W sadzy znalazły się moje ręce, a w nocy, która mnie przyozdobiła brakiem snów, nie widziałem śladów rozmazanego węgla na polikach. Krzyknąłem, nie słysząc ani słowa, tylko ciche kroki… coraz bliżej. Zdawały się mnie prześladować. Poczułem obrzydliwe łapsko, dotykające chudymi palcami mojej brody. Koszmarna dłoń zasłoniła twarz. Choć było ciemno, dobrze wiedziałem jak się odczuwa dotyk dłoni. Co ja najlepszego uczyniłem? Wybrzmiał głos, jakby z zaświatów:
– Słuchaj Szlejdah, trafiłeś do nas. Do piekieł.
Zrozumiałem, że tutaj otrzymałem nowe imię. Nagle dłoń opuściła moją twarz, zdołałem wstać. Oczy chyba zaczęły się przyzwyczajać. Nieprzenikniony mrok nabrał odcieni, kształtów. Niczym czarno-biały film, który ktoś rozjaśnił. Ciemniejsza wersja filmu Begotten, świata w którym pozory wymalowywały koszmary, obecne tylko w umysłach. Chwila radości przypłynęła, chwila dumy i wielkości. Krzyknąłem, tym razem słysząc własne słowa:
– Jestem panem ciemności! Szykujcie moje szaty, o demony i upadłe dusze!
Usłyszałem w odpowiedzi śmiech, który zdławił kolejne słowa cisnące się na usta. Głos odpowiedział:
– Panem ciemności jestem ja. Ty na razie musisz coś zobaczyć. Usiądź.
Coraz wyraźniejsza postać bez twarzy wskazała mi tron z czaszek. Usiadłem, ciemność osłaniał śnieg, jakby w telewizji. Ten sam śnieg, który widziałem kilka lat po urodzeniu w ciemnym pokoju. Dowód na urodzenie się człowiekiem, dowód na to, że jeszcze w łonie matki miałem oczy otwarte. Dowód…
– Zamilcz. Słyszę twoje myśli, są nieznośne. Sądzisz, że urodziłeś się antychrystem albo innym diabłem? Twój koszmar pośmiertny przeżyjesz jak każdy.
Przede mną pojawił się wielki ekran, dokładnie taki jaki sobie wyobraziłem w dzieciństwie. Siostra na lekcjach uczyła, że po śmierci pokażą nam całe życie, wszystkie grzechy w taki sposób. Wyciągnąłem nogi i czekałem. Nie czułem bólu, nie widziałem ognia piekielnego. Było cicho i spokojnie. Głos przemówił:
– Spotkałeś w życiu wiele kobiet, którymi wzgardziłeś. Dlaczego akurat o kobietach mówimy? Dlatego, że są naszymi wysłanniczkami. Tak to prawda, że tam gdzie diabeł nie może… W każdym razie, to że wzgardziłeś wieloma kobietami, nie zmienia faktu, że nasze dzieci się narodziły… ale nie na Ziemi.
Ekran wyświetlił scenę z mojej młodości. Na korytarzu szkolnym czytałem książkę. Podeszła dziewczyna i położyła swoją dłoń na kartce. Podniosłem głowę, spojrzałem na nią i odrzuciłem jej rękę. Odeszła. Potem obraz wygasł, pojawiła się scena jak dziewczyna płacze w swoim pokoju. Obraz zniknął. Usłyszałem nagle za plecami wrzask. Odwróciłem się. Do sali weszła zakapturzona postać w masce, wprowadziła wózek, z którego rozlegały się wrzaski dziecka. Czekałem aż odezwie się głos przemawiającego, ale słyszałem tylko niekończący się skowyt. Na ekranie pojawiła się kolejna scena. Na dyskotece, gdzieś dawno temu, piłem piwo przy stole. Wstałem kierując się w stronę wyjścia, przy którym zatrzymała mnie kobieta. Powiedziała coś na ucho, ale odtrąciłem ją. Później pokazano ją w płaczu, widziała mnie pijanego wsiadającego do taksówki. Usłyszałem kolejny wrzask, odwróciłem się. Zakapturzona postać wwiozła kolejny wózek z dzieckiem. Krzyknąłem w oczekiwaniu, że głos przemawiającego mnie usłyszy:
– Co tu się dzieje? O co chodzi z tymi dziećmi?
Głos milczał. Kolejne sceny z życia wyświetlały się. Kolejne kobiety płakały na ekranie, a potem płaczące dzieci wjeżdżały w wózkach, przywożone przez zamaskowanego człowieka. A może demona? Nie wiem, kto te dzieci zwoził, ale było już ich chyba ze sto. Wydawało się, że pękną mi bębenki w uszach. Głos przemówił:
– Nawet twoje spojrzenie wyrażało pogardę dla każdej pokusy, oferowanej przez nasze wysłanniczki. Jednak to im wystarczyło, by dzieci powstały. Twoje chwilowe pożądanie, twoja pogarda czy twoja drwina. Każde spojrzenie zwiększało liczebność naszej armii. Jednak bez twojej pomocy dzieci nie dorosną, a ciebie spotka wieczna męka słuchania ich płaczu. Możesz ich nie karmić, możesz ich nie kochać. One nie umrą wiecznie.
Głos zamilkł, w oddali zapaliły się świece wokół szerokiego postumentu. Wstałem by iść w ich stronę. Kiedy się zbliżałem, głos dzieci cichł. Przy świecach krzyki nie były już słyszalne. Wśród blasku ognia stała wielka chrzcielnica, spod której wyglądały głowy rzeźbionych cherubinów. W chrzcielnicy, zamiast wody, mieściły się ziarna kukurydzy. Wysuszone drobiny, które przesypywały się między palcami. Głos rzekł:
– Na tamtym świecie, świecie żywych, tylko przez te ziarna dzieci mogą się narodzić i dorosnąć. Gdy oddasz te ziarna duszom śmiertelnych, wykonamy plan. Lecz ty nie możesz wrócić teraz, za to jest ktoś kto ci pomoże. Twój najstarszy syn.
Nagle znalazłem się znowu pod ekranem, palcem złapałem za tron. Czułem czaszki, jak palce biegną przez oczodoły i nozdrza. To było realne. Na ekranie pojawił się film, wczorajsza impreza. Jednak to nie była część, którą w pełni pamiętałem. Leżałem w plamie krwi na ziemi, a obok naga Weronika. Nie wiem czy żyła. Po prostu leżała na mnie, czarnymi włosami brodząc we krwi. Wokół były wymalowane jakieś symbole. Stały też puste butelki po wódce.
– Tak, to były twoje ostatnie chwile na tamtym świecie. Alkohol jest bardzo szkodliwy i tak narodził się Twój syn, zjawił się u nas od razu pełnoletni. Nigdy nie obdarowałeś żadnej z naszych wysłannic takim pożądaniem i wzgardą jednocześnie. Przez twoje zachowanie trafiła do nieba, gdzie zakuto ją w kajdany. Czeka na przesłuchanie i sąd, który kończy się znacznie gorzej niż wieczne potępienie. Ale mniejsza z nią. Oto Twój syn Ajzaszel.
Słysząc wrzask dzieci, uciekłem w stronę chrzcielnicy gdzie stała zamaskowana postać. Stanąłem przed nią, ściągnęła maskę i moim oczom ukazała się moja twarz, ale znacznie młodsza. Blada jak u trupa, w czarnych długich włosach. Oczy miała czerwone i jakiś nieokreślony gniew bił z tej postaci. Usłyszałem głos, niczym syczenie węża:
– Zabiłbym cię ojcze i wypił twoją krew, ale przecież już mam w sobie twoją krew, prawda? Czy to tak nie działa, że krzywdę którą bym ci zadał, mógłbym też sobie zadać? Czy to nie byłoby to samo? W tym podłym mrocznym świecie tak jest. Nie będzie więc krzywdy. Zrobię co każesz.
Spojrzałem na niego nie uśmiechając się. Włożyłem rękę do chrzcielnicy i przesypałem ziarna kukurydzy. Powiedziałem do Ajzaszela:
– Jesteś w stanie mi pomóc?
Chłopak kiwnął głową.
– Wiesz co zrobić?
Kiwnął głową i odpowiedział tak, że słyszałem bez słów. Czytał w moich myślach, mieliśmy wspólny świat, który tutaj w mroku wyraźnie działał bez woali kłamstwa. Ajzaszel miał dostarczyć ziarno na Ziemię, aby śmiertelne wysłanniczki, które jeszcze żyją, doprowadziły do wprowadzenia zła na świat. Moje dzieci powinny dorosnąć i zniszczyć Ziemię. Nie miałem w tym żadnej chwały. Ajzaszel zniknął, zgasły świece, a ja znów siedziałem na tronie. Wrzask dzieci narastał.
***
W świecie ziemskim nadchodził czas Halloween. Ajzaszel jako kasjer w lokalnym kinie rozdawał popcorn. Napotkanym kobietom proponował podwójne porcje. Kukurydza z zaświatów strzelała w kinach całego kraju. Ajzaszel umiał być w kilku miejscach. Wiedział gdzie w przebywają zauważane przeze mnie kobiety. Nieświadome wysłanniczki jadły ziarna w postaci popcornu, spotykając Ajzaszela jako sprzedawcę w wesołych miasteczkach, czy sprzedawcę w budce z fastfoodem. Przez wiele dni ziarno rozeszło się w ogromnych ilościach. Tysiące kobiet wkrótce miało urodzić dzieci, których nie chciałby urodzić, gdyby wiedziały o planie. Gdy Ajzaszel wykonał zadanie, wrócił do świata ciemności. Nasze umysły ponownie się złączyły, a cisza wypełniła chłód komnat. Spokój nie trwał jednak długo.
***
Gdy oglądaliśmy wspomnienia z mojego życia, nagle znikąd do sali zaczęły wpadać białe koperty. Najpierw jedna, potem setki. Byłem nimi zasypany, a gdy już udawało się wyjść i z bieli dojrzeć choć cień mroku, blask papieru wpadał ze zdwojoną siłą. Otworzyłem jedną z kopert. Było to wezwanie do spłacenia alimentów.
– Coooo!?
Krzyknąłem zdenerwowany.
– Alimenty w zaświatach? Z jakiej racji! Gdzie jesteś cholerny głosie? Ja jestem częścią planu zagłady śmiertelników, a wy to niszczycie urzędniczą groteską? Czy wy jesteście poważni?
Głos odpowiedział:
– Dzieci się narodziły. Zejdź na Ziemię i dopełnij cierpienia śmiertelników.
***
Moja jedna szansa zejścia na świat śmiertelników wreszcie nadeszła. Bez przeszkód przesunąłem się jako cień po salach gmachu urzędu. Prześlizgnąłem się do pokoju, gdzie mężczyzna w garniturze pod krawatem dopijał ostatnią szklankę whisky. Przemówiłem:
– Drogi trunek pan pije. Czy nie należałoby otworzyć kolejnej butelki?
Mężczyzna wybełkotał:
– Czy ty jesteś tym diabłem, z którym miałbym podpisać pakt? Jestem skończony, wyrzucą mnie. Odpowiem za swoje błędy i zgniję w więzieniu… Zrobię wszystko!
Zaśmiałem się, a w mojej dłoni zajaśniała znikąd kolejna butelka. Postawiłem na stole, oczy mężczyzny rozpaliły się jak rozdmuchane w żarze węgielki. Zapłonęły chciwością. Otworzył butelkę i nalał sobie całą szklankę. Wypił do dna. Przedstawiłem mu plan:
– Obciążycie wszystkich mężczyzn, szczególnie tych samotnych, niewiarygodnymi podatkami. Sprawicie, że pieniądz będzie mniej warty, tak by ukryć faktyczne obciążenia. Oni będą pracować dniami i nocami, aż do śmierci, by dzieci otrzymały większą część społecznego wynagrodzenia. Każdemu dziecku dacie tyle ile trzeba, by rosły w siłę. Tak wrócisz do łask na lata. Krzywdą oschniętych zgnilców nadacie nowemu życiu mocy.
Mężczyzna zgodził się na wszystko. Gdy wróciłem do świata cienia, zauważyłem, że listy zniknęły. Alimenty wyparowały. Dzieci zła rosły w siłę, by potem obrócić się przeciwko swoim rodzicom. Świat zapłonął. Jedyny krzyk, który mi teraz towarzyszył to krzyk zakładniczki niebios. Almania, na Ziemi Weronika, cierpiała w niebiańskim więzieniu. Armia moich dzieci miała po śmierci pomścić jej mękę. Tymczasem znudzony Ajzaszel podawał kielichy z truciznami, a gdy je piłem sam cierpiał i krwawił. Tak mijały wieki w oczekiwaniu na czas ostateczny.