- Opowiadanie: lbastro - Translokacja

Translokacja

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Translokacja

Translokacja

 

 

 

Pamiętam to jak dziś. Gdy nastąpiła translokacja miałem szczęście zerkać w teleskop. Nie był to jednak wielki profesjonalny instrument lecz ledwie ośmiocalowy Celestron. Byłem lekko zdenerwowany, bo nie sprawdziłem baterii w sterowniku i mimo pełnej automatyki, pozbawiony bazy danych, musiałem ręcznie kierować przyrząd w wybrane miejsca na niebie. Na szczęście samo pozycjonowanie teleskopu, bazujące na odbiorniku GPS, oraz ruch dobowy działały bez zarzutu.

 

Wieczór, mimo późnojesiennej pory, był bardzo ciepły i w takich chwilach z przyjemnością prowadziłem zajęcia dla kółka młodych miłośników astronomii. Dzieci w wieku 9-11 lat to niezwykle wdzięczni słuchacze. Chłoną opowieści o gwiazdach i gwiazdozbiorach, a gdy mają okazję popatrzeć przez teleskop na jakieś ciekawe obiekty to pieją wręcz z zachwytu.

 

Przypomniałem sobie tkwiąc w dziwnej pozycji quasimodo z okiem przy okularze celownicy teleskopu, jak sam będąc małym chłopcem, leżałem na łące w gospodarstwie swej babci i zwyczajnie gapiłem się w smoliste niebo usiane brylancikami gwiazd. Wtedy, a miałem dokładnie dziesięć lat, postanowiłem, że będę astronomem. Może któreś z tych dzieciaków też podejmie dziś takie postanowienie. Taka myśl budowała.

 

Delikatnie kręciłem na przemian pokrętłami azymutu i wysokości, ustawiając dokładnie w środku subtelnego, ledwie widocznego krzyżyka owalną mgiełkę. M31 – Wielka Mgławica w Andromedzie. Galaktyka spiralna odległa od nas o ponad dwa miliony lat świetlnych. W myślach przypomniałem sobie co wydarzyło się na Ziemi dwa miliony lat temu, żeby zilustrować przykładem oklepany ale dla obecnych słuchaczy niezwykle ciekawy wywód. Gdy zatem z M31 wyemitowane zostało światło, które teraz widzimy przez ten teleskop, na Ziemi zaczynała się epoka lodowcowa. W myślach już czekałem na pytania związane ze znanym filmem i liczyłem, że będę w stanie temu sprostać. Wszak sam mam dzieci, dzięki którym jestem na bieżąco z repertuarem dziecięcych animowanych hitów.

 

Ustawiłem teleskop i kontrolnie zerknąłem przez okular umiejscowiony w ognisku Cessegraina. Wyostrzyłem obraz. Mgławica spiralna, jak kiedyś nazywano tego typu obiekty, wyglądała cudownie. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że widać w istocie tylko obszary w pobliżu jądra tej galaktyki, bo cała M31, tak pięknie eksponowana na zdjęciach zajmuje obszar sześć razy większy niż księżyc w pełni na niebie ale i tak czułem już, że dzieciaki będą zachwycone.

 

W chwili gdy poruszyłem okiem, odejmując je od okularu, zauważyłem, że obraz mgławicy zastąpiła jakaś grupka błękitnych gwiazd. Zerknąłem wiec ponownie. „Cholera, chyba poruszyłem teleskopem" – mruknąłem cicho do siebie. Usłyszałem jednak w tym momencie, cichutkie do tej pory dzieci, kóre zaczęły krzyczeć z entuzjazmem w głosie:

 

– Ojej, ale to fajne!

 

– Niebo się odmieniło. Patrzcie! Niebo się odmieniło!

 

– Wow! Super!

 

Spojrzałem wpierw na grupę. Wszyscy stali z zadartymi wysoko głowami. Sam więc, niejako odruchowo spojrzałem w kierunku zenitu, mniej więcej tam, gdzie normalnie można było o tej porze odnaleźć gwiazdozbiór Andromedy. Oczy prawie wyszły mi z orbit. Gapiłem się tak chyba z kwadrans, po czym kazałem dzieciakom iść do domu. Nie były zadowolone, ale podziałało tłumaczenie, że to wyjątkowa sytuacja i muszą o swym odkryciu powiedzieć rodzicom. Sam zaś zacząłem systematyczny przegląd nieba. Mimo trzydziestu lat praktyki obserwacyjnej nie rozpoznawałem absolutnie nic.

***

 

Późno w nocy, gdy z mieszanymi uczuciami wróciłem już do domu zastałem włączony telewizor z kanałem informacyjnym i żonę oglądającą jakąś rozmowę. Rozpoznałem dwóch kolegów astronomów ze stolicy biorących udział w dyskusji na żywo. Dyskusja dotyczyła dziwnej zmiany wyglądu nieba.

 

Chwila gapienia się w monitor przekonała, że sytuacja jest bardziej niż dziwna. Wielka na piątą część obserwowanego nieba galaktyka spiralna, której nagłe pojawienie się w zenicie widziałem, raczej nie była Drogą Mleczną podglądaną z zewnątrz, jak przypuszczałem przez moment będąc przy teleskopie. Nie zastanawiałem się jednak wtedy jakim cudem mógłbym razem z Ziemią trafić w miejsce tak wspaniałego widoku.Ta galaktyka pozbawiona była charakterystycznej poprzeczki, co uświadomiłem sobie teraz, słuchając rozmowy w telewizorze. Była to galaktyka typu Sc. Oprócz niej orbitalny teleskop Herschela zanotował obecność trzech innych galaktyk spiralnych możliwych do zaobserwowania bez trudu nawet z centrum miasta i to bez teleskopu.Akurat jednak w tej porze roku dostrzeżenie ich z powierzchni Ziemi uniemożliwiała bliskość Słońca. Na niebie można było odszukać charakterystyczną mgiełkę Drogi Mlecznej ale okazało się bardzo szybko, żejej struktura znacznie różni się od tej opisanej ongiś przez Galileusza.

 

– Dzwonili do ciebie – odezwała się żona, gdy skupiona na programie zauważyła wreszcie, że przysiadłem na oparciu sofy. – Chyba ze sto razy.

 

Akurat, gdy to wypowiedziała odezwał się dzwonek telefonu. Odebrałem niechętnie dopiero po szóstym sygnale, domyślając się, że to ktoś z mediów. Nie pomyliłem się.

 

– Dobry wieczór. Jestem z lokalnej rozgłośni radiowej – przedstawił się miły, męski głos. – Czy zgodzi się pan, jako zawodowy astronom, odpowiedzieć na kilka pytań.

 

– W jakiej sprawie? – zapytałem, żeby nieco się z nim podrażnić. Wyczuł jednak to bezbłędnie. Zawodowiec.

 

– Niech pan nie żartuje. To zjawisko to coś niebywałego i nasi słuchacze bez przerwy dzwonią.

 

– Postaram się – zapewniłem. – Kiedy?

 

– Choćby zaraz! Jeśli pan chce przyślę samochód.

 

– Dziękuje, przyjadę swoim.

 

– Adres pan zna?

 

– Tak, gościłem nieraz u pańskiego kolegi na ulicy radiowej przy okazji różnych audycji.

 

– W takim razie czekam i już daję sygnał słuchaczom, że astronom jest w drodze do studia.

 

Ledwie odłożyłem słuchawkę, telefon odezwał się znowu.

 

– Słucham. – zapytałem słuchawkę lekko rozdrażnionym głosem. Byłem skołowany i nieco już zmęczony, bo cały czas myślałem o dziwnym niebie i starałem się odgadnąć co to może znaczyć; jaka jest tego przyczyna.

 

– No jesteś wreszcie! – poznałem głos dyrektora obserwatorium, mojego dawnego szefa. – Powstał sztab kryzysowy przy NASA i ESA, i nasz ośrodek ma troszkę badań do przeprowadzenia. Wiem, że nasze drogi się jakoś rozeszły ale teraz jest czas wyjątkowy! – wypowiedział te słowa jakby strzelał z kałasznikowa.

 

– Jakich badań? – zainteresowanie było pozorne, chociaż pewnie gdzieś na dnie duszy odnalazłbym troszkę entuzjazmu.

 

– Nieważne. Potem ci wyjaśnię, przyjedź najwcześniej jak możesz. Liczy się każdy człowiek z wiedzą o Wszechświecie!

 

– Domyślam się. Widziałem moment zmiany i sam jestem bardzo ciekawy.

 

– Każę przygotować ci pokój w części hotelowej. Tak więc nie martw się o zakwaterowanie.

 

– Dobrze – spojrzałem na zegarek – będę przed szóstą rano.

 

Spakowałem torbę i pożegnawszy żonę.

 

– Nie wiem, kiedy będę w domu. To sytuacja kryzysowa i mam nadzieję, że dziekan na wydziale to zrozumie.

 

– Dobrze. – odparła, a gdy byłem już w drzwiach dodała jeszcze – Zadzwoń.

 

W rozgłośni radiowej spędziłem ponad godzinę, wściekając się na ludzi, a raczej na ich ignorancję. Seria debilnych pytań albo próby jeszcze bardziej debilnych prób tłumaczenia zjawiska zmęczyły mnie tak dalece, iż obawiałem się ruszyć w drogę. Szczęśliwie jednak wcześniej niż myślałem dotarłem do otwartej na oścież bramy obserwatorium.

 

O dziwo budynek, mimo pory najlepszego snu, tętnił życiem, jakby obserwatorium wizytował premier albo co najmniej minister nauki i szkolnictwa wyższego. Bez zbędnych słów skierowano mnie do zespołu, który dokonywał radioteleskopem szybkiego skanowania nieba na kilku częstotliwościach. Dane, po wstępnej kalibracji trafiały do Niemiec, gdzie były zszywane z tymi pochodzącymi od innych obserwatoriów

 

Troszkę pracy, dużo rozmów z dawnymi kolegami i ludźmi, których dopiero co poznałem. Kurcze, udzieliła mi się nawet ta atmosfera. Zazwyczaj ospały ośrodek przypominał teraz mrowisko.

 

***

 

Pamiętam jak dziś wieczór dnia następnego po translokacji. Burza w mediach trwała na dobre, a ja wraz z dwoma dawnymi przyjaciółmi siedzieliśmy w hałaśliwym pubie niedaleko kampusu uniwersyteckiego. Nasza znajomość rozluźniła się znacznie, gdy wyjechałem. Oni znaleźli zatrudnienie na miejscu, a ja miałem spory szlaczek na mapie życia. Cały czas jednak pozostało wiele wspólnych tematów, a przede wszystkim wspomnień. Jeden z nich był prawnikiem, a drugi doktoryzował się z historii i pozostał w lokalnym uniwersytecie.

 

Nie mogłem odpuścić okazji spotkania z nimi, nawet w takim momencie. Zapuściłem skrypt automatycznego przeglądu nieba na częstości 1.4 GHz w obserwatorium i urwałem się, umówiwszy wcześniej telefonicznie. Cóż, także w przełomowych dla nauki i całej planety chwilach trzeba myśleć o relaksie.

 

– Powiem ci tak, drogi kolego – rzekł historyk, – Jakiś czas będzie huczek ale to się uspokoi, bo jakie ma znaczenie dla nas na Ziemi to czy układ słoneczny jest w takim albo siakim miejscu.

 

– No niby ma, bo gdybyśmy znaleźli się zbyt blisko… – zacząłem wywód ale historyk przerwał mi w połowie zdania.

 

– No wiem, że są te różne czarne dziury, pulsary, kwazary, skwarki i inne cholerstwa – zaśmiał się. – Chodzi o to, że jeśli otoczenie jest podobne… No jeśli warunki są wokół układu słonecznego zbliżone, to nie ma znaczenie gdzie jesteśmy. Przynajmniej tak zrozumiałem tych profesorków z telewizora.

 

Pociągnął spory łyk Heveliusa i wobec milczenia przy stoliku ponowił wywód.

 

– Jedyna różnica od wczoraj jest taka, że gwiazdy mamy nad głową inne. Mówią, że nawet ładniejsze. Ale kto teraz patrzy w niebo?

 

– Ja. – powiedziałem stanowczo.

 

– No tak. Jasne! – znowu łyczek piwa, który niczym meksykańska fala na boisku obiegł stolik wkoło – Ty jesteś jednak hmmm… No wiesz. Nie obraź się. Jesteś inny i na swój sposób popaprany.

 

Prawnik parsknął kiwając głową ze słowami. – To fakt.

 

– Ale takich pasjonatów nieba jest niewielu, a astronomów to już zupełnie pojedyncze sztuki. Wasz gatunek jest rzadki jak bengalski tygrys albinos. Normalnych ludzi interesuje, jaka będzie pogoda, po ile paliwo kupią czy te bułki. Normalnych ludzi interesuje mecz w telewizorze i to czy mogą sobie kupić dwa czy może cztery piwa.

 

Zwrócił się do prawnika.

 

– Czy ciebie, kolego, interesują na ten przykład rozgwiazdy w wielkiej rafie koralowej albo mrówki w lesie tropikalnym?

 

– Nieszczególnie. Ani rozgwiazdy ani gwiazdy. Nawet teraz. Zresztą wieczór zapowiada się pochmurny, więc na co mi takie zainteresowania – odparł prawnik. Historyk zaśmiał się tylko z lekka i ciągnął:

 

– No widzisz, – rzekł w moją stronę – normalnych ludzi, a takich jest 99 procent na naszej niebieskiej planecie

 

– Błękitnej – poprawiłem.

 

– A co za różnica? – zapytał historyk.

 

– Dla mojej żony istotna – wtrącił się prawnik.

 

– No więc dla 99 procent ludzi na błękitnej planecie sprawy istotne, to te, na które mamy wpływ.

 

– Fakt – prawnik troszkę się pobudził – z tego, co mówili po południu, to z pierwszych obliczeń wynika, że zmienione zostało położenie układu słonecznego i coś tam poza nim.

 

Poczułem się w obowiązku wytłumaczenia im jak maja się obecnie sprawy. Cały dzień deliberowaliśmy o tym z kolegami w obserwatorium.

 

– Wstępnie uważa się, że translokacji uległ obszar o średnicy kilkunastu lat świetlnych, w tym Słońce i cały układ planetarny. Na pewno odnaleziono trzy gwiazdy tworzące alfę Centaura, zidentyfikowano gwiazdę Barnarda, Lalande 21185, Ross 248 i 61 w Łabędziu.

 

– Dużo nam to mówi – zaśmiał się prawnik. Zignorowałem go.

 

– Problem jest taki, że nie wiadomo, gdzie nas przerzuciło i absolutnie nie wiadomo, co translokację spowodowało. Możemy być w innym miejscu wszechświata albo w innym wszechświecie, jak mówią niektórzy. Cały czas szukamy czegoś znajomego. Jakiegoś kwazara albo galaktyki. Czegoś, czego można by się uczepić w próbie ustalenia, gdzie jesteśmy.

 

– Jeden z bohaterów filmowych powiedział, że nie jest ważne dokąd zmierzasz, tylko skąd przybyłeś.

 

– Daj spokój – odparłem nieco poirytowany zbyt dobrym, jak na sytuacje humorem kolegów. – Moja kariera wczoraj została pogrzebana.

 

– A niby dlaczego? – zapytał prawnik.

 

– Naukowo zajmowałem się przeglądami obiektów na falach radiowych i ich katalogowaniem. Odkryłem nawet trochę nowych, specyficznych kosmicznych radioźródeł. Dostałem nagrody. Żaden Nobel ale zawsze coś można nad kominkiem postawić. I nagle okazuje się, że wszystkie moje osiągnięcia można wrzucić do śmietnika, bo nic absolutnie nie znaczą.

 

– No niby masz rację – odezwał się historyk. – Nas owa, jak to nazywają, translokacja generalnie nie dotyczy. Ty masz z tym problem większy. Ale trzeba nauczyć się dostrzegać też plusy. – Wziął kolejny łyk Heveliusa. – Nie zgłupiałeś przecież od wczoraj i chociaż świat, który dotąd badałeś nagle się zmienił, to jednak nadal masz pracę. I to dużo pracy. A czasy są ciężkie. – Mrugnął do mnie okiem.

 

– Niby masz rację. Trzeba bedzie powalczyć z tym problemem. Możliwe, że znacznie zwiększę się dotacje na badania Kosmosu.

 

– To tak jak pisarz, który tworząc swe dzieło jednocześnie uczy się korzystać najpierw z maszyny do pisania, a potem z komputera.

 

– Dla pisarza to na jedno wychodzi – wtrącił prawnik.

 

– No prawie – odparł historyk i ciągnął przypowieść. – Nawet jeśli ktoś lub coś zniszczy jego dzieło, to zostaje mu rozum i spora biegłość w posługiwaniu się klawiaturą. Może zatem, przy odrobinie chęci zapełnić kolejne strony. Nie martw się więc, bo masz szanse zacząć od nowa. Być może lepiej.

 

– Pewnie masz rację – zerknąłem na zegarek. Czas wracać i zmienić skrypty sterujące radioteleskopem.

 

„Może już coś wiadomo," – pomyślałem, gdy wyszedłem z pubu w chłód wieczoru ozdobionego chmurnym niebem chłodzącym nastroje mżawką. Skierowałem się na parking. – „A może miną lata lub stulecia zanim poznamy czym była translokacja i gdzie jesteśmy. W zasadzie to upłynęła dopiero doba. Trzeba zakasać rękawy i od nowa zbudować obraz Wszechświata!"

 

 

Koniec

Komentarze

- Ale takich pasjonatów nieba jest niewielu, a astronomów to już zupełnie pojedyncze sztuki. Wasz gatunek jest rzadki jak bengalski tygrys albinos. Normalnych ludzi interesuje, jaka będzie pogoda, po ile paliwo kupią czy te bułki. Normalnych ludzi interesuje mecz w telewizorze i to czy mogą sobie kupić dwa czy może cztery piwa.

Zasmucił mnie ten fragment... Szczególnie ostatnie zdanie... Kto jest normalnym?

To tylko zdanie wypowiadane przez jedną z postaci ;) Ja odpowiadam siebie na kwestie normalnosci tak:
jestem jak najbardziej NORMATNY ale NORMY wyznaczan sobie sam!

Nasunęła mi się po prostu taka myśl (z doświadczenia zawodowego)

Wiem, że to zdanie wypowiedziane przez jedną z postaci. Tylko to co obserwuję na codzień przekonuje mnie, że człowiek rozumny zaczyna być rzadkością.

Przy okazji

Brakuje mi SF z S. Dziękuję za opowiadanie z S.

Co było przyczyną tej translokacji? Z chęcią bym się dowiedział...

Pozdrawiam

Z

Przyczyna była wola Autora.
Dzisiaj nie mam za wiele czasu, przeleciałem po łebkach, ale wrócę do tego i innych tekstów lbastro.

Pomysł dobry, ciekawy oryginalny. SF z S, jak napisał zkarpinski. Ale...

"Wielka na piątą część obserwowanego nieba galaktyka spiralna, której nagłe pojawienie się w zenicie widział, raczej nie była Drogą Mleczną podglądaną z zewnątrz, jak przypuszczałem przez moment będąc przy teleskopie, chociaż nie zastanawiałem się wtedy jakim cudem mógłby razem z ziemia trafić w miejsce tak wspaniałego widoku."

I jeszcze kilka innych supełków. A mogło być tak fajnie ;-)
 

@ zkarpinski: na początku myślałem o tym, by opowiadanie było dłuższe i zawierało znacznie więcej dialogów w gronie naukowców z dywagacjami związanymi z przyczynami. Może do tego wrócę niebawem w translokacji 2 ;)

@mpszyman: dzieki za uwagę. Wiem, że takie rozbudowane zdania są męczące... mam jeszcze szanse przejrzec tekt :)

Wróć Ibastro, bo mnie to wygląda na wstęp do czegoś większego i jakbyś to coś większego dopisał, to byłoby super.

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Kocham astronimię i za to natychmiast masz u mnie 6. Pomysł znakomity. W kwestii strukturalnej popieram przedmówcę.

Nowa Fantastyka