- Opowiadanie: Verus - Zapach ziemi i krwi

Zapach ziemi i krwi

To stary tekst, któremu się nieco znudziło w szufladzie, więc pomyślałam “czemu nie?” i wrzucam na portal. Napisany był dawno na Fantazje Zielonogórskie, i chyba nigdy nie wysłany – ale nie żebym sobie dała za to głowę uciąć. Nie mam też pojęcia, czym oryginalnie był tag “dzikie pola” i do czego nawiązywał, ale mam wrażenie, że tutaj raczej pasuje. W każdym razie nie znalazłam lepszego. Cóż, miłej lektury. :D

 

Za podpowiedzi i opinie na temat tekstu dziękuję Kam i Wiktor. Bardzo mu się przysłużyły. :D

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Zapach ziemi i krwi

Gdy Agapita zjawiła się w komnacie, pachniała deszczem, a z jej złocistych włosów skapywała woda. Peplos lepił się jej do ciała, ale nawet ulewa nie zmyła z niego krwi.

Leander obserwował ją z łoża, gdy przechodziła przez pomieszczenie, zdejmując z siebie ubrania oraz ozdoby. Wszystkie upuszczała na posadzkę, nie przejmując się, gdzie lądują. Wyszła na niewielki balkon, który od pomieszczenia oddzielała tylko cienka, ozdobna tkanina.

Zastanawiał się, czy usłyszy jej płacz, ale zamiast tego dobiegł go śpiew. Nie była to pieśń pełna miłości, lecz gniewu wykrzykiwanego w twarz piorunom, jakby miały go zanieść swojemu bogu.

Nie zaniosły. A ona w końcu wróciła i położyła się obok Leandra, nadal mokra i zimna.

– Nie – warknęła, kiedy zaczął wodzić rozgrzanymi palcami po jej brzuchu. Zamarł.

– Co widziałaś?

Spojrzała na niego i parsknęła.

– Wszystko. Widziałam śmierć, widziałam jak ludzie mordują się na ziemi, a bogowie w niebie. Widziałam sztylety, miecze, trucizny, łuki i machiny oblężnicze. Widziałam okrucieństwo i smutek. Jak co wieczór od ostatniej pełni.

Jej głos był pełen kontrastów: z jednej strony się łamał, z drugiej brzmiał jak wykuty ze stali. Był też zmienny, nie to co jej błękitne oczy, utkwione w suficie. Leander czekał, aż powie coś więcej. Wypytywanie nie było najlepszym pomysłem – zdążył się o tym przekonać, choć towarzyszył jej w łożu dopiero kilka dni. Agapita nie potrzebowała zaufanego powiernika. Potrzebowała jego uszu, aby mieć pewność, że mówiąc do siebie, nie popada w obłęd, i jego ciała, aby nie zmarznąć w nocy.

Nie odezwała się jednak więcej, zamiast tego odwróciła się i wpiła ustami w jego usta. Była gwałtowna jak złość Cezara i ostra jak poranne słońce, a gdy po wszystkim zasnęła w jego ramionach, nie mógł uwierzyć, jaka nagle zrobiła się delikatna. Jak jedna z jedwabnych wstążek, które często nosiła we włosach.

Rano zastał ją znowu na balkonie. Stała wyprostowana, wspierając się o balustradę czy też to, co z niej zostało, i patrzyła na roztaczające się poniżej wzgórza. Leander wyobraził sobie, że są one zielone, a nie żółte i błotniste. Scena byłaby wtedy prawie nieskazitelna. Obraz psułaby tylko szeroka blizna przechodząca na skos przez całe plecy Agapity. Czuł to zgrubienie pod palcami od kilku nocy i jeszcze nie odważył się spytać. Już miał to zrobić, gdy odwróciła się gwałtownie, jakby coś ją pchnęło. Twarz miała mokrą, choć dzień przywitał ich słońcem.

– Śniadanie? – rzuciła, mijając go. Przed wielkim lustrem zaczęła zakładać czysty peplos, spinać go na ramionach podniesionymi z ziemi srebrnymi broszami w kształcie sowy i łuku.

– A na co masz ochotę?

– Nie sądzę, abyśmy mieli swobodę wyboru.

Miała rację. Mieszkała w jednej z wież, która ostała się tu po ogromnym kamiennym zamku. Zapewne w czasach swojej świetności wyglądał okazale, a na okolicznych wzgórzach uprawiano warzywa czy zboża. Teraz jednak ich dieta składała się zazwyczaj z suszonego mięsa i, jeżeli zbieracze akurat wrócili, owocu zerwanego przed dwoma dniami, pomarszczonego i przejrzałego. Bogowie srogo ukarali tę krainę, gdzie zastąpiono ich młokosem, który pozwolił się zabić na krzyżu. I to ludziom.

Tolerowali to ponad tysiąc lat, zanim zesłali na nich plagi, które wyniszczyły świat. Potem kazali swoim kapłanom nieść płomień chwały na nowe ziemie. Miały się przed nimi odrodzić. Tak właśnie ich grupa wylądowała tutaj, na piastowskich ziemiach.

Szkoda tylko, że bogowie nie dali im więcej wskazówek.

Leander uświadomił sobie, że za takie myśli zostałby co najmniej wychłostany i to kto wie, czy nie przez kobietę, która schodziła właśnie przed nim po schodach. Odgonił je szybko. Mogłaby to zrobić, wiedział, że by mogła, ale uchodziła za ludzką panią i gdy wybierała kogoś z haremu, mówiło się, że człowiek ten ma szczęście. Że zimna na co dzień kapłanka Ateny, jak nazywali ją niektórzy, wymaga tylko, aby ktoś ogrzewał jej łoże.

Nie mógł jednak odgonić od siebie myśli, że ona potrzebowała – a może chciała – czegoś więcej. Nie wiedział tylko, czego.

Na dole, gdzie kiedyś był dziedziniec, rozłożono namioty, a pod nimi stoły. Kiedy Agapita się zbliżyła, dziesięcioro kobiet i mężczyzn wstało, skłoniło się z szacunkiem. Wczoraj było ich jedenaścioro. To wyjaśniało krew na jej ubraniach.

Odpowiedziała im skinieniem i zasiadła u szczytu stołu. Leander stanął za nią, tak jak robili pozostali służący, niewolnicy i kochankowie – ciężko było odróżnić jednych od drugich.

– Czy w nocy wydarzyło się coś, o czym powinnam wiedzieć? – zapytała Agapita, mierząc spojrzeniem ludzi zebranych przy stole.

– Nie, Najwyższa. Pochowaliśmy Sotera, zostawiając jego serce, wątrobę, żołądek, jelita i mózg na ołtarzu w darze dla naszej pani.

– Dziękuję. Chciałabym, żebyśmy po posiłku przeszli do świątyni i odprawili rytuał. Miałam wczoraj wizję.

Jeszcze przez chwilę wszyscy przy stole patrzyli na nią, ale w końcu doszli do wniosku, że więcej na razie nie usłyszą. Wrócili do jedzenia. Agapita również spojrzała na talerz – kawałek mięsa i kilka jeżyn. Zjadła owoce powoli, smakując każdy w ustach. Potem wstała i wepchnęła porcję w dłonie Leandrowi.

– Zjedz również i przyjdź do świątyni. Będę potrzebowała asysty – rzuciła tylko i odeszła.

Nie patrzył za nią, to nie wypadało. Ale miał ochotę, bo nawet jej chód był inny niż większości. Po kimś takiej postury spodziewano się, że robi wrażenie płynięcia w powietrzu, ledwo muskania stopami ziemi… Ona tymczasem stąpała twardo, jakby szykowała się do zdobycia góry.

Leander miał przed oczyma wyobraźni jej ciało, gdy wziął talerz i ruszył z nim w stronę obszaru zajmowanego przez harem. Korzystał z każdej okazji, aby zamienić kilka słów z najbliższymi. Nie byli rodziną, choć równie dobrze mogliby. Trzymali się razem od kilku lat, od kiedy tylko umieszczono ich w domu uciech przy świątyni. Trafili tam w podobnym czasie i naturalnie zaczęli tworzyć grupę, choć harem był oczywiście znacznie większy.

Dwoje z nich zastał na schodach. Kiedyś mogły prowadzić do okazałej sali, ale zachował się jedynie fragment ściany.

– Patrzcie, kto do nas zawitał! – wykrzyknęła Tala, wstając i rozkładając ręce. Przytulił ją bez wahania, uważając, aby nie upuścić talerza. – Najwyższa pozwoliła ci na chwilę wolnego czy odesłała na stałe?

Tala poznała Agapitę, kapłanka wielokrotnie prosiła o jej towarzystwo w nocy. Ponoć wtedy zupełnie nic nie mówiła.

– Tylko na moment – odparł Leander, wyciągając dłoń do śniadego mężczyzny

na schodach. Pelagiusz miał mocny uścisk, za to rzadko się odzywał. – Przyniosłem wam trochę dodatkowego mięsa. Gdzie pozostali?

Zachmurzyli się i spojrzeli po sobie.

– Tryfen na służbie – powiedziała w końcu Tala. – Ale Ofelia… znowu postawiła się staremu Niceforowi.

Leander zamarł. Kiedy Agapita uchodziła za najbardziej ludzką spośród kapłanów, Nicefor miał reputację sadysty, nietolerującego żadnych odstępstw od twardych reguł.

– Co jej jest? – wydusił w końcu.

– Została wybatożona… I zgwałcił ją.

Zazwyczaj nie mówiło się o gwałcie w haremie, po to przecież byli, aby przynosić kapłanom również spełnienie fizyczne, ale… zmuszanie kogoś do obcowania po tym, jak został ukarany batami? Tego nie dało się nazwać inaczej.

– Mogę ją zobaczyć? – spytał Leander, ale Tala kręciła głową, zanim jeszcze skończył mówić.

– Zajęła się nią Rea. Powiedziała, że mamy się nie zbliżać i dać jej pracować jako uzdrowicielce. I że będziemy mogli zobaczyć Ofelię, tylko gdy ona będzie chciała.

Zamilkli. Wieści takie jak te zazwyczaj ochładzały nastrój, choć powietrze było gorące i duszne. Zjedli z rozsądku, a nie dlatego, że mieli ochotę. Wmuszane kawałki suszonego mięsa smakowały nawet gorzej niż zwykle.

Leander odszedł, gdy skończyli, kiwając tylko głową Tali i Pelagiuszowi. W drodze do świątyni zastanawiał się, jak Agapita zareagowałaby na wspomnienie o okrucieństwie Nicefora. Może by pomogła…

Zgubił tę myśl, gdy tylko ją zobaczył, bo znajdowała się w sytuacji dość nietypowej nawet jak na siebie. Świątynia była wielkim słowem na miejsce kultu, które tu urządzili – okrągły plac otoczony siedmioma paleniskami, pośrodku którego stał zbity z drewna ołtarz, przystrojony zeschłymi kwiatami. Skapująca z niego na jałową ziemię krew nikogo nie dziwiła, w końcu Atena musiała otrzymywać swoje ofiary, ale teraz Najwyższa Kapłanka szła dookoła placu, mrucząc coś pod nosem i ciągnąc za sobą jelita, które zostawiały czerwony ślad. Leandra przeszedł lodowaty dreszcz i znowu próbował przypomnieć sobie tę kobietę, kiedy spała w jego ramionach, spokojna i delikatna.

Zauważyła go dopiero po chwili i natychmiast się skrzywiła.

– Leandrze, takie wyraźne przerażenie przygotowaniami do rytuału jest nie na miejscu – powiedziała. – To wnętrzności sarny, nie kapłana Sotera. Czasami potrzebujemy drastycznych środków. Podejdź. Tu, bliżej. Do ołtarza.

Zrobił, co chciała, powstrzymując dreszcze. Od razu po przekroczeniu kręgu palenisk uderzył w niego odór, najgorszy jaki czuł w życiu. Mieszanina zgnilizny, krwi, odchodów, potu. Cofnął się odruchowo. Agapita pokiwała głową.

– Widzisz, nawet ty to czujesz. Nie zostałeś muśnięty przez Atenę, ale kiedy zbliżasz się do ołtarza… Nie wiem, czy bogini robi to świadomie. Tam, daleko – machnęła ręką, na szczęście tą, w której nie trzymała jelit, ale i tak kilka kropel krwi skapnęło na ziemię – trwają wojny. Ludzkie i boskie. – Urwała na chwilę, popatrzyła na swoje dłonie, a potem na południowy zachód, jakby miała nadzieję, że jej wzrok przebije tysiące kilometrów i padnie wprost na Olimp. – I nic nie możemy z tym zrobić. Więc ja mówię jedynie: lepiej oni, niż my.

Powstrzymał się przed nabraniem gwałtownie powietrza i przed kolejnym wzdrygnięciem. To było bluźnierstwo, jasno wypowiedziane bluźnierstwo. A jednak nic się nie wydarzyło. Agapita prychnęła i podjęła przerwany marsz, domykając krąg krwi.

– Wiesz, że giną ludzie? – odezwała się znowu. – Ten skrawek świata umarł gwałtownie, wraz ze swoimi władcami, całą dynastią Piastów. Nie został nikt, kto mógłby walczyć. Ale tam, na wschód, zachód, północ i południe są ludzie. I wojują teraz o ostatnie spłachetki terenu, które pozwolą im przeżyć. To właśnie ten smród czujesz. To ich pola bitew, które tak naprawdę przegrywają wszyscy.

Leander przełknął ślinę i próbował oddychać przez usta. Dopiero kiedy kapłanka skończyła okrążenie i stanęła wyprostowana, oglądając swoje dzieło, odważył się odezwać.

– Co możemy zrobić?

Roześmiała się gorzko i smutno, ale kiedy odpowiedziała, jej głos znowu brzmiał jak stal, tym razem bez tego drżenia i załamań, które czasami się w niego wkradały:

– Nic. A przynajmniej tak sądziłam do pełni. Wtedy zaczęły się te wizje. One muszą czemuś służyć, dlatego przeprowadzimy rytuał.

Zamilkła. Obserwował jak oszczędnymi, delikatnymi ruchami zwija jelita, wychodzi kilka kroków poza krąg i umieszcza je pod kamieniem. Jak kładzie na nim dłoń, zamyka oczy i mruczy cicho:

– Hadesie, choć reszta tego zwierzęcia przysłużyła się nam, ludziom, bądź łaskaw zabrać jego duszę do swojego świata. Charonie, zlituj się nad stworzeniem, które dość się za życia nacierpiało i przewieź je przez Styks.

Modlitwy takie jak te nie przynosiły zazwyczaj niczego w realnym świecie – ludzie i inne istoty umierały, a jeśli pochowano je odpowiednio, miały szansę na miejsce w krainie zmarłych. Również teraz nie oczekiwali, że coś się wydarzy. Agapita po prostu wstała i podeszła bliżej.

– Wyjdź stamtąd, nie wdychaj tego smrodu dłużej niż to konieczne – powiedziała. Leander wykonał polecenie, stanął kilka kroków dalej i patrzył na nią z oczekiwaniem. Mierzyła go uważnym spojrzeniem błękitnych oczu. – Nie narzekamy na nadmiar zasobów, również ludzkich – podjęła w końcu. – Do rytuału, który chcę przeprowadzić, potrzebowałabym kapłanów Dionizosa i Demeter, niestety jednak ich kulty znajdują się w większości w zupełnie innym rejonie świata. Ale zdarzają się ludzie nigdy nie zauważeni przez świątynie, którzy poczuli dotknięcia bogów. Sądzę, że zostałeś naznaczony przez boga natury i płodności, więc wejdziesz ze mną do kręgu. O ile się zgodzisz.

Agapita właśnie zrzuciła na niego informację, która wydała mu się ciężarem raczej na siły Atlasa niż człowieka, a wydawała się ją traktować jak jedno ziarnko piasku z pustyni Lemnos. Leander stał tam z uchylonymi ustami, prawie bez ruchu. On? Dotknięty przez boga?

– Dziwne, że rekruterzy świątyni cię nie dostrzegli. Ale ja widzę wyraźnie. Powietrze wokół ciebie pachnie świeżą ziemią, choć tutaj nie znaleźlibyśmy nawet odrobiny, a twoja skóra i usta niosą smak dojrzałego owocu. Nawet rany goją się szybciej. Moje skaleczenie, zrobione ledwie wczoraj, przez noc zniknęło.

Czy miała rację? Nie śmiałby powiedzieć, że nie. Najwyższa Kapłanka bogini mądrości nie mogła się mylić w tak ważnej sprawie. Ale nie czuł się… powiązany z bogami. Z żadnym z nich.

– Nie dowierzasz – znowu to jej głos wyrwał go z zamyślenia. Wzruszyła ramionami.

– Nie musisz. Nie twojej wiary potrzebuję, a twojej obecności. Ja poprowadzę rytuał i użyję cię jako mostu. Zgadzasz się? Nie powinna stać ci się żadna krzywda, ale bogowie… bywają kapryśni. Więc nie mogę zagwarantować, że kiedy na nas spojrzą, będzie to spojrzenie łaskawe.

– Pani. – Skłonił się delikatnie. – Jestem tutaj, aby służyć świątyni Ateny.

– Och, przestań! – krzyknęła i jej głos nabrał barwy takiej, jak poprzedniego wieczoru, gdy śpiewała piorunom. – Pytam, bo tę decyzję powinieneś podjąć sam. Bez względu na inne zobowiązania wobec świątyni i wobec mnie.

Nie wiedział wiele o wojnie. Żadnej nie był świadkiem, ale słowa Agapity, bijący od niej nieustająco niepokój, smród w kręgu… Jeżeli coś zwiastowały, to na pewno nie powrót urodzaju. A urodzaj jeszcze pamiętał, pamiętał łąki i lasy. Rozejrzał się i jak okiem sięgnął jedyne, co widział poza zamkiem i kręgiem to połacie suchej, zniszczonej ziemi. A przecież kiedyś musiało tu być tak pięknie i zielono. Wrócił spojrzeniem do kapłanki. Stała niewzruszona z krwią na dłoniach i czekała na odpowiedź. Może to było to, czego pragnęła? Spokój i powrót, choć częściowy, starego świata. Jeśli mógł jej to dać…

Tym razem nie skłonił się, wiedząc, że to ją zirytuje.

 – Zrobię co w mojej mocy – powiedział tylko.

Skinęła głową z zadowoleniem.

– Potrzebujemy więc jeszcze jednej osoby i przyznam, że nie znam nikogo, kto mógłby zastąpić kapłana Demeter, skoro ty będziesz mostem dla Dionizosa. Zastanów się, czy nie znasz wśród ludzi w haremie kogoś, kto od ręki weseleje na słońcu, pachnie zbożem, mąką albo świeżo pieczonym chlebem. A nuż mamy szczęście.

Zdziwił się, jaka Agapita nagle zrobiła się… konkretna. Do tej pory wydawała mu się zawieszona w świecie, ulotna, ale teraz mówiła szczegółowo i jasno. Wiedział, oczywiście, że nie została Najwyższą Kapłanką za ładną twarz, ale nie spodziewał się, że kryje aż tak inną stronę.

Nie sądził, że uda mu się spełnić jej prośbę. Rzadko wyczuwał od ludzi niesamowite zapachy, tym bardziej jeśli z nimi nie sypiał, ale chciał przeanalizować całą ich grupę. Zaczął, naturalnie, od Tali, Pelagiusza, Ofelii i Tryfena, swoich najbliższych.

Pierwsza z kobiet była jak słońce, to się zgadzało. Promienna, serdeczna i otwarta. Energiczna, łatwo wpadająca w złość. Pachniała… sobą. Nie umiałby tego inaczej nazwać. Ale gdyby miał przypisać ją do któregoś z bóstw, byłaby to Afrodyta, nie Demeter.

Pelagiusz z kolei zdawał się wykuty z kamienia. Spokojny, stabilny, milczący. Stanowczy. Czy czymś pachniał? Może czasami przez jego naturalny zapach przebijała się delikatna woń metalu, ale Leander nie był wcale pewien, czy sobie tego nie dopowiada. Skojarzenie z bogiem też nasunęło mu się natychmiast – Hefajstos.

Za to Ofelia… Ofelia to inna sprawa. Nieśmiała, zamknięta w sobie, ale mówiąca

z pasją o tym, co ją interesuje. Reagująca na zmiany pogody – gdy tu przybyli wydawała się przygnębiona, ale chyba przywykła w końcu do jałowych ziem. Nie pachniała za to niczym szczególnym. Jednak – świadomość uderzyła go nagle – gdyby miał kogoś wskazać, to byłaby ona. Jej dotyk, zawsze ciepły i delikatny, przywodził na myśl dawne lata, kiedy jeszcze świat opływał w bogactwo kolorów, pożywienia oraz zwierząt. Lubił znajdować się w jej pobliżu, bo umiała wzbudzić w człowieku nadzieję, gdy snuła opowieści o tym, jak było kiedyś.

Ostrożnie podzielił się tą myślą z Agapitą. Kapłanka przez chwilę wpatrywała się

w przestrzeń nad jego lewym ramieniem, a na jej czole pojawiła się niewielka zmarszczka. W końcu jednak znowu skinęła głową.

– Zabierz mnie do niej.

Wtedy Leander przypomniał sobie, o czym myślał, zanim tu przyszedł i ogarnęły go wyrzuty sumienia, że tak łatwo ranna i skrzywdzona przyjaciółka wypadła mu z głowy.

– Jest… u uzdrowicielki – wydusił w końcu.

– Co jej się stało?

– Została pobi… ukarana przez kapłana Nicefora.

Zdążył tylko zobaczyć, jak Agapita zaciska zęby, zanim ruszyła energicznym krokiem w stronę miejsca, które zajął dla siebie harem. Kiedy wkroczyła pomiędzy ludzi, wszyscy podrywali się gwałtownie i kłaniali jej w pas. Przyjechało ich około trzydziestu, ale na miejscu teraz nie było więcej niż dziesięciu – większość pewnie wykonywała swoje obowiązki. Ze względu na niedobory w ludziach, o których wspomniała Najwyższa, członkowie haremu stanowili także główny trzon służby.

Agapita kierowała się prosto do niewielkiego namiotu, który jedną ścianą przylegał do muru, słusznie zakładając, że to tam urzęduje uzdrowicielka. Weszła jak do siebie, a Leander zajrzał zaraz za nią, dzięki czemu zobaczył jak Rea, już gotowa nakrzyczeć na intruza, zamyka usta i kłania się.

– To ona? – spytała kapłanka, nie odwracając się.

– Tak – szepnął Leander.

Przyglądał się przyjaciółce leżącej na niewielkim sienniku. Twarz miała zroszoną potem i wykrzywioną w grymasie bólu, nawet przez sen. Leżała na brzuchu, jej plecy poznaczone były pasami czerwieni i obłożone jakąś maścią i dużymi liśćmi.

– Czy będzie w stanie ze mną porozmawiać? – spytała Agapita, odwracając się do Rei.

– Jest słaba, ale gdy przytomnieje, mówi. – Drobna uzdrowicielka próbowała ukryć,

jak bardzo nie podoba jej się pomysł budzenia podopiecznej, jednak nie wychodziło jej to za dobrze. Trzymała się też blisko łóżka, jakby planowała zasłonić ją własnym ciałem.

– Zostawcie nas. – Kapłanka usiadła na ziemi, tuż obok Ofelii. – Teraz.

Nie śmieli protestować, wyszli w pośpiechu, Leander szeptem uspokajając Reę,

że Najwyższa nie przyszła tu, aby wymierzyć jego przyjaciółce kolejną karę.

Agapita westchnęła i przyjrzała się ranom na plecach kobiety. Wzrok znowu skierowała na południowy zachód, ale tym razem nic nie powiedziała. Potrząsnęła tylko delikatnie ramieniem Ofelii.

– Dzień dobry – powiedziała cicho, nie chcąc jej przestraszyć. Dziewczyna otworzyła duże, okrągłe oczy i patrzyła na nią bez zrozumienia. Dopiero po chwili mgła minęła i Ofelia spróbowała się poderwać, ale Agapita łagodnym, choć stanowczym ruchem powstrzymała ją przed wstaniem. – Jesteś ranna, wiem. Leander zdradził mi, że Nicefor wymierzył ci karę. Nie przyszłam tu w tej sprawie. Choć chciałabym pozwolić ci wyzdrowieć, nie jestem w stanie czekać.

– W czym… mogę pomóc? – spytała cicho Ofelia. Gdyby Leander stał obok, skwitowałby to śmiechem. Właśnie taką jego przyjaciółka była osobą: na łożu śmierci też pytałaby, czy może jakoś pomóc.

Agapita przyglądała jej się przez chwilę bez słowa. Ofelia aktualnie nie pachniała niczym poza krwią i maściami, jakimi została natarta skóra na jej plecach, a kapłanka miała jednak nadzieję, że Leander był po prostu w zbyt dalekim kontakcie z bogiem, żeby wyłapać odpowiednią nutę. W końcu nie każdy to potrafił, skoro jednak ona też nic nie czuła… Niemniej, warto było spróbować. Znowu przed oczami stanęły jej potworne obrazy pełne brutalności, krwi i wrzasku. Tak, zdecydowanie warto.

– Mam do ciebie pytanie i chciałabym, żebyś odpowiedziała tak szczerze, jak potrafisz. Czy czujesz szczególną więź z którymś bóstwem?

– Nie, Najwyższa… – Ofelia mówiła cicho, urywanie, ale głos miała miękki i bardzo melodyjny. Musiała śpiewać pięknym sopranem. – Zazwyczaj modlę się do Ateny, bo przez obecność kapłanów, czuję, że jest bliżej. Ale nie nazwałabym tego więzią. Czuję więź z ludźmi i… i chyba ze światem. Ale nie bezpośrednio z bogami.

– Opowiedz mi o więcej o tych więziach.

Jeśli ranna kobieta była zdziwiona pytaniami, nie dała tego po sobie poznać. Przymknęła delikatnie oczy, a na jej ustach zabłądził nawet cień uśmiechu.

– Gdy… gdy pogoda się zmienia albo kiedy przybywam w nowe miejsce, mam wrażenie, że mój organizm na to reaguje. Zmieniają się emocje. I bardzo łatwo się wzruszam, kiedy widzę coś pięknego. Zawsze wyobrażałam sobie, że to świat mówi mi, że powinnam doceniać takie rzeczy. Chciałabym pisać o nim wiersze.

Agapita pokiwała głową. To brzmiało obiecująco, ale niestety niczego nie dowodziło.

W przypadku Leandra potrzebowała kilku dni, żeby się upewnić, choć on pachniał mocno od pierwszego spotkania. Chciałaby Ofelii poświęcić tyle samo czasu, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Jeszcze kilka dni tych wizji i popadnie w szaleństwo, była pewna.

– Chciałabym czegoś spróbować, ale tylko za twoją zgodą – powiedziała kapłanka. Wielkie oczy rannej wyrażały czystą niewinność. Czym mogła zdenerwować Nicefora? – Chcę się pomodlić, poprosić moją boginię o radę i o zdolność zobaczenia w tobie tego, co ukryte. Jeśli jednak wolisz nie pokazywać mi niczego, odejdę i nie będę cię niepokoić.

– Najwyższa, ja naprawdę nic nie…

– Wiem – przerwała jej Agapita, starając się zrobić to jak najdelikatniej. – Wiem, że nic nie ukrywasz. Ale sądzę, że możesz być muśnięta przez boginię Demeter i chciałabym się upewnić.

Ofelia zbladła, odwróciła wzrok.

– Nie sądziłam, że może chodzić o to… Ja… Przepraszam, gdybym się domyśliła, powiedziałabym od razu… Jako dziecko wysłano mnie do świątyni, kapłani mnie wybrali… Tylko ja nie czułam się tam dobrze i oni… Skrzywdzili mnie. Więc uciekłam.

Agapita zamarła i kolejny raz – nie mogła już zliczyć który – rzuciła wściekłe spojrzenie na południowy zachód. Chciałaby czasami wejść na tę górę i… Wróciła wzrokiem do Ofelii.

– Czy skrzywdzili cię tak samo jak Nicefor? – spytała. Na tego człowieka przynajmniej mogła coś poradzić.

– Oni też mnie… zgwałcili – powiedziała cicho. – Ale nie odbyłam wcześniej kary… Zrobili to bez powodu.

Kapłanka miała burzę w głowie, gdy docierał do niej sens słów Ofelii. Szybko burza przerodziła się jednak w chłód, który przywodził na myśl zimną stal. Odepchnęła te emocje. Teraz mieli ważniejsze rzeczy do zrobienia. Rytuał musi odbyć się w świetle dnia, najlepiej gdy słońce stać będzie w najwyższym punkcie. Nie mieli wiele czasu.

– Przykro mi, że spotkało cię tyle zła, ale mimo to będę mieć prośbę.

Ofelia zgodziła się, oczywiście, gdy tylko usłyszała to samo, co Agapita powiedziała Leandrowi. Nie wahała się, mimo swojego stanu. Kapłanka już miała wyjść, ale przystanęła przy klapie namiotu. Musiała wiedzieć. Bez tego nie da rady się skoncentrować, a jeden błąd może kosztować ich trójkę życie.

– Powiedz mi… za co ukarał cię Nicefor? – spytała, nie odwracając się.

– On… chciał, żebym uderzyła inną dziewczynę… To miało być w formie zabawy łóżkowej, ale ja… nie potrafiłam. I powiedziałam mu, że… że to okrutne – wyszeptała Ofelia.

Kapłanka wypuściła powietrze przez zęby.

– Dobrze zrobiłaś – rzuciła. – Po czymś takim blizny zostają już na zawsze.

Skończywszy mówić, wyszła bez odwracania się. Leander i Rea aż podskoczyli. Mężczyzna spojrzał na twarz Najwyższej i zastanawiał się, czy tak wygląda oblicze Ateny, gdy dokonuje sądu.

– To ona – powiedziała Agapita. – Pomóż przynieść ją do świątyni. Zgodziła się pomóc. Dziękuję, że się nią tak dobrze zajęłaś, Reo.

Po czym odeszła znowu tym twardym krokiem, który wybijał dziury w ziemi. Spojrzeli po sobie z uzdrowicielką i zaraz wrócili do namiotu. Ofelia leżała tak jaką ją pozostawili, ale po jej twarzy spływały łzy. Leander nie zapytał. Dobrze wiedział, że Agapita by jej nie skrzywdziła, więc musiało wydarzyć się coś innego.

Poszedł po Pelagiusza, aby poprosić go o pomoc z przeniesieniem przyjaciółki. Postawny mężczyzna przyglądał mu się długo, ale w końcu skinął głową i razem wrócili do Rei. Leander zastanawiał się potem, co takiego przyjaciel wyczytał w jego twarzy.

Zabrali Ofelię razem z siennikiem, bo tak było łatwiej. Kiedy szli do świątyni, ludzie przystawali i patrzyli na nich z uchylonymi ustami i zmarszczonymi czołami. Kobieta nie zwracała na to uwagi, wpatrywała się w ziemię, w pył wzbudzany przez ich kroki. Dotarli do kręgu i wnieśli ją do środka, aby położyć w centrum. Skrzywiła się natychmiast, też wyczuwając wojenny smród. Nic jednak nie powiedziała.

Kapłani zbierali się już w kręgu, gapie trzymali się znacznie dalej, tylko dwóch służących rozniecało paleniska. Najwyższa odetchnęła głęboko, pokazała Leandrowi, aby stanął obok Ofelii i zaczęła:

– Jak wiecie, wczoraj, po wymierzeniu kary śmierci Soterowi, doznałam wizji, o której nie chciałam mówić. Dużo jednak myślałam i przyszedł czas na działanie. Wizje nawiedzają mnie od ostatniej pełni codziennie, są wyraźne i wszystkie, co do jednej, okrutne. Mówią mi o wojnach, zarówno ludzkich i boskich. Przypominają mi o celu, który nas tu przygnał: niesieniu chwały boskiej i odrodzenia tym ziemiom. Wierzę więc, że nie pojawiają się bez powodu, dlatego też rytuał, który dziś odprawimy jest szczególny. – Urwała, żeby przesunąć spojrzeniem po zebranych. Nikt się nie odezwał, nikt nie poruszył. Tylko gorący, suchy podmuch zaszeleścił peplosami. – Jest prośbą o ratunek, o przywrócenie urodzaju. Dlatego, z braku lepszej możliwości, znalazłam wśród nas dwie osoby dotknięte przez Demeter i Dionizosa. Są to Ofelia i Leander, którzy zgodzili się posłużyć za mosty łączące nas z ich patronami. Jako że jest to jednak modlitwa między innymi o pokój, nie mogę tolerować w naszych szeregach sadystów, prowokujących innych do przemocy. – Jej spojrzenie wyraźnie spoczęło na Niceforze. – Odejdź z kręgu. Potem porozmawiamy.

Mężczyzna, wysoki i dobrze zbudowany, w jedną chwilę zrobił się czerwony na twarzy.

– Jak możesz mnie oskarżać o…?! – zaczął, ale Agapita nie pozwoliła mu skończyć.

– Mogę. I będę. Odejdź albo każę cię wyprowadzić.

Nicefor rozejrzał się. Dookoła stało wiele osób: zarówno członkowie haremu, jak i służący przyszli obejrzeć rytuał, o którym obóz huczał od rana. Mężczyzna machnął rękoma i cofnął się, wiedząc chyba, że wszyscy posłuchaliby słów Najwyższej bez mrugnięcia okiem. Kapłani zapełnili powstałą lukę.

– Wznieście pieśń w intencji spokoju, pokoju i dobrobytu – powiedziała Agapita. – My zajmiemy się resztą.

Podeszła do ołtarza, wzięła z niego misę, w której spoczywały jelita Sotera i zbliżyła się z nimi do Ofelii i Leandra. Zajęła miejsce pomiędzy nimi.

– Jesteście pewni? – spytała, tak aby usłyszeli ją tylko oni. Otrzymała w odpowiedzi dwa skinięcia głowami. – Zaczynajmy więc! – dodała głośniej.

Pieśń na początku była cicha, ale nabierała mocy i zdawała się poruszać gorące powietrze.

– Skoncentrujcie się na naszej modlitwie do swoich bogów. Na tym, czego chcemy. Zróbcie to na swój własny sposób. Skoro was wybrali, na pewno wyczuli, że odnajdziecie drogę.

Agapita włożyła dłonie we wnętrzności i zamknęła oczy.

– Pani – powiedziała, a jej głos zawibrował w powietrzu, przebijając się przez pieśń. – Przez pośrednictwo ciała tego, który sprzeciwił się twoim naukom i pogwałcił twoje prawa, zwracamy się do ciebie z prośbą o pomoc w walce o przebaczenie. Skoro my, niedoskonałe stworzenia, jesteśmy skłonni obdarować nim nawet zdrajcę i pomóc mu dotrzeć do krainy umarłych, wierzymy, że zostaniemy chociaż wysłuchani. – Zrobiła przerwę, odetchnęła głęboko. – Hadesie, choć człowiek ten zdradził nas i przysporzył wielu problemów, otwórz dla niego bramę do swojego królestwa. Niech tam odbędzie karę za swoje czyny, a potem zazna pokoju, tak jak inne dusze. To śmierć, która była niezbędna dla zachowania porządku, ale tam, we wszystkich kierunkach świata, toczą się bitwy, jedynie wzmagające chaos. Wysłuchajcie nas, ponieważ chcemy im zapobiec.

Przez chwilę nie działo się nic. Pieśń kapłanów wybrzmiewała już z pełną mocą, roztaczała się nad kręgiem. Agapita uchyliła oczy. Miała nadzieję, że coś się stanie, że bogowie się odezwą, ale… I w tym momencie jej wzrok padł na Ofelię. Rany na plecach kobiety zaczęły znikać.

– Demeter, Dionizosie, skierujcie na nas swe spojrzenia – podjęła Agapita natychmiast. – Pomóżcie nam, bo bez waszego wsparcia jesteśmy zgubieni.

Wtedy świat zamarł. Zdawało się, że nie porusza się nawet jedno ziarenko piasku, nawet skrawek peplosu czy kosmyk włosów. Jedynie pieśń trwała dalej, choć nikt nie poruszał ustami.

– Lepiej oni niż my, kapłanko? – Głos, który odezwał się z zaskoczenia niósł w sobie powiew zapachu starych ksiąg, ale też kutej stali. Leander, Ofelia i Agapita drgnęli. – Najpierw mówisz coś takiego, a potem wzywasz nas na pomoc?

Wreszcie ją zobaczyli. Stała na brzegu kręgu kapłanów z włócznią w dłoni i sową na ramieniu.

– Wojna, pani, rządzi się własnymi prawami – powiedziała w końcu Najwyższa, podnosząc się z kolan. Jej dłonie pokryte były krwią, która znowu skapywała na jałową ziemię. – A ja dążę tylko do tego, aby się zakończyła. Środek nie jest ważny.

Atena, potężna i otoczona blaskiem, uśmiechnęła się samymi ustami, spojrzenie czarnych oczu wbijając w swoją kapłankę.

– Pokażę wam coś. Pomóż jej wstać, śmiertelniku. – Wskazała Ofelię oszczędnym gestem. Leander zrobił to natychmiast i ze zdziwieniem zauważył, że plecy przyjaciółki pokrywała już tylko siatka blizn, zamiast krwawiących ran.

Gdy tylko stanęli prosto, sceneria się zmieniła. Zobaczyli w dole bitwę i natychmiast uderzył w nich smród, dokładnie ten sam, który roznosił się w kręgu. Szczęk broni i okrzyki, zarówno bojowe, jak i rannych, mieszały się z brzmieniem wciąż trwającej pieśni.

Widok był potworny i Leandrowi natychmiast zebrało się na mdłości. Tyle krwi, tyle trupów, tyle łez… Spojrzał na Najwyższą Kapłankę. Jej oblicze nie wyrażało nic. Chłodne spojrzenie skierowała na widok poniżej, ale zaciskała dłonie i zęby.

Sceneria się zmieniła. Stali w namiocie, wokół biegały kobiety w zakrwawionych szatach. W rogu ktoś krzyczał, przy jednym z łóżek płakał. Żołnierze w nędznych, brudnych zbrojach wnieśli kolejnego rannego na noszach. Brakowało mu ręki. Leander zerknął na Agapitę i zobaczył łzy na jej nieruchomej twarzy.

Wtedy zrozumiał, że dla niej wojna trwała już od dawna. Że jej umysł raz znalazł się w samym jej środku i nigdy się nie wydostał.

Zobaczyli jeszcze wiele scen. Ofelia ściskała jego dłoń mocno, wyraźnie przerażona. A gdy znowu znaleźli się w kręgu świątyni, odetchnęli z ulgą. Tylko Agapita nie zrobiła tego samego, patrząc Atenie w oczy jak równej, choć musiała wiedzieć, że nią nie była.

– Co chciałaś nam udowodnić? Widziałam już te obrazy. Zsyłasz mi je od wielu, wielu nocy. Znam już wojnę zbyt dobrze, choć na pewno nie tak, jak ludzie, którzy w niej zginą i nie jak ci, którzy nigdy jej nie opuszczą.

– Co wiesz o wojnie, kapłanko?

– Że jest okrutna i niesprawiedliwa, nieważne co ludzie by mówili. Że jest bezcelowa, bo zabiera więcej istnień niż głód, który ją spowodował. Że żąda krwi i ofiar, ale nigdy nie jest zaspokojona. A i tak nie wiem nic.

Atena ponownie się uśmiechnęła. Pieśń dalej rozbrzmiewała wokół nich, choć nikt więcej się nie poruszał.

– Ofiar, właśnie. Skoro prosicie mnie, nas, o wstawiennictwo, musicie być świadomi, że może to wymagać ofiar. Czy jesteście na nie gotowi?

– To zależy, co masz na myśli, pani. Ja gotowa jestem na wszystko, ale nie mogę decydować w imieniu wszystkich.

– Wasze dusze. – Pieśń rozdarł grom w oddali, a blask wokół Ateny zmienił odcień na ciemniejszy. – Poświęćcie dusze wojnie, a ona odejdzie. Przeżyjecie resztę swojego życia, ale potem nie zaznacie już niczego w krainie zmarłych. Dusze za pokój na świecie i za powrót urodzaju. Choć muszę was uprzedzić, że będzie on stopniowy i że to od ludzi będzie zależało jego utrzymanie. Więc… czy oddacie swoje dusze w ten intencji?

Agapita obejrzała się na Leandra i Ofelię. Kobieta trzymała go pod ramię, przytulała się prawie całym ciałem i drżała.

– Nie sądziłam, że tak to się potoczy – powiedziała kapłanka spokojnie. – Przepraszam was. Nie mogę o to prosić. Znajdę inny sposób.

Atena już otwierała usta, aby coś powiedzieć, kiedy Ofelia puściła Leandra i wyszła krok do przodu.

– Nie – zaczęła twardo. – Nie ma innego sposobu. Widzę po jej twarzy, że nie ma.

– Pierwszy raz spojrzała Atenie w oczy. – Ja poświęcę duszę. Jeśli to może sprawić, że to, co widzieliśmy nie będzie mieć miejsca, poświęcę ją.

Leandrowi wydawało się, że na twarzy Agapity zobaczył przebłysk podziwu. I znowu pomyślał o tym, co mówiono w haremie: że ona niczego nie potrzebowała i nie chciała. Wiedział już, że się mylili i dlatego nie mógł powiedzieć nic innego.

– Zgadzam się. Niech wojna zabierze i moją duszę. Wyrzekam się jej.

Ku ich zdziwieniu, Atena uśmiechnęła się.

– Dobrze więc, moje dzieci. Żyjcie dostatnio. A żeby dać wam dowód, że wasze poświęcenie ma wartość… – Wykonała delikatny obrót dłonią, w której znikąd pojawiła się fiolka z krwią. – Trzymam ją od czasu, kiedy brat mój, Dionizos, został raniony przez Tytanów. Dał mi swoje błogosławieństwo, aby jej użyć, jeśli przyjdzie na to pora. Demeter z kolei obiecała sprawić, że ziemia ją przyjmie. Zobaczycie więc efekty.

Po tych słowach zniknęła natychmiast, a świat nagle ruszył. Wrócił wiatr, wróciły szelesty szat i usta kapłanów znów układały się do śpiewu. Ludzie mrugali, patrząc na Ofelię, która stała wyprostowana o własnych siłach. I w tym momencie spadł deszcz.

Pieśń się urwała, zastąpiona przez wrzaski, kiedy czerwone krople dotknęły skóry zebranych. Wrzaski z kolei ucichły, gdy ludzie spojrzeli pod nogi.

Z miejsc, w których spadały krople wyrastała trawa i kwiaty.

###

­– Jak nazywać się będzie to miejsce? – spytał Leander, gdy późnym wieczorem stali

w miejscu świątyni. Otaczała ich zieleń i różnobarwne kwiaty.

Agapita wzruszyła ramionami, spojrzała na Ofelię stojącą z nią ramię w ramię.

– Nie wiem. Przybędą tu osadnicy, wybiorą mu imię. Acz znając ludzką oryginalność,

nie spodziewałabym się cudów – odpowiedziała, wodząc wzrokiem po zielonych wzgórzach dookoła. – Sądzę, że będą mogli utworzyć tu piękne winiarnie w imię krwi Dionizosa, która ocaliła tę ziemię.

Leander uznał, że teraz obie były jak z obrazka. I nawet blizny na ich plecach nie psuły efektu.

Koniec

Komentarze

Hej Opowiadanie jest dość długie, jak na to ile się w nim dzieje. Myślę, że spokojnie można by je skróci do 20 tys znaków. Oczywiście rozumiem, że opowiadanie mocno skupia się na relacjach kapłanów z sługami ale jest tego chyba za dużo. Natomiast same relacje wychodzą bardzo dobrze i jest to najlepszy element opowiadania. Za to mam problem z bohaterami. Kto jest bohaterem opowieści? Sługa i wskazana przez niego służka? Czy może kapłanka? Jeśli służący to trochę mało o nich wiemy, jeśli kapłanka to w mojej ocenie, była tak samo podła jak reszta kapłanów, co raczej nie zachęca do kibicowania tej bohaterce. Nie wiem też co do greckich bogów mają dzikie pola i Piastowie. Ale wrócę do warstwy emocjonalnej bo ta bardzo mi się podobała. Kupuję troskę kapłanki, o służkę choć w mojej ocenie była ona podszyta hipokryzją. Podoba mi się też jak przedstawiłaś, chęć oddania się Atenie służących, wypadło to dość dobrze. A co najważniejsze w mojej ocenie, przygotowałaś czytelnika na taki tok wydarzeń. Klikam i pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Cześć!

Kto jest bohaterem opowieści? Sługa i wskazana przez niego służka? Czy może kapłanka?

Mnie się tam wydawało, że cała trójka. :p

 

Jeśli służący to trochę mało o nich wiemy, jeśli kapłanka to w mojej ocenie, była tak samo podła jak reszta kapłanów, co raczej nie zachęca do kibicowania tej bohaterce.

Przyznam, że nie bardzo rozumiem, dlaczego zrobiła na Tobie takie wrażenie. Mógłbyś rozwinąć?

 

Nie wiem też co do greckich bogów mają dzikie pola i Piastowie.

Jak napisałam w przedmowie, dzikie pola niewiele, ale reszta tagów jeszcze mniej. :p Jeśli chodzi o Piastów – może poświęciłam za mało przestrzeni tej kwestii w opowiadaniu, ale próbowałam za pośrednictwem Piastów wskazać, jakie to czasy i jakie miejsce. Tak żeby pokazać, że hellenizm przetrwał długo i “wypełzł” nawet na nasze tereny.

 

Dzięki za lekturę i klika!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Hej

“Przyznam, że nie bardzo rozumiem, dlaczego zrobiła na Tobie takie wrażenie. Mógłbyś rozwinąć?”

 

Jasne :). Wszyscy kapłani mogą wykorzystywać sługi wedle swojej woli, na przykład seksualnie , jeśli przyjdzie im na to ochota. Nasza bohaterka korzysta z tej możliwości, jednak sprzeciwia się biciu i wykorzystaniu. Ciekawa sprawa :). Wiem, że różne kultury podchodziły na swój sposób do kwestii moralnych. I niewolnicy, czy służący byli przyzwyczajeni do takiego obrotu spraw i nie dziwiło to nikogo. Ale ja patrzę na opowiadanie z perspektywy mojej :) (bo i z jakiej miałbym patrzeć ;)) i dla mnie to jak dwóch nazistów ( dobra zawsze są naziści może inaczej) albo dwóch NKWDzistów. Jeden morduje, katuje i ogólnie robi to, za co można go jedynie potępić. Drugi zajmuje dorobki życia, przymyka oko na gwałty, ale brzydzi się przemocą bezpośrednią. Dla mnie obaj są niemoralni i tu trudno mówić, że ktoś jest mniej lub bardziej niemoralny. Zwyczajnie jest. I właśnie tak widzę kapłankę i kapłana ( tego co wychłostał służącą). Dodatkowo ( choć zaznaczam, że to już może moja nadinterpretacja) mam wrażenie, że kapłanka przejęła się losem służącej po tym jak  Leander wskazał jej służkę jako tę, która może przydać się w rytuale. Akcja jest tak poprowadzona, że odniosłem w pierwszej chwili wrażenie, że Agapita zdenerwowała się nie samym faktem pobicia, ale tym, że osoba która jest jej potrzebna może nie być wstanie brać udziału w rytuale.

 

 

“Mnie się tam wydawało, że cała trójka. :P”

 

A ok :) 

 

“Jak napisałam w przedmowie, dzikie pola niewiele, ale reszta tagów jeszcze mniej. :p Jeśli chodzi o Piastów – może poświęciłam za mało przestrzeni tej kwestii w opowiadaniu, ale próbowałam za pośrednictwem Piastów wskazać, jakie to czasy i jakie miejsce. Tak żeby pokazać, że hellenizm przetrwał długo i “wypełzł” nawet na nasze tereny.”

 

Wszystko jasne :) 

 

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witam.

Czytało się dobrze. W paru miejscach coś tam zazgrzytało wewnątrz przyjętej konwencji, ale ogólnie udało się utrzymać stylistykę.

 

Spodziewałam się wpisu z dziennika ostatniego dnia życia Leandra, natomiast dostałam całkiem nieźle rozbudowaną historię życia (i śmierci) ludu uciśnionego przez fanatyków sumiennych i bogobojnych kapłanów. Chociaż wolałabym więcej krwi przelanej na scenie, niż poza nią: oglądamy tylko pokłosie okrutnych poczynań, nie same okrutne poczynania.

Marzycielska, artystyczna natura niewolników potęguje ich tragiczny los. Smutne.

Agapita wydaje się wyjątkową kapłanką: mimo gniewnej natury traktuje ludzi po ludzku; opanowuje się, gdy trzeba; prosi o pozwolenie. Ma bardzo zbalansowany charakter, będąc jednocześnie przekaźnikiem chaotycznej boskiej mocy, ale być może reguluje ją doświadczenie zawodowe. Oraz fakt, że jej patronką jest mądra Atena.

 

Cieszy mnie, że stary dobry rytuał zadziałał. Zroszona krwią ofiary ziemia owocuje, to odwieczna prawda. Fajnie, że świat ma jakiś porządek, a bogowie są słowni.

Najmocniejsza IMO część: zakończenie. Dosadne, zgrabnie nawiązujące do Zielonej Góry. Takie akcje rzadko udają się z użyciem mechanizmu „X lat później”, a tutaj zagrało.

 

Dobrze rozumiem, że ofiarowanie duszy nie zabija ofiary, która żyje sobie dalej bez duszy? D:

 

Tekst się rozjechał w paru miejscach, np. tu:

– Leandrze, takie wyraźne przerażenie przygotowaniami do rytuału jest nie na miejscu

– powiedziała.

Cześć!

Żongler, dzięki za przeczytanie i za opinię. :D Cieszę się, że spodobała Ci się bohaterka, wybacz brak krwi na scenie, poprawię się w przyszłości. ;)

Dobrze rozumiem, że ofiarowanie duszy nie zabija ofiary, która żyje sobie dalej bez duszy? D:

Ano. W świecie, w którym wiadomo, że życie po śmierci jest faktem i że się go nigdy nie dostąpi.

Dosadne, zgrabnie nawiązujące do Zielonej Góry.

Jakiś przytyk do Zielonej Góry pójść musiał. :p Z Bachusów udających wrocławskie krasnale ani z braku tramwajów nie było jak się pośmiać, to chociaż ta ich zabójczo oryginalna nazwa. A tak poważnie, to cieszę się, że nawiązanie, choć delikatne, jest jakkolwiek wyczuwalne. :D

Tekst się rozjechał w paru miejscach, np. tu:

Ach, szlag, myślałam, że znalazłam wszystkie takie miejsca. Dzięki.

 

Bard, dzięki za wyjaśnienie. Rozumiem i pod tym kątem, dzisiejszą miarą, Agapicie daleko do dobrego człowieka. To co pokazywałam w opowiadaniu, to po prostu inna kultura i – przede wszystkim – inne czasy.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Ach, szlag, myślałam, że znalazłam wszystkie takie miejsca. Dzięki.

No, jeszcze nie wszystkie. Zostało to i owo:

Spojrzała na niego i parsknęła.

– Wszystko. Widziałam śmierć, widziałam jak ludzie mordują się na ziemi, a bogowie

w niebie. Widziałam sztylety, miecze, trucizny, łuki i machiny oblężnicze. Widziałam okrucieństwo i smutek. Jak co wieczór od ostatniej pełni.

 

Zdążył tylko zobaczyć, jak Agapita zaciska zęby, zanim ruszyła energicznym krokiem

w stronę miejsca, które zajął dla siebie harem. Kiedy wkroczyła pomiędzy ludzi, wszyscy podrywali się gwałtownie i kłaniali jej w pas. Przyjechało ich około trzydziestu, ale na miejscu teraz nie było więcej niż dziesięciu – większość pewnie wykonywała swoje obowiązki. Ze względu na niedobory w ludziach, o których wspomniała Najwyższa, członkowie haremu stanowili także główny trzon służby.

Agapita kierowała się prosto do niewielkiego namiotu, który jedną ścianą przylegał

do muru, słusznie zakładając, że to tam urzęduje uzdrowicielka. Weszła jak do siebie,

 

Generalnie patrz na marginesy, one w tych miejscach nie są równe.

 

Na początku miałam lekki problem z zajarzeniem kim jest bohaterka. Maślałam, że jakimś bóstwem. Potem się wyjaśniło i już czytało się dobrze. Ale trochę sobie pomarudzę. Czasowo wydaje się, że to przyszłość, ale jednocześnie brak jakichkolwiek śladów zniszczonej przez bogów cywilizacji. I w sumie czemu bogowie olimpijscy, a nie nordycy czy bogowie słowiańscy?

Podobało mi się, że sytuację ratują niewolnicy i to oni są bardziej skłonni do poświęceń, bo wydaje mi się, że Agapita koniec końców swojej duszy nie poświęciła ;) Wygląda też na to, że nic a nic się nie zmienili i nadal uważają, że mogą ze swoimi duszyczkami robić, co im się podoba. I tu by się przydało, żeby Atena zareagowała, bo w przeciwnym wypadku fabularnie cierpienie Ofelii nie ma chyba większego znaczenia. Równie dobrze mogłaby stanąć w kręgu bez tych ran.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Generalnie patrz na marginesy, one w tych miejscach nie są równe.

O, dzięki za tip, przyjrzę się jeszcze raz, bo w portalowym edytorze nie widać tego zbyt dobrze. I dzięki, że chciało Ci się wskazać resztę. :D

I w sumie czemu bogowie olimpijscy, a nie nordycy czy bogowie słowiańscy?

A to w sumie wynika z tego, dlaczego tekst powstał, bo w Zielonej Górze mają te swoje dziwne pomniki Bachusów. No a jak Bachus, to i reszta bogów. Tylko nazewnictwo wzięłam greckie, zamiast rzymskiego.

 

Agapita koniec końców swojej duszy nie poświęciła

Ach, to mi trochę zabrakło precyzji, bo z założenia ona również miała duszę poświęcić i może stąd nieścisłość. Przy następnych tekstach muszę na to bardziej spojrzeć.

 

Dzięki za wizytę i za komentarz!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Zgubił tę myśl, gdy tylko ją zobaczył, bo znajdowała się w sytuacji dość nietypowej nawet jak na siebie. ← Zgubił tę myśl, gdy tylko kapłankę zobaczył, bo Agapita znajdowała się w sytuacji dość nietypowej nawet jak na siebie.

 

Dobrze się czytało, jak jeden z mitów. Potraktuj to jako wyraz uznania. Dobrze, że tekstowi znudziło się leżenie w szufladzie. Lepiej, żeby był dostępny w Bibliotece NF.

Więc… czy oddacie swoje dusze w ten intencji?

Literówka.

Jest jeszcze parę miejsc, gdzie wkradła się nowa linijka pośrodku zdania, ale już nie wypisywałem (jestem leniwą bułą, wiem :P )

Z plusów dodatnich:

– Bardzo spodobało mi się nawiązanie do Fantazji Zielonogórskich. Wiem, że gdybyś nie wspomniała o tym w przedmowie, za cholerę bym nie wyłapał i pewnie głowił się, po co dajesz miejsce akcji w Polsce, ale pisanie na konkurs tematyczny ma swoje prawa i naprawdę fajnie wyszedł motyw Zielonej Góry – nienachalnie, ale widocznie.

– Postacie w większości dobrze zarysowane, tym bardziej że opowiadanie ma kilkoro bohaterów, a nie tak wiele znaków. Umiejętność głębokiego opisania postaci w niewielu zdaniach to zawsze coś dobrego.

– Klimat masz rzeczywiście grecki, egzotyczny i w sumie ciekawy. Jest masa opowieści o herosach czy bogach, a Ty masz o pełnych słabości kapłanach i ich sługach. Rzadko widzę, a to dobre pole dla historii.

Z plusów ujemnych:

– Klimat chwaliłem, ale fabuła już wyszła średnia. Właściwie niewiele jej tutaj, a jednocześnie czytałem z ciekawością – nie zarysowałaś, o czym w ogóle jest to opowiadanie, jednocześnie z tego powodu byłem ciekaw, gdzie mnie zaprowadzisz. Myślę, że trochę za bardzo było tutaj relacji międzyludzkich, a za mało nacisku na misję. To kwestia gustu, ale mam wrażenie, że to opowiadanie bardziej wybrzmiewałoby jako rozdział powieści. Bo styl masz powieściowy.

Z minusów ujemnych:

– Postać okrutnego kapłana była jednowymiarowa i niepotrzebna. Rana Ofelii nie odegrała roli w fabule. Znaczy, obie te rzeczy były ok i ciekawiło mnie, co z nich wyniknie, ale ostatecznie nie bardzo coś wyniknęło :P

– Head hopping! Kwestia gustu, osobiście nie lubię zmiany narracji bez zmiany rozdziału. 

 

Ogólnie podobało mi się. Ładnie tworzysz postacie i ich relacje. Utrzymałaś moją ciekawość samymi bohaterami, a to już coś :)

Pozdrawiam i klikam

 

A to w sumie wynika z tego, dlaczego tekst powstał, bo w Zielonej Górze mają te swoje dziwne pomniki Bachusów.

A tego nie wiedziałam :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Interesująca alternatywna historia powstania Zielonej Góry. Mam słabość do greckiej mitologii, więc mi się spodobało.

Nie bardzo rozumiem, po co były pomosty do innych bogów, skoro o wszystkim decydowała Atena.

Ale wyszukiwanie muśniętych po zapachu fajnie przemawia do zmysłów.

Jeszcze Ci zostało parę zbędnych enterów.

Babska logika rządzi!

Cześć, Verus!

– Opowiedz mi o więcej o tych więziach.

O-o – za dużo trochę.

– Nie wiem. Przybędą tu osadnicy, wybiorą mu imię. Acz znając ludzką oryginalność,

nie spodziewałabym się cudów

XD

 

Zielonogórski tekst – muszę przyznać, że one w większości mają coś w sobie. Czytałem już Światowidra, Rybę i Arnubisa (może ktoś jeszcze się napatoczył) i za każdym razem znajdowałem z jednej strony wspólny mianownik, z drugiej, kompletnie odmienne pomysły. I takiego wejścia w mitologię grecką chyba jeszcze nie widziałem. Tzn. potraktowałaś greckich bogów dość dosłownie i na całego.

Jestem asteryskowym freakiem i ubolewam, że nie podzieliłaś tekstu na kilka osobnych fragmentów, tym bardziej, że były ku temu powody. Mianowicie, kolejny mój (ostatnio przynajmniej) konik – perspektywa. Niemal połowę tekstu masz z perspektywy Leandra, potem to przeskakuje we wszechwiedzącego, by wejść na chwilę w odczucia Agapite. Tyle dobrze, że to płynęło razem z tekstem, a nie bujało wewnątrz pojedynczych akapitów.

Tekst jest też bardzo spokojny. I to nie zarzut, tylko spostrzeżenie. Konwencja jest bardzo spokojna, niektóre fragmenty, jak choćby wątek powiązany z Niceforem, mogą wzbudzać emocje, ale nadal nie jest to strach o życie bohaterów, czy im się coś uda, czy nie, tylko odwołanie się do sprawiedliwości, która na szczęście znajduje swoje miejsce w tekście.

Dość oszczędnie wchodzisz w grecki świat – takim migającym światełkiem w tej kwestii jest słowo „peplos” (aż sprawdziłem, co to), ale trochę zabrakło mi głębszego wejścia w klimat greckich bóstw. Jak miałabyś to zrobić? Nie wiem. Czy stylizacja, czy więcej detali? Trudno mi określić.

Ciekawie natomiast podeszłaś do wizji wojny odległej, ale jednak przez bóstwa powiązanej. Mega mi się też podoba idea poświęcenia, która wymaga zaufania względem przyszłych pokoleń. Jeśli o mnie chodzi, to bym nie ufał – ludzie, jako społeczeństwo zazwyczaj nie są godni zaufania. Z drugiej strony, z kogoś te przyszłe pokolenia muszą wyjść, jakieś historie muszą za nimi stać, więc jeśli wszystko zrobimy dobrze, to czy nie ufamy przyszłym pokoleniom, czy nie ufamy sobie? Oj, można popłynąć w rozważaniach.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć wszystkim!

Wybaczcie, miałam kilka dni pełnych rzeczy, ale już odpisuję. :D

 

Koalo, dzięki za wyłapanie błędu. Porównanie do mitu bardzo mi schlebia, więc rzeczywiście oceniam pomysł wyciągnięcia tego tekstu z szuflady jako dobry. :p

 

Zanais, plusy dodatnie i plusy ujemne to piękne kategorie. Osobiście też miałam wrażenie, że tekst stoi raczej bohaterami niż bardzo złożoną fabułą, bo jak już kilka osób zwróciło uwagę, nie dzieje się tu przesadnie wiele. Cieszę się, że bohaterowie wystarczyli do utrzymania atencji, nawet pomimo zgrzytów z Ofelią i kapłanem, który ją skrzywdził.

Rzadko widzę, a to dobre pole dla historii.

Jestem podobnego zdania, uważam, że opowieści o ludziach mają coś, czego jednak mitom o bogach nieco brakuje. Choć wiadomo, wszystko zależy od szczegółów.

Dzięki za wszystkie uwagi, mam nadzieję, że na przyszłość uda mi się je uwzględnić.

 

Finklo, podzielam słabość do mitologii, choć u mnie nie ogranicza się to do greckiej. :D Pomosty były potrzebne w uleczeniu ziemi, choć sądząc po tym pytaniu, jest to może za mało podkreślone. Decyzję podjąć miała bogini mądrości, ale środki do jej wykonania zapewnił ktoś inny – Demeter z Dionizosem.

 

Krokus, a też mam wrażenie, że temat miejskich opowieści można ugryźć na wiele sposobów, bo czytałam garść tekstów z Fantazji i każdy z nich reprezentował właściwie inny gatunek. Cieszę się, że odbierasz greckich bogów jako potraktowanych “dość dosłownie i na całego”, bo miałam nadzieję, że pokażę ich jednak jako inny gatunek bóstw niż chociażby chrześcijańskie.

Jesteś też drugą osobą (po Zanaisie), która zwraca uwagę na skaczącą perspektywę, więc faktycznie pewnie przydałoby się jej bardziej pilnować, ale przyznaję, że przy wielu bohaterach mam ten problem notorycznie, jakby wątki w mojej głowie się wzajemnie wywłaszczały.

Dzięki za wszystkie spostrzeżenia, mam wrażenie, że mocno pozwoliły mi spojrzeć na tekst z innej perspektywy. <3

XD

Dziękuję, cieszę się, że to nie śmieszyło tylko mnie. XD

Jeśli o mnie chodzi, to bym nie ufał – ludzie, jako społeczeństwo zazwyczaj nie są godni zaufania.

Ja po prawdzie też, ale może są na świecie bardziej naiwni optymistyczni ludzie. Jeśli miałabym iść we wrzucanie bohaterom swojego podejście do życia, to większość dałoby się opisać kolorową stroną tego obrazka.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka