I
Spotkanie
Wysoki, chudy facet o siwiejących włosach, wszedł do starej piwnicy swojego domu i usiadł w fotelu. Wszyscy mówili na niego Endrju, taka ksywka, bo miał na imię Andrzej.
Zapalił papierosa i zaciągnął się dymem. Spojrzał na zegar stojący na małym stoliku, dochodziła dwudziesta druga. “Znowu się spóźniają”, pomyślał, kręcąc głową zrezygnowany.
Zdążył wypalić papierosa, a później drugiego, kumpli, z którymi miał się spotkać, ani widu, ani słychu.
Zaklął pod nosem i wyciągnął stare Xiaomi z kieszeni. Już miał wykonać połączenie, kiedy drzwi piwnicy otworzyły się i oczom Andrzeja ukazał się Maciek, zwany również młodym, ponieważ… No cóż, był najmłodszy w całym towarzystwie.
– Endrju! – krzyknął Młody entuzjastycznie i podszedł do przyjaciela chwiejnym krokiem, w dłoni trzymając pół litra wódki
– W końcu jesteś… – odezwał się Andrzej głosem nie wyrażającym żadnych emocji.
Spojrzał tylko na butelkę i pokręcił głową.
– Gdzie reszta? – zapytał, a młody rozsiadł się w fotelu jak książę.
– Zaraz… – czknął – …będą – powiedział i pociągnął kolejny łyk krajowej.
Nie trzeba było długo czekać, kiedy za młodym pojawił się Zenon, zwany Martyniukiem – bo lubił muzykę, oraz Kamil… Po prostu.
Panowie również wyglądali na mocno podpitych. Entuzjastycznie przywitali się z szefem i rozsiedli na swoich miejscach.
– Słuchajcie, po co ja was tu zebrałem – odezwał się Endrju stojąc na środku pokoju obok drewnianej tablicy.
– Słuchamy, króru złoty – powiedział pijany Młody i wszyscy, z jakiegoś powodu, zaczęli rechotać pijackim śmiechem.
– Chłopaki – kontynuował Endrju. – Ja wiem, że ostatnia akcja wyszła nam rewelacyjnie…
Podniosły się gromkie okrzyki i wszyscy zaczęli przybijać sobie piątki. Endrju niewzruszony mówił dalej.
– … ale nie powinniśmy osiadać na laurach. Teraz dopiero czeka nas poważne zadanie.
Wszyscy zamilkli i spojrzeli na kolegę, czekając na ciąg dalszy.
Dwa dni temu chłopaki zorganizowali brawurą akcję rabunkową, napadając na osiedlowy sklep monopolowy, skąd ukradli szesnaście butelek różnych alkoholi, od piwa, aż po whisky. Udało im się również ukraść z kasy sto złotych, bo akurat był dzień rozliczeniowy i wszystkie pieniądze zabrał konwój.
– Spójrzcie na tablicę – nakazał Andrzej, biorąc urwaną listewkę. – Jesteśmy tutaj. – Wskazał mały kwadrat narysowany kredą. – A nasz cel, znajduje się… Tutaj. – Listewka wylądowała na dużym prostokącie, niedaleko kwadratu.
– A szo tam jest, szefie? – zapytał bełkotliwie Kamil.
– Chłopaki, włączyć jakąś muzę? Bo tak nudno trochę – odezwał się Martyniuk, jednak nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Za ukradzione z monopolowego pieniądze kupił sobie darmowy okres próbny na Spotify i teraz szpanował przed kumplami.
– To, panowie – mówił dalej Endrju – jest Magazyn dziewięć dziewięć dziewięć.
Nikt nie wiedział o co chodzi, jednak wpatrywali się w tablicę, jakby była to najpiękniejsza rzecz na świecie.
– W tym magazynie – Wskazał na duży prostokąt – przechowywano kiedyś przeróżne sprzęty elektroniczne. Teraz to miejsce jest opuszczone, ale myślę, że jakieś sprzęty na pewno się zachowały. A jeśli nie, cóż, może znajdziemy trochę złomu, czy puszek, to się później sprzeda. – Uśmiechnął się.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami, jakby trenowali to od miesięcy.
– Plan wygląda następująco – mówił Endrju. – Wstajemy jutro o szóstej rano, zabieramy mój van, a następnie udajemy się do magazynu. – Postukał w prostokąt listewką. – Stamtąd zabieramy tyle sprzętu, ile zmieści się do samochodu i uciekamy przez nikogo niezauważeni. Całość operacji powinna nam zająć jakieś dwie godziny, z uwagi na to, że magazyn jest bardzo duży i można się w nim zgubić. Jakieś pytania?
Nikt się nie odezwał. W milczeniu przetwarzali to, co przed chwilą usłyszeli od szefa.
– Plan jest doskonały – odezwał się Kamil.
Endrju patrzył na nich z uśmiechem na ustach. Jutro ich życie może całkiem się zmienić.
II
Napad
Słońce cudownie grzało, gdy o szóstej rano grupa rabusiów pakowała się do vana. Niektórych lekko bolała głowa po wcześniejszej popijawie, jednak nie zwracali na to uwagi. Liczył się tylko magazyn i skarby, które mogli w nim znaleźć.
Za kierownicą vana usiadł Andrzej, który jako jedyny znał drogę do miejsca docelowego. I jako jedyny był w stanie prowadzić pojazdy mechaniczne.
Jechali w ciszy, jednak w pewnym momencie droga zaczynała się dłużyć, więc Andrzej postanowił urozmaicić ją muzyką. Wyciągnął ze schowka swoją ulubioną płytę i już po chwili w aucie rozbrzmiała muzyka Sanah, na którą Zenon miał szczególne uczulenie.
– A co to za dziadostwo leci? – skomentował.
Andrzej nawet nie zwrócił uwagi na kolegę i radośnie podśpiewywał “Kolońska i szlugi”, udając, że sam zaciąga się papierosem.
– Człowieku, włącz Ghost, to zobaczysz, co to prawdziwa muza. – Nie ustępował Zenon.
Andrzej spojrzał na niego złowrogo, jakby chłopak co najmniej obraził jego matkę.
– O nie, w tym samochodzie nie będzie żadnego satanistycznego gówna – powiedział głosem tak ponurym, że Zenon odruchowo próbował się cofnąć.
– Przecież to nie sataniści, tylko norm…
– Możesz się uspokoić?! – krzyknął Andrzej. – Posłuchaj sobie, jaki piękny refren. – Lekko podgłośnił muzykę, co jeszcze bardziej zirytowało Zenona.
– Włącz sobie Griftwood, wtedy zobaczysz, co to dobry refren.
Andrzej już nie skomentował jego słów, rozkoszując się dźwiękami płynącymi z głośników.
Obrażony Zenon wyciągnął z kieszeni słuchawki bezprzewodowe i również zanurzył się w swojej ulubionej muzyce.
*
– Pobudka! Halo! Wstawaj!
Zenon poczuł, jak ktoś trzęsie jego ciałem i z trudem otworzył oczy. Zobaczył, jak Kamil szykuje się do uderzenia go w twarz i rozbudził się jeszcze bardziej.
– O, w końcu się obudziła nasza śpiąca królewna – skomentował drwiąco Kamil, drapiąc się po łysej głowie.
– Dojechaliśmy? – zapytał Zenon, przecierając zaspane oczy.
– Jasne! Chłopaki zbierają się przed wejściem. Chodź, bo zaraz zaczynamy!
Zenon wysiadł z samochodu o mało się nie przewracając.
Poszedł za Kamilem do kolegów, którzy bezskutecznie próbowali otworzyć metalowe drzwi łomem.
– Nie puści – powiedział Andrzej rzucając łom na ziemię. – Nie otworzy się za cholerę! – wołał wściekły, aż piana pociekła mu z ust.
– Szefie… – odezwał się spokojnie Młody. – Nie można się poddawać, w końcu dopiero przyjechaliśmy. Może znajdziemy gdzieś indziej wejście?
Andrzej spojrzał na chłopaka, jakby był z niego niesamowicie dumny. Objął go ramieniem i pięścią potargał fryzurę.
– Chłopak ma rację! – powiedział, i w jego głosie dało się usłyszeć entuzjastyczne tony. – Musimy się rozdzielić, nie ma innej opcji. Ja i Młody pójdziemy na prawo, Martyniuk i Kamil na lewo. W razie czego mamy najnowsze smartfony to jakoś się zdzwonimy.
– A jak nie będzie zasięgu? – Kamil wydawał się niezwykle przestraszony.
Andrzej zastanawiał się przez chwilę, jednak w końcu machnął ręką i ruszył w swoją stronę.
Wszyscy potraktowali zadanie niezwykle poważnie, zaglądali w każdą szczelinę w poszukiwaniu czegoś, co mogliby wykorzystać, by dostać się do środka.
– Szefie, to chyba na nic. – Młody usiadł na ziemi i zakrył twarz dłońmi. – Nie wejdziemy.
– Posłuchaj… – zaczął Endrju, ale zadzwonił jego telefon, który oczywiście zawiesił się, gdy Andrzej próbował go odebrać.
– Halo? – zapytał, kiedy smartfon się odblokował.
– Szefie! Mamy to!! – krzyczał Kamil. – Martyniuk znalazł okno zabite dechami! Przydałby się nam tutaj twój łom!
– Jasne, zaraz tam będziemy. – Rozłączył się. – Chodź, Młody! Mamy łup do zgarnięcia!
III
W środku
Po jakichś pięciu minutach machania łomem, w końcu wszystkie deski spadły, odblokowując przejście. Endrju wszedł na końcu, w myśl zasady “Najpierw bydło, później kowboj”. Wewnątrz magazynu panowała nieprzenikniona ciemność, oraz unosił się kurz, przez który Endrju zaczął kaszleć. Poza tym… Nie było tutaj nic innego.
Młody wyciągnął telefon i włączył latarkę rozświetlając mrok. Mimo unoszącego się kurzu, dało się dostrzec drzwi prowadzące do kolejnego pomieszczenia.
– Idziemy? – zapytał Młody i spojrzał na szefa.
– Idziemy! – I cała grupa ruszyła naprzód.
Gdy przeszli przez metalowe drzwi, zrobiło się jeszcze ciemniej, gdyż pomieszczenie całkowicie pozbawione było okien.
– Nie ma prądu – powiedział Martyniuk, bawiąc się włącznikiem światła.
– Nie dziwne, nikogo tu nie było od wielu lat – odpowiedział Endrju. – Na szczęście Młody ma latarkę. Mam nadzieję, chłopie, że bateria zaraz ci nie padnie!
– Co ty, szefie, to iPhone! A nie jakieś Xiaomi gówniane.
– Ej, wyrażaj się!
– Chłopaki, może przestańmy się kłócić. – Całą grupę próbował uspokoić Kamil. – Najlepiej będzie, jak zaczniemy rozglądać się za jakimiś skarbami. Na razie nie za wiele tu jest.
– Spokojnie, na pewno coś znajdziemy – pocieszał go Endrju. – Magazyn jest bardzo duży, a my nie przeszliśmy nawet pięciu metrów. Ruszajmy dalej!
Nikt nie podważył słów szefa, wszyscy po prostu poszli za nim.
Kolejne pomieszczenia dostarczały całej grupie jedynie większych zawodów. W żadnym nie było nic, oprócz kurzu i zdechłych szczurów, które uwalniały nieprzyjemny i obrzydliwy zapach i Młodemu chciało się wymiotować.
– Obyśmy się tylko tu nie zgubili. – Głos Kamila drżał z rosnącego niepokoju. Chłopak nie pamiętał już nawet, w którą stronę się udać, by wrócić do punktu wyjścia.
– Nie martw się, chłopie – odezwał się Andrzej – panuję nad wszystkim.
To wyraźnie wystarczyło Kamilowi, bo mały uśmiech pojawił się na jego twarzy.
Nagle usłyszeli dźwięk, jakby ktoś obracał zardzewiałe kółka. Wszyscy od razu odwrócili się w jego stronę.
– Dochodzi stamtąd. – Wskazał młody.
– Jest tutaj ktoś jeszcze? – zaniepokoił się Kamil, głośno przełykając ślinę,
– Nie wiem – odpowiedział Endrju. – Nie dowiemy się, jak nie sprawdzimy.
*
– To tutaj – powiedział Młody, pokazując zardzewiałe drzwi.
– Pójdę przodem – odpowiedział Andrzej i wszedł do środka.
Znalazł się w niewielkim pomieszczeniu. Ściany były całkiem popękane i jak w całym budynku, unosił się kurz. Na środku stały nosze, używane w szpitalach, które co jakiś czas delikatnie się przesuwały.
Kamil o mało co nie krzyknął z przerażenia, a Młody powoli podszedł do przedmiotu, oświetlając sobie drogę telefonem.
– Panowie, co to są za ślady? – odezwał się drżącym głosem, wskazując czerwone plamy na noszach. – Czy to…?
– Wygląda, jak krew… – dokończył Endrju.
Kamil spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami. Broda drżała mu, jakby bardzo szybko przeżuwał jedzenie.
– Ale… Jak to? Skąd tu krew? –zapytał cicho.
– Nie wiem, bo niby skąd? – Andrzej wzruszył ramionami. – Nikogo nie ma, więc bądź mężczyzną i przestań się mazgaić! – zrugał go Endrju. – Chodźmy dalej – kontynuował – jeszcze nic tutaj nie znaleźliśmy.
Reszta grupy zgodziła się z szefem, który ruszył przodem mimo braku latarki.
– Nie podoba mi się to miejsce… – odezwał się cicho Kamil do Młodego. – Miały być skarby, a tymczasem trafiliśmy na jakąś mroczną historię.
– Uspokój się – odpowiedział łagodnie Młody. – Jak szef mówi, że jest gitara, to ja jak najbardziej mu wierzę. – Położył koledze dłoń na ramieniu, a następnie odszedł kawałek dalej.
Kamil jednak nie mógł się uspokoić. Z każdym krokiem jego niepokój wzrastał. Sam nie wiedział, czy jest to wynik zakrwawionych noszy, czy panującej ciemności. Kurz, który cały czas wdychał, również nie pomagał mu zachować zdrowych zmysłów.
Idąc za kolegami usłyszał dźwięk pękającego pod nogami szkła. Gdy spojrzał w dół zdawało mu się, że na podłodze coś leży, jednak nie mógł niczego dostrzec. Zawołał Młodego, który natychmiast pojawił się przy nim z telefonem i przyświecił we wskazane przez Kamila miejsce.
– Jakieś zdjęcie – powiedział Młody obojętnie podnosząc przedmiot.
Gdy zaświecił latarką w fotografię, krzyknął z przerażenia, co od razu zaalarmowało całą grupę.
– Co się dzieje? – zapytał poirytowany Endrju. Nie podobało mu się, że wciąż nic nie znaleźli.
Podszedł do Młodego i wziął od niego fotografię. To, co na niej zobaczył, wzbudziło w nim niemałe wzburzenie.
– Co to ma być? Gdzie to znaleźliście? – zapytał patrząc na Kamila i Młodego.
– Leżało na podłodze… Pod szkłem… – odparł Kamil. Wydawało się, że jest bliski płaczu.
– To… było pewnie dawno temu, idziemy dalej! – rozkazał Endrju.
– Ja… Ja chcę wracać – powiedział Kamil, który już nie powstrzymał łez.
– W porządku, w takim razie wracaj. Ale później nie przychodź do mnie po kasę – odpowiedział mężczyzna i rzucił zdjęcie z powrotem na podłogę.
Młody przyświecił w nie ostatni raz. Nie mógł zrozumieć, dlaczego znaleziona przez Kamila fotografia jest czarno-biała i dlaczego przedstawia człowieka w lekarskim kitlu trzymającego piłę, a obok niego na noszach leżą dwie martwe, zakrwawione dziewczynki, wciąż trzymające się za ręce.
IV
KOSZMAR
Nastroje w drużynie mocno podupadły. Nikt już się nie śmiał, ani nie żartował. Każdy w zasadzie zaczął się zastanawiać, w jakim są miejscu i kiedy się z niego wydostaną.
– Szefie – odezwał się w końcu Zenon. – Gdzie my w ogóle jesteśmy? – głos mu drżał.
– Jak to gdzie? W magazynie! – odpowiedział praktycznie krzycząc. – I skupcie się, mamy tu zadanie do wykonania. Minęło już tyle czasu, a dalej nic nie znaleźliśmy! Nie chcę stąd wyjść z pustymi rękami! – Ostatnie zdanie wykrzyczał koledze w twarz.
– W… W porządku, szefie. Jasna sprawa… – powiedział chłopak spuszczając głowę, jakby buty Endrju były najciekawszym widokiem na świecie.
– Świetnie! Rozglądać się! I nie stójcie tak, jak widły w gnoju, ruszać się! Żwawo! – wrzeszczał Endrju, a wszyscy w grupie patrzyli na siebie.
Przeszli do kolejnego pomieszczenia, które wyglądało, jak sala operacyjna. Na ziemi wciąż stały metalowe stoły, ubrudzone czymś czerwonym, najpewniej krwią.
– I co? Znaleźliśmy już, co trzeba? – odezwał się nagle Młody. – Mamy wziąć te stoły na barana i zanieść do vana? – Był wyraźnie zdenerwowany.
Endrju podszedł do niego i położył mu dłoń na ramieniu.
– Nie panikuj tak, chłopie – odezwał się spokojnie. – Jak trzeba będzie to i stoły się weźmie – zaśmiał się.
– Wiesz co? – Młody nie wyglądał na zadowolonego – Nie tak to miało być. Miały być skarby, a tymczasem łazimy już z godzinę po jakimś dziwnym i pustym miejscu. Ja… Odpadam, wracam do domu.
Po tych słowach odwrócił się od reszty i poszedł z powrotem, oświetlając sobie drogę latarką w telefonie.
– Jeszcze ktoś chce odejść? – Endrju spojrzał na pozostałych. Nikt nic nie powiedział. – I świetnie. Panowie, myślę, że wysiłek nam się opłaci! – Próbował pocieszać pozostałych, widząc ich zmartwione miny.
Wyciągnął telefon z kieszeni i próbował włączyć latarkę, jednak na Xiaomi nie było to takie proste zadanie. Kiedy w końcu mu się to udało, wyszedł na prowadzenie.
– Za mną! – krzyknął, ruszając naprzód.
W kolejnym pomieszczeniu zrobiło się dziwnie chłodno, aż cała grupa poczuła dreszcz. Endrju jakby niewzruszony szedł dalej.
Z każdym krokiem robiło się coraz chłodniej. W pewnym momencie Martyniuk i Kamil trzęśli się z zimna.
Światło z telefonu szefa zaczęło migotać. Gdy na chwilę gasło, robiło się ciemno, jak w grobie. Kamilowi w ogóle się to nie podobało. Podczas krótkiego przebłysku mężczyzna mógłby przysiąc, że widzi dwie dziewczynki trzymające się za ręce, które znajdowały się coraz bliżej z każdym kolejnym błyskiem. Błysk – bliżej, błysk – bliżej, aż w końcu prawie się ze sobą stykali.
Światło całkiem zgasło, a Kamil krzyknął przerażony. Miał wrażenie, że dwie postacie znajdują się zaraz obok niego.
– Czemu się drzesz, jak baba?! – wrzasnął Endrju. – Światło zgasło, pewnie znowu się pieprzy ten gówniany telefon!
– Ja… – mówił drżącym głosem Kamil. – Kogoś widziałem, te dziewczynki ze zdjęcia!
– Bzdury – skomentował Endrju drwiąco. – Wyobraźnia płata ci figle, nikogo tu nie ma.
– Nie chcę już dłużej tu być… Ja chcę do domu.
Endrju wzruszył ramionami, jednak wśród ciemności Kamil nie mógł tego zobaczyć.
– W takim razie wracaj.
I Kamil zawrócił
V
KONIEC
Po jakichś pięciu minutach stała się światłość. Zadowolony Endrju odetchnął z ulgą, że telefon jeszcze go nie opuścił, jak dwie osoby, których miał za przyjaciół. Został jeszcze tylko Zenon Martyniuk. Andrzej nie wiedział o tym, ale chłopak również postanowił opuścić to przedziwne miejsce, jak tylko nadarzy się idealna okazja.
Weszli do kolejnego pomieszczenia, które wyglądało na w ogóle nietknięte. Niebieskie ściany, niebieska wykładzina na podłodze, szafka z masą zabawek i dwa małe łóżka ustawione obok siebie. Endrju zgasił latarkę, nie była tutaj potrzebna.
– Chyba jesteśmy na miejscu – powiedział, uśmiechając się szeroko.
*
Kamil tymczasem starał się iść dokładnie tą samą drogą, którą tu przyszli. Jego telefon miał mało baterii, więc oszczędzał latarkę, jak tylko mógł. Bał się, że gdy tylko zaświeci flasha zobaczy dwie dziewczynki idące w jego stronę. Cały trząsł się ze strachu. Nagle usłyszał przed sobą dźwięk, jakby ktoś szurał po podłodze. Kamil wydał z siebie cichy pisk i drżącymi rękami wyciągnął telefon z kieszeni. Już miał włączyć latarkę, jednak zanim to zrobił, zamknął oczy prosząc w myślach siły wyższe, żeby tylko nie zobaczył dziewczynek.
Pomieszczenie rozbłysło jasnym światłem, a Kamil powoli otwierał oczy. Gdy zobaczył, że nikogo nie ma, poczuł taką ulgę, że miał ochotę skakać i tańczyć ze szczęścia. Uśmiechnął się, na krótką chwilę, bo znów usłyszał szuranie o podłogę. Jego oddech przyspieszył, ale szedł dalej. Miał wrażenie, że już niedaleko, że za chwilę wróci na bezpieczną powierzchnię.
Gdy zobaczył, co było źródłem dźwięku prawie się rozpłakał. Młody siedział oparty o ścianę, próbując wstać. Był cały we krwi. Gdy Kamil podszedł bliżej, zobaczył, że kolega nie ma oczu.
– Kto tu jest? – zapytał Młody bełkotliwie.
Kamil próbował odpowiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle.
– Kto… Kto ci to zrobił? – wydukał w końcu z niemałą chrypką.
– Kamil? – Młody jakby się uśmiechnął. – Uciekaj stąd, nie patrz na nie. Wiej zanim będzie późno! – wrzasnął Młody ostatkiem sił.
Zaczął kaszleć, jakby miał gruźlicę, a po chwili nie wydawał już żadnego odgłosu.
Kamil chciał coś zrobić, jednak był zbyt przerażony, żeby zareagować inaczej, niż ucieczką.
Biegł, ile miał sił w nogach, a z oczu lały mu się łzy. W myślach powtarzał sobie, że już niedaleko.
*
Endrju rozglądał się po całym pokoju. Otwierał szuflady, zaglądał pod łóżka. Zenon obserwował go z rosnącym niepokojem. Bał się odezwać, Endrju zachowywał się, jakby był w transie.
Nagle Martyniuk poczuł, że w pokoju robi się coraz chłodniej. Andrzej zdawał się niczego nie czuć. Dalej przeszukiwał pokój.
– Gdzieś musi tu być… – odezwał się w końcu cicho, nie przerywając poszukiwań?
– Ale co? – zapytał Zenon płaczliwym tonem. – Czego ty w ogóle szukasz?
Andrzej podszedł do przyjaciela i złapał go za ramiona.
– Będziemy bogaci, tylko musisz mi pomóc. Tamci odeszli, ich strata, będą żałować, patrzeć na nas z zazdrością, gdy będziemy pławić się w luksusie.
– Dobra… – Zenon głęboko zaczerpnął chłodnego powietrza, starając się
uspokoić. – Powiedz, czego mam szukać.
– Taśmy – odparł obojętnie Andrzej. – Zwykłej kasety wideo, na której znajduje
się cenne nagranie. Widzisz… Tak naprawdę to nie żaden magazyn, to
ośrodek badawczy. Eksperymentowali na dwóch siostrach. Ponoć każdy, kto spojrzał im w oczy widział swój największy lęk.
Wrócił do poszukiwań kontynuując opowieść.
– Spotkałem takiego lekarza. Gdy powiedział, że nie może wejść, bo -
zaśmiał się – niby tutaj straszy, uznałem go za świra. Dawał naprawdę sporo kasy za tę taśmę. Chciałem wam wszystko powiedzieć od razu, ale wiesz, że Kamil boi się duchów, za nic nie chciałby przyjść, rozumiesz? – Spojrzał na przyjaciela.
– Znajdźmy tę kasetę i wynośmy się stąd.
*
Kamil ledwo co łapał oddech, ale mimo wszystko nie przestawał biec. Miał wrażenie,
że kręci się w kółko, co doprowadzało go do jeszcze większej rozpaczy.
Oświetlał sobie drogę telefonem, który nagle zawibrował informując o coraz słabszej
baterii.
– Nie, tylko nie to – załkał.
Telefon całkiem się wyłączył i Kamil został w nieprzeniknionej ciemności.
Poczuł jak robi mu się coraz chłodniej i upadł na kolana.
– Proszę… – płakał. – Nie róbcie mi krzywdy.
Poczuł na ramionach czyjś dotyk i zamknął oczy mając nadzieję, że wszystko jest
jedynie snem z którego zaraz się obudzi.
– Ja nie chcę umierać… – powiedział cicho, a z jego oczu lały się łzy… – Nie
chcę umierać…
To były jego ostatnie słowa.
*
Endrju i Martyniuk szukali taśmy. W pokoju panował już prawdziwy chłód, jak w
kostnicy, jednak mężczyźni nie poddawali się.
Zenon spojrzał na obraz przedstawiający dwie dziewczynki bawiące się na trawie i
zdjął go ze ściany.
Jego oczom ukazała się mała skrytka, którą natychmiast otworzył.
– Andrzej! – krzyknął. – Mam to! Znalazłem!
Andrzej, jak rażony prądem, zerwał się na równe nogi i podbiegł do przyjaciela.
W skrytce znajdowała się kaseta VHS. Oczy Endrju aż zabłysły na ten widok. Od
razu chwycił kasetę i spojrzał na Zenona.
– Wynosimy się stąd! – krzyknął.
Gdy tylko zrobił pierwszy krok, pokój zaczął się zmieniać, jakby ktoś zabrał z niego
wszystkie kolory. Ściany stawały się obdarte, zniknęła niebieska wykładzina i przyjemny klimat.
Światło stawało się coraz bledsze, aż w końcu zniknęło całkowicie pogrążając pokój
w ciemności.
– Spadamy stąd! – krzyknął Endrju, jednak nie mógł ruszać nogami.
Spojrzał w dół, chcąc dostrzec, co trzyma je przy ziemi, jednak nie był w stanie
niczego zobaczyć.
Gdy z powrotem uniósł głowę, zobaczył coś, co go przeraziło.
Nie widział już ciemności, tylko parę niebieskich oczu wpatrujących się w niego.
Nagle wszystko zniknęło i Endrju znalazł się na stole operacyjnym. Dookoła niego
byli lekarze w maskach, trzymający w ręku noże i narzędzia chirurgiczne.
– A teraz, drogi Andrzeju, zajmiemy się operacją.
Endrju próbował się wyrywać, jednak bezskutecznie. Na stole trzymały go skórzane pasy z których nie było możliwości wyswobodzenia się.
Lekarze podchodzili i cięli jego ciało do kości.
*
Zenon nawet nie odwrócił się, słysząc przerażające krzyki przyjaciela. Biegł w ciemności, nie zważając na nic. Gdy zobaczył okno, przez które weszli do środka,
jego serce mocniej zabiło ze szczęścia.
Biegł szczęśliwy, ile sił w nogach, oto nadszedł ratunek! Widział jasne światło dnia i prawie czuł ciepłe promienie słońca.
Był tak szczęśliwy i zafascynowany tym widokiem, że zapomniał już o niebieskich oczach, w które przed chwilą się wpatrywał…