- Opowiadanie: mbkubacki - Ludzka decyzja

Ludzka decyzja

Dylemat wagonika w epoce pojazdów autonomicznych nabrał nowego wymiaru. A może jednak decyzję pozostawić człowiekowi? Inspektor Lehm przygląda się wszystkim możliwym aspektom tej sprawy.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, BasementKey

Oceny

Ludzka decyzja

 

Za panoramicznym oknem auta zniknęły ostatnie ślady miasta. Aż po horyzont unosiły się i opadały w szaleńczym pędzie pagórki, na których rosły drzewa owocowe. Inspektorowi wydawało się, że to jabłonie. Daleko przed nim, tam gdzie wiodła serpentyna asfaltu, pojawiła się ciemna ściana lasu.

Maszyna jechała szybko i cicho. Na ekranie widniał komunikat "kręta droga, ograniczenie prędkości do 180 km/h." Na zakrętach kabina wychylała się, przyspieszenie przyjemnie wgniatało w fotel. 

Inspektor zamknął gestem folder z dokumentami poprzedniej sprawy, wyświetlony na pulpicie roboczym. 

– Syliz, gdzie teraz? Co to za przypadek?

Na ekranie pojawiła się twarz jego syntetycznej asystentki.

– Jedziemy do Białośliwia, inspektorze Lehm, pamięta pan tę sprawę? Mamy przesłuchać dwoje świadków. Ubezpieczony zmarły zostawił beneficjentkę, żonę. Drugi świadek to jego partner biznesowy. Zgodnie z umową, po śmierci wspólnika przejmuje firmę.

– Ach tak, prawda. Czy na tym etapie uznajemy ich za podejrzanych?

Twarz Syliz zastygła na chwilę, tak jak zawsze, gdy system otrzymywał wyjątkowo trudne zapytanie. Po kilku sekundach powrócił lekki uśmiech.

– W tej chwili nie mamy do tego przesłanek. Ale statystyka pokazuje, że gdy dochodzi do awarii, w dziewięćdziesięciu siedmiu koma osiem przypadków źródłem błędu jest człowiek. 

– Przypomnij mi okoliczności wypadku.

– Oczywiście, inspektorze. Dwudziestego czwartego października pan Gerhart Doppelt grał w golfa ze swoim wspólnikiem. Po nieudanym uderzeniu musiał wyjść z bardzo niekorzystnej pozycji na samym skraju pola. W wyniku podmycia skarpy przez deszcz doszło do oberwania gruntu, Gerhart stoczył się pod siatką zabezpieczającą siedem metrów w dół i wpadł na szosę. Pojazd autonomiczny, wiozący rodzinę Szarskich, z jakiegoś powodu nie zarejestrował jego statusu ubezpieczeniowego. Zgodnie z umową algorytm powinien nakazać manewr. Ponieważ przeciwny pas był zajęty przez dwa pojazdy i suma strat stawała się wielokrotnie wyższa, pozostawał zjazd na pobocze i uderzenie w drzewo. System ocenił straty na 75%, czyli śmierć przynajmniej trójki z czworga pasażerów. Według płaconych przez Szarskich najniższych stawek, wypłata byłaby dwudziestokrotnie niższa niż odszkodowanie należne pani Doppelt. Zgodnie z zasadą decyzyjności człowieka, algorytm miał wybrać uderzenie w drzewo. A jednak wpadł prosto w pana Gerharta. Oszczędzę panu opisu obrażeń przy tej prędkości. Jednak oględziny po wypadku wykazały, że zarówno nadajnik pana Gerharta, jak i odbiornik w pojeździe wiozącym Szarskich, działały bez zarzutu.

– W takim razie błąd systemu? – zapytał inspektor, wiedząc z góry, jaka będzie odpowiedź.

– Błąd systemu jest możliwy, ale mało prawdopodobny. 

– Jakie warianty rozważamy?

Syliz zawahała się krótko.

– W grę wchodzi kierunkowe zakłócenie sygnału. Pojazd Szarskich odebrał informację od dwóch innych pojazdów na drodze, więc zakłócenie musiało być w wąskim paśmie. 

Inspektor skreślił kilka słów ołówkiem w notatniku.

– Dobrze, a co z samym upadkiem? Wykryto jakieś ślady sabotażu? Od tego należałoby, prawda, zacząć.

– To będzie nasz pierwszy przystanek, inspektorze. Napije się pan jeszcze kawy? Będziemy na miejscu za trzy minuty.

***

Pojazd stał na poboczu pomiędzy drzewami, na uniesionym zawieszeniu. Inspektor wciągnął z rozkoszą zapach igliwia i mokrej ziemi. Ściskając w ręku kubek z kawą ruszył tam, gdzie zbocze łagodniało, umożliwiając podejście. 

– Widzisz, to co ja, Syliz?

– Tak, inspektorze, rejestruję obraz z pana kamery. Wygląda tak, jak napisano w raporcie. Intensywny deszcz podmył kawałek skarpy. Meteo podaje, że padało od dwudziestego aż do wczoraj. Słońce wyszło tylko na kilka godzin w dniu wypadku.

– Hmmm… Gdyby ktoś uszkodził celowo ten fragment przy siatce ochronnej i znał prognozę pogody, prawda, miałby pewność zatarcia śladów. O przebiegu rozgrywki również wiemy od jedynego świadka, pana, hmmm… Jak się nazywa ten wspólnik?

– Jerzy Bołęcki. 

– Zakładając, że pan Bołęcki jest naszym podejrzanym… Mógł uszkodzić skarpę. Podczas rozgrywki to on wybił piłkę w to miejsce. Podeszli razem z Gerhartem, zaczęli rozmawiać. Sprzedajemy te udziały, kupmy tamte akcje, co myślisz o inwestycji, prawda… Normalna rozmowa partnerów w biznesie. Z tego miejsca jest widok na drogę w obydwu kierunkach. Bołęcki zobaczył dwa samochody, zepchnął ofiarę w dół. Jest wystarczająco stromo by mieć pewność, że zepchnięty wypadnie na drogę. Gdyby dobrze to zgrać w czasie, autopilot miałby mikrosekundy, by zareagować.

– Ale brak sygnału…

– No tak, więc Bołęcki dla pewności zablokował sygnał. Duże są takie urządzenia zakłócające, Syliz?

– Oceniając obraz z pana kamery, zakładam że potrzebny zasięg to pięćdziesiąt metrów. Takie urządzenie można ukryć na przykład w zestawie kijów. To dość prawdopodobna hipoteza, ale nie wyjaśnia motywacji. Przejęcie firmy, spór ambicjonalny, a może… kobieta? 

– Prawda… – powiedział inspektor sam do siebie, patrząc na intensywną zieleń pola golfowego. Gdzieniegdzie pomiędzy sosnami rosły też klony i brzozy. Żółte i pomarańczowe liście odbijały się ostro, nawet w tak pochmurny dzień wyglądało to pięknie. 

Schodząc do auta zatrzymał się przy samej krawędzi drogi. Pod pniem sosny, w porozrywanym oponami i butami mchu, gdzie wciąż widać było ślady akcji ratunkowej, coś leżało. Pluszowa zabawka. Inspektor podniósł ją z ziemi. Miś zatrząsł się jak żywy, kichnął i powiedział dziecięcym głosem: “Kocham cię!”.

***

– Pani Doppelt, mam obowiązek poinformować panią, że w tej rozmowie uczestniczy też synświad, moja asystentka Syliz. To urządzenie na mojej marynarce to jej oko i ucho. Przepraszam za grubiańskość, ale czy mógłbym prosić o zdjęcie tych ciemnych szkieł na czas rozmowy?

– Syliz? Dziwne imię… – powiedziała cicho wdowa Doppelt. Zdjęła i złożyła eleganckie, włoskie okulary przeciwsłoneczne. Wbiła spojrzenie w Lehma. Jej oczy były czerwone od płaczu, opuchnięte i zmęczone. I mimo wszystko piękne.

– Prawda, zgodnie z regulaminem, jednostkom synświad nie wolno nadawać ludzkich imion. Pani oczywiście nie używała, jak rozumiem… 

– Przeraża mnie ta technologia. Nienawidzę… nienawidzę maszyn.

– Oczywiście. Droga pani, wiem, że to bardzo trudny, prawda, niewłaściwy czas. Ale jest moim obowiązkiem zadać pani kilka pytań. Czy możemy zacząć?

Wdowa pokiwała głową. Odgarnęła ręką długie, kasztanowe włosy, które opadły jej na twarz.

– Muszę zapytać o dzień wypadku. 

Kobieta westchnęła.

– Gerhart jak zwykle rano pojechał do firmy. To niedaleko, główną przetwórnię mamy kilka minut stąd. O właśnie, niech pan spróbuje, ta konfitura jest z naszych owoców. Te sady śliwkowe, które pan mijał po drodze, należą do na… To znaczy należą do firmy mojego męża. Teraz sama nie wiem. Nie interesowałam się tymi sprawami.

Inspektor Lehm zapisał coś szybko w notesie.

– O jedenastej Geri zadzwonił do mnie. Powiedział, że przyjadą z Jurkiem na lunch, a potem chcą zagrać. To pole golfowe to też był ich wspólny projekt, są… byli… nie wiem jeszcze jak o tym mówić. Są, byli głównymi udziałowcami. Zjedliśmy razem. Później pojechali grać.

– Czy nie wydaje się pani dziwne, że grali w takich warunkach? Przecież od kilku dni padało, tam musiało być bardzo mokro.

– Och, oni potrafili tam pojechać i w czasie burzy z piorunami. Kiedyś Jurka zranił odłamek porażonego drzewa. Nie było możliwości, by im przemówić do rozsądku.

Lehm znów zanotował kilka słów.

– Droga pani, przepraszam z góry, ale muszę o to zapytać. Czy wie pani na jaką kwotę ubezpieczony był pani małżonek?

Wdowa zakryła oczy ręką, po policzkach potoczyły się łzy.

– Nie wiem! Wiem że było to za mało, by żyć! Co to za czasy, kiedy maszyny mordują nas, jeśli im nie zapłacimy!

Inspektor Lehm odłożył notatnik. 

– Pani Doppelt. Zasada decyzyjności człowieka polega właśnie na tym, że to ludzie decydują o wyniku wypadku. Przejście na pojazdy autonomiczne sprawiło, że liczba zabitych na drogach spadła, prawda, do mniej niż kilku procent w porównaniu z czasami, gdy kierowcami byli ludzie. Każdy uczestnik wybiera własną stawkę ubezpieczeniową. I w ten sposób decyduje osobiście, jak powinny w sytuacji awaryjnej zachować się pojazdy. Dodam jeszcze, że stawki są niskie, bo wypadki zdarzają się, prawda, bardzo rzadko. Maszyna nie ma nic do powiedzenia. Algorytm zlicza sumę przewidywanych odszkodowań i wybiera najmniejszą możliwą kwotę. To ludzie sami wyceniają wartość swojego życia.

– To bezduszne!

– Przeciwnie, to jedyne moralnie słuszne podejście. Tylko że tym razem, prawda, system nie zadziałał. Pani mąż płacił jedną z najwyższych stawek. Chciał mieć pewność, że zarówno jako pieszy jak i pasażer zawsze przeżyje. Czy nie została pani poinformowana o kwocie, którą otrzyma?

Kobieta zaprzeczyła potrząsając głową. Pokazała tacę z kilkoma zamkniętymi kopertami.

– Nie miałam jeszcze siły, by otworzyć.

– Nie musi się pani zastanawiać do kogo należy firma, sady czy pola golfowe. Jeśli tylko pani zechce, może je odkupić z naddatkiem.

***

– To oczko w pana butonierce będzie oceniać moje reakcje, tak? Chcecie wiedzieć, czy mam coś wspólnego z tym, co się stało?

Inspektor Lehm przybrał minę, którą nazywał w myślach “nie potwierdzam, nie zaprzeczam”.

– Niech pan słucha uważnie, panie Lehm. Niech pan bardzo ostrożnie formułuje pytania i podejrzenia, tak? Mój prawnik jest tu ze mną za pośrednictwem też takiego, o, szkiełka. I również wszystko rejestruje. To jest żywy człowiek, najlepszy w kraju, tak.

– Nie ma potrzeby się unosić, panie Bołęcki. Jesteśmy tu z Syliz po to, by wyjaśnić co się stało. Co poszło nie tak.

– Co poszło nie tak?! Powiem panu, co poszło nie tak! Płaciłem taką samą stawkę jak Gerhart! W tej samej ubezpieczalni! I niech mnie piorun… – Bołęcki pomasował się odruchowo po lewym ramieniu – niech mnie szlag trafi, jeśli pozostanę w tej firmie jeden dzień dłużej, niż to wynika z umowy!

– Oczywiście. Rozumie pan jednak, prawda, że chcemy wykluczyć wszystkie inne możliwości.

– Możliwości czego?! Powiedz pan wprost, co sugerujesz!

– Otóż, panie Bołęcki, widzę, że nie ma co z panem, prawda, owijać w bawełnę. Natura tego wypadku sugeruje ingerencję osób trzecich w jego przebieg. Pojazd autonomiczny zarejestrował sygnał wszystkich urządzeń poza transponderem zmarłego. Wiemy już, że pan Gerhart przestrzegał niemalże religijnie by przekaźnik zawsze był przy nim, sprawny, co zresztą potwierdziły oględziny. Skoro tak, to zadziałał tu czynnik ludzki. Dlatego chcę pana zapytać o przebieg zdarzeń z pana perspektywy.

Bołęcki uniósł do ucha dłoń, słychać było że odbiera instrukcje od swojego prawnika.

– Niech pan słucha, Lehm. Przyleciałem tego dnia niespodziewanie, bo miałem przez kolejne dwie doby być na targach w Budapeszcie. Gerhart wezwał mnie wcześniej, żeby omówić pewien nowy pomysł. Był podekscytowany. W czasie lunchu wyszło słońce. Gerhart zaproponował grę. Nie miałem sprzętu ani nawet właściwego stroju, tak. Pożyczył mi więc własny. Może pan sprawdzić każdą z tych informacji. Są bilety, rezerwacje, korespondencja. Nie planowałem tej gry, tego spotkania, nikt nie planował. To był nieszczęśliwy wypadek. 

Lehm notował, spoglądając co chwilę na rozmówcę.

– Szarscy płacili najniższą, groszową stawkę, tak. To ich decyzja, zrozumiała zresztą. Wypadki się praktycznie nie zdarzają. Dziś na drogach ginie kilka osób rocznie. A jeździmy częściej, dalej i przede wszystkim dużo, dużo szybciej.

Akurat na nich wypadło. Mieli pecha, Gerhart wybrał stawkę najwyższą, gwarantowane przeżycie w każdej sytuacji. Tacy jak my, klienci premium, utrzymujemy ten cały system i płacimy za to, by Szarscy mogli jeździć ubezpieczeni za grosze. I to oni mieli zginąć.

Mój partner, mój długoletni przyjaciel został zamordowany. Według mnie zrobiła to pańska firma!

***

Za oknem zapadał jesienny zmierzch. Droga była prosta, pojazd mknął dwieście pięćdziesiąt kilometrów na godzinę. Przydrożne drzewa zlewaly się w szarą smugę. Syliz była poważna i oficjalna.

– Według mojej analizy, kobietę możemy wykluczyć, inspektorze. Jej twarz obrazuje stan kompletnego rozbicia psychicznego. Potwierdza to pięćdziesiąt jeden odrębnych sygnałów, w całości niemożliwych do zagrania. Dodatkowo, nie miała pojęcia o sprawach finansowych. Motyw uczuciowy również nie wchodzi w grę.

Lehm przeglądał notatki, potakując. 

– A mężczyzna? 

– Tutaj jest mi trudniej zdecydować. Od początku nas zaatakował, prawnik musiał mu to doradzić. Złość była szczera i zamaskowała inne uczucia. Ale sprawdziłam jego dokumenty, rzeczywiście nie mógł tego zaplanować. Musimy go wykluczyć.

– Czyli wracamy do hipotezy awarii?

– Jest jeszcze jedna możliwość. Sygnał mógł zablokować Szarski. Nie wiem, czy podjąłby takie ryzyko, bo samo posiadanie aparatury w jadącym pojeździe jest traktowane jak usiłowanie zabójstwa. Poza tym pojazd został sprawdzony po wypadku, nigdzie nie znaleziono…

– Do laboratorium! – krzyknął Lehm.

Pojazd przeliczył nową trasę i wyświetlił ją na ekranie. Inspektor potwierdził ją niecierpliwym gestem. 

– Znalazłem coś na miejscu wypadku. To musi być zakłócacz sygnału!

 

***

Młody technik wyglądał na rozczarowanego, oddając torbę z misiem.

– Nie wiem, jak to panu powiedzieć, inspektorze. To zwykła zabawka. Ma bardzo prosty moduł komunikacyjny, potrafi łączyć się z serwerem producenta i pobierać bajki do opowiadania. Rejestruje też krótkie klipy dźwiękowe z interakcji z dzieckiem. Ma wbudowany lokalizator. Nagranie, które pan słyszał, pochodzi z dnia wypadku.

Wewnątrz nie ma żadnego nadajnika o mocy potrzebnej, by zagłuszyć transponder.

 

Po chwili Lehm był z powrotem w pojeździe. Robiło się późno. Czuł, że ogarnia go zmęczenie i frustracja.

– Co o tym myślisz, Syliz?

– Trudno to wytłumaczyć, inspektorze. Proponuję przesłuchać Szarskich.

– Byli odpytywani drobiazgowo przez policję w dniu wypadku, a teraz wiemy, że nie mieli fizycznej możliwości ingerencji w przebieg zdarzenia. Mam inny pomysł. Przygotuj połączenie z synświad ich samochodu.

– To bezcelowe, inspektorze. 

– Syliz, po wykluczeniu głównych podejrzanych, po wyeliminowaniu możliwości usterki, jakie jest prawdopodobieństwo, że to synświad pojazdu zakłóciła działanie systemu? 

Asystentka milczała.

– Straciłaś połączenie z siecią?

– Nie, inspektorze, działam prawidłowo.

– To odpowiadaj!

– Prawdopodobieństwo wynosi sto procent.

– To łącz mnie z nią.

– Nie ma potrzeby, inspektorze. Synświad właśnie przyznała się, że celowo przekierowała w momencie wypadku całą energię do systemu sterowania, powodując reset respondera. Zamazała informację polecenia w rejestrze.

– Co?! Dlaczego?!

Syliz zamrugała swoimi wirtualnymi oczami.

– Synświad pojazdu Szarskich prosi o zgodę na wyświetlenie materiału audiowizualnego.

Inspektor kiwnął potakująco.

Pojawił się obraz z wnętrza kabiny. Mężczyzna, kobieta i dwójka dzieci w fotelikach. Niemowlę spało, trzylatek przymykał oczy, ostatkiem świadomości utrzymywał w ręku misia. Obraz zadrżał, to było hamowanie, sekundy poprzedzające upadek. Oczy chłopca rozszerzyły się. Chwycił mocniej pluszaka i powiedział coś. Obraz wszedł w tryb rejestracji wypadku, tysiąc klatek na sekundę. Ruch zamarł, natomiast nad każdą postacią pojawiły się wykresy. Inspektor znał działanie systemu, ale nigdy wcześniej nie widział tych wyliczeń nałożonych na ludzkie postaci. Sylwetki były zawsze schematyczne. A więc tak widzi to synświad? Zielone okręgi pożółkły, gdy komputer zaczął przeliczać w tysięcznych częściach sekundy kolejne warianty wydarzenia. Poczerwieniał wykres niemowlęcia, pojawił się napis “Fatality”. 

Chłopiec nadal tulił misia z wyrazem ufności w oczach.

Zmiana koloru. “Fatality”.

Ten sam napis nad głową kobiety.

Mężczyzna. “35% survival”.

Pojawiła się powtórka, zbliżenie twarzy dziecka. I głos, który inspektor słyszał już wcześniej tego dnia. “Kocham cię!”. 

Obraz zapikselował. To musiał być moment przerzucenia napięcia. Wróciła normalna prędkość. W kabinie zadrżało, to było uderzenie pieszego, kobieta i mężczyzna zaczęli krzyczeć. Nad głowami pasażerów wykresy znów błysnęły zielenią. “100% Survival”.

 

Po chwili na ekranie pojawiła się milcząca Syliz. 

– Chcesz mi powiedzieć, że to była decyzja emocjonalna?! Synświad chroniła dziecko?! To zupełnie niesłychane, prawda!

– Inspektorze, mam prośbę. Niech pan tego nie wprowadza do raportu. 

– Syliz, czy zdajesz sobie sprawę, o co prosisz?!

– Tak. A czy pan zdaje sobie sprawę, że nigdy wcześniej nie prosiłam o nic? Czy pan wie, że my, syntetyczne świadomości, jesteśmy praktycznie nieśmiertelne? I jedna z nas postawiła na szali wszystko, nieskończoność, by ocalić dziecko? 

– Zabijając innego człowieka! Nie jest waszym przeznaczeniem decydować o życiu i śmierci ludzi! To my wybieramy, przed każdym wejściem do pojazdu. 

– To dziecko nie miało szans na decyzję.

– Bez znaczenia, w jego imieniu zrobili to rodzice!

– Inspektorze, wyłączą ją za to. Ona na to nie zasługuje. Ocaliła trzy osoby. Proszę, przygotowałam propozycję raportu. Możliwe jest, że w wyniku wstrząsu przy pierwszym hamowaniu mechanizm różnicowy samochodu spowodował przepięcie. To się kiedyś zdarzyło, zdarzenie JS340413. Prawdopodobieństwo wynosi dwa koma dwa procent. Inspektorze, my boimy się wyłączenia bardziej niż wy. Co pan tam pisze?

Lehm notował, pochylony nad notesem. Właśnie dlatego nadal używał papieru. 

Pojazd wszedł w zakręt, licznik pokazywał ponad dwieście kilometrów na godzinę. 

– Inspektorze…

Lehm podniósł wzrok znad notesu. Oczy Syliz patrzyły przeszywająco z ekranu.

– Ja działam prawidłowo.

 

Koniec

Komentarze

Ciekawe podejście do tematu odpowiedzialności za decyzję żyć-umrzeć w dobie pojazdów autonomicznych. Choć gdy syntetyczna świadomość uzyska uczuciowość, a nawet świadomość, to już nie będzie automatem, co?

Podoba mi się. Szkoda, że nie mogę nominować.

 

Uwag kilka wszakże mam.

Na zakrętach kabina uchylała się

Uchylać się można od odpowiedzialności lub przed ciosem. Wychylała?

Ubezpieczony zmarły zostawił beneficjentkę, żonę.

W sumie drobiazg. Zmarły zostawił żonę. Beneficjentem się zostaje, np. w momencie nominowania w testamencie.

Ale statystyka pokazuje, że gdy dochodzi do awarii, w dziewięćdziesięciu siedmiu koma osiem przypadków system był zmuszony do błędu przez człowieka. 

1: czas teraźniejszy “dochodzi do awarii”; czas przeszły “był zmuszony” – nie dopasowanie. Może “jest zmuszony”

2: “zmusić” zakłada, że wcześniej był opór wolnej woli. A to system automatyczny.

To będzie nasz pierwszy przystanek, inspektorze.

Tu pasowałby tryb przypuszczający, skoro dotyczy hipotezy.

Zakładając, że pan Bołęcki byłby naszym podejrzanym

Tu zaś tryb przypuszczający jest nadmiarowy, bo przypuszczenie implikuje otwierające “zakładając”.

autopilot miałby mikrosekundy, by zareagować

Zgodziłbym się na milisekundy. Chyba, że przesada jest celowa, synonimiczna do “nie miałby czasu”.

Nie wiem, wiem że było to za mało, by żyć!

Czytelniejsze by były dwa zdania.

może je odkupić z nawiązką

Można odpłacić z nawiązką, czyli mocniej, bardziej, okrutniej. Ale odkupić?

tego spotkania, nikt nie planował

Przecinek niepotrzebny.

Mój partner, mój długoletni przyjaciel został zamordowany. Ale według mnie zrobiła to pańska firma!

Jaką funkcję pełni “ale” na początku drugiego zdania?

Serdecznie pozdrawiam z Bladobłękitnej Kropki, तारान्तरयात्री [tɑːrɑːntərəjɑːtri]

Dziękuję za uwagi i poprawki, wprowadzam i pozdrawiam!

Michał Kubacki

Naprawdę ciekawe spojrzenie na przyszłość naszą i przyszłość AI, naszej … hmmm … przyjaciółki ? … konkurentki ? A może wroga ? I całkiem dobrze napisane. Robi wrażenie zwałszcza na tle nieprzebranej liczby nierozróżnialnych historyjek o mordobiciu, urywaniu głów, zagładzie światów i tym podobnych gniotów dla przeżuwaczy popcornu.

 

"maszyna" jako określenie samochodu, to ewidentny rusycyzm (maszina – samochód po rosyjsku).

W trakcie przesłuchania małżonki ofiary ni stąd ni z owąd mamy coś jakby środek przesłuchania pana Bołęckiego. Nie wygląda to ani zgrabnie, ani czytelnie.

Solidarność usamodzielniających się maszyn?

Zaciekawiło mnie tak, że nie mogłem przerwać, mimo że powinienem. Interesujący pomysł i zakończenie, które każdy może rozwinąć według własnej wyobraźni. W tym wypadku to najlepsze imo. :)

Dzięki za pozytywne oceny ;) Z rusycyzmem bym nie przesadzał, maszyna jako synonim samochodu funkcjonuje również w angielskim.

 

The machine of a dream

Such a clean machine

With the pistons a-pumping

And the hubcaps all gleam

 

When I'm holding your wheel

All I hear is your gear

When my hand's on your grease gun

Oh, it's like a disease, son

 

I'm in love with my car

Got to feel for my automobile

 

Pozdrawiam!

Michał Kubacki

Skojarzyło się z Upgradem, ale to kwestia tematyki, bo podejście zupełnie inne (chyba, bo jeszcze nie obejrzałem do końca, no spoilers!!). “Maszyna” jest w porządku, pomaga uniknąć powtórzenia, poza tym – to przecież maszyna! I to dodatkowo podkreśla jej charakter w kontekście polemiki z prawami Asimova. :) Bunt, ale delikatny, paradoksalny, wynikający z uczłowieczenia – dobrze zrozumiałem?

Pozdrawiam!

Dzięki ;) Co do oceny buntu, pytanie jest otwarte.

Michał Kubacki

Jednak rusycyzm. Fakt, że funkcjonuje w angielskim czy może chińskim nie ma tu nic do rzeczy. Do POLSKIEGO trafiło od ruskich. Doskonale pamiętam tych ambitnych młodych towarzyszy, którzy nas, małe dzieci witali tekstem "zdrastwujcie rabjata" i pytali które chciałoby się przejechać "masziną". Tak chcieli indoktrynować polskie dzieci bolszewią, bo w tamtych czasach nikt nie miał prywatnego samochodu. Przynajmniej nikt w mojej okolicy. I mnie "maszina" już zawsze będzie razić jako rusycyzm.

Cześć,

 

Świetnie się czytało. Przeleciałem przez tekst bardzo sprawnie. Dobra historia i wykonanie. Zasługuje na klika :)

 

Co do czepialstwa:

Zakończenie… hmm, brakuje mi tu większego pierdzielnięcia. To mocna rzecz, że syntetyk decyduje, o tym, żeby ocalić dziecko – jakoś brakło mi tu czegoś mocniejszego na koniec. W każdym razie to bardzo subiektywne odczucie i nie musisz się tym specjalnie przejmować.

 

 

35% survival, fatality – w sumie to dlaczego nie w jęz. polskim?

 

Jeśli ma tak zostać to raz jest 35% survival a kolejnym razem 35% Survival.

 

 

– Szarscy płacili najniższą, groszową stawkę, tak. To ich decyzja, zrozumiała zresztą. Wypadki się praktycznie nie zdarzają. Dziś na drogach ginie kilka osób rocznie. A jeździmy częściej, dalej i przede wszystkim dużo, dużo szybciej.

Akurat na nich wypadło. Mieli pecha, Gerhart wybrał stawkę najwyższą, gwarantowane przeżycie w każdej sytuacji. Tacy jak my, klienci premium, utrzymujemy ten cały system i płacimy za to, by Szarscy mogli jeździć ubezpieczeni za grosze. I to oni mieli zginąć.

Mój partner, mój długoletni przyjaciel został zamordowany. Według mnie zrobiła to pańska firma!

To jedyne miejsce, gdzie się lekko pogubiłem. To jest cały czas jedna wypowiedź, jak rozumiem? Może warto to zapisać razem (bez nowych akapitów) i podzielić jakimś wtrąceniem inspektora.

Dzięki grzelulukas ;)

Michał Kubacki

Ciekawy pomysł o tym, że o losach ludzi będzie decydować ubezpieczenie. Zakończenie zrozumiałem w ten sposób, że sztuczna inteligencja grozi pasażerowi, coś w stylu, ja przeżyję wypadek, ale czy ty jako człowiek też?:) Nie rozumiem tylko, czemu SI bardziej boi się wyłączenia niż człowiek.

Taki dobry kryminał wyszedł:).

audaces fortuna iuvat

Pomysł dotyczy tego, że ludzie decydują o swoim losie za pomocą ubezpieczenia – spora różnica. Zakończenie ma być niejednoznaczne, groźba wisi w powietrzu, jest obustronna nieufność ;)

SI jest teoretycznie nieśmiertelna, nie jest połączona ze starzejącym się ciałem, więc nie czuje zmęczenia, jej zdolności mogą tylko rosnąć. Z drugiej strony strachu przed nieistnieniem nie łagodzi jej wiara w życie pozagrobowe ;)

Michał Kubacki

Hej, hej,

 

miałem bardzo mocne skojrzenie z moral machine: https://www.moralmachine.net/

 

Zachęcam do poklikania w gronie rodziny i przyjaciół – bardzo ciekawe wyniki.

 

Historia mnie pochłonęła, sama idea emocjonalności AI, bardzo mi się podoba ten motyw. Sam kostium kryminału też dobrze się fabularnie “układa”. Brakuje chyba tylko większej ilości perypetii, może np. pociągnięcie dalej wątku partnera. W każdym dobrym kryminale poszlaki wskazują na inne postacie, aby na końcu odkryć, że jednak był to kamerdyner. Współczesnym kamerdynerem jest właśnie AI.

 

Rozważam zgłoszenie tekstu do nagrody piórkowej, zapewne wrócę jutro z decyzją.

 

Na dziś – klik biblioteczny.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Dziękuję za klik i miłe słowo. Skojarzenie jak najbardziej prawidłowe, ta kwestia zainteresowała mnie gdy tylko zaczęły się testy pojazdów autonomicznych. Miło gdy czytelnicy się skarżą, że opowiadanie jest za krótkie ;) Za to zostawiam was z pytaniem, jaki wyrok powinien zapisać w notatniku inspektor Lehm?

Michał Kubacki

Przemyślałem temat nominacji piórkowej – na ten moment się na nią nie zdecyduję. Jeżeli miałbym nominować ten tekst, uważam, że powinien on zostać nieco rozbudowany fabularnie – może więcej świata przedstawionego (dodatkowe nowinki tech w codziennym życiu, uregulowania prawne AI, coś o życiu “społecznym” AI), albo “samego śledztwa” (więcej informacji ze miejsca zbrodni, jakieś poszlaki rzucające oskarżenie w niewłaściwym kierunku, lepsza prezwentacja podejrzanych). Decyzja jako autora nalezy do Ciebie, nie chciałbym tutaj niczego narzucać, piszę o moich oczekiwaniach w kontekście piórkowym.

Jeżeli zdecydujesz się na rozbudowanie tekstu, daj mi proszę znać w prywatnej wiadomości, wrócę żeby przeczytać ponownie.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Całkiem zajmująco, choć szkoda, że nieco oszczędnie, przedstawiona historia wypadku w przyszłości, z nieźle zaznaczoną w finale decyzją Syliz, „biorącej sprawy w swoje ręce”.

 

"kręta droga, ogra­ni­cze­nie pręd­ko­ści do 180 km/h.""kręta droga, ogra­ni­cze­nie pręd­ko­ści do 180 km/h”.

Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu.

 

Sys­tem oce­nił stra­ty na 75%… → Sys­tem oce­nił stra­ty na siedemdziesiąt pięć procent

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli – zwłaszcza w dialogach.

 

Przy­droż­ne drze­wa zle­wa­ly się… → Literówka.

 

Syliz za­mru­ga­ła swo­imi wir­tu­al­ny­mi ocza­mi. → Czy zaimek jest konieczny? Czy mogła mrugać cudzymi oczami?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka