- Opowiadanie: marcinw - A zegar tyka tyk-tyk-tyk

A zegar tyka tyk-tyk-tyk

Opowiadanie uczestniczy w konkursie „Na krawędzi pojmowania” projektu Zapomniane Sny: https://www.zapomnianesny.pl

 

Jeśli podoba Ci się ta inicjatywa, rozważ darowiznę na stowarzyszenie Mudita: https://stowarzyszeniemudita.pl, które pomaga rodzinom osób z niepełnosprawnościami.

 

PS. Tekst w trakcie przygotowań był przez pomyłkę udostępniony kilka minut dnia 3.3 (nie było komentarzy, po stwierdzeniu tego faktu został od razu ukryty). Jeżeli to ma być powodem do jego usunięcia, to oczywiście to zrobię.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

A zegar tyka tyk-tyk-tyk

Scena I

Rano

– Jeszcze tylko dwie godziny. Spaliłeś tysiąc dwieście kalorii. Nie zapominaj o elektrolitach. Masz daily o dziewiątej, dziewiątej trzydzieści, dziesiątej i jedenastej. Zadowolenie pracownika podstawą działania. Sprawny zespół gwarancją sukcesu. – Mechaniczny głos w zegarku wyrecytował zwyczajową formułkę, a ja z zadowoleniem stwierdziłem, że wyrobiłem normę dzienną.

Od dawna nie musiałem do tego korzystać z sieci energetycznej, i to miało ten skutek, że nie płaciłem horrendalnie wysokich opłat za prąd, a baterie, które trzymałem przy pasie, zostały naładowane na tyle, że mogłem dziś normalnie funkcjonować.

Życie jest piękne. - Pomyślałem.

 

Scena II

Biurowiec, jeden z milionów na świecie

– Masz jeszcze podpisać A52/32/7, A52/32/8 i A51/32/9.

– A co to za cudo?

– Oświadczenia potwierdzające, że przeczytałeś regulacje BHP i wypełniłeś druk A53/31/95.

– Nie wystarczy tylko jeden z nich?

– Nie. Nie. Są dla specjalistów z różnych działów.

– Czasem dziwię się, że ten moloch jeszcze nie upadł.

– To niemożliwe. Generujemy masę miejsc pracy, pośrednio i bezpośrednio, dla różnych podwykonawców.

– Ale…

– Powiedz mi, czy ktoś byłby w stanie w garażu produkować tak skomplikowane komputery?

– W sumie… nie.

– No właśnie. Jesteśmy niezastąpieni. Musimy się rozwijać stabilnie. Po to są te wszystkie procedury.

– Ale to jest głupie. Wysysają z nas życie, a potem kupują abonamenty na lekarza. Można oszczędzić na papierze i archiwizacji, do tego ludzie będą mieli energię i czas.

– Mądrzejsi to wymyślili. A korporację stać na wszystko.

– Chyba na to, żeby rozwijać przygłupów.

– Mówisz o sobie?

– Racja. To nie zabrzmiało najlepiej.

– Ty się lepiej ciesz, że nawet jak coś jest złe, to i tak jest tysiąc zabezpieczeń. To jest stabilność. Każdy ma zajęcie, nikt nie czuje się niepotrzebny. A jak się nie podoba, przenieś się do innego działu. Może teraz powinieneś zając się sprawami równości?

– Nie lubię skakać z kwiatka na kwiatek.

– To się nazywa robienie kariery.

– Pieprzenie. Trzy czwarte stanowisk można zlikwidować.

– Zapytaj się ludzi, czy widzą sens w tym, co robią.

– A co niby mają odpowiedzieć?

– Że ważne jest to, żeby robić, a nie zrobić.

– I mamy popijanie kawki w kuchni i czekanie na proste rzeczy przez długie tygodnie.

– Trzeba się cieszyć małymi przyjemnościami. Spędzamy w pracy większość naszego życia.

 

Scena III

Ten sam biurowiec

– Panowie, przechodzimy na nanosprinty. Od tej chwili będziemy dostarczać mniejsze funkcjonalności, ale regularnie, co dwa dni. Z tego powodu do naszego zespołu dołączy nowy Scrum Master i będziemy mieć nowe ceremonie.

– Jak w kościele?

– To ma sens.

– A jak czegoś nie dostarczymy?

– Teoretycznie każda zmiana jest tak mała, że musi być zrobiona.

– No dobrze. W życiu różnie się dzieje. Ten tego się zateguje?

– Coś w tym stylu. Na razie cieszmy się, że możemy być częścią czegoś wielkiego.

– A to nie będzie tak, że dostaniemy kolejne spotkania i będzie mniej czasu na robotę?

– Procesy zostaną ustrukturyzowane. Musimy spełniać standardy rynkowe.

– I co? Przyjdzie masa nowych i będą się do wszystkiego wtrącać?

– Taka jest cena postępu.

 

Scena IV

Mieszkanie prywatne, na kredyt oczywiście

– Dzień dobry. Przysłali mi państwo fakturę na tysiąc. Jest na niej źle wpisany stan licznika. Mam przy sobie pisemne oświadczenie inkasenta, bez jedynki z przodu.

– Rozumiem. Dobrze, zrobimy korektę i uwzględnimy to przy kolejnych płatnościach.

– Jak to?

– To znaczy co, proszę pana?

– Nie mam tych pieniędzy.

– Proszę pana, termin płatności jest za trzy dni. Rozumiem sytuację, ale nie mogę nic zrobić. Rachunki trzeba płacić.

– Sama pani powiedziała, że poprawicie to wszystko.

– Musi pan płacić.

– Granda.

– Może pan złożyć reklamację. Na rozpatrzenie mamy sześćdziesiąt dni.

– A wy mi odłączycie prąd.

– Niestety proszę pana, ale taki jest skutek niepłacenia rachunków.

– Czyli przesyłacie mi coś wyssanego z palca, a ja mam wyskakiwać z kasy? I co dalej? Za miesiąc zrobicie to samo?

– Nasze procedury zostały wypracowane przez lata. Zapewniam, że to jednostkowy problem. Mamy najwyższe standardy jakości. Pański przypadek zostanie dokładnie przeanalizowany.

– Ta. Do widzenia. – Mężczyzna nacisnął czerwoną słuchawkę i dodał sam do siebie. – Kup se pompkę do pierdzenia. Pieprzony zielony ład.

Po chwili na jego telefon przyszedł SMS „Prosimy o ocenę miłej obsługi klienta”. Rzucił telefonem, myśląc, że oni chyba mają przyjemność w samym wysyłaniu faktur.

 

Scena V, ostatnia

Wieczorem

Kiedyś byłem prawdziwym inżynierem, te piękne czasy się jednak skończyły. Zostałem bezimiennym pionkiem. Maszyny zdominowały świat. Zwyciężyły jedyne słuszne standardy. Małe i duże komputery znajdowały się wszędzie, a ludzie zostali sprowadzeni do roli niewolników, zmuszanych do bezsensownego karmienia ich energią i niepotrzebnymi danymi.

W łóżku z Ikei trzymałem swój największy skarb. Stary tablet nie był podłączony do internetu. Nie pozostawiał żadnej sygnatury, nawet przy ładowaniu z inteligentnej sieci energetycznej.

Uruchomiłem go i wróciłem do projektu mojego życia, który powinien rozwiązać choć jeden z problemów.

Dawno temu ktoś w dalekiej Ameryce zdecydował, że każde urządzenie elektroniczne ma mieć swój zegar, a prędkość operacji jest określona tym, jak mocno bije jego serce.

A gdyby elementy chipów mogły zaczynać pracę, kiedy się da, i wykonywać ją, jak szybko się da?

Kilka miesięcy temu kazano mi w pracy porządkować archiwa. Znalazłem w nich projekty polskiego procesora, który nie miał tych ograniczeń. Oglądałem pożółkłe papiery naukowców z Mery, niedługo potem spalone, i zastanawiałem się, jak wiele ludzkość straciła, marnując miliardy watów energii.

Zauważyłem też inny problem, mianowicie to, jak układy zużywały czas i prąd na czekanie innego rodzaju. W typowym sprzęcie wykonywano operacje z wielu programów, jednak na najniższym poziomie procesor próbował obsłużyć kilkadziesiąt instrukcji z jednego, dopiero potem kod z drugiego, trzeciego i tak dalej, w wielu miejscach wstrzymując się przez zależności.

Dlaczego?

Zapisałem na ekranie tylko jedno słowo. Wystarczyło w każdym przebiegu potoku wykonać po jednej instrukcji z każdego programu, a ponieważ te były oddzielone, całość mogła być szybsza, bez hazardów i błędów predykcji.

Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego?

Kiedyś kilka kilobajtów wystarczyło, żeby wylądować na księżycu, a teraz trzeba było regularnie zmieniać sprzęt, żeby wyświetlał pulpit w Windows.

Dlaczego ludzie wybrali złą drogę? Czy powinniśmy przetrwać i być gatunkiem dominującym, jeżeli nie potrafiliśmy o siebie zadbać? Czy chodziło tylko o zyski wielkich korporacji czy o coś więcej? Jaka siła chciała powstrzymać nasz rozwój? Bóg czy my sami? A może przywieźliśmy jakieś świństwo z księżyca? AI, monolit z Tycho czy coś ze statku-cygara? Albo wyczerpaliśmy zasoby w symulacji naszego wszechświata?

Tylko co teraz?

Koniec

Komentarze

Nie zostało zauważone, jeśli faktycznie było to kilka minut, a nie godzin, to tekst może zostać :)

Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Ale to dobrze, bo tekst zmusza do przemyśleń. Ciekawe, ile dziś byłoby trzeba uruchomić mocy obliczeniowej, by zaprojektować jeden żagiel do Niny lub Pinty. A co dopiero, by odkryć jakąś nową Amerykę… W drugiej części wpadasz w żargon specjalistyczny. Hermetyczne to zbyt jak dla mnie. "Regularnie co dwa dnia"? A nie co dwa dni?

Już tylko spokój może nas uratować

marcinw

Trochę rozumiem, a trochę nie rozumiem.

Zrozumiałem sens kolejnych rozdziałów, zrozumiałem elementy rzeczywistości, na które zwracasz, szczególnie że niektóre z nich mnie również uwierają.

Nie rozumiem natomiast, o co w tym tekście chodzi fabularnie. Nie widzę spójności między poszczególnymi rozdziałami, nie widzę bohatera lirycznego ani jakiejś konkretnej linii fabularnej. Mam wrażenie, że przeczytałem zapis kilku oddzielnych scen, a końcowy rozdział był po prostu zapisem przemyśleń autora na temat współczesności z punktu widzenia niedalekiej przyszłości. I mam wrażenie, że ostatni rozdział mógłby w zasadzie być oddzielnym tekstem, bo serio, nie widzę fabularnego związku z tymi wcześniejszymi dialogami.

Nie widzę również związku tego tekstu z tematyką konkursu. Czy chodzi o to, że bohater (jeśli jednak jakiś jest) odkrył, że ludzkość poszła technologicznie w złym – jego zdaniem – kierunku?

Przepraszam, że zadaję tyle pytań i stawiam aż tyle wątpliwości, ale tekst mną po prostu zakręcił i się pogubiłem.

XXI century is a fucking failure!

Hej Mam podobnie jak Caern. Jest tu opis otaczającego nas świata, no może trochę podkręcony. Tylko, że wszyscy widzą jak świat wygląda. A czytelnik czyta by uwolnić się od codzienności. Twój tekst jest jak pizza, którą upiekła żona dla faceta, który codziennie w pracy piecze i je pizze ;). Ale czytało się dobrze i Twoje uwagi co do rzeczywistości są trafione :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć,

Dziękuję wszystkim. Aż chciałoby się powiedzieć “witajcie w rzeczywistości, w której pizza, kebab i kilka innych rzeczy są na każdym rogu, byle buda to restauracja, a każda klatka to apartament”. Konkurs w sumie nazywa się “Na krawędzi pojmowania” i nie widzę powodu, dla którego wszystko ma być ładnie wyłożone. Pewne rzeczy bardzo dobrze wychwyciliście, pewnych nie (tak, tak, wszystkie się łączą) – pytanie tylko jak daleko chcecie się tu zgłębić i na której warstwie poprzestać.

Też pozdrawiam.

PS. W największe i najbardziej widoczne przekręty najtrudniej uwierzyć, co nie?

Przeczytałem. Powodzenia. :)

 

devil

Marciniew, z trudem pojmuję to, co napisałeś, albowiem nie mam najmniejszego pojęcia jak pracują korporacje. Mam jednak wrażenie, że chciałeś pokazać absurdy ich działania.

 

nie pła­ci­łem hor­ren­dal­nie wy­so­kich opłat za prąd… → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: …nie uiszczałem hor­ren­dal­nie wy­so­kich opłat za prąd… Lub: …nie pła­ci­łem hor­ren­dal­nie wy­so­kich należności za prąd

 

Życie jest pięk­ne. - Po­my­śla­łem. → Zbędna kropka po myśleniu. Zamiast dywizu powinna być półpauza. Didaskalia małą literą.

Winno być: Życie jest pięk­ne po­my­śla­łem.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

– Za­py­taj się ludzi, czy widzą sens… → – Za­py­taj ludzi, czy widzą sens

 

wy­star­czy­ło, żeby wy­lą­do­wać na księ­ży­cu… → …wy­star­czy­ło, żeby wy­lą­do­wać na Księ­ży­cu

 

A może przy­wieź­li­śmy ja­kieś świń­stwo z księ­ży­ca?A może przy­wieź­li­śmy ja­kieś świń­stwo z Księ­ży­ca?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

Zgadzam się, że nie ma potrzeby podawać wszystkiego na tacy. Czytelnik niech się też wysili.

Wrażenie, że coś jest nie tak z tym światem towarzyszy chyba każdemu. Jedni za przyczynę widzą spiski, inni prawo Kopernika-Greshama lub jeszcze coś innego. Spiski są oczywiście najciekawsze.

Beta była lepsza od VHS (podobno), ale jakie to ma teraz znaczenie? Takich speców, jak ten z Mery było pełno na świecie i wątpię, żeby niepowodzenie jego pomysłu było wynikiem działania jakiejś siły, która chciała powstrzymać rozwój ludzkości. Z tymi firmami produkującymi komputery w garażach też znowu tak prosto nie było.

Chiny chcą urządzić świat i życie ludzi w sposób przemyślany, optymalnie wykorzystując zasoby. Wolę już nasz zachodni bałagan.

Sprawnie napisane.

Pozdrawiam!

Od dawna nie musiałem do tego korzystać z sieci energetycznej, i to miało ten skutek, że nie płaciłem horrendalnie wysokich opłat za prąd, a baterie, które trzymałem przy pasie, zostały naładowane na tyle, że mogłem dziś normalnie funkcjonować.

 

Rozbiłabym na dwa zdania, bo jest długaśne i zawiłe.

 

pośrednio i bezpośrednio, dla różnych podwykonawców.

Chyba raczej pośrednio dla podwykonawców?

 

Wysysają z nas życie, a potem kupują abonamenty na lekarza.

Na lekarza brzmi niezręcznie, może pakiety medyczne, abonamenty na leczenie?

 

Teraz zobaczyłam, że Reg już była. Poprawiaj wskazane błędy, kolejnym czytelnikom będzie się przyjemniej czytać.

 

Nie wierzę, że to mówię, ale jak dla mnie za dużo dialogów. A do tego te dialogi nie wnoszą za wiele.

Przemyślenia są ciekawe, ale sposób ich serwowania nieco mnie znużył.

"...poniżej wszelkiego poziomu"

Cześć, Marcinie!

 

Mamy kilka scenek, gdzie dialogami nakreślasz absurdy korpoświata, a na końcu dajesz przemyślenia bohatera, czy w zasadzie swoje. Kończysz mnóstwem pytań. Zdecydowanie wolę, jak pytania same się rodzą w mojej głowie po lekturze tekstu – wtedy jest to dobrze wykonana robota, w której nie podajesz odpowiedzi. Tutaj walisz pytaniami bezpośrednio. Nie rusza mnie to, bo nie zdołałeś mnie zaangażować wcześniej.

 

Powodzenia w krokusie!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć,

 

Powiem krótko – nie spodobało mi się. Trochę czułem się jakbym czytał rozprawkę udającą tekst fabularny. Nie ma tu fabuły, de facto nie ma postaci, nie ma tu żadnego konfliktu. Są tylko przemyślenia autora.

Pomysł może mieć spory potencjał, ale ogólnie rzecz biorąc wykonanie jest złe, i moim zdaniem nie spełnia zbytnio warunków bycia nazwanym opowiadaniem.

 

Masz daily o dziewiątej, dziewiątej trzydzieści, dziesiątej i jedenastej

Czterty daily to horror w czystej postaci, i mówie to jako programista. Protagonista od razu ma pełnie mojego współczucia!

Na tym jednak skończyła się jakakolwiek moja relacja z bohaterem. Ten właściwie nie istnieje, podobnie jak inne postacie tekstu.

 

– Ale to jest głupie. Wysysają z nas życie, a potem kupują abonamenty na lekarza. Można oszczędzić na papierze i archiwizacji, do tego ludzie będą mieli energię i czas.

Powiedziane bardzo wprost, brzmi bardziej jak przekaz autora, aniżeli coś co powiedziałby człowiek. Brakuje tu subtextu i ogólnie jest to niezgrabne zdanie.

 

Pieprzony zielony ład.

<tu była emotka przewrócenia oczami, ale strona jej nie obsługuje :(>

 

 

Jak to rzekłeś

nie widzę powodu, dla którego wszystko ma być ładnie wyłożone

Problem w tym, że ja widzę wszystko nawet nie podane na tacy, ale wepchnięte w moje usta.

Po pierwsze, dobre dystopie (i dzieła fabularne ogólnie) przedstawiają historie i świat z perspektywy bohatera, z którym czytelnik może się identyfikować, na którym może mu zależeć, który daje jakąkolwiek emocjonalną stawke w tekście. Tego tu nie ma.

Po drugie, dystopie robią to w sposób wiarygodny. Przedstawiony świat próbuje pokazać absurdy działania dzisiejszych korporacji, ale robi to w sposób toporny. Nie bierz tego do siebie personalnie, ale jako ktoś siedzący od lat w IT mam wrażenie, jakby tekst napisał ktoś, kto z IT zetknął się co najwyżej na studiach albo memach z reddita.

Pozdrowienia z Kopenhagi

Hmmm, pomysł na tekst uważam za niezły, ale sposób, w jaki go podałeś, jednak mnie nie przekonał. Rozgoryczenie Twojego bohatera, widoczne niemal od samego początku, w końcu wysuwa się na pierwszy plan i zupełnie dominuje końcówkę opowiadania, ale jakoś nie potrafię współczuć narratorowi, przy czym w tak skromnym limicie znaków trudno jest stworzyć postać, z którą można prawdziwie empatyzować.

Pozdrawiam!

Fajny pomysł, niezły tekst z nienajlepszym zakończeniem.

Ale przeczytałem bez bólu, czy tylko… to naprawdę jest SF, a nie rzeczywistość ;)?

Pierwsze prawo Starucha - literówki w cudzych tekstach są oczobijące, we własnych - niedostrzegalne.

Tekst przypomina studium przypadku z życia korporacji. Mnie się podoba. 

Księżyc – gdy piszesz o naturalnym satelicie Ziemi, powinien być z wielkiej litery. 

Powodzenia :)

Bardziej taka pocztówka z dystopijnej przyszłości wyszła. Nie skumałem o co chodziło z tym magicznym polskim procesorem.

„Często słyszymy, że matematyka sprowadza się głównie do «dowodzenia twierdzeń». Czy praca pisarza sprowadza się głównie do «pisania zdań»?” Gian-Carlo Rota

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka