- Opowiadanie: AP - Grajmy życie

Grajmy życie

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Grajmy życie

– Droga Colombino, na nic wszystkie twoje starania. Pantalone zdejmie przed tobą majtki, jak będzie chciał, żebyś mu je wyprała. – Scaramouche zaśmiał się obleśnie.

– A to on nie oddaje swojej bielizny do prania twojej matce? – Widać było, że Colombinie nie spodobał się mało lotny żart scenicznego partnera i spróbowała się odgryźć.

– A tak, masz rację. I nawet ostatnio między gaciami naszego pryncypała znalazła coś takiego! – Aktor wyciągnął z kieszeni czerwone stringi i pokazał publiczności. – Czy to twoje? Ach zapomniałem, ty nie nosisz bielizny! – wydarł się, by przekrzyczeć widzów.

– Wiesz, Scaramouche, widziałam, jak kupowałeś te majtki. Myślałam nawet, że w końcu znalazłeś kogoś, komu mógłbyś dać je w prezencie. Jednak nie ma dla ciebie nadziei. Kupiłeś, by samemu je nosić, choćby i w kieszeni, i chwalić się zdobyczą.

– Do kitu gracie! – wydarł się ktoś z publiczności. Wszyscy wokół spojrzeli w stronę krzykacza, który dawał upust swemu niezadowoleniu. – I to ma być śmieszne? Dajcie już sobie spokój. Nie jesteście zabawni, nie potraficie improwizować…

Niektórzy byli oburzeni i zaczęli uciszać pijanego awanturnika, inni, wykorzystując zamieszanie, postanowili ulotnić się z placu. Aktorzy również mieli dość tej męczarni i skrócili przedstawienie, rzucając jakieś wcześniej przygotowane odzywki. I zanim widzowie się zorientowali, scenariusz został zrealizowany.

Po otrzymaniu zdawkowych oklasków członkowie trupy rozeszli się po domach. Nikt nie miał ochoty na wspólne kontynuowanie wieczoru. Zresztą było już późno i wszystkie lokale powoli się zamykały.

Pojedynczy turyści przemykali wąskimi uliczkami, szukając powodu, by nie iść spać. Wielu z nich czekał jeszcze tej nocy powrót do hoteli rozproszonych nawet kilkadziesiąt kilometrów od Wenecji. Procesje kolorowych postaci na lądzie i wodzie, lejące się wino, atmosfera erotycznej przygody, widowiska i dochodzący zewsząd śpiew. Trudno było się z tym rozstać, zwłaszcza że większość gości już czegoś takiego w swoim życiu nie doświadczy.

Arlekin opuścił plac Świętego Marka, na którym była zaaranżowana scena. Pod koniec przedstawienia dostrzegł coś, co go zaintrygowało. Żona Dottore, który zakłócił widowisko, po krótkiej rozmowie rozstała się z mężem i poszła w dół ulicy Merceria Orologio. Podążył za nią jakiś mężczyzna, który wcześniej stał w pewnym oddaleniu i z utęsknieniem patrzył na kobietę.

Tknięty jakimś przeczuciem, może troską o los samotnej kobiety, a może z ciekawości, Arlekin pobiegł w tym samym kierunku. Zawitał w kilku pobliskich uliczkach, zajrzał tu i tam, ale na nic nie trafił. W końcu udał się w stronę ulicy Calle Galiazza, przy której mieszkał. Gdy przechodził przez most Rialto, zwrócił uwagę na całującą się parę. Można było uznać, że ich namiętne zachowanie przekraczało granicę przyzwoitości. Na szczęście to publiczne miejsce świeciło już pustkami.

Arlekin rozmarzył się. Skrycie kochał się w Colombinie i wyobraził sobie, że jest z nią na tym moście. Z zamyślenia wyrwało go wołanie roześmianego mężczyzny, który jeszcze kilka sekund wcześniej obłapiał kochankę. Podszedł do pary przekonany, że proszą go o zrobienie zdjęcia w romantycznej scenerii, ale szybko przekonał się, że nie o to chodziło. Najwyraźniej wprawiony w dobry nastrój winem i czułościami mężczyzna chciał zaimponować partnerce i zabawić się jego kosztem.

– Ty, cudak, poznaję cię.

– Ja was też poznaję. Oglądaliście przedstawienie. Pani stała u boku Domenico Massiny, a pan trochę dalej.

Mimo szarówki widać było, że oboje zbledli.

– Spadaj pajacu!

– A czy ja się narzucam? Sami mnie zawołaliście.

Arlekin odszedł na kilka kroków, by po chwili obrócić się i zrobić serię zdjęć wiarołomnej parze.

– Hej, ty, skasuj te zdjęcia!

– Skasować? Wolne żarty. Pana nie znam, ale pani, Eleno, jest żoną znanego adwokata i do tego celebrytką. Takie zdjęcia mają swoją wartość.

Arlekin schował komórkę za pazuchę i szybkim krokiem zaczął się oddalać. Mężczyzna podbiegł do niego i szarpnął za ramię.

– Oddawaj telefon! – warknął.

– Nie mam żadnego telefonu. Ale nie krępuj się. Jak znajdziesz, to pozwolę ci go zabrać. – Aktor rozłożył ręce do rewizji.

Napastnik zaczął przeszukiwać ubranie Arlekina, ale niczego nie znalazł.

– Z pana to taki eksperymentator. Najpierw panią, a teraz mnie obmacujesz.

– Zamknij się, bo ci mordę obiję.

– Jestem przyzwyczajony. Tyle razy dostałem po gębie, że nie robi to na mnie wrażenia. A poza tym, widzisz te kamery? Odradzam rękoczyny, bo zaraz zlecą się tu karabinierzy.

– Matteo, daj spokój.

Kobieta zaczęła uspokajać kochanka. Szepnęła mu coś do ucha i gdy mężczyzna odszedł na parę kroków, zwróciła się do Arlekina:

– Co zamierzasz?

– Widzisz, pani, mam kilka możliwości. Znam jednego paparazzo, który chętnie kupi ode mnie te smakowite zdjęcia. Mogę też pójść do pana Massiny. Może jemu przyda się dowód zdrady, jeśli na przykład chciałby się z panią rozwieść. Albo będzie chciał kupić moje milczenie, troszcząc się o reputację waszego małżeństwa. Wszystko zależy od tego, na czym mężowi będzie bardziej zależało.

– Ile chcesz?

– Muszę się zastanowić. Tak trudno od razu podać cenę. Nie mam doświadczenia w szantażu.

– Mogę dać ci kartę i podać pin. W bankomacie wypłacisz tyle, ile wynosi limit. Zanim zgłoszę zaginięcie karty, obłowisz się. – Kobieta wyciągnęła z torebki plastik.

– Kusząca propozycja, przyznaję. Ale mam lepszy pomysł.

Arlekin przedstawił swoją ofertę.

– Jeśli to się uda, zyskamy oboje – powiedział.

– A jeśli nie?

– Tak czy inaczej, zapomnę o zdjęciach.

– Zgoda. 

 

Rano, przed wyjściem z domu, Arlekin jak co dzień poszedł do swojej prywatnej garderoby. Nałożył odpowiedni do roli makijaż i wybrał kostium. Poszło mu sprawnie, bo od wielu już lat przedstawiał się jako Marcello, informatyk zatrudniony w wielkiej firmie technologicznej. Do plecaka włożył przygotowany jeszcze poprzedniego popołudnia pendrive z plikami źródłowymi aplikacji, nad którą intensywnie pracował przez ostatnie miesiące.

W biurze pojawił się przed innymi. Chciał mieć czas, by wgrać pliki na swój komputer i wykorzystując firmowe serwery sprawdzić produkt, dzięki któremu, miał nadzieję, uda mu się wyrwać z tej niewdzięcznej pracy. Wszystko poszło po jego myśli. Testy przebiegły obiecująco.

 

– Udało ci się ze wszystkim? – zapytał Brighella przebrany za przestraszonego pracownika działu księgowego, Paola.

– Tak. – odpowiedział Marcello.

– Więc to dziś?

– Dziś. A te twoje dziewczyny? Masz zdjęcia?

– Jasne, zobacz.

Marcello zajrzał na podsunięty pod nos ekran smartfona i aż zagwizdał z uznaniem dla urody znajomych kolegi.  

– A co to za oglądanie pornosów w zakładowej stołówce? – zapytała zaskoczonych kolegów Giullietta, piękna kierowniczka działu rozwoju mediów społecznościowych.

– Jakie pornosy? To, to… zwykłe zdjęcia są – jąkał się Paolo.

– Mogę się dosiąść?

Takie pytanie pięknej kobiety, pokroju Giullietty, wywołałoby entuzjazm u każdego mężczyzny. Jednak w tym przypadku oznaczało kłopoty. Kiedyś Giullietta w swoim gabinecie zwalniała podwładnego, a on z wściekłości rzucił się na nią. Ledwo uszła bez szwanku. Po tym zdarzeniu przykre dla rozmówcy wieści zawsze przekazywała publicznie.

– Proszę – powiedział Marcello.

– Paolo, pozwolisz? Mam coś do omówienia na osobności z moim pracownikiem.

– Ależ oczywiście.

Księgowy zabrał swój talerz i przesiadł się do innego stolika.

– Jak zwykle carbonara?

– Podają tu znakomitą. – Marcello pokazał uniesiony w górę kciuk i o mało nie wyszedł z roli, bo aż go kusiło, by rzucić żartem na temat dania, które przyniosła Giullietta.

– Ja wolę tortellini. Chciałbyś może posmakować mojego pierożka?

„Och, Colombino, bądźmy profesjonalni”. Marcello aż się zaczerwienił.

– O czym chcesz pogadać?

– Przyszedłeś do mnie kilka miesięcy temu z nowym projektem.

– Przedstawiłaś go górze i został odrzucony.

– No, nie całkiem.

– Jak to? Przecież mówiliście, że to zwykły portal randkowy, a tego jest pełno na rynku.

– Ale ty przekonywałeś, że tworzysz coś dużo większego. Wymyśliłeś aplikację, która przy zastosowaniu sztucznej inteligencji będzie wyszukiwać dla użytkowników najbardziej odpowiednich partnerów. Oprogramowanie nie tylko będzie analizować deklarowane preferencje, ale na podstawie wszystkich dostępnych w sieci informacji dobierze najodpowiedniejszego kandydata. Ponadto opracuje najskuteczniejszą strategię podboju, pomoże w opracowaniu treści, którymi będzie się można kontaktować, przygotuje użytkownika, by się w najlepszy możliwy sposób zaprezentował. A do tego wszystkiego będzie w umiejętny sposób urabiać zdobywaną osobę. Aplikacja…

– Znam swój projekt i nie rozumiem, czemu mi o nim opowiadasz. Mówiłaś, że przeszkodą jest strona prawna. Nie można w taki sposób wykorzystywać informacji zdobytych na portalach społecznościowych i potem manipulować innych użytkowników.

– Chciałam ci pokazać, że słuchałam. A kwestie prawne są do obejścia. Szef w takich wypadkach konsultuje się z zaprzyjaźnioną kancelarią z Bolonii. Wygląda na to, że wszystko da się obejść. Możesz być z siebie dumny. Sam Domenico Massina przyjechał do Wenecji w tej sprawie.

– Niestety jest już za późno. To mój ostatni dzień w pracy. Zakładam firmę. Mam już gotowy produkt, który odrzuciliście.

– I tu się mylisz. Produkt jest nasz. Pracowałeś nad nim na naszym sprzęcie w godzinach pracy.

– Nieprawda! Pracowałem nad nim w domu – Marcello zaprotestował.

– Bardzo zachęcałam szefa do zainwestowania w twój program. Ale on powiedział, że nie ma to sensu. Na pewno nie zrezygnujesz z niego i będziesz go tworzył we własnym zakresie. Wystarczyło tylko, że popełnisz błąd i w jakikolwiek sposób wykorzystasz nasz sprzęt. Wtedy zgodnie z prawem będzie można uznać, że firma jest właścicielem aplikacji. Po co więc płacić całemu zespołowi programistów? Wystarczyło poczekać. I okazało się, że szef miał rację. Już wcześniej przynosiłeś do firmy różne elementy systemu, ale wciąż czegoś brakowało. I dziś to się zmieniło. Przed chwilą potwierdził to zespół zaufanych informatyków oddelegowanych do śledzenia twoich ruchów w naszej wewnętrznej sieci. 

– Nie rozumiem.

– Nie jesteś przecież aż taki głupi, żeby nie rozumieć. Jeśli się zwolnisz, zostaniesz oskarżony. Albo my możemy cię zwolnić dyscyplinarnie i oskarżyć. Massina przygotował już odpowiednie dokumenty. Jest też trzecia możliwość. Zostajesz w pracy i robisz to, co do tej pory. A nowy zespół będzie rozwijał aplikację do kojarzenia par, którą zapoczątkowałeś. I może czasami skonsultuje z tobą jakieś rozwiązania. 

 

Przedstawienie tego wieczoru udało się wyjątkowo. Niezwykłą formą wykazał się Pantalone, który był w wyśmienitym humorze. Zaproszono też na gościnne występy Dottore, który dzień wcześniej tak się awanturował, że zepsuł cały występ. Para przyjaciół, którzy ubili tego dnia wyjątkowo udany interes, tym razem przyćmiła brylującą do tej pory służbę.

Po przedstawieniu Brighella zaprosił do siebie Colombinę i Arlekina.

– Ale się dziś podłożyłeś. Cały nasz plan przepadł. – Colombina mimo ostrych słów nie była zła. Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo. Czemu teraz miałoby być inaczej? Przyzwyczaiła się.

– Wszystko idzie po mojej myśli. – Arlekin dziwnie się uśmiechał.

– Chciałeś, by Pantalone z Dottorem cię wykiwali?

– Kochana, intryga jeszcze trwa. Nie wtajemniczałem ciebie, byś wypadła bardziej wiarygodnie przed szefem i jego prawnikiem.

– Mów jaśniej!

– Cała wpadka z moją aplikacją była ukartowana. Chciałem, by została przejęta przez tych typów. Do pracy przyniosłem wersję programu, która pozwoli mi śledzić poczynania starych zbereźników. Dodatkowo to oprogramowanie skieruje ich zainteresowanie na konkretne dziewczyny, znajome naszego drogiego Brighelli. – Arlekin wskazał dłonią kolegę, który zamaszyście się ukłonił. – Moja droga, teraz wystarczy czekać.

– Ale co nam to da? Pozyskasz jakieś kompromitujące materiały i będziesz ich szantażować?

– Massina, ta bezmaska wersja Dottore, to podły gangster. To byłoby niebezpieczne.

– Więc co zrobisz?

– I to jest najlepsze. Szantażem Massiny zajmie się ktoś inny?

– Ja? Brighella? Mów szybko, kogo masz na myśli!

– Po wczorajszym przedstawieniu, szwendając się po mieście, przyłapałem Elenę, żonę naszego znajomego adwokata, na obściskiwaniu się z jakimś fagasem. Obiecałem kobiecie, że jeśli mi pomoże, to nie wykorzystam zdjęć, które im zrobiłem. Nie miała wyjścia, zgodziła się. Muszę jej tylko dostarczyć materiały kompromitujące męża.  

– Ale jeśli Elena zażąda, by Massina pozwolił ci założyć własną firmę, to ten się o nas dowie i dalej będziemy zagrożeni.

– Elena, bojąc się ujawnienia zdjęć z kochankiem, przypilnuje, żeby nikt na nas się nie mścił. Massina i nasz szef też będą bać się rozwodu ze swojej winy, bo żony będą mogły tych starych dziadów puścić z torbami.

– Wszystko wskazuje na to, że rozpoczynamy z własnym biznesem. – Birghella podsumował wywody przyjaciela.

– A co z trupą? – zapytała trzeźwo Colombina.

– Jedno drugiemu nie przeszkadza. Zespół nie musi się przecież rozpaść, bo gdzie jest napisane, że tak jak na scenie, również w tym udawanym życiu naszymi szefami muszą być Pantalone i Dottore. W nim zorganizujemy się po naszemu. – Arlekin najwyraźniej miał wszystko przemyślane.

– Słuchajcie, skoro robimy przewrót, to idźmy na całość!

– Co masz na myśli, mój drogi? – zainteresowała się Colombina.

– Może w końcu i wy się pobierzcie. Nie mogę już patrzeć, jak do siebie wzdychacie – wypalił Brighella.

Arlekin i Colombina popatrzyli na siebie zmieszani. Od dawna o tym myśleli, ale każde z nich czekało na ruch drugiej strony. A uczucia maskowali ciągłymi żartami.

– Ja tego chcę. A ty, Colombino?

– Ja również. Ale… – Dziewczyna nagle się zawahała. – Masz na myśli ślub Marcella i Giullietty?

– Taa… Tak, oczywiście. – Arlekin uśmiechnął się gorzko. 

Koniec

Komentarze

Przeczytałem. Powodzenia. :)

Imo niezłe, ale nie zauważyłem fantastyki. :(

Zresztą było już późno i wszystkie miejsca powoli się zamykały.

Może lepiej lokale, bo miejsca wprowadzają lekki zamęt.

 

Wielu z nich czekał powrót jeszcze tej nocy do hoteli rozproszonych nawet kilkadziesiąt kilometrów od Wenecji.

Lepiej czekał jeszcze tej nocy powrót.

Poza tym nie lubię mieszanki przeszło/przyszłej.

 

 

Dość zawiła, ale zabawna historia.

Na plus postacie, Włochy, teatr i przebrania.

Na minus wulgarne dowcipy z początku.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć Anonimie!

 

Przeczytałem opowiadanie i mam dość mieszane uczucia. Osadzenie akcji w Wenecji kupiło mnie jak paczkę żelków, mam ogromny sentyment do tego miasta. Wstęp do historii z nieudanym występem improwizatorskim wyszedł naturalnie i przekonująco. Idąc dalej, intryga z pogranicza prawa pracy i praw autorskich też dość sympatyczna. 

 

Natomiast samo zakończenie bardzo pośpieszne i w zasadzie sprowadzające się do streszczenia wydarzeń, które dopiero mają nastąpić. Sam motyw ślubu dość mocno pretekstowy i zupełnie nie wynikający z reszty tekstu. W zasadzie nic by się w opowiadaniu nie zmieniło, gdyby go w ogóle usunąć.

 

Brak też chociażby odrobiny fantastyki.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę powodzenia w konkursie!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Koalo, dziękuję.

Ambush, dziękuję. Poprawki naniosłem.

cezary_cezary, dziękuję.

 

Pozdrawiam drogich czytelników!

Tarnino, dziękuję.

Hej. Opowiadanie zaczyna się od aktorów, jest jakaś tajemnica szantaż i wszystko idzie fajnie, do chwili gdy nagle pojawia się aplikacja. Tu zaczyna się wyjaśnianie historii, które trwa aż do końca, czyli tak jak napisał Cezary streszczenie. Ale czytało się dobrze :). Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Bardjaskrze, dziękuję.

Dość karkołomne skrzyżowanie weneckiego karnawału z korporacyjno-informatyczną intrygą. Cześć karnawałowa całkiem przyjemna, część korporacyjna nie do końca mnie kupiła – zbyt zawiła jak na tak krótkie tekst, trochę za dużo postaci.

Zygfrydzie, dziękuję.

 

trochę za dużo postaci.

Pięć postaci-masek oraz para zakochanych.

Być może opowiadanie spełnia wymagania konkursu, ale historia, moim zdaniem, została przedstawiona w mocno zawiły sposób, skutkiem czego nie udało mi się pojąć jej istoty. :(

 

że w końcu kogoś zna­la­złeś, komu mógł­byś… → …że w końcu znalazłeś kogoś, komu mógł­byś

 

Tak cięż­ko od razu podać cenę.Tak trudno od razu podać cenę.

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

– Jak zwy­kle car­bo­na­ra?

– Po­da­ją tu zna­ko­mi­te.Carbonara jest rodzaju żeńskiego, więc w drugiej wypowiedzi winno być: – Po­da­ją tu zna­ko­mi­tą.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy, dziękuję. Poprawki naniesione.

 

nie udało mi się pojąć jej istoty. :(

Tytuł może być podpowiedzią.

Bardzo proszę, Anonimie. Miło mi, że mogłam się przydać. :)

 

Tytuł może być podpowiedzią.

Cóż, dla mnie był.

 

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cóż, dla mnie był.

Czyli już wszystko jasne, czy raczej podpowiedź jest niewystarczająca?

Pomyłeczka – miało być: Cóż, dla mnie nie był.

Przepraszam za wprowadzenie w błąd.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Arlekin, Brighella, Colombina, Pantalone, Dottore od wieków na scenie odgrywają pewne role. Na co dzień, żeby jakoś żyć w naszym świecie, odgrywają inne. Na przykład Arlekin aktualnie gra rolę informatyka Marcella, Brighella księgowego Paola itd. Jednak w obu przestrzeniach są wtłoczeni w jeden schemat.

Opowiadanie przedstawia próbę wyrwania się z tego schematu zależności. Bohaterowie nie widzą powodu, by tak jak na scenie commedii del’arte, również na tej drugiej odgrywać role sług i panów. W opowiadaniu nie jest rozstrzygnięte, czy im się uda. To nie jest ich pierwsza próba. Planowany ślub Marcella i Giullietty nie jest pretekstowy. W pewnym sensie oddaje istotę dramatu bohaterów. Arlekin i Colombina, kochając się, nie potrafią uciec z pułapki i jedynie, na co ich stać, to spróbować przełamać fatum na jednej ze scen.

Anonimie, bardzo dziękuję, że zechciałeś przybliżyć powodujące Tobą intencje, jednak muszę wyznać, że takie pomieszanie ról i światów niespecjalnie do mnie przemawia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Fajnie, Anet:)

 

Mmmm, a spojrzałeś na adres strony?

 

Bo tak – tekst jest notatką praktycznie bez światotwórstwa, i jest to notatka czysto obyczajowa. Wątek komputerowy nie może w naszych czasach uchodzić za fantastyczny (znikająca komórka już bardziej, ale też niekoniecznie), zresztą nie rozwinąłeś ani tego, ani innych wątków. Humoru nie zauważyłam (lampshade na samym początku mnie nie rozbawił), i szczerze mówiąc, ta fabuła, w stanie nieprzybranym żadnymi, ale to żadnymi fidrygałkami, nie bardzo się broni.

 

Mówiąc wprost – tekst jest pisany na kolanie. Ślub spada z sufitu – nic nie wskazuje na związek między Arlekinem/Marcellem i Colombiną/Giuliettą, fabuła trzyma się słabo: nie zapowiadasz niczego, szantaż wychodzi mało wiarygodnie, bo właściwie nie opowiadasz o nim. Podwójność świata (relacje między rzeczywistymi postaciami odbijające się w zwierciadle commedia dell'arte) jest znakomitym pomysłem, ale trzeba go było rozwinąć – w tym tekście nie zrobiłeś tego wcale.

 

Język pospieszny, byle jaki – kilkakrotnie wybierasz słowa prawie, ale jednak nie te, które pasują. Powtórzenia zwracają uwagę – to też wskazuje na pośpiech, podobnie jak nienaturalny szyk i dialogi. Giulietta wygłasza wręcz infodump. Lampshade nie zmienia faktu, że to infodump.

 

„Para” to rzeczownik zbiorowy, jest w liczbie pojedynczej i nie można się do niego odnosić w liczbie mnogiej. Mam tu na myśli zdania w rodzaju „Można było uznać, że ich namiętne zachowanie przekraczało granicę przyzwoitości.” (które i bez prowadzącego donikąd zaimka jest po prostu nieładne). Ponadto para nie może być „wiarołomna”, bo nikomu nie przysięgała – wiarołomna może być żona (https://wsjp.pl/haslo/do_druku/7526/wiarolomny), a para najwyżej cudzołożna albo występna. Reputację, tak przy okazji, ma osoba, ale małżeństwo? Ze zdania „Colombina mimo ostrych słów nie była zła.” wynika, że nie była zła, choć padły ostre słowa – ale to przecież ona sama je wygłosiła! O co tu chodzi?

 

Co to znaczy „treści, którymi będzie się można kontaktować”? „Na szczęście to publiczne miejsce świeciło już pustkami” – świeciło pustką, ale zdanie jest mało stylistyczne, wygląda jak maszynowo przetłumaczone z angielskiego.

 

Można zapoczątkować prace nad aplikacją, ale w żadnym wypadku aplikację. Manipuluje się czymś/kimś, a nie coś/kogoś, „odpowiedni” stopniuje się prosto, a „oskarżyć” wymaga dopełnienia.

 

Skrótowce (PIN) piszemy w całości dużymi literami (https://sjp.pwn.pl/zasady/89-18-32-Skrotowce;629408.html), „się” nie dajemy na miejsca akcentowane, o ile można tego uniknąć.

 

Masz jeden punkt dodatkowy za zegar w nazwie ulicy.

 

Wykaz błędów czeka na priv.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Koala75

Trochę już Reg wyjaśniałem kwestię fantastyki, więc tylko kilka słów. To teatralne postaci odgrywają rolę współczesnych ludzi, a nie odwrotnie. Arlekin udaje informatyka Marcella, Brighella księgowego Paola itd. To tak, jakby James Bond grywał w filmach, a w normalnym (naszym) życiu udawał Seana Connery’ego, a potem by się nie zdemaskować, wiadomo, lata upływają, a on się nie starzeje, grał Rogera Moore’a itd.

 

Ambush

Dziękuję za dostrzeżenie plusów. Wulgarny dowcip z początku jest również napiętnowany przez narratora i muszę przyznać, że mnie też nie bawi. Wypowiada go Scaramouche, postać, która charakteryzuje się tego typu humorem.

 

cezary_cezary

Jeśli chodzi o ślub, to w żadnym wypadku nie jest pretekstowy. Wyjaśniłem to wcześniej, odpowiadając Reg.

Brak też chociażby odrobiny fantastyki.

No, to odrobina:

Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo.

 

Bardjaskier

Myślę, że nie ma w opowiadaniu streszczenia. Bohaterowie rozmawiają o swoich planach, a nie o tym, co się faktycznie wydarzy. Podejmowali już wiele takich prób i nigdy im się nie udało, więc z dużym prawdopodobieństwem będzie tak i tym razem.

 

Zygfryd89

Liczba postaci wydaje się duża, bo każda z nich występuje w kilku rolach. A tak naprawdę, jak pisałem wcześniej, jest pięć postaci-masek oraz para zakochanych. Występuje również epizodycznie Scaramouche.

 

regulatorzy

Wyjaśniałem wcześniej moje intencje, więc teraz tylko odniosę się do tytułu, który, jak mi się wydawało, mógł być podpowiedzią. Jest to parafraza słów „grajmy komedię” z Makbeta. Chciałem w ten sposób nawiązać do koncepcji „theatrum mundi”, w którym świat jest sceną.

 

Anet

Dzięki za miłe słowo.

Tarnino, dziękuję za analizę i komentarz. 

 

Rozumiem, że w pytaniu o adres strony zawiera się zarzut o brak fantastyki.

 

Fakt, nie ma tu smoków, elfów ani żadnych czarów. Wątek z aplikacją też nie jest SF. Nie zgodzę się jednak ze stwierdzeniem, że brak jest w tekście fantastyki. Zresztą, jeśli dobrze zrozumiałem kolejny fragment Twojego komentarza, to też jakąś fantastykę dostrzegasz. Chodzi mi o zdanie, w którym piszesz o „podwójności świata”. W opowiadaniu fikcyjne postaci odgrywają w naszym świecie role prawdziwych ludzi. Arlekin udaje informatyka Marcella, Brighella księgowego Paola, Colombina kierowniczkę jednego z działów firmy itd. To nie Marcello grywa okazjonalnie Arlekina, ale jest odwrotnie.

 

Żart z początku jest wypowiadany przez Scaramouche, postać, która charakteryzuje się tego typu humorem. W tekście pada zresztą ocena tego żartu: „mało lotny”.

 

Wyjaśniając Reg swój pomysł, napisałem:

„Arlekin, Brighella, Colombina, Pantalone, Dottore od wieków na scenie odgrywają pewne role. Na co dzień, żeby jakoś żyć w naszym świecie, odgrywają inne. Na przykład Arlekin aktualnie gra rolę informatyka Marcella, Brighella księgowego Paola itd. Jednak w obu przestrzeniach są wtłoczeni w jeden schemat.

Opowiadanie przedstawia próbę wyrwania się z tego schematu zależności. Bohaterowie nie widzą powodu, by tak jak na scenie commedii del’arte, również na tej drugiej odgrywać role sług i panów. W opowiadaniu nie jest rozstrzygnięte, czy im się uda. To nie jest ich pierwsza próba. Planowany ślub Marcella i Giullietty nie jest pretekstowy. W pewnym sensie oddaje istotę dramatu bohaterów. Arlekin i Colombina, kochając się, nie potrafią uciec z pułapki i jedynie, na co ich stać, to spróbować przełamać fatum na jednej ze scen.”

Szantaż i cała intryga nie jest wiec istotą tego opowiadania. Jest nią fatum, które dotyka bohaterów. Arlekin kocha Colombinę, a skończy się co najwyżej ślubem Marcella i Giullietty, czyli odgrywanych przez nich postaci w świecie, który jest dla nich tylko sceną.

 

Podwójność świata (relacje między rzeczywistymi postaciami odbijające się w zwierciadle commedia dell'arte) jest znakomitym pomysłem, ale trzeba go było rozwinąć – w tym tekście nie zrobiłeś tego wcale.

Arlekin, Brighella, Colombina na scenie commedii dell'arte są służącymi. W naszym świecie odgrywają role Marcella, Paola, Giullietty, czyli pracowników w firmie, której rolę szefa gra Pantalone. Dottore, przyjaciel Pantalone, występuje w roli adwokata i gangstera Domenico Massiny, który do Wenecji przyjechał z Bolonii. Arlekin kocha się w Colombinie, jest głównym pomysłodawcą i wykonawcą intrygi. W tekście pojawia się też para, Elena i Mateo, którzy nie mają odpowiedników w postaciach noszących maski.

Myślę, że relacje między postaciami z commedii dell'arte, a ich odpowiednikami w rzeczywistym świecie są wyraźne.

 

Matteo, mężczyzna, który całował Elenę, mógł być ochroniarzem. Elena i Matteo stanowili parę osób, o których gangster mógł wiedzieć i zaufał, że łączy ich tylko relacja: ochroniarz-osoba ochraniana. Elena miała bezpiecznie dotrzeć do domu. W tym sensie para nadużyła zaufania Massiny. Czy w takim wypadku można użyć słowa „wiarołomna” do opisu tej „pary”? Wiarołomny, to „taki, który nie dotrzymując przysięgi, przyrzeczenia, danego słowa lub nie wywiązując się ze zobowiązań, dopuszcza się zdrady”.

 

Reputacja, zgodnie ze słownikiem języka polskiego PWN, to „opinia, jaką ktoś lub coś ma wśród ludzi”.

 

Ze zdania „Colombina mimo ostrych słów nie była zła.” wynika, że nie była zła, choć padły ostre słowa – ale to przecież ona sama je wygłosiła! O co tu chodzi?

Wyjaśnieniem są kolejne zdania, które padają w tekście:

Już setki lat podejmowali różne próby i zawsze kończyło się tak samo. Czemu teraz miałoby być inaczej? Przyzwyczaiła się.

 

„treści, którymi będzie się można kontaktować”?

Kiedy przedstawiamy się, piszemy jakiś komentarz, odpowiadamy na pytanie, to tworzymy jakąś treść. Aplikacja miała w tym pomóc. Ale rzeczywiście to zdanie nie brzmi najlepiej.

 

„Świecić pustkami” to frazeologizm.

Z ciekawości translatorem Google’a przetłumaczyłem zdanie:

„Na szczęście to publiczne miejsce świeciło już pustkami” i otrzymałem:

„Fortunately, the public place was alredy empty”.

Potem to angielskie zdanie przetłumaczyłem na polski i otrzymałem:

„Na szczęście miejsce publiczne było już puste”.

Możesz podać przykład zdania w języku angielskim, które po przetłumaczeniu jakimś maszynowym translatorem, będzie brzmiało jak moje?

 

Słowo „aplikacja” pojawia się w opowiadaniu sześć razy. W taki sposób, jak napisałaś, jest tylko w wypowiedzi Giullietty. Mogło to wynikać z jej językowego niechlujstwa lub być po prostu skrótem myślowym.

 

Z uwagami dotyczącymi jakości warstwy językowej nie będę dyskutował. W tym przypadku w pełni ufam Twojemu osądowi. Chętnie zapoznam się z listą błędów. Oczywiście, jeśli masz ją gotową. Jeśli nie, to nie zawracaj sobie tym głowy.

 

Ulicę „Merceria Orologio” wziąłem z planu Wenecji. Nie znam włoskiego, wiec z tym zegarem to nie moja zasługa.

 

 

PS

W jakim znaczeniu używasz słowa „lampshade”? 

Rozumiem, że w pytaniu o adres strony zawiera się zarzut o brak fantastyki.

Tak, bo jej nie ma. Odgrywanie ról nie jest fantastyką – to zasada kompozycyjna, na której równie dobrze może się opierać powieść (albo opowiadanie) głównego nurtu. To sprawa ontologii – Tolkien, żeby daleko nie szukać, bierze ontologię od świętego Tomasza, ale na tym rusztowaniu umieszcza elfy i smoki, których Tomasz raczej nie przewidywał.

 Myślę, że relacje między postaciami z commedii dell'arte, a ich odpowiednikami w rzeczywistym świecie są wyraźne.

Owszem, relacje są wyraźne – ale to za mało, żeby tekst nazwać fantastycznym.

 Matteo, mężczyzna, który całował Elenę, mógł być ochroniarzem.

A napisałeś o tym?

 Czy w takim wypadku można użyć słowa „wiarołomna” do opisu tej „pary”?

Nie. Te słowa się nie łączą frazeologicznie.

 Reputacja, zgodnie ze słownikiem języka polskiego PWN, to „opinia, jaką ktoś lub coś ma wśród ludzi”.

"Coś" może mieć reputację, ale tylko przenośnie.

 Wyjaśnieniem są kolejne zdania, które padają w tekście:

Problem polega na tym, że zdanie jest mętne i prowadzi na manowce.

 Kiedy przedstawiamy się, piszemy jakiś komentarz, odpowiadamy na pytanie, to tworzymy jakąś treść.

Ale nie kontaktujemy się "treściami". W najlepszym razie moglibyśmy się kontaktować słowami, choć to też niespecjalnie mi się podoba.

 Możesz podać przykład zdania w języku angielskim, które po przetłumaczeniu jakimś maszynowym translatorem, będzie brzmiało jak moje?

Mogę poszukać, jeżeli Ci na tym zależy.

 Słowo „aplikacja” pojawia się w opowiadaniu sześć razy. W taki sposób, jak napisałaś, jest tylko w wypowiedzi Giullietty. Mogło to wynikać z jej językowego niechlujstwa lub być po prostu skrótem myślowym.

Nie mam zastrzeżeń co do użycia słowa "aplikacja" w ogóle, tylko co do użycia go w ten sposób. To, że błąd pojawia się tylko raz, nie zmienia faktu, że jest błędem.

 Oczywiście, jeśli masz ją gotową. Jeśli nie, to nie zawracaj sobie tym głowy.

Mam ją gotową, ale w postaci pliku odt z komentarzami. Jeżeli to Ci odpowiada, poproszę o adres do przesłania jej mailem (na priv).

 Ulicę „Merceria Orologio” wziąłem z planu Wenecji. Nie znam włoskiego, wiec z tym zegarem to nie moja zasługa.

Traf moralny. Nie zmieniam punktacji po wynikach.

 W jakim znaczeniu używasz słowa „lampshade”?

Żargon, przepraszam. Chodzi o zwracanie uwagi czytelnika na wadę tekstu, zwykle w sposób humorystyczny, żeby ją w pewnym sensie zneutralizować (a nie naprawiać). Przykładem może być postać, która komentuje akcję w stylu "no, takie coś, to tylko w Hollywood". Czasami (jeśli żart jest udany, a wada tekstu nie da się usunąć, bo i tak bywa) taki zabieg wypada dobrze, ale nie jest to samograj i warto jednak pomyśleć, jak go uniknąć.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tak, bo jej nie ma.

Czy dostrzegasz fantastykę w filmie “Purpurowa róża z Kairu”? Arlekin nie tylko odgrywa rolę, ale jest postacią fikcyjną, żyjącą w naszym świecie.

 

 Matteo, mężczyzna, który całował Elenę, mógł być ochroniarzem.

A napisałeś o tym?

Nie. Chodziło mi o to, że są sytuacje, w których parę można nazwać wiarołomną. 

 

"Coś" może mieć reputację, ale tylko przenośnie.

Z definicji trudno to wywnioskować. Nie widzę rozróżnienia między “kimś” a “czymś”.

 

 Możesz podać przykład zdania w języku angielskim, które po przetłumaczeniu jakimś maszynowym translatorem, będzie brzmiało jak moje?

Mogę poszukać, jeżeli Ci na tym zależy.

Nie. Myślałem, że dostrzegłaś jakąś kalkę językową.

 

Nie mam zastrzeżeń co do użycia słowa "aplikacja" w ogóle, tylko co do użycia go w ten sposób. To, że błąd pojawia się tylko raz, nie zmienia faktu, że jest błędem.

Nie twierdzę, że to nie jest błąd. Sprawdziłem wystąpienia tego słowa w całym tekście i domyśliłem, do którego miejsca się odnosisz, a potem napisałem tylko, że występuje w wypowiedzi jako skrót myślowy.

 

Mam ją gotową, ale w postaci pliku odt z komentarzami. Jeżeli to Ci odpowiada, poproszę o adres do przesłania jej mailem (na priv).

A możesz mi ją wysłać na portalową skrzynkę?

Czy dostrzegasz fantastykę w filmie “Purpurowa róża z Kairu”?

Nie widziałam tego filmu.

 Arlekin nie tylko odgrywa rolę, ale jest postacią fikcyjną, żyjącą w naszym świecie.

Hmm. Problem polega na tym, że on nie żyje w naszym świecie, tylko w świecie wtórnym – świecie Twojego tekstu, który już jest fantastyczny o tyle, że jest fikcją. Za dużo metapoziomów.

 Nie. Chodziło mi o to, że są sytuacje, w których parę można nazwać wiarołomną.

Ale w większości sytuacji nie można. A nic nie wskazywało na to, że ta akurat jest taka, a nie inna.

 Z definicji trudno to wywnioskować. Nie widzę rozróżnienia między “kimś” a “czymś”.

"Czymś" mogłaby być firma, organizacja czy inna osoba niefizyczna – to jeszcze można uznać za użycie dosłowne. Ale gdyby ktoś np. powiedział, że złą reputację mają rowery firmy "Kółko i S-ka" – to by była przenośnia, w najlepszym razie użycie analogiczne.

 A możesz mi ją wysłać na portalową skrzynkę?

Portalowa skrzynka nie przyjmuje plików, niestety. A przydałaby się taka możliwość.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Czy dostrzegasz fantastykę w filmie “Purpurowa róża z Kairu”?

 

Nie widziałam tego filmu.

Bohater filmu w trakcie seansu schodzi z ekranu i rozpoczyna życie w świecie rzeczywistym, a właściwie w świecie wtórnym – świecie filmu Woody’ego Allena, który już jest …

Liczba metapoziomów nie przeszkadza, by film był przypisywany do gatunku fantasy.

 

“Purpurową różą z Kairu” inspirował się Marczewski, kręcąc Ucieczkę z kina “Wolność”.

 

"Czymś" mogłaby być firma, organizacja

A małżeństwo nie?

Nie będę już drążył. Niech ta reputacja będzie tylko przenośna.

Bohater filmu w trakcie seansu schodzi z ekranu i rozpoczyna życie w świecie rzeczywistym, a właściwie w świecie wtórnym – świecie filmu Woody’ego Allena, który już jest …

Hmm, to jest fantastyka, ale myślę, że mieszasz fantastykę z symbolem. Fantastyka jest wtedy, kiedy bohater dosłownie schodzi z ekranu i robi różne rzeczy, których nie mógłby fizycznie robić, gdyby go tam nie było. Symbol jest wtedy, kiedy odgrywa rolę.

A małżeństwo nie?

Małżeństwo nie jest osobą prawną. Ale to już temat na bardziej precyzyjne, ciężkie, męczące filozoficzne rozważania.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Hmm, to jest fantastyka, ale myślę, że mieszasz fantastykę z symbolem. Fantastyka jest wtedy, kiedy bohater dosłownie schodzi z ekranu i robi różne rzeczy, których nie mógłby fizycznie robić, gdyby go tam nie było. Symbol jest wtedy, kiedy odgrywa rolę.

Nie mieszam fantastyki z symbolem, ale też jedno nie neguje drugiego.

Arlekin dosłownie wyabstrahował się z pierwowzoru literackiego lub zmaterializował się ze zbiorowej wyobraźni widzów jarmarcznych przedstawień. Nie podaję jaki zadziałał tu mechanizm, ale i w filmie nie jest wyjaśniony aspekt techniczny, czy magiczny tego, co się stało. W każdym razie po zmaterializowaniu się Arlekin funkcjonuje w fikcyjnym świecie mojego opowiadania od setek lat.

 

Czy gdyby opowieść dotyczyła Kaczora Donalda, który okazjonalnie grywa w filmach animowanych, a na co dzień, każdego ranka wkłada mundur motorniczego i idzie do pracy prowadzić tramwaj, to też nie byłoby tu fantastyki?

Nie mieszam fantastyki z symbolem, ale też jedno nie neguje drugiego.

Oczywiście, że nie neguje – ale jedno drugim nie jest. Nawet w tzw. realizmie magicznym (czyli fantastyce podpisanej “to nie jest fantastyka, serio!”) musi się jednak dziać coś, co w naszym świecie nie mogłoby mieć miejsca. W naszym świecie kaczki nie chodzą do pracy i nie mówią, więc historia o pracujących kaczkach byłaby fantastyką (niekoniecznie wysokich lotów, ale byłaby).

Arlekin dosłownie wyabstrahował się z pierwowzoru literackiego lub zmaterializował się ze zbiorowej wyobraźni widzów jarmarcznych przedstawień

Ale czy to wynika z tekstu?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tak.

Nowa Fantastyka