- Opowiadanie: Black Rose - Uciekali, uciekali...

Uciekali, uciekali...

16. Wciąganie gwiezdnego pyłu

12. Gotyk

 

Na Wesołych Świat już za późno, także Szczęśliwego Nowego Roku

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Uciekali, uciekali...

Tego dnia śnieg sypał obficie, co w połączeniu z silnym, zimnym wiatrem, stworzyło warunki nie nadające się do jakichkolwiek wycieczek czy podróży. Jednak pewien czarny koń z jeźdźcem owiniętym jak najszczelniej czarnym płaszczem, przedzierał się przez zaspy i zawieruchę zdążając do pobliskiego zamku. Warownia zbudowana była z zimnego kamienia. Mimo zbliżających się świąt nie widać było ani jednej ozdoby i gdyby nie światła widoczne w kilku oknach, można by pomyśleć że miejsce to jest opuszczone.

Koń z jeźdźcem dobrnęli pod bramę. Strażnik nie pocieszony tym, że musi pełnić wartę w takich warunkach wychylił się zza muru.

– Ktoś ty? – zawołał.

– Manatazo – przybysz przedstawił się imieniem, wbrew powszechnemu zwyczajowi nie dodając tytułów.

Imię to, jednak wystarczyło by strażnik pobladł. W następnej sekundzie budził już swojego kolegę w dyżurce.

– Wstawaj. Szybko. Budź chłopaków – mówił do zaspanego, nic nierozumiejącego zmiennika – Manatazo wrócił.

Ponownie, imię wystarczyło. Drugi ze strażników pobladł jak wcześniej jego kolega, po czym biegiem ruszył do kwatery żołnierzy by zbudzić pozostałych. Tymczasem strażnik, który wcześniej był na murach zbiegł do bramy i drżącymi rękami otworzył kratę.

– Proszę. Proszę jaśnie panie.

Kiedy koń z jeźdźcem wjechali na dziedziniec, większość zamkowej służby i garnizonu została już postawiona na nogi. Stajenny wyszedł na spotkanie przybyszowi by, jak tylko ten zeskoczy z konia, odebrać od niego wodze i zająć się wierzchowcem.

Mimo zgiełku i zamieszania które zapanowały, nikt z włodarzy zamku nie wyszedł na spotkanie przybyłemu. Ten zaś rozejrzał się wokół, westchnął i ruszył w kierunku schodów i drzwi wejściowych. W progu czekał już na niego odźwierny i służąca. Skłonili się nisko.

Manatazo zsunął kaptur ukazując twarz młodego chłopaka. Ubrany był w czarne szaty maga, miał przez ramie przewieszoną niewielką torbę, a na ramionach gruby płaszcz. Kiedy służąca chciała odebrać od niego przemoczone okrycie, odwołał ją jedynie ruchem ręki.

– Jest ktoś w domu? – zwrócił się do odźwiernego.

– Są w pokoju kominkowym.

Chłopak bez słowa ruszył po schodach w górę. Następnie korytarzem w prawo i… I zatrzymał się pod drzwiami pokoju kominkowego. Z ręką gotową by chwycić klamkę, zastygł w bez ruchu, zamyślony. Po dłuższej chwili pokręcił głową i otworzył drzwi.

W centralnej części pokoju znajdował się duży kominek. Wokół niego zgromadzonych było kilka osób. Rozmawiali o czymś żywiołowo ale kiedy pojawił się w drzwiach ucichli i spoważnieli. Starszy mężczyzna siedzący w fotelu zmarszczył brwi na jego widok.

– Witaj ojcze – przybysz skinął głową w jego stronę – wuju, Prashty, Kara – następnie skinął głową pozostałym osobom.

Wszyscy odwzajemnili skinięcia ale nie odezwali się ani słowem. Wzrok chłopaka padł na Karę. Zauważył wyraźnie zarysowany brzuch pod suknią. Czyżby…

– Kara – zwrócił się do niej z uśmiechem – gratuluję. Prashty, tobie również.

Kara szepnęła ciche dziękuję, natomiast Prashty jedynie skinął głową.

– Będę u siebie – rzucił jeszcze chłopak i wyszedł. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, uśmiech znikł z jego twarzy. Pokręcił głową i ruszył ciemnymi korytarzami, od czasu do czasu tylko oświetlonymi pochodniami.

Po kilku zakrętach, wziął jedną z takich pochodni i wszedł do komnaty. „Nic się tu nie zmieniło” – pomyślał. Rzucił torbę na ziemię i usiadł na brzegu wielkiego łoża. Zamyślił się…

– A jednak zmieniło się wszystko – wyszeptał, westchnął i wstał. Podszedł do okna ale, jedynym, co zobaczył były mrok i śnieg.

Manatazo odwrócił się i rozejrzał. Wziął do rąk swoją podróżną torbę i wyciągnął z niej niewielkie zawiniątko. Podszedł do stolika i foteli ustawionych przed zimnym i ciemnym kominkiem. Niewielką ilość zawartości paczuszki wysypał na stolik, po czym pochylił się i wciągnął biały proszek.

– Dobrze że wziąłem ze sobą gwiezdny pył – rzucił sam do siebie rozsiadając się w jednym fotelu, a nogi kładąc na drugim – zapowiadają się koszmarne święta.

„Ale, że Kara i Prashty spodziewają się dziecka”. Chłopak zamyślił się patrząc w sufit. Lata temu, kiedy jeszcze był mile widziany w tym zamku, on i jego kuzyn, Prashty, byli najlepszymi przyjaciółmi. Całe dnie spędzali razem. Ile to numerów wykręcili ojcu i wujkowi… „A potem wszystko szlag trafił…”. Miłe wspomnienia zostały przysłonięte przez takie, których Manatazo wolałby nie mieć.

Sięgnął po zawiniątko, które zostawił na stolę i ponownie wysypał i wciągnął trochę gwiezdnego pyłu. Była to substancja powszechnie używana do odurzania się lub jak wolał to ujmować Manatazo – zapominania o kłopotach. Jako mag miał dostęp do czystszej i nieco ulepszonej magicznie wersji używki. Pułapką takiego sposobu rozwiązywania problemów było jednak to, że chłopak nie potrafił już nie używać, przynajmniej od czasu do czasu, gwiezdnego pyłu.

Druga dawka używki spełniła oczekiwania chłopaka i po chwili jego umysł wypełniały tylko dobre wspomnienia. Z uśmiechem na ustach wpatrywał się w sufit. W pewnym momencie stwierdził, że jest za ciemno. Przyciągnął więc za pomocą magii kilka drewienek ze stosika w koncie i wrzucił je do kominka. Następnie, również z użyciem magii zapalił ogień. Tańczące wesoło płomyki rozradowały chłopaka. Z jego ust wydobył się cichy śmiech. Ułożył się wygodnie w fotelu i po kilku minutach zasnął.

Jednak sny nie były już tak kolorowe, jak wspomnienia i wizje po narkotyku. Rankiem chłopak obudził się zlany zimnym potem i dodatkowo obolały przez spanie w fotelu.

Wstał, przeciągnął się kilka razy i umył twarz w misce z wodą. Zaczął krążyć po komnacie. Nie miał nic do roboty. Porozmawiać też nie było z kim. Uroczyste świętowanie, czyli rodzinna kolacja, rozpocznie się dopiero za parę godzin.

„Taa… Święta…”. Ludzie raczej lubili ten czas. Spotkania, wspominki, żarty… No i góry jedzenia. Manatazo nie kwestionował że było co świętować. W końcu czcili kogoś dużo potężniejszego nawet od magów. Ale nie przepadał za tym czasem bo nie miał z kim go spędzać. Przyjaciele, ta garstka którą miał, rozjeżdżała się do swoich rodzin. Tymczasem, jego bliscy nie specjalnie za nim przepadali. Żeby nie powiedzieć, że go nienawidzili…

Rozmyślania chłopaka przerwało pukanie do drzwi.

– Proszę – zawołał.

– Manatazo – do komnaty wszedł mężczyzna o siwych włosach, z dziwnymi szkiełkami umieszczonymi na nosie, tak by znajdowały się przed jego oczami. Skłonił się przed chłopakiem, a kiedy się wyprostował, uśmiechnął się promiennie.

Mag od raz rozpoznał przyjaciela. Był to Pan Szybka jak nazywali go w dzieciństwie on i jego kuzyn Prashty. Przezwisko wzięło się od szkiełek które mężczyzna nosił na nosie, a które jak twierdził pozwalały mu lepiej widzieć świat. Pan Szybka był uczonym, którego zatrudniono na zamku jako nauczyciela. Manatazo zawsze go uwielbiał. Kiedy zaś cała rodzina odwróciła się od niego, stary nauczyciel pozostał jego jedynym przyjacielem w rodzinnej rezydencji.

– Pan Szybka – przywitał go teraz z uśmiechem – jak się cieszę że cię widzę.

– Ja również. Mistrzu – uczony dodał tytuł i ponownie skłonił się przed chłopakiem.

– Ojj proszę. Tyle razy mówiłem ci żebyś nie używał tytułu.

– Ja również cię o coś prosiłem – Pan Szybka podszedł do stolika i wziął do rąk zawiniątko.

– Aaa. Może chcesz spróbować?

– Manatazo – uczony odezwał się groźnym tonem – ostrzegałem cię. Nie pakuj się w to. Nie wpadnij w tę pułapkę tak jak ja…

– Za późno.

Pan Szybka chciał coś dodać ale zdumiona zapomniał co, więc wpatrywał się tylko w chłopaka z otwartymi ustami. Spełniły się jego najgorsze obawy.

– Manatazo…

– Wiem – mag zaczął krążyć po pokoju – wiem… ostrzegałeś mnie. Ale…

– Siadaj – rzucił sucho uczony – Opowiedz mi co się dzieje.

Rozmawiali przez kilka godzin. Stary nauczyciel wyciągał z chłopaka informacje. Mimo zachęt i próśb ten nie chętnie mówił o swoim życiu. W końcu Pan Szybka dał za wygraną.

– Jeśli chodzi o twojego ojca… – zaczął, próbując pocieszyć chłopaka.

– Nie chcę o nim gadać – uciął krótko – co ciekawego działo się na zamku?

Uczony westchnął i zaczął opowiadać.

– Powinieneś tu wrócić – zakończył swoją opowieść.

Mag już chciał zaprotestować ale przerwało mu pukanie do drzwi. Służący. Czas na uroczystą kolację.

– Chodźmy – rzucił więc tylko Manatazo.

– Ja nie idę – nauczyciel pokręcił głową – nie jestem zaproszony.

– Ale jak… – chłopak wpatrywał się w niego przez kilka sekund – Nie może…

– Twój ojciec jest władcą zamku. Może wszystko.

– To przeze mnie. Chce się zemścić na mnie i…

– Nie kłóć się z nim. Nie z mojego powodu.

– Już dawno się z nim pokłóciłem – mag odwrócił się i wyszedł.

Kiedy rozmawiali zapadł mrok. Korytarze znowu pogrążyły się w ciemnościach. Cisza która panowała wokół sprawiała, że chłopak nie czuł się w tym miejscu jak w domu. „Wszystko się zmieniło”.

W obszernej jadalni zapalono pochodnie i świece ale mimo to, panował w niej półmrok. „A może tak mi się tylko wydaje przez tę atmosferę?” Przy stole siedzieli już jego ojciec, wuj, Prashty i Kara. Dziewczyna rękami delikatnie obejmowała brzuch.

Manatazo usiadł na honorowym miejscu po prawej stronie ojca. Miejscu dziedzica.

– Jedzmy – rzucił sucho ojciec.

Kolacja upłynęła im raczej w milczeniu. Jedynie od czasu do czasu, ktoś odważył się pochwalić jakąś potrawę lub spróbował zacząć rozmowę – bez skutku.

Mag wspominał świąteczne kolacje, które spędzał przy tym stole. Tłumy gości, prezenty, rozmowy, śmiech, kolędy… Było tak jak być powinno, a teraz…

– Manatazo – ku zdziwieniu chłopaka ojciec zwrócił się do niego – jak widzisz, twój kuzyn i jego wybranka spodziewają się potomka. Kiedy ty obdarzysz nasz ród kolejnym dziedzicem?

Chłopak prawie się udławił.

– Nie mam żony – przypomniał.

– No właśnie… Nie masz żony. Czas i temu zaradzić – ton nie wskazywał na nic dobrego – ponieważ, nawet żony nie umiesz sobie znaleźć, zadbałem i o to. Hrabia Mont Dacan ma córkę. Wszystko już ustaliliśmy…

– Nie możesz decydować za mnie! – mag spodziewał się komentarzy dotyczących jego życia ale nie że ojciec postanowi znaleźć mu żonę – to moje życie i…

– I nie pozwolę byś dalej okrywał nasz ród hańbą! Zacznij się wreszcie zachowywać jak dziedzic! Może to naprawi to co wtedy zrobiłeś…

– Co …?

– Nie możesz być taki jak Prashty? Zajmować się majątkiem? Mieć rodzinę?

– Nie jestem nim!

– Ale ty musiałeś zostać jakimś wielkim magiem! Sława! Magiczne sztuczki!…

– Sam wysłałeś mnie do szkół!

– Bo nie myślałem że wróci z nich zabójca!

Manatazo patrzył na ojca nie wiedząc co powiedzieć. Zabójca. Tak myślał o nim własny ojciec.

– Załóż rodzinę to ludzie może zapomną – kontynuował nie patrząc na chłopaka – jej przecież nie zabijesz…

– Dość! – Manatazo nie wytrzymał. Wstał gwałtownie wywracając krzesło i puchar z winem. Poczuł jak w gniewie szczypta jego mocy ucieka. Połowa pochodni w sali zgasła.

– Manatazo! – przerażony Prashty patrzył z niepokojem na Karę.

„Boi się mnie” pomyślał ze smutkiem mag. „Boi się że coś zrobię Karze i ich dziecku”. Rozejrzał się po jadalni. Wszyscy patrzyli na niego z przerażeniem. Nawet w oczach ojca oprócz gniewu widział strach.

Bez słowa wyszedł z sali. Gdy tylko zamknął się za nim drzwi, zaczął biec. Był potworem. Chciał tylko znaleźć się jak najdalej od nich. Wpadł do swojej komnaty, z hukiem zatrzasnął drzwi, po czym osunął się na podłogę tam gdzie stał. Oddychał ciężko.

„Zabójca”.

To jedno słowo odbijało się w jego głowie niczym echo.

„Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym być taki jak Prashty. Jak chciałbym być normalny. Nie wiesz ile poświęciłem żeby być tym, kim jestem. Ile się męczyłem, żeby zostać magiem… Żebyś był ze mnie dumny…”.

Komnatę spowijał mrok. Chłopak nie zapalał pochodni ani kominka. Po omacku dotarł do stołu i znalazł zawiniątko. Wciągnął kolejną porcję gwiezdnego pyłu.

Nie pomogło.

Manatazo wciągnął następną porcję. Usiadł na ziemi, opierając się o fotel. „Gdybyś tylko wiedział” myślał. „To co się wtedy stało… chcesz żebym miał żonę… Ale ja nie potrafię się z nikim przyjaźnić. Moimi jedynymi przyjaciółmi są ci, którzy muszą spędzać ze mną czas ze względu na pracę”. Mag zaśmiał się cicho. „Nie mają ze mną łatwo… A dziewczyny… Jedyna na której mi zależało… zniknęła, odeszła… I może i dobrze. Przynajmniej jej nie skrzywdzę…”.

Chłopak przypomniał sobie wydarzenia sprzed kilku lat. W jego oczach stanęły łzy. Nie chciał tego… Nie chciał ich zabijać…

Ktoś zapukał do drzwi. Przyćmiony przez narkotyk umysł nie zarejestrował jak ktoś wszedł do pokoju. Nagle koło niego pojawił się Pan Szybka.

– Manatazo…

– Przyjacielu… Chodź poczęstuj się…

Tym razem nauczyciel uległ namowom chłopaka. Kilka porcji gwiezdnego pyłu później rozmawiali ze sobą o wszystkim. Pan Szybka nie miał już oporów, by poskarżyć się na ojca chłopaka, a ten nie wahał się już mówić o strachu, który go męczył, poczuciu że zawiódł i braku sensu życia.

– To nie była twoja wina – mówił stary uczony – tylko się broniłeś… Chciałeś ratować matkę.

– Ale to nie zmienia faktu że ich zabiłem, przyjacielu. A oni zabili matkę – chłopak ciężko przełknął ślinę – w dodatku ojciec myśli, że to moja magia ją zabiła – w jego oczach pojawiły się łzy.

– Nie. Nie. Nie. Nie mogłeś zrobić nic lepszego – nauczyciel mówił dalej masując skronie, które zaczęły boleśnie pulsować – Manatazo… nie… miałeś… wyjścia…

Uczony nagle osunął się na podłogę. Przyćmiony przez gwiezdny pył mag, dopiero po chwili zorientował się, że coś jest nie tak. Chwiejnym krokiem podszedł do torby i nerwowo zaczął czegoś szukać.

– Musi gdzieś tu być… No… Musi… Niech to… Jest – w końcu znalazł małą, szklaną buteleczkę.

Upił łyk jej zawartości skrzywiając się. Nie był to najlepszy w smaku napój ale dzięki niemu, już po chwili odzyskał jasność umysłu. Rozejrzał się po pokoju. Rzucił się do stolika i złapał prawie puste już zawiniątko z gwiezdnym pyłem.

– Niech to szlag – zaklął przerażony.

Omiótł wzrokiem komnatę w poszukiwaniu nauczyciela. Ponownie złapał buteleczkę i podbiegł do niego. Złapał go za rękę. Żył jeszcze. Wlał mu do ust kilka kropli eliksiru.

– Ocknij się… Przyjacielu…

Po dłuższej chwili uczony zaczął kaszleć, otworzył oczy. Powoli podniósł się i oparł o ścianę.

– Magiczna odtrutka – powiedział chłopak kiedy Pan Szybka popatrzył na niego pytająco – Tak się bałem o ciebie przyjacielu…

– Manatazo – uczony odezwał się drżącym głosem – z odtrutką czy bez… Rzuć to świństwo, do jasnej cholery.

Koniec

Komentarze

– Witaj ojcze – przybysz skinął głową w jego stronę – wuju, Prashty, Kara – następnie skinął głową pozostałym osobą.

Osobom. Autorko masz dysgrafię jak nic, dlatego betuj opowiadania.

No i poprawiaj wytknięte błędy, wtedy kolejni czytelnicy ocenią Cię lepiej;)

 

Masz w wielu miejscach błędny zapis dialogu, przeczytaj poradnik i popraw sobie. https://www.fantastyka.pl/loza/14

 

Zauważył wyraźnie zarysowany brzuch pod jej suknią.

– A jednak zmieniło się wszystko – wyszeptał, westchnął i wstał. Podszedł do okna. Jednak jedynym, co zobaczył były mrok i śnieg.

Za blisko te dwa jednaki, można by drugie zmienić na ale i dać po przecinku.

 

Lata temu, kiedy jeszcze był mile widziany na tym zamku, on i jego kuzyn, Prashty, byli najlepszymi przyjaciółmi.

W zamku.

 

Ile to oni numerów wykręcili ojcu i wujkowi…

 

tylko te dobre wspomnienia

 

Ułożył się wygodnie w fotelu i po kilku minutach po prostu zasnął.

 

Jednak sny nie były już tak kolorowe, jak wspomnienia i wizję po narkotyku.

wizje

 

 

– Manatazo – uczony odezwał się groźnym tonem – ostrzegałem cię. Nie pakuj się w to. Nie wpadnij w tą pułapkę tak jak ja…

 

Po imieniu dałabym wykrzyknik, skoro ma być groźnie. I pułapkę.

 

 

Nie chcę o nim gadać

 

Służący. Czas na uroczystą kolację.

 

Co to jest?

 

– Nie kłuć się z nim.

ortograf kłóć

 

W obszernej jadalni zapalono pochodnie i świecę ale mimo to, panował w niej półmrok.

Jedną świecę, czy może świece?

 

„A może tak mi się tylko wydaje przez atmosferę?”

 

– Nie możesz decydować za mnie! – mag spodziewał się komentarzy o jego życiu ale nie że ojciec postanowi znaleźć mu żonę – to moje życie i…

Komentarzy dotyczących jego życia będzie brzmiało lepiej.

 

Nie wierz ile poświęciłem żeby być tym, kim jestem. Ile się męczyłem, żeby zostać magiem

Raczej wiesz.

 

Tym razem nauczyciel uległ namową chłopaka.

Namowom.

 

 

To opowiadanie jest napisane znacznie lepiej. Czytałam z zaciekawieniem, ale po zakończeniu zostałam z pustką, bo nie wiem po jaką cholerę bohater przyjechał? Bo pokrótce można powiedzieć, że do domu przyjechał dziedzic narkoman, który został magiem (nie wiadomo czemu skoro był królewiczem), rodzina ma do niego pretensje za śmierć matki i bliżej nieokreślonych osób.

No i na koniec okazuje się, że nauczyciel też jest narkomanem, którego bohater ratuje za pomocą odtrutki. I chce się zapytać, no i?

 

 

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć! 

 

Przeczytałem opowiadanie i odnoszę wrażenie, że za dużo fabuły pozostało w Twojej głowie. Całość niestety sprawia wrażenie niedokończonego. Sygnalizujesz różne wątki i niczego nie doprowadzasz do końca. Przykładowo: czy zażywanie narkotyków przez Manatazo jest powodem śmierci tych wszystkich osób? A może nałóg tylko “stoi z boku”, ale wtedy dlaczego go tak podkreślasz? I w ogóle poza matką to ile osób zginęło?

 

Część błędów językowych wyłapała już Ambush, ja niestety z braku czasu nie podejmę się wyzwania wskazywania kolejnych, a niestety jest tego sporo. Powtórzenia, błędne zapisy dialogów, literówki, interpunkcja… To wszystko powoduje, że jako czytelnik nie mogę skupić się na tekście.

 

W ogólnym rozrachunku uważam, że opowiadaniu przed publikacją przydałaby się solidna beta ;) 

 

Niemniej dziękuję, że podzieliłaś się z nami swoim tekstem i życzę powodzenia w konkursie!

„Pokój bez książek jest jak ciało bez duszy”

Z kwestii technicznych masz tu sporo do naprawienia, wybacz, że nie robię łapanki, ale widzę, że są to podobne rzeczy, które Tarnina wskazała pod Twoim drugim tekstem, tj. pisownia nie z przysłówkami, pomijanie polskich znaków, podstępne ortografy, interpunkcja, zapis dialogów.

Pomysł na fabułę był nawet niczego sobie. Niezbyt oryginalny, ale można było z tego wycisnąć ciekawą historię. Zbyt wiele tu jednak niedopowiedzeń, niektóre wątki ledwie zaznaczasz. Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej o okolicznościach, w jakich zginęła matka Manatazo. Dlaczego chłopak został magiem? Dlaczego ojciec wysłał go na szkolenie?

Zabrakło też jakiejś klamry spinającej tekst, choćby miała to być decyzja bohatera o tym, że opuszcza zamek na zawsze, czy że ślubuje odstawić używki…

Najlepszą sceną opowiadania było jak dla mnie pojawienie się gwiezdnego pyłu. Mogłaś jednak, moim zdaniem, podbić jej moc, gdybyś była bardziej oszczędna:

Manatazo odwrócił się i rozejrzał. Wziął do rąk swoją podróżną torbę i wyciągnął z niej niewielkie zawiniątko. Podszedł do stolika i foteli ustawionych przed zimnym i ciemnym kominkiem. Niewielką ilość zawartości paczuszki wysypał na stolik, po czym pochylił się i wciągnął biały proszek.

 

– Dobrze że wziąłem ze sobą gwiezdny pył – rzucił sam do siebie rozsiadając się w jednym fotelu, a nogi kładąc na drugim – zapowiadają się koszmarne święta.

A może wystarczyłoby:

Chłopak rozsiadł się w jednym z foteli i założył nogę na nogę. Zapowiadały się koszmarne święta.

Nieco dalej i tak piszesz, czym jest gwiezdny pył – te kilka linijek względnej niepewności (względnej, bo przecież to niemal pewne, że chodzi o narkotyk) – wyszłoby tekstowi na dobre.

 

Proszę Cię, byś nie zrażała się krytyką, mocno trzymam kciuki za Twoją dalszą przygodę z pisaniem. Powodzenia!

Cześć Black Rose,

O wadach formalnych pisali już moi przedmówcy. Tak podsumowując: nie jestem gestapowcem interpunkcji, niemniej… przecinki przed “że” i “który” to jest dość elementarna sprawa. Jeśli masz z tym problemy, to po prostu skorzystaj z funkcji automatycznej korekty językowej w edytorze. Współczesne programy nie są idealne pod tym względem, ale jednak 90% babołów wyłapują. Podobnie z ortografią.

Historia: jest niezła i dobrze spoełnia wymagania formalne: pył i gotyk. Może powinnaś trochę popracować nad spójnością opisu świata, mały przykład: “W następnej sekundzie budził już swojego kolegę w dyżurce”. Czy w średniowieczu mieli dyżurki? W wyimaginowanym mogli mieć nawet karabiny maszynowe i lasery, ale tutaj to słowo wybitnie nie pasuje.

Powodzenia w dalszym pisaniu!

 

W komentarzach robię literówki.

Drodzy komentujący, witajcie. Dziękuję, że przeczytaliście i zostawiliście parę (albo trochę więcej) słów. Bardzo was przepraszam ze wszystkie błędy, fakt, interpunkcja i ortografia nie są moją mocną stroną.

Ambush, stokrotne dzięki za wyłapanie błędów. Ślę ukłony. Jestem wdzięczna też za wszystkie dobre rady. Co do dysgrafii… nie wiem czy można to stwierdzić na podstawie tekstu nieodręcznego :) ale rozumiem o co chodziło.

cezary-cezary, niestety limit słów istnieje… Ale trafiłeś w punkt. Ostatnio zajmowałam się raczej dłuższymi formami, także niestety chyba moja wyobraźnia stworzyła więcej niżbym chciała.

adam_c4, NaN, dzięki za dobre rady i wskazówki.

Dziękuję raz jeszcze. Pozdrawiam

"Naucz ich żeby się nie bali. Strach przydaje się w niewielkich dawkach, ale kiedy towarzyszy ci stale, przytłacza, zaczyna podważać to kim jesteś i nie pozwala stwierdzić co jest służne a co nie."

Następny tekst wrzuć na betę. Łapanka odbywa się wtedy w kameralnej atmosferze, a tekst wychodzi do publikacji dopieszczony.

Lożanka bezprenumeratowa

skinął głową pozostałym osobą.

osobom

– Nie kłuć się z nim. Nie z mojego powodu.

– Już dawno się z nim pokłóciłem – mag odwrócił się i wyszedł.

Ojjj…

Widzę, że jest tego więcej i że Ambush już powypisywała, więc chyba nie ma sensu się powtarzać. Tyle, że źle się czyta tak napisany tekst :/

 

Przynoszę radość :)

Hmm, mam ważenie, że trochę za dużo z tej opowieści zostało w Twojej głowie. Nie wiem, po cholerę bohater przyjechał do domu i o co chodzi z tym zabójstwem, które zarzuca mu rodzina. Wkurzył się i wykorzystał swoją moc, czy może jego moc pojawiła się nagle, co doprowadziło do tragedii? To dość ważne, bo bez tego nie potrafię ocenić bohatera.

Zakończenie właściwie niczego nie kończy. Dobra, okazało się, że nauczyciel też jest uzależniony, przedawkował, a bohaterowi udało się go uratować. Ale co właściwie z tego wynika? Takie zakończenie powoduje wrażenie, że tekst jest fragmentem, a nie pełnoprawnym opkiem.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cześć Black Rose,

 

Przeczytałem tekst, kilka komentarzy pod nim i właściwie mogę powiedzieć, że moje zdanie jest podobne do pozostałych czytelników. Nie będę powielał zarzutów dotyczących licznych błędów językowych, czy nagle zerwanego zakończenia.

Odnoszę wrażenie, że nie do końca ustaliłaś sama ze sobą, na co chcesz postawić główny, fabularny nacisk i przez to nie wiadomo, czy miał to być tekst o zgubnym wpływie narkotyków, czy opowiadanie o jakiejś skomplikowanej, rodowej tajemnicy. Jedno i drugie średnio wyszło. Limit znaków można było przedłużyć do 20 tyś, więc dało się to rozwinąć dalej, a jak chciałaś zmieścić się w 15 tyś, to można było lepiej przemyśleć kompozycję.

Szkoda, bo początek był naprawdę ciekawy. Tajemniczy jeździec na czarnym koniu, przybywający do położonego na odludziu zamku, w trakcie śnieżnej zamieci… to zapowiadało niezłą, gotycką historyjkę;)

Myślę, że jest to materiał do przemyślenia, przeanalizowania i rozbudowania, także jeszcze będzie z tego naprawdę dobre opowiadanko. Trzymam kciuki:)

 

Pozdrawiam

Слава Україні!

Hej!

Skomentuję na bieżąco. ;)

 

nie nadające

razem

 

zdążając

Dziwnie brzmi, może podążając?

 

Mimo zbliżających się świąt nie widać było ani jednej ozdoby i gdyby nie światła widoczne w kilku oknach, można by pomyśleć że miejsce to jest opuszczone.

Hm, ale dlaczego brak ozdób oznacza, że miejsce jest opuszczone, skoro mamy światła w kilku oknach? Czy ozdoby są wyznacznikiem istnienia ludzi?

 

nie pocieszony

razem

 

wartę w takich warunkach wychylił się zza muru

wartę w takich warunkach, wychylił się zza muru

 

Imię to, jednak wystarczyło by strażnik pobladł.

Imię to jednak wystarczyło, by strażnik pobladł.

 

Ponownie, imię wystarczyło.

Usunęłabym, nic nie wnosi, bez tego jest bardziej dynamicznie.

 

żołnierzy by zbudzić pozostałych

żołnierzy, by zbudzić pozostałych

 

był na murach zbiegł

był na murach, zbiegł

 

Proszę jaśnie panie

Proszę, jaśnie panie

 

ramie przewieszoną niewielką torbę, a na ramionach

ramię, ale potem masz też powtórzenie.

 

w bez ruchu

bezruchu

 

Rozmawiali o czymś żywiołowo ale kiedy pojawił się w drzwiach ucichli i spoważnieli.

Rozmawiali o czymś żywiołowo, ale kiedy pojawił się w drzwiach, ucichli i spoważnieli.

 

Sporo tych błędów i wybijają z rytmu przy czytaniu. Ale fabularnie jest nieźle: zrobiłaś dobrą, niepokojącą aurę na przybycie Manataza, wiemy, że jest magiem, ale nie wiemy, po co tu przyjechał, więc można się wciągnąć. ;)

 

skinął głową w jego stronę – wuju, Prashty, Kara – następnie skinął głową pozostałym osobom.

Wszyscy odwzajemnili skinięcia ale

Wszyscy odwzajemnili skinięcia, ale

 

jedynie skinął głową.

I tu też, to kiwanie głową powtarza się i powtarza.

 

ale, jedynym, co

ale jedynym, co

 

„Ale, że Kara

„Ale że Kara

 

Podoba mi się, jak budowałaś atmosferę w zamku, służba naskakiwała Manatazowi, a rodzina właściwie go zignorowała. Fajnie to nakreśliłaś. Ale później, w pokoju, wciąganie gwiezdnego pyłu – tu akcja spowalnia, sporo tłumaczysz, streszczasz, można domyślić się, że gwiezdny pył wciągany nosem to narkotyk/coś podobnego (przy opisie „wysypał na stolik, po czym pochylił się i wciągnął biały proszek” to jest aż nadto wyraźne).

 

ze stosika w koncie

kącie

 

tym czasem bo

tym czasem, bo

 

nie specjalnie

niespecjalnie

 

Wprowadzenie Pana Szybki… Hm, dwa razy powtórzone to z szybką.

 

jak się cieszę że cię widzę.

jak się cieszę, że cię widzę.

 

ci żebyś nie używał

ci, żebyś nie używał

 

dodać ale zdumiona zapomniał co

dodać, ale zdumiony

 

Bez sensu wcześniej tłumaczyć, że Manatazo się uzależnił i ogólnie pisać o tym uzależnieniu. Zwłaszcza że mamy scenę, w której Pan Szybka z nim rozmawia o nałogu.

 

W tej scenie mieszasz w narracji. Jeśli piszesz od początku z punktu widzenia Manataza, nie wciągaj w to innych bohaterów, chyba że po gwiazdce.

 

– Wiem – mag zaczął krążyć po pokoju – wiem

– Wiem – mag zaczął krążyć po pokoju. – Wiem

 

rzucił sucho uczony – Opowiedz

rzucił sucho uczony. – Opowiedz

 

Rozmawiali przez kilka godzin. Stary nauczyciel wyciągał z chłopaka informacje. Mimo zachęt i próśb ten nie chętnie mówił o swoim życiu. W końcu Pan Szybka dał za wygraną.

Oj, streszczenie… A mogłoby być ciekawie…

 

uciął krótko – co ciekawego

uciął krótko. – Co ciekawego

 

głową – nie

głową. – Nie

 

sekund – Nie może…

sekund. – Nie może…

Kiedy rozmawiali zapadł mrok

Kiedy rozmawiali, zapadł mrok

 

świece ale mimo to

świece, ale mimo to

 

– mag spodziewał się komentarzy dotyczących jego życia ale nie że ojciec postanowi znaleźć mu żonę –

Ja bym to wycięła. Z reakcji maga wiemy, że się tego nie spodziewał.

 

to co wtedy zrobiłeś…

to, co wtedy zrobiłeś…

 

– Bo nie myślałem że wróci z nich zabójca!

– Bo nie myślałem, że wróci z nich zabójca!

 

Podoba mi się ta cisza i napięcie na uczucie. Ale właściwie ze świętami nie ma to nic wspólnego, ten wątek jest tu dodany trochę tak poza opowiadaniem. Dobra rozmowa z ojcem i powyższy cytat. Fajnie, że Manatazo zrobił w przeszłości coś złego, ale domyślam się, że to pewnie nie jego wina.

 

Boi się że coś zrobię Karze i ich dziecku”

Boi się, że coś zrobię Karze i ich dziecku”

 

Prawie zawsze przed „że”, „ale” stawiamy przecinek, więc jeśli nie jesteś pewna – stawiaj, więcej razy trafisz. ;p

 

Gdy tylko zamknął się za nim drzwi

zamknęły

 

To co się wtedy stało… chcesz żebym miał żonę… Ale ja nie potrafię się z nikim przyjaźnić.

To, co się wtedy stało… chcesz, żebym miał żonę… Ale ja nie potrafię się z nikim przyjaźnić.

 

Chodź poczęstuj się

Chodź, poczęstuj się

 

Hm, wcześniej nauczyciel tak stanowczo nie chciał, odradzał młodemu, a teraz nagle zmienia zdanie? To bez sensu.

 

poczuciu że

poczuciu, że

 

boleśnie pulsować

boleśnie pulsować.

 

Nie był to najlepszy w smaku napój ale dzięki niemu, już po chwili odzyskał jasność umysłu.

Nie był to najlepszy w smaku napój, ale dzięki niemu, już po chwili odzyskał jasność umysłu.

Nie ma sensu pisać, że napój był kiepski w smaku.

 

chłopak kiedy Pan Szybka

chłopak, kiedy Pan Szybka

 

na niego pytająco – Tak się bałem o ciebie przyjacielu…

na niego pytająco. – Tak się bałem o ciebie, przyjacielu…

 

Na koniec informacja o odtrutce – no nie, przy tym to w ogóle minimalizuje ryzyko. To znaczy – jasne, jakieś jest, ale skoro można łyknąć odtrutkę i wszystko wraca do normalności, to trochę takie narkotyki idealne, a przez to mało wiarygodne. ;p

No nic, ilość błędów mnie przytłaczała, nie wymieniłam wszystkich, tylko te podstawowe.

Samo opowiadanie – na plus zamek, przybycie Manataza, wciąganie gwiezdnego pyłu i gęsta atmosfera przy rodzinnym stole. Na minus odtrutka na pył, brak ciekawego pochodzenia narkotyku (bo równie dobrze słowo „gwiezdny pył” można zastąpić „narkotyk” i nikt się nie zorientuje ;p).

Pozdrawiam,

Ananke

 

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to nie jest samodzielne opowiadanie, a zaledwie fragment czegoś większego. Jest tu wspomnienie o jakichś historiach z przeszłości, są urazy i pretensje, ale trudno się zorientować, co miałaś nadzieję opowiedzieć.

Lekturę utrudnia fatalne wykonanie – jest tu mnóstwo błędów i usterek, są źle zapisane dialogi, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Black Rose, masz przed sobą mnóstwo pracy, ale mam nadzieję, że jej podołasz.

 

wa­run­ki nie na­da­ją­ce się do… → …wa­run­ki niena­da­ją­ce się do

 

nie widać było ani jed­nej ozdo­by i gdyby nie świa­tła wi­docz­ne w… → Nie brzmi to najlepiej.

 

Straż­nik nie po­cie­szo­ny tym… → …Straż­nik, niepo­cie­szo­ny tym

 

– Ma­na­ta­zo – przy­bysz przed­sta­wił się imie­niem… → – Ma­na­ta­zo.Przy­bysz przed­sta­wił się imie­niem…

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

bu­dził już swo­je­go ko­le­gę w dy­żur­ce. → Zbędny zaimek – czy budziłby cudzego kolegę? Zbędne dookreślenie – wiadomo, gdzie przebywają strażnicy.

Wystarczy: …bu­dził już ko­le­gę.

 

 …za­stygł w bez ruchu, za­my­ślo­ny. → …za­stygł w bezruchu, za­my­ślo­ny.

 

przy­bysz ski­nął głową w jego stro­nę – wuju, Pra­sh­ty, Kara – na­stęp­nie ski­nął głową po­zo­sta­łym oso­bom.

Wszy­scy od­wza­jem­ni­li ski­nię­cia… → Powtórzenia.

 

Po kilku za­krę­tach, wziął jedną z ta­kich po­chod­ni… → Wystarczy: Po kilku za­krę­tach, wziął jedną z po­chod­ni

 

Wziął do rąk swoją po­dróż­ną torbę i wy­cią­gnął z niej… → Zbędny zaimek, zbędne dookreślenie – czy mógł wziąć torbę nie biorąc jej do rąk?

 

Ile to nu­me­rów wy­krę­ci­li ojcu i wuj­ko­wi… → Obawiam się, że ten zwrot zupełnie nie pasuje do czasów, kiedy do oświetlenia wnętrz służyły pochodnie.

 

Się­gnął po za­wi­niąt­ko, które zo­sta­wił na stolę… → Literówka.

 

wer­sji używ­ki. Pu­łap­ką ta­kie­go spo­so­bu roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów było jed­nak to, że chło­pak nie po­tra­fił już nie uży­wać, przy­naj­mniej od czasu do czasu, gwiezd­ne­go pyłu.

Druga dawka używ­ki speł­ni­ła… → Powtórzenia.

 

Przy­cią­gnął więc za po­mo­cą magii kilka dre­wie­nek ze sto­si­ka w kon­cie i wrzu­cił je do ko­min­ka. → Gdzie leżały drewienka???

Poznaj znaczenie słów kontokąt.

 

jego bli­scy nie spe­cjal­nie za nim prze­pa­da­li.jego bli­scy niespe­cjal­nie za nim prze­pa­da­li.

 

Pan Szyb­ka chciał coś dodać ale zdu­mio­na za­po­mniał… → Pan Szybka był także kobietą?

Pewnie miało być: Pan Szyb­ka chciał coś dodać, ale zdu­mio­ny za­po­mniał

 

Mimo za­chęt i próśb ten nie chęt­nie mówił o swoim życiu.Mimo za­chęt i próśb, ten niechęt­nie mówił o swoim życiu.

 

– Co …? → Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

Gdy tylko za­mknął się za nim drzwi, za­czął biec. → Pewnie miało być: Gdy tylko za­mknęły się za nim drzwi, za­czął biec.

 

Usiadł na ziemi, opie­ra­jąc się o fotel.Usiadł na podłodze, opie­ra­jąc się o fotel.

 

nie za­re­je­stro­wał jak ktoś wszedł do po­ko­ju. → …nie za­re­je­stro­wał, że ktoś wszedł do po­ko­ju.

 

chło­pak cięż­ko prze­łknął ślinę… → …chło­pak z trudem prze­łknął ślinę

 

Upił łyk jej za­war­to­ści skrzy­wia­jąc się.Upił łyk jej za­war­to­ści, krzy­wiąc się.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Black Rose!

Dziękuję za udział w krokusie!

Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)

Z pewnością wciągali gwiezdny pył, bo tak też nazwałaś narkotyk. Co do gotyku – nie jestem do końca przekonany, podobnie jak do Świąt. Świąteczna kolacja jest, ale równie dobrze mogłaby to być kolacja z okazji przesilenia letniego, albo dnia wagarowicza. Co do gotyku – jest zamek i na tym kończą się moje skojarzenia.

Uważam, że fabularnie trochę Ci się to porozklejało. Jest wątek relacji Bohater – Pan Szybka, jest wątek wciągania narkotyku, jest wątek rodowy i jeszcze gdzieś tam upchany wątek śmierci matki Manatazo. Chyba za dużo chciałaś upchnąć w 15k znaków. Przez to ucierpiało również światotwórstwo i bohaterowie.

Wykonane jest przyzwoicie, choć bez szału. Błędy nie przeszkadzają w lekturze, ale językowo tekst stoi na niezbyt wysokim poziomie.

Pozdrówka!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Hej!

Powiem szczerze, że tekst niespecjalnie mi się podobał. Zaczynasz moim zdaniem bardzo fajnie, a na pewno intrygująco – tajemniczy przybysz, rozpoznawany po samym imieniu, który stawia na nogi większość zamku stanowi znakomity haczyk. Niechęć rodziny tylko dodaje mu pieprzu i wzmaga ciekawość. Dlatego szkoda, że ostatecznie nie jest ona wyjaśniana.

To, czego mi tutaj brakuje, to spójna fabuła. Poruszasz dużo wątków – nauki w szkole magików, rodzinnego konfliktu, strachu rodziny, zabójstwa, śmierci matki, braku przyjaciół, narkotyków – tylko po to, żeby rozwiązać ostatecznie mniej więcej półtora wątku. Finał widzimy w sprawie narkotyków, a częściowe wyjaśnienie – w rodzinnym konflikcie. A jednak proporcje treści zdają się inne, jako czytelnik oczekiwałam raczej, że sprawa rodzinnej kłótni znajdzie jakiś swój koniec (pozytywny czy negatywny, nieważne), a kwestia narkotyków wydawała mi się poboczną, może jakimś zapalnikiem dla rozwiązania innych wątków. Przez to tekst zrobił wrażenie poszarpanego i pozostawił mnie bez poczucia satysfakcji z historii na koniec.

Jest tu też garść błędów językowych oraz interpunkcyjnych oraz kilka literówek, więc polecałabym przetestowanie opcji portalowej bety – widzę, że jesteś z nami od niedawna, więc może jeszcze na nią nie natrafiłaś. Gdybyś miała problem ze znalezieniem chętnego do pomocy, uderz do mnie, bo ten tekst ma naprawdę fajny potencjał i wierzę, że z kolejnych będziesz w stanie wyciągnąć znacznie więcej przy stosunkowo niewielkiej pomocy.

Ale wracając – najmocniejszą cechą tego opowiadania są bohaterowie, bo choć dość sztampowi, to przy tym charakterystyczni. Da się ich lubić, da się zrozumieć, a w przyszłych tekstach, jak będziesz rozwijać warsztat, może zyskają nieco oryginalności.

Jeśli chodzi o wymogi konkursowe – wykorzystaniu hasła-prezentu nie mam nic do zarzucenia, ale zabrakło mi tutaj nieco gotyku, bo samo osadzenie akcji w zamku nie oddaje sprawiedliwości temu gatunkowi, podgatunkowi czy jak to nazwać. I to chyba wszystko na ten moment. Dzięki za lekturę i za udział w konkursie!

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Nowa Fantastyka