- Opowiadanie: ostam - A kiedy przyjdzie

A kiedy przyjdzie

Pro­fi­lak­tycz­nie i na za­chę­tę do czy­ta­nia: w ko­men­ta­rzach mogą po­ja­wić się po­waż­ne spoj­le­ry ;)

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

A kiedy przyjdzie

– Hra­bia Vylan! – za­po­wia­da cię szam­be­lan.

Do­brze znasz salę obrad. Pod­ło­ga za­sła­na jest dy­wa­na­mi, ścia­ny ob­wie­szo­ne ob­ra­za­mi w zło­co­nych ra­mach. W sali jest ciem­no, oświe­tla­ją ją je­dy­nie świe­ce i lampy usta­wio­ne na dłu­gim stole. Słoń­ce wła­śnie wsta­ło, ale okno za­sta­wio­ne jest rzeź­bio­ną drew­nia­ną szafą. W oknie nie ma szyby, a sala miała być nie­uży­wa­na, ale gdy na­de­szła wia­do­mość, wszy­scy z przy­zwy­cza­je­nia i tak przy­bie­gli tutaj.

Za sto­łem sie­dzi już osiem osób – cze­ka­ją tylko na cie­bie. Chce ci się śmiać, gdy pa­trzysz na panów w ko­szu­lach krzy­wo wci­śnię­tych w spodnie lub w kon­tu­szach ze źle za­wią­za­ny­mi pa­sa­mi. Więk­szość wiel­mo­żów, tak jak cie­bie, wia­do­mość za­sta­ła w łożu. Tylko dwie osoby pre­zen­tu­ją się god­nie jak zwy­kle: ty i król w pur­pu­ro­wej pe­le­ry­nie na­rzu­co­nej na błę­kit­ną szatę. Sia­dasz po jego pra­wi­cy.

Pierw­szy od­zy­wa się baron Mikol. Jego twarz jest wcie­le­niem wy­co­fa­nia: brwi ma prze­su­nię­te nie­na­tu­ral­nie do tyłu, oczy ukry­te są w głę­bo­kich oczo­do­łach, nos ledwo wy­sta­je za linię ob­wi­słe­go czoła. Nawet niski głos ba­ro­na zdaje się do­bie­gać spod ziemi:

– Wasza wy­so­kość, szla­chet­ni pa­no­wie, ze wzglę­du na nie­ty­po­we oko­licz­no­ści po­zwo­lę sobie przejść do sedna spra­wy z po­mi­nię­ciem zbęd­nych ce­re­gie­li. Jak część z was mogła sły­szeć, wczo­raj o świ­cie koło Że­la­znych Wzgórz sta­nę­ły trzy ty­sią­ce ufryc­kie­go woj­ska. Spod Że­la­znych Wzgórz bie­gną tylko dwie gór­skie drogi i obie koń­czą się pod tym oto zam­kiem, w któ­rym teraz ob­ra­du­je­my, więc cel zbroj­nej wy­pra­wy nie po­zo­sta­wia żad­nych wąt­pli­wo­ści.

Twarz Mi­ko­la, do tej pory skur­czo­na, jaśnieje w wyrazie obrzydliwego zadowolenia. Wiesz z do­świad­cze­nia, że baron ma pro­ble­my z mó­wie­niem w obec­no­ści osób prze­wyż­sza­ją­cych go ty­tu­łem. Teraz, dumny z sie­bie, uważa z pew­no­ścią, że przy­czy­nił się do po­ko­na­nia wro­giej armii. Nie­szko­dli­wy dureń.

– Trzy ty­sią­ce? Z trze­ma ty­sią­ca­mi po­ra­dzi­my sobie bez pro­ble­mu! Niech tylko tu przyj­dą, a zo­ba­czą, co zna­czy kle­wań­ska sza­bla! – krzy­czy Ne­fion, het­man ko­ron­ny.

Ne­fion sie­dzi na lewo od króla. Orla twarz wy­glą­da spo­śród dłu­gich, czar­nych wło­sów. Nie bra­ku­je mu tem­pe­ra­men­tu, a od­wa­gą mało kto może mu do­rów­nać, ale nie jest naj­by­strzej­szym stra­te­giem. Mimo to wiesz, że ma rację. Wasza czte­ro­ty­sięcz­na armia, obyta z te­re­nem, po­win­na bez pro­ble­mu po­ko­nać na­jeźdź­cę, w szcze­gól­no­ści, gdyby spró­bo­wał sztur­mo­wać zamek. Ufry­ci też muszą o tym wie­dzieć.

Włą­czasz się do dys­ku­sji:

– Nie­wąt­pli­wie cze­ka­ją na po­sił­ki. Ufryt ma co naj­mniej ko­lej­ny ty­siąc sta­cjo­nu­ją­cy w straż­ni­cy na po­łu­dniu, kilka dni drogi stąd, a kto wie, czy nie zmo­bi­li­zo­wa­li też sił z pół­no­cy. Zamek nie daje nam gwa­ran­cji bez­pie­czeń­stwa. Za­chod­ni szlak jest wy­star­cza­ją­co sze­ro­ki, aby prze­cią­gnąć nim ma­szy­ny ob­lęż­ni­cze.

– To wy­jedź­my im na­prze­ciw! – Pod­ry­wa się het­man. – Droga jest sze­ro­ka, to praw­da, ale nam rów­nież to sprzy­ja. Je­że­li wy­ru­szy­my na­tych­miast, zdą­ży­my przed po­sił­ka­mi. Nie mają szans na na­szym te­re­nie, nawet poza gó­ra­mi. Roz­nie­sie­my ich na strzę­py razem z ma­chi­na­mi ob­lęż­ni­czy­mi! Wasza wy­so­kość, pro­szę o roz­kaz po­pro­wa­dze­nia wy­pra­wy.

Król wzdy­cha i robi je­dy­ną rzecz, za którą da­rzysz go jesz­cze sza­cun­kiem: spo­glą­da py­ta­ją­co w twoją stro­nę. My­ślisz sobie, że pew­ne­go dnia króla za­brak­nie, a ty bę­dziesz mógł de­cy­do­wać, nie cze­ka­jąc na bła­gal­ne spoj­rze­nia.

Znowu wy­da­je ci się, że Ne­fion ma rację, aż nagle wpada ci do głowy sza­lo­na myśl. Tak sza­lo­na, że prze­ciw­nik też mu­siał o niej po­my­śleć.

– Pra­gnę przy­po­mnieć, iż przez góry można prze­do­stać się dwie­ma dro­ga­mi. Jeśli Ufry­ci za­uwa­ży­li na­sze­go zwia­dow­cę, mogli na­tych­miast wy­słać wszyst­kich oprócz cięż­kiej jazdy i ekwi­pun­ku ob­lęż­ni­cze­go szla­kiem wschod­nim. My po­je­dzie­my głów­ną drogą, a oni kilka go­dzin póź­niej dotrą do nie­bro­nio­nej sto­li­cy.

Het­man prze­wra­ca krze­sło i roz­go­rącz­ko­wa­ny na­chy­la się nad sto­łem:

– Ale my nie mo­że­my po­je­chać wschod­nim szla­kiem! Prze­cież jego za­koń­cze­nie to nawet nie jest szlak! Te urwi­ska są lep­szą for­te­cą niż nasze mury. Wy­strze­la­ją nas, zanim się do­brze roz­pę­dzi­my!

Król zwie­sza głowę. Wiesz, że twoje obawy są słusz­ne. Twoja nad­zwy­czaj­na pew­ność wręcz cię dziwi, ale tylko się z niej cie­szysz. Nie­na­wi­dzisz prze­ko­ny­wa­nia tych durni do swo­ich racji i każda mo­ty­wa­cja, która ci w tym po­mo­że, jest dobra.

– Przy­po­mi­nam, że na wschod­nim szla­ku stoi nasz po­ste­ru­nek pil­nu­ją­cy tar­ta­ku i wy­cin­ki drzew. Utrzy­mu­je­my tam tylko małą za­ło­gę. Jeśli Ufry­ci na nich na­pad­ną, a nie bę­dzie tam na­szej armii, doj­dzie do rzezi!

Spo­glą­dasz wy­mow­nie na Mi­ko­la. Wiesz, że baron czer­pie z tar­ta­ku duże zyski. Znowu kur­czy się cały i zbie­ra w sobie, aż w końcu na sali dudni jego sa­pli­wy głos:

– Wasza wy­so­kość, szla­chet­ni pa­no­wie. Ro­zu­miem wasze tro­skli­we za­bie­gi, ma­ją­ce na celu dobór naj­lep­szej stra­te­gii, jed­nak­że nie za­po­mi­naj­my, że osta­tecz­nie wszyst­kie one zmie­rza­ją do oca­le­nia, em, zwy­kłych ludzi, na­szych pod­da­nych, któ­rych, em, dobro mu­si­my mieć na uwa­dze.

Sklął­byś ba­ro­na, gdyby nie był ci teraz po­trzeb­ny. Tym­cza­sem król za­czy­na robić się czer­wo­ny, wi­dzisz wzbie­ra­ją­cą w nim iry­ta­cję. Już chce się ode­zwać, ale uprze­dzasz go:

– Pójdź­my na kom­pro­mis. Het­man ko­ron­ny za­bie­rze ze sobą głów­ne siły i po­je­dzie głów­ną drogą. Ja wezmę lekką jazdę i łucz­ni­ków na szlak wschod­ni. Głów­ne siły za­cze­ka­ją na nas koło prze­łę­czy, która łączy oba szla­ki za ich po­ło­wą. O ile na po­ste­run­ku bę­dzie spo­kój, prze­pra­wi­my się przez prze­łęcz i do­go­ni­my was wie­czo­rem. Je­że­li wróg bę­dzie już pod po­ste­run­kiem, za­trzy­ma­my go tam. Głów­ne siły, jeśli do wie­czo­ra nas nie za­sta­ną, same po­ja­dą do obozu wroga, wy­bi­ją cięż­ko­zbroj­nych, znisz­czą ma­szy­ny ob­lęż­ni­cze, na­stęp­nie za­wró­cą, ła­piąc wroga w pu­łap­kę.

 

***

 

Ko­lum­na je­dzie dnem wą­wo­zu. Stok po obu stro­nach wzno­si się gwał­tow­nie, za­my­ka­jąc wąską ścież­kę w ścia­nach gę­ste­go lasu.

Wasz po­ste­ru­nek zo­stał da­le­ko w tyle. Od po­łą­cze­nia z głów­nym od­dzia­łem dzie­li was prze­jazd przez ostat­ni, naj­da­lej wy­su­nię­ty tar­tak i ko­lej­ne kilka go­dzin drogi.

Je­dzie­cie w kar­nym szyku: ty wraz z setką ka­wa­le­rii na prze­dzie, na­stęp­nie dwu­stu lek­kich pie­chu­rów i tyluż łucz­ni­ków.

– Myślę sobie, że wiel­ka by­ła­by stra­ta, gdyby het­man bez nas wy­ru­szył – od­zy­wa się jeź­dziec koło cie­bie.

– Dla­cze­góż to? – rze­cze drugi.

– Bo by za­ba­wę całą dla sie­bie za­gar­nę­li!

Nie uci­szasz żoł­nie­rzy. Wąwóz sta­no­wi na­tu­ral­ną ochro­nę przed za­sadz­ka­mi. Nikt nie mógł­by was ob­je­chać, nie prze­dzie­ra­jąc się przez wasze sze­re­gi.

Tar­tak po­wi­nien być już bli­sko. Wy­jeż­dża­cie zza za­krę­tu i wa­szym oczom uka­zu­je się drew­nia­na ba­ry­ka­da, prze­wyż­sza­ją­ca jeźdź­ca na koniu, roz­ło­żo­na mię­dzy zbo­czem po lewej a zbo­czem po pra­wej. Na szczy­cie stoi dzie­się­ciu łucz­ni­ków. Cię­ci­wy mają na­pię­te, zu­peł­nie jakby się was spo­dzie­wa­li, i na­tych­miast wy­pusz­cza­ją strza­ły. Je­ste­ście stło­cze­ni, więc wszyst­kie tra­fia­ją. Nie­któ­re od­bi­ja­ją się od tarcz lub heł­mów. Inne nie.

Jest ich tylko dzie­się­ciu, ale nie mo­że­cie na nich po pro­stu za­szar­żo­wać: od­bi­li­by­ście się od za­po­ry, cały czas sta­no­wiąc ide­al­ny cel do strza­łu.

– Od­wrót! – krzy­czysz.

Koń­skie rże­nie nie jest w sta­nie za­głu­szyć prze­kleństw i okrzy­ków, gdy ko­lum­na nie­zdar­nie za­wra­ca.

– Panie! Czemu co­fa­my?! Prze­cież mu­si­my tam­tę­dy prze­je­chać, więc naj­le­piej od razu, z im­pe­tem… – od­zy­wa się jeden z cho­rą­żych ka­wa­le­rii.

Za­zdro­ścisz pro­stym wo­ja­kom ich po­dej­ścia. Rzu­cić się na wroga, zgi­nąć. Żona od­bie­rze po­śmiert­ny order. Tylko państw nie można w ten spo­sób pro­wa­dzić.

– Chcesz, żeby nas wy­strze­la­li?! Nie mo­że­my po­zwo­lić, żeby dzie­się­ciu dur­nych Ufry­tów za­bi­ło nam pół armii. Ład­nie by ta wojna wy­glą­da­ła, gdy­by­śmy w każ­dym star­ciu byli rów­nie sku­tecz­ni.

– Ale panie, jeśli na­tych­miast nie ru­szy­my dalej, het­man ko­ron­ny od­je­dzie bez nas i trafi na całą wrogą armię! To bę­dzie rzeź!

Jak śmie mówić ci o rzezi? Jak śmie pod­wa­żać twoje roz­ka­zy, gdy tam, za za­krę­tem, prze­ciw­nik cie­szy się z każ­dej chwi­li zwło­ki? Nie mo­żesz tego dłu­żej to­le­ro­wać:

– Takiś od­waż­ny? To weź swoją dru­ży­nę i wio do ataku! Za Kle­wa­nię! Śmia­ło!

– Panie, w dwu­dzie­stu nie mamy szans!

– Jesz­cze byś chciał, żebym ci całą armię dał wybić? Chcesz mordu? Pro­szę bar­dzo, ale mor­duj wła­snych ludzi!

Na oczach mil­czą­ce­go od­dzia­łu cho­rą­ży ści­ska usta w wąską, po­zio­mą kre­skę, po czym krzy­czy ro­ze­dr­ga­nym, za­chryp­nię­tym gło­sem:

– Za mną!

Dwu­dzie­stu kon­nych po­słusz­nie wy­jeż­dża przed sze­reg. Mi­ja­ją za­kręt. Wy­glą­dasz za nimi. Łucz­ni­cy stoją spo­koj­nie na ba­ry­ka­dzie. Gdy jeźdź­cy są w po­ło­wie drogi, Ufry­ci zwal­nia­ją cię­ci­wy. Zbro­ja mo­gła­by ochro­nić ry­ce­rzy, ale strza­ły, lecąc po ni­skim łuku, tra­fia­ją w konie. Po chwi­li wszy­scy śmiał­ko­wie gra­mo­lą się z ziemi. Nie­któ­rzy bie­gną w stro­nę wroga, inni rzu­ca­ją się do pa­nicz­nej uciecz­ki. Łucz­ni­cy mają teraz dużo czasu. Strze­la­ją wpraw­nie i nad po­dziw cel­nie. Nikt nie ucho­dzi z ży­ciem. Wy­obra­żasz sobie, co by było, gdyby zna­la­zła się tam cała armia.

Więk­szość od­dzia­łu nie wi­dzia­ła zaj­ścia, ale wiesz, że roz­cho­dzą­ca się już za two­imi ple­ca­mi fala szep­tów ni­ko­go nie omi­nie. Pro­ble­my z dys­cy­pli­ną po­win­ny znik­nąć.

– Pierw­sza czter­dziest­ka – wska­zu­jesz na pie­chu­rów – prze­drze się lasem na pra­wym stoku i zdo­bę­dzie tę nie­szczę­sną ba­ry­ka­dę. Zro­zu­mia­no?!

– Toż to co naj­mniej po­ło­wę go­dzi­ny bę­dzie trwa­ło! Het­man ko­ron­ny…

– Do het­ma­na wyśle się przo­dem jeźdź­ca, który nie bę­dzie mu­siał wlec się w tem­pie ostat­nie­go żoł­da­ka. Ktoś ma jesz­cze ja­kieś uwagi, czy mam wy­słać go z na­stęp­ną szar­żą?

W końcu za­bie­ra­ją się do wy­ko­ny­wa­nia roz­ka­zów. Zsia­dasz z konia. Po pięt­na­stu mi­nu­tach do­cie­ra pierw­szy ra­port, potem przy­cho­dzi ich cała la­wi­na. Las oka­zu­je się gęst­szy, niż na to wy­glą­dał. Zna­lazł się w nim też żleb: głę­bo­ki, cho­ciaż ze ścież­ki cał­ko­wi­cie nie­wi­docz­ny. Nie, dwa żleby, tylko ten drugi jest za­ma­sko­wa­ny grubą war­stwą kol­cza­stych krze­wów.

Do ba­ry­ka­dy udaje się prze­drzeć po peł­nej go­dzi­nie. Cały od­dział stoi w go­to­wo­ści. Wasi żoł­nie­rze wy­pa­da­ją na szczyt for­ty­fi­ka­cji. Roz­glą­da­ją się zdez­o­rien­to­wa­ni, aż w końcu krzy­czą:

– Czy­sto! Można je­chać! Wroga nie ma!

Pod­ry­wasz konia do ga­lo­pu. Po chwi­li je­steś już przed ba­ry­ka­dą.

– Panie, wy­glą­da na to, że póki my brnę­li­śmy przez las, oni od­je­cha­li.

– Pręd­ko w takim razie, wy­słać goń­ców! Trze­ba za­wia­do­mić het­ma­na, może nawet uda się ich zła­pać!

– Panie…

Wspi­nasz się na za­po­rę i roz­pacz­li­wy jęk wy­ry­wa ci się z pier­si. Droga przed wami za­wa­lo­na jest de­ska­mi wszyst­kich kształ­tów i roz­mia­rów. Orien­tu­jesz się, że zanim ro­ze­bra­li­by­ście ba­ry­ka­dę i oczy­ści­li drogę z paru mie­się­cy tar­ta­ko­wej dzia­łal­no­ści, mi­nę­ło­by kilka, jeśli nie kil­ka­na­ście go­dzin. Żaden koń tędy nie prze­je­dzie. Mu­si­cie pójść na pie­cho­tę. Ale wia­do­mość do het­ma­na już nie doj­dzie. Nie wy­star­czy czasu.

 

***

 

– Panie! Czy ja…

– Mów!

– Czy ja mógł­bym coś za­su­ge­ro­wać?

– Śmia­ło.

Po wy­da­rze­niach ostat­nich kilku dni je­steś scep­tycz­nie na­sta­wio­ny do su­ge­stii, ale obec­nej sy­tu­acji nic już nie po­gor­szy. Idzie­cie tak szyb­ko, jak tylko po­zwa­la na to ogól­ne zmę­cze­nie. Prze­szli­ście już ponad po­ło­wę drogi. Wła­śnie skrę­ci­li­ście w łącz­nik mię­dzy dwoma szla­ka­mi.

– Za młodu wę­dro­wa­li­śmy z bra­tem po tych gó­rach. Jeśli mnie pa­mięć nie myli, za chwi­lę na prawo od­cho­dzi mała ście­żyn­ka. Koń by tam­tę­dy nie prze­je­chał, ale skoro wierz­chow­ce i tak mu­sie­li­śmy zo­sta­wić, to po­my­śla­łem, że można by spró­bo­wać. Ścież­ka ścina za­kręt, więc za­osz­czę­dzi­li­by­śmy tro­chę czasu.

Roz­po­zna­jesz tego żoł­nie­rza. Nie ma żad­ne­go ty­tu­łu, ale gdy przy­dzie­li­łeś go do grupy prze­dzie­ra­ją­cej się przez las pod ba­ry­ka­dą, wy­raź­nie wy­sfo­ro­wał się na­przód. Nawet jeśli źle radzi, jest to je­dy­na szan­sa na do­go­nie­nie resz­ty armii.

Wspo­mnia­na ścież­ka rze­czy­wi­ście po­ja­wia się po pra­wej stro­nie. Mu­si­cie za­ry­zy­ko­wać.

– Pro­wadź!

Za­głę­bia­cie się w las. Ścież­ka jest ka­mie­ni­sta i mo­men­ta­mi stro­ma, ale nie spo­ty­ka­cie żad­nych więk­szych prze­szkód. Po go­dzi­nie las za­czy­na rzed­nąć.

Świst strzał prze­szy­wa po­wie­trze. Z obu stron wi­dzisz wy­ska­ku­ją­cych z ukry­cia zbroj­nych. Kątem oka do­strze­gasz ufryc­kie barwy. Lu­dzie krzy­czą za two­imi ple­ca­mi. Chwy­tasz za miecz, ale żaden z na­past­ni­ków nie zwra­ca na cie­bie uwagi.

Wtedy wi­dzisz mnie. Idę spo­koj­nie z kol­czu­gą wy­sta­ją­cą spod ma­sku­ją­ce­go stro­ju. Tak, mnie. Nie zdzi­wi­ło cię, że od rana głos w gło­wie ko­men­tu­je wszyst­kie twoje po­czy­na­nia, jak­byś był bo­ha­te­rem baśni lub bal­la­dy? Nie zdzi­wi­ło cię, że ten głos zna wszyst­kie twoje myśli i wy­ko­rzy­stu­je je prze­ciw­ko tobie? Że pod­że­ga prze­ciw­ko wiel­mo­żom, pra­wiąc o nich zło­śli­we uwagi? Że su­ge­ru­je plan, w któ­rym część armii, od­dzie­lo­na od głów­nych sił, wpada na z góry przy­go­to­wa­ną blo­ka­dę? Że od­ra­dza szturm, który skoń­czył­by się stra­ta­mi, ale po­zwo­lił­by unik­nąć klę­ski w głów­nej bi­twie? Że mimo to pro­wo­ku­je cię do wy­sła­nia na pewną śmierć nie­win­nej dru­ży­ny? Mam na­dzie­ję, że ro­zu­miesz już, że obec­na za­sadz­ka rów­nież nie jest przy­pad­ko­wa.

Zastanawia cię, czemu żołnierz wrogiej armii odnosi się do ciebie z takim spokojem. Już od doby muszę słuchać twoich myśli – tych dobrych i złych. Poniekąd jestem tobą. Gdy rzucałem zaklęcie, zastanawiałem się, jakie będą jego skutki uboczne. Najgroźniejsza okazała się empatia. Nie jestem już w stanie cię nienawidzić. Nie powstrzyma mnie to jednak przed zwycięstwem.

Je­stem od cie­bie niż­szy i go­rzej zbu­do­wa­ny. My­ślisz sobie, że po­wi­nie­neś mnie bez trudu po­ko­nać. Nie za­po­mi­naj, że znam każdy twój ruch z wy­prze­dze­niem. Po­sta­na­wiasz po pro­stu się na mnie rzu­cić, roz­wią­zu­jąc pro­blem przy uży­ciu czy­stej siły, omi­ja­jąc stra­te­gicz­ne pu­łap­ki. Spryt­nie, ale nie­wy­star­cza­ją­co. Twój miecz tnie po­wie­trze. Raz, drugi, trze­ci. Ostry ból prze­szy­wa ci uda. Zwa­lasz się na zie­mię. Wi­dzisz już tylko niebo ota­cza­ją­ce moją syl­wet­kę z mie­czem wznie­sio­nym do ostat­nie­go ciosu.

Dziw­ne, że pra­wie w ogóle się nie boisz. Może fak­tycz­nie je­steś tylko więź­niem smut­nej opo­wie­ści lub kosz­mar­ne­go snu, z któ­re­go zaraz się obu­dzisz? Sprawdź­my.

Koniec

Komentarze

Świetne opowiadanie, pomysłowe i zręcznie napisane.

 

Mógłbym tu skończyć ten komentarz, ale wygląda on trochę łyso więc wspomnę jeszcze, że zabrakło mi w tekście lekkiego stopniowania napięcia – najpierw mamy opisy narady i działań bitewnych, które są ciekawe ale nie wydają się zmierzać w żadnym konkretnym kierunku a potem z kompletnego zaskoczenia zwrot o 180%.

 

Pozdrawiam serdecznie

Hej Galicyjski Zakapiorze! Cieszę się, że pomysł przypadł Ci do gustu. Starałem się, żeby większość opowiadania była do bólu standardowa i realistyczna, tak aby końcówka była jak największym zaskoczeniem (oprócz drobnej wskazówki w postaci narracji).

Wydaje mi się, że główny wątek zmierza do rozstrzygnięcia – jeśli oddział nie zdąży na czas, państwo przegra wojnę, ale widzę teraz, że nie zrobiłem nic, żeby czytelnika losem tego państwa zainteresować.

 

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Pod koniec zaczęłam kręcić nosem, że nie ma fantastyki, ale wreszcie się pojawiła.

Ja też nie zrozumiałam, dlaczego zdążenie z meldunkiem jest takie ważne, ale nie przepadam za militariami i mogło mi coś umknąć.

Nie wiem jeszcze, kim jest ten głos – śmiercią, narratorem? Kimś jeszcze innym?

Ale czytało się przyjemnie. Fajny eksperyment z drugoosobową narracją.

Babska logika rządzi!

Witaj.

 

Mam pewne sugestie oraz wątpliwości, jakie nasunęły się podczas lektury:

Pierwszy odzywa się baron Mikol. Jego twarz jest wcieleniem wycofania: brwi ma przesunięte nienaturalnie do tyłu, oczy ukryte są w głębokich oczodołach, nos ledwo wystaje za linię obwisłego czoła. – wyobrażam sobie z tak szczegółowego opisu wygląd barona i jest on… przerażający! :))

Myślisz sobie, że pewnego dnia króla zabraknie, a ty będziesz mógł decydować, nie czekając na błagalne spojrzenia. – czy dobrze rozumiem – hrabia jest następcą tronu?

Rozumiem wasze troskliwe zabiegi, mające na celu dobór najlepszej strategii, jednakże nie zapominajmy, że ostatecznie wszystkie one mają na celu ocalenie, em, zwykłych ludzi, naszych poddanych, których, em, dobro musimy mieć na uwadze. – powtórzenia

 

Świetne opowiadanie, chociaż pod koniec, kiedy druga osoba pojawiła się nareszcie przed oczami wodza/hrabiego, idąc ku niemu, odnoszę wrażenie, że mocno przyspieszyłeś. Sporo zagadkowości, jak choćby z ostatnim wyrazem – jak niby owa druga osoba zamierza to sprawdzić? Zabijając? Ocalając? Poddając rannego torturom? Ciekawe, że – choć wrogi i walczący po przeciwnej stronie – drugi narrator nie złorzeczy, nie hańbi przekleństwami ani nie oczernia swej ofiary. Czyżby to jednak nie był wróg, a zły duch/szatan lub owo „drugie/gorsze ja”, które ponoć posiada każdy człowiek?

 

Pozdrawiam serdecznie, klik. :)

Pecunia non olet

Cześć Finkla!

 

Miło, że eksperyment, mimo niejasności, się spodobał :)

Jeśli meldunek nie dotarł, niczego niespodziewające się główne siły Klewanii trafiły na pełną armię Ufrytów. Do tego były osłabione o wszystkich ludzi, których miał ze sobą główny bohater. Jest to bardziej szczegółowo wyjaśnione na koniec narady. Ciężko mi stwierdzić, czy opis jest niejasny, czy informacji jest za dużo naraz.

 

Witaj Bruce!

 

wyobrażam sobie z tak szczegółowego opisu wygląd barona i jest on… przerażający! :))

Przypominam, że narrator nie był obiektywny ;)

czy dobrze rozumiem – hrabia jest następcą tronu?

Albo jest następcą tronu, albo de facto już teraz rządzi krajem, tylko czeka na śmierć króla, żeby oficjalnie zagarnąć władzę.

kiedy druga osoba pojawiła się nareszcie przed oczami wodza/hrabiego, idąc ku niemu, odnoszę wrażenie, że mocno przyspieszyłeś

To ciekawe, bo ja akurat bałem się, czy nie będzie za wolno ;) Opowiadanie jest na tyle krótkie, że chciałem, żeby “moment wow” był jak najbliżej końca, a między objawieniem narratora i końcówką jest jeszcze przydługi opis. Wygląda jednak na to, że objawienie dostarczyło więcej pytań niż odpowiedzi.

Powtórzenie usunę, jak tylko siądę do komputera :)

 

Finkla, Bruce

 

Pojawiający się narrator, z całą swoją nieuchronnością i resztą tajemniczego inwentarza, daje pole do interpretacji, więc wszystkie wasze domysły są nie dość, że uprawnione, to bardzo mnie cieszą :) Jest jednak dużo bardziej przyziemne wyjaśnienie: narrator w zamyśle jest ufryckim żołnierzem, który posiadł specyficzną magię umysłu i postanowił wykorzystać ją podczas wojny.

 

Dziękuję za kliki i pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Dziwne opowiadanie – dobrze się czytało, jednakowoż nie zdołałam się zorientować, co się tam wydarzyło. Twoje komentarze, Ostamie, nieco wyjaśniły sprawę, ale wolałabym wszystkiego dowiedzieć się lektury.

 

ścia­ny ugi­na­ją się od ob­ra­zów w zło­co­nych ra­mach. → Uginać mogą się stoły od obfitości jadła, ale nie ściany od obrazów.

Proponuję: …ścia­ny obwieszone obrazami w zło­co­nych ra­mach.

 

W oknie nie ma szyby, sala miała być nie­uży­wa­na… → A może: W oknie nie ma szyby, bo sala miała być nie­uży­wa­na

 

Twarz Mi­ko­la, do tej pory skur­czo­na, puch­nie w wy­ra­zie za­do­wo­le­nia. → Wiem, że ktoś może puchnąć z dumy, ale nie przypuszczam, aby puchnięcie mogło być oznaką zadowolenia?

Proponuję: Twarz Mi­ko­la, do tej pory skur­czo­na, jaśnieje w wy­ra­zie za­do­wo­le­nia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ahaa… Ostamie, na to nie wpadłam. Żołnierz-mag. ;)

Pozdrawiam i dziękuję. :)

Pecunia non olet

Hej Regulatorzy!

 

Widzę, że moje teksty nie przypadają Ci do gustu. Tym bardziej dziękuje, że z niezmiennym zapałem szukasz w nich błędów :)

Proponuję: …ściany obwieszone obrazami w złoconych ramach.

Poprawione :)

A może: W oknie nie ma szyby, bo sala miała być nieużywana…

Myślałem raczej, że to przez okno, które było rozbite lub wymagało naprawy z innego powodu, sali nie można było używać.

Proponuję: Twarz Mikola, do tej pory skurczona, jaśnieje w wyrazie zadowolenia.

Chciałem, żeby to wybrzmiało obrzydliwie, negatywnie. Wygląda na to, że “puchnąć” jest już przypisane do innego zwrotu związanego z emocjami. Może użycie czegoś niezwiązanego pokroju “jego twarz pęcznieje z zadowolenia” wyszłoby lepiej?

 

Wszyscy z wątpliwościami co do zakończenia

Wygląda na to, że niektóre rzeczy są oczywiste tylko dla mnie ;) Chciałbym zostawić trochę pola do domysłu i nie tłumaczyć wszystkiego wprost, ale dodałem zajawkę, że ostatnia zasadzka jest ufrycka. Mam nadzieję, że pomoże.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Widzę, że moje tek­sty nie przy­pa­da­ją Ci do gustu.

Cóż…

 

Tym bar­dziej dzię­ku­je, że z nie­zmien­nym za­pa­łem szu­kasz w nich błę­dów :)

Nie szukam ich z zapałem, raczej z przyzwyczajenia.

 

Może uży­cie cze­goś nie­zwią­za­ne­go po­kro­ju “jego twarz pęcz­nie­je z za­do­wo­le­nia” wy­szło­by le­piej?

SJP PWN tak objaśnia słowo pęcznieć 1. «zwiększać swoją objętość wskutek nasiąkania jakąś cieczą» 2. «stawać się coraz bardziej wypchanym wskutek przybywania czegoś» 3. «być przepełnionym jakimś uczuciem»

Decyzja, czy twarz może pęcznieć z zadowolenia, należy do Ciebie.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Regulatorzy, po dłuższym namyśle stanęło na “nadęciu”. Powinno być fizycznie wykonalne (przynajmniej zgodnie z moją wiedzą) i dobrze opisywać grymas barona. Jeszcze raz dziękuję za uwagi :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

…po dłuż­szym na­my­śle sta­nę­ło na “na­dę­ciu”.

Ostamie, skoro stanęło, niech stoi, choć nigdy nie spotkałam się z przypadkiem, aby nadęcie świadczyło o zadowoleniu. Jednak to jest Twoje opowiadanie i będzie napisane takimi słowami, które Ty uznasz za najwłaściwsze. :)

Za SJP PWN: nadąć sięnadymać się 1. «wciągnąć powietrze, wypełniając nim policzki» 2. «przybrać kształt wypukły pod naporem powietrza» 3. pot. «okazać zły humor lub niezadowolenie, robiąc miny, grymasy» 4. pot. «stać się zarozumiałym»

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Nawet jeśli stoi, może się jeszcze przewrócić. Wygląda na to, że autor bardzo chce, żeby pozytywne uczucie się negatywnie objawiało, a językowi bardzo się to nie podoba. Mam jeszcze jeden pomysł, jak ich pogodzić ;)

Twarz Mikola, do tej pory skurczona, jaśnieje w wyrazie obrzydliwego zadowolenia

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Nawet jeśli stoi, może się jesz­cze prze­wró­cić.

„Przewróciło się, niech leży…” ;)

 

Wy­glą­da na to, że autor bar­dzo chce, żeby po­zy­tyw­ne uczu­cie się ne­ga­tyw­nie ob­ja­wia­ło, a ję­zy­ko­wi bar­dzo się to nie po­do­ba.

W tych okolicznościach mogę Ci tylko życzyć słowami cytatu: „…aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

„Przewróciło się, niech leży…” ;)

Z maksymą na ogół mogę się nawet zgodzić, obawiam się tylko, że od przewróconego języka czytelnicy na kolana nie padną ;)

W tych okolicznościach mogę Ci tylko życzyć słowami cytatu: „…aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa…” :)

Głowa dziękuje i będzie starała się zmusić język do współpracy, z życzliwą pomocą portalowiczów :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Witam.

Bardzo dobre opowiadanie, jednak mi to się skojarzyło z grą Heroes, w której toczy się rozgrywka w trybie wieloosobowym. Do myślenia daje tartak, przy którym stacjonuje niewielki oddział wojska. Wojna przedstawiona jako partia szachów, w czym jest dużo racji, a potwierdza to znacząca rola króla i hetmana oraz innych dowódców. Styl na początku średnio mi się podobał, potem stał się lepszy albo przyzwyczaiłem się do niego. Punkt do biblioteki w pełni zasłużony.

Pozdrawiam, Feniks 103.

audaces fortuna iuvat

Ostamie, powodzenia! ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hej Feniks103! Cieszę się, że tekst się podobał. Mógłby przedstawiać grę strategiczną, ale pod warunkiem, że w grze byłby fog of war, a jeden z graczy podglądał ;)

Do myślenia daje tartak, przy którym stacjonuje niewielki oddział wojska.

Nie jestem pewien, czy chodzi o wspomniany na początku Klewański posterunek, czy Ufrytów na barykadzie.

Styl na początku średnio mi się podobał, potem stał się lepszy albo przyzwyczaiłem się do niego.

Osobiście też nie jestem zbyt dużym fanem narracji drugoosobowej, bo ona jak mniemam była największym stylistycznym udziwnieniem, ale w tym wypadku wymagała tego fabuła ;)

 

Regulatorzy, dziękuję :-)

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć,

 

na początek wrażenie po przeczytaniu: bardzo dobre.

 

A teraz szczegóły:

Lubię opowiadania napisane w drugiej osobie, sam z takimi niegdyś bardzo dużo eksperymentowałem i zawsze było to odświeżające. Jednak tu ta narracja drugoosobowa nie jest tylko manierą, eksperymentem literackim, a ważnym elementem świata przedstawionego.

Gdzieś mi już mignął kiedyś taki pomysł, w jakimś opowiadaniu science fiction – teraz już niestety nie pamiętam czyim, jednak tam rzecz była nieco inna – tam cyfrowa kopia świadomości człowieka opisywała mu jego poczynania.

Tutaj nie ma mowy o jakiejkolwiek tożsamości między pierwszą a drugą osobą – narrator jest wrogiem bohatera – i ten pomysł mi się bardzo podoba. To z kolei mi przywiodło na myśl te utwory (prowadzone już z reguły w trzecioosobowej narracji) – gdy bohater mierzy się ze światem jakiejś książki, z autorem, z jego zamysłem – najbardziej znanym przykładem jest tu chyba “Niekończąca się opowieść”, która (w wersji literackiej, a nie bardzo uproszczonej – filmowej) – dla Bastiana staje się swoistą pułapką, w której stopniowo traci części samego siebie i to wszystko dzieje się już po pozornym ostatecznym zwycięstwie.

Utwór jest krótki, wartki, wciągający. Narracja czasami wymagałaby jakiegoś wygładzenia, jakichś poprawek – ale prawdę mówiąc, nie przyglądałem się tekstowi na poziomie poszczególnych słów, bo akcja rwała do przodu i ledwo migały mi poszczególne zdania. Gdy coś tak szybko czytam, to nie dostrzegam w ogóle istnienia (lub nie) znaków interpunkcyjnych itp. Więc duży plus, za wciągnięcie czytelnika aż tak mocno.

Militaria mogłyby być ciut dokładniej opisane – lubię batalistykę i trochę mało tu jej było, ale wystarczająco dużo by zrobić smaka na więcej. Chciałbym tu widzieć więcej szczegółów.

Tu też mnie trochę denerwowała głupota głównego bohatera – ale końcówka ją dostatecznie wyjaśnia (a poza tym – kto zabrania tworzyć bohaterów głupich?).

Podsumowując: dzieło bardzo udane, do postawienia w bibliotece: zasługuje na klika.

 

pozdrawiam

 

Jim

entropia nigdy nie maleje

Cześć ostam,

 

na samym początku kupiła mnie narracja drugoosobowa: bardzo ją lubię, jest angażująca, szczególnie w krótszych formach. A jak się potem okazało, że narracja ta gra do tego jakąś rolę w koncepcie opowiadania, to byłem jej użyciem już kompletnie kupiony.

Sprawny język to też zaleta tego opowiadania. Natomiast fabuła, poza świetnym konceptem narracyjnym, jakoś bardzo angazująca nie jest – właściwie to, które państwo to starcie wygra, jest dla mnie obojętne, za mało znam świat i żyjące w nim postacie, by być w to emocjonalnie zaangażowany. Tak post factum to aż trochę mi szkoda, że nie wykorzystałeś tego konceptu dla bardziej angażujących postaci i lepiej zarysowanego świata (a może w ogóle mniej militarnej fabuły) – ale tak czy siak, frajdę z czytania miałem przednią :)

Jim, Gimlos

 

Cieszę się, że eksperyment uważacie za udany. Ciekawe też, że znalazło się tylu fanów narracji drugoosobowej – w szczególności, że na co dzień takich tekstów nie widuję, może poza copypastami. Jak do tej pory sam za nią nie przepadałem, bo też rzadko moi główni bohaterowie są napisani w taki sposób, żeby dało się z nimi wprost utożsamiać, ale wygląda na to, że temat wart jest bliższego przyjrzenia.

 

Jim

 

Dziękuję za miłe słowa. “Niekończącej się opowieści” nie czytałem, ale sobie zakolejkuję ;)

Militaria mogłyby być ciut dokładniej opisane – lubię batalistykę i trochę mało tu jej było, ale wystarczająco dużo by zrobić smaka na więcej. Chciałbym tu widzieć więcej szczegółów.

Trochę nawet próbowałem, ale nigdy nie udawało mi się tego zrobić w sensowny sposób. Może zawiodły umiejętności pisarskie, może research, ale zawsze wydawało mi się, że szczegóły tylko niepotrzebnie przeciągają czas do końcówki, która jest zasadniczą treścią. Na przyszłość spróbuję lepiej :)

Tu też mnie trochę denerwowała głupota głównego bohatera – ale końcówka ją dostatecznie wyjaśnia (a poza tym – kto zabrania tworzyć bohaterów głupich?).

Paradoks opowiadania polega na tym, że z jednej strony bohater musi popełniać błędy, mieć nieobiektywny osąd o rzeczywistości, styl musi być stronniczy i momentami nachalny – tylko gdzie jest granica między usprawiedliwianiem końcówki, a usprawiedliwianiem słabego warsztatu?

 

Gimlos

 

Natomiast fabuła, poza świetnym konceptem narracyjnym, jakoś bardzo angazująca nie jest – właściwie to, które państwo to starcie wygra, jest dla mnie obojętne

Jest to problem, może nawet największy z tekstem. Z jednej strony niby ma to sens, że narrator stara się sprawić, żeby głównemu bohaterowi/czytelnikowi nie zależało na swoim państwie, z drugiej nie wpływa to za dobrze na lekturę.

Tak post factum to aż trochę mi szkoda, że nie wykorzystałeś tego konceptu dla bardziej angażujących postaci i lepiej zarysowanego świata (a może w ogóle mniej militarnej fabuły)

Hmm, mi trochę też, ale idąc tą logiką, nic bym nigdy nie napisał ;) No i trzeba się nauczyć tworzyć angażujące postacie ;)

ale tak czy siak, frajdę z czytania miałem przednią :)

Czyli cel przynajmniej częściowo zrealizowany :)

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Paradoks opowiadania polega na tym, że z jednej strony bohater musi popełniać błędy, mieć nieobiektywny osąd o rzeczywistości, styl musi być stronniczy i momentami nachalny – tylko gdzie jest granica między usprawiedliwianiem końcówki, a usprawiedliwianiem słabego warsztatu?

 

Nie zrzucałbym tego na słabości warsztatowe. Co prawda, jak wielokrotnie podkreślam, literatura w odróżnieniu od życia – musi mieć sens, ale to nie znaczy, że poczynania każdego bohatera muszą mieć sens dla nas – wystarczy, by miały sens dla niego i by to się udało przekazać – a wydaje mi się, że tutaj to zostało przekazane dobrze (czasami wręcz nachalnie ;-) ). Więc nie upatrywałbym w tym słabości warsztatowej.

Taka głupota bohatera – denerwowała by w utworze dłuższym – ale czasem czytamy długie utwory czy oglądamy filmy pomimo tego, że ich bohaterowie nas denerwują (kiedyś zdarzyło mi się nawet słyszeć w kinie okrzyk: “nie wchodź tam!” :) ).

entropia nigdy nie maleje

Zawsze można przywołać regułę, że jeśli bohater denerwuje czytelnika, to już dobrze, że udało się wzbudzić emocje, chociaż z reguły nie tego oczekujemy od literatury (a przynajmniej nie tylko).

Co do okrzyku w kinie – cóż, pozostaje pytanie, czy zawiódł scenarzysta, czy odbiorca, który nie umiał się powstrzymać ;) No i z kina z reguły ciężej wyjść niż przestać czytać książkę, chociażby z tego powodu, że wymaga aktywnego działania: samo się nie wyjdzie, za to samo przestanie się czytać :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hmm, jest narracja drugoosobowa. Jednakże podobnie jak używanie w niektórych przypadkach czasu teraźniejszego czy “ja” wydaje mi się jedynie zabiegiem. Bez szkody można byłoby opowiedzieć tę historię trzecioosobówką. Sam twist niekoniecznie stanowi wystarczające uzasadnienie. Uderzył mnie zupełny brak interakcji pomiędzy bohaterem, a obserwowaną przez niego sytuacją, zdarzeniami. Trochę mechaniczne, choć konsekwentne zastosowanie narracji. 

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej Asylum!

 

Dzięki za lekturę i opinię. Uwagi są cenne, chociaż kilku rzeczy nie do końca zrozumiałem.

Bez szkody można byłoby opowiedzieć tę historię trzecioosobówką. Sam twist niekoniecznie stanowi wystarczające uzasadnienie.

Tekst został właściwie dobudowany do twista: miałem pomysł na eksperyment z narracją i ułożyłem historię, w której ten twist mógłby nastąpić. Z tego powodu raczej nie wyobrażam sobie napisania tego w trzeciej osobie.

Hmm, jest narracja drugoosobowa. Jednakże podobnie jak używanie w niektórych przypadkach czasu teraźniejszego czy “ja” wydaje mi się jedynie zabiegiem.

Rozumiem, że pomysł sam w sobie nie sprawia jeszcze, że opowiadanie jest dobre, ale ciężko mi z Twojego komentarza wywnioskować, dlaczego miałoby zyskać na niestosowaniu drugiej osoby.

Uderzył mnie zupełny brak interakcji pomiędzy bohaterem, a obserwowaną przez niego sytuacją, zdarzeniami.

Biorąc “interakcje” dosłownie, wydaje mi się, że jednak trochę ich zachodzi. Problemem może być (jak kilka osób już zauważyło), że ciężko zaangażować się w poczynania głównego bohatera i te wszystkie interakcje mogą czytelnika zwyczajnie nie obchodzić. A może chodzi o to, że bohater wpływa na świat, ale świat na bohatera już nie?

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć!

Językowo tu i ówdzie coś zgrzytnęło, ale poza niewiele znaczącą drobnicą czytało się dobrze i płynnie. Wciągnęłam się, czekałam z zainteresowaniem na wyjaśnienie, do czego to wszystko dąży.

Tylko że historia nie bardzo dąży do czegokolwiek konkretnego. Końcówka, wyjaśnia i usprawiedliwia irracjonalne decyzje bohatera, ale nie wydaje się wynikać z wydarzeń, nie jest podbudowana żadnymi wskazówkami, na podstawie których czytelnik pod koniec mógłby pomyśleć: “No tak, teraz wszystko jasne. Wszystkie tropy miałem tuż przed nosem, ale ich nie zauważyłem. Dobra robota, Autorze!”. Sprzedajesz nam twist w sposób, którego nie lubię – to znaczy wyciągając go wiadomo skąd ;)

Ogółem mam wrażenie, że bardziej zależało Ci na poeksperymentowaniu z narracją drugoosobową niż na fabule czy bohaterach, bo te dwa elementy zeszły na dalszy plan. Bohater jest odklejony, nie angażuje czytelnika emocjonalnie, podobnie jak rozgrywające się wydarzenia. Zbyt mało wiemy o konflikcie, który opisujesz, by się nim przejąć. Natomiast sam pomysł na uzasadnienie drugoosobowej narracji wydaje mi się ciekawy, choć trochę niewykorzystany, czy może raczej niedookreślony. Niewiele się wyjaśnia w tej końcówce; nie wiadomo, skąd narrator zyskał taką władzę nad bohaterem, nie wiadomo, jakimi sztukami się posłużył, by wejść do jego głowy, nie wiadomo, czy powodowało nim coś więcej niż tylko “zaprogramowana” przez Autora niechęć do narodu, do którego należał bohater. A ja lubię wiedzieć takie rzeczy :<

W przypadku dłuższego tekstu pewnie marudziłabym bardziej – głównie na twist, niewyraźnego bohatera i słabo zarysowany świat przedstawiony – ale w przypadku tekstu na kilkanaście tysięcy znaków przymknę oko na wady i wręczę Ci oto klika do biblioteki ;)

Pozdrawiam i powodzenia w dalszym pisaniu!

three goblins in a trench coat pretending to be a human

Hej Gravel!

 

Dzięki za komentarz. Z uwagami nie sposób się nie zgodzić. Brak zaangażowania czytelnika w akcję i lepszego powiązania końcówki z resztą akcji wydają się z perspektywy czasu i uwag aż trochę śmieszne, ale ciężko byłoby to naprawić nie przepisując całego tekstu. Kto wie, może kiedyś to zrobię :)

Plus jest zdecydowanie taki, że widzę, za co następnego trzeba się zabrać – kolejne opowiadanie planuję napisać prawie wyłącznie w oparciu o postacie, z bardziej ustrukturyzowaną fabułą. Jak wyjdzie, zobaczymy :)

 

Pozdrawiam i dziękuję za klika :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć, ostam! :-)

Spróbuję wyjaśnić, co miałam na myśli.

Tekst został właściwie dobudowany do twista: miałem pomysł na eksperyment z narracją i ułożyłem historię, w której ten twist mógłby nastąpić. Z tego powodu raczej nie wyobrażam sobie napisania tego w trzeciej osobie.

Rozumiem, że pomysł sam w sobie nie sprawia jeszcze, że opowiadanie jest dobre, ale ciężko mi z Twojego komentarza wywnioskować, dlaczego miałoby zyskać na niestosowaniu drugiej osoby.

Broń boże, nie chodzi o sam pomysł, ponieważ jest dobry i moim zdaniem nadawał się do przeprowadzenia eksperymentu z opowieścią pisaną w drugiej osobie! :-) Kłopot dla mnie polegał na tym, że zatrzymałeś się wpół drogi, wykorzystując zaimek/ki i pomijając sam sposób prowadzenia tej narracji.

I drugie: "Broń boże!" w kwestii oceny tekstu – dobry/zły z tego samego powodu, przecież to eksperyment, technicznie tekst jest dobry. Zastanawiałam się tylko nad tym, dlaczego potencjalnie dramatyczna spektakularna klęska mnie nie wciągnęła i skąd wziął się brak napięcia, też tylko dla mnie. Nie wiem, czy opowiadanie by zyskało, czy straciło w innej narracji. Głupia, standardowa odpowiedź brzmi – to zależy. ;-)

 

Narracja drugoosobowa jest szczególną narracją i wydaje mi się, że nie chodzi w niej o techniczne używanie drugiej osoby l.p. czy mnogiej. Narracje są sposobem opowiadania świata, w tym przypadku przy pomocy słowa pisanego (można też obrazem, dźwiękiem, ruchem, publicznie i niepublicznie, np. każdy z nas ma swoje własne narracje, takie dla siebie i dla innych itd itp). Wracając jednak do pisania,  kiedy jako czytelnik spotykam zwroty w drugiej osobie, odbieram to jako sytuację wieloznaczną, wymagającą odkodowania: czy autor zwraca się do mnie, osoby czytającej, czy do bohatera opowiadania; kim jest, dlaczego tak się zwraca, dlaczego opowiada/odsłania bohaterowi zdarzenia w określony sposób. W trakcie czytania szukam tropów, które pozwoliłyby mi zrozumieć o co tutaj chodzi, o co toczy się gra. Innymi słowy w narracji drugoosobowej mamy osobę, która opowiada bohaterowi o nim samym i rzeczywistości, a my jako czytelnicy się temu przyglądamy. Jest to naturalnie niepełna wiedza/punkt widzenia.

Narracja drugoosobowa potrafi być cholernie wciągająca, chyba też do niej już przywykliśmy, ponieważ często mamy z nią kontakt: instrukcje, portale, gry, reklamy. Z książek przychodzą mi do głowy: "Szczur", Znanieckiego; "Morfina", Twardocha; "Czarne słońce", Żulczyka.

W Twoim opku, konsekwentnie używasz form, natomiast nie ma jakby istoty tej formy, czyli przemiany, walki, wskazówek. Tego, co i w jaki sposób mógłby mówić ów "Ty" do bohatera, pójścia za wyobrażeniem, jak to mogłoby się przejawiać. Do samego końca mamy nieznajomego narratora, który opowiada bohaterowi, w czym ten uczestniczy, a wskazówki są naprawdę śladowe, podkręciłabym je.

Zerknij też na ostatni fragment, wzmocniłabym go ingerując w tekst jak najmniej, np.:

,Wtedy widzisz mnie (siebie). Idę (Idziesz) spokojnie z kolczugą wystającą spod maskującego stroju. Tak, mnie (siebie)… 

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz? Sprawdźmy (tu nie jestem pewna, zależy od wizji, dałabym – "Sprawdź").

 

Psiakostka, nie wiem, czy coś wyjaśniłam, czy zamąciłam. :p Może oddam głos o niebo lepszym od siebie w rozszyfrowywaniu narracyjnych klocków. Na panią profesor natknęłam się przypadkiem, przez kognitywistykę. Profesor od narratologii kognitywistycznej, ależ to brzmi. xd

 

*Podcast:

biuletynpolonistyczny.pl/pl/articles/utozsamiamy-sie-z-tym-o-ktorym-mowi-sie-ty

*Czasopismo IBL, Zagadnienia Rodzajów Literackich (65/4/2022)

Artykuły, eseje (najedź kursorem na konkretny art.), część po polsku, część po angielsku, niekiedy są trudne, pisane hermetycznym językiem, lecz znajdziesz tam przykłady:

Transmedialne-narracje-drugoosobowe-transmedial-second-person-narratives

 

pzd srd :)

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Asylum

Zerknij też na ostatni fragment, wzmocniłabym go ingerując w tekst jak najmniej, np.:

,Wtedy widzisz mnie (siebie). Idę (Idziesz) spokojnie z kolczugą wystającą spod maskującego stroju. Tak, mnie (siebie)… 

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz? Sprawdźmy (tu nie jestem pewna, zależy od wizji, dałabym – "Sprawdź").

 

Przecież taka zmiana – by pozbawiła finał sensu. I to kompletnie.

Albo ja po prostu znów nie rozumiem o co Ci chodzi.

entropia nigdy nie maleje

Dla mnie, Jimie, uwypukliłaby twist, potwierdziło, że ktoś jest w nim, że nie był sobą. Twist polegał na tym, że jakiś ktoś wcielił się i zawładnął hrabią. Kto, dlaczego – nie wiemy. Zakończenie, w którym ni stąd, ni z owąd facet/facetka wyskakuje z głowy bohatera i się ucieleśnia, wymagałoby większego uzasadnienia. Zwłaszcza, że ostatnie zdanie brzmi: "Sprawdźmy". My, czyli też czytelnik. :D

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum

Ja chyba to zupełnie inaczej rozumiem.

Jest bohater – i narrator – dwie różne osoby, walczące po przeciwnych stronach barykady.

Narrator dysponuje jakąś niepojętą mocą, która pozwala mu czytać w myślach i nasyłać myśli na bohatera, tak, że ten nie jest w stanie ich odróżnić od swoich.

I kontynuuje tę narrację aż do momentu, gdy rzeczywiście się spotykają – na polu bitwy. Przy czym umiejętność czytania w myślach daje mu przewagę.

To końcowe “sprawdźmy” – odnosi się do tego, że oni we dwóch – narrator i bohater – to sprawdzą. My, jako czytelnicy jesteśmy tu tylko widzem.

Sprawdźmy – czyli ja (narrator, zabójca) i Ty, czyli bohater i przyszły trup.

Czy po uśmierceniu cię, nadal będę słyszał twoje myśli i nasyłał ci swoje? A może zalegnie cisza?

A może poznam, za twoją pomocą, co jest po drugiej stronie?

A może…

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz?

a może nawet nie tylko ty, a może obaj jesteśmy więźniami smutnej opowieści czy też koszmarnego snu? Może to swoiste burzenie czwartej ściany? Może wtedy i narrator dostrzega, że jest w opowieści uwięziony?

I tak rozumiem końcowe:

Sprawdźmy.

 

 

entropia nigdy nie maleje

O:o, bardzo interesujące, Jimie. Może być tak jak piszesz, lecz brakuje nam wskazówek w tekście do każdego z możliwych rozstrzygnięć. Twoja propozycja jest nawet ciekawsza niż moja, taki podwójny twist  w opowieści, czyli narrator zaczyna się dostrzegać, że może i on jest przez coś/kogoś powodowany. Trochę co prawda dziwne, że się tego nie obawia, niemniej możliwe.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum

 

Widzę teraz, że doszło do bardzo dużego nieporozumienia, którego, jako autor, jestem oczywiście sprawcą. Na początek: mogę się podpisać pod wszystkim, co napisał Jim. Nawet jeśli nie jest to jedyna możliwa interpretacja, dokładnie taki miałem zamysł w momencie pisania. Skoro główna oś zamieszania została już znaleziona, przejdę do nieco bardziej szczegółowej odpowiedzi:

Kłopot dla mnie polegał na tym, że zatrzymałeś się wpół drogi, wykorzystując zaimek/ki i pomijając sam sposób prowadzenia tej narracji.

Właśnie cały zamysł polega na tym, że bohater spotyka narratora, który okazuje się osobną postacią. Nie mam pomysłu, jak można by to napisać w jakiejkolwiek innej narracji. W trzeciej osobie na upartego by się dało, ale efekt byłby znacznie mniej dramatyczny.

 

Patrząc na powyższy fragment i tę sugestię:

Zerknij też na ostatni fragment, wzmocniłabym go ingerując w tekst jak najmniej, np.:

,Wtedy widzisz mnie (siebie). Idę (Idziesz) spokojnie z kolczugą wystającą spod maskującego stroju. Tak, mnie (siebie)… 

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz? Sprawdźmy (tu nie jestem pewna, zależy od wizji, dałabym – "Sprawdź").

wygląda na to, że odrębność narratora i głównego bohatera jakoś Ci umknęła. Z założenia, tak jak napisał Jim, są to dwie zupełnie różne osoby. Jedna jest klewańskim Hrabią, a tożsamości drugiej dokładnie nie znamy, ale pojawia się razem z ufryckimi żołnierzami i pomaga Ufrytowi w działaniach wojennych, więc można się domyślać.

I o ile przyznaję, że tekst jest w wielu miejscach niejasny, nieprecyzyjny i momentami ciężko go zrozumieć, to sam fakt, że bohater i narrator to dwie różne osoby wydaje mi się pokazany raczej dobitnie:

Wtedy widzisz mnie. Idę spokojnie z kolczugą wystającą spod maskującego stroju. Tak, mnie. Nie zdziwiło cię, że od rana głos w głowie komentuje wszystkie twoje poczynania, jakbyś był bohaterem baśni lub ballady?

Czyli narrator w jakiś sposób znał myśli głównego bohatera i mógł podrzucać mu własne. Czy to ten fragment był niezrozumiały?

Do tego dochodzi cały opis walki dwóch postaci – nie chodziło o walkę z iluzją ani projekcją umysłu, biło się dwóch mężczyzn z krwi i kości. Narrator na bieżąco czyta myśli głównego bohatera, co daje mu przewagę – tu również wydaje mi się, że sytuacja jest jasna, ale jeśli możliwa jest inna interpretacja tego fragmentu, chętnie ją usłyszę.

 

Twist polegał na tym, że jakiś ktoś wcielił się i zawładnął hrabią. Kto, dlaczego – nie wiemy. Zakończenie, w którym ni stąd, ni z owąd facet/facetka wyskakuje z głowy bohatera i się ucieleśnia, wymagałoby większego uzasadnienia.

Trochę nad tym podumałem i rozumiem, jak można dojść do takiego wniosku, ale wydaje mi się, że kilka rzeczy jednak mu przeczy:

1. Jeśli “głos w głowie” musi nakłaniać głównego bohatera, to nie ma nad nim kontroli, chyba że chodzi o zawładnięcie w końcówce, ale wtedy w ogóle nic już nie sugeruje, że do tego doszło.

2. Pojedynek – jedna osoba czyta myśli drugiej, ale nie może jej kontrolować. Właściwie tutaj nie mam pomysłu, jak dopasować to do teorii z kontrolą.

 

W Twoim opku, konsekwentnie używasz form, natomiast nie ma jakby istoty tej formy, czyli przemiany, walki, wskazówek. Tego, co i w jaki sposób mógłby mówić ów "Ty" do bohatera, pójścia za wyobrażeniem, jak to mogłoby się przejawiać. Do samego końca mamy nieznajomego narratora, który opowiada bohaterowi, w czym ten uczestniczy, a wskazówki są naprawdę śladowe, podkręciłabym je.

Ten zarzut jest poniekąd aktualny niezależnie od interpretacji. Zastanawiałem się, czy nie zamieszczać coraz bardziej nachalnych sugestii od narratora, objawiających jego ufryckie pochodzenie, ale potem stwierdziłem, że to jest ta jednak rzecz, której na pewno nie chciałby zdradzić. Do tego gdyby czytelnik zobaczył w tekście “patrzysz na idące za tobą klewańskie psy” uznałby to raczej za niespójność, a nie wskazówkę :P

 

Zwłaszcza, że ostatnie zdanie brzmi: "Sprawdźmy". My, czyli też czytelnik. :D

Tutaj, również jak napisał Jim, “sprawdźmy” odnosi się do narratora i głównego bohatera. Skoro bohater jest taki spokojny, pewnie wierzy w jakąś formę życia pozagrobowego i to chce sprawdzić narrator. Za to ten fragment:

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz?

miał być zarówno łamaniem czwartej ściany, jak i “żartobliwym” nawiązaniem do:

Nie zdziwiło cię, że od rana głos w głowie komentuje wszystkie twoje poczynania, jakbyś był bohaterem baśni lub ballady?

 

Mimo wszystko możliwość tak dużego nieporozumienia w przypadku jednego tekstu nie świadczy o nim za dobrze. Widzę, że pomysł dałoby się wykorzystać dużo lepiej i coraz bardziej kusi mnie, żeby całość przepisać. Na razie planuję wprost wstawić w ostatnim monologu narratora informację, że jest ufryckim żołnierzem, może nawet jakiś drobny fragment motywacji. Podumam jeszcze chwilę, jak dodać to omijając typowego info dumpa i dam znać, jak coś wymyślę :)

 

Pozytywnym efektem ubocznym tej afery jest, że dowiedziałem/dowiem się sporo o narracji jako takiej :) Faktycznie ten tekst nie wykorzystuje typowej roli drugiej osoby. Bardzo dziękuję też za wszystkie materiały. Podcast już przejrzałem, do reszty wkrótce się zabiorę, bo wygląda bardzo ciekawe.

Profesor od narratologii kognitywistycznej, ależ to brzmi. xd

:P

 

Jim

 

Dziękuję za znalezienie głównego punktu spornego i obronę tekstu pod nieobecność autora ;)

 

Pozdrawiam wszystkich :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Hej Ale komentarzy :) Opowiadanie fajne, na początku pomyślałem, że nie mam karty postaci, a za chwilę będę musiał wykonać jakiś rzut ;). Opis postaci, przebieg wyprawy anty ufryckiej i oczywiście narracja – wszystko wyszło fajnie :). Ale końcówka… no nie wiem… Ucinasz nagle, bardzo fajną historię i to jest chyba mój największy zarzut, po lekturze :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Hej Bardzie!

na początku pomyślałem, że nie mam karty postaci, a za chwilę będę musiał wykonać jakiś rzut ;)

Tekst był pisany równolegle z kampanią RPGową, ale podobieństwo w narracji jakoś mi umknęło :)

Ale końcówka… no nie wiem… Ucinasz nagle, bardzo fajną historię i to jest chyba mój największy zarzut, po lekturze :)

Zarzut trafiony, chociaż (jak już się gdzieś w komentarzach pojawiło :P) zależało mi bardziej na końcówce niż poprzedzającej ją historii. A szkoda, bo gdybym pomyślał, pewnie bym je pogodził.

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Tak, wykręt z odwróceniem narracji zacny. Końcówka najbardziej robi robotę, ale też jest dobrze przygotowana.

 

Pierwsza scena jest nieco drewniana, bo musisz w niej zmieścić opisy postaci, stosunek nieszczęsnego księcia (jak mniemam) do nich, mapę kampanii. Uroczyste niemal kwestie sprawiają wrażenie skierowanych bardziej do czytelnika niż do innych postaci. Do tego są oddzielone blokami narracji, brakuje jakiegoś przekrzykiwania się, dynamiki, niepewności, ziewania, itp.

 

Potem robi się znacznie lepiej, jak przymknąć oko na błyskawicznie postawioną barykadę, gdzie dziesięciu łuczników powstrzymuje dwusetkę łuczników z drugiej armii i chorążego, który zamiast dostać w papę wiedzie na śmierć solidną część kolumny, to w sumie dobra, dynamiczna bitwa, w czasie której czytelnikowi udziela się zarówno niepewność, jak i ciężar odpowiedzialności nie-do-końca narratora. W tym sensie wczułem się i nie żałuję przeczytania.

 

Brakuje mi odrobiny naturalizmu, typu kurz, przekleństwa przy walce z krzewami, spiekota, bluzgi wobec wrogów, itp. Czasem trochę mam wrażenie, że czytam relację z bitwy, a nie stoję pośrodku, ale to już bardziej moje subiektywne odczucie.

 

Dyżurny.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Dziękuję, ostam, za odpowiedź. :-))

,Mimo wszystko możliwość tak dużego nieporozumienia w przypadku jednego tekstu nie świadczy o nim za dobrze.

Niekoniecznie, sprawa odbioru tekstu przez czytelnika zależy od wielu rzeczy, w tym również oczekiwań. ;-)

Odnośnie afery, chyba ciut inaczej ją definiuję. Rozmowy na temat tekstu traktuję jako wypowiedzi czytelników. Naturalnie pod warunkiem, że nie ma w nich inwektywów i ocennych zwrotów ad personam. Wszystko inne jest informacją zwrotną od konkretnego czytelnika. Rozmowy pod tekstem lubię, granicą/czerwoną linią jest powyżej napisane.

Ludzie są zwierzęciem społecznym, potrzebują innych, ich odniesienia, komentarzy. Wszyscy popełniamy błędy. Nauka jest dziedziną, w której popełnia się wiele błędów, lecz i tak, imho, największym osiągnięciem ludzkości. Kiedy wyruszamy w drogę dociekania skazujemy się na porażki.

Jeśli linki się przydadzą to super, lubię się dzielić. Nie nadużywałabym różnych zabiegów, tu taki, a tu inny. Przebicie czwartej ściany naprawdę musi być uzasadnione w opowieści, tak mi się wydaje. 

pzd srd 

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Hej GreasySmooth!

 

Miło, że końcówka się spodobała – główny cel został osiągnięty :)

Pierwsza scena faktycznie miała funkcję głównie informacyjną. Raczej ciężko to zmienić bez bardzo dużej ingerencji w fabułę. Starałem się tam wcisnąć chociaż trochę konfliktu, ale też nie chciałem przeciągać za długo, bo to w końcówce leży główna treść. Bloków narracji z narady niestety nie usunę, bo ich również potrzebuje moje kapryśne, zasobożerne zakończenie :)

Uwagi co do naturalizmu i drobnych szczegółów jak najbardziej trafione, postaram się o nich pamiętać.

Jeśli chodzi o nieścisłości w walce, to hrabia oczywiście nie podejmuje optymalnych decyzji, ale też jest do tego prowokowany. Co do prędkości budowy barykady myślałem, że pewnie na chwilę przyszedł tam większy oddział wojska i jeszcze zmusił miejscową ludność do pomocy. Plan był przygotowany już wcześniej, a hrabia został nakłoniony do wybrania właśnie tej drogi przez narratora, gdy barykada była już skończona, albo niewiele brakowało do jej ukończenia. Ten element szlaku był mało uczęszczany, więc nikt mógł tego nie zauważyć/nie zdążyć o tym nikomu powiedzieć.

 

Asylum

 

Pisząc o “aferze” nie miałem na myśli nieczego negatywnego – dyskusja sama w sobie jest pozytywną rzeczą i zawsze cieszy mnie, jak mogę się czegoś dowiedzieć lub poznać inny punkt widzenia. Samo nieporozumienie jednak jest czymś negatywnym – gdybym miał wybór, to bym do niego nie dopuścił ;)

Nie nadużywałabym różnych zabiegów, tu taki, a tu inny. Przebicie czwartej ściany naprawdę musi być uzasadnione w opowieści, tak mi się wydaje. 

Może faktycznie za dużo tego nawrzucałem, chociaż jak dla mnie pasuje tematycznie do eksperymentu, w którym używamy samej narracji jako elementu świata przedstawionego :)

 

Pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Cześć!

Przeszkadzała mi na początku ta narracja. Na końcu się wyjaśniło, że miało to swoje uzasadnienie fabularne. Nasunęły mi się różne interpretacje i już zabrałem się za komentowanie, ale coś mnie podkusiło i zacząłem czytać komentarze innych. Pewne moje przemyślenia, wątpliwości zostały już przedyskutowane na wiele sposobów, więc sobie je odpuszczę. A co do innych nie mam pewności, czy zrodziły się z lektury opowiadania, czy jako polemika do wypowiedzi pozostałych czytelników.

 narrator w zamyśle jest ufryckim żołnierzem, który posiadł specyficzną magię umysłu i postanowił wykorzystać ją podczas wojny.

Jesteś autorem, więc pewnie wiesz lepiej, ale to wyjaśnienie najmniej do mnie przemawia. Znając myśli przeciwnika pewnie łatwiej jest go pokonać, niż w tak karkołomny sposób próbować nim manipulować. Narratorowi chodzi więc zapewne o zabawę bohaterem, czytelnikiem?  

Czy gdyby narrator był ufryckim żołnierzem, to wypowiedziałby w głowie przeciwnika takie słowa:

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz?

Pozdrawiam

Hej AP!

 

Przepraszam za późną odpowiedź, ale niektóre uwagi chciałem najpierw przemyśleć. Wątpliwości zawsze chętnie usłyszę. Nawet jeśli do czegoś już się odniosłem, to wiedza o tym, że coś nie podobało się np. wszystkim czytelnikom, też jest informacją zwrotną.

A co do innych nie mam pewności, czy zrodziły się z lektury opowiadania, czy jako polemika do wypowiedzi pozostałych czytelników.

To, obawiam się, pozostanie słodką tajemnicą komentujących, chociaż możesz mieć rację ;)

Jesteś autorem, więc pewnie wiesz lepiej, ale to wyjaśnienie najmniej do mnie przemawia. Znając myśli przeciwnika pewnie łatwiej jest go pokonać, niż w tak karkołomny sposób próbować nim manipulować. Narratorowi chodzi więc zapewne o zabawę bohaterem, czytelnikiem?  

Wiem może, co chciałem napisać, ale w ocenie jak wyszło nie zawsze radzę sobie najlepiej ;) W tym wypadku nie wiem jednak jaki miałby być prostszy lub, co istotniejsze, szybszy sposób na wykorzystanie przewagi, jaką daje czytanie w myślach. Jeśli przeciwnik po prostu ma liczniejszą armię i przewagę wynikającą z terenu, to znajomość jego planów na wiele mogłaby się nie przydać. Za każdym razem, gdy nadarzała się okazja do wykorzystania zdolności, Ufryta jej używał.

Czy gdyby narrator był ufryckim żołnierzem, to wypowiedziałby w głowie przeciwnika takie słowa:

Podsunęło mi to pewien pomysł, jak wyjaśnić pochodzenie narratora i jego charakter za jednym zamachem, więc zmodyfikowałem nieco końcówkę. Nie wiem, czy nie popsułem jeszcze bardziej, więc będę wdzięczny za opinię :)

Co do samych słów, tak jak wspomniałem już Asylum:

Może faktycznie jesteś tylko więźniem smutnej opowieści lub koszmarnego snu, z którego zaraz się obudzisz?

miał być zarówno łamaniem czwartej ściany, jak i “żartobliwym” nawiązaniem do:

Nie zdziwiło cię, że od rana głos w głowie komentuje wszystkie twoje poczynania, jakbyś był bohaterem baśni lub ballady?

Odpowiedź na pytanie dlaczego bohater w ogóle chciałby się tak ironicznie wypowiadać, mam nadzieję, jest w nowym akapicie w zakończeniu.

 

Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Dzięki za odpowiedź.

Nie wiem, czy nie popsułem jeszcze bardziej, więc będę wdzięczny za opinię :)

Jeśli dobrze zrozumiałem, to zmieniłeś trochę końcówkę. Jak porównuję to zdanie, które umieściłem w komentarzu z tym, które jest w opowiadaniu, to nie widzę różnicy. Widocznie zmieniłeś, zanim je przeczytałem. Nie mam więc na ten temat opinii, ale nie uważam byś cokolwiek zepsuł, a zwłaszcza jeszcze bardziej.

 

Idę kliknąć i pozdrawiam

 

AP nie zmieniłem samego zdania, bardziej spróbowałem uzasadnić jego obecność i zasugerować, dlaczego narrator mógłby je powiedzieć.

Dziękuję za klika i również pozdrawiam :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Hej Anet! Fajnie, że się podobało :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Ostamie, przedpiścy napisali tyle mądrych uwag, że mi pozostało tylko stwierdzić: – Słusznie jest w Bibliotece. :)

Misiu, zdarza się, że jak pięć osób zwróci uwagę na to samo, autor weźmie to sobie do serca bardziej, niż jakby napisały cztery ;) Miło mi, że się spodobało :)

It's hard to light a candle, easy to curse the dark instead

Nowa Fantastyka