- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Prawda1

Prawda1

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Prawda1

– Dobra, ile już to gówno trwa – zapytał Producent wysyłając załodze zimne, znudzone koegzystencją z amatorami spojrzenie.

– Chyba 3 dni? – zawahał się Janusz, szukając na ekranie jakiejkolwiek deski ratunku.

Przed oczami miał małą, podejrzanie jak na okolice za murem schludną wioskę. Domy wykonano z ukradzionych odpadów, zrabowanych materiałów z pobliskich ruin i masy inwencji. Przypominały konstrukcje z historycznych książek, niczym skansen XX wieku, ukryty gdzieś za rogiem, w tajemniczej krainie, w tym wypadku miejscu do którego nigdy się nie wybierzesz, bo zwyczajnie ktoś urwie ci głowę, co jeszcze bardziej fascynowało Janusza. Miało to swój urok, poruszający fantomową nostalgię za czasami, który nigdy nie doświadczył, lecz kojarzył z licznych wybiórczo poznanych gier i seriali. Wystarczyło tylko przekroczyć mur by się tam dostać, ale nie wielu miało na tyle odwagi, by skonfrontować się z prymitywami.

– Chyba? – odparł zirytowany Producent.

– Panie Producencie, dokładnie 3 dni i 17 godzin.

– Dobrze, a jak z jedzeniem?

Janusz pomyślał: kurwa z jakim jedzeniem? Przecież od tygodni nie było żadnych dostaw, nie mieli nawet wystarczająco dużo wody by podlewać własne przydomowe uprawy, zupełnie nic.

Jan skierował ptakodrona w stronę targowiska. Zgodnie z oczekiwaniem nie zobaczyli tam żadnych handlarzy, stragany opustoszały zostawiając po sobie jedynie puste, zbite ze zniszczonych mebli skrzynie i walające się na wietrze papiery.

– Brak dostaw od 3 tygodni i 2 dni, zapasy na wyczerpaniu zgodnie z algorytmami. W związku z ograniczeniem dostaw wody przydomowe uprawy planowo się nie rozwinęły.

– Dobrze, a jak ocena morale ludności?

– Niskie, ostatnie braki wody i pokarmu to ciąg ograniczeń biegnących bez mała od ponad roku, wszyscy są wyczerpani i zdesperowani. Mieliśmy już kilka incydentów między mieszkańcami, lokalna administracja stara się nie ingerować, zgodnie z wytycznymi Parceli co do oszczędności w dysponowaniu służbami.

– Czyli rozumiem, że jesteśmy gotowi? – Producent nie szukał odpowiedzi.

– Tak.

– Kto jest kandydatem?

– Kamil Bednarczuk, starannie wyselekcjonowany zgodnie z wytycznymi Medialnego Regulatora.

– Jak starannie?

– Bednarczuk pochodzi stąd, urodził się przed murem i jako wzorowy uczeń otrzymał stypendium, ukończył studia oczywiście już na terenie Parceli, a później został funkcjonariuszem Biura Bezpośredniego Bezpieczeństwa.

– Faktycznie doskonale, rozumiem, że Regulatorzy zastosują narrację ambitnego chłopaka, który mimo ciężkiej pracy i awansu społecznego, a może nawet z ich powodu, padł ofiarą dzikiej tłuszczy, patologii wśród której się wychował? Tak, nikogo nie oszczędzą, nawet własnego brata, czy ktoś chciałby mieć takich sąsiadów? – Producent zarżał w samozadowoleniu.

– Tak, oczywiście, trochę nad tym pracowali, z tego co wiemy, Bednarczuk był przepuszczany przez kolejne bariery z myślą o przyszłym zastosowaniu.

– Więc na co czekamy? – zapytał Producent wysyłając krępujący, nieodgadniony uśmiech socjopaty załodze.

– Komenda B13: powrót do domu – Janusz powiedział do mikrofonu lewitującego nad konsoletą reżysera.

Zebrani wpatrywali się milcząco w projekcję 3D, materializująca się z nicości w samym centrum pomieszczenia. Ich oczom ukazała się migocząca, błękitna wioska, dostosowana do wymiarów studia, domy sięgały im do kolan, mogli prześledzić każdy jej szczegół patrząc z góry, nawet wejść między budynki niczym jacyś gigantyczni stwórcy. Zbliżał się do niej samochód. Całkiem nowy, czerwony model z kategorii nisko budżetowych, terenowych limuzyn należących do BBB.

– Czerwony… – zaśmiał się Producent. – BBB chyba za dobrze się bawi, mogli mu dać fluorescencyjną karoserię i posłać nocą, widać byłoby z kosmosu.

– 500 metrów do celu.

– Panie i Panowie zapnijcie pasy, oto prawdziwa natura patologii spod muru. – krzyknął wyraźnie podniecony Producent poprawiając okulary z czarnymi szkłami.

Samochód zatrzymał się na granicy wioski, kierowca zwlekał z opuszczeniem pojazdu. Wyraźnie coś sprawdzał, zirytowany zwłoką Producent schylił się i zajrzał do zwizualizowanego wnętrza samochodu.

– Skubany, chyba się obsrał.

– Mamy go pogonić? – Reżyser po raz pierwszy się odezwał, czując negatywną energię wysyłaną przez przełożonego.

– Nie, nie, na spokojnie, im mniej naszej ingerencji tym wychodzi zawsze naturalniej. Przypominam planowanie to 90% naszej pracy, reszta to trzymanie kciuków i liczenie na uśmiech losu.

Kilka zaciekawionych miejscowych spoglądało zza rozsuniętych firan, jakieś wychudzone dziecko, podobne w swoich przetartych ubraniach do mumii wyszło naprzeciw nieznajomemu, zapewne licząc na trochę jedzenia, czy butelkę wody. Domy zbudowane z cegieł, uzupełnione kradzionymi śmieciami, uszkodzonymi oknami, poszarpanymi futrynami i powyginanymi drzwiami były niczym strasznym przy emanującej od ich mieszkańców frustracji. Przybyszowi musiała się szybko udzielić ta atmosfera, wyraźnie nie chciał wyjść z pojazdu, mocując się układem startowym. Wciskał jak oszalały guzik, będący jego przepustką do cywilizacji o której akceptację się tak starał.

– Dobra otwórzmy mu bagażnik, ile można patrzeć na kogoś kto ma czelność myśleć, że ominie go przeznaczenie, to jakiś żart! – krzyknął Producent.

Jeden z kontrolerów nacisnął guzik i natychmiast w zwizualizowanym pojeździe otworzył się bagażnik. W środku były torby, niestarannie wypełnione butelkami z wodą, ewidentnie eksponując jej obecność w samochodzie. Kierowca spanikował, zaczął walić pięściami w deskę rozdzielczą pojazdu. Wysoki, zmizerniały mężczyzna wyszedł z cienia rzucanego przez gigantyczny mur oddzielający jego życie od świata ludzi, w których budził w najlepszym przypadku przerażenie. Powoli podszedł do szyby kierowcy i zapukał delikatnie.

– No dobrze, dobrze, jakiś hipis chyba, taki uprzejmy, mam nadzieję, że macie coś w zanadrzu. – snuł swoje komentarze Producent.

– Bednarczuk nie chciał uchylać okna, całą uwagę skupił na schowku, coś w nim chował i nie były to z pewnością miłe słowa.

– Przepraszam, Pana, mógłby się Pan podzielić wodą? Mogę wyczyści panu samochód, mamy też trochę rzemiosła, wykonujemy różne usługi?

Mężczyzna w samochodzie nie zdawał sobie sprawy, z przyjaznego tonu miejscowego, zbyt pochłaniała go panika po odkryciu, że mimo opinii przełożonych zepsuty bagażnik działa, a co gorsze kryje najcenniejszą rzecz dla podmurowych: szansę na przeżycie.

– Co taki miły, kogo wy tam trzymacie? – zapytał Producent.

W ostatnich latach zwiększyliśmy wyludnienie skrajnych parceli, w związku z nowymi wytycznymi psychologii dziecięcej co do rozmiarów terenów niezbędnych do wychowania dzieci.

– I co od tak se murowanych tam wysyłacie? Przecież to zbrodnia! – krzyknął Producent szukając winnego na sali.

– Nie, są co najwyżej potomkowie pracowników fizycznych podnajętych do pracy na terenie Parceli.

– O czym ty bredzisz, zaraz sprawdzę, jak znów się okaże, że wystawiacie do roboty jakiegoś byłego mieszkańca Parceli… nie chciałbym być w waszej skórze. Wiecie co to oznacza, jak można schrzanić przekaz, do tego zaraz przed wyborami! Kurwa, gadać kim jest ten człowiek.

– To nauczyciel – odpowiedział przerażony Janusz.

– Nauczyciel, zaraz się okaże to jakiś wolontariusz od tych pedałów walczących o lepszy los podmurza, bla bla bla…?

– Nie, Aleksy Warmin, w wyniku zamknięcia szkoły i podniesienia cen usług był zmuszony do opuszczenia Parceli…

– Kurwa, zwariowaliście…

Rozpętał się seans agresji, którego jedynymi bezpiecznymi widzami były ściany. Nikt nie zwracał już uwagi na wizualizację i rozwijający się ciąg zdarzeń na terenie wioski. Samochód otoczyła zbieranina ludzi, nie byli agresywni, raczej zdesperowani, mimo to większość wody wciąż tkwiła w bagażniku. Gdy w końcu dostrzegł to Producent, przerwał zniesmaczony seans agresji wobec zebranych i wyrywał się z tej matni zarzutów i niewypowiedzianych kontrargumentów. Błyskawicznie podbiegł do konsolety i wcisnął jedną z kontrolek, z pojazdu wydobył się impuls elektryczny, który poraził zbiorowisko. Ludzie padli wokół samochodu, niektórzy wili się jak dżdżownice na rozgrzanym asfalcie, inni się nie ruszali.

– No, ktoś musi tutaj pracować… – stwierdził Producent. – Przypominam, że impuls jest legalnym zabezpieczeniem pojazdów, a ta sytuacja wyczerpuje znamiona samoobrony.

Z domów wybiegła reszta ludzi, zaczęło się robić naprawdę nieprzyjemnie. Kilku rosłych mężczyzn podeszło do samochodu, chcieli dostać się do deski rozdzielczej, prawdopodobnie by wyłączyć system bezpieczeństwa. Rozpoczęła się kradzież wody z bagażnika. Byli wściekli, dobrze wiedzieli, że to parcele stoją za ich sytuacją. Lata upokorzeń, ograniczeń, życia od dniówki do dniówki, patrzenia na cierpienie bliskich, wszystkie niesprawiedliwości ich przepełniły. Ktoś wybił szybę w pojeździe, ktoś inny chwycił za rękę kierowcy, który z przerażeniem stwierdził, że nie ma w skrytce tak spodziewanego pisotoletu, a Biblię.

– Doskonale, jak ujęcia wyglądają jak z telefonu? – zapytał Producent.

– Tak, dronokamień złapał dobre ujęcie.

Tłum wywlókł Bednarczuka z pojazdu, może dlatego, że raz po razie jego samochód zupełnie niekontrolowany raził zebranych, już mniej nasilonymi impulsami prądu. Postawny mężczyzna okładał deskę rozdzielczą metalowym prętem, mimo kolejnych porażeń próbując w ten sposób dezaktywować system obrony. Ludzie podejrzewali, że kierowca może mieć gdzieś przy sobie kontroler systemu bezpieczeństwa, zupełnie nie spodziewając się, że daleko od nich, w jednym z rządowych bunkrów, ktoś steruje tym całym widowiskiem.

Załoga obserwowała wizualizację analizując ewentualny rozwój wydarzeń, wiedzieli, że dla wielu z nich to kwestia kariery. Zbliżały się wybory, opozycja naciskała o poluźnienie regulacji migracji do Parceli, każdy wiedział, że chodzi o kwestie gospodarcze, zwiększenie liczby taniej siły roboczej, ale całość stawiała rząd w złym świetle. Pojawiło, się zbyt dużo relacji ujawniających złe warunki życia, nadużycia z którymi niebezpiecznie powiązana była Parcela. Przecież oficjalnie życie przed murem niczym się nie różniło od życia w Parceli, a ewentualne przesiedlenia to była zwykła urbanistyka, ułatwianie życia, kwiat architektury przestrzeni, więcej zielonych parków, cichych kawiarni i innych takich dupereli, ci wszyscy robotnicy sezonowi z uśmiechem na ustach uciekali ze swoich regularnie likwidowanych szałasów po dobrej stronie muru. Niestety mąciciele robili mętlik w głowach zwykłym ludziom, zmuszając władzę do przypomnienia dlaczego nie wszyscy mogą zamieszkać w Parceli. Wystarczyło wrzucić do sieci kilka relacji z pierwszej ręki, pokazać kto tam żyje, jacy to nieokrzesani ludzie, wręcz dzicy, niebezpieczni dla każdego i cyk, święty spokój osiągnięty, doskonale!

Zasadniczo Producent, Reżyser, Operator i cześć reszty załogi dawno już wleźli w wizualizację, zakłócając obraz stopami. Najbardziej zadowolony z sytuacji był Producent, na jego butach wściekli ludzie właśnie katowali Bednarczuka.

– Trzeba było zostać sportowcem, co nie? – zakpił Producent.

– I tak dostarczyli nam najlepszy materiał w historii, ta narracja będzie świetna, sąsiedzi zatłukli wolontariusza wiozącego pomoc. – wtórował Reżyser

– Tak, pamiętajcie, żeby jutro przed przyjazdem policji włączyć wodę im i wznowić w nocy dostawy. Zaraz zjedzie się tam pełno tych zaangażowanych bananów, od robienia sobie zdjęć z spragnionymi dziećmi, niech mają niespodziankę.

– Na pogrzeb też wyślijcie kogoś medialnego, jakiegoś idiotę eksperta od wszystkiego, coś w stylu, nie wiem doradcy podatkowego, czy trenera z siłowni, a może dziennikarz sportowy, nie wiem, niech popaplają coś o gościnności, że tolerancja ma-

– Może pogrzeb nie będzie konieczny. – zawahał się Janusz patrząc pod stopy Producenta.

– No tak, wtedy jakaś konferencja ze szpitala, może tak lepiej, pewnie frajer szybko nie dojdzie do poziomu samodzielnego mówienia, więc nałożymy mu głowę cyfrowo i opowie, jak to go koledzy z podstawówki potraktowali, bo taka jest ich wstrętna natura.

– O tak, nasz czarny to zawsze działa. – podsumował Reżyser.

– Czarny?

– Taka metoda z XX wieku, znajdujesz jakiegoś przedstawiciela grupy z którą masz problem, on robi przekaz, że w sumie stereotypy to prawda, on to najlepiej wie, bo się wychował wśród tych ludzi, dużo poświęcił, żeby uciec i tak dalej, dalej, dalej. Ogólnie ciężko podważać taką osobę, bo sam atak na jej poglądy może wydawać się dyskryminacją i paternalizmem.

– No widzicie, jak to dziadek mówił:– stoimy na ramionach olbrzymów, czy jakoś inaczej. Dobra nie ważne, ja już spadam, mam galę charytatywną za godzinę, a wy wrzucajcie jak najszybciej do sieci nagrania. Tylko najpierw wyślijcie temu debilowi, jak on się nazywa…

– Prosty człowiek?

– Tak, temu, musi narzucić jedyną narrację.

– A musimy jeszcze nazwać plik, zgodnie z najnowszymi wytycznymi… – nieśmiało zapytał Janusz.

– A no tak… dobra, niech będzie: Prawda1.

 

Koniec

Komentarze

Witaj.

Pomysł na pewno ciekawy, lecz zrozumienie całej fabuły i skupienie się na niej utrudniają spotykane ciągle usterki językowe. Zapis dialogów także do poprawy. Liczebniki zapisujemy słownie. Warto wspomnieć o wulgaryzmach.

Pozdrawiam serdecznie, Anonimie. :)

Dostrzegam tu pewien pomysł, jednak mocno skrzywdzony fatalnym wykonaniem i podany w sposób dość chaotyczny, skutkiem czego lektury żadną miarą nie mogę uznać za satysfakcjonującą.

 

– Chyba 3 dni? → – Chyba trzy dni?

Liczebniki zapisujemy słownie, zwłaszcza w dialogach.

 

zra­bo­wa­nych ma­te­ria­łów z po­bli­skich ruin… → …materiałów zra­bo­wa­nych z po­bli­skich ruin

 

Miało to swój urok, po­ru­sza­ją­cy fan­to­mo­wą no­stal­gię za cza­sa­mi, który nigdy nie do­świad­czył… → Piszesz o uroku, który jego rodzaju męskiego, więc: …którego nigdy nie do­świad­czył

Na czym polega fantomowość nostalgii?

 

ale nie wielu miało na tyle od­wa­gi… → …ale niewielu miało tyle od­wa­gi

 

– Panie Pro­du­cen­cie, do­kład­nie 3 dni i 17 go­dzin.– Panie Pro­du­cen­cie, do­kład­nie trzy dni i siedemnaście go­dzin.

 

Ja­nusz po­my­ślał: kurwa z jakim je­dze­niem? Prze­cież od ty­go­dni nie było żad­nych do­staw, nie mieli nawet wy­star­cza­ją­co dużo wody by pod­le­wać wła­sne przy­do­mo­we upra­wy, zu­peł­nie nic. → A może:

Ja­nusz po­my­ślał: Kurwa z jakim je­dze­niem? Prze­cież od ty­go­dni nie było żad­nych do­staw, nie mieli nawet wy­star­cza­ją­co dużo wody by pod­le­wać wła­sne przy­do­mo­we upra­wy, zu­peł­nie nic.

Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

– Brak do­staw od 3 ty­go­dni i 2 dni… → – Brak do­staw od trzech ty­go­dni i dwóch dni

 

to ciąg ogra­ni­czeń bie­gną­cych bez mała od ponad roku… → Jak biegają ograniczenia???

Proponuję: …to ciąg ogra­ni­czeń trwających bez mała od ponad roku

 

za­py­tał Pro­du­cent wy­sy­ła­jąc krę­pu­ją­cy, nie­od­gad­nio­ny uśmiech so­cjo­pa­ty za­ło­dze. → …za­py­tał Pro­du­cent, wy­sy­ła­jąc załodze krę­pu­ją­cy, nie­od­gad­nio­ny uśmiech so­cjo­pa­ty.

 

– Ko­men­da B13: -> – Ko­men­da B trzynaście:

 

w pro­jek­cję 3D, ma­te­ria­li­zu­ją­ca się z ni­co­ści… → Literówka.

 

500 me­trów do celu.Pięćset me­trów do celu.

 

– Panie i Pa­no­wie za­pnij­cie pasy, oto praw­dzi­wa na­tu­ra pa­to­lo­gii spod muru. – krzyk­nął wy­raź­nie pod­nie­co­ny Pro­du­cent po­pra­wia­jąc oku­la­ry z czar­ny­mi szkła­mi. → Formy grzecznościowe piszemy wielką literą, kiedy zwracamy się do kogoś listownie. Zbędna kropka po wypowiedzi. Winno być:

– Panie i pa­no­wie za­pnij­cie pasy, oto praw­dzi­wa na­tu­ra pa­to­lo­gii spod muru – krzyk­nął wy­raź­nie pod­nie­co­ny Pro­du­cent, po­pra­wia­jąc oku­la­ry z czar­ny­mi szkła­mi.  

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

Przy­po­mi­nam pla­no­wa­nie to 90% na­szej pracy… → Przy­po­mi­nam, pla­no­wa­nie to dziewięćdziesiąt procent na­szej pracy

Liczebniki zapisujemy słownie, nie używamy symboli.

 

Kilka za­cie­ka­wio­nych miej­sco­wych spo­glą­da­ło zza roz­su­nię­tych firan… → Zakładam, że patrzyły nie tylko miejscowe kobiety, ale miejscowi płci wszelkiej. Skoro patrzyli zza firan, to chyba nie były one rozsunięte, więc: Kilkoro za­cie­ka­wio­nych miej­sco­wych spo­glą­da­ło zza firan

 

dziec­ko, po­dob­ne w swo­ich prze­tar­tych ubra­niach… → …dziec­ko, po­dob­ne w prze­tar­tym ubra­niu

Ubrania wiszą w szafie, leżą na półkach i w szufladach. Odzież, którą mamy na sobie to ubranie.

Zbędny zaimek.

 

– No do­brze, do­brze, jakiś hipis chyba, taki uprzej­my, mam na­dzie­ję, że macie coś w za­na­drzu. – snuł swoje ko­men­ta­rze Pro­du­cent. → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

zwięk­szy­li­śmy wy­lud­nie­nie skraj­nych par­ce­li… → Wcześniej o Parcelach pisałeś wielką literą.

 

– Prze­pra­szam, Pana, mógł­by się Pan po­dzie­lić wodą?– Prze­pra­szam pana, mógł­by się pan po­dzie­lić wodą?

 

nie ma w skryt­ce tak spo­dzie­wa­ne­go pi­so­to­le­tu… → Literówka.

 

– I tak do­star­czy­li nam naj­lep­szy ma­te­riał w hi­sto­rii, ta nar­ra­cja bę­dzie świet­na, są­sie­dzi za­tłu­kli wo­lon­ta­riu­sza wio­zą­ce­go pomoc. – wtó­ro­wał Re­ży­ser → Zbędna kropka po wypowiedzi. Brak kropki po didaskaliach.  

 

niech po­pa­pla­ją coś o go­ścin­no­ści, że to­le­ran­cja ma- → Czy to jest dokończone zdanie?

 

– Może po­grzeb nie bę­dzie ko­niecz­ny. – za­wa­hał się Ja­nusz… → Zbędna kropka po wypowiedzi.

 

– O tak, nasz czar­ny to za­wsze dzia­ła. – pod­su­mo­wał Re­ży­ser. → Jak wyżej.

 

Ogól­nie cięż­ko pod­wa­żać taką osobę… → Ogól­nie trudno pod­wa­żać taką osobę

https://sjp.pwn.pl/poradnia/haslo/Ciezko-a-trudno;19058.html

 

– No wi­dzi­cie, jak to dzia­dek mówił:– sto­imy na ra­mio­nach ol­brzy­mów, czy jakoś ina­czej. → – No wi­dzi­cie, jak to dzia­dek mówił: „Sto­imy na ra­mio­nach ol­brzy­mów”, czy jakoś ina­czej.

 

Dobra nie ważne, ja już spa­dam… → Dobra, nieważne, ja już spa­dam

 

– A mu­si­my jesz­cze na­zwać plik, zgod­nie z naj­now­szy­mi wy­tycz­ny­mi… – nie­śmia­ło za­py­tał Ja­nusz. → To nie jest pytanie, więc: – A mu­si­my jesz­cze na­zwać plik, zgod­nie z naj­now­szy­mi wy­tycz­ny­mi… – nie­śmia­ło zauważył Ja­nusz.

Witam.

Niezłe opowiadanie, szczególnie podoba mi się jego styl. Co do błędów językowych nie wypowiadam się, ale z komentarzy widać, że są. W potoku pięknych słówek trudno wywnioskować, o czym jest tekst. W mojej ocenie to futurologiczny obraz produkcji filmów na żywo, w tle pojawiają się jakieś wybory. Ciekawy jest motyw braku ludzkiej wdzięczności za okazaną pomoc, który się pojawia. Jest jeszcze zawiść do kogoś, komu się udało, kto wyrwał się z trudnych warunków i coś w życiu osiągnął.

Tytuł opowiadania Prawda1 sugeruje, że to nie ostatni tekst. Można tylko cynicznie zapytać ,, Cóż to jest prawda’’? Moja ocena to pięć.

Pozdrawiam, Feniks 103.

Zaczęło się bardzo dobrze, ale niestety po drodze się trochę rozlazło. Narracja zrobiła się zbyt chaotyczna, żeby dało się z pełną przyjemnością czytać. Niemniej przebija przez ten nieład jakiś zamysł, więc bynajmniej nie uważam czasu poświęconego na lekturę za czas stracony.

Szkoda, że nie poprawiasz błędów, bo bardzo szybko mnie zmęczyły i – przyznaję – że czytałam po łebkach. Pomysł jest, choć nie do końca rozumiem, co oni tam odstawiali. Fuck newsy? To się do przecież prościej załatwić.

Nowa Fantastyka