- Opowiadanie: Cezar - Wiwisekcja

Wiwisekcja

Cześć i czołem, drodzy mieszkańcy wioski “Nowej Fantastyki”! Przybyłem do was i osiedliłem się jakiś czas temu, być może całkiem niedawno i od tej pory starałem się głównie czytać i komentować. Lecz teraz, być może, nadszedł czas na portalowy debiut.

Chciałbym o tym opowiadaniu mówić wiele – był moment, że chciałem je porzucić – ale z pewnością jedno, najważniejsze, może je zdefiniować: jest bardzo moje. Zostało napisane moim stylem i ironicznie-parodystyczną skłonnością do wbijania satyrycznych szpileczek w niektóre zdania. Mam nadzieję, że nie będzie to dla was problemem w lekturze. Nieco się obawiam owego debiutu, ale świat należy do ludzi z cechą charakteru na “O”, a nie na “T”, więc oto i ona – “Wiwisekcja”.

 

Z góry dziękuję Wam za poświęcony czas i, o ile to możliwe, feedback. Cieplutkie, jak na sierpień przystało, pozdrowienia! 

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Wiwisekcja

Ostatni ludzki statek w układzie Bernela, który ostał się po czystce, dryfował bezwładnie przez kosmiczną pustkę, zmierzając nieuchronnie na spotkanie z czarną dziurą i śmiercią. 

Wszystkie silniki zostały zniszczone w trakcie walki.

Wewnątrz okrętu słychać było syreny alarmowe, wyjące przeciągłym piskiem co pół minuty. Całe pokładowe oświetlenie emanowało czerwienią, a zapasowe lampy dawno wyłączono w celu oszczędzania energii. 

Kajuta podpułkownika Yurga cała była zawalona, toteż podstarzały wojskowy z trudem ominął stertę pudeł, szczątki rozbitych figurek oraz przewrócone meble, a potem usiadł na łóżku. Skierował wzrok na panoramiczne okno na przeciwległej ścianie, przyglądając się z fascynacją bezkresnej pustce, mieniącej się barwą hebanu, a kiedy indziej przybierającej kolor tafli jeziora podczas bezgwiezdnej nocy. Zastanawiał się, czy ciemność jest spowodowana przez czarną dziurę, która zdążyła pochłonąć całe światło. Co się z nim potem działo? Pożerała je? A może przesyłała gdzieś indziej, zgodnie z teorią Tunelu Schwarzschilda? 

Potrząsnął głową, jakby odganiając niewygodne myśli.

Posiedział przez chwilę na łóżku, pozbierał do kupy części glinianego posążka boga Maui, którego kupił podczas wakacji z żoną. Przetarł okno, znowu pogapił się na wszechświat, wydmuchał nos.

 A potem wyjął z kieszeni munduru pistolet i strzelił sobie w skroń, rozpryskując kawałki mózgu na ścianie. 

 

***

 

Kadetka wydziału cybernetyki bojowej, Natalie Fayer, wytarła pot z czoła i wyłoniła się spod panelu sterowania CX-224. Naprawiła wszystko zgodnie z instrukcjami, przekazanymi jej przez nauczyciela, zanim ten poszedł walczyć i zginął. Lampka kontrolna robota zapaliła się na żółto, a maszyna lekko poruszyła granitowymi dłońmi. 

– Dałaś radę – powiedział Tesh. – Super.

– Tak, wiem. Super. 

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. 

Tesh był wielki, więc spoglądał w dół. Natalie miała metr pięćdziesiąt wzrostu, więc spoglądała w górę. Uśmiechnęli się.

Odwrócili wzrok w tym samym momencie.

– Co chcesz robić, zanim umrzemy? – zapytał. 

– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. Zerknęła na niego z ukosa. – Powiedz szczerze. Czy ty chcesz się pieprzyć?

Lekarz nie sprawiał wrażenia zawstydzonego. Spojrzenie miał obojętne. 

– Może – rzekł. – Co za różnica.

– Żadna. 

– Właśnie. 

– Dobra. – Fayer odłożyła sprzęt na podłogę i rozpięła suwak roboczej kurtki. – Możemy się pieprzyć. 

 

***

 

Kelsior pracował jako ogrodnik i bardzo lubił rośliny, ale teraz nie miał ochoty, żeby je podlewać. Cały proces trwał około dwóch godzin, a do spotkania ze śmiercionośnym mrokiem pozostało im pewnie trzydzieści, może czterdzieści minut. 

Siedział pomiędzy dwoma rzędami paproci na niskim, zielonym krzesełku, które kojarzyło mu się z takim, na którym przesiadują wędkarze. Jego brązowy kombinezon oraz zarzucony na niego niebieski fartuch były podarte, bo Onyksi trafili go kilka razy. Ale nie przejmował się tym specjalnie. 

Chociaż zazwyczaj podlewał rośliny za pomocą zamontowanej na suficie słuchawki, udało mu się wygrzebać z magazynu prawdziwą, klasyczną konewkę. Woda w niej pewnie nie była przefiltrowana w bojlerowni, ani uzupełniona odpowiednimi minerałami.

– I bardzo dobrze – powiedział. – To jest prawdziwa woda, pijcie. – Podlał najbliższą z paproci. Zakołysała się lekko, a Kelsior pomyślał z rozbawieniem, że to pewnie podziękowanie. 

Dotknął jej szorstkich listków. Były zdrowe. Wiedział to, bo był ogrodnikiem.

Wypiął pierś z dumą.

– Jestem pewnie ostatnim botanikiem w całym układzie Bernela – pochwalił się paprotce. – Co ty na to? 

Nie odpowiedziała. 

Odłożył konewkę. 

– Kiedyś rośliny więcej gadały. Ale rozumiem cię, mała. Ja też nie mam ochoty na pogawędki, bo niedługo umrzemy. Wiem, co czujesz. Mam tak samo.

 

***

 

Beth urodziła się jako bardzo grube dziecko, a potem, z wiekiem, tylko tyła. W efekcie, teraz, w wieku czterdziestu lat, przypominała wielką, nabrzmiałą beczułkę, kołyszącą się z trudem na dwóch, baleronowych nogach. 

Przez całe życie musiała odmawiać sobie jedzenia, ale w zaistniałej sytuacji, na minuty przed dokonaniem żywota, nie miała żadnego powodu, żeby przejmować się odpowiednią dystrybucją kalorii. Wcisnęła do ust wielki kawałek sezamowego ciasta. Było pyszne. Co więcej – sama je upiekła. Dwa dni wcześniej, kiedy jeszcze nie mieli pewności, czy na pewno skończą rozszarpani przez czarną dziurę. 

Trochę się bała. 

Nie wiedziała, co jest po śmierci. Nikt nie wiedział. Tylko kaznodzieje, uprawiający mistyczne sztuki w świątyniach, rozsianych po wszystkich planetach ludzkiej federacji. Szkoda, że w układzie Bernela nie było żadnych świątyń. Może znaleźliby jakiegoś kapłana, który powiedziałby jej, co dzieje się po śmierci?

Pewien doktorek zapewniał ją kiedyś, że śmierć to koniec, finito. Potem ciało po prostu leży w ziemi albo gdziekolwiek indziej, gdzie sobie akurat umarło, rozkłada się spokojnie, jedzone przez robaki i rozpuszczane przez wody gruntowe. Aż w końcu zostają same kości i człowiek nic już nie myśli, bo czym miałby myśleć, skoro nie ma mózgu?

Tyle że ona mu nie wierzyła. Musiało być coś po śmierci, bo inaczej po co byliby ci wszyscy kaznodzieje i ich świątynie?

Trochę się bała. 

No, ale przynajmniej nie musiała pilnować się z dietą. Wszystko ma swoje plusy. 

 

***

 

Kapitan Fuchs siedział w kokpicie, na fotelu, który znajdował się najbliżej wielkiego okna, w którym widać było kierunek ich podróży. 

Wciąż miał na sobie granatowy mundur floty terrańskiej, spięty w pasie trzema złotymi przypinkami w kształcie węży. 

Fuchs miał brązowe włosy, przyprószone lekką siwizną, ale wciąż zdrowe i bujne, a także pokaźną brodę. Kapitan był człowiekiem niezwykle urodziwym, więc kobiety zawsze do niego lgnęły, ale teraz, gdy zmierzał w paszczę kosmicznego lwa, władcy i króla grawitacji, pogromcy światła, wcale nie myślał o ostatniej kochance, z którą skończył w łóżku. 

Musicie bowiem wiedzieć, że mężczyzna, który oddał swoje serce morskim falom lub międzyplanetarnym szlakom, ma jedną i najważniejszą miłość – wizję bliskiej śmierci. Bo na statkach śmierć zawsze czeka za rogiem. Teraz nie było inaczej.

Wpatrywał się w czarną dziurę, która miała kształt kółka, otoczonego przez złocistopomarańczową poświatę, jednocześnie pulsującą i tkwiącą w bezruchu. Światło zakrzywiało się dookoła mrocznego okręgu, choć przez jego środek przechodziło coś, co trochę przypominało mgłę w kolorze zachodzącego słońca na Ziemi. 

Trochę dziwne, pomyślał. 

– Głupio jest umierać dzień przed pięćdziesiątymi urodzinami – powiedział na głos. 

– Trochę tak – odparł Świstak.

Świstak był jego asystentem, a przy okazji siostrzeńcem. Miał brązowe włosy, sylwetkę kościotrupa i wielkie, wystające zęby, czemu zawdzięczał swoje przezwisko. 

– A ty? Ile masz lat? – zapytał Fuchs. 

– Ja? – Świstak chwilę się zastanawiał. – Ziemskich?

– Ziemskich.

– To nie wiem – stwierdził młodzieniec. – Urodziłem się na Bofixie. 

– Aha. 

Obaj umilkli, wpatrując się w przerażający cud natury, w którego mordercze objęcia powoli zmierzali.

 

***

 

Wielka, tytanowa bryła sunęła leniwie przez kosmiczną pustkę, zbliżając się do czarnej dziury, jak ćma podlatująca do światła, albo wilk skuszony zapachem świeżego mięsa w środku lasu, wiedząc jednocześnie, że pewnie czekają na niego wnyki i leśniczy. 

Liczne okienka umieszczone na pokładzie migotały szkarłatnym blaskiem awaryjnego oświetlenia. Gdyby w kosmosie roznosił się również dźwięk, można by było dosłyszeć ciche wołanie syren, które chyba jako jedyne nie pogodziły się jeszcze z tym, co miało nadejść. A może po prostu chciały ostrzec załogę przed zagrożeniem?

Nie wiadomo. Trudno jest poznać myśli syren. 

Statek mknął na spotkanie ze śmiercią. Wsunął się, trochę nieśmiało, w czarną dziurę. Przyjęła go.

 

***

 

Tesh był już bardzo blisko, gdy statek nagle zadrżał. Odkleił się od szyi Natalie i zmartwiony popatrzył na sufit. Regularne, bardzo silne wstrząsy targały całym pokładem, wystukując monotonną melodię. 

Lekarz chciał wstać i pobiec do najbliższego okna, ciekaw, co tam ujrzy.

Jednak Natalie zakleszczyła go udami i zatrzymała w środku. 

– Nie martw się tym – powiedziała bardzo, bardzo cicho, ale Tesh ją dosłyszał. 

Pokiwał głową i pocałował dziewczynę namiętnie, a ona popieściła dłońmi jego kark. 

Choć zawsze byli tylko przyjaciółmi, to teraz umierali jako jedna istota. 

 

***

 

Beth nigdy nie miała dobrego poczucia równowagi, a raz doktor powiedział jej nawet, że ma niedorozwinięty błędnik. 

Nic zatem dziwnego, że gdy tylko statek zatrząsł się w posadach, upadła bezwładnie na ziemię, uderzając głową o metalową posadzkę. Wrzasnęła z bólu i przerażenia, a kiedy spróbowała się podnieść, dwa noże kuchenne zsunęły się gwałtownie ze stołu i jeden z nich ugodził ją w nadgarstek.

Jej czarna skóra została nagle zalana przez strumień brunatnej krwi. Nie wiedziała, czy dostała w tętnicę, ale była pewna, że popełniła wielki błąd, zostawiając noże na blacie, nieprzytwierdzone do magnetycznego uchwytu. 

Strasznie bała się śmierci i dlatego, gdy traciła przytomność, dostała napadu paniki, bo była pewna, że ulatuje z niej życie.

 

***

 

Zwłoki poległych obrońców statku, piętrzące się w ładowni, centrum dokowania i zaporze bezpieczeństwa, nieco podskoczyły. Potem znowu i jeszcze raz. Niezbyt uważny obserwator mógłby powiedzieć, że tańczą. W rzeczywistości jednak nie tańczyły, bo kilka dni wcześniej zabiły je blastery Onyksów, a teraz uczestniczyły tylko mimowolnie w agonalnym pląsie całego okrętu. 

Jeszcze ciepłe ciało podpułkownika Yurga nie podskoczyło ani razu. Być może stary wojskowy wciąż dogorywał, choć mokre ślady mózgu na oknie świadczyły inaczej. A może po prostu nie był tak zabawowy, jak reszta poległych.

 

***

 

Paprotki nagle zadygotały. 

– Spokojnie – mówił kojąco Kelsior. – Nie bójcie się.

Jednak trzęsły się nadal. Nawet one dostają drgawek ze strachu, pomyślał. A mówią, że rośliny nie mają uczuć.

– Cholera – mruknął ogrodnik. – Solidnie was telepie, malutkie. Ale, powtarzam, nic wam nie grozi. I tak nie posiadacie świadomości. Tak mówią wszyscy naukowcy, nawet na Ziemi, chociaż mają tam niezły ciemnogród. 

Paprotki nie słuchały i dalej gibały się gwałtownie w rytm drżeń statku. 

– Róbcie, jak chcecie. Ja powiedziałem swoje. 

Obrażony Kelsior założył ręce na piersi i zadarł podbródek. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że postradał zmysły. 

 

***

 

Kapitan Fuchs był z natury bardzo czuły na piękno, toteż nawet biorąc pod uwagę fakt, że w związku z tym wydarzeniem bezpowrotnie traci szansę na pięćdziesiąte urodziny, wzruszył się podczas wlatywania w czarną dziurę. Cud natury, tak prawdziwie pierwotny, jak to tylko możliwe i ostateczny bardziej, niż cokolwiek innego (musicie bowiem wiedzieć, że prócz tego, że w czarnych dziurach zanika światło, to będą one ostatnimi rzeczami, które ostaną się przy końcu wszechświata), połknął ich statek i całą załogę w swoje trzewia. Choć przed chwilą kapitan widział jeszcze złociste odblaski kosmicznej mgły, utkane z zagubionych promieni, widział monstrualność całej struktury i mógł prawdziwie poczuć swoją maleńkość, teraz wokół panowała już tylko ciemność. Czarniejsza od smoły i głębsza od jezior Vertilusa. 

Pomyślał, że bycie czarną dziurą musi być okropne. Wszędzie tylko twoje wielkie cielsko, nic poza tym. Samotność. Nawet, gdyby chciała się z kimś zaprzyjaźnić, to prędzej czy później, pożarłaby go. 

Cały statek zadygotał tak mocno, że Fuchs zacisnął palce na tapicerce fotela. Zacisnął zęby, trochę przestraszony, ale nie za bardzo. Nie mógł bać się do szpiku kości, bo w jego umyśle nie zostałoby miejsca na fascynację. 

A przecież był bardzo ciekawy, co teraz się z nimi stanie.

– Może po prostu będziemy tu dryfować przez wieczność? – powiedział Świstak. 

– Widzisz mnie? – zapytał Fuchs, nie odrywając wzroku od okna. 

– No… Tak. 

– Dziwne. 

– Faktycznie, dziwne. 

Kapitan odchrząknął i odpiął pas bezpieczeństwa. Podszedł ostrożnie do szyby, dzielącej go od bezkresnej pustki. Teraz, gdy o tym pomyślał, hartowane szkło wydało mu się bardzo słabe i kruche. A mimo to dotknął go koniuszkami palców. 

W pewnym sensie stał się częścią czarnej dziury. Jeśli ktoś obserwuje ją z zewnątrz, na pewno nie powie: ,,O, widzę dziurę i statek, a w środku postawnego mężczyznę w granatowym mundurze”. Nie. Powie: ,,Widzę czarną dziurę”. Stali się z nią jednością. 

Wpatrywał się w ciemność przez kilka minut, czując, jakby spoglądał w swoje wnętrze, w głąb samego siebie. Statek trząsł się przeraźliwie; tak, że gdyby w kosmosie był jakikolwiek punkt odniesienia, dawno przewróciłby się do góry nogami. 

Potem Fuchs odstąpił od szyby i popatrzył na Świstaka. Chłopak siedział na fotelu w kącie kokpitu, walcząc z opakowaniem tabliczki czekolady. 

– Co u Christine? – zapytał Fuchs. 

– Mama miewa się dobrze – odparł Świstak. – Mówiła, że szykuje imprezę-niespodziankę na twoje urodziny.

– Ciekawe. Zaprosiła Juergena? 

– Tak myślę.

– Więc chyba cieszę się, że nie dotarłem. – Kapitan znowu spoczął na swoim siedzeniu. – A balony? Będą balony? 

– Pewnie. Całkiem sporo.

– Och, będą balony. To jednak trochę szkoda.

 

***

 

Niech nie zmyli was fakt, że czarna dziura pożera całe światło. Ludzki umysł zapewne wyprowadziłby logiczne twierdzenie, że skoro wewnątrz nie przetrwa nawet ono, to nie przetrwa nic. Dwa równa się dwa. 

W takim razie, dlaczego statek Fuchsa i cała załoga wciąż żyła?

Słyszeliście kiedyś o fizyce kwantowej? Jest to niezwykle oryginalny dział nauki, być może wzbudzający nawet zazdrość pozostałych. Ma on bowiem pewne specjalne uprawnienia. Tylko teoretyk fizyki kwantowej może powiedzieć: ,,Dwa równa się trzy”, a wszyscy i tak będą bić mu brawo, bo szansa na to, że gada głupoty, jest dokładnie taka sama jak na to, że mówi prawdę.

Tak więc, kiedy już wiecie, że czasem dwa równa się trzy, pewnie dużo łatwiej przyswoicie sobie fakt, że czarne dziury mają swoich mieszkańców. 

Owe istoty nie narodziły się wewnątrz nich, ani nie potrzebują ich do życia. Zaczęły tytułować się mieszkańcami czarnych dziur stosunkowo niedawno, nie więcej niż trzysta tysięcy lat temu. Mają miejsca (o ile możemy je tak nazwać), w których ich egzystencja jest znacznie przyjemniejsza. Lecz kiedyś, gdy osiągnęły stan rozwoju duchowego i technologicznego, o jakim ludzkość nie mogła marzyć jeszcze przez miliony lat (i mówię to z pełnym przekonaniem, bo w tamtych czasach nasi przodkowie skakali jeszcze po drzewach w ciałach australopiteków), zapragnęły zbadać czarne dziury i wykorzystać je do swoich celów. Bowiem po przekroczeniu pewnego punktu na osi rozwoju, rasy przestają bać się tego, co nieznane. Zaczynają się nim interesować i rzeczowo zastanawiać, jak można wykorzystać to coś do własnych celów. 

Posługując się kolejną analogią do prymitywnego świata homo sapiens, podobna sytuacja miała miejsce, gdy pewnego dnia największy wynalazca w historii ludzkości nie uciekł przed podpalonym przez piorun suchym konarem, lecz zbliżył się i wypowiedział w swoim pół-małpim języku:

– Umiem tworzyć ogień!

A pozostałe dzikusy zaczęły się cieszyć, bo od teraz mogły piec mięso i mieć płomienie dla siebie – wykorzystywać je tak, jak zechcą. 

Dlatego też owe tajemnicze istoty mieszkają czasem w czarnych dziurach i robią tam rzeczy wykraczające poza ludzkie rozumowanie. Nie znają one takich konstruktów jak dobro czy zło, choć sami musicie sobie odpowiedzieć, czy świadczy to o ich zaawansowaniu duchowym, czy przeciwnie. Mają jednak pewną cechę, która występuje u każdego osobnika – są chorobliwie wręcz ciekawe tego, co nowe. 

Traf chciał, że jeszcze nigdy nie zbadały człowieka. 

Co prawda, pojedyncze okręty terrańskiej floty gubiły się już w odmętach czarnych dziur, ale większość z nich umierała w ciszy i ciemności, całkowicie zignorowana przez ,,tubylców”. 

Statek kapitana Fuchsa miał więcej szczęścia. 

A może pecha?

 

***

 

Nagle coś mignęło za oknem. 

Tesh leżał w sypialni Natalie, z dziewczyną ułożoną na swojej piersi. Jej głowa unosiła się wraz z jego oddechami. Lekarz głaskał ją czule po włosach, nie wiedząc wcale, czy przeżyją następną sekundę. 

Wpatrywał się w panoramiczne okno, umieszczone na jednej ze ścian kajuty. Gdy Natalie drgnęła lekko, jak to mają w zwyczaju osoby zapadające w sen, dziwne światło przeleciało przez panoramę z prędkością, ledwo pozwalającą Teshowi na jego dostrzeżenie.

W pierwszej chwili lekarz nie zareagował.

Ale potem poderwał się gwałtownie, budząc przy tym nową kochankę z płytkiego snu i ryknął:

– Światło!!!

– Co takiego? – zapytała zirytowana kadetka, rozmasowując przedramię.

– Światło! Widziałem światło! Błysk! Tam! – Wskazał palcem okno. 

– Niemożliwe.

– Przysięgam!

Natalie szybko podniosła się z łóżka i podeszła do szyby. Przyłożyła dłoń do czoła, jak gdyby była oświetlana przez słońce i wyjrzała na zewnątrz. 

– Nic nie widzę… – mruknęła. 

– Cholera, jestem pewien. 

– Na pewno? Tesh, jesteśmy w czarnej dziurze… To mogła być tylko twoja…

– Nie, Nat. Widziałem błysk światła, przysięgam na matkę i wszystkich jej fagasów. 

Dziewczyna wzruszyła ramionami, wypuszczając powietrze.

– W takim razie ci wierzę – powiedziała. – Trzeba powiedzieć Fuchsowi. 

Podniosła z podłogi swoje majtki, stanik, spodnie oraz bawełnianą koszulkę. Włożyła to wszystko z powrotem na siebie, a potem sprężystym krokiem podążyła do drzwi.

Zatrzymała się w progu.

Spojrzała na Tesha, którego nos wciąż tkwił w oknie. 

– Idziesz? – zapytała, nieco rozdrażniona.

– Idę – wymamrotał. – Muszę tylko znaleźć gacie.

 

***

 

W szklarni nie było okien. Dlatego też Kelsior nie miał pojęcia, w którym momencie ich statek wepchnął dziób w czarną dziurę.

Poza trzęsącymi się, jak banda podnieconych osik, paprociami, nic nie wskazywało na to, że opuścili granice znanego wszechświata i wkroczyli w rejony, gdzie prawa fizyki przypominają, zamiast działań z tabliczki mnożenia wykutych na blachę, bardziej koło fortuny na festynie – diabeł tylko wie, co wypadnie. 

Ogrodnik siedział na krzesełku, nieco zaniepokojony. 

– Ciekawe czy kiedyś umrę – powiedział do roślin. 

Nie usłyszał odpowiedzi.

A przynajmniej od nich. 

Gdyż wtem, przeciwległa ściana zamigotała nagle, niczym pustynna fatamorgana, albo rozgrzany, wilgotny asfalt. Sekundę później, przed Kelsiorem stała istota bez cielesnej postaci, świecąca jak ognik. Miała kolor złota, lecz tu i ówdzie, na jej ciele pojawiały się i znikały czarne plamy. Choć z sylwetki nie przypominała człowieka, a bardziej chaotyczny obłok o nieregularnych kształtach, Kelsior od razu wiedział, że to żywe stworzenie.

Ten fakt wybudził go natychmiast z szaleńczego transu, w którym tkwił od kilku dni. Poderwał się z krzesła i z rykiem przerażenia na ustach, przechylił na rząd paproci za jego plecami. Położył się w roślinach, licząc przez chwilę, odrobinę naiwnie, że ukryje się w ten sposób przed przybyszem.

Podpełzł pod ścianę, jak najdalej od tajemniczej istoty i przywarł do metalicznej powierzchni. Oddychał ciężko, całe ręce, kark, oraz klatka piersiowa kleiły mu się od potu i czuł zawroty głowy. 

Chciał coś powiedzieć, odstraszyć intruza głosem, ale nie był w stanie wydobyć z siebie żadnego dźwięku. 

Tymczasem świetlista kula zmieniła barwę ze złoto-czarnej na czerwono-niebieską i zbliżyła się, przybierając postać nieco podobną do ludzkiej, ale przez to, że transformacja nie dokonała się całkowicie, przeraziło to Kelsiora jeszcze bardziej. 

Na widok pół-człowieka, wrzasnął ze strachu.

– Nie… Zbliżaj się… – wykrztusił z siebie z trudem. 

Wtedy kosmita dokończył swoje dzieło i migoczący obłok energii zmienił wygląd. Przed ogrodnikiem stał człowiek. Co prawda bez twarzy, wciąż emanujący dziwnym, kolorowym światłem, ale posiadający ręce, nogi, głowę i tułów. 

Wyciągnął dłoń do Kelsiora. 

Ten pokazał rękami, że jej nie uściśnie. 

Nieznajomy przechylił głowę na bok, sprawiając wrażenie zdziwionego. Wyglądał jak pies, od którego właściciel żąda jakiejś nowej, nieznanej sztuczki. 

– Kim… Jesteś… – mruknął ogrodnik, nie odrywając się od ściany.

Istota wydała z siebie chrobotliwy dźwięk, a potem rozległ się odgłos, przypominający nieco ten, gdy szybko złoży się miarkę budowlaną.

– Kim… Jesteś… – powtórzył kosmita bardzo niskim, męskim głosem. 

Kelsior znów wrzasnął. 

Istota krzyknęła niemal tak samo, tylko basem. 

– Na Korzennego Amalchiora… – jęknął ogrodnik. – Mów, czym jesteś, czego chcesz i dlaczego ode mnie?! 

– Jesteś… – zaczął przybysz. – Ja jesteś… Czym… Jesteś… Ashereh. 

– Ashereh? Tak masz na imię?

– Ashereh, tak. Tak masz na imię. 

– Och… – Botanik przysunął się kawałek bliżej do przybysza, licząc na jego pokojowe intencje. – Skąd przybywasz Asherehu? 

Najwyraźniej, kosmicie skończyła się cierpliwość, albo ogarnęła go irytacja, z powodu tego, że nie potrafił udzielić odpowiedzi na następne pytanie. W ułamku sekundy podfrunął do Kelsiora i chwycił jego ciało, zabierając je ze sobą poza statek. 

Chyba tylko owa istota wie, czy podczas tej krótkiej chwili, dochodziły do niej przeraźliwe krzyki ogrodnika, błagającego o pomoc i wzywającego wszystkie roślinne duchy, jakie znał. 

 

***

 

Obudziła się w miejscu, które nie przypominało niczego, co widziała dotychczas.

Wszystkie ściany, o ile można je tak nazwać, wydawały się nie być utkane z materii. Przypominały nieco szkło, jednak zrobione z czegoś nienamacalnego. Mieniły się takim samym kolorem, jakim mieni się benzyna w kałuży.

Beth leżała na plecach, rozglądając się. 

A więc to jest po śmierci, pomyślała. 

Prędko doszła do wniosku, że kuchenny nóż, który spadł na jej rękę, musiał przeciąć tętnicę i Beth wykrwawiła się po prostu na podłodze. Początkowo, trochę żałowała tego, że to już koniec, ale z drugiej strony czuła wielką satysfakcję, że miała rację – śmierć to nie koniec podróży. 

Spróbowała się podnieść.

Nie dała rady. 

– Cholera jasna! – krzyknęła. 

Nagle zdała sobie sprawę, że wciąż ma wielką nadwagę i z trudem się porusza. Czy w zaświatach nie powinna być tylko unoszącą się w przestrzeni, leciutką duszyczką? 

Ponownie podjęła próbę dźwignięcia się na nogi, ale znów – nic z tego. Nie mogąc się niczego złapać, ani nie mając właściwie nawet twardej powierzchni pod stopami, jedyne, co mogła zrobić, to leżeć w tej pozycji i czekać na pomoc.

Do dupy, pomyślała. 

A potem wzdrygnęła się, bo przy jej uchu, niespodziewanie rozległ się głos mężczyzny:

– Tak, śmierć to nie koniec.

Nieznajomy nie pokazał się, ale słowa, które wypowiadał, brzmiały ciepło i Beth od razu poczuła się lepiej, gdy tylko je usłyszała. Jego głos był wspaniały, uspokajający i głęboki. 

– Umarłam? – zapytała.

– Nie – odparł mężczyzna. – Zostałaś zabrana przez nas, abyśmy mogli cię zbadać. Przeanalizowaliśmy twój umysł, dzięki czemu jestem w stanie używać słów, którymi posługują się członkowie twojej rasy. Język terrański jest bardzo szorstki, droga Elisabeth. 

Beth uniosła nieco głowę. Wciąż nie widziała nieznajomego.

– Że co? – zapytała.

– Niczym się nie martw. Spróbujemy nie zrobić ci zbyt dużej krzywdy… Na podstawie tego, co masz w umyśle, poznaliśmy nieco anatomię waszej rasy. Niezbyt skomplikowana.

Kucharce coraz mniej zaczynało się to podobać.

Dobra – kto ma miękkie serce, ten ma twardą dupę, rzekła w duchu.

– Puść mnie, łajdaku!

– Proszę, nie używajmy takiego słownictwa…

– Daj mi odejść!

Spróbowała się podnieść, ale kiedy i tym razem jej się nie udało, pomyślała, że może to nie wina wagi. Została uwięziona.

– Po prostu się nie rzucaj, Elisabeth. 

– Nie! Puszczaj! Puszczaj powiedziałam!!! Proszę!!! Kurwa, to boli!!! To boli!!! Błagam!!!

Pomieszczenie, w którym istoty uwięziły Beth, nie było materialne, toteż narzędzia nie wydawały z siebie żadnego dźwięku. Jedynie brunatna krew tryskała wysoko, ponad ciało bezbronnej kobiety.

 

***

 

Kapitan Fuchs wpatrywał się w ciemność z fascynacją, snując dalsze plany dla swoich ludzi. Skoro przeżyli już tak długo, prawdopodobnie nie czekało ich nic bardziej niebezpiecznego, niż to, że skończą się zapasy. Jednakże, na razie i to im nie groziło – okręt został wybudowany dla stuosobowej załogi, a teraz przebywało na nim łącznie osiem osób. W dodatku wśród nich jest naprawdę dobry ogrodnik, i o przyszłe uprawy raczej nie było się co martwić.

Trzeba było tylko zadbać o to, żeby nie rodzić więcej dzieci, bo zapasy powinny starczyć na tyle długo, żeby każdy z załogantów zdążył umrzeć, ale następne pokolenie zmarłoby prawdopodobnie z głodu, albo braku wody. 

Powrócił na chwilę myślami do czasu (wcale nieodległego), gdy sypiał z kobietami. Od miesiąca, może nawet dwóch, nie miał żadnej. Wiedział, że na statku została młoda kadetka cybernetyki bojowej i kucharka. Wybierze sobie którąś z nich.

Jak na zamachnięcie magicznej różdżki, albo włączenie maszyny materializującej marzenia, w kokpicie pojawiła się kadetka. Wpadła do środka bardzo szybko, a za nią, nieco wolniej, dreptał Tesh, do niedawna zastępca głównego lekarza. 

– Kapitanie – powiedziała dziewczyna. – Mamy ważną sprawę.

Fuchs zamrugał.

– Coś ważniejszego od tego, że dryfujemy właśnie w objęciach czarnej dziury? – zapytał.

Świstak zachichotał szczekliwie. 

– Stul dziób – warknęła kadetka. Świstak ucichł. – Kapitanie, Tesh coś widział…

Lekarz zrobił krok do przodu. Był naprawdę wielki i brodaty, toteż wyglądał groźnie, ale usposobienie miał raczej przyjacielskie.

– Kapitanie… – zaczął.

– Może przestaniecie to powtarzać i przejdziecie wreszcie do rzeczy? – huknął Fuchs. 

– Eee… no tak. Widziałem światło. 

– Co takiego?

– Światło. Zobaczyłem światło. Tutaj, w czarnej dziurze. 

– Niemożliwe, Tesh. 

– Przysięgam, proszę pana. 

– Jakim cudem? – Kapitan popatrzył na okno przed sobą. – To kłóci się… Ze wszystkim, co… Tesh, nie rób ze mnie głupka.

– Nie robię, naprawdę. 

– Brzmi jak kawał – wtrącił się Świstak.

– Pysk. – Kadetka przyłożyła palec do ust.

– Co masz do Świstaka? – zagrzmiał Fuchs. – To mój siostrzeniec.

– Z całym szacunkiem, panie kapitanie, ale gówno mnie to obchodzi. Dwa dni temu próbował się do mnie dobierać, więc dostał w łeb z klucza i dopiero się uspokoił. 

– Myślałem, że i tak wszyscy umrzemy! – krzyknął Świstak.

– Ale byłeś obleśny!

– Spokój!!!

Fuchs wstał z fotela. W jego oczach tańczyły iskierki złości, kiedy powoli przemierzał kokpit, idąc w stronę trójki podwładnych. Wszyscy nagle się wyprostowali, nawet jego siostrzeniec, czując na sobie spojrzenie kapitana. Był w końcu na tej pozycji od dwudziestu trzech lat i nie zamierzał tolerować głupich przepychanek dwójki smarkaczy.

– Tesh – powiedział cicho. Lekarz uniósł podbródek. – Opisz to, co widziałeś.

Jednak brodacz wcale nie musiał tego robić. 

Wpatrując się w szybę na przodzie statku, początkowo mrużył oczy, uważnie słuchając przełożonego. A potem rozszerzał je bardziej i bardziej, aż w końcu gapił się przed siebie wybałuszonymi gałami.

– Co takiego? 

Fuchs popatrzył tam, gdzie Tesh. 

Szkło zadygotało i na moment kapitan pomyślał, że pęknie, ale to się nie wydarzyło. Zamiast tego, przeniknęła przez nie istota, rzeczywiście emitująca złote światło. Miała ludzką, kobiecą sylwetkę.

– Witajcie – powiedziała aksamitnym głosem. – Jestem Gattna. Przychodzę tu, aby zabrać was ze sobą, do mojego świata. Następnie zbadamy wasze ciała, a potem, o ile będziecie jeszcze w stanie się komunikować, także zwyczaje, dobrze?

Milczeli. 

Tesh upadł nieprzytomny na podłogę. 

– Och – zdziwiła się przybyszka. – Czy to mechanizm obronny?

Jest pewien bardzo ważny fakt, który trzeba wiedzieć o kapitanie Fuchsie. Tak, jest on wrażliwy na piękno. Tak, fascynuje go czarna dziura, a ponad wszystko kocha międzyplanetarne podróże bojowymi okrętami. Jednak jest przede wszystkim wojskowym. I podobnie, jak uczyniłaby znaczna większość zatwardziałych, twardogłowych wojskowych w sytuacji, gdy ktoś używa sformułowania ,,Następnie zbadamy wasze ciała, a potem, o ile będziecie jeszcze w stanie się komunikować…”, wyjął z kieszeni kombinezonu pistolet i posłał kilka, celnych strzałów w ciało istoty. 

– Stosujesz agresję! – krzyknęła kobieta z czarnej dziury. 

– Pierdol się! – odparł Fuchs i strzelił jeszcze kilkukrotnie. 

Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. 

Przybyszka rzuciła się gwałtownie w stronę kapitana, by wniknąć w jego ciało. Przez krótką chwilę, zdziwiony Fuchs siedział na podłodze, myśląc, że w jakiś pokraczny sposób, udało mu się zabić istotę, lecz jego wątpliwości szybko zostały rozwiane.

Wielka, złota masa wybuchnęła, rozsadzając kapitana od środka i rozchlapując jego wnętrzności dookoła, także na Natalie, Świstaka i nieprzytomnego Tesha.

Natalie rzuciła się ku drzwiom, Świstak pisnął, a Tesh natychmiast odzyskał przytomność. 

Dziewczyna puściła się biegiem przez korytarz, słysząc za sobą istotę. Pędziła najszybciej, jak potrafiła; prawdopodobnie nigdy wcześniej nie biegła z taką prędkością. 

W tym samym czasie, Świstak potajemnie pobiegł w drugą stronę, by skryć się gdzieś indziej na statku.

Natalie wpadła do jednej z dawno nieużywanych kajut i prędko zamknęła za sobą drzwi. Włączyła blokadę, a potem podeszła do łóżka. Położyła się na podłodze i wcisnęła pod stelaż.

Widziała, jak to coś przenika przez drzwi i unosi się w pokoju. Zawisło na moment przy biurku, przeniosło się bliżej szafy. Wyglądało, jakby przeglądało się w lustrze, zawieszonym na drzwiczkach. 

– Natalie! – rozległ się głos Tesha. – Natalie, gdzie jesteś?! 

Istota zwróciła się ku wyjściu z kajuty. Tesh zaczął bębnić z drugiej strony.

Natalie bardzo chciała go ostrzec, krzyknąć, żeby uciekał. Ale nie mogła wydobyć z siebie ani słowa. Siedziała cicho, pilnując, aby nawet jej oddech pozostał bezgłośny.

Kosmitka odblokowała drzwi. 

Tesh stał naprzeciwko. Popatrzył na istotę. 

Sekundę później leżał już na ziemi w bezruchu, po tym jak otrzymał cios ze złotego światła w czoło. Oczy zwrócone miał w kierunku Natalie. Wydawało się, że patrzył na nią swoim pustym, coraz bardziej martwym wzrokiem. 

Dziewczyna chciała krzyczeć. Chciała płakać. Ale wiedziała, że jeśli zrobi choć jedno, to zaraz zginie. Umrze i śmierć Tesha całkowicie pójdzie na marne. Łzy spływały jej po policzkach strumieniem, a wargi trzęsły się z bólu w rytmie drgań statku. 

Istota podeszła bliżej łóżka. Zatrzymała się przy nim na chwilę. Kadetka widziała jej stopy bardzo blisko swojej twarzy. Wstrzymała oddech, aby nie chuchnąć na ciało kosmitki. 

Jednak ta uklękła na jednym kolanie, a potem położyła ręce na ziemi i z przerażającym spokojem zajrzała pod łóżko. 

Natalie krzyknęła teraz naprawdę, naprawdę głośno. 

 

***

 

Choć na pokładzie statku znajdowała się cała masa zwłok, istoty z czarnej dziury uznały, że najciekawsze do analizy będzie wciąż ciepłe ciało podpułkownika Yurga. Przeniknęły do jego kajuty i wzięły je ze sobą do miejsca, które leży poza przestrzenią i czasem.

Figurka polinezyjskiego boga przyglądała się całemu zajściu w milczeniu.

 

***

 

Kucharka Beth miała rozprute ciało i sekundy dzieliły ją od śmierci. Większość jej organów wewnętrznych, wbrew nazwie, była teraz na zewnątrz. Wzięła ostatni, płytki oddech i pomyślała, że kosmiczny mężczyzna nie wziął sobie do serca własnej obietnicy, że spróbują zanadto jej nie skrzywdzić. 

Wkrótce potem umarła i tylko ona wie, czy jest coś po śmierci.

 

Tymczasem ogrodnika Kelsiora wciąż torturowali, choć nie miało to potrwać długo. Przeanalizowali jego umysł i zamierzali go sklonować w warunkach bardziej laboratoryjnych. Niedługo powstanie jego kopia, identyczna we wszystkich procesach myślowych. Pierwowzór przestanie być użyteczny.

W związku z tym, zabiją go najszybciej, jak potrafią, czyli rozrywając od wewnątrz na strzępy w pół sekundy.

Tak jak mówiłem, istoty żyjące w czarnej dziurze nie znają takich konstruktów, jak dobro i zło. Sami oceńcie, czy to świadczy to o ich zaawansowaniu, czy wręcz przeciwnie.

 

***

 

Świstak przemykał korytarzami statku, które przypominały nieco labirynt. Chociaż nie był co do tego pewien, bo jeszcze nigdy nie przebywał w prawdziwym labiryncie. 

Szukał pomieszczenia o dźwięcznej nazwie ,,Pokój Nadawania”. Można było w nim przesyłać sygnały do innych statków, a także przemawiać do całej załogi, obecnej na pokładzie. W związku z tym, że pierwsze z zastosowań nie wydawało się teraz specjalnie użyteczne, zamierzał skorzystać z drugiego.

Wiedząc, że świetlista istota zapewne będzie chciała go zabić za to, co zrobił jego wuj, wpadł do pomieszczenia z (nomen omen!) prędkością światła, gdy tylko zobaczył obdrapany napis na drzwiach.

Zabarykadował się, chociaż niespecjalnie wierzył, że to pomoże.

Pokój był bardzo ciasny, przypominał klitkę. Jednak zmieścił się w nim całkiem pokaźny panel sterowania.

Świstak podbiegł do niego i włączył program. 

– Zadziałasz? – spytał.

Zadziałał. 

Odpalił sekwencję alarmową i przyłożył usta do mikrofonu. Teraz był słyszalny na całym okręcie, w każdym zakątku. Odchrząknął i zaczął przemawiać:

– Halo, wszyscy, proszę o uwagę. Mamy intruzów na statku. To nie Onyksi. Jesteśmy w niebezpieczeństwie. Kapitan Fuchs zginął… Wróg ruszył w pościg za Fayer… Miejcie się na baczności, słyszycie? Powtarzam, miejcie się na baczności… Zostało nas niewielu… Nie da się tego zabić bronią palną, nie próbujcie. Koniec komunikatu, trzymajcie się!

Mam nadzieję, że zrobiło się wam bardzo smutno na myśl, że Świstak wydał swoje ostrzeżenie, gdy cała załoga była już martwa.

Dwie minuty później do pomieszczenia wpadł intruz i potwierdziły się przypuszczenia młodego asystenta kapitana Fuchsa, że barykada nie powstrzyma przeciwnika. 

Krzyczał bardzo głośno, gdy kończył żywot. 

Szkoda, bo czarna dziura i jej mieszkańcy lubią ciszę. 

 

***

 

Dziewięcioletni chłopiec o piaskowych włosach i drobnej posturze ukrywał się pod srebrnym, kuchennym blatem, ubrany już tylko w podarte spodnie i buty ojca. W małych dłoniach trzymał banana i jadł go powoli, a wszystkie części jego ciała trzęsły się ze strachu.

Słyszał dziwne dźwięki. 

Bał się, że Onyksi wrócili. Potwory, które zabiły mu tatę, podoficera Tourchav. To wydarzyło się już bardzo dawno temu. Stracił poczucie czasu, odkąd silniki statku padły. Kapitan Fuchs mówił, że lecą w ciemność i rozkazał mu schować się w pokoju bez okien.

Chłopiec bał się ciemności, więc posłuchał. 

Skończył jeść banana i wytarł ręce o spodnie. Podniósł się spod blatu. Zastanawiał się, gdzie teraz była ta gruba kucharka, Beth. Opiekowała się nim od kilku dni, ale jakiś czas temu jej krzyk przeszył całą kuchnię i chłopiec schował się, zamykając oczy i oddychając bardzo, bardzo cichutko, zanim wrzaski nie ucichły. 

Straszne, pomyślał. 

Teraz podszedł do lodówki. Otworzył ją i zobaczył, że zapasy prawie się skończyły. Tylko dwie butelki krowiego mleka i trochę warzyw. Nie lubił obu tych rzeczy, więc zamknął drzwiczki. 

Wtedy w kącie pokoju coś zaszumiało. Odwrócił się szybko w tamtą stronę, czując szalone bicie serca w piersi. Okazało się, że to głośnik skrzeczał. 

Tourchav Junior podszedł bliżej.

Głos młodego mężczyzny rozniósł się po kuchni:

– Halo, wszyscy, proszę o uwagę. Mamy intruzów na statku. To nie Onyksi. Jesteśmy w niebezpieczeństwie. Kapitan Fuchs zginął… Wróg ruszył w pościg za Fayer… Miejcie się na baczności, słyszycie? Powtarzam, miejcie się na baczności… Zostało nas niewielu… Nie da się tego zabić bronią palną, nie próbujcie. Koniec komunikatu, trzymajcie się!

Chłopiec poczuł silne dreszcze na karku. Mimo to, nie wzdrygnął się jeszcze. Z jakiegoś powodu czuł, że nie powinien się poruszać. 

A potem odwrócił głowę, spoglądając za siebie. 

– Nigdy nie widziałem takiego osobnika waszej rasy – powiedziała migocząca istota, przypominająca człowieka. – Zapraszamy na prawie bezbolesną wiwisekcję. 

Dziecko otworzyło szeroko oczy, a jego przerażony krzyk utonął gdzieś w odmętach czarnej dziury.

 

***

 

Jedyny ludzki statek w czarnej dziurze, którą jej mieszkańcy zwą Ghufarah-Ologgog, ucichł na zawsze. Załoga doświadczyła pewnych nietuzinkowych zdarzeń, ale nie sądzę, by zdołali komukolwiek o nich opowiedzieć.

Tajemnica tego, co jest w czarnej dziurze, pozostała nieujawniona.

Może to i lepiej.

 

Koniec

Komentarze

smiley

Finis coronat opus – ta stara prawda doskonale zdaje egzamin także podczas czytania. Książkę

zawsze zaczynam od ostatniej strony, wtedy wiem, czego mogę się spodziewać po całym dziele.

Tajemnica tego, co jest w czarnej dziurze, pozostała nierozszyfrowana.

Nieprawda, niestety… Pozostała nieujawniona (wszak byli, widzieli) – a to nie to samo.

Ostatni ludzki statek w układzie Bernela, który ostał się po czystce, dryfował bezwiednie

Materia nieożywiona (statek) może być bezwładna, bezwiedna raczej nie…

syreny alarmowe, wyjące przeciągłym, niskim piskiem

Piski to wysokie częstotliwości, niestety…

Posiedział przez chwilę na łóżku, pozbierał do kupy części glinianego posążka boga Maui, który kupił podczas wakacji z żoną. Przetarł okno, znowu pogapił się na wszechświat, wydmuchał nos.

 A potem wyjął z wnęki munduru pistolet i strzelił sobie w skroń, rozpryskując kawałki mózgu na ścianie.

No tak, sentencje mają moc!

A tą “wnękę munduru” czuć AI na kilometr…

Generalnie – trzeba trochę popracować nad tekstem. Ale pomysł nietuzinkowy – badanie czarnej

dziury. Tyle, że już na horyzoncie zdarzeń robi się z naszej fizyki miszmasz, a dużo wcześniej

ze zorganizowanej materii – marmolada…heh.

Pozdrawiam.

 

dum spiro spero

Fascynator, dziękuję serdecznie za wszelkie uwagi, zastosowałem się do wszystkich. Z AI nie korzystałem, mam nadzieję, że więcej takich GPT-opodobnych baboli nie ma… Nad tekstem pracować będę w miarę następnych uwag, to na pewno!

Dziękuję za docenienie pomysłu; powiedz mi tylko, bo nie jestem do końca pewien, czy sentencja, o której wspomniałeś jest dobra, czy słaba?

 

Pozdrawiam laugh

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Hehe… To dwulicowa bestia. Jak jest dobrze – to dobra, a jak niekoniecznie – to słaba, niestety…

wink

dum spiro spero

Witaj.

Ze spraw technicznych (jako sugestie i wątpliwości – do przemyślenia):

pojawiają się powtórzenia, np.:

Całe pokładowe oświetlenie emanowało czerwienią, a zapasowe lampy dawno wyłączono, w celu oszczędzania energii. Kajuta podpułkownika Yurga cała była zawalona, toteż podstarzały wojskowy z trudem ominął stertę pudeł, szczątki rozbitych figurek, (zbędny przecinek?) oraz przewrócone meble, a potem usiadł na łóżku;

Siedział pomiędzy dwoma rzędami paproci na niskim, zielonym krzesełku, które kojarzyło mu się z się z takim, na którym przesiadują wędkarze. – tu – omyłkowe;

Sami oceńcie, czy to świadczy to o ich zaawansowaniu, czy wręcz przeciwnie. – podobnie tu;

Tylko kaznodzieje, uprawiający mistyczne sztuki w świątyniach, rozsianych po wszystkich planetach ludzkiej federacji. Szkoda tylko, że w układzie Bernela nie było żadnych świątyń;

Aż w końcu zostają same kości i człowiek nic już nie myśli, bo czym miałby myśleć, skoro nie ma już mózgu?;

Jeszcze ciepłe ciało podpułkownika Yurga nie podskoczyło ani razu. Być może stary wojskowy jeszcze dogorywał, choć mokre ślady mózgu na oknie świadczyły inaczej;

Siedziała cicho, pilnując, aby nawet jej oddech pozostał cichy;

 

czasem brak przecinków, np.:

Może znaleźliby jakiegoś kapłana i powiedziałby jej (tu?) co dzieje się po śmierci? ;

Mów (tu?) czym jesteś, czego chcesz i dlaczego ode mnie?! ;

 

czasem przecinki są zbędne, np.:

Wciąż miał na sobie granatowy mundur floty terrańskiej, spięty w pasie trzema, (ten?) złotymi przypinkami w kształcie węży;

Wielka, tytanowa bryła, (ten?) przesuwała się leniwie przez kosmiczną pustkę, zbliżając do czarnej dziury, jak ćma podlatująca do światła, albo wilk skuszony zapachem świeżego mięsa w środku lasu, wiedząc jednocześnie, że pewnie czekają na niego wnyki i leśniczy;

Kapitan Fuchs był z natury bardzo czuły na piękno, toteż nawet biorąc pod uwagę fakt, że w związku z tym wydarzeniem bezpowrotnie traci szansę na pięćdziesiąte urodziny, wzruszył się, (ten?) podczas wlatywania w czarną dziurę;

Dlatego też, (ten?) Kelsior nie miał pojęcia, w którym momencie ich statek wepchnął dziób w czarną dziurę;

 

pojawiają się usterki składniowe, np.:

Musicie bowiem wiedzieć, że mężczyzna, który oddał swoje serce morskim falom, lub międzyplanetarnym szlakom, ma jedną i najważniejszą miłość – wizje bliskiej śmierci. – skoro mowa o „jednej”, powinno być „wizję” (liczba pojedyncza?);

Nie wiedziała, czy dostała w tętnice, ale była pewna, że popełniła wielki błąd, zostawiając noże na blacie, nieprzytwierdzone do magnetycznego uchwytu. – tu chyba jest podobnie? (występuje jeszcze potem) ;

 

są błędy ortograficzne, np.:

Wpatrywał się w ciemność przez kilka minut, czując, jakby spoglądał w swoje wnętrze, wgłąb samego siebie. – osobno?;

 

zdarzają się literówki, np.:

Kucharce coraz mnie zaczynało się to podobać;

– Możecie przestań to powtarzać i przejść do rzeczy? – huknął Fuchs. – przejdź?

Z wszystkim, co… – ze?;

 

czasami zazgrzytał mi styl, np.:

Z racji na to, że pierwsze z zastosowań nie wydawało się teraz specjalnie użyteczne, zamierzał skorzystać z drugiego.

 

Kwestie językowe warto zatem jeszcze staranniej przejrzeć i poprawić.

 

„Bliskie spotkania któregoś-tam stopnia” uważam za bardzo udane, świetny debiut, gratki! :)

Scena zaglądania pod łóżko, gdzie ukrywa się kobieta, przypomniała mi identyczną z makabrycznego odcinka serii „Z Archiwum X” o zdeformowanych genetycznie braciach, którzy tak odnaleźli żonę właśnie przed chwilą zamordowanego szeryfa.

Dziękuję za oznaczenie wulgaryzmów.

Klikam, pozdrawiam serdecznie, powodzenia. :)

 

Pecunia non olet

bruce, dziękuję bardzo za wszystkie miłe słowa, a po stokroć bardziej za merytoryczną poprawkę i poświęcony czas. Nie spodziewałem się usłyszeć o ,,świetnym debiucie”, ale każdy dzień niesie za sobą niespodzianki :-D, oczywiście zastosuje się do sugestii.

Pozdrawiam!

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Wszystko przemyśl, ja to zawsze wypisuję “na tzw. czuja”, po prostu podczas czytania coś mi zgrzyta; niekoniecznie muszę mieć rację. :)

I ja dziękuję, tekst ma spory potencjał. :)

Pozdrawiam. :)

P.S. – Twoja stopka to było zawsze ulubione powiedzenie mojej Mamy. :)

Pecunia non olet

bruce, oczywiście, nie wprowadzam poprawek na ślepo, ale wszystkie z tych, które wypisałaś, według mnie, są wystarczająco trafne i skutecznie ulepszają tekst :)

(Mama miała łeb na karku)

 

Pozdrawiam.

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Miło mi, że pomogłam.

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Nietypowa tematyka, to na plus.

Opis wchodzenia w czarną dziurę trochę kłóci mi się z tym, co wiem o czarnych dziurach (albo wydaje mi się, że wiem). Na przykład czy bohaterów nie powinny rozerwać siły pływowe jeszcze przed przekroczeniem horyzontu zdarzeń? Przy bardzo masywnej dziurze podobno nie, ale nic o tym nie wspominasz.

Nie rozumiem, dlaczego oni nie wierzą w światło. Skoro nie może się wydostać ze studni grawitacyjnej, to w środku chyba musi być pełno fotonów?

A jeśli nie, to jakim cudem widzą cokolwiek na swoim statku? Przecież to też światło.

W sumie – bardziej mi to wszystko wyglądało na magię niż na SF.

Istoty bardzo wredne.

Ubrała to wszystko z powrotem, a potem sprężystym krokiem podążyła do drzwi.

Ubrań się nie ubiera.

Babska logika rządzi!

Finklo, owszem, nie trzymałem się tu zbyt mocno wiedzy teoretycznej, nie miałem zamiaru opisywać skomplikowanego procesu, a jedynie (jak wspomniałaś) pół-magiczny moment wkroczenia w objęcia czarnej dziury. Niestety nie miałem pojęcia, jak mógłbym to oznaczyć, jeśli nie jako SF.

Co do światła – no właśnie, Fuchs i Świstak rozmawiają o tym, że to strasznie dziwne, że wciąż się widzą. Promień za oknem jest bardziej nietypowy, bo to oznacza, że w czarnej dziurze jest jakaś odrębna struktura emitująca owe światło. 

O tym, że w środku jest pełno fotonów faktycznie nie pomyślałem :-)

Sprecyzujesz może, o co chodzi z ubraniami? Chyba nie do końca rozumiem.

 

Bardzo dziękuję za odwiedziny o tak wieczornej porze! Pozdrawiam po ciemku. 

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Sprecyzujesz może, o co chodzi z ubraniami? Chyba nie do końca rozumiem.

Chodzi chyba o “wkładanie/zakładanie ubrań”, a nie – ich “ubieranie”, tak sądzę. I ja jestem przyzwyczajona do takich sformułowań, często używanych w moich stronach, lecz – tu Finkla ma rację – niepoprawnych stylistycznie. 

Pecunia non olet

W Twoim opowiadaniu podobało mi się prowadzenie historii przez krótkie fragmenty skupione na poszczególnych członkach załogi. Dobrze też wzbudzałeś u czytelnika (chyba) pożądane emocje: na początku taka apatia, beznadzieja; później niepokój związany z kosmiczną obławą.

"…gówno mnie to obchodzi. Dwa dni temu próbował się od [do] mnie dobierać, więc dostał w łeb z klucza i dopiero się uspokoił"

"Wszyscy nagle się wyprostowali, nawet jego bratanek, czując na sobie spojrzenie swojego kapitana". => zaimek "swojego" jest zbędny, wiadomo czyi to kapitan. W dodatku masz nagromadzenie trzech podobnie brzmiących słów na "s".

Co do uwag ogólniejszych (i bardziej subiektywnych zarazem) – obcy z czarnej dziury pojawiają się trochę znikąd. Podsuwasz ich istnienie czytelnikowi dopiero w dość bezpośredniem fragmencie na "wy", posługując się informacją, którą zna wszechwiedzący narrator, który wcześniej nie miał za bardzo okazji się ujawnić. Myślę, że warto by czytelnikowi choć podsunąć pomysł, że ktoś w dziurze przebywa (nawet przez jakieś gdybania bohaterów), albo w ogóle ich nie zapowiadać, tylko przedstawić w działaniu, jak zaczynają porywać i zabijać załogę (wtedy nie znamy ich intencji, są tajemniczy). Oczywiście to wszystko to sugestia

Ostatecznie, opowiadanie ciekawe i (na ile mogę odtworzyć Twoje intencje) wywołujące w czytelniku pożądane emocje. I chwała Ci za paprotki.

Ubieranie. Bruce już nieco wyjaśniła, dołożę jeszcze garść tłumaczeń.

“Ubrać” znaczy “włożyć ubrania na”. Można więc ubrać siebie, dziecko, manekin, ale nie koszulę. Chyba że faktycznie wkładasz tej koszuli czapkę na kołnierzyk, rękawiczki na mankiety i może jeszcze kamizelkę.

Babska logika rządzi!

bruceFinklo, dziękuję, poprawię, zapamiętam na przyszłość :)

PaproćChaosu, dziękuję za odwiedziny i wyłapanie dwóch błędów, zabieram się do naprawy. Co do twoich sugestii, to oczywiście wiem, że z zasady lepiej “pokazać, niż przegadać”, ale bardzo zależało mi na napisaniu tej krótkiej wstawki narratora. Szerokie kompetencje narratora to jest coś co ja, osobiście, bardzo lubię, więc nie mogłem się powstrzymać :-) Cieszę się, że struktura się podobała i uznałaś opowiadanie za ciekawe.

 

PS. To dopiero błąd matrixa, że tego samego dnia, w którym wrzucam opko z bohaterem gadającym do paprotek, na NF pojawia się gadająca paprotka… ;)

 

Pozdrawiam!

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Feniks103, dziękuję serdecznie za odwiedziny i miłe słowa! Sam w naukę wierzę, ale przy opowiadaniach lubię dać się ponieść pewnej dozie fantazji ;). Z tego powodu wiem, niestety, że nigdy dobrym pisarzem SF nie będę, ale zabawa i tak jest przednia.

 

Rzeczywiście okrutni, przez moment też pomyślałem o Obcym, pisząc ich. 

 

W sumie… Może po pięćdziesiątce nawet głupiej…? Im starszy, tym mądrzejszy. Żeby dać się zabić przez jakieś migoczące promyki… ;-)

 

Pozdrawiam również.

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Forma – język i styl – bardziej przypomina długie powieści niż krótkie opowiadanie. Niesłychanie spodobało mi się niespieszne tempo narracji. Mimo że statek leci w czarną dziurę, nie gonisz za kolejnymi zdarzeniami, a czytelnik ma czas, aby to wszystko sobie przemyśleć :)

Bardzo zgrabnie został przedstawiony kalejdoskop kosmicznych charakterów i mam wrażenie, że piszesz lekko o ciężkich sprawach.

Słowem, dobry tekst!

Klikam i pozdrawiam!

Czytało się lekko. Doceniam sporą dawkę humoru. Sprawnie przedstawiasz całą historię. Podobało mi się, jak pokazujesz różne sposoby na wykorzystanie ostatnich chwil życia (seks w obliczu śmierci to raczej sztampa, ale fajnie się czyta). 

Miałem wrażenie (ale tylko wrażenie, więc może się mylę), że wraz z opowiadaniem, zmienia się charakter narratora. 

Zastanawiam się, czy fakt, że statek wpada w czarną dziurę, coś wnosi. Jakie ma znaczenie to, co o niej wiemy, dla fabuły? Wydaje mi się, że jest wręcz przeciwnie. Musiałeś ponaginać prawa fizyki, by przedstawić historię. Czy gdyby bohaterowie spadali na inny obiekt kosmiczny, np. gazowego olbrzyma, to coś by się zmieniło? Tam też przecież mogliby żyć przedstawiciele jakieś zaawansowanej cywilizacji, która nie rozróżnia dobra od zła.

 

Ogólnie fajne opowiadanie, sprawnie napisane. 

 

Pozdrawiam

Chalbarczyk, dziękuję serdecznie za odwiedziny i komplementy odnośnie tekstu :-) Rzeczywiście, jakiś czas temu sam zorientowałem się, że pisarsko jestem bardziej stworzony do długich, niż krótkich form literackich. Bardzo dużo dla mnie znaczy, że wspominasz o moim opisie spraw "ciężkich", bardzo dziękuję! :D A za klika, oczywiście, jeszcze raz i to po stokroć. AP, witam serdecznie, cieszę się, że podobało ci się opowiadanie i to, jak zostało napisane. Sam myślałem nad tym, że seks to sztampa w takich okolicznościach, ale w tym przypadku bohaterowie przejęli wodze nad pisarzem ;) Co do tego, czy czarna dziura była potrzebna. Zapewne mogłaby być czymkolwiek innym, ale 1) Bohaterowie musieli czuć że stoją u bram tajemniczej śmierci. 2) Czarne dziury są kul. Przepraszam za nieścisłości naukowe… Lubię pomieszać, niestety… PS. Przepraszam za format komentarza, piszę na telefonie. Pozdrawiam!! :D

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Wiwisekcja okazała się nad wyraz zajmująca, a opisane wydarzenia zostały przedstawione w sposób utrzymujący uwagę niemal od pierwszego zdania, aż po ostatnią kropkę.

Dobrze, że na początku opowiadania, bez zbyt szczegółowych opisów, zaprezentowałeś wszystkich żyjących pasażerów statku – dzięki temu miałam wrażenie osobistego udziału w ich poczynaniach, a jednocześnie nie byłam narażona na to, co ich spotkało.

Szkoda tylko, że wykonanie pozostawia nieco do życzenia. Jednak pominąwszy wykonanie, tak udany debiut daje nadzieję na kolejne, mam nadzieję na równie ciekawe i coraz lepiej napisane opowiadania.

Cezarze, mam nadzieję, że poprawisz usterki, bo chciałabym zgłosić opowiadanie do Biblioteki. :)

Przypuszczam, że może zainteresować Cię ten wątek: http://www.fantastyka.pl/loza/17

 

Sie­dział po­mię­dzy dwoma rzę­da­mi pa­pro­ci na ni­skim, zie­lo­nym krze­seł­ku… → W jakim celu na statku uprawiano paprocie?

 

oto­czo­ne­go przez zło­ci­sto-po­ma­rań­czo­wą po­świa­tę… → …oto­czo­ne­go przez zło­ci­stopo­ma­rań­czo­wą po­świa­tę

 

Tro­chę dziw­ne, po­my­ślał. → A może: Tro­chę dziw­ne, po­my­ślał.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

Uwaga dotyczy zapisów myślenia także w dalszej części tekstu.

 

Wiel­ka, ty­ta­no­wa bryła prze­su­wa­ła się le­ni­wie przez ko­smicz­ną pust­kę, zbli­ża­jąc do czar­nej dziu­ry… → Co tytanowa bryła zbliżała do czarnej dziury?

Proponuję: Wiel­ka, ty­ta­no­wa bryła sunęła le­ni­wie przez ko­smicz­ną pust­kę, zbli­ża­jąc się do czar­nej dziu­ry

 

Spo­koj­nieuspo­ko­ił je Kel­sior. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: – Spokojnie – kojąco mówił do nich Kelsior.

 

Jed­nak one trzę­sły się nadal. Nawet one do­sta­ją drga­wek ze stra­chu… → Czy oba zaimki są konieczne? Zrezygnowałabym z pierwszego.

 

Ob­ra­żo­ny Kel­sior za­ło­żył ręce na pier­siach… → Ob­ra­żo­ny Kel­sior za­ło­żył ręce na pier­si

Mężczyźni mają jedną pierś/ tors.

 

Za­gryzł zęby, tro­chę prze­stra­szo­ny, ale nie za bar­dzo. → Zęby można zacisnąć, ale nie można ich zagryźć.

 

Oh, będą ba­lo­ny.Och, będą ba­lo­ny.

 

a wszy­scy i tak za­bi­ją mu brawo… → …a wszy­scy i tak będą bić mu brawo

 

Wska­zał pal­cem na okno.Wska­zał pal­cem okno.

Palcem wskazujemy coś, nie na coś.

 

Poza trzę­są­cy­mi się, jak banda pod­nie­co­nych osi­ków… → Osiki są rodzaju żeńskiego, więc: Poza trzę­są­cy­mi się, jak banda pod­nie­co­nych osi­k

Osiki mogą tworzyć kępy, ale nie bardzo wiem, jak może wyglądać banda osik i co może je podniecić.

 

Oh… – Botanik przysunął się kawałek… → Och… – Botanik przysunął się kawałek

 

Po­wró­cił na chwi­lę my­śla­mi do czasu (wcale nie od­le­głe­go) Po­wró­cił na chwi­lę my­śla­mi do czasu (wcale nieod­le­głe­go)/ (wcale nie tak odległego)

 

na kok­pi­cie po­ja­wi­ła się ka­det­ka. → …w kok­pi­cie po­ja­wi­ła się ka­det­ka.

 

– Ka­pi­ta­nie, Tesh coś wi­dział…. → – Ka­pi­ta­nie, Tesh coś wi­dział

Po wielokropku nie stawia się kropki.

 

– Co masz do Świ­sta­ka? – za­grzmiał Fuchs. – To mój bra­ta­nek. → Wcześniej napisałeś: Świstak był jego asystentem, a przy okazji siostrzeńcem. → Kiedy siostrzeniec stał się bratankiem? Czy to może sprawka czarnej dziury?

 

Wszy­scy nagle się wy­pro­sto­wa­li, nawet jego bra­ta­nek… → ?

 

Oh – zdzi­wi­ła się przy­bysz­ka… → Och – zdzi­wi­ła się przy­bysz­ka

 

wyjął z wnęki kom­bi­ne­zo­nu pi­sto­let… → Co to są wnęki kombinezonów???

 

Przy­bysz­ka rzu­ci­ła się gwał­tow­nie w stro­nę ka­pi­ta­na, by wchło­nąć w jego ciało. → Czy tu aby nie miało być: Przy­bysz­ka rzu­ci­ła się gwał­tow­nie w stro­nę ka­pi­ta­na, by wniknąć w jego ciało.

 

Przez krót­ką chwi­lę, zdzi­wio­ny Fuchs sie­dział na pod­ło­dze, my­śląc, że w jakiś po­kracz­ny spo­sób, udało mu się zabić isto­tę.

Lecz jego wąt­pli­wo­ści szyb­ko zo­sta­ły roz­wia­ne. → Pewnie miało być: Przez krót­ką chwi­lę zdzi­wio­ny Fuchs sie­dział na pod­ło­dze, my­śląc, że w jakiś po­kracz­ny spo­sób, udało mu się zabić isto­tę, lecz jego wąt­pli­wo­ści szyb­ko zo­sta­ły roz­wia­ne.

 

Dziec­ko roz­chy­li­ło sze­ro­ko oczy… → Nie wydaje mi się, aby można rozchylić oczy.

Proponuję: Dziec­ko otworzyło sze­ro­ko oczy

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, to bardzo miłe, że podobało ci się opowiadanie i uznałaś je za zajmujące :-) Szczególnie (z tego co zdążyłem na razie zauważyć) jesteś bardzo dużym autorytetem na Portalu. Oczywiście błędy poprawię, jak tylko będę miał możliwość. Gdy będę miał dostęp do komputera, odpowiem obszerniejszym komentarzem :) Z bet na pewno zacznę korzystać. Świetne narzędzie :D Pozdrawiam!

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

I mnie jest miło, Cezarze, że mój komentarzyk sprawił Ci przyjemność. :)

A z autorytetem to bym nie przesadzała – ot, sporo czytam i wyłapuję w opowiadaniach byczki tudzież inne ustereczki. I to by było na tyle, jak mawiał Jan Tadeusz Stanisławski, profesor mniemanologii stosowanej. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 

Hej, hej,

 

ciekawa historia, podobała mi się mniej więcej do połowy, wraz z pogrążeniem statku w czarnej dziurze nieco spadł mój entuzjazm. Tekst zaczął dryfować w kierunku groteski, może takiego luźnego horroru – co samo w sobie nie jest złe, aczkolwiek IMHO nieco zabrakło spójności w stosunku do początku.

To czego jeszcze mi zabrakło to jakiegoś robotycznego towarzysza – androida, albo czegoś w tym stylu. Być może mógłby to być jedyny ocaleniec, co dodałoby końcówce nieco mniej “makabrycznego” czy też horrorowego wydźwięku.

Mimo wszystko wrażenia mam bardzo pozytywne i klika do biblioteki daję.

 

Mam sporo uwag, być może częśc z nich wynika z mojego “gustu”, innego spojrzenia na literaturę. Jeżeli coś z tego weźmiesz do siebie – fajnie.

 

Staromodne porównania rażą. Można by zbudować ten fragment na zasadzie kontrastu, ale wg mnie wtedy należałoby rozbudować pierwszy człon fragmentu, żeby doszło do swego rodzaju symetrii “nowego” ze “starym”, coś w stylu: “Tytanowa bryła, z krzemowymi podzespołami, obciągnięta włóknem węglowym”.

 

Wielka, tytanowa bryła przesuwała się leniwie przez kosmiczną pustkę, zbliżając do czarnej dziury, jak ćma podlatująca do światła, albo wilk skuszony zapachem świeżego mięsa w środku lasu, wiedząc jednocześnie, że pewnie czekają na niego wnyki i leśniczy.

 

Śpiew syren? Tutaj podobnie jak wyżej, można by iść bardziej w fajne porównania przełamujące technologiczną bezduszność, wzbogacające o kontekst mitologii, tradycji, “starego świata”.

Gdyby w kosmosie roznosił się również dźwięk, można by było dosłyszeć ciche wołanie syren, które chyba jako jedyne nie pogodziły się jeszcze z tym, co miało nadejść. A może po prostu chciały ostrzec załogę przed zagrożeniem?

Nie wiadomo. Trudno jest poznać myśli syren. 

 

Danse macabre? Tutaj kolejny wyśmienity motyw, jedynie zarysowany, a pole do snucia rozważań i porównać przeogromne :)

 

Niezbyt uważny obserwator mógłby powiedzieć, że tańczą. W rzeczywistości jednak nie tańczyły, bo kilka dni wcześniej zabiły je blastery Onyksów, a teraz uczestniczyły tylko mimowolnie w agonalnym pląsie całego okrętu. 

 

IMHO nie ptrzebna konstatacja narratora – pokaż raczej, nie opowiadaj.

Obrażony Kelsior założył ręce na piersiach i zadarł podbródek. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że postradał zmysły. 

 

Rodzaj żeński dziury oraz męski “kogoś”. Jakoś mnie to razi, coś takiego jak “czarna dziura” powinno być raczej butem bezosobowym i przyjmującym wszystkich podróżników bez względu na płeć. Ja wiem, język ma swoje ograniczenia, ale trzeba wychodzić poza nie.

Pomyślał, że bycie czarną dziurą musi być okropne. Wszędzie tylko twoje wielkie cielsko, nic poza tym. Samotność. Nawet, gdyby chciała się z kimś zaprzyjaźnić, to prędzej czy później, pożarłaby go.

 

Tutaj znowu zaimek – ono (światło). Zatrzymałem się tutaj, potknąłem, jakoś mnie to razi.

 

Niech nie zmyli was fakt, że czarna dziura pożera całe światło. Ludzki umysł zapewne wyprowadziłby logiczne twierdzenie, że skoro wewnątrz nie przetrwa nawet ono, to nie przetrwa nic. Dwa równa się dwa. 

 

Zowu zaimki, nim, to, coś. Mnie razi ;)

 

Bowiem po przekroczeniu pewnego punktu na osi rozwoju, rasy przestają bać się tego, co nieznane. Zaczynają się nim interesować i rzeczowo zastanawiać, jak można wykorzystać to coś do własnych celów. 

 

Pokaż, nie opisuj, Tutaj można by nawet spróbować wyjasnienie wpleść w dialog, dodać jakiegoś bohatera naukowca, albo androida. Fabuła aż się o to prosi – pewnie każdy członek załogi zadawał sobie pytanie “dlaczego wciąż żyję?”

A może po prostu zregyznować z tej części? Co straciłaby fabuła? Nie wiem. Na pewno zyskałałby na tajemniczości i dynamice – czyteknik zasytanawiałby się: skąd wzięło się światło za oknem statku, co to za istory teleprtują się na statek?

 

W takim razie, dlaczego statek Fuchsa i cała załoga wciąż żyła?

Słyszeliście kiedyś o fizyce kwantowej? Jest to niezwykle oryginalny dział nauki, być może wzbudzający nawet zazdrość pozostałych. Ma on bowiem pewne specjalne uprawnienia. Tylko teoretyk fizyki kwantowej może powiedzieć: ,,Dwa równa się trzy”, a wszyscy i tak zabiją mu brawo, bo szansa na to, że gada głupoty, jest dokładnie taka sama jak na to, że mówi prawdę.

Tak więc, kiedy już wiecie, że czasem dwa równa się trzy, pewnie dużo łatwiej przyswoicie sobie fakt, że czarne dziury mają swoich mieszkańców. 

Trochę zbyt rozbudowany ten język pierwotny – raczej byłoby to coś w stylu: “ja, ciepło, bum, bum”.

No i pytanie czy samo zbliżenie się do ognia jest “tworzeniem ognia”. W ogóle ognia się nie tworzy tylko rozpala, no mam tutaj 100 uwag do tego fragmentu :)

Posługując się kolejną analogią do prymitywnego świata homo sapiens, podobna sytuacja miała miejsce, gdy pewnego dnia, największy wynalazca w historii ludzkości nie uciekł przed podpalonym przez piorun suchym konarem, lecz zbliżył się i wypowiedział w swoim pół-małpim języku:

– Umiem tworzyć ogień!

 

Jeżeli już to “Przynajmniej nie od nich”. Choć wg mnie jest to kolejny objaw choroby zwanej zaimkozą w Twoim tekście ;)

Nie usłyszał odpowiedzi.

A przynajmniej od nich. 

 

Hmmm, jak się pokazuje rekami, że nie uściśnie się dłoni? :) “Pokazał rękami”, zabawny zwrot. No i spro zaimków przy okazji ;)

 

Wyciągnął dłoń do Kelsiora.

Ten pokazał rękami, że jej nie uściśnie. 

 

“Niedawno używana kajuta”, bardzo tajemniczo ;)

Natalie wpadła do jednej z dawno nieużywanych kajut i prędko zamknęła za sobą drzwi

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Reg (mam nadzieję, że mogę się tak zwracać), usterki poprawione. :) Cześć, BasementKey, miło cię widzieć, a jeszcze bardziej miło jest słyszeć, że tekst ci się podobał i dałeś klika :D Co do twoich sugestii – przede wszystkim, odniosę się do mało futurystycznych porównań i metafor. Sam nad tym myślałem, pisząc, ale zdałem sobie sprawę, że muszę podjąć decyzję – albo staram się wprowadzić czytelnika na maksa w sci-fi klimacik, albo chce, żeby bardzo skutecznie rozszyfrował metafory. Wybrałem to drugie, z dwóch powodów: 1) Tak, jak napisała Finkla, jest tu praktycznie tyle samo magii, co fantastyki naukowej. 2) Skupiłem się na psychologii bohaterów i akcji, dając trochę w odstawkę świat przedstawiony. Co do pozostałych kwestii, to wydaje mi się, że rzeczywiście po prostu nieco dzielą nas gusta literackie ;), co nie zmienia faktu, że uważam twoje sugestie za bardzo wartościowe. "Śpiew syren" jest super, nie pomyślałem o tym. Uświadomiłeś mnie w tym, że chcąc stworzyć połączenie staromodnej baśni z sci-fi, muszę iść na całość, a tego nie zrobiłem – dałem czytelnikowi mięso, ale zamiast soczystego łódka, dostał kawałek pięty :p. Będę starał się teraz iść na całość. A na zaimkozę cierpię, niestety i będę walczył zaciekle. PS. Reg, siostrzeniec i bratanek to ofc co innego, zapomniałem zmienić te słowa pomiędzy 1 a 2 draftem opka. PPS. Przepraszam za format komentarza, przez tydzień siedzę na wakacjach i komputera brak :( Pozdrawiam!!!

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Oczywiście, Cezarze, możesz, a nawet bardzo możesz!

I cieszę się, że poprawiłeś usterki, bo teraz mogę udać się do klikarni. Dodam jeszcze, że nie masz za co przepraszać – wypoczywaj wakacyjnie i odpoczywaj od komputera. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witaj ponownie!

 

Skusiłem się na Twoje opowiadanie z powodu sci-fi i fizyki kwantowej, a

bardziej mi to wszystko wyglądało na magię niż na SF.

 

Ale skoro w sumie dobrze bawiłem się przy “Wiwisekcji” i wobec argumentu nie do odparcia:

Czarne dziury są kul. 

to klikam.

 

Dziękuję AP! Następnym razem postaram się skupić bardziej na fizyce kwantowej (Owszem, obejrzałem Oppenheimera 3 razy, bardzo widać)?

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Czytało misię z zaciekawieniem i chociaż istoty z dziury wykończyły wszystkich, całość jest ok, dobra na oderwanie się od realu. :)

Hej, Koalo :), cieszę się, że zostałeś zaciekawiony i pomogłem oderwać się od realu (niestety, lato się kończy :c). Dzięki, pozdrawiam!

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Reg, dziękuję, tak właśnie zamierzam :)

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Hej Cezarze!

 

Na start uwagi nazbierane na bieżąco podczas czytania:

 

Ostatni ludzki statek w układzie Bernela, który ostał się po czystce

Układ Bernela ostał się po czystce? Raczej układów nie niszczyli devil

Całe pokładowe oświetlenie emanowało czerwienią, a zapasowe lampy dawno wyłączono, w celu oszczędzania energii. 

Ostatni przecinek prawdopodobnie zbędny.

szczątki rozbitych figurek, oraz przewrócone meble

Ten też.

A potem wyjął z kieszeni munduru pistolet i strzelił sobie w skroń, rozpryskując kawałki mózgu na ścianie. 

Ale że nie chciał sprawdzić, jak to jest być zawieszonym w czasie? :P

Kadetka wydziału cybernetyki bojowej, Natalie Fayer wytarła pot z czoła i wyłoniła się spod panelu sterowania CX-224.

Imię i nazwisko są tu wtrąceniem, które wypadałoby wydzielić z obu stron albo nie wydzielać go wcale.

Naprawiła wszystko, zgodnie z instrukcjami, przekazanymi jej przez nauczyciela, zanim ten poszedł walczyć i zginął.

Pierwszy przecinek zbędny, drugiego osobiście też bym nie dawał, chociaż język polski jest dziwny.

Przez chwilę patrzyli na siebie w milczeniu. 

Tesh był wielki, więc spoglądał w dół. Natalie miała metr pięćdziesiąt wzrostu, więc spoglądała w górę. Uśmiechnęli się.

Ja też się uśmiechnąłem :P Nie wiem, czy nowy akapit konieczny.

Kelsior pracował jako ogrodnik i bardzo lubił rośliny

Nie wiem, czy czytałeś “Z mgły zrodzonego”, gdzie jednym z głównych bohaterów jest Kelsier, ale mnie to imię zabolało. Oczywiście błędem to nie jest, dzielę się tylko wrażeniami ;)

Kelsior pracował jako ogrodnik i bardzo lubił rośliny, ale teraz nie miał ochoty, żeby je podlewać.

Dalej mamy opis podlewania roślin. Może warto wspomnieć, że ogrodnik się przemógł albo w inny sposób uzasadnić działanie sprzeczne z intencjami?

Woda w niej pewnie nie była przefiltrowania w bojlerowni, ani uzupełniona odpowiednimi minerałami.

Konewki (przynajmniej te, które znam) nie przychodzą w pakiecie z wodą. Woda była prawdopodobnie dokładnie taka, jaką sobie nalał.

Do tego literówka: przefiltrowaniaprzefiltrowana

Może znaleźliby jakiegoś kapłana i powiedziałby jej, co dzieje się po śmierci?

Może lepiej: “jakiegoś kapłana, który powiedziałby jej”?

Potem ciało po prostu leży w ziemi, albo gdziekolwiek indziej

Zbędny przecinek. Ogółem jest sporo spójników, przed którymi nie stawiamy przecinka, jeśli nie ma to specjalnego uzasadnienia, np. nie tworzą zdania podrzędnie złożonego albo wtrącenia. W przypadku “albo” to pierwsze się na co dzień nie zdarza, drugie też nie za często.

Tyle, że ona mu nie wierzyła.

“Tyle że” jest jednym, dużym, złożonym spójnikiem, więc nie rozdzielamy go przecinkiem.

Musicie bowiem wiedzieć, że mężczyzna, który oddał swoje serce morskim falom, lub międzyplanetarnym szlakom

Z ostatnim przecinkiem wiesz co zrobić :)

Bo na statkach, śmierć zawsze czeka za rogiem.

Tutaj znowu najlepiej albo wydzielić “na statkach” z obu stron, albo nie wydzielać wcale.

Liczne okienka umieszczone na pokładzie, migotały szkarłatnym blaskiem awaryjnego oświetlenia.

Na upartego można by wydzielić “umieszczone na pokładzie”, ale osobiście przecinek bym po prostu usunął.

Strasznie bała się śmierci i dlatego, gdy traciła przytomność, dostała napadu paniki, bo była pewna, że ulatuje z niej życie.

Ostatni człon wynika z kontekstu, raczej nie trzeba o tym pisać.

Niezbyt uważny obserwator mógłby powiedzieć, że tańczą. W rzeczywistości jednak nie tańczyły, bo kilka dni wcześniej zabiły je blastery Onyksów, a teraz uczestniczyły tylko mimowolnie w agonalnym pląsie całego okrętu.

Heh :P

Obrażony Kelsior założył ręce na piersi i zadarł podbródek. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że postradał zmysły.

Stwierdzam wysoką kompatybilność poczucia humoru ;)

Choć przed chwilą, kapitan widział jeszcze złociste odblaski kosmicznej mgły

Znowu się nadmiarowy przecinek zabłąkał.

Nawet, gdyby chciała się z kimś zaprzyjaźnić, to prędzej czy później, pożarłaby go.

Tutaj usunąć ostatni albo wstawić jeden przed “prędzej”.

gdy pewnego dnia, największy wynalazca w historii ludzkości nie uciekł przed podpalonym przez piorun suchym konarem

Nadmiarowy przecinek.

Dlatego też, owe tajemnicze istoty mieszkają czasem w czarnych dziurach i robią tam rzeczy, wykraczające poza ludzkie rozumowanie.

Tutaj dwa.

Nie znają one takich konstruktów jak dobro, czy zło

Nie ma ani zdania podrzędnego, ani wtrącenia, więc przecinka nie stawiamy.

 

Tekst jak do tej pory mi się podoba i chciałbym w skończonym czasie dowiedzieć się, co będzie dalej, więc zakończę tu łapankę interpunkcyjną. Dużo uwag da się przenieść na resztę opowiadania.

 

Poza trzęsącymi się, jak banda podnieconych osik, paproci

paprocipaprociami

Wkrótce potem umarła i tylko ona wie, czy jest coś po śmierci.

 

Tymczasem ogrodnika Kelsiora wciąż torturowali, choć nie miało to potrwać długo.

Nie zabrakło tu gwiazdek oddzielających fragmenty?

 

Tekst wciąga od samego początku. Bardzo zgrabnie przedstawiasz postacie, każdą z wyraźnym charakterem. Cięcia następują we właściwych momentach, nic się nie dłuży.

Jestem też dużym fanem humoru. Lubię absurd językowy i nieoczywistą zabawę słowem. Tutaj wyszła bardzo naturalnie.

 

Problemy zaczynają się podczas wlatywania w czarną dziurę. Czytałem gdzieś teorię, że podczas takiego lotu załoga mogłaby nic nie zauważyć – po prostu spadaliby w nieskończoność ze stałym przyspieszeniem, ale skoro grawitacja działa tak samo na nich i na statek, a nie ma układu odniesienia, to wydawałoby się im, że spokojnie lecą w próżni. Tylko że wtedy nie powinno nimi nawet trząść.

W tym miejscu jakby skończyły ci się pomysły. Wcześniej każda scenka wprowadzała nową postać. Teraz wykorzystujesz te wszystkie perspektywy, żeby wielokrotnie powtórzyć jedno i to samo: obcy poznają nas w bardzo brutalny sposób. Fragmenty ciągle są zgrabnie napisane, ale pod względem treści odpadają od reszty. Mimo to czytało się przyjemnie i całą lekturę uważam za udaną.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Ostamie, dziękuję za komentarz i sympatyczną łapankę. Poprawię jutro. Ogólnie wiem, że mój opis wlatywania w czarną dziurę przyprawiłby każdego szanującego się fizyka o zawał, ale tak jak pisałem kilka razy powyżej – nie był to dla mnie priorytet. Niemniej cenna uwaga, że statek nie mógłby się trząść. 

Co do przecinków – właśnie nadmierne ich stosownie (obok zaimkozy) to moja największa, pisarska pięta achillesowa. Chyba tragedii nie ma, ale ich umieszczanie jest jedną z tych rzeczy, która nie przychodzi mi całkiem intuicyjnie. Tym bardziej, dzięki za poprawki. 

 

Strasznie bała się śmierci i dlatego, gdy traciła przytomność, dostała napadu paniki, bo była pewna, że ulatuje z niej życie.

Ostatni człon wynika z kontekstu, raczej nie trzeba o tym pisać.

No wiem, wiem, ale czuję, że ten krótki fragment po prostu mi się tu klei.

 

W tym miejscu jakby skończyły ci się pomysły. Wcześniej każda scenka wprowadzała nową postać. Teraz wykorzystujesz te wszystkie perspektywy, żeby wielokrotnie powtórzyć jedno i to samo: obcy poznają nas w bardzo brutalny sposób.

Pomysły się nie skończyły, ale bardzo skrupulatnie odnotuje to, co zauważyłeś. Ciekawa obserwacja, myślę, że pomoże na przyszłość. :)

 

Cieszę się, że mamy podobne poczucie humoru :), a lektura okazała się dla ciebie całkiem przyjemna. Jeszcze będzie dużo lepiej, obiecuję. Na mały paluszek. 

 

Pozdrawiam również! :P

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Hej!

 

Dowcip jest moim zdaniem najsilniejszą stroną tego opka, chociaż oscylował pomiedzy “takim sobie” a całkiem fajnymi fragmentami, podczas czytania których parsknąłem śmiechem. Tych drugich (fajniejszych) było zdecydowanie więcej. Taki trochę czarny i absurdalny humor świetnie pasuje do sytuacji, w której dryfujący statek zmierza do nieuchronnego końca w czarnej dziurze.

– Co u Christine? – zapytał Fuchs. 

– Mama miewa się dobrze – odparł Świstak. – Mówiła, że szykuje imprezę-niespodziankę na twoje urodziny.

– Ciekawe. Zaprosiła Juergena? 

– Tak myślę.

– Więc chyba cieszę się, że nie dotarłem.

Choć na pokładzie statku znajdowała się cała masa zwłok, istoty z czarnej dziury uznały, że najciekawsze do analizy będzie wciąż ciepłe ciało podpułkownika Yurga. Przeniknęły do jego kajuty i wzięły je ze sobą do miejsca, które leży poza przestrzenią i czasem.

Figurka polinezyjskiego boga przyglądała się całemu zajściu w milczeniu.

 

Druga silna strona to charakterystyka postaci. Twoi bohaterowie są wyraźnie zarysowani zarówno w wymiarze cech zewnętrznych,jak i zachowania oraz sposobu myślenia.

Akcja przebiega wartko, co też na plus.

 

Faktów naukowych się nie trzymasz, ale chyba nie o to chodziło w tym tekście.

 

Ogólnie: przyjemnie się czytało i nie czuć 35k znaków!

Cześć, kronos.maximus! Cieszę się, że wpadłeś i mamy podobne poczucie humoru ;) Faktycznie, liczyłem na to, że ów czarny i absurdalny humor zostaną tu docenione i, o dziwo, nie zawiodłem się. Satysfakcja jest. Szkoda, że nierówno, ale i tak super, że się podobało :D

Dziękuję też za komplement odnośnie charakterystyk postaci. 

 

Faktycznie, fakty naukowe były tu na dalszym planie.

 

Dzięki! Pozdrawiam :)

 

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

 

Witaj, Cezarze.

 

Bardzo zajmująca opowieść, szczególnie do momentu, kiedy faktycznie zaczyna coś się dziać. Może dziwnie to brzmi, ale spodobało mi się to nieśpieszne opisywanie bohaterów, a i łatwiej się czyta, gdy co chwila jest przerwa.

Nie siedzę w naukowej stronie sf, więc kompletnie nie rozstrzygałam, czy jest to “możliwe”. Nie lubię tego zresztą, jak dla mnie to, co jeszcze się nie wydarzyło, to czysta spekulacja, a więc można sobie fantazjować w powieściach do woli. Kupiłeś mnie tym, co kryje się w czarnej dziurze, bo od zawsze wydawały mi się okropnie straszne. Obcy bez ciała, którzy nie rozumieją pojęcia bólu i dokonują wiwisekcji (nawet na dziecku!), to jedno z bardziej przerażających rzeczy, które mogą tam się kryć.

Czytałam felieton autora, który nurza się w horrorach (został opublikowany w fantastyce zresztą) i napisał tam, że dobry horror to taki, w którym złola nie da się pokonać, że jest to niemożliwe. Tak jest w twoim opowiadaniu i dlatego uważam go za świetny (mimo że sam zaliczyłeś to opko do sf).

Styl masz dobry, ktoś napisał, że bardziej jak do powieści, niż do opowiadania, i się zgadzam. Zdarzają się jeszcze pewne zgrzyty, poślizgnięcia, ale nic, co nie zniknie wraz z czasem. Ja się żegnam i pozdrawiam.

 

Nie można gadać o gadających gitarach. Można o nich pisać. Napisz więc piosenkę o gadających gitarach i bądź szczęśliwy.

Hej, Wiedźmo Lore, dzięki za przeczytanie i bardzo miłe słowa :D Cieszę się, że ci się spodobało. Jak napisałem wcześniej, rzeczywiście zdaje mi się, że moje pióro i wszystko co wokół (budowanie fabuły, scen itp.) jest skrojone pod powieści, ale przed wydaniem jakiejś warto na pewno napisać kilka(naście/dziesiąt) porządnych opowiadań ;)

 

PS. Czarna dziura jest straszna w swojej monstrualności, tak sądzę. Tak bardzo nieuchwytna dla ludzkiego umysłu i odległa, a przy tym ostateczna, że trudno nie odczuwać przynajmniej lekkiego niepokoju, myśląc o niej. 

 

Dziękuję, pozdrawiam! :)

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Nie lubie horrorow wiec pewnie nie siegnelabym po wiwisekcje. Ale nie bylo takiego tagu. I tu nastepuje rzecz dziwna bo opko samo mi sie przeczytalo i pomimo lekkiej makabry podobalo mi sie.

Novo, wybacz za brak uprzedzenia ;(, szczerze mówiąc, wrzucając ten tekst nawet przez myśl mi nie przeszło, że napisałem horror. Ot, trochę makabryczna opowieść z gatunku luźnego sci-fi. 

Cieszę się, że, mimo twojej niechęci, zostałaś i przeczytałaś ;P Dzięki za miłe słowa.

 

Pozdrawiam!

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

Opowiadanie wciągające. Miałam nadzieję, że będziesz miał inny pomysł, niż uśmiercenie wszystkich, ale i tak z zainteresowaniem doczytałam do końca.

To co mi przeszkadzało w czytaniu, to były przydługie zdania. Już pierwsze jest długie i zagmatwane: “Ostatni ludzki statek w układzie Bernela, który ostał się po czystce, dryfował bezwładnie przez kosmiczną pustkę, zmierzając nieuchronnie na spotkanie z czarną dziurą i śmiercią.” W sumie nie wiadomo, czy to ostatni ludzie w układzie Bernela, czy czystce ulegał układ Bernela, czy ludzkie statki, czy też wszystkie statki, a może nawet ludzie? Choć dalej długość zdań jest uzasadniona, bo wprowadza atmosferę powolnego wchodzenia w czarną dziurę.

Poza tym jest kilka nielogiczności, jak np. zdanie narratora: “W takim razie, dlaczego statek Fuchsa i cała załoga wciąż żyła?”, skoro prawie wszyscy już nie żyli, a kilka akapitów wcześniej zastrzelił się Yurg?

Jest też kilka fragmentów, które są powtórzeniami, które być może mają na celu wprowadzenie elementu humorystycznego, jak np. “Kelsior pracował jako ogrodnik” – “Wiedział to, bo był ogrodnikiem.”, a dalej jest ostatnim botanikiem; albo nietypowe połączenia, jak np. dystrybucja kalorii. Jeśli to było celowe, to ok, ale to od razu rzuciło się w oczy i nie byłam pewna jak to odebrać.

Przeczytałam wcześniejsze komentarze i jestem pod wrażeniem ich wnikliwości. Ja zwróciłam uwagę tylko na to, co mi po prostu “zgrzytało”.

Pozdrawiam i czekam na kolejne opowiadania.

 

Jo Gora, dziękuję za przeczytanie i cenne uwagi :) Pomogą na przyszłość. Cieszę się, że mój tekst był pierwszym, który skomentowałaś na portalu.

Tak, niektóre powtórzenia były celowe ;p

 

Pozdrawiam! :D

Jeśli Bóg z nami - któż przeciwko nam?

@Regulatorzy. Czy na pewno siostrzeniec nie może być bratankiem ? Hmmm … A jak to bywało u Ptolemeuszy ? Np. Kleopatra i jej braciszek ? Gdyby mieli jeszcze rodzeństwo i gdyby przytrafił się im dzidziuś ?

Czy na pewno siostrzeniec nie może być bratankiem ? Hmmm … A jak to bywało u Ptolemeuszy ?

SPW, Cezar nawet słowem nie wspomniał, że ta historia działa się za Ptolemeuszy. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nowa Fantastyka