- Opowiadanie: dawidiq150 - Ważne!!!

Ważne!!!

Witam wszystkich.

 

Takie sobie opowiadanie, nic nie napiszę, żeby nie zrobić spoilera :) Krótkie więc można szybko przeczytać, do czego bardzo zapraszam.

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Ważne!!!

 Witaj czytelniku! Oto w skrócie, w pośpiechu napisana historia mojego życia, którą koniecznie musisz poznać. Bardzo Cię do tego namawiam, gdyż opisane tu rzeczy nie są błahe! Po kilku zdaniach wstępu, gdy będziesz brnął dalej, z pewnością pomyślisz, że wygląda to na wytwór wyobraźni jakiegoś znakomitego pisarza fantasy. Opisane zdarzenia jednak naprawdę miały miejsce.

Urodziłem się w roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym piątym w Poznaniu, w szczęśliwej i zamożnej, lecz nie katolickiej rodzinie. Nigdy niczego mi nie brakowało, miałem dobrych kochających rodziców, a także dwóch braci i siostrę. Szkołę podstawową i liceum ukończyłem z świetnymi wynikami. Następnie dostałem się na studia.

I wtedy, pewnego zwykłego dnia, jakby nigdy nic, przydarzyła mi się rzecz niezwykła.

Pamiętam była sobota. Późnym wieczorem, po obejrzeniu filmu w telewizji, zwyczajnie położyłem się w łóżku i zasnąłem.

Nagle coś mnie obudziło. Otworzyłem oczy i mając pewność, że nie śnię, nie mogłem pojąć co się dzieje. W pokoju było bardzo zimno z niewiadomego dla mnie powodu. Meble i wszystko w około lekko falowało jakby chorągiew na słabym wietrze i było trochę pochylone.

Popatrzyłem na zegarek. Wskazówki nie poruszały się, zatrzymane na 2:27. Odkryłem kołdrę z zamiarem wstania, i ku mojemu wielkiemu zdziwieniu ujrzałem muchę, która wpadła wczoraj do pokoju. Była zawieszona w powietrzu niczym ważka. Tylko, że nie poruszała skrzydłami, tak jakby dla niej czas się zatrzymał. Zszedłem z łóżka i spojrzałem, czy okna są otwarte, choć to i tak nie tłumaczyło by tak wielkiego chłodu, i wtedy nagle ujrzałem patrzącą na mnie przedziwną postać. Bardzo się przestraszyłem, choć na jej twarzy gościł przyjazny uśmiech. Ubrana była, jak jakaś królowa z fantastycznego filmu. Nie miałem też pewności, czy aby na pewno jest to kobieta. Jej szaty były skrojone tak, jakby zaprojektował je świetny kreator mody, z wielką wyobraźnią i rozmachem. Mieniły się ogromną ilością przeróżnych kolorów. Fryzura tej osoby była równie fantazyjna. Miała pięć dużych, czarnych koków symetrycznie spiętych na głowie i posypanych srebrnym i złotym pyłem. Oprócz tego reszta włosów luźno opadała sięgając prawie do ramion. Posiadała niezliczoną ilość biżuterii. Na rękach i szyi, a także mnóstwo przypinek i broszek na ubraniu.

Poruszyła pomalowanymi na ciemnoniebiesko ustami, a ja usłyszałem jakby wołanie z daleka:

– Chodź, przyszedł twój czas!

Nie mogłem się temu oprzeć, teraz wiem, że żaden człowiek nie może się oprzeć zaproszeniu tej istoty, tak już stworzony jest świat. Chwyciłem wyciągniętą do mnie dłoń i wtedy przeniosłem się gdzie indziej. Podróż nie trwała dłużej niż dwie sekundy.

Stałem teraz na łące, na której rosła dziwna trawa; miała ona pionowo sterczące, grube, lekko twardawe łodygi w jaskrawych kolorach. Tworzyła coś w rodzaju niezwykle łagodnego ścierniska. Bardzo przyjemnie stąpało się po niej bosymi stopami.

Zacząłem się trząść, gdyż było tu jeszcze chłodniej.

– Załóż to! – usłyszałem obok siebie.

Popatrzyłem w stronę, skąd doszedł głos i ujrzałem karła. Ubrany był po ludzku, w elegancki biały garnitur. Jego włosy były ulizane, posiadał kozią bródkę i bardzo zadbane wąsy zakręcone na końcach. Trzymał gruby kożuch.

Wziąłem go od niego i założyłem. Zimno przestało mi już tak bardzo dokuczać. Rozglądnąłem się.

Nieco przede mną, zaczynała się szeroka aleja. Po jej bokach, co kilka metrów na przemian z jakimś krzewem o igłach w kolorze srebra i złota, stały kolumny, na których szczycie znajdowały się posągi przedstawiające dziwne istoty. Jedne można by uznać za ludzi, gdyby nie ich kilkoro rąk, inne przypominały mrówki, jeszcze inne wyglądały jak węże z kilkoma głowami. Aleja była mocno oświetlona przez wielkie pochodnie, umieszczone na filarach. Reszta tego dziwnego miejsca niknęła w lekkim mroku, ale co paręnaście sekund wschodziła i zachodziła gwiazda, która sprawiała, że robiło się dużo jaśniej. Wyglądało na to, że dzień i noc trwają tu bardzo krótko.

Ruszyłem przed siebie, bo na końcu tej krótkiej alei znajdował się duży stół, za którym siedziała istota, na początku przez moment myślałem ta sama, która mnie tu sprowadziła. Jednak, gdy podszedłem bliżej zrozumiałem, że się mylę.

Przede wszystkim postać była znacznie większa. Niemal trzykrotnie. Jej szaty skrojone jakby przez tego samego kreatora mody, posiadały bordowe pasy na ramionach z jakimś symbolem, który pomyślałem świadczył o wyższej pozycji w hierarchii.

Przed stołem znajdował się wolny fotel i istota uprzejmie wskazała na niego dłonią mówiąc:

– Proszę rozsiądź się wygodnie.

Zrobiłem to, następnie zacząłem uważnie przyglądać się istocie. Ta patrzyła również na mnie, zauważyłem wtedy jej oczy, dość różniące się od ludzkich. Nie posiadały tęczówki tylko same, większe niż u człowieka źrenice w kształcie nieforemnych wielokątów.

– Michale – odezwała się po chwili istota, kładąc dłonie na poręczach swojego fotela i wygodniej się rozsiadając. – W życiu każdego człowieka, który osiągnie pewien wiek, dojrzały wiek, u jednego jest to dziewiętnaście lat u innego dwadzieścia jeden, u jeszcze innego więcej, przychodzi moment na podjęcie decyzji. Decyzji niezwykle ważnej, gdyż od niej bardzo zależy jego przyszłe życie.

Przerwał, bo karzeł, ten sam co dał mi ciepłą kurtkę, przyniósł na tacy jakiś parujący zielony napój w niewielkim kubku, kilka rodzajów ciastek i apetycznie wyglądające kawałki także różnych ciast z bitą śmietaną, które uwielbiałem.

– Częstuj się! – powiedział radośnie i odszedł.

Gdy się oddalił, istota przede mną podjęła przerwaną wypowiedź.

– Możesz przeżyć je zwyczajnie, do tego bojąc się o swój los, czy coś ci się złego nie przytrafi. Dajmy na przykład jakiś wypadek samochodowy. Takie rzeczy się zdarzają i to dość często. Albo wymarzyć sobie świat, gdzie będziesz sławny, bogaty i szczęśliwy. Będziesz tym kim tylko zechcesz. Piosenkarzem, sportowcem, naukowcem, pisarzem… Mało tego, będziesz istniał do końca świata, choć nie wiadomo, kiedy on nastąpi za tysiąc, czy za dziesięć tysięcy lat. Musisz jednak oddać za to swoją duszę.

Patrzyłem na mojego rozmówcę zaskoczony i niezwykle podekscytowany. W końcu się odezwałem:

– Pytacie o to każdego człowieka?

– Tylko tych którzy osiągną odpowiedni wiek.

– I ktoś się na to zgadza?

Postać rozpromieniła się i odparła:

– Mnóstwo ludzi. To kwestia czy wierzysz w Boga. Ateiści prawie zawsze zgadzają się na nasz układ.

– Kto np. ze znanych osób się na to zgodził?

– Mógłbym długo wyliczać; Ronaldo, Michael Jackson, Agata Christie, Curie-Skłodowska…

– Czy mogę się nad tą propozycją zastanowić – spytałem.

– Niestety nie masz wiele czasu, na ludzką miarę jakieś dziesięć minut, potem wrócisz do swojego świata i wszystko zapomnisz. Taka szansa już się nie powtórzy. – przerwał i po chwili dopowiedział jeszcze – Od pewnego czasu mamy też dodatek. Jest to życzenie. Jedno życzenie, oczywiście w ramach rozsądku. Możesz je wykorzystać w dowolnym momencie.

– No dobrze, a jakie znaczenie dla mnie ma oddanie duszy? – zacząłem drążyć.

– Wszystko już ci powiedziałem – odparła grzecznie istota – podejmij decyzję i powiedz kim chcesz być, potem tylko będziesz musiał podpisać swoją krwią, ten – wskazał leżący na stole papier – dokument.

Zacząłem się mocno zastanawiać. W dzieciństwie marzyłem, by zostać aktorem. Teraz ta chęć wróciła z większą niż kiedykolwiek siłą. Pomyślałem jak dobrze byłoby stać się sławnym, mieć mnóstwo pieniędzy, wille z basenem, kochać się z najbardziej seksownymi kobietami. A teraz miałem to na wyciągnięcie ręki. Do tego nie byłem nigdy szczególnie religijny. Wątpiłem w istnienie duszy. Lecz z drugiej strony, coś mrocznego było w jej „sprzedaniu” i do tego podpisaniu jakiegoś dokumentu swoją krwią.

W końcu pomyślałem sobie: „Przecież nie ja sam jeden to zrobię. Mężczyzna z którym dobijałem targu twierdził, że mnóstwo ludzi się na to zdecydowało.”

– Zgadzam się! – powiedziałem w końcu. – I chcę zostać aktorem.

– Dobrze – powiedział mój rozmówca zadowolony, następnie dopisał coś na dokumencie i wyciągnął z pudełka, również leżącego na stole zapakowaną jednorazową strzykawkę. Potem rozpakował ją.

– Teraz daj rękę. – powiedział.

Istota pobrała mi krew. Zrobiła to za pierwszym razem, bardziej fachowo niż jakakolwiek pielęgniarka, z którą miałem styczność. Potem wpuściła ją do wiecznego pióra i podała mi owe pióro razem z dokumentem.

Przeczytałem co pisało na twardym, giętkim arkuszu. Nie znajdując niczego, czego nie powiedziałaby mi wcześniej istota podpisałem. Odłożyłem dokument na stół i wtedy nagle poczułem się dziwnie. Istota siedząca przede mną nie wyglądała już sympatycznie, wręcz przeciwnie; w jej oczach teraz widziałem drwinę, a gdy się złośliwie uśmiechnęła ujrzałem czerwone dziąsła i dwa rzędy ostrych zębów. Zdałem sobie sprawę, że te wszystkie dobre maniery, były po to by zamydlić mi oczy. Sięgnąłem po dokument, w celu zniszczenia go. Lecz potwór błyskawicznie wbił w moją dłoń pazury.

Krzyknąłem z bólu. A postać powiedziała tylko:

– To tyle, sprawa została załatwiona. Możesz wracać na ziemię.

Wstałem trzymając się za krwawiącą dłoń. Niedaleko zauważyłem karła, który podszedł do mnie i już całkiem bez grzeczności powiedział:

– Oddaj futro.

Mój powrót do siebie przebiegł podobnie jak przybycie w to dziwne miejsce. Tej nocy już nie zasnąłem. Rozmyślałem o wszystkim co mi się przytrafiło. Lekkie odczucie, jakbym zrobił coś, czego absolutnie zrobić nie powinienem, towarzyszyło mi już zawsze.

Zastanawiałem się co teraz się stanie. Minęło kilkanaście godzin. Gdy później wstałem wyspany nagle uświadomiłem sobie, że świat dla mnie się zmienił. Wszystko było tak jakbym poszedł całkiem inną ścieżką. Studiowałem teraz aktorstwo. Miałem kolegów i przyjaciół aktorów. No i posiadałem talent w tej dziedzinie.

Nie minęło dużo czasu, jak zacząłem osiągać wielkie sukcesy. Najpierw w teatrze, potem w filmach. Często miałem niezwykłe łuty szczęścia. Po kilku latach spełniło się już wszystko co obiecali mi ci, którym sprzedałem duszę. Bogactwo, sława, szczęście. W końcu zestarzałem się, lecz pamiętałem, że to nie będzie mój koniec. Miałem żyć do końca świata.

Moja śmierć była jak zaśnięcie. Gdy się obudziłem, miałem dwadzieścia lat i w głowie nowe dane. Wszystko jakby zainstalowane na nowym komputerze. Moja rodzina, przyjaciele, związane z nimi wspomnienia, były nieprawdziwe i zdawałem sobie z tego sprawę. Nic do nich nie czułem i więź z najbliższymi musiałem zbudować od zera. Od mojej pierwszej śmierci, do pierwszego odrodzenia minęło równe pięćdziesiąt lat. Potem to się tak powtarzało.

Cudownie było w ten sposób żyć. O nic nie musiałem się martwić. Po każdej śmierci i odrodzeniu wyraźnie widziałem jak technika się rozwija. To było fascynujące. W roku dwa tysiące czterysta dwunastym zaczęła się kolonizacja Marsa. Ale rozwój technologii nie jest tym o czym chcę jeszcze napisać.

Nadszedł rok trzy tysiące czternasty. Wtedy zdarzyło się coś co sprawiło, że moja sielankowa egzystencja się zmieniła. W kierunku Ziemi leciał ogromny rój meteorów. Całkowicie skolonizowany Mars również był zagrożony. Zaczęto mówić, że to będzie koniec ludzkości.

Ciągle miałem pieniądze, sławę i wszystko… ale w mojej głowie pojawił się strach. Wielki strach, który nie pozwalał mi normalnie funkcjonować. Zdawałem sobie sprawę, że przyjdzie mi zapłacić za to, co dostałem, za setki lat beztroskiego życia.

Od dawna pod ziemią znajdowały się schrony, w których teraz miała schować się garstka wybranych ludzi. Zaczęto pospiesznie je wyposażać. Tacy bogacze jak ja mieli możliwość wykupienia sobie miejsca, lecz ja tego nie zrobiłem, miałem inny plan.

Czekałem niemal do końca. Razem z milionami patrzyłem w niebo na zbliżający się rój meteorów. „Teraz nadszedł ten czas” – pomyślałem.

I przywołałem w myślach istotę, z którą tysiąc lat temu dobiłem targu. Miałem bowiem zgodnie z umową jedno życzenie, którego jeszcze nie wykorzystałem.

Momentalnie znalazłem się w innym świecie. Tak samo jak wcześniej, było tu bardzo zimno. Teraz jednak nikt nie dał mi kożucha. Przeszedłem znaną mi aleją do stołu, gdzie siedział handlarz.

– Chcę wykorzystać przysługujące mi życzenie – powiedziałem.

– Najwyższy czas – padła odpowiedź – świat się kończy.

– Chcę wrócić do mojego pierwszego życia, mam tam sprawę do załatwienia.

– W porządku mogę się na to zgodzić, ale masz nie więcej niż dwie ludzkie godziny.

– Dobrze – odparłem szczęśliwy, gdyż obawiałem się odmowy.

Chwilę później znajdowałem się w swoim pokoju, jak się po chwili okazało, w roku dwa tysiące piątym, kiedy miałem dwadzieścia lat. Niezwłocznie włączyłem komputer i zacząłem pisać tą opowieść. Jeśli to czytasz to, znaczy że udało mi się umieścić ją w internecie. Niewiele czasu mi zostało, a muszę jeszcze napisać co następuję; nigdy nie gódź się sprzedać swojej duszy. To wygodna droga, ale ślepa. Nie mam pojęcia co mnie niedługo czeka, ale z pewnością nie będzie to nic dobrego. I jeszcze jedna rzecz; dopiero teraz, gdy wróciłem do swojej rodziny uzmysłowiłem sobie, że nikogo już nie kochałem poza nimi. Zrozumiałem teraz, że gdy nie posiada się duszy nie można prawdziwie kochać.

 

Powodzenia!

Koniec

Komentarze

No tytuł bardzo zwraca uwagę, to muszę przyznać! ;D

Ogólnie podoba mi się koncept, osobiście uważam że dobrze by było drugą część tekstu trochę bardziej rozwinąć. Więcej napisać na temat przygód w przyszłości, konsekwencjach sprzedania duszy, itp. , opowiadanie kończy się jakby szybko i nagle. Bardzo podobał mi się opis nieziemskich istot i zatrzymanego czasu, duży plus, ale twist nie zdolnością do miłości jakoś mi nie podszedł.

Czysto technicznie rzucił mi się w oczy “Kreator mody”. Istnieje takie określenie?

Ogólnie bardzo fajne opowiadanie, czytał bym więcej!

Cześć VonJagelsdorf !! !!

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz!!! Cieszę się, że jest pozytywny. Obiecuję wpaść do Ciebie w ramach rewanżu :) i skomentować. Tym bardziej, że chyba jesteś tu nowy.

 

Pozdrawiam cię i widzimy się za chwile :D

Jestem niepełnosprawny...

Trochę to moralizatorskie na końcu. Szkoda, że nie pokazałeś konsekwencji oddania duszy. Skutków, które przekonałyby, że nie warto tego czynić. W tym ujęciu nie jest to przekonujące, niestety. Pozdrowienia. :)

Hej Koala75 !!!

 

Ajajaj nie chciałem, żeby wyszło moralizatorsko :) Miałem to na uwadze. Tak się zastanawiam, że bohater mógł tak sądzić, bo przekonał się na sobie, odczuł, że wcześniej kochał a potem już nie. To nie jest ode mnie tylko od bohatera. Wiesz co mam na myśli?

 

Pisząc tekst chciałem napisać, że bohater podejrzewał iż przestanie istnieć. Może źle, że to wykasowałem. Tak sobie myślę, że nie było jak napisać co mogło stać się dalej. Z uwagi na to, że narracja jest pierwszoosobowa…

 

Dzięki!!! Życzę dużo smacznego Eukalipstusa :)

Jestem niepełnosprawny...

Mnie też tekst wydał się raczej moralizatorski.

Za to końcówka ciekawa – spodobał mi się koncept, że bez duszy nie można kochać. Szkoda, że nie pokazujesz więcej konsekwencji sprzedania duszy. W ten sposób jakbyś zmuszał nas do uwierzenia na słowo narratorowi, który jeszcze właściwie nic złego nie doświadczył.

Czy z tekstu wynika, że Skłodowska-Curie i Christie nadal żyją?

Babska logika rządzi!

Hej Finkla !!

 

Co tam było moralizatorskiego???

 

Dzięki za przeczytanie i komentarz!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

 

Czy z tekstu wynika, że Skłodowska-Curie i Christie nadal żyją?

Z tekstu wynika, że tak :)

Jestem niepełnosprawny...

Takie ogólne przekonanie, że katolicy to wspaniali ludzie, którzy nie grzeszą, a wszyscy pozostali mają przerąbane. Bo gdyby bohater urodził się w katolickiej rodzinie… A ja mam wrażenie, że katolicy to grupa jak wszystkie inne: są w niej wspaniali ludzie i psychopaci.

No to szkoda, że jedna nie prowadzi dalszych badań, a druga nie pisze książek. ;-)

Babska logika rządzi!

Finkla chyba wiara w Boga jest we mnie tak zakorzeniona, że nawet gdy nie chcę jej eksponować w swoich tekstach, to się jednak dzieje. Całkiem nieświadomie. A wiem, że to może się nie podobać. Ale zauważ, że samo to iż kreuję bohatera będącego ateistą jest próbą wymyślenia antidotum na moją jednostronność w kwestii wiary. Ja jestem największym katolikiem może nawet na całym świecie, spokojnie mógłbym być papieżem. To tak oczywiste jak to, że jestem prawiczkiem.

Jestem niepełnosprawny...

Ciekawa jestem, ilu papieży pozostało prawiczkami w momencie śmierci…

Babska logika rządzi!

Tak się zastanawiam, czy lepiej być prawiczkiem czy prawniczkiem.

 

Wiesz boję się tracić dziewictwo bo może stracę wtedy wyobraźnie i nie będę już tak pisał, ale jest wyjście; kto da mi księgę z 1000 pomysłów na opowiadania temu oddam moją cnotę :)

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Dawid.

Za­czą­łem czy­tać wczo­raj, ale mu­sia­łem prze­rwać bo było już koło czwar­tej rano. Dzi­siaj tro­chę bar­dziej wy­spa­ny usia­dłem po­now­nie. Wczo­raj od­nio­słem wra­że­nie, że tekst czyta się cał­kiem do­brze. Mo­ment z muchą za­wie­szo­ną jak ważka dał obiet­ni­cę baj­ko­wej i sen­nej opo­wie­ści. Dal­sza lek­tu­ra uświa­do­mi­ła mi też, że nieco na­iw­nej. Choć można ową treść do­pra­co­wać, to i tak od­no­szę wra­że­nie, że jest co roz­wi­jać. W kwe­stii wy­ko­na­nia zwró­ci­łem uwagę na kilka szcze­gó­łów.

 

"Ubra­na była, jak jakaś kró­lo­wa z fan­ta­stycz­ne­go filmu."

 

W całym opo­wia­da­niu po­ja­wia­ją się de­ta­le, czego przy­kła­dem jest choć­by mucha przy­wo­łu­ją­ca bo­ha­te­ro­wi na myśl ważkę. Jed­nak co jakiś czas mo­men­ty, które wy­da­ją się nieść detal, są opi­sa­ne skró­to­wo, taką dość po­spo­li­tą me­to­dą. Trud­no mi uznać to za świa­do­ma li­te­rac­ką de­cy­zję, a ra­czej ot takie na­pi­sa­nie, by pę­dzić dalej z opo­wie­ścią. Zna­czy autor umie two­rzyć de­ta­le, ale cza­sem mach­nie ręką :)

 

 

"Jej szaty były skro­jo­ne tak, jakby za­pro­jek­to­wał je świet­ny kre­ator mody, z wiel­ką wy­obraź­nią i roz­ma­chem."

 

Takie pi­sa­nie ko­ja­rzy mi się z bajką i ba­śnią. Jest w tym jed­nak tro­chę prze­sa­dy. Jak dla mnie można tak pisać, py­ta­nie czy taki miał być efekt? Pi­sa­nie jak w baśni, że nie pi­sze­my jak coś wy­glą­da­ło, ale za­pew­nia­my, że było wspa­nia­łe. Może się to cza­sem otrzeć o język re­kla­my, gdzie do­sko­na­ła kawa po­wsta­ła z wy­se­lek­cjo­no­wa­nych zia­ren, ze­bra­nych przez naj­lep­szych spe­cja­li­stów pod okiem świa­to­wej klasy ba­ri­stów. Cho­ciaż nie od­czu­łem tutaj ta­kie­go efek­tu, to warto po­my­śleć czy chce­my tak opi­sy­wać świat. Tutaj nie opi­su­ję ja­kie­goś błędu, a rzecz do roz­wa­żań :).

 

"Wzią­łem go od niego i za­ło­ży­łem."

 

Tutaj choć wiemy co i od kogo, to samo zda­nie jest nie­zbyt ładne.

 

"Ru­szy­łem przed sie­bie, bo na końcu tej krót­kiej alei znaj­do­wał się duży stół, za któ­rym sie­dzia­ła isto­ta, na po­cząt­ku przez mo­ment my­śla­łem ta sama, która mnie tu spro­wa­dzi­ła."

Tego typu wy­po­wie­dzi brzmią jak rzu­co­ny potok myśli, taki nie­dba­ły język mó­wio­ny. Nie­zbyt mi pa­su­je i chyba nawet nie jest po­praw­ne takie wy­strze­le­nie słów bez sen­sow­nej in­ter­punk­cji (a i nawet to mo­gło­by nie pomóc).

 

"Stu­dio­wa­łem teraz ak­tor­stwo. Mia­łem ko­le­gów i przy­ja­ciół ak­to­rów. No i po­sia­da­łem ta­lent w tej dzie­dzi­nie."

A to przy­kład owej na­iw­no­ści i ogól­ni­ko­wo­ści ba­śnio­wej czy baj­ko­wej w jed­nym. Świat ide­al­ny, w któ­rym coś o danej cha­rak­te­ry­sty­ce pod­ręcz­ni­ko­wo wcho­dzi na tor o danej spe­cy­fi­ce i wynik jest prze­wi­dy­wal­ny oraz zgod­ny z ocze­ki­wa­nia­mi. Tro­chę tak “żyli długo i szczę­śli­wie”.

 

 

Pod­su­mo­wu­jąc. Czyta się do­brze, pew­nie nie­zgrab­no­ści zwra­ca­ją na sie­bie uwagę, ale idąc przez ca­łość nie zgrzy­ta­ją aż tak mocno. War­stwa fa­bu­lar­na mo­gła­by nieco “do­ro­snąć”, bo wstrzy­ki­wa­nie krwi do pióra nie wy­da­je się tak dzie­cię­ce, by bo­ha­ter ot tak “Stu­dio­wał ak­tor­stwo i miał przy­ja­ciół ak­to­rów oraz po­sia­dał ta­lent w dzie­dzi­nie”. Przy odro­bi­nie pod­cią­gnięć, może byśmy mieli anty bajkę, baśń? W każ­dym razie dało się czy­tać o czwar­tej oraz da się przed 16. Tekst na każdą go­dzi­nę.

Hej Vacter :)))

 

Dzięki za przeczytanie i wnikliwą analizę mojego opka. Wyszedłem teraz na niezłego laika :)))

 

No ale też jestem, dumny, że można tak rozprawiać biorąc na temat moje opowiadanie. Nie wiem czy każdy w to uwierzy ale ja bardzo dużo pracuję i mam niezwykłe efekty. Wy (tzn. portalowicze) może wierzycie, ale ktoś kto nie widział moich pierwszych tekstów tutaj nie uwierzy albo inaczej “nie wpadnie sam na to” że kiedyś byłem grafomanem.

 

Pozdrawiam serdecznie, zazdroszczę młodości. Jesteś rocznikiem który pamięta chyba kawiarenki internetowe, ale to były czasy… Albo liceum. Chodziłeś może do liceum? Tam było tak super, nie znam słów, które mogłyby to odzwierciedlić. Ja byłem tylko kilka miesięcy bo potem wzięli mnie do psychiatryka. Choroba zabrała mi piękne lata. Ale Bóg jest wobec mnie bardzo sprawiedliwy.

 

Trzymanko jeszcze raz. Wczoraj byłem w kinie i do czorta jakie laski sprzedają bilety w kasie to się w głowie nie mieści. Tam castingi robią czy co??? :)

Jestem niepełnosprawny...

Proszę bardzo i życzę powodzenia. A o liceum nic więcej nie powiem, bo może zechcę napisać opowiadanie? :)

Tytuł przyciągający uwagę :)

Samo opowiadanie nie było bardzo zapadające w pamięć. Trochę fajnych opisów, ale mam wrażenie, że jakby więcej błędów. Moralizatorstwo na końcu nawet mi nie przeszkadzało.

Szczerze, Dawidzie to w porównaniu do twoich innych tekstów np.: Złodzieja Dusz, szorta świątecznego czy choćby „Jestem potępiony” ten wypada tak sobie. 

Dzięki Storm !!!!!

 

Bardzo mi pomogłeś :))) Trzymaj się!

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka