO w moich oczach. Nie mogłam do tego dopuścić! To się nie mogło wydać!
– Mam pasożyta. – powiedziałam siląc się na lekki ton. Po co to zrobiłam? Czemu użyłam takich słów? Byłam przerażona, że się domyśli, a jednocześnie… chyba tego chciałam. Niech chociaż ona wie, niech mi doradzi! Nie chcę być w tym sama! Błagam, niech zrozumie!
– Ugh… gdzie ty to złapałaś dziewczyno! Musisz koniecznie ogarnąć temat! – Nie zrozumiała. Czułam jak coś ze mnie uchodzi. Ręce mi drżały. Zdjęłam je z blatu i wsunęłam pod swoje uda. Widziałam zaskoczone spojrzenie Jany.
– Zimno tu. – szepnęłam, a ona pokiwała głową ze zrozumieniem kupując kolejne moje kłamstwo. Czy ona w ogóle mnie znała?! Przecież kłamałam jej w żywe oczy!
– Tak, chyba znów oszczędzają energię. – Miałam ochotę wrzasnąć i potrząsnąć nią. Otwórz oczy! Jestem tu! Żyję i cię potrzebuję! – Oczyma wyobraźni widziałam jak to robię. Jak tarmoszę jej ciało niczym szmacianą lalkę zmuszając ją żeby zobaczyła prawdę, żeby postawiła się na chwilę w moim położeniu. Nie zrobiłam tego. Nie mogłam. Jana nie zrozumie. Byłam zdana na siebie. Ciężar tej tajemnicy wgniatał mnie w podłogę.
Wykład się skończył. Zebrałam swoje rzeczy. Ręce mi drżały, a wredne papiery rozsypały się na podłogę. Pochyliłam się by je pozbierać.
– Cześć mała… – Jego oddech na mojej szyi przyprawiał mnie o drżenie. Nawet teraz. Przyczyna mojej rychłej zguby. Moje nemezis i… spojrzałam na niego. To był błąd. Ten uśmiech nadal sprawiał, że miękły mi kolana.
– Widzimy się wieczorem? – Kolejne pytanie. Moje usta już się rozchylały w uśmiechu, wargi już układały się w to jedno słowo… nie mogłam! Nie mogłam tego dłużej robić… Biłam się z myślami.
– Muszę się uczyć, za trzy dni zaczynamy praktyki. – przypomniałam cicho. Nasze dłonie spotkały się na krótką chwilę, kiedy podawał mi notatki. Wyprostowałam się ostrożnie, czułam, że zaraz się złamie… Powiem mu! Powinien wiedzieć. On mi pomoże! Zdecydowałam. Uniosłam na niego spojrzenie, ale jego już nie było. Zniknął gdzieś. Rozpłynął się, a ja znów zostałam z tym wszystkim sama. Sama. Uzmysłowienie sobie tego podziałało na mnie jak kubeł lodowatej wody. Drżałam.
Ruszyłam z powrotem do kajuty. Droga się ciągnęła w nieskończoność. Widziałam swoje odbicie w mijanych przedmiotach. Wyglądałam tak… normalnie. Moje spojrzenie padło na ambulatorium – to też było rozwiązanie, ale.. czy mogłam to zrobić? Tak… Nie. Nie dam rady. Odpowiedź na to pytanie była niczym przekroczenie magicznej granicy. Podjęłam decyzję i poczułam jak spokój rozlewa się po moim ciele. Nie było innej drogi, więc musiałam iść tą. Na początek wystarczy udawać. Nie dać po sobie poznać, przecież umiałam udawać. Tu każdy umiał. Uśmiech na twarzy – tak, oczywiście, że jestem zachwycona takim życiem. Z dumą zostałam częścią programu! – Prawie sobie uwierzyłam. To się mogło udać. Poradzę sobie. Pogłaskałam się mimowolnie po brzuchu. Strach gdzieś się rozwiał. Została determinacja. Musiałam o nas zawalczyć. Musiałam pokazać że mogę być jednym i drugim, że ono nie przeszkadza… ono. Kiedy zaczęłam o tym myśleć jako istocie a nie problemie?
– Wróciłaś? Jak było na kursie? – Uniosłam wzrok na surową, oceniającą twarz matki. „Ona nie wie” – powiedziałam sobie. – „I nie dowie się, póki nie zechcę jej powiedzieć.” – Uśmiechnęłam się.
– Świetnie. Niedługo zaczynamy praktyki… nie mogę się doczekać…