- Opowiadanie: TaTaR - Służba - Made in Poland

Służba - Made in Poland

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Służba - Made in Poland

Starszy posterunkowy Milewski zaparkował pojazd patrolowy za niewielką asteroidą, wyszedł przez właz i przeciągnął się, aż kości strzeliły. Chwilkę wpatrywał się w przestrzeń kosmiczną, oceniając czy ma dobry widok na przebiegającą w pobliżu trasę międzybazową numer E2679, po czym wrócił do pojazdu. Teraz nadeszła pora na najbardziej męczącą część pracy kosmicznej policji. Wyciągnął z bagażnika narzędzia kamieniarskie i z wprawą nabytą dzięki wieloletniej praktyce, zaczął wykuwać schody w pobliżu swojego stanowiska. Nikt nie wiedział dlaczego policja musi zawsze stać w pobliżu akurat tego elementu architektonicznego, ale tradycja i wewnętrzne przepisy były w tym przypadku bezwzględne. Milewski lubił sobie wyobrażać, że w zamierzchłych czasach policjanci wiernie bronili dostępu do sali tronowej jakiegoś władcy i z narażeniem życia odpierali ataki zabójców próbujących wspiąć się na prowadzące do niej stopnie, jednak bardziej cyniczna część jego umysłu podpowiadała mu, że wytłumaczenie nie jest aż tak fascynujące…

Schody donikąd stanęły w ekspresowym tempie i posterunkowy po chwili czaił się za skałą, z miernikiem prędkości wycelowanym w niknącą w oddali trasę szybkiego ruchu.

Pierwszy pojazd, który pojawił się przed obiektywem radaru pędził z szybkością prawie dwukrotnie przekraczająca dopuszczalną, więc Milewski włączył wielki holograficzny znak „STOP” i spokojnie zaczekał, aż sportowa rakieta zatrzyma się w wyznaczonym miejscu.

– Dzień dobry panie pilocie, leciało się trochę za szybko? – uprzejmie zagaił rozmowę.

– Bzdury! To z pewnością błąd pomiaru! – wydarł się siedzący w kabinie mężczyzna, który najwyraźniej nie miał ochoty na uprzejmości.

– Pomiar prędkości wskazuje, że leciał pan o czterdzieści trzy jednostki za szybko. Jeśli wyjdzie pan z pojazdu, mogę pokazać na wyświetlaczu.

– Nigdzie nie wychodzę złodzieju!

Czyli nici z kulturalnego załatwienia sprawy. Niestety, najprostszym sposobem na zmuszenie kogoś do zapłacenia mandatu, było wręczenie go delikwentowi, ale prawo stanowiło, że pilot musi wziąć mandat do ręki, aby stał się wiążący. Tamten o tym wiedział i najwyraźniej nie miał zamiaru ryzykować opuszczenia rakiety. Oczywiście policjant mógł napisać notatkę służbową i oddać sprawę do sądu, ale po pierwsze: bardzo łatwo było podważyć takie pomiary, a po drugie: sprawy tego typu ciągnęły się latami, tymczasem normy mandatowe trzeba było wyrabiać na już.

Zrozpaczony, że okazja przemknie mu koło nosa, Milewski rozejrzał się wokoło, szukając jakiejś drogi wyjścia z impasu. Nagle, o mało co nie krzyknął z wrażenia. Właz prowadzący do systemu usuwania odpadków był otwarty! Widocznie agresywny pilot wyrzucał po drodze jakieś śmieci i zapomniał go zamknąć. Teraz najważniejsze było nie spłoszyć ofiary.

– Czy z pojazdem wszystko w porządku? Może dokonam inspekcji poszycia?

– A rób pan co chcesz – burknął spokojniej już mężczyzna. Zamknięty w kabinie, uważał się za bezpiecznego.

Posterunkowy zaczął demonstracyjnie przyglądać się rakiecie, powoli przesuwając w stronę zauważonego otworu. Jednocześnie wypełnił kartę mandatową i przyczepił ją do niewielkiego robocika, specjalnie zaprojektowanego do dostarczania tego typu przesyłek. Robocik natychmiast rozłożył osiem odnóży i pomknął do wnętrza pojazdu, gdzie będzie szukał sposobności na wręczenie mandatu. Starsze wersje kładły kartę w jakimś widocznym miejscu, w nadziei, że zaciekawiona ofiara podniesie ją i w ten sposób przypieczętuje swój los, ale nowsze modele nie pozostawiały już niczego przypadkowi: potrafiły wejść za człowiekiem do domu i wepchnąć mandat do ręki podczas snu…

Zadowolony policjant uprzejmie pożegnał się z pilotem i nawet gburowate „spadaj pan” nie zepsuło mu humoru. Gdy tylko pierwszy pojazd zniknął z widoku, miernik prędkości został znów wycelowany w przestrzeń kosmiczną.

Następna rakieta była dokładnym przeciwieństwem poprzedniczki – stara, zdezelowana, wyglądała jakby ledwo była w stanie się poruszać, a co dopiero przekraczać ograniczenia prędkości. Mimo to Milewski włączył znak „STOP” i poczekał, aż pojazd zatrzyma się koło niego. W środku siedziała para staruszków, oboje bardzo przejęci, a szczególnie znajdująca się za sterami kobieta.

– Dzień dobry pani. Niestety przekroczyła pani dopuszczalną prędkość o cztery jednostki.

– Ojej, to niemożliwe. Byłam pewna, że lecę prawidłowo.

I słusznie. Miernik był ustawiony tak, żeby pokazywać wartości o siedem wyższe od rzeczywistych.

– No niestety, wyświetlacz nie kłamie. Czy chce pani sprawdzić na własne oczy? – Pilotka już wysiadała z kokpitu. Zapowiadało się na łatwą akcję.

– Ojej. No faktycznie. Ale to dziwne, ja zawsze lecę tak ostrożnie. Bo wie pan, urodził nam się wnuk i lecimy go odwiedzić.

– No tak, każdy mówi, że uważa, ale wystarczy chwila nieuwagi i już nieświadomie łamiemy przepisy. Niestety będę musiał wystawić mandat za przekroczenie prędkości o jedną jednostkę.

– Ale wie pan, może to był błąd pomiaru.

– Oraz drugi za przekroczenie prędkości o dwie jednostki.

– Ale, naprawdę…

– A także trzeci za przekroczenie prędkości o trzy jednostki i czwarty za przekroczenie o cztery jednostki.

Staruszka zrobiła się blada i wyglądało na to, że zaraz może paść na zawał serca. Nic dziwnego, biorąc pod uwagę stawki mandatowe, prawdopodobnie właśnie pożegnała się z całym swoim majątkiem. Kobieta przez chwilę wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu tylko rozpłakała się i mechanicznie podpisała odbiór czterech mandatów.

Spoglądając na tył odlatującego pojazdu, posterunkowy pomyślał, że to właśnie są momenty, gdy jego wiara w sens tego co robi, była wystawiana na próbę. Na chamstwo i agresję już się uodpornił, ale taka rozpacz potrafiła naprawdę zaboleć. Jednak już po chwili przypomniał sobie, że istnienie kolonii P-LSK 2 było możliwe wyłącznie dzięki ciężkiej pracy policji. Ze względu na nieudolność zarządzania, bandyckie podatki i złodziejstwo władz siedliska, niemal nikt tam już nie pracował i dziewięćdziesiąt procent dochodów placówki pochodziło z mandatów. Mimo wszystko czasem ciężko było człowiekowi na duszy, tym bardziej, że przed funkcjonariuszem było jeszcze pięć godzin tej niewdzięcznej harówki.

Ale po pracy – jego serce aż szybciej zabiło! – pójdzie do kina obejrzeć najnowszy szlagier „Północny mściciel”. Po raz szósty… Utrzymana w konwencji slapstikowej komedia opowiadała o policjancie, który w dzień zajmował się łapaniem pilotów jak wszyscy jego koledzy, ale nocą wyruszał w teren walczyć z przestępcami. Oczywiście cała widownia będzie się zaśmiewać z absurdalności tego pomysłu, oraz nieudolności policjanta próbującego zrobić coś innego niż wypisywanie mandatów. Ale on, jak za każdym poprzednim razem, wyłączy dźwięk, zapomni o ludziach wokół i choć przez chwilę będzie wyobrażał sobie, że to właśnie on chroni słabszych i pomaga potrzebującym. Co prawda po każdym takim seansie coraz trudniej było powrócić Milewskiemu do szarej rzeczywistości, ale bez tego… sam nie był pewien czy dałby radę kolejny raz założyć mundur.

Koniec

Komentarze

Witaj. 

Rozbrajający humor, którego Ci serdecznie gratuluję. :) Najbardziej rozbawiło mnie zdanie:

“Miernik był ustawiony tak, żeby pokazywać wartości o 7 wyższe od rzeczywistych”.

Przy okazji opisane charakterystyczne typy osobowości i niesłychanie realne zachowania bohaterów. :)

Kilka spraw językowych mignęło mi po drodze. 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cyferki zapisujemy słownie!

Ale opowieść przyjemna i zabawna.

Lożanka bezprenumeratowa

Humorystycznie i pomysłowo. To znaczy – humorystycznie na pierwszy rzut oka. W rzeczywistości, osobiście zauważyłem tu problem przerośniętej biurokracji, no i oczywiście klasycznego, polskiego “rozkradania pieniędzy” przez władzę. Zakończenie jeszcze bardziej potęguje wrażenie, że posterunkowy Milewski żyje w świecie oscylującego wokół futurystycznej dystopii. 

Mimo wszystko, odniosłem wrażenie, że opowiadanie jest… przytulne. Sam nie wiem, nie potrafię tego określić. Z niektórymi z nich po prostu tak jest i to akurat się w to wpisało.

Gdybym miał oceniać pod względem tego jak dobrze się bawiłem czytając to dałbym 7,5/10. Niezłe. 

 

Pozdrawiam!! laugh

„Temu, kto nie wie, do jakiego portu zmierza, nie sprzyja żaden wiatr.“ - Seneka Starszy

Czy tu i teraz, czy w kosmosie w przyszłości, metody pracy drogówki, jak widać, nie będą się bardzo różnić.

 

Mi­lew­ski za­par­ko­wał swój po­jazd pa­tro­lo­wy… → Zbędny zaimek.

 

– Dzień dobry panie pi­lo­cie, le­cia­ło się tro­chę za szyb­ko? – Uprzej­mie za­ga­ił roz­mo­wę.– Dzień dobry panie pi­lo­cie, le­cia­ło się tro­chę za szyb­ko? – uprzej­mie za­ga­ił roz­mo­wę.

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

– Bzdu­ry! To z pew­no­ścią błąd po­mia­ru! – Wy­darł się sie­dzą­cy w ka­bi­nie męż­czy­zna… → Didaskalia małą literą.

 

– A rób pan co chcesz. – Burk­nął spo­koj­niej już męż­czy­zna. → Didaskalia małą literą.

 

Za­mknię­ty w swo­jej ka­bi­nie, uwa­żał się za bez­piecz­ne­go, → Zbędny zaimek. Zdanie powinna kończyć kropka, nie przecinek.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za pozytywne opinie. 

regulatorzy: przy poprzednim opowiadaniu dostałem już ten link, ale okazało się, że źle zrozumiałem te wytyczne. Mam nadzieję, że teraz już będzie lepiej. Dzięki za cierpliwość.

 

Bardzo proszę, TaTaRze, miło mi, że mogłam się przydać. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Czasy się zmieniają, technika idzie do przodu, a knaga jak była zamordystyczna, tak nadal jest. I nie zawsze ten zamordyzm musi być totalitarny; motyw lingchi w kontekście władzy rządu nie jest zbyt często podejmowany, a jeśli już, to ogranicza się do drwin z biurokracji. A przecież rząd nie musi budować obozów, by być upierdliwy ;)

Nowa Fantastyka