- Opowiadanie: Agroeling - Cudotwórca

Cudotwórca

Szorcik inspirowany opowiadaniem Stefana Grabińskiego “Pirotechnik”.

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Cudotwórca

Do miasteczka Nadok przybył cudotwórca. I czynił cuda. Przemieniał wodę w wino. Wyrzucał hen wysoko w powietrze hufce pierza, a potem z firmamentu spadały cukierki. Z pół długiego czarnego płaszcza strzepywał pasikoniki, które gzygzakiem wzlatywały nad głowy zdumionych widzów, by następnie sfrunąć wstęgami kolorowych paper mache.

Był wielbiony przez gawiedź.

Czynił też inne cuda. Uzdrawiał. Pomagał bezdomnym. Ratował przed szarzyzną życia zwykłych zjadaczy chleba. Zabawiał markotne dzieci, wyczarowując na ekranie nieba urokliwe baśnie. Cóż jeszcze? Dzięki niemu świat nabierał smaku i powabu. A ludzkie dusze pęczniały niby babeczki w piekarniku. Cudotwórca schładzał chorobliwą gorączkę, temperował żądze, zapalczywość i gniew.

 – Czym sobie zasłużyliśmy, że wybrał sobie akurat nasze skromne miasteczko? – zastanawiali się mieszczanie. 

Czy byli wybrańcami? Zapewne. Tylko ktoś znikąd, prowadzony tajemną mądrością gwiazd mógł trafić do ich miejscowości, zagubionej wśród lasów, bagien i łąk.

Niebawem zdarzyło się też coś, co poniekąd było nieuniknione. Cudotwórca zakochał się w pięknej dziewczynie, Raksalanie, córce burmistrza.Ich miłość zakwitła niby wielobarwny kwiat. Zaplanowano ślub. Zaproszono nań najznamienitszych obywateli. I wtedy burmistrz zwęszył okazję. Poprosił cudotwórcę, aby ten okrasił owe uroczyste wydarzenie pokazem świetlistych fajerwerków.

 – I ażeby całe miasteczko doznało łaski cudu. Niechaj szczęśliwość i dostatek staną się udziałem jego mieszkańców. Może jakieś złoża kamieni szlachetnych są tu do odkrycia? – dodał chytrze burmistrz. Na ostatek rzekł jeszcze:

 – Wszak sam otrzymasz klejnot niezrównany, córkę moją, Raksalanę.

Nowożeniec wyraził zgodę.

Minęły lata. W następstwie odkrycia przez cudotwórcę złóż rubinów, w Nadok jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać luksusowe rezydencje i pałace różnych magnatów, także stateczni mieszczanie obrośli w piórka, i nawet niegdysiejsi biedacy chodzili z dumnie podniesionymi czołami. Ale co ze sprawcą tych przemian?

Mieszkał w małym dworku na peryferiach miasta. Miał zgryzotę – jego żona ciężko zachorzała. Zdradliwa, zabójcza zimnica opanowała jej ciało. Przywoływani znachorzy rozkładali jeno ręce. Także cudotwórca oczyma pełnymi żalu spoglądał na leżącą w łóżku ukochaną, wiedząc, iż nie potrafi jej pomóc. Utracił bowiem moc.

 Jednakże wciąż wierzył w swoją szczęśliwą gwiazdę. Musiał wyzwolić Raksalanę z pęt śmiertelnej choroby. Musiał dokonać ostatniego cudu.

Długo dumał w swej pracowni, pełnej alembików, retort i czarnoksięskich ksiąg. W końcu wyjął z dębowej gabloty kryształową czarę. Ileż to wrzucił, wsypał i wlał do niej przeróżnych ingrediencji, sam nie miał pojęcia. Wzniósł się na wyżyny swej sztuki, aby stworzyć magiczny i przede wszystkim skuteczny eliksir. Odprawiwszy jeszcze nad nim modły do tajemniczych bóstw, wziął czarę i zaniósł do komnaty małżonki.

Różnie mówiono później, co się wtenczas stało. Została jedynie garść faktów. Raksalana wyzdrowiała, natomiast cudotwórca jakby zapadł się pod ziemię. Ponoć widziano jego cień lub ducha, błąkającego się gwarnymi ulicami miasta. Ktoś ujrzał obramowany topazowymi chmurami zarys jego twarzy na wieczornym niebie, i to był też ostatni raz, kiedy o nim wspomniano. A Raksalana, osamotniała i niepocieszona, wkrótce wyszła powtórnie za mąż za znanego z szemranych interesów bogacza.

 

Nastała era postępu. Nadok rozkwitał. Pojawiły się potężne gmachy, świątynie, wysokie szklane wieże. Wszyscy czerpali z dobrodziejstw zaawansowanej cywilizacji. Aż znalazł się jeden człowiek, który zdystansował się wobec powszechnie panującej szczęśliwości. Był nim pewien dociekliwy historyk. Zaczął zadawać niewygodne pytania. Co sprawiło tak szybki rozwój prowincjonalnej niegdyś miejscowości? Skąd nieoczekiwane bogactwa i zamożność mieszkańców? I ten chudy, zmizerniały, o bladej cerze, jak możemy go sobie wyobrazić, anonimowy pracownik Instytutu Historycznego, buszując w miejskich archiwach dokopał się do niezwykle starych kronik. W trakcie wertowania zatęchłych, zakurzonych manuskryptów znalazł w nich zadziwiającą relację o tajemniczym przybyszu, który pewnego dnia zawitał do Nadok. Tenże osobnik dokonywał tam niewiarygodnych czynów. Nazywano go cudotwórcą. I zapisał się złotymi zgłoskami w annałach miasta.

Historyk próbował swoim odkryciem zainteresować szeroką opinię publiczną. Kogokolwiek zresztą. Bezskutecznie. Za każdym razem odpowiadano mu lekceważąco, że to stare klechdy i bajędy. Zniechęcony badacz zamknął się w swoim przybytku i nigdy więcej już o nim nie usłyszano.

I w końcu świat oszalał.

Rozpętała się wojna. Straszliwa wojna. Nie ominęła i Nadok. Zrównała miasto z ziemią. Dymiące zgliszcza, wypalone kikuty wieżowców i szkielety domów bogatych mieszczan były krzykiem niewysłowionego bólu i cierpienia. A ludzie snujący się pośród ruin szukali już tylko kresu swego przeznaczenia.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Z technicznych spraw mam następujące sugestie oraz wątpliwości (do przemyślenia):

 – czy celowo takie dziwne słowo: “gzygzak”?

“… córce burmistrza.(tutaj brak spacji) Ich miłość zakwitła niby…”

“ – I (tu dałabym przecinek albo myślnik) ażeby całe miasteczko doznało łaski cudu”.

 

Treść niesamowicie interesująca, z każdym zdaniem wciągająca i zaciekawiająca coraz bardziej, niczym zaczarowana baśń; sylwetki postaci oraz działania tytułowego bohatera świetne przedstawione, rozwój akcji bardzo dobry, ale zakończenie zostawia niedosyt i wydaje się jakby urwanym. 

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

Fajne, eap! Czknął menel. Ale panie kochanienki, eap! Ja, też, eap! Jestem cudo-eap!-twor-co, eap, cą! Załóż się paneap! O co chcesz.. -wyciągnął przed siebie obie ręce, w każdej trzymał flaszkę. – Z jednej, eap! Będę pił.. a, zdrugiej, eap! Będzie ubywać! Eeap! -No dobra, o stówkę? – stoi! -Menel w oka mgnieniu otrzeźwiał i przestał czkać. Odkręcił jedną butelkę, drugą zręcznie podrzucił, tak że obróciła się w powietrzu, i złapał ją, trzymając do góry denkiem. Nalał na nie wódki i łyknął na raz. – salut! Panie ładny;)

Kawkoj piewcy pieśni serowych

Cześć

Jak na tak krótki szorcik sporo tu dziur i logicznych nieścisłości:

– na początku przedstawiasz cudotwórcę jako tego, kto ubarwia mieszkańcom życie, robi takie wesołe, niezobowiązujące cuda – a w scenie z chorą żoną piszesz, że ostatni raz musi kogoś uzdrowić: no to właściwie, jakimi cudami się zajmował, tymi na poważnie, czy takimi w wesołym miasteczku?

– bohater utracił swe moce – wspominasz o tym mimochodem – dlaczego je utracił? Czy był tylko cudotwórcą czasowym, niepełnym?

– mimo że utracił moc, to jednak uzdrowił i nawet tej mocy zbyt wiele nie potrzebował, gdyż wszystko załatwił kilkoma chemicznymi reakcjami w probówkach.

– Styl jest eklektyczny, miesza konwencje i tutaj to nie jest zaletą, np.

 

– Aż znalazł się jeden człowiek, który zdystansował się wobec powszechnie panującej szczęśliwości.

Nawet jeśli coś takiego istnieje, zdystansowanie się wobec szczęśliwości, to chyba nie jest to motywacja do naukowych poszukiwań? Brzmi to po prostu mało wiarygodnie.

– powinno być raczej zygzak

 

Ogółem: zamysł jest dobry, natomiast wykonanie wymaga poprawek. Ciekawe jest wplecenie krótkiej acz intensywnej love story wewnątrz tej quasi-baśni.

Można lepiej przedstawić mieszkańców miasta, ich chciwość, oportunizm, a może nawet rodzący się brutalny kapitalizm.

Pozdrawiam!

 

 

 

Bruce – witaj. Dzięki za miłe słowa. Co do słówka “gzygzak”, wziąłem je właśnie z “Pirotechnika” Grabińskiego. Autor ten słynął z takich rzadko używanych słówek. Chciałem jeszcze umieścić “szmermele", ale nie dało się…

 

AstridLundgren – witaj. Cóż, mój cudotwórca chyba tego nie potrafił….

 

chalbarczyk – cześć. A właśnie, dobrze okresliłaś gatunek , to taka quasi-baśń. Faktycznie powinienem ją nieco bardziej rozbudować. Dziura logiczna, o jakiej wspominasz, wynikła z uskoku czasowego, cudotwórca był starszy i zmęczony, i może wypalony, a uleczył żonę ostatnim zrywem. Przyznaję, to powinno być napisane.

Z tym “zdystansowaniem” głupia sprawa, sam na to zmieniłem w ostatniej chwili, ale chyba jednak źle. Bo najpierw miałem – “Aż znalazł się jeden człowiek, który nie podzielał powszechnej szczęśliwości”. Ale i tu mi coś nie pasowało. Będę musiał jeszcze nad tym popracować.

 

Rozumiem, dzięki, pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

“gzygzak”, “szmermele"

Obydwa słówka to archaizmy.

 

Chciałem jeszcze umieścić “szmermele", ale nie dało się…

Dało by się…dało… Używano go w kilku znaczeniach – od muzycznego do pirotechniki.

smiley

dum spiro spero

Witaj, Fascynatorze

“gzygzak” to chyba nawet pamiętam z wczesnych lat szkolnych. Ale najpiękniejsze ze słówek z opowiadań Grabińskiego to myślę, że “pomgłać”. Szkoda, że jest prawie zapomniane.

smiley

Niektóre archaizmy czy regionalizmy są naprawdę urocze… Niestety, odchodzą wraz z ludźmi…

Pozdrawiam.

dum spiro spero

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

No cóż, okazuje się, że czyjeś nadzwyczajne talenty są doceniane tak długo, jak długo zaspakajają zachcianki gawiedzi. Mijają lata i okazuje się, że o dobrodzieju już nikt nie chce pamiętać.

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

Z połów dłu­gie­go czar­ne­go płasz­cza… → Poła jest rodzaju żeńskiego, więc: Z pół dłu­gie­go czar­ne­go płasz­cza

Tu znajdziesz odmianę słowa poła.

 

Rak­sa­la­nie, córce burmistrza.Ich… → Brak spacji po kropce.

 

aby ten okra­sił owe uro­czy­ste wy­da­rze­nie… → Piszesz o wydarzeniu, które jest rodzaju nijakiego. Więc: …aby ten okra­sił owo uro­czy­ste wy­da­rze­nie

Tu znajdziesz odmianę zaimka ów.  

 

wlał do niej prze­róż­nych in­gren­den­cji… → …wlał do niej prze­róż­nych in­gre­dien­cji

 

I za­pi­sał się wiel­ki­mi zgło­ska­mi w an­na­łach mia­sta.I za­pi­sał się złotymi zgło­ska­mi w an­na­łach mia­sta.

Wyrażenie zapisać się złotymi zgłoskami to związek frazeologiczny, będący formą ustabilizowaną, utrwaloną zwyczajowo, której nie korygujemy, nie dostosowujemy do współczesnych norm językowych ani nie adaptujemy do aktualnych potrzeb piszącego/ mówiącego.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

smiley

No co robić, jak w tv nuda na wszystkich kanałach a palce dalej swędzą?… Pisać?

Gdybymż to ja miał taką “panią od polskiego” w podstawówce… Może zostałbym młodym

pisarzem, a tak – siermiężnie i za późno na wszystko. Ale zgrabne archaizmy czasami doceniam.

Za to cudotwórców nie. Po nich (tak jak i tutaj) zawsze pozostają ruiny. Vide – Balcerowicz.

Miał być Kwiatkowskim polskiej transformacji, ale zatrudnił się w niewłaściwej firmie i zaczęły

się cuda…

No tak, nuda i polityka – gorzej się nie da.

Taki cudotwórca bez mocy przypomina nieco samochód wyprzedzający na 5-biegu TIR-a

na powiatowej drodze. Musi być BUM…

 

dum spiro spero

Pomysł jest ok, ale realizacja nie całkiem. Najbardziej zgrzytnęło mi zakończenie, jakoś niepasujące do całości. Pozdrawiam. :)

Anet – dzięki!

 

Regulatorzy – wielkie dzięki za jak zawsze celne poprawki.

 

Fascynator – tak, właściwie to “Cudotwórcę” napisałem w wolnych chwilach w pracy, nudząc się i co chwila zaglądając do smartfona. I tam, w internecie znalazłem “Pirotechnika”.

 

Koala75 – dzięki za opinię. Wahałem się, jakie wybrać zakończenie, bo rozpatrywałem kilka. Nie wiem, może źle wybrałem…

Bardzo proszę, Agroelingu. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zakończenie w ogóle nie pasuje mi do reszty opowiadania. Ludzie szukali tylko kresu swojego przeznaczenia – czy gdyby pamiętali o cudotwórcy, ich los byłby inny? Wojna ominęła? Odebrałem zakończenie jako odklejone od wcześniejszej treści.

Założyłem też, że cudotwórca utracił swoją moc na skutek jej “zużycia” (żeby obdarować mieszkańców miasta bajecznymi bogactwami), ale informacji na ten temat nie znalazłem w tekście.

Podoba mi się pomysł i przesłanie, jakie niesie Twoja baśń. Nad wykonaniem można byłoby posiedzieć nieco dłużej i wcale byłoby cacy :) 

Pozdrawiam!

 

Szkoda, że to szort. Stworzyłeś fajną, baśniową atmosferę, miałeś fajny pomysł ale całość się jakoś nie klei, a zakończenie zupełnie zburzyło mi flow. 

Może warto dopisać kilka linijek, bo budulec całkiem przyzwoity, tylko trzeba trochę więcej zaprawy smiley

 

 

AmonRa, czeke – dzięki za wpadnięcie. Fajnie ze choć trochę szort się podobał. Zakończenie jest, jakie jest. Prawdę mówiąc, sam nie wiedziałem dobrze, jak to zakończyć…

Zgodzę się z poprzednikami, że zakończenie takie sobie i jakby odklejone od reszty tekstu. 

Poza tym jednak czytało się nie najgorzej.

Nowa Fantastyka