- Opowiadanie: BarbarianCataphract - Śpiew dla głupców

Śpiew dla głupców

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Na krawędzi pojmowania” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

 

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Mudita: https://stowarzyszeniemudita.pl, które pomaga rodzinom osób z niepełnosprawnościami.

 

Za wskazanie potknięć i zielone światło dziękuję gravel <3

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Śpiew dla głupców

Mój spiżowy nóż rozcinał właśnie więzy na nadgarstkach chłopca z północy. Niewolnik spojrzał na mnie rozbieganymi oczami, a ja poklepałam go po plecach. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco, skinęłam głową. Ciemne, zatęchłe korytarze pochłaniały światło trzymanych przez strażników pochodni. Co jakiś czas dało się usłyszeć basowe echo pomruków z otchłani niezliczonych przejść i pomieszczeń pod Pałacem.

– Idź, chłopcze. Twoje przeznaczenie leży tam.

Wskazałam dłonią w ciemność. Chłopak zadrżał.

No cóż, nie każdy mógł być odważną ofiarą. Oby tylko On docenił.

Wycofałam się za ciężkie wrota, moi strażnicy podążyli za mną. Zawiasy zaskrzypiały, odrzwia zaszurały o zakurzoną podłogę.

Wtem chłopak podskoczył, obrócił się i wystrzelił w moją stronę.

– Nie, ja nie… Nie mogę, nie! – krzyczał.

Łupnął pięścią w drzwi, ale zdążyły się już przed nim zatrzasnąć. Jeszcze przez chwilę słyszałam rozpaczliwe jęki i dudnienie, aż w końcu pokonałam całe, niemiłosiernie długie schody i wyszłam na dziedziniec pałacu. Strażnicy zamknęli siedem wrót za moimi plecami. Odetchnęłam z ulgą. Tylko poświęcenie tych niewolników gwarantowało spokój w podziemiach. Niemiły oczom Wężowej Pani potwór musiał zostać w ciemności.

Jaka piękna pogoda. Bezchmurne niebo, lekki wiaterek… Bogowie sprzyjają.

Idylliczną chwilę rozwiały szybkie, zbliżające się kroki.

Odwróciłam wzrok od nieba. Posłaniec rymsnął na kolana przede mną, jego oliwkowa skóra była mokra jak gdyby dopiero wyszedł z kąpieli.

– Mów – zażądałam.

– Syreny, o najwyższa! – wysapał. Uniósł głowę, lecz nie ważył się spojrzeć mi w oczy. – Wychodzą na plażę, ludzi straszą! Krzyczą coś po swojemu, wszyscy się boją…

Przewróciłam oczami. Trudno było o dobrego posłańca w tych czasach. Mówili za szybko, gubili słowa, a najczęściej i sens tego, co mieli przekazać.

– Domem syren jest morze – odparłam i wyprostowałam się dumnie jak na najwyższą kapłankę Wężowej Pani przystało. – Dlaczego miałyby wychodzić na ląd?

Posłaniec stęknął pod nosem.

– Ja… Yyy, nie wiem, ale… Ale wychodzą!

– Czy to jakiś niemądry żart, człowieku?

Mężczyzna skulił się, rękami zasłonił głowę. Trząsł się jak skrzydła cykady w locie.

– Nie, o Najwyższa! Nigdy nie śmiałbym…

I wtedy to usłyszałam.

Niczym chór wszystkich kobiet na świecie, o najpiękniejszej, lecz jednocześnie najbardziej przerażającej barwie głosu. Dźwięk poruszający morzami, statkami i sercami głupców.

Nigdy jeszcze nie słyszałam ich aż tak głośno. Śpiew dobiegał zewsząd, lecz pałac i świątynia znajdowały się na wzgórzu, dobrą godzinę drogi od morza.

Zmarszczyłam brwi.

Wężowa Pani przygotowała dla mnie nowe wyzwania.

 

***

 

Naturalnie, schwytaliśmy ich tyle, ile się dało.

Część wyschła na plażach, część skończyła z roztrzaskanymi czaszkami, gdy wynurzyły się w złej okolicy… Darły się wniebogłosy, wypełniając całą wyspę swą pieśnią. Z początku nawet mi się podobała, ale z czasem zaczynała coraz bardziej przypominać piski i wrzaski rozeźlonej dzieciarni.

Jedną z syren, najsilniejszą i najpiękniejszą, zamknęłam w jaskini z naturalnym stawem. Ledwo przeżyła drogę. Przesłuchania wolałam przeprowadzać u siebie; z dala od domu czułam się oddzielona od mojej Pani, patronki mądrości, a wiedziałam, że będę potrzebować jej pomocy.

Syrena nieco się uspokoiła. Odizolowana od sióstr, nie miała wyboru, jak w końcu się uciszyć. Nie mogła dobrze zgrać się z pieśnią.

– To nie jest wasze miejsce. – Stanęłam nad brzegiem stawu i zmierzyłam stworzenie spojrzeniem od ogona do głowy. – Dlaczego wychodzicie z morza?

Syrena spojrzała na mnie spode łba; włosy z wodorostów opadły jej na twarz, zakrywając tajemnicze ślepia.

– Bo morze już nie jest dobrym domem. Morze jest złym domem, morze jest nieprzyjaznym domem.

– Powtarzasz to samo, tylko inaczej – sarknęłam i położyłam dłonie na biodrach. – Co jest nie tak z morzem?

– Morze się burzy, morze krzyczy, morze się pieni, morze wrze.

– Morze od zawsze się burzyło, pieniło i krzyczało. Ale wrzeć?

– Moje siostry poparzone, moje siostry uduszone, stworzenia morza brzuchem do góry obrócone.

– Poparzone, co? – Pogładziłam się po podbródku. – Morze goreje?

– Głębiny płoną, powierzchnia wciąż chłodna. Niedługo. Niedługo powierzchnia zapłonie, niebo zapłonie, chmury zapłoną, ziemia zapłonie.

Nie zauważyłam nawet, kiedy się do mnie zbliżyła. Zaczarowała mnie zwykłymi słowami?

Syrena oparła dłonie na skale, wyciągnęła się na nich na powierzchnię. Jej malachitowy ogon trzepnął kilka razy w powietrzu i zawisł w bezruchu. Kucnęłam, nachyliłam się nad nią. Lazurowe ślepia wyjrzały spomiędzy wodorostowych strąków.

– Góra ognia! – syknęła mi w twarz.

I już wiedziałam, że moją rolą stało się udobruchanie kolejnego monstrum.

 

***

 

Jeszcze zanim ogłosiłam nadchodzące zmiany, statki z ofiarami zaczęłam kierować ku wyspie na północy. Miast trafiać do naszego Pałacu, lądowały u stóp Ognistej Góry. Tamtejsze kapłanki wielce zdziwiły się przekazanymi wieściami – ale musiały się zgodzić, że morze stawało się cieplejsze i uboższe w życie.

Mijały dni i tygodnie. Wody wypluwały na piasek martwe ryby, delfiny i syreny. Połowy stawały się coraz trudniejsze, aż w końcu rybacy zupełnie przestali wypływać na morze. Powiadali, że wpadająca na pokład woda paliła ich stopy i ramiona. Gdy jeden z nich wypadł za burtę, jego ciało rzekomo zasyczało, nim zniknęło pod powierzchnią.

Góra zaczęła dymić. Zawsze spokojna i czuwająca nad Wyspami, wzburzyła się nie wiedzieć czemu i dyszała, niczym wściekły tur puszczający parę w chłodny poranek.

Ogień zdobywał kontrolę nad wodą.

Zaburzał naturalną równowagę.

Modliłam się bez wytchnienia do Wężowej Pani, ale ona tylko powtarzała moje myśli niczym złośliwe echo.

Trzeba było udobruchać naturę. Składać ofiary. Czyli składać ofiary i dla Wężowej Pani, i dla Góry, tak!? Ile tych ofiar miałam składać? Północni pobratymcy z kontynentu zaczęli się burzyć – nie chcieli wysyłać większego trybutu niż zwykle. Pragnęli mieć nieco młodych kobiet i mężczyzn dla siebie, ci niewdzięczni przeniewiercy.

Pracowałam z tym, co mi dano. Ołtarze Wężowej Pani barwiły się na szkarłatno, gardziel Ognistej Góry połykała ofiarę za ofiarą.

Ale wciąż była głodna.

Węże w świątyni spijały krew, Góra trawiła pokarm w swych gęstych sokach.

Wężowa Pani w końcu przestała się do mnie odzywać, a Góra uznała, że nareszcie czas dać upust wściekłości.

Kto był daleko, ten musiał liczyć na litościwą śmierć. Ja zaś poprowadziłam mieszkańców Miasta w głębiny Pałacu. Niewielu wiedziało, że pod Miastem znajdowało się, cóż… drugie Miasto, lecz podziemne. Siedem wrót oddzielało nas od ognia i wody. Musieliśmy przetrwać. Ktoś musiał nad nami czuwać.

Rzesze mieszkańców zasiedliły niezliczone pokoje. Weszłam do jednej z większych sal, godnych Najwyższej Kapłanki.

Nagle, ni stąd, ni zowąd, powiało ciepłym, wilgotnym powietrzem.

I odkryłam, że mogłam opacznie zrozumieć Wężową Panią.

– Byłem głodny.

Koniec

Komentarze

Dla mnie to opko klimatem stoi, klimatem i obrazami, które przywołujesz przed oczy czytelnika. Prym wiedzie tutaj ten fragment:

– Bo morze już nie jest dobrym domem. Morze jest złym domem, morze jest nieprzyjaznym domem.

– Powtarzasz to samo, tylko inaczej – sarknęłam i położyłam dłonie na biodrach. – Co jest nie tak z morzem?

– Morze się burzy, morze krzyczy, morze się pieni, morze wrze.

– Morze od zawsze się burzyło, pieniło i krzyczało. Ale wrzeć?

– Moje siostry poparzone, moje siostry uduszone, stworzenia morza brzuchem do góry obrócone.

– Poparzone, co? – Pogładziłam się po podbródku. – Morze goreje?

– Głębiny płoną, powierzchnia wciąż chłodna. Niedługo. Niedługo powierzchnia zapłonie, niebo zapłonie, chmury zapłoną, ziemia zapłonie.

Bardzo ładny, budzący ciarki fragmencik.

Widmo zagłady cały czas wisi nad bohaterką (która, żeby się czepnąć na siłę, jest bardzo niedopowiedziana, trochę jak niedorysowany szkic – ale szaleństwem byłoby się o to pultać w przypadku tekstu na tysiąc słów), a czytelnik czuje to od początku do końca.

Kliku za klimatu.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej 

Popieram powyższy komentarz. Klimat opowiadania jest bardzo specyficzny w pozytywnym znaczeniu :). Jest na granicy mroku i czuć zbliżającą się katastrofę. Fajny motyw z syrenami, wypływającymi niczym ryby z zatrutego jeziora. Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Biedne syreny. Nie zrozumiałam zakończenia, ale sama opowieść niepokojąca i wciągająca. Moim zdaniem szkoda takiego dużego, smakowitego pomysłu na szort, chyba że będzie kontynuacja.

Lożanka bezprenumeratowa

fajne, fajne a potem już nic nie wiem. Dobrze, że nie ja jedna bo nabawiłabym się komplesków. wink

Hej BarbarianCataphract! Środowy dyżurny melduje się przy tekście technicznie niewchodzącym do grafiku (konkursy nie wchodzą, prawda? :P)

 

Nie będę przesadnie odkrywczy, przedmówcy już wystarczająco się wypowiedzieli w temacie. Siłą szorta jest gęsty klimat nieuchronnej katastrofy i… syreny! Wężowa Pani zdecydowanie nie należy do bóstw (?) litościwych, aczkolwiek nie do końca rozumiem ostatnie przemyślenie narratorki. W sensie, nie wiem, jak inaczej mogła zrozumieć Wężową Panią :)

 

Niezależnie od kwestii zakończenia, czytało się bardzo dobrze. Pod względem językowym szort jest naprawdę dopieszczony. Lecę klikać i życzę powodzenia w konkursie! Pozdrawiam! :)

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Gravel!

 

Cieszę się strasznie, że zwróciłaś szczególną uwagę na ten fragment. <3 Też go lubię, chyba najbardziej w tym tekście.

No, bohaterce poświęciłem mniej uwagi niż klimatowi i ogólnemu kontekstowi, nie bij ;_; Odkupię te grzechy w postaci Aesuka, Ahmesa i Firari :>

Dziękuję za kliczka i komentarz <3

 

Bardzie!

 

Tak jest, fajnie, że zwróciłeś na to uwagę Dziękuję za komentarz i klika :3

 

Ambush!

 

Niby tak, ale może to ich ofiary są biedniejsze? ;)

Cieszę się, że opowieść wyszła niepokojąca i wciągająca – mój zamiar został osiągnięty. :D

Dzięki za komentarz i klika!

 

Nova!

 

Kurdebele, szkoda, że do samego końca nie było fajne :((

 

Zbiorczo dla Was – kluczem do odpowiedzi jest początek opowiadania i słowo “zaniedbanie” ;)

Mam nadzieję, że to nieco rozjaśni pewne wątpliwości.

 

EDIT:

 

Cezary!

 

Wrzuciłeś komentarz akurat w momencie, gdy pisałem ten. :D

Dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że klimat stworzyłem na tyle spójnie, że czytelnicy zgadzają się co do odczuć.

A odnośnie opacznego zrozumienia – rzeczywiście, pierwotnie jej wniosek w mojej głowie wyglądał przekonująco, ale dodałem kilka słów we fragmencie, gdzie narratorka opowiada o “odpowiedziach bogini niczym złośliwe echo”. Teraz to powinno być bardziej jasne. Dzięki za zwrócenie uwagi ;)

No i dzięki jeszcze raz za klika ^^

Pozdrawiam!

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

devil

Odkupię te grzechy w postaci Aesuka, Ahmesa i Firari :>

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Obiecuję :3

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

O, ładne to!

I ładnie przemycasz grozę pod taką dość niefrasobliwą narracją.

Paru sformułowań bym się może doczepił, ale ogólnie bardzo dobra robota!

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Nigdy jeszcze nie słyszałam ich aż tak głośno

 

Słyszeć można wyraźnie albo dobrze, ale czy głośno? Ewentualnie nigdy jeszcze nie słyszałam ich aż tak głośnych, czy coś.

 

Powiem tak, fajny klimat dark fantasy i nadciągającej apokalipsy, wszystko w cieniu krwiożerczego głodu dwóch bogiń. Bohaterka się stara, ale podskórnie wiemy, że jej poczynania są z góry skazane na niepowodzenie. Zgadzam się z przedpiścami, że klimat stworzyłeś interesujący, a rozmowa bohaterki z syreną wypadła świetnie.

Nie rozumiem zakończenia. Kto był głodny, o co chodzi?

Ponieważ czytało się z zainteresowaniem, polecę do zasobów bibliotecznych. 

"Odrzwia zaszurały …" – odrzwia są nieruchome, więc nie mogą zaszurać. SJP – "ODRZWIA : oprawa bądź budowlane umocnienie otworu, w którym zamocowane są drzwi".

"… nie miała wyboru, jak w końcu się wyciszyć." – coś z tym zdaniem jest nie tak. "… nie miała innego wyjścia jak w końcu się uciszyć" ? (wyciszenie to jest stan wewnętrzny umysłu). Albo może "… nie miała wyboru – musiała w końcu się uciszyć" ? … ?

Zakończenia nie ogarnąłem miałkim rozumem.

Nie zrozumiałem zakończenia, ale jestem prosty zwierzak. Do zakończenia ciekawe. Powodzenia w konkursie. :)

Staruchu!

 

Dziękuję Ci bardzo, taki był właśnie cel. Cieszę się, że przypadło Ci do gustu :D

 

AnonieRa!

 

Kłaniam się nisko – ponownie me serce radują wieści, że syrenia rozmowa zrobiła wrażenie. :>

Dzięki za klika <3

 

SPW!

 

Odrzwia mogą być także dużymi, zabytkowymi drzwiami i takie też mogą się ruszać :3

https://wsjp.pl/haslo/podglad/77337/odrzwia/5194616/drzwi

https://sjp.pwn.pl/sjp/odrzwia;2493701.html

 

W tekście jest “nie miała wyboru, jak w końcu się uciszyć.” Nic nie trzeba poprawiać.

Dzięki za odwiedziny!

 

Koalo! 

 

Cieszę się, że znalazłeś coś ciekawego dla siebie. Dziękuję za odwiedziny :3

 

Raz jeszcze zbiorczo odpowiem – klucz do zakończenia leży w pierwszym fragmencie. ;)

A jeśli jeszcze kogoś to nie przekonuje, to rzucam słowo klucz (chociaż i bez niego powinno dać się zrozumieć tekst – specjalnie nie chciałem podawać konkretnych nazw własnych): Knossos.

 

EDIT:

 

Yantri!

 

Dzięki za jurorskie odwiedziny ^^

 

Pozdrawiam wszystkich!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Ładnie i obrazowo opowiedziałeś tę osobliwą historię, ale finału, niestety, nie zrozumiałam.

 

Spu­ści­łam wzrok z nieba. → Czy miała wzrok w niebie i patrzyła z góry?

Może: Odwróciłam wzrok od nieba.

 

Tam­tej­sze ka­płan­ki wiel­ce zdzi­wi­ły się na prze­ka­za­ne wie­ści… → Tam­tej­sze ka­płan­ki wiel­ce zdzi­wi­ły się prze­ka­za­nymi wie­ściami

Zdziwić można się czymś, nie na coś.

 

Po­wia­da­li, że wpa­da­ją­ca na po­kład woda pa­li­ła ich stopy i ra­mio­na. Gdy jeden z nich wy­padł za burtę… → Nie brzmi to najlepiej.

Może w pierwszym zdaniu: Po­wia­da­li, że wpływająca/ wlewająca się na po­kład woda pa­li­ła ich stopy i ra­mio­na.  

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeważnie nie wypowiadam się na temat tak krótkich tekstów, ale skoro już przeczytałem…

Z początku nawet mi się podobała

Pewnie to subiektywne, ale jakoś mi ton tego zdania nie pasował do tej ponurej kapłanki (?). Zbyt… niewysublimowany? Nie wiem, sam oceń.

 

Technicznie bardzo dobrze.

Syreny naprawdę fajne. Szkoda, że nie było miejsca na jakąś głębszą tajemnicę.

 

Też nie wiedziałem, kto był głodny, ale podpowiedź pomogła. Ale wiesz co – ten początek jest jednak zbyt enigmatyczny, żeby to było oczywiste…

Reg!

 

Dziękuję za uwagi i miłe słowa, cieszę się, że chociaż trzon tekstu się spodobał. ^^

 

Varg!

 

No cóż, inszallah zobaczymy dalsze przygody opowiadania. Może jeszcze nadarzy się okazja, żeby rozszerzyć ten motyw do większej liczby znaków ze spacjami. ;)

Kurde no, bidny Minotaur, niezrozumiany przez większość. Teraz będzie potrzebował turapii :((

 

Dzięki Wam i pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Bardzo proszę, Barbarianie. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć, Barbarko!

 

Barbarca w klasycznym wydaniu – otoczony mitami, jak ciepłą wodą w kąpieli, choć to może w tym tekście nie najlepsze porównanie ;)

Ładnie, klimatycznie, i również przyznaję, że rozmowa z Syreną jest super – pokazałeś jej inność, uwiarygadniając dialog.

 

Pozdrówka i powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cockussy!

 

To ja :3 Dziękuję, że tak mnie postrzegasz, to bardzo miłe. Lubię ciepłą kąpiel, ale nie gorącą – chociaż niektórzy preferują, jak woda smaży im skórę xD (ale na pewno nie Syreny).

 

Dziękuję i pozdrówka!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Samo życie – ciągle nowe wyzwania, a na końcu okazuje się, że nie całkiem o to chodziło…

Dołączam do chóru nierozumiejących wszystkiego. OK, słowo klucz tłumaczy, kto lub co mieszka w podziemiach, ale nie widzę nigdzie tych słów, które można było opacznie zrozumieć.

Babska logika rządzi!

Dzień dobry.

Coś się zalęgło pod morzem tudzież miastem, przegapiło podwieczorek i zaczęło tupać nóżką? Ach, biedni ludzie…

Sposób narracji ciekawie kontrastuje z epoką, w której dzieje się akcja. Taka mieszanka imo wypada całkiem świeżo. Spodobała mi się też kreacja syreny.

Porządny szort, Barbarianie Cataphrakcie!

Finklo!

 

Tak jest – człowiek się poci, krwawi, robi wszystko, by czemuś zapobiec, a niebezpieczeństwo nadchodzi z drugiej strony

To jeszcze jeden tip:

Modliłam się bez wytchnienia do Wężowej Pani, ale ona tylko powtarzała moje myśli niczym złośliwe echo.

Trzeba było udobruchać naturę. Składać ofiary. Czyli składać ofiary i dla Wężowej Pani, i dla Góry, tak!? Ile tych ofiar miałam składać?

No, może pomoże :3

Dzięki za odwiedziny!

 

Panie Jasnostroński!

 

Zawsze się trochę tupie nóżką – naleciałość z pracy z królikami :>

Dziękuję za miłe słowa i odwiedziny <3

 

Pozdrawiam Was!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

No, ja bym te słowa zinterpretowała, że Wężowej Pani nie ma i nigdy nie było. Ale skoro w podziemiach ktoś mieszka, to jednak byty nadprzyrodzone łażą po świecie.

Babska logika rządzi!

Opko klimacikiem stoi, bardzo ładnie napisane, podobało mi się. Dołączam do chóru nierozumiejących zakończenia, bo w sumie nawet jeśli Wężowa Pani nie istniała, a problemy wywołało to coś w podziemiach, to czemu, przecież też było dokarmiane ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irko!

 

Dziękuję za miłe słówka dla klimatu :3

 

to coś w podziemiach, to czemu, przecież też było dokarmiane ;)

A na pewno było? :D

 

Dzięki i pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

A na pewno było? :D

Toż mu zaraz na początku przerażone jedzonko wrzuciła ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Toż mu zaraz na początku przerażone jedzonko wrzuciła ;)

No tak. A potem? ;)

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Popieram przedpiśców. Klimat ciekawy, scena z syrenami super, ale zakończenie wybija. Ostatnio usłyszałem taką wskazówkę, że dla autora wszystko wydaje się 10 razy bardziej zrozumiałe niż dla czytelnika ;)

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Szyszkowy!

 

Hej, dzięki za odwiedziny! :D

Bardzo mi miło, że syreny i klimat się spodobały. :3

Co do końcówki – cóż, czasem się faktycznie autor przejedzie. Czasem zabraknie jednego czy dwóch kluczowych słów, które zwiększyłyby procent zrozumienia z 25 do 90, ale zasady konkursu są takie, jakie są i zachowam się sprawiedliwie. Biorę to na klatę ^^

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Ładne, ale nie będę udawał, że zrozumiałem więcej niż poprzedni komentujący. Czuję, jakby brakowało dosłownie jednego zdania pod koniec, które rozjaśni sytuację. Klimat jest, fajne dialogi są, pomysły też i ta niejasność nie ujmuje tekstowi, ale trochę szkoda.

Cześć,

 

Ogólnie mi się podobało, szczególnie atmosfera. Dołączam do grona niezbyt rozumiejących zakończenie, nawet po przeczytaniu Twoich komentarzy.

Pozdrowienia z Kopenhagi

Reinee i Elas!

 

Dzięki za odwiedziny i komentarze!

 

Pozdrawiam

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Nowa Fantastyka