- Opowiadanie: Golodh - Mój martwy ojciec [Shanti vs Golodh]

Mój martwy ojciec [Shanti vs Golodh]

Pojedynek Shanti vs Golodh

Hasło: Uderz w grób, a nekromanci się odezwą

 

UWAGA: Choć zaiste dwóch pojedynkowiczów miało być, wkradł się nam trzeci. I choć wydawało mu się, że taki sprytny jest, bo obu pojedynkowiczów wykiwać chciał, Shanti & Golodh, to nie byle kto i własną intrygę uknuli.

Bo kto trolować chce, sam zostanie strolowany :D

Stąd też, choć Shanti i Golodh anonimowo publikować postanowili, wskazówkę co do tożsamości trzeciego autora w swoich tekstach ukryli. Szukajcie, a znajdziecie!

 

[trzeci autor dołączył za obupólną zgodą Shanti & Golodha, ale postanowili oni mieć przy tym trochę zabawy]

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Mój martwy ojciec [Shanti vs Golodh]

Unoszący się zapach zgnilizny pobudzał jego mroczne fantazje. Larwy łaskotały go po szyi, pełznąc po krawędzi wisielczej blizny. W ciemności, do której nie docierał nawet najmniejszy promień słońca, swą niemą symfonię wyśpiewywały latające tam i z powrotem muchy.

Błogi nastrój przerwały tępe uderzenia o kamień.

– Ojcze – rozległ się szept. Z nieba błysnęło światło. – Zaraz cię wyciągnę.

Azarak potarł oczodół. Kto śmie przerywać tak cudowny sen?

– …animam hanc redde nostris…

Po brzuchu przebiegła mysz. Ledwie sekundę później coś brutalnie wyszarpało mu trzewia.

 

***

 

Sekabr zaniósł gnijące ciało z powrotem do domu. Pod osłoną nocy pozostawał niewidoczny – a przynajmniej taką miał nadzieję. Gdyby ktoś dowiedział się o jego konszachtach z ciemnymi siłami…

Z pomocą żony, Arieli, zatargał ciało do piwnicy i ułożył w narysowanym wcześniej kręgu. Powietrze wypełniał zapach kadzideł i ogniska. Opletli kości otrzymanymi od wiejskiej wiedźmy magicznymi koralami i posmarowali olejem.

– Inferni custos, animam hanc redde nostris…

Gdy Sekabr odczytał inkantację, w powietrzu zawisło coś drobnego i nieuchwytnego. Pan domu poczuł się cięższy, ogień przygasł, a z kątów śmielej wypełzła ciemność.

Na koralach pojawiły się malutkie, srebrzyste krople. Płynęły po kościach i resztkach mięsa, zostawiając ledwo widoczne wypustki, jakby rzeźbiły w odwrotną stronę – nie w materiale, a w otaczającym go powietrzu, powoli odbudowując martwe ciało. Magiczna substancja wyraźnie ożywała przy cieple domowego ogniska, toteż Sekabr dorzucił jeszcze drew.

Gdy upewnił się, że wszystko idzie zgodnie z planem, poszedł spać.

 

***

 

Przed pierwszym brzaskiem obudził go dobiegający zza drzwi głos córki, Tosi.

– Mooort… Mooort… Chcesz pysznego serka? Mooort…

Sekabr obejrzał się. Żona wciąż spała i jakoś tak żal mu było ją budzić. Przeklął pod nosem i wstał sprawdzić, co się dzieje. Tosia biegała po salonie, szukając swojej ukochanej myszy.

– Tato, tato – zawołała. Wyglądała na szczerze zmartwioną. – Nie mogę znaleźć Morta!

– Naprawdę? – Sekabr podrapał się po głowie. Ziewnął przeciągle. – A sprawdzałaś moją kurtkę? Wiesz, jak lubi się w niej chować.

– Nie! – krzyknęła i natychmiast pobiegła ją sprawdzić. Ojciec odprowadził ją wzrokiem, zanim zszedł do piwnicy.

Srebrny płyn utworzył wokół ciała błonę, z zewnątrz przypominającą ludzki płód. Była tak cienka, jak tylko można sobie wyobrazić – do tego stopnia, że syn zmarłego bał się jej nawet dotknąć, żeby nie pękła jak bańka. Ze środka prześwitywały ledwie rysy trupa; Sekabr przysiągłby jednak, że kości – wcześniej rozrzucone – układają się na powrót. w ludzki szkielet.

– Mooort – usłyszał dobiegający z góry krzyk córki. – Mooort, chcesz serka?

Uśmiechnął się – jak zawsze, słysząc głos swojej słodkiej córeczki.

 

***

 

Co jakiś czas Sekabr zaglądał na dół, by podtrzymać gorejące ognisko i wymienić wypalone kadzidła. Zauważył też, że i Ariela – choć piwnicę omija szerokim łukiem – nadzwyczaj często wygląda za okiennice, wypatrując czegoś nerwowo.

– To chyba działa – stwierdził któregoś razu, siadając naprzeciwko.

Żona tylko skinęła głową.

– Czegoś szukasz?

– Wielebny Derran ostatnio kręci się w okolicy. Często chodzi do sąsiadki, daje odpusty, a czasem… Chyba nas podgląda. Myślisz, że coś wie?

Sekabr zerknął na zewnątrz. Ściemniało się i jeśli gdzieś tam krył się duchowny, to nie miałby, jak go dostrzec. Faktem jednak było, że od dawna nie pałali do siebie sympatią.

– A jeśli nawet, to co? – Prychnął. – Co może nam zrobić gorszego niż skrzyczeć z ambony? Wpędzi w większe długi? Znowu coś szepnie wójtowi? A może ześle kolejnego grzyba, który przetrzebi plony?! Na Święty Bór, co jeszcze? Ariela, bez ojca wszystko i tak się sypie!

Nakręcał się z każdym słowem; w międzyczasie gniewnie stając na nogi. Ariela skuliła się nieco, z niepokojem to spoglądając na niego, to znów wyglądając wielebnego Derrana.

– Wiem… Ja wiem, tylko… Po prostu się martwię. Tym wszystkim.

Kiwnął głową.

– Zwrócę na niego uwagę. I przepędzę, jeśli będzie trzeba.

 

***

 

Leżał pogrążony w letargu. Ciało – jego ciało – się zmieniało. Na kościach rosły ścięgna, na ścięgnach mięśnie, na mięśniach skóra. Rosły w iście bolesnym procesie, porównywalnym z jednoczesnym miażdżeniem, spłaszczaniem, paleniem, cięciem, rozdrapywaniem i przebijaniem każdego najmniejszego fragmentu jego ciała.

Chciał piszczeć. Naprawdę chciał, ale nie potrafił. Jeszcze nie.

W głowie majaczyły mu echa odległych rozmów, modlitw, próśb i kłótni. Czasem gdzieś błyskały światła, innym razem czuł odór mięsa. Z każdym dniem i każdą godziną, bodźce stawały się coraz mniej przytłumione. Odmiana przychodziła sukcesywnie – krok po kroku coś wyciągało go z limbo; z otchłani, do której tak bardzo pragnął wrócić.

 

***

 

– Tato! – Tosia podbiegła, chcąc siąść ojcu na kolanach. – Martwię się o Morta…

– Nie teraz, córeczko – odburknął Sekabr. – Widzisz tamtego pana? Podgląda nas!

Krew się w nim zagotowała. Rozejrzał się po salonie, szukając czegoś, czym mógłby przepędzić tego wałkonia. Cóż on sobie myślał? Że duchowna szata daje mu prawo tak filować? Ha! Jakby biskup się tu pojawił, to może, ale taki byle klecha jak on…

Sekabr zgarnął większy nóż i, wychodząc, skierował go prosto w kapłana Świętego Boru.

– Widzę cię przecież – zawołał. – Co tu robisz? Pierzchaj, pókim jeszcze spokojny.

Derran aż podskoczył. Cofnął się dwa kroki, oczy błądziły mu niespokojnie po podwórzu.

– J-ja widziałem – wyjąkał. – J-jak szedłeś do tej w-w-wiedźmy cholernej. – Nagle wyprostował się i zacisnął pięści. – Ja powiem opatowi!

– Ha! I co mu powiesz? Że podglądasz niewinną rodzinę? Wiem przecież, że tylko marzysz, żeby mi się coś stało. Oż ty łachudro…

Dopiero krzyk Derrana uświadomił go, co zrobił. Nóż przejechał po ramieniu wielebnego, zostawiając głęboką szramę. Derran wrzasnął, drugą ręką próbując jakoś zatamować krwawienie.

– Sekabr!

Ariela stała w drzwiach. Widziała wszystko – i natychmiast popędziła do środka, poszukać jakiegoś bandaża.

I Tosia. Jego mała dziewczynka nie powinna tego widzieć.

Zamarł w bezruchu, patrząc się w stronę domostwa. Wszystko potoczyło się tak źle, jak tylko mogło. Oczami wyobraźni widział już twarz opata; wręcz czuł już czekającą go chłostę i spływającą po krzyżu krew. A do tego wszystkiego czuł podskórnie jakiś taki bliżej nieokreślony niepokój.

Ach, gdyby tylko był tu jego ojciec…

 

***

 

Pierwszy oddech. Tętnice zaczęły tłoczyć krew, członki wypełniło ciepło. Ból ustąpił odrętwieniu, które odeszło równie szybko. Otworzył powieki, poruszył palcami, obrócił głową, pociągnął nosem.

Krew.

Ręka okazała się szybsza, niźli głowa. Pazury przecięły otaczającą go powłokę. Wypełniająca ją ciepła para momentalnie uleciała ku górze.

Wyjrzał na zewnątrz. Rześkie powietrze przyjemnie orzeźwiało i chłodziło mokrą od potu skórę. Gdzieś zza ściany dobiegały ludzkie głosy, tupanie, krzyk.

Zerwał się. Staranował drzwi, zrywając okucia; obejrzał się i ruszył schodami na górę. Rozejrzał się. Kobieta, wysoka, ładna. Ach… Wróci do niej! Ale teraz wzywał go zapach z podwórza.

Krew, krew, krew.

Wypadł na zewnątrz. Najpierw dopadł tego masywniejszego. Rozerwał skórę, jak kawałek pergaminu. Zachłannie, obojgiem rąk, zagarniał osocze do ust. Intensywne, trochę cierpkie… Ach… Tak dobre… Szybko zaspokoił pierwsze pragnienie i sięgnął po mięso. Rwał je, rozszarpywał, pożerał kęs za kęsem.

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z wrzasków. Drugi osobnik, sparaliżowany strachem, stał w odległości paru metrów, w drżącej ręce trzymając coś ostrego i połyskującego.

Ledwo się nimi zainteresował. Podbiegł i jednym ciosem powalił na ziemię.

Wtedy ją zauważył. Tę małą, niewielką istotkę, która, skulona, płakała rzewnymi łzami. Znał jej twarz. Majaczyła mu, wdrukowana w tkankę jego świadomości.

Zacisnął zęby i zbliżył się. Odzyskał kontrolę. Naśladując obrazy ze wspomnień wygiął usta w parodię uśmiechu, wyszczerzył zęby i poklepał istotkę po główce. Z wielkim trudem zmusił język do wysiłku i wycedził:

– Mo… mort… Sss… Ssserrrrka?!

 

***

 

Bim-bam. Bim-bam.

Najedzony Azarak ułożył się wygodnie w swojej norce, wsłuchując w bicie kościelnych dzwonów. Znowu ktoś dziś umarł – ostatnio zdarzało się to wyjątkowo często – a więc i jemu pewnie dostanie się porcja.

Cmentarna kapliczka stanowiła dobre miejsce do życia, jeśli wiedziałeś, gdzie trzymają ciała. Albo w której spiżarni chowają najlepsze kawałki sera, o ile akurat nie zamknęli jej na cztery spusty. No i w kapliczce mógł się porządnie wygrzać i osuszyć po długich zabawach w błocie.

Martwi rzadko dostają drugą szansę. Prawdę mówiąc, Azarak sam by się na nią nie zdecydował. Ruszać się z grobu, żeby znowu tyrać na roli, płacić podatki i opiekować się tymi darmozjadami?

Ale życie myszy… Wszystko było dużo prostsze.

Czasem zastanawiał się, co ten jego choleryczny syn znów poknocił. Nawet martwił się, czy na pewno dobrze sobie radzą? Czy aby i ich nie dopadła ta zaraza?

Wystarczyło jednak poczuć zapach pysznego serka, by zapomnieć o niebożym świecie.

Koniec

Komentarze

Przeczuwałam, że coś będzie się wiązać z serkiem, ale mnie zaskoczyłeś.

Fajne opowiadanie, nieprzesadnie obrzydliwe, zabawne i intrygujące.

Oto jak wykorzystałam przerwę obiadową;)

Lożanka bezprenumeratowa

Stąd też, choć Shanti i Golodh anonimowo publikować postanowili, wskazówkę co do tożsamości trzeciego autora w swoich tekstach ukryli.

Ale żeby tak od razu paluchem pokazywać. To ma być wskazówka, to, kurcze, bilbord jest, a nie wskazówka ;)

 

Tekst fajny, zaskoczył. Myślałam, że wyjdzie jakaś mieszanka tatusia i myszy, a tu takie buty ;) Rozumiem, że pochrzanił inkantację. Kończy się morderstwem, ale i tak mi się uśmiechnęło. Morał z historii jest taki, że należy wiedzieć, co się gada, a nie tylko powtarzać jak papuga ;) Mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

 Unoszący się zapach zgnilizny pobudzał jego mroczne fantazje.

Brak dopełnienia.

 pełznąc po krawędzi wisielczej blizny

Że co. cool

 swą niemą symfonię wyśpiewywały latające tam i z powrotem muchy

A muchę anonim widział? Albo słyszał?

 Błogi nastrój przerwały tępe uderzenia o kamień.

Błąd kategorialny.

 Od nieba błysnęło światło

Z nieba; albo z góry.

 …animam hanc redde nostris…

Ponieważ w światach fantasy mówi się po łacinie.

 Powietrze wypełniał zapach kadzideł i ogniska.

Hmmm.

 z kątów pewniej wypełzła ciemność

Pewniej?

 rzeźbiły w odwrotną stronę – nie w materiale, a w otaczającym go powietrzu

…?

 Gdy upewnił się, że wszystko idzie zgodnie z planem, poszedł spać.

Ale, ale, ale… a co z napięciem?

 Chcesz pysznego serka?

Jest mitem, jakoby myszy lubiły ser. Myszy nagryzają wszystko, ale ser jedzą tylko, kiedy nie mają nic innego.

 Ojciec jeszcze odprowadził ją wzrokiem

"Jeszcze" nic tu nie wnosi, tylko psuje rytm. Wyegzorcyzmować.

 Srebrny płyn utworzył wokół ciała błonę, z zewnątrz przypominającą ludzki płód.

W jaki sposób błona przypomina płód?

 Była tak cienka jak tylko można sobie wyobrazić

Była tak cienka, jak tylko można sobie wyobrazić.

 kości – wpierw dość luźno rozrzucone – ustawiały się na powrót

Kości – wcześniej rozrzucone – układają się na powrót.

 zarówno po to, by podtrzymać gorejące ognisko, jak i wymienić wypalone kadzidła

Ale na grzyba Ci to "zarówno"? Gdzie tu kontrast? I – aliteracja.

 Zauważył też, że i Ariela – choć piwnicę omijała szerokim łukiem – to nadzwyczaj często wyglądała za okiennice, wypatrując czegoś nerwowo.

C.t.: Zauważył też, że i Ariela – choć piwnicę omija szerokim łukiem – nadzwyczaj często wygląda za okiennice, wypatrując czegoś nerwowo.

 – To chyba działa – stwierdził któregoś razu

Lepiej: orzekł.

 nie miałby, jak go dostrzec

Co to za przecinek? Oj, bo przyjdzie zombie!

 Co gorszego może nam zrobić poza kolejnym okrzyczeniem z ambony?

Co może nam zrobić, znów pokrzyczeć z ambony? Albo: Co może nam zrobić gorszego niż skrzyczeć z ambony?

 Nakręcał się z każdym słowem

Współczesne sformułowanie.

 w międzyczasie gniewnie stając na nogi

Hem?

z niepokojem spoglądając to na niego, to znów wyglądając za wielebnym Derranem.

Wyglądając wielebnego, ale zdanie ogólnie koślawe: z niepokojem spoglądając to na niego, to na okno. Albo: z niepokojem to spoglądając na niego, to znów wyglądając wielebnego Derrana.

 Rosły w iście bolesnym procesie

Nie dałabym głowy. Procesy nie są istotowo bolesne: https://wsjp.pl/haslo/podglad/20856/iscie

 każdego, najmniejszego

Tu bez przecinka.

 bodźce stawały się coraz mniej przytłumione

Hmm.

 Odmiana przychodziła powoli, acz sukcesywnie

Sukcesywnie, czyli powoli… https://wsjp.pl/haslo/podglad/47459/sukcesywnie

 Że duchowna szata daje mu prawo tak filować?

Dziwne zdanie.

 Jakby biskup się tu pojawił, to może, ale taki byle klecha jak on…

A co to ma do rzeczy? Że biskup?

 wychodząc, skierował go prosto w kapłana

Naraz?

 Oż ty łachudro…

Oż, ty łachudro…

uświadomił go, co zrobił

Uświadomił mu, co zrobił. Uświadomić kogoś, to wyjaśnić mu, po co chłopcy mają dzyndzelek.

 zostawiając głęboką szramę

Szrama to blizna: https://sjp.pwn.pl/szukaj/szrama.html

 Jego mała dziewczynka

Anglicyzm. Jego córeczka.

 wpatrując się w stronę domostwa

Można się wpatrywać w ścianę, ale nie w stronę.

 A do tego wszystkiego czuł podskórnie jakiś taki bliżej nieokreślony niepokój.

… hmm.

 Ból ustąpił odrętwieniu

Ból ustąpił miejsca odrętwieniu.

 Wypełniająca ją ciepła para momentalnie uleciała ku górze.

Para?

zagarniał osocze do ust

Miał bowiem w rękach maszynę do frakcjonowania krwi?

 Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z wrzasków.

Hmm.

 Drugi z osobników, sparaliżowany ze strachu

Drugi osobnik, sparaliżowany strachem.

 stał w odległości paru metrów

Dlaczego zombie w świecie fantasy mierzy metrami?

 która skulona, płakała

Wtrącenie: która, skulona, płakała.

 Majaczyła mu, wdrukowana w tkankę jego świadomości.

M-m. https://wsjp.pl/haslo/podglad/33678/majaczyc/4854817/w-oddali Tkanka świadomości też jakoś nie z tej bajki.

 Cmentarna kapliczka stanowiła dobre miejsce do życia, jeśli wiedziałeś, gdzie trzymają ciała

Angielskawe: Cmentarna kapliczka to dobre miejsce do życia, jeśli się wie, gdzie trzymają ciała. Hmm.

 osuszyć, po długich zabawach w błocie

Zbędny przecinek.

 Prawdę mówiąc Azarak sam by się na nią nie zdecydował.

Prawdę mówiąc, Azarak sam by się na nią nie zdecydował.

 ten jego choleryczny syn znów poknocił

Zapewne trochę choleryczny, ale chyba raczej cholerny: https://sjp.pwn.pl/szukaj/choleryczny.html

 

No. Niezły pomysł. Znaczy, na tekst, bo Sekabr nie wykazał się tu zbytnim pomyślunkiem. Potknięcia językowe psują nastrój, za to rozwiązanie akcji jest bezlitośnie logiczne. Tylko co ma Wrocław do tego? Przecież (po imionach sądząc) to jest świat fantasy? Mroczne lustrzane odbicie Wrocławia?

Myślałam, że wyjdzie jakaś mieszanka tatusia i myszy

A nie wyszła?

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A nie wyszła?

Niby tak, ale myślałam raczej o mieszance ducha i ciała ;) A tu duchy osobno ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Też prawda :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

W obydwu tekstach powtarza się Mort, więc może to mortecius?

Hej, Anonimie!

 

Widzę, że Tarnina już komentowała, na koniec usunę powtarzające się uwagi. :)

 

jego mroczne fantazje. Larwy łaskotały go

 

niemą symfonię wyśpiewywały latające tam i z powrotem muchy.

Trochę przekombinowane.

 

Kto śmie przerywać tak cudowny sen?

Śmiał

 

Teraz nastrój: lubię takie brudne, trochę ohydne, a jednocześnie dla bohatera przyjemne, scenki. Fajnie to odwróciłeś, pełzające po ciele robale, zwłaszcza po bliźnie od wieszania, byłyby raczej powodem do obrzydzenia. Podoba mi się ta przewrotność. ;)

 

Gdy upewnił się, że wszystko idzie zgodnie z planem, poszedł spać.

Jak dla mnie zbędne zdanie. Nie wiemy, w czym się upewnił, a że poszedł spać to mało zajmująca informacja, zwłaszcza że w następnym akapicie już się budzi, więc wiemy, że poszedł spać. ;)

 

Na plus kontrast między tymi praktykami w piwnicy a normalną rodziną i małą córeczką.

 

Faktem jednak było, że od dawna nie pałali do siebie sympatią.

Za bardzo streszczasz, skoro ich podgląda to raczej nie jest zbyt sympatyczny, a dalej mamy, że krzyczał na nich z ambony. Dla mnie zbędne zdanie.

 

Za to scena ze śledzeniem i budowanie nastroju na plus.

 

Leżał pogrążony w letargu. (…) z otchłani, do której tak bardzo pragnął wrócić.

Cały fragment bardzo mi się podoba, nie wklejałam tych akapitów, żeby nie wydłużać komentarza, ale chodzi oczywiście o całość. ;) Przekazuje dużo emocji, nie czułam zgrzytów, płynęłam przez tekst.

 

Widziała wszystko – i natychmiast popędziła do środka, poszukać jakiegoś bandaża.

Zakłócenie narracji. Skąd bohater wie, że Ariela pobiegła szukać bandaża?

 

Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z wrzasków. Drugi z osobników, sparaliżowany ze strachu, stał w odległości paru metrów, w drżącej ręce trzymając coś ostrego i połyskującego.

Mam problem z tym fragmentem. Cała scena jest z perspektywy ożywionego stwora, więc nie pasują mi takie opisy.

 

Tą małą, niewielką istotkę,

(no chyba że obecnie zmiany i dopuszczają obie wersje xd). Tarnino…?

 

– Mo… mort… Sss… Ssserrrrka?!

Czyli że… Ojciec się połączył ze szczurem? XD

 

Trochę brakuje mi szerszego opisu, bo z wyglądu to bardziej człowiek czy szczur? :P Najpierw mamy, że rzuca się i zabija (więc duży), a potem układa się w norce. Czyli duży szczur? Tylko jak tam funkcjonuje, nie zauważą wielkiego szczura? XD

 

Ale i tak zakończenie na plus. :)

Trochę topornie czytało mi się niektóre fragmenty, językowo nie zawsze wszystko grało, przez co gorzej odbierałam tekst.

 

 

Komentarze:

 

Ponieważ w światach fantasy mówi się po łacinie.

Tarnino, świat fantasy, gdzie mówimy też po łacinie: trylogia Sapkowskiego. Fantasy i tyle łaciny, że do końca życia starczy! Polecam. :)

 

Dlaczego zombie w świecie fantasy mierzy metrami?

A dlaczego w świecie fantasy u Tolkiena mamy nasze godziny? :D Ale zgadzam się, że mógł pomyśleć: blisko. I nie dlatego, że w świecie fantasy nie może być metrów, ale dlatego, że lepiej to brzmi.

Cześć, Shanti!

 

Przewrotna bywa nekromancja, nie ma co. Ja się na tym nie znam, więc nawet nie próbuję. Serek ważny, nie ma co!

Lekko makabrycznie, jak to z nekromantami bywa.

 

Pozdrówka!

 

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Kto śmie przerywać tak cudowny sen?

Śmiał

Jednak "śmie" – "śmiał" byłoby przy formie dokonanej ("przerwać").

 Tę (no chyba że obecnie zmiany i dopuszczają obie wersje xd). Tarnino…?

Dammit, przegapiłam :(

 Tarnino, świat fantasy, gdzie mówimy też po łacinie: trylogia Sapkowskiego. Fantasy i tyle łaciny, że do końca życia starczy! Polecam. :)

Sapkowski to inna rozmowa XD

 A dlaczego w świecie fantasy u Tolkiena mamy nasze godziny? :D Ale zgadzam się, że mógł pomyśleć: blisko. I nie dlatego, że w świecie fantasy nie może być metrów, ale dlatego, że lepiej to brzmi.

A kto powiedział, że nasze? Godziny były już ho, ho przed rewolucją francuską, która ukuła metry, ale niekoniecznie dokładnie takiej samej długości ;) A tak ogólnie – mierzenie czegokolwiek jednostkami jest abstrakcyjne, nic czytelnikowi nie mówi i nie powinno być pierwszym zabiegiem, o którym autor myśli, opisując.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Jednak "śmie" – "śmiał" byłoby przy formie dokonanej ("przerwać").

O, widzisz, a ja patrzyłam po prostu na zachowanie czasu, dzięki. :) 

 

Sapkowski to inna rozmowa XD

Ej, co to za podwójne standardy? XD

 

A kto powiedział, że nasze?

A kto powiedział, że metr w tym opowiadaniu ma tyle samo, co nasz metr. XD Tak samo z godzinami, no pewne rzeczy muszą niestety być umowne. Ale oczywiście zgadzam się, że

nie mówi i nie powinno być pierwszym zabiegiem, o którym autor myśli, opisując.

Ja bym postawiła na „blisko”, bez metrów, ale dlatego, że nieważne jaki świat i kto patrzy, nikt nie ma metromierza w oczach, chyba że to zmutowany cyberszczur. XD

Ej, co to za podwójne standardy? XD

Skoro królewna u niego może mieć batystowe majtki, choć to anachronizm… XD

A kto powiedział, że metr w tym opowiadaniu ma tyle samo, co nasz metr. XD

W sumie nikt, ale nikt też nie nazywał jednostek długości “metrami” przed rewolucją francuską, więc…

dlatego, że nieważne jaki świat i kto patrzy, nikt nie ma metromierza w oczach, chyba że to zmutowany cyberszczur. XD

Właśnie! Każdy ma w oczach receptory koloru niebieskiego (z wyjątkiem ludzi z rzadką wadą genetyczną), a metrów nikt nie widzi. I dlatego to nic nie mówi.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Coś mi na początku w tekście chrupało, jakbym odpalał malucha z wywieszonym jęzorem w garażu zimą. Jednak jako człowiek będący w okresie “small brain” jeżeli chodzi o czytelnictwo, nie będę wnikał czy to autor coś pochrupał, czy czytelnikowi chrupnęło.

 

Cedząc powoli słowa tekstu, jakbym wstawał z czytelniczej martwoty, zacząłem odczuwać swego rodzaju przyjemność z lektury. Życie rodzinnie przeplatane z budzeniem się trupa, wypełniło luki w moim życiu. Mimo mroku, który przecież powinien być mocno odczuwalny, było wesoło. Nie zwracałem uwagi na błędy, a raczej skupiałem się na obrazach, które tekst tworzył mi w wyobraźni.

 

Naśladując obrazy ze wspomnień wygiął usta w parodię uśmiechu, wyszczerzył zęby i poklepał istotkę po główce.

Hehe,

Język raz jest bardzo ładny, raz chropowaty. Nastrój dobry, zakończenia się spodziewałam, ale w niczym to nie umniejsza – nie mogłoby skończyć się w inny sposób :) Dobry szorcik. I obstawiam, że napisała go Shanti.

deviantart.com/sil-vah

Przemian w zombie opisana świetnie, makabra wymieszana z dziwnym lecz ciekawym humorem trafiła do mnie :) Bardzo dobry szort :) 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Skoro królewna u niego może mieć batystowe majtki, choć to anachronizm… XD

Tarnino, kiedyś w felietonie Sapkowski to komentował i się mądrzył jak to on, w sumie fajny był ten felieton, może zaraz znajdę. Jest sporo o majtkach w fantasy. :D

https://sapkowskipl.wordpress.com/2017/03/17/pirog-albo-nie-ma-zlota-w-szarych-gorach/

 

 

W sumie nikt, ale nikt też nie nazywał jednostek długości “metrami” przed rewolucją francuską, więc…

Można przyjąć, że opowiadanie było pisane po rewolucji. XD

Sam tekst jest tak oszczędny w opisy czasów, że równie dobrze mogłaby to być teraźniejszość, w której istnieje nekromancja i przez to na wsi kościół wciąż ma wielką władzę.

 

Właśnie! Każdy ma w oczach receptory koloru niebieskiego (z wyjątkiem ludzi z rzadką wadą genetyczną), a metrów nikt nie widzi. I dlatego to nic nie mówi.

Ja się z tym zgodziłam od razu. :D Ale niezależnie od miejsca, w którym rozgrywa się historia. ;)

 

w felietonie Sapkowski to komentował i się mądrzył jak to on

Sapkowski to Wałęsa fantastyki XD kto się z nim kłóci, choćby miał rację – nie dożyje ranka XD

przez to na wsi kościół wciąż ma wielką władzę

Nie to bóstwo <ogląda paznokcie> :)

Ja się z tym zgodziłam od razu. :D Ale niezależnie od miejsca, w którym rozgrywa się historia. ;)

Tak jest! Godziny też raczej wymagają zegara (przynajmniej słonecznego).

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Są biskupi, ambona, kościół… 

Ale bóstwo inne.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Ale mogą być dwa bóstwa albo więcej, przynajmniej tak odebrałam tekst – wielebny krzyczał do nich z ambony, bo uskuteczniają pogańskie praktyki, których kościół nie uznaje. ;) 

Hmmm, no, też fakt. Ale imiona jakieś mało wrocławskie XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sekabr, Tosia, Ariela, Mort – imiona z różnych parafii. XD

Zupełnie różnych XD

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

No, akurat to takie średnie. Ale przyznaję, że wykładałem się głównie na world bulidingu – pseudosłowiańskie realia, dziwny misz-masz imion, łacina i hierarchia kościelna w czymś, co wygląda na dark fantasy… Nie, sorry, nie kupuję tego świata. :( Ale pomysł na myszoludzkiego potwora Frankensteina mi się podoba.

Metodą eliminacji – stawiam, że to propozycja Shanti.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Hmmm. Obawiam się, że tekst nie całkiem zmieścił się w limicie i istotne kawałki wystają. No, coś z tą nekromancją poszło nie tak. Ale czy tatuś odrodził się jako szczurzo-ludzka hybryda? Czy też w dwóch ciałach? Skąd wziął szczurze ciało, bo wydawało mi się, że podczas regeneracji ciała szczur był z dziewczynką…

Ale pomysł ciekawy.

Babska logika rządzi!

Gdybym miał się do czegoś przyczepić, to właściwie cały tekst jest setupem, gdzie z wątkami dzieje się coś konkretnego dopiero w zakończeniu. Za to łączą się całkiem zgrabnie – przynajmniej fabularnie, bo nie do końca udało mi się zrozumieć, co stało się z ojcem.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Tu mam największy problem z napisaniem komentarza. Bo niby wszystko jest, ale jakby czegoś brakuje, Niby zamknięte w limicie, ale jakby “operacyjnie” i nie bez cięć.

Tekst chyba w zamyśle miał być mocno oparty na klimacie. I ten klimat bez wątpienia czuć. Jakaś historia też jest. Jasne, można przewidzieć, jak to się zakończy, ale tekst jest bez wątpienia zamknięty i widać wyraźnie, że prowadzi do określonego zakończenia (a nie tylko walczy o to, żeby “jakoś” się zamknąć w limicie i udawać w miarę sprawną całość). 

Jednocześnie czegoś tu mi brakuje. Albo coś umyka? W sumie całkiem klimatyczny tekst, ale taki, który w sumie pozwala się tym klimatem, pisząc kolokwialnie, jedynie “sztachnąć”. Żeby się mocniej zaciągnąć, potrzebował chyba nieco więcej znaków. Klimat, przynajmniej tak mi się wydaje, potrzebuje nieraz nieco więcej przestrzeni, żeby w pełni “otulić” czytelnika. Tak czy inaczej na tle pozostałych tekst wcale gorzej nie wypada. Może nawet mógł wyszarpać koncepcyjnie najwięcej, gdyby tylko nie musiał się tak cisnąć w 10k znaków. ;-)

W każdym razie klika bez wątpienia wart. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Pogubiłam się nieco na początku i trochę w środku, ale mam wrażenie, że pod koniec rzecz stała się nieco jaśniejsza i chyba udało mi się pojąć, co tam się wydarzyło. ;)

 

– Ojcze – roz­legł się szept. Z nieba bły­snę­ło świa­tło. – Zaraz cię wy­cią­gnę.

Ojcze.Roz­legł się szept. Z nieba bły­snę­ło świa­tło.

– Zaraz cię wy­cią­gnę.

 

– Tato, tato – za­wo­ła­ła. → Skoro zawołała, przydałby się wykrzyknik: – Tato, tato! – za­wo­ła­ła.

 

ukła­da­ją się na po­wrót. w ludz­ki szkie­let. → Czemu służy kropka w środku zdania?

 

– A jeśli nawet, to co? – Prych­nął.– A jeśli nawet, to co? – prych­nął.

 

Nóż prze­je­chał po ra­mie­niu wie­leb­ne­go, zo­sta­wia­jąc głę­bo­ką szra­mę. -> Nóż prze­je­chał po ra­mie­niu wie­leb­ne­go, zo­sta­wia­jąc głę­bo­ką ra­nę.

 

Za­marł w bez­ru­chu, pa­trząc się w stro­nę do­mo­stwa.Za­marł w bez­ru­chu, pa­trząc w stro­nę do­mo­stwa.

 

Ocza­mi wy­obraź­ni wi­dział już twarz opata; wręcz czuł już cze­ka­ją­cą… → Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To jest zdecydowanie najlepsze opowiadanie z całej trójki, napisane ładnym, dojrzałym stylem. Urzekły mnie opisy przemiany i pomysł na skrzyżowanie ojca ze szczurem. Nie lubię opowiadań o trupach, ale tu wszystko było opisane tak malowniczo i delikatnie, że dobrze się to czytało. Pomysł na przemianę w kokonie też mi się spodobał, choć niezbyt oryginalny, ale za to opisany tak, że to zupełnie nie przeszkadza. Dużo też się dzieje w tym krótkim tekście, a jednak tempo opowieści jest odpowiednio dobrane. No i jak na wymiary tekstu, to myślę, że prawidłowo zostali przedstawieni bohaterowie i świat. Ogółem – dobry kawałek lektury.

Fajne. Myślałam że wyjdzie człowiek z niewielką domieszką myszy a wyszła "mysza" z niewielką domieszką człowieka.

Myszołak :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Cześć, Golodh!

Przyjemne opowiadanie i jedyne z pojedynku, które wprowadza nieco makabry (Shanti i mort poszli w inne klimaty, jak tak można, nekromancję bez makabry). Najlepiej wypada klimat oraz zarys świata przedstawionego – ale z drugiej strony nie do końca to wszystko wybrzmiewa, pewnie ze względu na limit znaków. Natomiast mam wrażenie, że doszło do pewnych istotnych cięć pod tenże limit i chyba z opowiadania wyleciały jakieś istotne kawałki, bo środek wydał mi się dość chaotyczny i niejasny.

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Cześć wszystkim:)

Trochę zalegam z komentarzem – życie i studia dopadają – toteż napiszę komentarz zbiorczy. Choć, oczywiście, wszystko przeczytałem i bardzo dziękuję Wam za komentarze i tak liczne przyjście <3

Widzę więc generalnie, że klimat mi wyszedł, z czego cieszę się niepomiernie, bo trochę z nim eksperymentowałem w tym szorcie. Widzę też, że momentami wyszło chropowato (przyznaję się, szczególnie, że bez bet i innych takich xP), za co Was przepraszam:P I za to również, że tekst wyszedł niejasny, bo i to wspominaliście co po niektórzy:P Słowem więc wyjaśnienia: zamysł był taki, że Sekabr – jak na takiego nieudacznika przystało – pomylił coś w zaklęciu. I zamiast duszy ojca, zaklął w martwe ciało duszę przebiegającej akurat myszy (tak, Morta, który przypadkiem się mu w rękawie zapodział, jak to lubi). I dusza ojca zajęła właśnie najbliższe ciało myszy.

No i światotwórstwo:P Rozumiem, że niektórym może na nim zależeć, ale nie uważam, żeby tu było potrzeba więcej – nawet po lekturze komentarzy. Imiona rzeczywiście można by odpowiednie dobrać, ale ogólnie nie czuję potrzeby tworzenia skomplikowanych światów do takiego krótkiego szorta;)

Część poprawek wrzuciłem, ale ostrożnie, żeby w trakcie pojedynku nie pieścić za bardzo tekstu i było równo:) W wolnej chwili postaram się jeszcze do reszty wrócić, ale na wszelki wypadek nie obiecuję.

Слава Україні!

Nowa Fantastyka