- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Milowy krok

Milowy krok

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Milowy krok

Prolog

 

Generał wypiął pas bezpieczeństwa, nie zważając na fakt, że samolot po wylądowaniu wciąż kołował. Poorana zmarszczkami twarz oficera zdradzała oznaki zniecierpliwienia. Bębnił palcami o blat rozkładanego stolika i pustym wzrokiem patrzył przez mokre od deszczu okno. Gdy tylko samolot znieruchomiał, głównodowodzący wojskami Penumbry ruszył dziarskim krokiem do drzwi, nie zwracając najmniejszej uwagi na towarzyszących mu wartowników. Zszedłszy po schodach, nie zatrzymał się nawet na sekundę, tylko natychmiast skierował kroki do stojących opodal kilku osób. Kiedy się do nich zbliżył, mundurowi natychmiast mu zasalutowali, a jedyny w grupie cywil skinął na powitanie głową.

− Dzień dobry, panie generale – przywitał się, poprawiając palcem przekrzywione okulary. Po jego łysej głowie ścigały się krople siąpiącego deszczu, a przemokła siwa broda sięgała prawie klatki piersiowej. – Mam nadzieję, że miał pan przyjemny lot.

− Owszem, przyjemny – odparł wojskowy. – Ale skończmy już te uprzejmości, profesorze. Nie po to przyleciałem do laboratorium. Mam nadzieję, że pozytywnie mnie pan zaskoczy.

− Tak, oczywiście. Proszę za mną. – Uczony, niezrażony tonem rozmówcy, wskazał ruchem ręki kierunek. – Dzisiaj nastąpi próba generalna.

– Czyli przynęta zadziałała?

 –Jak się tylko wybudzili, Obcaki rozpoczęły łowy. Wszystko zgodnie z planem.

Zmierzali w stronę dużego opancerzonego transportera, zaparkowanego tuż obok pasa startowego. Szli obok siebie w milczeniu, a za nimi równiutko, krok w krok, podążało kilku uzbrojonych żołnierzy. Bez zbędnego ociągania wszyscy usadowili się we wnętrzu pojazdu, po czym ten natychmiast ruszył.

Jadąc podniszczoną asfaltową szosą, generał zerkał przez malutkie kuloodporne okno i widział, jak z każdą minutą oddalają się od największego miasta enklawy. Niedługo potem transporter sunął polną drogą, przez co wydobywający się spod kół pył całkowicie przesłonił panoramę. Oficer przeniósł wzrok na siedzącego naprzeciw profesora, po czym wyartykułował:

− Mam nadzieję że to, co chce mi pan pokazać, jest skuteczniejszą bronią od biopancerza.

− A co jest nie tak z biopancerzem? – Uczony wyglądał na zdziwionego. – Nie rozumiem.

− Raczy pan żartować! – obruszył się na taką odpowiedź. Przekonawszy się, że rozmówca mówił poważnie, pokręcił z niedowierzaniem głową. – Nie słyszał pan, że po śmierci żołnierza biopancerz przejmuje władzę na jego ciałem?

– Oczywiście, że słyszałem. Ale przecież to się nie zdarza często. A dzięki biopancerzowi, jesteśmy w stanie toczyć wyrównany bój z Obcakami. Bez tego by było znacznie trudniej.

– Niby tak – westchnął i dodał spokojniejszym tonem: – Ja jednak bym wolał jakiś skuteczniejszy sposób.

– Jak my wszyscy, proszę mi wierzyć. I właśnie dlatego poprosiłem pana o spotkanie.

Transporter zatrzymał się. Kiedy opuścili pojazd, na zewnątrz powoli zapadał zmrok. Skierowali się do piętrowego budynku, który tkwił u podnóża wysokich skał na zupełnym pustkowiu. Jak okiem sięgnąć wkoło nie było nic, poza rozległymi łąkami. Przekroczywszy próg obiektu, poruszali się szerokim korytarzem, by po chwili zejść schodami w głąb piwnicy. Tam jeden z wartowników otworzył kolejne drzwi.

− Zawsze dziwnie się tutaj czuję – oznajmił generał. – Te setki ton skał nad nami działają na moją wyobraźnię.

− Na pewno – zgodził się profesor. – Jednakże tak dobrze zakamuflowane laboratorium jest wprost wymarzonym miejscem na moje eksperymenty.

 

 

I

 

Pojawili się znikąd. Przyszli, wyrwali właz, po czym wtargnęli do ziemianki, w której oboje ukrywaliśmy się od ponad roku. Jako nomadzi dość często zmienialiśmy miejsce pobytu, co zapewniało nam względne poczucie bezpieczeństwa. Nawet nie mieliśmy czasu się zastanowić, jak nas znaleźli, ale ludzie Penumbry mieli swoje sposoby. I nie znosili żadnej formy sprzeciwu. Na moje pytania odpowiadali lakonicznie, nie siląc się na dłuższe wyjaśnienia. „Nie ma powodów do obaw. Zabieramy was w bezpieczne miejsce. Obcaki są blisko” – powtarzali jak mantrę niczym zaprogramowane roboty, choć przecież byli takimi samymi ludźmi jak my. Zacisnąłem pięści, aż pobielały mi palce. Spojrzałaś wtedy na mnie wymownie, dając do zrozumienia, że musimy z nimi jechać. Wyczytałem w twoich oczach prośbę o zaniechanie próby ucieczki, która zresztą nie miała najmniejszej szansy powodzenia i byłaby po prostu zwyczajnym samobójstwem. Jeśli Penumbra czegoś żądała, to jej polecenia musiały być wykonane bez szemrania czy ociągania.

Spakowaliśmy to, co wpadło nam w ręce. W pośpiechu, nie wiadomo po co, włożyłem do plecaka lekko podrdzewiałą tarkę oraz pożółkłą starą gazetę, którą przeczytałem już pewnie z tysiąc razy. W tym całym zamieszaniu omal nie zapomniałem o fotografii rodziców, będącej jedyną pamiątką jaka po nich pozostała. W ostatniej chwili, poganiany przez uzbrojonych drabów Penumbry, wydobyłem zdjęcie spod materaca, po czym ukryłem w tylnej kieszeni jeansów.

Skierowano nas do stojącej opodal starej ciężarówki. Pomogłem ci się wdrapać na przyczepę, bo miałaś z tym niemałe trudności, a nie chciałem pozwolić żadnemu z tych troglodytów, żeby plugawymi łapami dotykał twojego drobnego ciała. Wpychając cię na ukryty pod plandeką pokład, uważnie rozejrzałem się dokoła. Powoli zapadał zmierzch, pomarańczowa tarcza słońca znikała za widnokręgiem, co oznaczało, iż niewiele zostało czasu do nadejścia nocy. Spojrzałem ukradkiem na prymitywnie opancerzoną ciężarówkę. Mogła nas ochronić przed atakiem mniejszych Obcaków, ale w spotkaniu z większymi osobnikami zostałaby zmieciona w pył.

Gdy samochód ruszył, wtuliłaś się we mnie. Czułem jak drżysz, niemniej nie dawałaś po sobie poznać, że się boisz. Mimowolnie pocałowałem cię w czoło, głaszcząc pieszczotliwie twoje jasne włosy. Nad naszym nomadzkim życiem od zawsze wisiały czarne chmury, choć udawało się szczęśliwie unikać potencjalnych niebezpieczeństw, ale przynajmniej byliśmy wolni i mogliśmy sami decydować o sobie. Niepokoiło mnie, i podejrzewam, że ciebie również, co przyniesie życie w enklawie należącej do Penumbry. Nawet nie byliśmy w stanie zamienić słowa na ten temat, bo jeden z eskorty surowo zabronił nam jakichkolwiek rozmów. Nie dziwił mnie ten zakaz. Wszyscy wiedzieliśmy, jak bardzo Obcaki są wyczulone na ludzką mowę. Potrafiły usłyszeć ludzki szept z odległości kilkuset metrów, by następnie błyskawicznie się przemieścić, po czym dopaść ofiarę. Jedynie w enklawach oraz w podziemnych kryjówkach lub wyciszonych schronach można było mówić bez obaw.

Ciężarówka parła naprzód, dało się słyszeć tylko cichy szmer elektrycznego silnika i stukot zawieszenia, gdy raz po raz koła napotykały nierówności na drodze. Namacałem niewielką dziurę w plandece i przyłożyłem do niej oko. Miałem ograniczone pole widzenia, pomimo tego zauważyłem, że jechaliśmy z wyłączonymi światłami. Słyszałem z opowieści, że Obcaki przyciąga wszelki podejrzany blask, a przede wszystkim ten sztucznie wytworzony. Przez lata okupowania naszej planety nauczyły się o nas bardzo dużo, chyba więcej niż my o nich. Potrafiły zwyciężać w niemal każdej bitwie, a ludzkie kontrofensywy szybko zostawały tłamszone. Obiło mi się o uszy, że Penumbra pokonała ich w walkach o Paryż i nawet zajęła wieżę Eiffla, ale czy to na pewno była prawda? Może to tylko najzwyklejsza propaganda sukcesu organizacji? Prowadząc koczowniczy tryb życia, nie przejmowałem się zbytnio wojną. Od czasu do czasu docierały do mnie jakieś nowiny, ale przyjmowałem je wszystkie z obojętnością.

Chciałem tylko przeżyć, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo.

Na chwilę oderwałem wzrok od dziury i przeniosłem go na ciebie. Miałaś zamknięte oczy, lecz wiem, że nie spałaś. Może marzyłaś o lepszym jutrze? Zawsze potrafiłaś patrzeć z optymizmem w przyszłość.

Znowu zerkałem przez dziurę. Słońce zaszło już jakiś czas temu i okolica utonęła w mroku. Przyzwyczaiwszy wzrok do ciemności, zacząłem wyławiać poszczególne kształty. Roślinność pokrywała niemal każdy, nawet najmniejszy, fragment wzdłuż drogi, a pewnie rosła bardziej w głąb, niemniej tam już nie mogłem nic dostrzec. Wysokie, kilkumetrowe kwiaty o masywnych kielichach tkwiły bez ruchu, zastępując drzewa, które nielicznie przetrwały w enklawach. Nawet czerń nocy nie była w stanie zakamuflować całej gamy barw oraz umniejszyć ich piękna. Aż przełknąłem ślinę na samo wspomnienie, jak doskonale smakował dżem z ich nektaru. Zakląłem w myślach, bo przecież nie spakowałem ani jednego słoika.

Po chwili odetchnąłem z ulgą, bo znając twoją zaradność, zapewne jakieś przetwory wylądowały w drugim plecaku. Aż mnie świerzbił język, żeby o to zapytać, ale zagrożenie atakiem Obcaków wciąż było jak najbardziej realne. Nawet jeśli nie zostałbym przez nich namierzony, to któryś z pilnujących nas drabów chętnie zdzieliłby mnie w łeb kolbą karabinu. Tylko zagryzłem wargi, po czym objąłem spojrzeniem wnętrze przyczepy.

Już wcześniej zauważyłem, że oprócz nas pod plandeką znajdowało się kilkoro nomadów, zapewne zgarniętych wcześniej z kryjówek lub traktów. Na ich twarzach malowała się niepewność wymieszana ze strachem. Tylko dwie małe dziewczynki wyglądały na zadowolone. Brak śladów obawy w ich przypadku mógł wynikać z ekscytacji jazdą samochodem, której najwyraźniej nie doświadczyły nigdy wcześniej, albo po prostu zwykłą dziecięcą ufnością.

Wiele razy zadawałem sobie pytanie, czy pojawienie się Obcaków zaszkodziło naszej planecie? Odpowiedzi pojawiające się w mojej głowie nie były jednoznaczne. Sporo się nasłuchałem o Ziemi sprzed okupacji, uzupełniając swoją wiedzę czytaniem starych gazet i książek, czy też przeglądaniem zdjęć. Aktualnie nie mieliśmy żadnego problemu z degradacją środowiska naturalnego, a wręcz roślinności oraz zwierząt pojawiało się z każdym rokiem jakby więcej, nawet na terenach, gdzie wcześniej flora i fauna przedstawiała się raczej ubogo. Czasem dziwiłem się goryczy starszych ludzi, mówiących z żalem o znikających drzewach, bo przecież na ich miejscu pojawiały się inne rośliny, często wydające smaczne i pożywne owoce. Trudno było teraz podnosić temat głodu, co w przeszłości miało miejsce nader często. Można by dojść do wniosku, że Obcaki niejako naprawiły naszą planetę.

Gdyby nie jeden istotny szczegół.

Obecnie to nie my znajdowaliśmy się na szczycie łańcucha pokarmowego.

***

Kiedy podczas jazdy jeden ze strażników nagle wstał i począł sprawdzać naciągi plandeki, nie wzbudziło to mojego niepokoju. Pomyślałem, że to może jakaś rutynowa kontrola i nic więcej. Wiem, że wtulona we mnie tego nie widziałaś, bo wzrok miałaś skierowany w przeciwnym kierunku. Zanim się zorientowałem, dwóch drabów błyskawicznie założyło maski przeciwgazowe. A po chwili pod naszymi nogami wylądowały, wydzielające gęsty dym, podłużne przedmioty. W kilka sekund przyczepa wypełniła się duszącymi spalinami. Poczułem w gardle niewyobrażalną suchość, jakbym w okamgnieniu stracił cały zapas śliny, a zaraz potem zabrakło mi tchu. Chciałem cię unieść, zauważywszy, że usuwasz się na podłogę. Nie dałem rady. Upadłem, ściskając twoją dłoń.

Moje powieki stały się bardzo ciężkie. Walczyłem z całych sił, a jednak zamknęły się, jak pod naporem jakiejś niewidzialnej siły. Czułem, jak moje myśli, jedna po drugiej, ulatują gdzieś w przestrzeń, a gardło dławił niemy krzyk.

Ciemność.  

 

II

 

Rzeka ludzi płynęła korytarzem, poganiana przez okrutne monstra. Krzyki i bezcelowe wołanie o pomoc, mieszały się z płaczem i lamentem, odbijając się echem wyżłobionych w litej skale ścian. Pomimo braku wyraźnego źródła światła nie było ciemno, jakby korytarz emanował żółtawym blaskiem. Przytrzymywałem cię za ramię, całowałem czule, dodawałem otuchy słowami pocieszenia. Dopóki żyliśmy, ciągle tliła się nadzieja. Popędzali nas, uderzając raz po raz czym tylko popadnie. Jedni byli wyposażeni w ogniste bicze, których uderzenia paliły skórę, z kolei inni posiadali macki zakończone ostrymi kolcami lub ogromne szpony. Szczerzyli przy tym kły, wydając dźwięki rodem z piekła. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy żadnego Obcaka z bliska, a tak po prawdzie to nawet z daleka. Słyszeliśmy wiele przerażających powieści na ich temat, lecz żadna nie mogła się równać z rzeczywistością, jakiej teraz doświadczaliśmy. Nawet w najgorszych koszmarach nigdy bym nie wyśnił tak odrażających stworów, którym zadawanie bólu innym sprawiało niczym nieskrępowaną przyjemność. Zdawali się nieskończenie różnorodni, gdyż każdy wyglądał inaczej, choć dało się też dostrzec kilka podobieństw. Ich odmienność cechował już sam kolor skóry, czy raczej zrogowaciałej powłoki miejscami przypominającej gadzi pancerz, bijąc po oczach całą gamą kolorów od najjaskrawszych do głębokiej czerni. Ten który szedł najbliżej nas, był wyższy od przeciętnego człowieka o dobry metr, a na jego pokrytym guzami obliczu tkwiło jedno oko, świecąc szkarłatnym światłem. Nieustannie ryczał i zamaszyście uderzał biczem, raz po raz trafiając jakiegoś przypadkowego nieszczęśnika. Widziałem też wiele mniejszych istot, które sięgały ludziom zaledwie do pasa. Okładały pierwszego lepszego człowieka z brzegu kolczastymi mackami, bądź rzucały się na nich, po czym gryzły gdzie popadni.

Szliśmy gdzieś w środku pochodu, więc omijały nas razy i uderzenia. Twoje trzęsące się ramiona obejmowały mnie mocno, a ja delikatnie ocierałem opuszkami palców łzy spływające po twoich policzkach. Nawet nie wiem, czy słyszałaś w tym tumulcie moje słowa. Ale nie chciałem przestać mówić, po prostu nie mogłem. Za wszelką cenę chciałem dać ci ukojenie, uchronić przed strachem i cierpieniem, jednocześnie sam znajdując wsparcie w twojej obecności tuż obok. Przez cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że podążaliśmy korytarzem w dół, coraz głębiej i głębiej nurkując w głąb ziemi. Czy taką wizję miał przed wiekami Dante? Może właśnie to piekło opisał w swoim dziele?

Coś się zmieniło. Dotarliśmy do trochę większego pomieszczenia. Zgromadził się tutaj niemały tłum ludzi, panował przeogromny ścisk. Z trudem oddychałem, ale udało mi się powstrzymać napierających ludzi, na tyle, żebyś miała choć odrobinę swobody. Powoli ustawały zawodzenia i szlochy, wszyscy rozglądali się we wszystkich możliwych kierunkach. Wspomniałaś nieśmiałym tonem, że nigdzie nie widać Obcaków, z czym, po krótkiej obserwacji, się zgodziłem. Istotnie, dookoła nie było widać ani jednego z nich. Najwyraźniej pozostawiono nas bez eskorty. Ale w jakim celu?

Nagle zamknęły się ujścia wszystkich korytarzy, zupełnie bezszelestnie zwijając się w swoisty pąk, tak jak niektóre z kwiatów po zapadnięciu zmroku. Szmer niepokoju przebiegł po sali. W wielu głowach, w tym również w mojej, a może także i twojej, pojawiła się masa domysłów. Może nas tu przetrzymają, a potem wypuszczą? A może potrzebują rąk do pracy?

 Sklepienie zaczęło się zmieniać. Pojawiły się tam jakieś nieregularne wielokąty oraz hipnotyczne linie pulsujące niczym nabrzmiałe żyły. Po niedługim czasie nad naszymi głowami odbywał się swoisty teatr, gdzie niedefiniowalne i niemożliwe do opisania animacje tańczyły w rytm niewybrzmiewającej muzyki. Ale my słyszeliśmy muzykę, prawda, kochanie? Tak samo jak wszyscy wokoło. Umilkły wszelkie rozmowy, nawet szepty. Ludzkie oblicza skierowały się ku górze, wpatrując się zauroczonymi oczami w niecodzienne widowisko. Jeden z chaotycznych wzorów, znajdujący się w centralnej części sklepienia, przybrał formę pąka kwiatu, po czym otworzył się. Tak samo działo się w kilku innych miejscach pod kopułą, gdzie powstawały, jedna po drugiej, ogromne dziury. Ziały bezkresną czernią niczym głębokie studnie, zawieszone gdzieś na nieboskłonie i grające na nosie grawitacji. Niedługo potem usłyszeliśmy jakiś cichy dźwięk, coś jakby delikatne szuranie. Hałas wyraźnie narastał. Poczułem, jak mocno ściskasz moją dłoń. Nasze oczy spotkały się. Chciałem coś powiedzieć. Nie zdążyłem.

 Spadły na nas z całą mocą. Czerwone najeżone kulki, nie większe niż raczkujące dziecko. Przeskakiwały z ofiary na kolejną ofiarę, z każdej odgryzając kawał mięsa. Ktoś przede mną stracił pół głowy i stał tak, podtrzymywany przez zwarty tłum. W powietrzu, oprócz żarłocznych bestii, latały kawałki ciał, z których bryzgała krew.

 Rwący ból przeszył mi ramię. Wrzasnąłem na całe gardło, lecz mój krzyk zaginął gdzieś pośród nieludzkiego tumultu. Z trudem utrzymałem równowagę. Ze strachem, drżąc na całym ciele, odwróciłem głowę. Widok rozszarpał moje zmysły na strzępy. Patrzyłem, nie wierząc własnym oczom. To musiał być tylko zły sen.

Moja ręka gdzieś zniknęła. Z ramienia zwisało poszarpane mięso. Tryskała krew.

Jak głupiec, szukałem ciebie wzrokiem, żebyś zaprzeczyła, żebyś powiedziała, że to nieprawda. Ale ciebie już nie było. Zniknęłaś, kawałek po kawałku, pod naporem szczęk Obcaków. Pociemniało mi w oczach, powoli mój byt pogrążał się w ciemności. Nagle uderzył mnie oślepiający blask.

Światło.

 

Epilog

 

Wpatrywali się w duży ekran. Obraz nie był najlepszy i do tego pozbawiony dźwięku. Pokazywał jedną z kilku budowli Obcaków, których na planecie przybywało z każdym kolejnym rokiem okupacji. Przekaźnik noktowizyjny musiał znajdować się w sporej odległości, bo ledwie dało się dostrzec zarys obiektu ukryty pośród bujnej roślinności. Pomiędzy wszelkiego rodzaju wysokich kwiatów oraz krzewów nie było wiele widać i tylko górna część budowli, majacząca nad wielobarwną dżunglą, zdradzała obecność czegoś, co nie powstało naturalnie.

− Kiepsko widać – narzekał generał. – Nie dało się zainstalować sprzętu trochę bliżej?

− Próbowaliśmy, ale wszystko niszczyły Obcaki. Tylko ta kamera przetrwała. – Naukowiec zrobił dłuższą pauzę, po czym dopowiedział: − Ale to nie jest aż tak istotne. Jeśli mój plan się powiedzie, to będzie milowy krok w walce z najeźdźcą.

− Długo będziemy czekać?

− Trudno powiedzieć. Czujniki umieszczone w poprzednich nosicielach wskazywały, że czas od momentu ich wejścia do budowli, aż do karmienia młodych to od dwóch do trzech godzin. Ci zostali zagonieni prawie dwie godziny temu. 

− Czyli to już nie potrwa długo. – Oficer spojrzał na zegarek i dodał z powątpiewaniem w głosie: – O ile akcja się w ogóle powiedzie.

Zamilkli. Jednak nie na długo, ponieważ generał wciąż miał masę pytań, a przede wszystkim nurtował go jeden szczegół.

− Ilu? – ciągnął interlokutora za język.

− Około stu. Każdy ma we krwi odpowiednią ilość ładunku. Tak małą, że nie wykrywalną dla Obcaków, ale razem to potężna broń – odrzekł profesor bez emocji. – Wszyscy spoza enklaw. Nie będzie niewygodnych pytań.

− Odpalający nie nawali?

− Nie sądzę. Zgłosił się na ochotnika, to wzorowy żołnierz. Zresztą, myślę, że po tym co tam zobaczy, to pewnie chętnie przegryzie zapalnik.

 Zamilkli. Ze skupieniem wymalowanym na twarzach śledzili przekaz.

 Jasny blask całkowicie zalał ekran. Dwaj rozmówcy zasłonili oczy, bo lśnienie było wręcz oślepiające. Do pomieszczenia wdarł się słup światła, rozjaśniając wnętrze do granic wytrzymałości wzroku. Trwało to zaledwie kilka sekund, które obserwatorom wydały się godzinami. Potem blask tak samo nagle zniknął, jak się wcześniej niespodziewanie pojawił. Widok z ekranu ukazywał płonący budynek obcych oraz wydobywającą się z niego czarną chmurę gęstego dymu. W powietrzu latały chmary kawałków roślin wymieszane z pyłem i popiołem. Efekt podmuchu lekko przekrzywił kamerę, lecz nie na tyle, żeby nic nie było widać.

 − Udało się – oznajmił lekko oszołomiony generał. – Wcześniej nie mogliśmy przebić tego cholernego pola siłowego.

− Dlatego trzeba było zaatakować od środka. − Profesor wyglądał za zadowolonego. − Myślę, że powinniśmy to uczcić. Mam butelkę dwudziestoletniej whiskey. Skosztuje pan?

 Nie czekał na odpowiedź, tylko skinął głową na jednego z żołnierzy, który natychmiast wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił, dzierżąc przed sobą tackę z dwiema częściowo wypełnionymi szklankami.

− Nie powinienem pić na służbie − powiedział ostrożnie generał, jednakowoż widząc zmartwioną minę uczonego, dodał z uśmiechem: − Więc załóżmy, że już jestem po służbie.

 Wznieśli cichy toast, po czym wypili po małym łyczku złocistego trunku.

– Kiedy następna operacja? – spytał oficer.

– Już wkrótce. Może nawet za tydzień.

– Obcaki się nie domyślą?

– Tego nie wiem, ale wiem, że ich potomstwo żre na potęgę ludzkie mięso. Warto spróbować.

 – Nie żal panu tych ludzi, profesorze?

 – A panu?

Generał pokiwał ze zrozumieniem głową. Poświęcenie kilkudziesięciu istnień, a w przyszłości może nawet tysięcy, miało sens, jeśli dzięki temu udałoby się uratować przetrwanie ludzkości. Jak zaczarowany patrzył na ekran, wybiegając myślami w przyszłość, która w jego mniemaniu wyglądała obiecująco. Nigdy nie przepadał za whiskey, ale dziś wyjątkowo mu smakowała. A najważniejsze, że z każdym łykiem alkoholu malały wyrzuty sumienia.

 

Koniec

Komentarze

Niechętnie czytam anonimowe teksty, a w przypadku Milowego kroku wizja zagłady ludzkości pożeranej przez obcych z kosmosu, nijak nie zdołała mnie ani poruszyć, ani zainteresować.

Generał wypiął pas bezpieczeństwa

Ekhm. “Wypiąć” generał mógł jedynie generalskie cztery litery… Mogę tu wrócić. Albo i nie.

Witaj, Anonimie.

Zazwyczaj nie czytam tekstów anonimowych, ale taka posucha na science – fiction, że przeczytałem opowiadanie. Wizja postapokaliptyczna przypomina nieco tą z opowidania ostama Błogosławieni, którzy nie chybiają, albowiem Ziemia pozostanie ich własnością. Tutaj świat został już podbity przez obcych, chociaż nie cały, bo skąd miały by się brać kontrofensywy ludzi. Tekst z braku innego zajęcia można przeczytać, ale moim zdaniem jest trochę nijaki. Taka lektura na niedzielę z braku innego zajęcia.

Pozdrawiam

Feniks103.

 

Nie, nie miałam dziś nic twórczego do roboty.

 Generał wypiął pas bezpieczeństwa, nie zważając na fakt, że samolot po wylądowaniu wciąż kołował.

Pomijając wypinanie – mało naturalna wypowiedź.

 twarz oficera zdradzała oznaki zniecierpliwienia

Zapewniasz. Pokaż to.

 Bębnił palcami o blat rozkładanego stolika

O, i to jest pokazywanie.

 pustym wzrokiem patrzył

Czyli jakim?

 głównodowodzący wojskami Penumbry ruszył dziarskim krokiem do drzwi

Zaraz, dziarskim? Przed chwilą siedział wyraźnie niezadowolony, a "dziarski" kieruje raczej w stronę entuzjazmu i bum-tarara. Rozumiem, że nie mógł się doczekać… czegoś, ale ciut niezręcznie to wychodzi.

 Zszedłszy po schodach, nie zatrzymał się nawet na sekundę, tylko natychmiast skierował kroki do stojących opodal kilku osób.

Pustosłowie. Zszedł po schodach prosto ku oczekującym na lotnisku [nie wiem, co to za jedni – warto ich od razu opisać].

 Kiedy się do nich zbliżył, mundurowi natychmiast mu zasalutowali, a jedyny w grupie cywil skinął na powitanie głową.

Tnij. Staraj się opisywać rzeczy razem, a nie każdą po kolei, i nie powtarzaj co chwila "natychmiast" bo to przeciwskuteczne: Mundurowi zasalutowali, a jedyny w grupie cywil skinął na powitanie głową.

 poprawiając palcem przekrzywione okulary

Czyli co zrobił?

 Po jego łysej głowie ścigały się krople siąpiącego deszczu

Czemu antropomorfizujesz krople?

 przemokła siwa broda sięgała prawie klatki piersiowej

Przemoczona siwa broda niemal dotykała piersi.

 Mam nadzieję, że pozytywnie mnie pan zaskoczy.

Argh. Nie kopiuj języka telewizji. Profesor może mieć przyjemną niespodziankę. Albo generał mógł nie przylecieć na darmo.

 , niezrażony tonem rozmówcy,

Co to wnosi, poza wrażeniem niezręczności?

 wskazał ruchem ręki kierunek

Szyk: ruchem ręki wskazał kierunek. A lepiej: gestem wskazał kierunek.

 Zmierzali w stronę dużego opancerzonego transportera, zaparkowanego tuż obok pasa startowego. Szli obok siebie w milczeniu, a za nimi równiutko, krok w krok, podążało kilku uzbrojonych żołnierzy. Bez zbędnego ociągania wszyscy usadowili się we wnętrzu pojazdu, po czym ten natychmiast ruszył.

Pustosłowie i niezręczności. Cały ten akapit można obciąć do: Wszyscy wsiedli do czekającego transportera opancerzonego, który miał ich zawieźć na miejsce.

 Jadąc podniszczoną asfaltową szosą

Szosa zwykle bywa asfaltowa, a właściwie wyasfaltowana – ale jakie to ma znaczenie i czy generał miałby szansę to widzieć?

 Niedługo potem transporter sunął polną drogą, przez co wydobywający się spod kół pył całkowicie przesłonił panoramę.

Niedługo potem transporter zjechał na polną drogę, a wzbijające się spod kół kłęby pyłu przysłoniły krajobraz.

 Oficer przeniósł wzrok

Spojrzenie.

 po czym wyartykułował

… dlaczego nie mógł zagadnąć, albo powiedzieć? Po co takie wysokie C?

 jest skuteczniejszą bronią od biopancerza.

Co najmniej: jest skuteczniejszą bronią niż biopancerz. A zmieniłabym też szyk. Poza tym – pancerz to pancerz, nie broń.

na taką odpowiedź

Doskonale zbędne.

 Przekonawszy się, że rozmówca mówił poważnie

To znaczy? Jak on się o tym przekonał?

 Nie słyszał pan, że po śmierci żołnierza biopancerz przejmuje władzę na jego ciałem?

… jak, dlaczego, kto to zbudował i wprowadził na wyposażenie? To jest duży gadżet, a Ty go wprowadzasz tak, ot.

 A dzięki biopancerzowi, jesteśmy

Tu bez przecinka.

 Bez tego by było znacznie trudniej.

Bez tego byłoby znacznie trudniej. Ale w sumie zdanie jest zbędne i trochę podważa poprzednie (biopancerz jest niezbędny – czy tylko przydatny?).

 spokojniejszym tonem

Spokojniej.

 Ja jednak bym wolał

Zbyt kolokwialne, to rozmowa obcych sobie ludzi: Wolałbym jednak.

 Jak my wszyscy

Anglicyzm. My tak samo.

 skuteczniejszy sposób

Ale problemem z pancerzami nie jest nieskuteczność, tylko skutek uboczny. Hmm?

 I właśnie dlatego poprosiłem pana o spotkanie.

Dlaczego, że wolelibyśmy coś lepszego od pancerzy?

 Kiedy opuścili pojazd, na zewnątrz powoli zapadał zmrok.

Sugeruje zależność, której tu nie ma, i czasy są pomieszane: Kiedy wysiadali, na zewnątrz powoli zapadał zmrok.

 piętrowego budynku, który tkwił

Tkwił?

 Jak okiem sięgnąć wkoło nie było nic, poza rozległymi łąkami.

Wkoło, jak okiem sięgnąć, nie było nic poza rozległymi łąkami.

 Przekroczywszy próg obiektu, poruszali się szerokim korytarzem

To jest bardzo sztuczne.

 działają na moją wyobraźnię

Anglicyzm. Działają mi na wyobraźnię.

 Jednakże tak dobrze zakamuflowane laboratorium jest wprost wymarzonym miejscem na moje eksperymenty.

"Jednak", a laboratorium jest oddalone od cywilizacji, ale na pewno nie zakamuflowane. https://wsjp.pl/haslo/podglad/98339/zakamuflowac/5241220/zmarszczki

 Jako nomadzi dość często zmienialiśmy miejsce pobytu

Na tym polega bycie nomadą.

 odpowiadali lakonicznie, nie siląc się na dłuższe wyjaśnienia

Lakonicznie – czyli krótko. Nie tłumacz rzeczy oczywistych, w razie wątpliwości wybierz nazwę bardziej przystępną.

 powtarzali jak mantrę niczym zaprogramowane roboty

Czy roboty mantrują? Wybierz metaforę.

 choć przecież byli takimi samymi ludźmi jak my

I nie osłabiaj jej od razu. Byli takimi samymi ludźmi, jak my.

 prośbę o zaniechanie próby ucieczki

Nie jest to zgrabne.

 nie wiadomo po co

Nie wiadomo, po co.

 fotografii rodziców, będącej jedyną pamiątką jaka po nich pozostała

Tnij: fotografii rodziców, jedynej naszej/mojej pamiątce po nich. Nie wiem, czy bohaterowie są rodzeństwem (wtedy "naszej") czy parą ("mojej"), stąd ukośnik.

 wydobyłem zdjęcie spod materaca

Po co taka tajność?

 co oznaczało, iż niewiele zostało czasu do nadejścia nocy

Tak, wiem. Nie tłumacz czytelnikowi rzeczy oczywistych.

 w spotkaniu z większymi osobnikami zostałaby zmieciona w pył.

Niezbyt zgrabne. W starciu z większymi zmieniłaby się w pył.

 Czułem jak drżysz, niemniej nie dawałaś po sobie poznać, że się boisz.

Czułem, jak drżysz, choć starałaś się nie dać po sobie poznać, że się boisz. Nie przesadzaj z wysokimi słowami.

 Mimowolnie pocałowałem

Czyli wbrew swojej woli. Mmmm… nie.

 głaszcząc pieszczotliwie

Zamień szyk.

 Nad naszym nomadzkim życiem od zawsze wisiały czarne chmury

Purpurowe, wręcz śmieszne.

 unikać potencjalnych niebezpieczeństw

"Potencjalny" jest tu zbędne – skoro niebezpieczeństwa uniknęli, to na potencjalnym się skończyło, nie?

 Niepokoiło mnie, i podejrzewam, że ciebie również, co przyniesie życie w enklawie należącej do Penumbry.

Niepokoiła mnie myśl o tym, co przyniesie życie, tak. Ale nie tak goło.

 Nawet nie byliśmy w stanie zamienić słowa na ten temat, bo jeden z eskorty surowo zabronił nam jakichkolwiek rozmów

Wystarczyłoby: Zakazano nam rozmawiać.

 Wszyscy wiedzieliśmy, jak bardzo Obcaki są wyczulone na ludzką mowę

? O co chodzi? Przecież ich tu nie ma?

 Potrafiły usłyszeć ludzki szept z odległości kilkuset metrów

Przez warkot silników? Który w ogóle znacznie dalej się niesie, bo jest głośniejszy? Nikt nie pomyślał, że ufole słyszą ciężarówki? Jak wyławiają konkretny dźwięk? Kilkaset metrów to odległość od dworca głównego do Madisona (ok. 400) albo do Pellowskiego na Podwalu (ok. 900). Tak dla zobrazowania sprawy.

 Jedynie w enklawach oraz w podziemnych kryjówkach lub wyciszonych schronach można było mówić bez obaw.

I na lotniskach, jak widać z prologu.

 Ciężarówka parła naprzód, dało się słyszeć tylko cichy szmer elektrycznego silnika i stukot zawieszenia, gdy raz po raz koła napotykały nierówności na drodze

Aha, elektryk. Dobra, to załatwia hałas (częściowo), choć powoduje inne problemy. Ale powinieneś o tym powiedzieć wcześniej, bo – jak widać – zawieszenie niewiary zdążyło już zostać nadszarpnięte. Samo zdanie mało zgrabne: Ciężarówka toczyła się naprzód, co jakiś czas podskakując na wybojach.

 przyłożyłem do niej oko

Hmm.

Miałem ograniczone pole widzenia, pomimo tego zauważyłem, że jechaliśmy z wyłączonymi światłami.

Jak niby zauważył szoferkę, patrząc w ten sposób? Tnij: Zauważyłem, że reflektory są wyłączone. Albo lepiej – opisz ciemny las, nieoświetlony reflektorami. Domyślimy się.

 Słyszałem z opowieści

Wiedziałem z opowieści, albo po prostu: słyszałem.

 Obcaki przyciąga wszelki podejrzany blask, a przede wszystkim ten sztucznie wytworzony

No, dobra, te ufole są po prostu nieprawdopodobne. Mają w oczach spektroskopy, czy co? Zdziwię się, jeśli to nie spisek rządzących. Zdanie skróć: Obcaki przyciąga światło, zwłaszcza sztuczne.

 Przez lata okupowania naszej planety nauczyły się o nas bardzo dużo, chyba więcej niż my o nich.

Skoro ją okupują, to gdzie właściwie są? I czemu pozwalają ludziom latać samolotami i knuć przeciwko nim? Skoro panują nad wszystkim?

 Potrafiły zwyciężać w niemal każdej bitwie, a ludzkie kontrofensywy szybko zostawały tłamszone.

Zostawały stłamszone. "Zostać" wymaga czasownika w aspekcie dokonanym, bo oznacza, że coś się już stało do końca. Jabłko zostało zjedzone – jeśli było jedzone, ale nie zostało dojedzone, to nie możesz powiedzieć, że zostało. Zdanie ogólnie cokolwiek toporne. Może po prostu: Wygrywały niemal każdą bitwę?

 pokonała ich w walkach o Paryż i nawet zajęła wieżę Eiffla

Jakby wieża Eiffela była komuś potrzebna…

propaganda sukcesu organizacji

?

 Prowadząc koczowniczy tryb życia, nie przejmowałem się zbytnio wojną.

Ponieważ w ogóle mnie ona nie dotyczyła? I nie dlatego byłem włóczęgą, że ufole przylecieli?

 przyjmowałem je wszystkie z obojętnością

Obojętnie.

 Chciałem tylko przeżyć, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo.

Mhm. Na planecie okupowanej przez Predatorów? Coś nie dowierzam Twojemu narratorowi, to niekoniecznie źle – ale niekoniecznie dobrze.

 Na chwilę oderwałem wzrok od dziury i przeniosłem go na ciebie.

Wzrok nie jest rzeczą materialną.

 Zawsze potrafiłaś patrzeć z optymizmem w przyszłość.

Jak z Wiadomości… Jesteś taką optymistką.

 okolica utonęła w mroku

Hmm. Na pewno utonęła? Tak bul, bul, bul?

Przyzwyczaiwszy wzrok do ciemności, zacząłem wyławiać poszczególne kształty.

Uwaga – skoro on cokolwiek widzi, to noc jest księżycowa. Musi być trochę światła.

 Roślinność pokrywała niemal każdy, nawet najmniejszy, fragment wzdłuż drogi, a pewnie rosła bardziej w głąb, niemniej tam już nie mogłem nic dostrzec.

Fragment czego? Zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842880 Zdanie do interwencji chirurga: Wzdłuż drogi gęsto pleniły się chaszcze.

 Wysokie, kilkumetrowe kwiaty o masywnych kielichach tkwiły bez ruchu

Nie, nie spodziewałam się tryfidów. Barszcz Sosnowskiego ma ok. 2 metrów: https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/c/cb/Heracl_sosn_railway_kz.jpg Twoje kwiaty są wzrostu drzew – czy bohater widzi ich czubki?

 Nawet czerń nocy nie była w stanie zakamuflować całej gamy barw oraz umniejszyć ich piękna.

Primo – nie używaj słów, których nie rozumiesz. To zdanie jest śmieszne w swej purpurze. Secundo – mam nadzieję, że to wskazówka, że bohater nie jest człowiekiem. Ludzie bowiem nie widzą barw w ciemności. Zob. https://www.fantastyka.pl/publicystyka/pokaz/66842887

 Aż przełknąłem ślinę na samo wspomnienie, jak doskonale smakował dżem z ich nektaru.

… ? Z nektaru nie sposób zrobić dżemu, można najwyżej wydobyć cukier (albo poddać nektar fermentacji, przedestylować i mniam, mniam). Ponadto – te kwiaty są obce. Czyli kolejna wskazówka, że bohater jest kosmiczną pszczołą. Gramatyka: Aż przełknąłem ślinę na samo wspomnienie smaku dżemu, który robiliśmy z ich nektaru.

 Po chwili odetchnąłem z ulgą, bo znając twoją zaradność, zapewne jakieś przetwory wylądowały w drugim plecaku.

Może tak: Ale po chwili przyszło mi na myśl, że ty pewnie coś zabrałaś. Jesteś taka zaradna.

 ale zagrożenie atakiem Obcaków wciąż było jak najbardziej realne

Mało naturalne. Wiarygodne… też nie.

 Nawet jeśli nie zostałbym przez nich namierzony, to któryś z pilnujących nas drabów chętnie zdzieliłby mnie w łeb kolbą karabinu.

Może by mnie nie namierzyli, ale któryś z pilnujących nas drabów chętnie zdzieliłby mnie w łeb kolbą karabinu.

 objąłem spojrzeniem wnętrze przyczepy

Objąłem? I jakiej przyczepy, skoro jadą na pace?

 Już wcześniej zauważyłem, że oprócz nas pod plandeką znajdowało się kilkoro nomadów

I mówię o tym dopiero teraz, bo teraz autorowi się przypomniało? Autorze kochany! W opisie zawsze zaczynaj od tego, co opisujący widzi NAJPIERW. Co się rzuca w oczy. Bo inaczej wychodzi, no, właśnie tak.

 Na ich twarzach malowała się niepewność wymieszana ze strachem.

Mało konkretne, i "niepewność" to niedopowiedzenie tutaj.

 Brak śladów obawy w ich przypadku mógł wynikać z ekscytacji jazdą samochodem, której najwyraźniej nie doświadczyły nigdy wcześniej, albo po prostu zwykłą dziecięcą ufnością.

To jest tak nienaturalne, że zaczynam podejrzewać intencję jajcarską. Może po prostu pierwszy raz jechały samochodem, a może nie rozumiały, co się dzieje.

Odpowiedzi pojawiające się w mojej głowie nie były jednoznaczne.

Zdanie zbędne, przecież tutaj będą rozważania bohatera na ten właśnie temat.

 Sporo się nasłuchałem o Ziemi sprzed okupacji, uzupełniając swoją wiedzę czytaniem starych gazet i książek, czy też przeglądaniem zdjęć.

Po co jest imiesłów? https://pl.wikipedia.org/wiki/Imies%C5%82%C3%B3w_w_j%C4%99zyku_polskim https://academicon.pl/imieslowy/ Sporo się nasłuchałem o Ziemi sprzed okupacji, czytałem stare gazety i książki, widziałem trochę zdjęć.

 Aktualnie nie mieliśmy żadnego problemu z degradacją środowiska naturalnego,

A te zniknięte drzewa to co? Poza tym zdanie wskazuje raczej na to, że radośnie degradowaliśmy to środowisko…

 a wręcz roślinności oraz zwierząt pojawiało się z każdym rokiem jakby więcej, nawet na terenach, gdzie wcześniej flora i fauna przedstawiała się raczej ubogo

Czyli środowisko zostało przekształcone… ale dobra, bohater zatruty propagandą. Tylko kto ją rozsiewa? Roślinności i zwierząt z każdym rokiem było jakby więcej, nawet tam, gdzie wcześniej flora i fauna przedstawiały się raczej ubogo.

 Trudno było teraz podnosić temat głodu, co w przeszłości miało miejsce nader często.

Podnosić temat to tyle, co rozmawiać o czymś. Czyli mamy tu klasyczną sytuację, w której nie można narzekać?

 Można by dojść do wniosku, że Obcaki niejako naprawiły naszą planetę.

Pod jakim względem? Zdanie mało zgrabne.

 Obecnie to nie my znajdowaliśmy się na szczycie łańcucha pokarmowego.

Czyli ufole jedzą ludzi. I wcześniej nie łaska było o tym wspomnieć?

 począł sprawdzać

Zaczął sprawdzać. "Począł" w tym sensie jest archaizmem, obecnie używamy tego słowa głównie w kontekście dzieci.

 nie wzbudziło to mojego niepokoju

Nie wzbudziło to we mnie niepokoju.

 Wiem, że wtulona we mnie tego nie widziałaś, bo wzrok miałaś skierowany w przeciwnym kierunku.

Tnij, tnij, tnij – zwłaszcza rzeczy oczywiste: Wiem, że tego nie widziałaś, wtulona we mnie.

 A po chwili pod naszymi nogami wylądowały, wydzielające gęsty dym, podłużne przedmioty.

To nie jest wtrącenie, ale opis bardzo z zewnątrz – a narracja jest pierwszoosobowa. Czy Twój narrator tak to zobaczył?

 W kilka sekund przyczepa wypełniła się duszącymi spalinami

Spalinami? https://sjp.pwn.pl/szukaj/spaliny.html

Poczułem w gardle niewyobrażalną suchość, jakbym w okamgnieniu stracił cały zapas śliny

Hmm. Niezbyt obrazowe.

 Chciałem cię unieść, zauważywszy, że usuwasz się na podłogę.

Osuwasz, ale w ogóle – to nie jest opis z perspektywy pierwszej osoby. Skróć zdania. Postaw się w tej sytuacji. Odegraj scenkę.

 Moje powieki stały się bardzo ciężkie.

A może jakąś metaforę? Powieki miałem jak ołów.

 a jednak zamknęły się, jak pod naporem jakiejś niewidzialnej siły.

No, grawitacji chyba. Skoro były ciężkie…

Czułem, jak moje myśli, jedna po drugiej, ulatują gdzieś w przestrzeń, a gardło dławił niemy krzyk.

Co próbujesz powiedzieć?

 Rzeka ludzi płynęła korytarzem, poganiana przez okrutne monstra.

Poplątana metafora. Czy można poganiać rzekę?

 Krzyki i bezcelowe wołanie o pomoc, mieszały się z płaczem i lamentem

Bez przecinka między podmiotem a orzeczeniem.

 odbijając się echem wyżłobionych w litej skale ścian

Odbijając się echem od ścian (wyżłobione jest zagłębienie…), ale znowu – to jest opis z zewnątrz. Kliniczny. Od linijki.

 Pomimo braku wyraźnego źródła światła nie było ciemno, jakby korytarz emanował żółtawym blaskiem.

I narrator ma czas to zauważyć?

 dodawałem otuchy słowami pocieszenia

Ciut purpurowe.

 Popędzali nas, uderzając raz po raz czym tylko popadnie.

Co sugeruje, że walał się tam cały asortyment Minas Morgul… Popędzali nas biciem.

 Jedni byli wyposażeni w ogniste bicze, których uderzenia paliły skórę

Balrogi?

 z kolei inni posiadali macki zakończone ostrymi kolcami lub ogromne szpony

Mieli macki.

 Szczerzyli przy tym kły, wydając dźwięki rodem z piekła.

Kładziesz to okropnie grubo. Myślałam, że uzasadnisz kolaboranckie odczucia bohatera, ale mimo wszystko – to jest przerysowane.

 Nigdy wcześniej nie widzieliśmy żadnego Obcaka z bliska, a tak po prawdzie to nawet z daleka.

Nigdy wcześniej nie widzieliśmy Obcaka, z bliska ani z daleka.

 Słyszeliśmy wiele przerażających powieści na ich temat, lecz żadna nie mogła się równać z rzeczywistością, jakiej teraz doświadczaliśmy.

Opowieści, ale zdanie jest zapewniające. Zapewnianie powoduje odruch przekory.

 niczym nieskrępowaną przyjemność

A dlaczego miałaby być skrępowana? Podobnie jak poprzednie, to zdanie jest zapewniające.

 Zdawali się nieskończenie różnorodni, gdyż każdy wyglądał inaczej

Uciąć, skrócić i wyrzucić: Każdy wyglądał inaczej. Inna rzecz, że nie wiem, po co to zastrzeżenie.

 Ich odmienność cechował już sam kolor skóry

Nie wiem, dlaczego odmienność miała kolor skóry. Albo w ogóle skórę. https://wsjp.pl/haslo/podglad/39926/cechowac

 czy raczej zrogowaciałej powłoki miejscami przypominającej gadzi pancerz, bijąc po oczach całą gamą kolorów od najjaskrawszych do głębokiej czerni.

Czy adresatka wypowiedzi (towarzyszka bohatera) tego nie widziała? I jakim cudem on to zobaczył, gniotąc się w (zapewne spanikowanym) tłumie?

 Ten który szedł najbliżej nas, był wyższy od przeciętnego człowieka o dobry metr

Znaczy, miał dwa metry siedemdziesiąt, pi razy oko. I co mi to mówi? Nic.

na jego pokrytym guzami obliczu tkwiło jedno oko

Oko zostało naklejone na jego oblicze? Hmm?

 tkwiło jedno oko, świecąc szkarłatnym światłem

?

 Nieustannie ryczał i zamaszyście uderzał biczem

Rym. I przy tym wszystkim bohater tak dokładnie go opisał?

 pierwszego lepszego człowieka z brzegu

Albo: pierwszego człowieka z brzegu; albo pierwszego lepszego człowieka.

 bądź rzucały się na nich, po czym gryzły gdzie popadni

Albo rzucały się na niego i gryzły.

 Szliśmy gdzieś w środku pochodu

Nie nazwałabym tego "pochodem"… I skoro są w środku tłumu, to skąd wiedzą, co się dzieje na krawędziach?

 Twoje trzęsące się ramiona obejmowały mnie mocno, a ja delikatnie ocierałem opuszkami palców łzy spływające po twoich policzkach.

Bohaterowie są gimnastykami z cyrku? To i kilka następnych zdań jest nieznośnie przecukrzonych.

 Przez cały czas nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że podążaliśmy korytarzem w dół, coraz głębiej i głębiej nurkując w głąb ziemi.

Mętne i niegramatyczne: Ciągle zdawało mi się, że idziemy w dół, coraz głębiej, coraz dalej w trzewia Ziemi. (Masz te trzewia, niech tam.)

Czy taką wizję miał przed wiekami Dante? Może właśnie to piekło opisał w swoim dziele?

Ja to dzieło czytałam, piąte przez dziesiąte jeszcze pamiętam. A Ty? A Twój bohater? Nie nawiązuj do rzeczy, których nie znasz, najlepiej w ogóle ich nie cytuj – bo na pewno trafi się ktoś, kto zna i kogo to wytrąci z zawieszenia niewiary.

 Coś się zmieniło.

Najbardziej zbędne zdanie, jakie można napisać. Jeśli coś się zmienia, to powiedz od razu, co.

 Dotarliśmy do trochę większego pomieszczenia. Zgromadził się tutaj niemały tłum ludzi, panował przeogromny ścisk

Skąd on to wszystko wie? Tłum przestaje napierać? Nad głową jest sklepienie? Hałas się zmienia?

 ale udało mi się powstrzymać napierających ludzi, na tyle, żebyś miała choć odrobinę swobody.

Jak? Czy to ma sens?

 wszyscy rozglądali się we wszystkich możliwych kierunkach

Ludzie rozglądali się dookoła. Prościej i mniej śmiesznie.

 Wspomniałaś nieśmiałym tonem

Zauważyłaś nieśmiało.

 , z czym, po krótkiej obserwacji, się zgodziłem.

Zbędne.

 Istotnie, dookoła nie było widać ani jednego z nich.

Wydumane. Rzeczywiście, nie widziałem żadnego.

 Nagle zamknęły się ujścia wszystkich korytarzy, zupełnie bezszelestnie zwijając się w swoisty pąk

…? co?

 niektóre z kwiatów

Niektóre kwiaty.

 Szmer niepokoju przebiegł po sali.

Teraz?

 W wielu głowach, w tym również w mojej, a może także i twojej, pojawiła się masa domysłów.

Zapewniające. Skąd bohater wie, co inni myślą?

 Po niedługim czasie nad naszymi głowami odbywał się swoisty teatr, gdzie niedefiniowalne i niemożliwe do opisania animacje tańczyły w rytm niewybrzmiewającej muzyki. Ale my słyszeliśmy muzykę

Bełkot. Mówisz coś, i zaraz sobie zaprzeczasz. Tnij puste słowa. Ja nie wytnę, bo nie wiem, o co chodzi.

 Ludzkie oblicza skierowały się ku górze

… purpura.

 wpatrując się zauroczonymi oczami w niecodzienne widowisko

Przeczytaj to na głos. A "niecodzienne widowisko"… naprawdę uwierzyłam, że to się nie zdarza normalnie, po co mnie tym walisz jak łopatą?

 Jeden z chaotycznych wzorów, znajdujący się w centralnej części sklepienia, przybrał formę pąka kwiatu, po czym otworzył się.

??? Co to jest "chaotyczny wzór"?

 grające na nosie grawitacji

Metafora fajna, ale nie na miejscu.

 Niedługo potem usłyszeliśmy jakiś cichy dźwięk, coś jakby delikatne szuranie. Hałas wyraźnie narastał.

Jedno z drugiego nie wynika. Szuranie raczej nie może być delikatne.

 Przeskakiwały z ofiary na kolejną ofiarę, z każdej odgryzając kawał mięsa.

WTF.

 W powietrzu, oprócz żarłocznych bestii, latały kawałki ciał, z których bryzgała krew.

Wyobraź to sobie. Jest albo niewypowiedzianie obrzydliwe, albo śmieszne w swoim przerysowaniu.

 , lecz mój krzyk zaginął gdzieś pośród nieludzkiego tumultu

Wytnij to.

 Ze strachem,

Dlaczego uważasz, że moim zdaniem bohater się nie boi?

 Widok rozszarpał moje zmysły na strzępy. Patrzyłem, nie wierząc własnym oczom. To musiał być tylko zły sen.

Pierwsze zdanie jest po prostu bezsensowne. Reszta zapewniająca i zbędna.

 

Końcówka:

 Jak głupiec, szukałem ciebie wzrokiem

Jak głupiec szukałem wzrokiem ciebie.

 pod naporem szczęk

https://wsjp.pl/haslo/podglad/13642/napor

 powoli mój byt pogrążał się w ciemności

Kicz. Jak bohater może o tym opowiadać (z perspektywy czasu! użyłeś czasu przeszłego!) – skoro przypadkowe ufoki go zeżarły? Hmm? https://tvtropes.org/pmwiki/pmwiki.php/Main/UndeadAuthor

 Nagle uderzył mnie oślepiający blask.

Nagle oślepił mnie blask.

 Obraz nie był najlepszy i do tego pozbawiony dźwięku.

Dźwięk nie przynależy obrazowi z natury: Obraz nie był najlepszy, nie było dźwięku.

 Pokazywał jedną z kilku budowli Obcaków, których na planecie przybywało z każdym kolejnym rokiem okupacji.

Obraz raczej przedstawiał. Niejasność: przybywało Obcaków – czy budowli?

 Przekaźnik noktowizyjny musiał znajdować się w sporej odległości, bo ledwie dało się dostrzec zarys obiektu ukryty pośród bujnej roślinności.

Rym, i jaki jest sens obserwować coś, co ledwo widać? "Musi" użyte w ten sposób jest anglicyzmem.

 Pomiędzy wszelkiego rodzaju wysokich kwiatów oraz krzewów nie było wiele widać

To nie po polsku. W gęstwinie krzewów i kwiatów niewiele było widać.

 zdradzała obecność czegoś, co nie powstało naturalnie.

Dziwne zdanie.

Czujniki umieszczone w poprzednich nosicielach wskazywały, że czas od momentu ich wejścia do budowli, aż do karmienia młodych to od dwóch do trzech godzin.

Z poprzednich pomiarów wynika, że karmią młode od dwóch do trzech godzin po wejściu do budowli.

 dodał z powątpiewaniem w głosie

"W głosie" praktycznie zawsze jest zbędne. Tu też.

– ciągnął interlokutora za język.

Zbędne.

 nie wykrywalną

Łącznie.

 Zresztą, myślę, że po tym co tam zobaczy, to pewnie chętnie przegryzie zapalnik.

Zresztą, myślę, że po tym, co tam zobaczy, pewnie chętnie przegryzie zapalnik.

 Ze skupieniem wymalowanym na twarzach śledzili przekaz.

W skupieniu śledzili materiał.

 lśnienie było wręcz oślepiające

Lśnienie to słaby blask, a tu masz bombę atomową.

 Do pomieszczenia wdarł się słup światła, rozjaśniając wnętrze do granic wytrzymałości wzroku

?

 Potem blask tak samo nagle zniknął, jak się wcześniej niespodziewanie pojawił.

Potem blask zniknął równie nagle, jak się pojawił.

 Widok z ekranu ukazywał

Na ekranie widać było. Oślepionymi oczami, co?

 W powietrzu latały chmary kawałków roślin wymieszane z pyłem i popiołem.

Chmary owadów, tak, ale na pewno nie kawałków roślin po wybuchu.

 Efekt podmuchu lekko przekrzywił kamerę, lecz nie na tyle, żeby nic nie było widać.

Podmuch przekrzywił trochę kamerę, ale najważniejsze było widać.

 wyglądał za zadowolonego

Literówka.

dzierżąc przed sobą tackę

Niosąc przed sobą. Dzierży się coś w ręku, tj. się to ściska.

jednakowoż

Na pralkę to przyklej.

 potomstwo żre na potęgę ludzkie mięso

Na potęgę można się zbroić, a potomstwo żre ludzkie mięso tonami.

 kilkudziesięciu istnień

Mówiłeś o strasznym tłumie…

 udałoby się uratować przetrwanie ludzkości

Zapewnić przetrwanie, albo uratować ludzkość.

 

 

Mhm. Czyli ludzie podrzucili kosmitom ludzi trojańskich. Fajnie. To się trzyma kupy. Co się kupy nie trzyma: narrator, który najwyraźniej nie wie, że jest przynętą, a poza tym opowiada swoją historię już po wysadzeniu w bzdyliard kawałeczków komuś, kto przy tym był (czemu idziesz w narrację pierwszoosobową, skoro nie umiesz jej dobrze wykorzystać? facet mówi bardzo zimno, klinicznie, ale wyraźnie nie o to Ci chodziło, bo silisz się na melodramat), i który w zasadzie nie robi niczego. Zupełnie niczego. Nie próbuje uciekać, a choć ma wątpliwości, bezzasadne zresztą, niczego one nie zmieniają. Nie trzyma się kupy to, że jakaś tajemnicza organizacja ratuje ludzkość metodami dość desperackimi (czego wcześniej próbowali? nie mówiłeś! jakie mają możliwości?), a ufoki najwyraźniej nie potrafią jej zbombardować z powietrza. Brakuje światotwórstwa, bohaterowie są z tektury, myśl mętna, język mało obrazowy z zaskakującymi smugami purpury. Idea biopancerza, która z początku wygląda na oś tekstu, szybko znika – nie mam pojęcia, do czego była potrzebna. Nazwa “Obcaki” jest toporna.

Ale.

Nie jest tragicznie. Musisz po prostu przemyśleć, o czym właściwie chcesz pisać, a po napisaniu zimno i metodycznie wyłowić wszystko, co nie ma sensu. Na jakimkolwiek poziomie, bo i nonsensy językowe się trafiły. Tnij pustosłowie i uważaj na te momenty, w których wydajesz się sobie poetą, bo nim nie jesteś. Przemyśl konsekwencje zmian, które wprowadzasz w świecie, p. tu: https://www.alonewithinvisiblepeople.com/posts/lazy-worldbuilding-workshop-live-and-on-the-fly/

Dużo czytaj. I próbuj dalej.

Dziękuję za wszystkie opinie. Geneza tego tekstu jest raczej dziwna, więc pewnie dlatego efekt końcowy jest taki sobie. Chciałem się dowiedzieć, jak opowiadanie wypadnie w obiektywnych opiniach użytkowników NF, no i się dowiedziałem:)

 

Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.

Geneza tego tekstu jest raczej dziwna, więc pewnie dlatego efekt końcowy jest taki sobie

Dlaczego? Co ma Hinieldus do Chrystusa, znaczy się, geneza do efektu końcowego? (Chyba więcej…)

Trzymaj się i żyj dalej. To najlepsze, co możemy zrobić.

Wpadam tak w przedsylwestrowym nastroju.

Jest tu fajny koncept, bo i podoba mi się pomysł na obcych jedzących ludzi, biopancerzy, czy też “koni” trojańskich użytych do zniszczenia bazy. Ten środkowy ma dla mnie największy koncept, bo i fabularnie brzmi świerzej niż pozostałe. Co nie znaczy, że są złe, po prostu bardziej ograne.

Rozplanowanie opowieści wychodzi fajnie, ale powiem szczerze, że nie zagrało mi to, że narrator jest kimś, kto zgłosił się na ochotnika – w sensie nie wyczułem tego w tekście. Mogły mi umknąć wskazujące na to detale.

Technicznie coś mi od czasu do czasu chrzęści, ale to niech się lepsi ode mnie wypowiedzą.

Podsumowując: czytadło ok, ale bez wielkich fajerwerków. Ten koncept biopancerzy zostanie ze mną na dłużej – reszta raczej wywietrzeje szybko. Tym niemniej miło spędziłem czas przeznaczony na tę opowieść ;)

 

Nowa Fantastyka