- Opowiadanie: fanthomas - Fotopsje

Fotopsje

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Fotopsje

„Najlepsze rzeczy to te, które się zdarzają w nocy i znikają o poranku”

MALARZ ŚWIATA UŁUDY

 

W piątki wieczorem spotykałem się ze znajomymi, siadaliśmy przy stoliku w ogrodzie i graliśmy w pokera albo domino. Niestety pewien incydent zakłócił nasze posiadówki i zmusił do trwającej długi czas przerwy. Zdarzyło się to w wyjątkowo ciepły wieczór, kiedy zdawało nam się, że słońce nigdy nie zajdzie, a my zawsze pozostaniemy młodzi. 

Siedzieliśmy wtedy wyjątkowo w trójkę. Ja, Klara i Filon. Klemens, który przeważnie nam towarzyszył nie dał rady przybyć, bo podobno się rozchorował. Zjawił się jednak ktoś inny. Zaczynało zmierzchać i prawie mieliśmy rozejść się do domów, gdy nagle pędem do ogrodu wbiegł mężczyzna. Miał na sobie jedynie jutowy worek. Wyglądał na przerażonego. Ciężko dyszał i nie mogliśmy zrozumieć, o co mu chodzi. Pokazywał palcem w ciemność. 

– Tam… coś… jest.

– Ale zaraz… Spokojnie. Skąd się pan tu wziął?

– Przepraszam, ja… – Odetchnął parę razy i kiedy już odzyskał zdolność normalnego mówienia, kontynuował: – Wybrałem się na spacer i nagle dopadł mnie ogromny strach. Wydawało mi się, że ktoś mnie ściga. Rzuciłem się na oślep przed siebie i biegłem, nie wiedząc dokąd. Jakimś sposobem znalazłem się tutaj. To była panika. Nie panowałem nad tym.

– Chyba już po wszystkim. 

Mężczyzna rozejrzał się dookoła i kiedy stwierdził, że faktycznie nikt go nie goni, odetchnął i usiadł przy stoliku. Akurat zostawiliśmy dodatkowe krzesło na wypadek, gdyby Klemens się zjawił. 

– Mogę na chwilę przycupnąć?

– Już pan to zrobił, ale proszę się nie krępować. 

– Czemu chodzi pan w worku? – zaciekawiła się Klara.

– Jestem eremitą.

– To jakieś zboczenie seksualne?

– Nie, po prostu prowadzę pustelniczy tryb życia.

– Myślałam, że to coś jak sodomita, tylko gorsze. Mój mąż na przykład jest sadystą.

– Kochanie, znów ci się pomyliły słowa – rzekł zdenerwowany Filon. – Jestem statystą. Grałem parę razy w filmach.

– Ty tam tylko stałeś i podpierałeś ściany. Poza tym dobrze wiem, co chciałam powiedzieć. Lubisz bić mnie po twarzy w trakcie stosunku.

– Proszę cię, nie przy ludziach. To nasze prywatne sprawy.

– Ależ mnie to nie przeszkadza. Niech pan pustelnik nie robi takiej miny. Większość kobiet pewnie by narzekała, ale ja jestem masochistką. Lubię, gdy się mnie poniża. Idealnie się dobraliśmy, choć z mojego męża średni przystojniak, nie to, co ten cały Grey. Taki to by mnie mógł brać nawet z pejczem w ręce.

– Dorian Grey? – spytał eremita.

– Nie, chodzi mi o nowszą powieść. Czytałam angielską wersję lata temu. Po polsku nosi chyba tytuł „Pięćdziesiąt odcieni szarości”. 

– Zwykły chłam – rzucił Filon.

– Odezwał się ten, co czytał „Sto dwadzieścia dni sodomy” z bananem na twarzy.

– Kochanie, znów mieszasz. Pomyliło ci się ze „Sto lat samotności” markiza de Sade.

– To nie był żaden markiz, tylko Marquez.

– Możliwe, nie wnikajmy, bo i tak dobrze wiem, że nie znasz się na literaturze.

– Oj, bo się obrażę.

– Przecież ty lubisz jak mówię do ciebie brzydko.

– I tu mnie masz.

– Musisz przyznać, że zwykła z ciebie szmata.

– O tak! 

– Dziwka! Ladacznica! Wywłoka!

– Jesteś cudowny.

Eremita nie wytrzymał i przerwał tę romantyczną wymianę zdań.

– Przepraszam bardzo, ale czy moglibyście przestać rozmawiać na tak okropne tematy?

– To jakiś problem? Wpadł pan tak bez uprzedzenia, a teraz zabrania nam mówić. 

– Chętnie bym stąd poszedł, ale… 

– Rozumiem, że cierpi pan na niedosyt seksu i dlatego się czepia.

– Nie o to chodzi. Na to akurat nie narzekam.

– Fujarka do dziupli i jedziemy, co? Taki miłośnik drzew z pana, prawda?

– Oszalał pan? Robię to z kobietami. 

– Ciekawe skąd w lesie pan je znajdzie? Może jakieś sarenki? Albo rusałki?

– Grzybiarki.

– A to ciekawe. Ile pan im płaci?

– Dają mi za darmo.

– Za darmo to nawet żona nie daje. Wybacz, kochanie. 

– A za bicie po twarzy doliczam podwójną stawkę. 

– Dokładnie.

– Mój mąż jest specjalistą od grzybów. Mykologiem. Studiował na renomowanej uczelni, ale i tak nie pracuje w zawodzie.

– A to ciekawe – zainteresował się eremita. – Niedawno coś mi wyskoczyło na stopach. Mógłby pan zerknąć?

– W życiu! Tym to się zajmuje dermatolog. Ja lubię tylko leśne grzyby, zwłaszcza takie w zupie. Może zmieńmy temat. Zastanawia mnie, co pan tam robi w tej pustelni przez cały dzień. Oczywiście poza pieprzeniem purchawek.

– Modlę się i medytuję. 

– Z tego można wyżyć?

– Ludzie przesyceni konsumpcjonizmem nigdy nie zrozumieją pewnych rzeczy. Dostaję kromkę chleba i szklankę wody dziennie. I tyle musi mi wystarczyć.

– Czyli zmyślił pan tę historię z potworem, żeby przyjść tutaj i się najeść?

– Wypraszam sobie. To nawet nie był żaden potwór, tylko Murzyn.

– Słucham? 

– Od dawna nękają mnie sny, w których ściga mnie Murzyn z ogromnym przyrodzeniem, aż w końcu łapie i gwałci.

– To faktycznie koszmarne – westchnęła Klara. – A czy ten czarnoskóry dżentelmen wciąż tam jest?

– Kochanie, mam nadzieję, że wizja ogromnego przyrodzenia nie zrobiła na tobie wrażenia?

– Na co dzień obcuję z przeciętnymi rozmiarami, więc nie mam porównania.

– Skąd pan ma pewność, że to Murzyn, skoro jest tak ciemno?

– W sumie… Może nic tam nie ma i tylko moja wyobraźnia się ze mną bawi.

– Dla pewności pójdę sprawdzić – stwierdziła Klara i wstała od stolika. Filon próbował ją zatrzymać, ale mu się wyrwała.

– Kochanie, a jak to faktycznie jakiś potwór? – zapytał z troską w głosie.

– Daj spokój, przecież się drażniłam i nie zamierzam do niego podchodzić. Popatrzę z daleka. 

Przeszła kilka kroków, po czym zatrzymała się i wróciła do nas pędem. 

– Tam faktycznie ktoś stoi. Obserwuje nas.

Wszyscy wysilaliśmy wzrok, żeby przebić ciemności zalegające na tyłach ogrodu, ale niczego nie dostrzegliśmy. Klara jednak coś zauważyła, bo dygotała ze strachu, choć próbowała to skrzętnie ukrywać.

– Nic tam nie ma – stwierdziłem, by dodać wszystkim animuszu, ale to był błąd.

– Może jednak byś poszedł i sprawdził? – zasugerował Filon. – To w końcu twój ogród.

Szukałem w głowie jakiegoś usprawiedliwienia, żebym nie musiał wstawać z krzesła, ale nic nie znalazłem, więc pomimo sporej niechęci, ustąpiłem i udałem się na przechadzkę. Światło bijące z lampy zawieszonej nad drzwiami nie miało szans dotrzeć na tyły ogrodu. Zalegały tam kompletne ciemności, a im bardziej oddalałem się od stolika, tym mocniejszy niepokój odczuwałem. W końcu zacząłem drżeć, a nogi się pode mną uginały. Zatrzymałem się i nie potrafiłem zrobić kolejnego kroku w przód. Sparaliżował mnie nagły strach. Wydawało mi się, że faktycznie ktoś stoi pomiędzy żywopłotem a krzakiem rododendrona i mi się przygląda. Byłem stanowczo zbyt blisko tego nieznanego osobnika i czułem, że jeszcze chwila i ruszy w moją stronę, a ja nie zdążę czmychnąć.

– Nikogo tu… nie ma, prawda? – rzuciłem w ciemność. Od strony stolika doleciały mnie szmery. Chyba pytali z kim rozmawiam.

Wydawało mi się, że wtedy skryty w ciemności osobnik nieznacznie się poruszył, ale nie przyglądałem się mu dłużej, tylko szybkim krokiem wróciłem do towarzyszy. Udawałem, że wszystko w porządku, ale minę miałem nietęgą.

– I co? – zapytali.

– Nic. To znaczy… Cholera, jeśli chcecie, możecie przenocować u mnie. Tam faktycznie ktoś jest.

– Ale czemu on tu stoi i się gapi?

– Zwyczajny podglądacz. Zboczeniec. Nie to, co my, prawda, kochanie?

– Tak naprawdę to faktycznie pieprzę drzewa – przyznał się eremita.

– Czemu pan o tym nam mówi? Przecież nikogo to nie obchodzi.

– Myślałem, że to czas na zwierzenia. A co jeśli ten psychol przyjdzie tu i nas zaciuka? Chciałem komuś to wyznać.

– Obrzydliwe.

Eremita zrobił skruszoną minę i już więcej się nie odzywał. Wyglądał jeszcze bardziej smętnie niż wcześniej. Stwierdziliśmy, że najwyższy czas skryć się wewnątrz domu. Nie wiem, czy faktycznie ktoś stał w ciemności i obserwował, czy to tylko nasza wyobraźnia nas oszukała, jednak zaprzestaliśmy spotkań wieczorami. Tylko nasz kumpel Klemens nie mógł zrozumieć, co wpłynęło na tak nagłą zmianę naszych zachowań. Przecież jego tam z nami nie było, prawda? 

 

 

Koniec

Komentarze

Marquez de Sade mnie ubawił;)

Zresztą cała opowieść żywa i zabawna, choć nieco plugawa.

 

Przypomniałeś mi dowcip o blondynce, która zaprosiła koleżanki na kawę i wyznała z dumą:

 

– Mój mąż jest zoofilem!

A z drugiego pokoju słychać westchnienie:

– Filatelistą kochanie!

 

Ogólnie opowieści o spotkaniach starych znajomych zwykle są intrygujące.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej :D A się ubawiłem, całkiem zabawna historia, dialogi rozbrajające :). I pomimo sielanki, opowiadanie lekko niepokojące :) Pozdrawiam :)

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzień dybry,

 

– Jestem eremitą.

– To jakieś zboczenie seksualne?

– Nie, po prostu prowadzę pustelniczy tryb życia.

– Myślałam, że to coś jak sodomita, tylko gorsze. Mój mąż na przykład jest sadystą.

Leżę ;p

 

– Przecież ty lubisz jak mówię do ciebie brzydko.

– I tu mnie masz.

– Musisz przyznać, że zwykła z ciebie szmata.

– O tak! 

– Dziwka! Ladacznica! Wywłoka!

– Jesteś cudowny.

Leżę po raz drugi xd

 

Zastanawia mnie, co pan tam robi w tej pustelni przez cały dzień. Oczywiście poza pieprzeniem purchawek.

Nie no, już nawet nie wstaję, bo po co ;p

 

– Tak naprawdę to faktycznie pieprzę drzewa – przyznał się eremita.

Dobrze, że nie wstawałam ;p

 

 

Rynsztokowy humor wpleciony w thriller – mi się to podoba! Uśmiałam się ;p

Klik!

He's telling me more and more | About some useless information | Supposed to fire my imagination | I can't get no! No satisfaction...

Hej ;)

Kurcze, uwielbiam tak napisane historie xD W tekście oddałeś przaśny humor, ale bez odczucia zniesmaczenia, co wydaje mi się trudną sztuką. Dialogi budowane na skojarzeniach, podtekstach, grach słownych – świetnie skonstruowane.

Ubawiłam się, pomimo niepokojącego klimatu w tle, bo jednak humor wychodzi tutaj na pierwszy plan ;)

Pozdrawiam :)

tegarsini pu taheerni tvaernnat

Dzięki. A już się bałem, że zostanę zlinczowany za ten "rynsztokowy" humor ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Hahaha, dobre. :)) Dialogi – najlepsze. :)

Nie wiem, czy bardziej ubawiły mnie wypowiedzi gościa, narratora, czy rozmowa małżonków – w sumie czuję się trochę, jak podczas oglądania serialu “Alternatywy 4” lub filmu “Wyścig szczurów” – każdy wątek równie śmieszny, każdy znakomity. :) 

Pozdrawiam i klikam. :)

Pecunia non olet

fanthomas ależ to dobre. Polaków wieczorne rozmowy jakże prawdziwe. Humor mi przypasował, bo idealnie trafia w mój gust. A że jestem fanką dialogów, zwłaszcza tych przaśnych, i ciętych ripost, no to tekst mnie urzekł, kupił i ubawił setnie.

Koń jaki jest każdy widzi, a i tak darowanemu w zęby nie zaglądasz.

No dobra, fanthomasie, wszystko ładnie, pięknie, zabawnie i w ogóle pewnie na koniec nasi bohaterowie dla bezpieczeństwa nie spali, tylko urządzili orgię (dla eremity znalazło się jakieś sękate polano przy kominku). Dialogi ostre niczym umysł ŚP premiera Oleksego.

Ale… ALE! KIM DO CHOLERY JEST LAURA?!? :-P

 

Przezabawnie ;-)

A niech to, zaplątała się ta Laura niepotrzebnie ;)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

Laura bez Filona, to się zaplątała. Może to ona straszyła. Zabawne dialogi wieczorową porą w czasie spotkania przyjaciół i gościa eremity. Brzmią prawdziwie. :D

No, rozbawił mnie ten tekst, nie powiem, że nie.

W trakcie lektury miałam takie przemyślenia, że trochę brakuje didaskaliów i w gęstych dialogach można się trochę pogubić. Dodatkowo, nie jestem pewna, czy to końcowe niedopowiedzenie jest wystarczające, by uznać tekst za fantastyczny.

Koniec końców czytało się fajnie, było zabawnie, ale bez przekraczania granic dobrego smaku. Chętnie zagłosuję, żeby posłać ten szort do biblioteki. :D 

Tomorrow, and tomorrow, and tomorrow, Creeps in this petty pace from day to day, To the last syllable of recorded time; And all our yesterdays have lighted fools The way to dusty death.

Przedni humor, choć miejscami dość zadni. Szort rozbawił mnie serdecznie i tylko żałuję, że brakło Klemensa – może z nim byłoby jeszcze zabawniej, choć pewnie nie tak tajemniczo. ;D

Idę do klikarni.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Cześć!

 

Absurd z wyraźnym ukłonem w stronę prawdziwej grozy. Ucieka sobie taki bogu-ducha-winny eremita (losami wojny rzucony przypadkiem do czyjegoś ogrodu) a tu mu się takie towarzystwo trafiło. Brrrrr ;-) Chyba najbardziej podobał mi się ten fragment:

– Czemu chodzi pan w worku? – zaciekawiła się Klara.

– Jestem eremitą.

– To jakieś zboczenie seksualne?

Klara nie traciła czasu na grę wstępną ;-)

Przyjemny szorcik, siada trochę w momencie, kiedy bohater udaje się do ogrodu. Tu aż się prosi o jakąś szarżę koronną, a czytelnik musi obejść się niepewnością. Kliczek.

 

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Odpowiada mi ten rodzaj humoru, i to bardzo. Może poprowadzisz to dalej i napiszesz sztukę? Kabaret? Teatr telewizji? Mam niedosyt, bo… kurcze… krótkie. 

Nowa Fantastyka