- Opowiadanie: VonJagelsdorf - Szanowny Panie Kolego: Muszę

Szanowny Panie Kolego: Muszę

Czo­łem! Ko­lej­ny tekst w sty­li­sty­ce wy­pi­su ze szpi­ta­la, na­pi­sa­ny już jakiś czas temu ale znowu zre­da­go­wa­ny po fe­ed­bac­ku do mo­je­go ostat­nie­go shor­ta. Wzią­łem sobie Wasze ko­men­ta­rze do serca. Sta­ra­łem się nie prze­sa­dzać z trzy­ma­niem się ję­zy­ka i sty­li­sty­ki me­dycz­nej, plus jest nieco dłuż­sze, nieco wię­cej się dzie­je. Wciąż nie można mówić o żad­nej fa­bu­le jako ta­kiej, bo jed­nak w za­mie­rzo­nej for­mie trud­no jest rze­czy­wi­ście na­pi­sać jakąś “hi­sto­rię”. Ale dalej pró­bu­ję i eks­pe­ry­men­tu­ję!

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy, Użytkownicy II, Ambush

Oceny

Szanowny Panie Kolego: Muszę

Sza­now­ny Panie Ko­le­go, Drogi Janie,

 

in­for­mu­je­my o prze­bie­gu le­cze­nia pana Ro­ber­ta Skiby, ur. 15.12.1991. Le­cze­nie prze­bie­ga­ło w na­szym szpi­ta­lu mię­dzy 05.09.2017 a 21.09.2017

 

Roz­po­zna­nie:

Prze­wle­kła za­leż­ność od re­spi­ra­to­ra w wy­ni­ku cięż­kiej ner­wi­cy na­tręctw

 

Hi­sto­ria cho­ro­by:

Nad­uży­wa­nie środ­ków odu­rza­ją­cych (THC)

Schi­zo­fre­nia pa­ra­no­idal­na

Usu­nię­cie mig­dał­ków pod­nie­bien­nych, ca. 1998

 

Prze­bieg le­cze­nia:

Pan Skiba zgło­sił się do­bro­wol­nie na od­dział psy­chia­trycz­ny na­sze­go szpi­ta­la z po­dej­rze­niem na­wro­tu wcze­śniej zdia­gno­zo­wa­nej schi­zo­fre­nii pa­ra­no­idal­nej. Pa­cjent za­wia­do­mił nas o uczu­ciu przy­mu­su „zo­sta­wie­nia świa­ta lep­szym” i zwią­za­nym z tym cier­pie­niem psy­chicz­nym jak i pro­ble­ma­mi w życiu co­dzien­nym. Drogą do­kład­ne­go wy­wia­du mo­gli­śmy wy­klu­czyć ob­ja­wy takie jak sły­sze­nie gło­sów, de­re­ali­za­cja czy uczu­cie bycia ste­ro­wa­nym przez siły ze­wnętrz­ne.

Pan Skiba jest znany w na­szym ośrod­ku i do­tych­cza­so­wa hi­sto­ria cho­ro­by była nam do­stęp­na. Po­przed­nie wy­wia­dy wy­ko­ny­wa­ne przy na­wro­tach cho­ro­by wska­zy­wa­ły na znacz­ną manię prze­śla­dow­czą, ha­lu­cy­na­cje wi­zu­al­ne i dźwię­ko­we, jak i silne uczu­cie bycia kon­tro­lo­wa­nym z ze­wnątrz. Te ob­ja­wy wy­da­wa­ły się obec­nie nie wy­stę­po­wać w ja­kim­kol­wiek zna­czą­cym wy­mia­rze. Pa­cjent wy­ka­zu­je chęć współ­pra­cy i re­gu­lar­nie przyj­mo­wał do­tych­czas prze­pi­sa­ne leki.

Wcze­śniej wy­mie­nio­na chęć na­pra­wie­nia świa­ta zda­wa­ła się po­cho­dzić pro­sto od pa­cjen­ta. Jest to nie­cha­rak­te­ry­stycz­ne dla schi­zo­fre­nii, przy któ­rej pa­cjen­ci opi­su­ją myśli obce, po­cho­dzą­ce niby z ze­wnątrz. Po­wo­dem zgło­sze­nia się do na­sze­go szpi­ta­la nie była ob­cość tego przy­mu­su, pan Skiba znał głosy mu to­wa­rzy­szą­ce aż za do­brze. To wła­śnie ta wcze­śniej pa­cjen­to­wi nie­zna­na za­ży­łość i jed­ność z chę­cią na­pra­wy sie­bie, in­nych, jak i przed­mio­tów do­oko­ła spra­wia­ła że czuł dys­kom­fort i nie­po­kój.

Przy po­mo­cy wy­wia­du po­sta­wi­li­śmy wstęp­ne roz­po­zna­nie za­bu­rze­nia ob­se­syj­nie-kom­pul­syw­ne­go. Z po­wo­du sy­tu­acji so­cjo­eko­no­micz­nej pa­cjen­ta po­sta­no­wi­li­śmy roz­po­cząć le­cze­nie od­dzia­ło­we. Pa­cjent otrzy­mał 10 mg Ci­ta­lo­pra­mu dzien­nie, dawka miała być zwięk­sza­na ty­go­dnio­wo aż do uzy­ska­nia opty­mal­nych efek­tów. Roz­po­czę­li­śmy gru­po­wą te­ra­pię po­znaw­czo-be­ha­wio­ral­ną pod okiem na­sze­go psy­cho­te­ra­peu­ty, pana Mar­ci­na Ku­le­szy. Do­tych­cza­so­we daw­ko­wa­nie leków prze­ciw­p­sy­cho­tycz­nych zo­sta­ło po­zo­sta­wio­ne bez zmian, pa­cjent otrzy­my­wał 20 mg Ary­pi­pa­ra­zo­lu dzien­nie.

Dnia 06.09.2017 Pa­cjent na­pra­wił nie­szczel­ne okno w swo­jej sali, do­krę­ca­jąc śruby re­gu­la­cyj­ne przy po­mo­cy noża do masła. Na­stęp­ne­go dnia roz­po­czął prace nad prze­cie­ka­ją­cym prysz­ni­cem. No­życz­ka­mi do pa­znok­ci wy­ciął uszczel­kę z gu­mo­we­go klap­ka. W ko­lej­nych dniach za­czął wę­dro­wać mię­dzy sa­la­mi cho­rych wy­mie­nia­jąc po kolei prze­cie­ka­ją­ce uszczel­ki. Do ostat­niej szedł boso, po­ciąw­szy do­szczęt­nie swoje obu­wie. Próby po­wstrzy­ma­nia pana Skiby za­wsze koń­czy­ły się agre­sją. Leki prze­ciw­p­sy­cho­tycz­ne zo­sta­ły do­pa­so­wa­ne: Ary­pi­pa­ra­zol zwięk­szo­no na 25 mg/d. Pa­cjent zja­wiał się na psy­cho­te­ra­pii tylko po to, aby równo uło­żyć ulot­ki i ma­te­ria­ły po­moc­ni­cze na pół­kach.

Pa­cjent oka­zy­wał wi­docz­ne ozna­ki wy­cień­cze­nia, za­rów­no fi­zycz­ne­go jak i psy­chicz­ne­go. Jego twarz z dnia na dzień tra­ci­ła wyraz a skóra bla­dła. Wkrót­ce przy­po­mi­na­ła ra­czej blade płót­no ob­cią­gnię­te na mar­mu­ro­wej masce o kształ­cie ludz­kiej twa­rzy. Fi­zycz­nie od­cią­ga­ny od pracy pa­cjent ha­bi­tu­al­nie kon­ty­nu­ował te same ruchy rę­ko­ma w po­wie­trzu. Do­pie­ro po ja­kimś cza­sie ob­ra­cał swoją zimną, nie­ru­cho­mą twarz ku prze­szka­dza­ją­cej oso­bie. Pa­trzył wtedy pro­sto w oczy, bez mru­gnię­cia i bez po­ru­sze­nia nawet jed­ne­go mię­śnia mi­micz­ne­go. Jego lo­do­wa­te­mu wzro­ko­wi nie dało się uciec; puste, zimne, wręcz szkla­ne oczy po­dą­ża­ły nie­ubła­ga­nie za kim­kol­wiek kto pró­bo­wał go po­wstrzy­mać. Ary­pi­pa­ra­zol zwięk­szo­no na 30 mg/d, Ci­ta­lo­pram zwięk­szo­no pla­no­wo na 20 mg/d.

Pa­cjent od­ma­wiał przyj­mo­wa­nia po­kar­mów i pły­nów. Kar­mie­nie i po­da­wa­nie leków od­by­wa­ło się, gdy pa­cjent sku­pio­ny był na swo­ich pra­cach. Tylko wtedy, w spo­sób nie­mal au­to­ma­tycz­ny, dawał się kar­mić i po­da­wać sobie leki. Po­dej­mo­wa­li­śmy próby po­da­wa­nia pły­nów do­żyl­nie. Po­cząt­ko­wo pan Skiba zga­dzał się na ten kom­pro­mis. Jego zgoda za­koń­czy­ła się, gdy koła wszyst­kich sto­ja­ków na kro­plów­ki zo­sta­ły na­oli­wio­ne lub wy­mie­nio­ne, a wszyst­kie śrub­ki do­krę­co­ne. Wedle na­szych usta­leń pa­cjent nie był w tym cza­sie od­wie­dza­ny, nie udało nam się zi­den­ty­fi­ko­wać źró­dła czę­ści za­mien­nych. Na py­ta­nie dla­cze­go wciąż pra­cu­je i nie pod­da­je się le­cze­niu od­po­wia­dał jed­nym sło­wem.

– Muszę.

W końcu, po dniach prze­wle­kłej cho­ro­by, jego oczy za­pa­dły się. Po­marsz­czo­ne i po­żół­kłe ni­czym su­szo­ne mo­re­le. Od cią­głej pracy jego skóra za­czę­ła zdzie­rać się z dłoni, ale spod niej nie wy­sta­wa­ła tkana łącz­na ani mię­śnie. Rany nie krwa­wi­ły ani nie wy­da­wa­ły się boleć. Kości pa­licz­ków wy­sta­wa­ły pro­sto z prze­żar­tych ne­kro­za­mi pal­ców.

– Muszę – po­wta­rzał.

– Muszę

Nic wię­cej. Próby opa­try­wa­nia po­ka­le­czo­nych dłoni koń­czy­ły się agre­sją i tym pu­stym, prze­ra­ża­ją­cym, prze­szy­wa­ją­cym wzro­kiem. Wszel­kie czło­wie­czeń­stwo znik­nę­ło z jego oczu, żad­ne­go cie­nia duszy czy zro­zu­mie­nia. Jedno słowo, le­d­wie wy­ce­dzo­ne przez ska­mie­nia­łą szczę­kę.

– m u s z ę

Po dłu­giej dys­ku­sji mię­dzy or­dy­na­to­ra­mi kli­ni­ki psy­chia­trii i neu­ro­lo­gii Ary­pi­pa­ra­zol zwięk­szo­no na 50 mg/d, znacz­nie ponad re­ko­men­do­wa­ną dawkę. Ci­ta­lo­pram przed­wcze­śnie zwięk­szo­no na 60 mg/d, czyli dawkę mak­sy­mal­ną.

Dnia 17.09.2023 do­szło do in­cy­den­tu przy ko­lej­nej pró­bie opa­try­wa­nia dłoni przez pie­lę­gniar­kę ura­zo­wą. Pani No­wic­ka nie znała pa­cjen­ta, zo­sta­ła do niego wy­sła­na po kon­sul­ta­cji chi­rur­gicz­nej. Wedle ze­znań pani No­wic­kiej pa­cjent nie od­po­wia­dał na jej py­ta­nia i nie re­ago­wał na proś­by i po­le­ce­nia. Pie­lę­gniar­ka chwy­ci­ła go za rękę i przy uży­ciu siły od­cią­gnę­ła od re­gu­lo­wa­nia drzwi do szafy z le­kar­stwa­mi. Jego ramię było zimne i gład­kie w do­ty­ku, ni­czym po­le­ro­wa­ny ka­mień. Jak zam­ko­wa ba­lu­stra­da wy­śli­zga­na ty­sią­cem do­tknięć. Skóra blada i mar­mur­ko­wa­na, po­prze­ci­na­na cien­ki­mi czar­ny­mi żył­ka­mi. Żył­ka­mi nie po­kła­da­ją­cy­mi się z ni­czym co można by zna­leźć w pod­ręcz­ni­ku do ana­to­mii. Pie­lę­gniar­ka czuła wpraw­dzie kości, ścię­gna i mię­śnie, ale te wy­da­wa­ły się ru­szać sa­mo­ist­nie pod cho­ro­wi­tą skórą, w spo­sób jaki mię­śnie nie po­win­ny. A tym bar­dziej kości. Ruch ten był po­wol­ny ni­czym su­ną­ca płyta tek­to­nicz­na, lecz nie­wąt­pli­wie wy­czu­wal­ny i nie­po­ko­ją­cy. Po­cząt­ko­wo pa­cjent nie re­ago­wał na szar­pa­nie pie­lę­gniar­ki, kon­ty­nu­ując me­cha­nicz­ne ruchy dłoń­mi. Do­pie­ro po któ­rymś razie od­wró­cił wzrok ku ko­bie­cie.

– m u s z ę – po­wie­dział. Nie było w tym sło­wie żalu, smut­ku, ra­do­ści czy ja­kiej­kol­wiek innej emo­cji.

– m u s z ę.

Dnia 17.09.2017 Ro­bert Skiba urwał w barku prawą rękę pie­lę­gniar­ki ura­zo­wej Te­re­sy No­wic­kiej.

Pod­ję­li­śmy próby odu­rze­nia za­agi­to­wa­ne­go pa­cjen­ta. W sumie otrzy­mał 20 mg Ha­lo­pe­ri­do­lu do­mię­śnio­wo. Spo­wol­ni­ło to pa­cjen­ta na tyle by spró­bo­wać za­ło­żyć we­nflon. Ka­niu­le prze­bi­ja­ły wpraw­dzie skórę, ale nie były w sta­nie prze­bić się przez dal­szą tkan­kę. Za­ło­że­nie doj­ścia do­żyl­ne­go oka­za­ło się nie­moż­li­we. Zde­cy­do­wa­li­śmy się na wkłu­cie do­szpi­ko­we w kość go­le­nio­wą pra­wej nogi. Pa­cjent otrzy­mał roz­luź­nia­cze i se­da­ty­wa, zo­stał in­tu­bo­wa­ny i prze­nie­sio­ny na od­dział in­ten­syw­nej te­ra­pii w sta­nie śpiącz­ki far­ma­ko­lo­gicz­nej. Mimo głę­bo­kie­go znie­czu­le­nia ogól­ne­go pa­cjent wciąż wy­ko­ny­wał de­li­kat­ne ruchy dłoń­mi. Przy­glą­da­jąc się im do­kład­nie można by są­dzić że w nar­ko­ty­ko­wym śnie kon­ty­nu­uje prze­rwa­ną mu tak dra­stycz­nie pracę.

Próby wy­bu­dze­nia re­zul­to­wa­ły na­tych­mia­sto­wą agi­ta­cją. Pa­cjent zda­wał się w ciągu kilku se­kund wie­dzieć które przed­mio­ty na sali są wa­dli­we. Od razu po­dej­mo­wał próby opusz­cze­nia łóżka i uda­nia się do nich. Sta­ra­nia po­wstrzy­ma­nia go po­now­nie koń­czy­ły się skraj­ną agre­sją i ko­niecz­no­ścią prze­rwa­nia wy­bu­dze­nia. Dnia 20.09.2017 wy­ko­na­na zo­sta­ła tra­che­oto­mia, celem umoż­li­wie­nia dłu­go­trwa­łe­go wspo­ma­ga­nia od­dy­cha­nia re­spi­ra­to­rem. Na­stęp­ne­go dnia pa­cjent zo­stał prze­nie­sio­ny do ho­spi­cjum.

Te­re­sa No­wic­ka zo­sta­ła w opa­trzo­na w try­bie na­głym. Ręki nie udało się ura­to­wać. Stwier­dzo­no cał­ko­wi­tą nie­zdol­ność do pracy w wy­uczo­nym za­wo­dzie. Pro­to­kół po­wy­pad­ko­wy zo­stał spo­rzą­dzo­ny i prze­ka­za­ny od­po­wied­nim or­ga­nom. W razie pytań o szcze­gó­ło­wy prze­bieg le­cze­nia pani No­wic­kiej od­sy­ła­my do od­po­wied­niej epi­kry­zy.

 

Z wy­ra­za­mi po­wa­ża­nia

prof. dr M. Jusz­czyk

Or­dy­na­tor

 

dr A. Stecz­kow­ska

Psy­chia­tra

 

M.A.G. Ja­giel­ski

​Re­zy­dent

 

Koniec

Komentarze

mam podobnie jako dyżurny – czasem muszę. I trochę tak podchodziłem do tego tekstu ;)

Nie znam wcześniejszych tekstów, więc patrzę na ten raczej świeżo. A czytało się go dość dobrze. Początkowo podchodziłem do niego jak pies do jeża – no bo szpital i zapowiedź choroby psychicznej. Autorzy często traktują zwidy narratora jako pretekst do napisania tekstu, po czym w naburmuszeniu twierdzą, że fantastyka przecie jest, tylko w głowie bohatera ;) tu było inaczej, za co jestem wdzięczny. Firmy również się bałem, szczególnie po wstępie ostrzegającym o znacznej obecności żargonu medycznego, który jest mi obcy. Jednakże całość wyszła ciekawa, wyważona. Ba, po zakończeniu pozostaje pewien niedosyt związany z przypadkiem Roberta. No bo – dlaczego to się stało? Po co? Co dalej? Uznaję więc ten szorcik za udane, ale zaledwie wprowadzenie do historii Roberta jak i samego szpitala. Mogłaby z tego całkiem ciekawą seria wyjść. Lece polecić tekst do biblioteki.

Podejmowaliśmy próby podawania płynów dożylnie. Początkowo pan Skiba zgadzał się na ten kompromis. Jego zgoda zakończyła się, gdy koła wszystkich stojaków na kroplówki zostały naoliwione lub wymienione, a wszystkie śrubki dokręcone. K.O. przecież taki pacjent to złoto!

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

stn

Bardzo się cieszę że pozytywnie zaskoczyłem :) Też nie jestem fanem motywu "to wszystko było SnEeEeEeEmmmmMm…!" więc staram się trzymać z daleka od tego typu historii. Czy o samym Robercie coś będzie jeszcze to zobaczymy, ale marzy mi się jakiegoś rodzaju antologia opowiadań dookoła tego szalonego szpitala. Nie ukrywam że dużą inspiracją jest The Magnus Archive :D

Dysonans poznawczy

Historia zainspirowana prawdziwą którą widziałem kiedyś na mediach socjalnych ^^' więc tacy pacjenci się zdarzają!

Hej,

 

Niestety podobało mi się mniej niż ten ostatni szorcik (najwidoczniej lubię rzeźnię… angel). Brakło mi tu akcji, jakiejś solidnej sieczki (może po ostatnim zakotwiczyłem to sobie w głowie…). Niemniej to kwestia gustu, więc nie musisz się tym specjalnie przejmować.

 

Co do w miarę obiektywnych uwag to podobał mi się motyw zwiększania dawek leków/substancji Arypiparazol i Citalopram, było widać, że lekarze średnio panują nad pacjentem i powoli kończą im się możliwości. Problem jest jednak taki, że ani ja, i stawiam, że większość czytelników, nie ma pojęcia, czym są te substancje i jakie skutki uboczne ich nadmierne stosowanie posiada. Z dużo większą niepewnością/grozą (→ zaciekawieniem) czytałoby się szorta, gdybym wiedział, że np. dawka 50 mg Citalopramu zwiększa ryzyko zawału serca o 80% (rzucam cokolwiek, bo nie mam pojęcia czy to w ogóle możliwe). A tak równie dobrze mógłbyś napisać, że podajesz dawkę 1 l dupomixu czy czegokolwiek innego ;)

 

Zapisuje się 20 mg czy 20mg? W sumie sam nie wiem ;) ale ten zapis 20mg wydał mi się dziwny.

 

No i na koniec ta wypowiadana fraza “muszę”. O ile mogę zrozumieć “m u s z e” (pisane ze spacjami), to zupełnie nie czuję wypowiedzi z boldem i podkreśleniem (niby jak Robert Skiba miałby to wymawiać)? Rozumiem, że chciałeś zwrócić uwagę na to słowo, ale nie do końca czuję czy to dobry sposób i przede wszystkim poprawny (ale na to już musi rzucić okiem ktoś bardziej obeznany ode mnie w temacie zapisywania dialogów ;) ). 

Dawkowanie jak dla dziewczynki;D

Ą i Ę - wyroby rzemieślnicze

W międzyczasie wpadło mi w oko kilka drobnostek które pozwoliłem sobie zedytować w tekście, literówka, powtórzenie itp…

grzelulukas

Następny kawałek będzie krwisty i z dedykacją dla Ciebie! ;D

Co do dawkowania lekarstw, była to część balansowania na granicy między “to jest fachowy tekst dla fachowców” a “to opowiadanie dla przeciętnych czytelników”. Nadmierne opisy działania i efektów ubocznych ujęły by, imo, zawieszeniu niewiary (czy tak tłumaczy się suspension of disbelief?). Stwierdziłem że nie jest to ważne dla historii i ważniejsze jest przekazanie czytelnikowi uczucia niepokoju związanego z “dajemy tego leku dużo za dużo i dużo za szybko”

Co do zapisu 20mg i 20 mg to widziałem tak i tak. Bardziej podoba mi się 20mg, lepiej to wygląda wizualnie, lepiej się czyta. Ale jak ktoś wie jak jest poprawnie to chętnie się dopasuję.

Co do m u s z ę to osobiście uważam że powinno się wykorzystywać zalety danego medium do celów narracyjnych w sposób “meta”. Obydwaj wiemy że to jak Śmierci mówi u Prachetta, wielkimi literami, nijak nie przenosi się do realnego świata, ale służy podkreśleniu inności. Jak zinterpretujesz spacje, podkreślenie czy wytłuszczenie pozostawiam Tobie! ;D

Dysonans poznawczy

No widzisz, konsultowałem się ze znajomą psychiatrą, ale w sumie ona jest psychiatrą dziecięcą, więc może być że dawkowanie dla dziewczynki T.T

Pacjent zjawiał się na psychoterapii tylko po to, aby równo ułożyć ulotki i materiały pomocnicze na półkach.

Ja kiedyś z nudów posortowałem wszystkie ulotki na stolikach w holu wydziału humanistycznego. Ochrona chyba teraz się ze mnie śmieje. 

20mg Haloperidoleu

Literówka czy tak ma być? Bo aż chce się przeczytać z francuskim akcentem. :D

 

A mi to się podobało bardziej niż tamto, bo – właśnie – ja wolę jak jest mniej krwi, a więcej takiej bliżej nieokreślonej grozy. Jest też lepiej napisane, mieszanie stylów już tak nie razi.

Co do zapisu…

IMO na pewno 20 mg, bo przecież nie piszemy 30kg, 20m, 10mln… Nie wiem, jak jest na papierkach od lekarstw.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Stwierdziłem że nie jest to ważne dla historii i ważniejsze jest przekazanie czytelnikowi uczucia niepokoju związanego z “dajemy tego leku dużo za dużo i dużo za szybko”

To się udało, tak jak pisałem, niemniej dla podkręcenia tego efektu, gdybyśmy mieli informację, że 60 mg to generalnie może zabić tego gościa, to wow…

 

Jak zinterpretujesz spacje, podkreślenie czy wytłuszczenie pozostawiam Tobie! ;D

Wyobraziłem sobie, jak leży wykręcony w jakimś skurczu, wypowiadając „muszę” devil

W sumie może by zaciągnąć tu któregoś z użytkowników z medycznym zapleczem? Oczywiście w zależności od tego, czy autor jest na to gotowy/odważny ;)

Hej, tekst mnie zainteresował i czytało się dobrze (kilka uwag/propozycji, ale oparte głównie o moje “widzi mi się” i odczucia przy czytaniu, można olać :p). Dobrze rozumiem, że samoistne i nienaturalne poruszanie się kości/mięśni/ścięgien pacjenta miało wskazywać na jego kompletny brak kontroli nad ciałem, które samo łamało się i rwało do naprawiania rzeczy, nawet jeśli umysł nie do końca chciał?

 

Pacjent wykazuje chęć współpracy i regularnie przyjmował dotychczas przepisane leki,

kropka zamiast przecinka?

 

Jego lodowatemu wzrokowi nie dało się uciec, puste, zimne, wręcz szklane oczy podążały nieubłaganie za kimkolwiek kto próbował go powstrzymać.

może coś w stylu “Jego lodowatemu wzrokowi nie dało się uciec; puste, zimne, wręcz szklane oczy pacjenta podążały…”?

 

Skóra blada i marmurkowana, poprzecinana cienkimi czarnymi żyłkami, żyłkami nie pokładającymi się z niczym co można by znaleźć w podręczniku do anatomii.

to drugie żyłkami chyba niepotrzebne

 

 

Zaciekawiło mnie. Nowa forma prezentowania horroru.

Nie da się ukryć, że w formie suchej, medycznej (dla mnie profesjonalnej) relacji tekst traci nieco na klimacie, ale zyskuje na humorze.

Sprawdziłam, czy podpisana siostra nie jest przypadkiem ofiarą, ale nie;)

Jako propagatorka huhorów klikam!

Lożanka bezprenumeratowa

SNDWLKR

Chyba nigdy nie nudziło mi się na tyle żeby dobrowolnie coś segregować ;D Haloperidoleu już poparawiam! Zapis miligramów też, chyba rzeczywiście ze spacją jest poprawnie. Cieszę się że bardziej nieokreślona groza się podoba! IMO jest bardziej groźna niż lejąca się krew (Choć ta też ma coś w sobie ;D)

grzelulukas

Rozumiem, zastanowię się co z tym zrobię następną razą :) Wykręcony skurcz to jak najbardziej poprawna interpretacja!

stn

Oj, poprzedni tekścik został już zlustrowany przez kolegę z zapleczem, nie musimy tego ponawiać ;D

Coen

Cieszę się że przypasowało! Dokładnie o to chodziło, o zupełną przemianę człowieka w człowiekopodobne coś co już tylko musi. Jak najbardziej kropka, poprawiam. Oo, średnik dużo lepszy, jakoś za dużo przecinków mi tam było. Muszę to żyłkowe zdanie jeszcze kilka razy poczytać, kilka razy już je zmieniałem.

Ambush

Hahaha, kurde no zastanawiałem się ile iść w absurdyzm tej sytuacji! Nie chciałem przesadzić, ale była wersja tego tekstu znacznie bardziej śmiechowa a mniej horrorowa ;D Ale jednak chciałem napisać coś strasznego więc się wstrzymałem! Cieszę się że coś z tego humoru zostało ;)

Opisałeś dość osobliwy przypadek, chyba nie do końca dla mnie zrozumiały.

Specyficzny język i forma notatki sprawiły, że nie czytało się tego najlepiej. I choć dostrzegam, że rzecz jest napisana żargonem, to już nie bardzo mogę odróżnić, co jest błędem, a co zostało napisane celowo.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej, hej,

 

podoba mi się atomosfera i język. Myślę, że dawka żargonu medycznego jest teraz odpowiednia, specjalistyczne słownictwo nie kłuło mnie w oczy. Klimat taki weridowy, nie do końca wiadomo o co chodzi, czułem takie lekkie odklejenie od rzeczywistości – to dla mnie na plus, historia przypadku pana Skiby wyszła dość oryginalnie.

 

Co do rzeczy, z którymi mam problem – nie mam poczucia domknięcia fabuły. Niby w weirdzie to jest okej, ale jednak czegoś mi tutaj brakuje. Jakiejś kropki nad i, być może jakiejść “przyczyny”, albo wyraźnie nazwanego jej braku.

 

I druga rzecz – chyba podobnie jak w poprzednim tekście, który czytałem – nie kupuję tej formy, opisywania przebiegu leczenie w formie narracyjnej, pisanie jednego lekarza do drugiego. Nie rozumiem dlaczego oni piszę do siebie, dla mnie to wygląda po prostu jak fabularny wybieg.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

regulatorzy. Szkoda że nie trafiło, akurat żargon starałem się ograniczyć. Próbuję dalej. Basement Key. Akurat nazwanie konkretnej przyczyny czy "pokazanie potwora" jest to czego najbardziej w dreszczowcach nie cierpię. Przyznaję że czytając po raz wtóry to zakończenie jest jakieś takie nagłe. Jeśli idzie o to dlaczego "oni piszą do siebie" to opowiadanie ma mieć formę epikryzy, wypisu ze szpitala. A taki jest, przynajmniej tu gdzie pracuję, adresowany do lekarza domowego danego pacjenta. Więc Szanowny Pan Kolega jest technicznie rzecz biorąc nikim konkretnym, a "drogi Janie" jest poniekąd zapchajdziurą/otwartymi drzwiami na dalsze opowiadania kim może być lekarz domowy prowadzący tylu dziwnych pacjentów.

Okej, rozumiem. Być może warto byłoby dorzucić jakiś “wstęp”, trochę więcej informacji – czyli to, o czym wspomniałeś, nazwać tę formę “wypisem ze szpitala” oraz wspomnieć, że Jan był lekarzem “domowym” (rodzinnym?) chorego. Wtedy spięłoby mi się to bardziej, ale decyzja Twoja.

Pytanie też czy “Przebieg leczenia” nie jest zbytnio rozbudowany i “ufabuloryzowany”. Chyba starałbym się pogodzić formę “wypisu” z dyskretnym przemyceniem opowieści o pacjencie, a kto wie, może także (o czym wspmiałeś) również o lekarzu. No i oczywiście jest to niezwykle trudne, wyważenie tej formy tak, żeby przyopominała prawdziwy wypis ze szpitala i jednocześnie stanowiła pełnoprawną fabularną opowieść to nie lada wyzwanie. Nie czytałem wiele wypisów ze szpitala czy w ogóle dokumentacji medycznej, ale tutaj mam wrażenie, że szwy fabularne są na wierzchu i forma jest nieco za bardzo naciągnięta w służbie opowieści.

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Nowa Fantastyka