- Opowiadanie: Ambush - Cienki lód +18

Cienki lód +18

 

Opo­wia­da­nie uczest­ni­czyło bez sukcesu w kon­kur­sie „Ob­cość” pro­jek­tu Za­po­mnia­ne Sny: https://www.zapomnianesny.pl

Jeśli po­do­ba Ci się ta ini­cja­ty­wa, roz­waż da­ro­wi­znę na sto­wa­rzy­sze­nie Otwar­te Klat­ki: https://otwarteklatki.pl

 

Tym razem hor­ror ze szczyp­tą ero­ty­ki.

Udało się przesłać w Walentynki;) Niestety na tym dobra passa się skończyła... ale może Wam się spodoba.

 

Dziękuję super betującym Avei, bruce i ośmiornicy.

Dyżurni:

regulatorzy, homar, syf.

Oceny

Cienki lód +18

Ce­bu­lę kroiłem w drob­ną kost­kę. Wpa­da­jąc do miski, stukała, jak li­sto­pa­do­wy grad za oknem.

Późny wie­czór – mój czas. Wresz­cie mogłem oczy­ścić umysł i od­po­cząć. Kuch­nia sta­no­wiła re­zer­wat, do któ­re­go nikt nie pró­bował się wdzie­rać.

Dzie­cia­ki spały w swoim po­ko­ju, Gośka brała prysz­nic i wiedziałem, że zaraz pój­dzie do łóżka. To­wa­rzy­szył mi jedynie zespół Buena Vista So­cial Club.

Rwałem rosz­pun­kę i sta­ran­nie płukałem młody szpi­nak. Wi­ne­gret z awo­ka­do chło­dził się w lo­dów­ce. Udało mi się kupić smacz­ne po­mi­do­ry. Pokroiłem i do­rzu­ciłem do miski. Nie usu­wałem skó­rek, moim zda­niem to mar­no­tra­wie­nie smaku.

– Nie siedź za długo! – zawołała żona.

– Tylko skoń­czę sa­łat­kę, bę­dzie­my mieć na jutro do pracy – od­po­wiedziałem, czu­jąc bło­gość.

Wy­cią­gnąłem ze zmy­war­ki dwa po­jem­ni­ki na lunch i fi­li­gra­no­wą, chińską mi­secz­kę. Nałożyłem do nich sa­łat­kę. Do miseczki dodałem sma­ko­ły­ki, któ­rych nie prze­cho­wywaliśmy w lo­dów­ce: po kilka cien­kich pla­ster­ków ba­na­na i awo­ka­do.

Pod­szedłem do srebr­nych drzwi i szar­pnąłem.

Wy­cią­gnąłem sos i od­łożyłem słoik oli­wek.

– Auć! Ty gru­bo­skór­ny ol­brzy­mie! Kie­dyś mnie zgnie­ciesz – pisnął gło­sik.

Prze­ra­żo­ny, cofnąłem rękę.

– Nic ci się nie stało?!

Wy­skoczyła zręcz­nie z ko­szy­ka kiwi. Była mniej­sza niż lalka Bar­bie, ale kształt­niej­sza. Miała na sobie ­zie­lo­ny, krótki kom­bi­ne­zon. Jej biała twarz wy­glą­dała jak po­kry­ta lodem, a wiel­kie oczy błysz­czały szma­rag­dowo. To była Manty, moja mała ta­jem­ni­ca.

– Nie, wa­ria­cie, wszyst­ko ze mną w po­rząd­ku. Tylko lubię, kiedy masz taką minę – zaśmiała się per­li­ście.

Wargi miała blade jak starożytny posąg, włosy białe i gładkie niczym kask.

– Manty, je­steś ło­bu­zem! – pró­bowałem ją kar­cić.

– I za to mnie lu­bisz? – spytała, mru­żąc oczy.

– Nie tylko – mru­knąłem i szyb­ko za­mknąłem lo­dów­kę.

Nie chciałem, by pisz­cze­nie alar­mo­wa­ło ro­dzi­nę. Na­tych­miast po­now­nie ją otworzyłem.

Umieściłem na szklanej półce po­czę­stu­nek, a dziewczyna wskoczyła na brzeg mi­secz­ki i łakomie jadła.

W kil­ku­mi­nu­to­wych okien­kach zre­la­cjo­nowałem miniony dzień, wspomniałem co po­wie­dzie­li w wie­czor­nych wia­do­mo­ściach i co ostat­nio czy­ta­łem. 

Manty mówiła na to „sesja wia­do­mo­ści ja­sno-ciem­no”.

 

***

 

Nasuwa się pytanie, jak to się zaczęło.

Byłem po­li­cjan­tem. To cie­ka­we za­ję­cie, chociaż zu­ży­wa ponad miarę. Ca­ły­mi dnia­mi ob­cu­je się z mrocz­niej­szą stro­ną ludz­ko­ści, przez co wieczorem człowiek czuje się brud­ny i bu­zu­je w nim gniew.

Kie­dyś, po po­wro­cie do domu ro­bi­łem sobie drin­ka, żeby spłu­kać cały ten szlam. To z kolei de­ner­wo­wa­ło Gośkę. Zresztą nie tylko to…

Za­czy­na­łem od­czu­wać znu­że­nie i cza­sa­mi wy­da­wa­ło mi się, że przeżyłem już ważne i dobre rzeczy, a teraz po­zo­sta­wa­ło tylko cze­kać na… nie wiadomo co.

Kiedy od­kry­łem w lo­dów­ce Manty, wszyst­ko się zmie­ni­ło.

W gorący, lipcowy wieczór, otwo­rzy­łem lo­dów­kę, a ona sie­dzia­ła na żół­tym serze, w wą­skiej, roz­cię­tej z boku, lśnią­cej sukni i nu­ci­ła coś pod nosem. Przez mo­ment (lub dłużej) my­śla­łem, że zwa­rio­wa­łem, ale świet­nie nam się roz­ma­wia­ło. Ko­lej­ne­go dnia, za­in­try­go­wa­ny spraw­dzi­łem, czy wciąż ją tam znajdę. Była i jest tam do dziś.

Za­mknię­ta w lo­dów­ce nie miała po­ję­cia o świe­cie zewnętrznym, ale ogrom­nie ją cie­ka­wił. Z po­cząt­ku opo­wia­da­łem jej głównie o sobie. Dość cha­otycz­nie re­la­cjo­no­wa­łem prowadzone sprawy, bu­do­wę osie­dla, sys­tem praw­ny kraju i pro­gram klasy dru­giej i szó­stej pod­sta­wów­ki.

Żeby móc spo­koj­nie po­ga­dać, spę­dza­łem dużo czasu w kuch­ni. Szu­ka­łem prze­pi­sów w In­ter­ne­cie, eksperymentowałem i go­to­wa­łem dla całej ro­dzi­ny. Małgosia, z po­cząt­ku za­chwy­co­na moją prze­mia­ną, po mie­sią­cu stwier­dzi­ła, że „oko­pa­łem się w kuch­ni”. Bab­ska in­tu­icja pod­po­wia­da­ła jej za­gro­że­nie, ale nie pomagała go zwerbalizować. A po­nie­waż wy­ko­rzy­sty­wa­łem ten fakt w sprzecz­kach, żona zmie­ni­ła tak­ty­kę i za­czę­ła się cze­piać, że przy­ty­łem.

Dlatego rozpocząłem treningi. Biegałem, jeź­dziłem na ro­we­rze i cho­dziłem na siłownię. Żyłem według planu. Po pracy trenowałem, potem bra­łem prysz­nic i zaj­mo­wa­łem się ro­dzi­ną. Wynajdywałem obowiązki, żeby na ko­niec z czy­stym su­mie­niem za­mknąć się w kuch­ni.

 

***

 

Ktoś mógł­by spy­tać, co ta­kie­go było w Manty, że nie mo­głem prze­stać z nią roz­ma­wiać.

Odpowiedź była prozaiczna. Ona na mnie patrzyła.

Z żoną tylko spo­glą­da­li­śmy na sie­bie. Poza tym Gośka zer­ka­ła, jak się ubra­łem przy waż­nych oka­zjach, ga­pi­ła się wy­mow­nie, gdy w to­wa­rzy­stwie coś pal­ną­łem lub gdy ocze­ki­wa­ła wspar­cia w roz­mo­wach z dzieć­mi.  

Pa­trzy­li­śmy na sie­bie kie­dyś, dawno temu, zanim dzie­ci i proza życia nie od­wró­ci­ły na­szej uwagi.

A Manty pa­trzy­ła mi pro­sto w oczy z uśmie­chem, ki­wa­ła głową i spi­ja­ła słowa z mych ust. Przy­pusz­czal­nie, wła­śnie dla­te­go tak wiele mo­głem z sie­bie wy­rzu­cić. Jej za­chłan­ność na emo­cje po­zwa­la­ła mi się oczy­ścić.

Po­trze­bo­wa­łem tego coraz bar­dziej. Dla­te­go cza­sem za­cho­wy­wa­łem się jak idio­ta.

W mi­ko­łaj­ki do późna ukła­da­łem z Krzy­siem po­ciąg z klocków lego. Ba­wi­li­śmy się do­sko­na­le. Utuliłem go do snu, usta­wi­łem na pó­łecz­ce go­to­wy po­jazd i wymknąłem się do kuchni.

Aku­rat oma­wia­łem z Manty sy­tu­ację na Ukra­inie. Jej skóra była blada jak waniliowe lody.

Nagle usły­sza­łem szept:

– Tato, zo­bacz, na­ry­so­wa­łem po­ciąg.

Przykryłem Manty miską i z impetem zamknąłem lodówkę.

Synek usiadł przy stole, nalał sobie przygotowanego dla nas musu, po czym z dumą zaprezentował ob­ra­zek.

– Może być – od­burk­ną­łem.

– Wi­dzisz, jakie ma zde­rza­ki – wal­czył o moją uwagę.

Nagle po­czu­łem ucisk w gardle i ból głowy.

– Do spa­nia! – krzyknąłem. – Teraz nie czas na zaj­mo­wa­nie się bzdu­ra­mi.

– Ale chcia­łem…!

– I wy­szło byle jak! Nie po­sta­ra­łeś się! Idź już!

– Je­stem bez­na­dziej­ny! – za­szlo­chał syn, wybiegając. – Nie ko­chasz mnie i ja cie­bie też nie! – wrzasnął w drzwiach pokoju.

Usia­dłem cięż­ko na krze­śle. Po­czu­łem się jak dupek i też chcia­ło mi się pła­kać. Sie­dzia­łem dłuż­szą chwi­lę, ga­piąc się na ce­ra­tę i na dwa zbłą­ka­ne zia­ren­ka grosz­ku.

Potem wróciłem do lo­dów­ki.

 

***

 

Święta to trudny okres. W teorii wszyscy się cieszą, w praktyce to czas nie za­wsze ocze­ki­wa­nych spo­tkań, wza­jem­ne­go oce­nia­nia i fał­szy­wych uśmie­chów.

Po in­cy­den­cie z po­cią­giem przyj­rza­łem się kry­tycz­nie „lo­dów­ko­we­mu pro­ble­mo­wi” i po­sta­no­wi­łem wziąć na wstrzy­ma­nie. Było mi tym ła­twiej, że Gośka z dzieć­mi wtar­gnę­li do kuch­ni, piekąc sernik i pierniczki.

Za­ją­łem się domem. Czy­ści­łem i myłem, bez końca.

Gośka była na mnie zła, choć się do tego nie przy­zna­wa­ła. Mimo sta­rań spo­ty­ka­ły mnie jedynie ką­śli­we uwagi. Nic, do czego można by się przy­cze­pić, ale czu­łem się z tym źle.

Mi­ja­li­śmy się jak jakaś bry­ga­da sprzą­ta­ją­ca, usta­la­jąc po­dział zadań na ko­lej­ny dzień.

Gdy byłem zmę­czo­ny, na­cho­dzi­ła mnie chęć na spo­tka­nie z Manty. Wie­dzia­łem, że ma mi sporo do po­wie­dze­nia i że po­czuł­bym ulgę, je­dy­nie pa­trząc na lo­do­wą kre­ację. Jed­nak, nie ule­ga­łem po­ku­sie.

Nie­ste­ty efek­ty moich am­bit­nych pla­nów oka­za­ły się opła­ka­ne. W Wi­gi­lię po­kłó­ci­łem się z Gośką tak, że nawet nie otwo­rzy­ła pre­zen­tu ode mnie. Ba­wi­li­śmy gości na­prze­mien­nie. Jedno z nas uśmie­cha­ło się sztucz­nie i po­da­wa­ło do stołu, a dru­gie milczało i nurzało się w smutku. Potem ro­bi­li­śmy zmia­nę.

W wi­gi­lij­ną noc nie wy­trzy­ma­łem, otwo­rzy­łem lo­dów­kę i na­kar­mi­łem Manty kutią. Była blada i smut­na, ale jadła z ape­ty­tem.

– Znu­dzi­łam ci się? – spy­ta­ła. – Masz dość na­szej przy­jaź­ni?

– Nie, ale mam wra­że­nie, że przy­jaź­niąc się z tobą, od­bie­ram coś moim bli­skim.

– Wi­dzi­my się na chwil­kę… – za­wie­si­ła głos. – Bez cie­bie kom­plet­nie nie wiem, co dzie­je się na ze­wnątrz.

– Ech… może tak jest le­piej – mruk­ną­łem.

– Nie! Tra­fi­łeś z pre­zen­ta­mi?

– Ra­czej tak. W każ­dym razie dzie­cia­ki są za­chwy­co­ne.

 

***

 

Po świę­tach dość szyb­ko po­go­dzi­li­śmy się z Gosią. Po­mo­gły spa­ce­ry i kilka wspól­nie obej­rza­nych głu­pich ko­me­dii.

W końcu dzień przed syl­we­strem roz­pa­ko­wa­ła mój pre­zent. Ba, nawet przy­mie­rzy­ła. Śmia­ła się ze mnie, bo gdy się ko­cha­li­śmy, nie po­zwo­li­łem jej zga­sić świa­tła.

To była noc pełna czu­ło­ści i na­mięt­no­ści. Ran­kiem żona scho­wa­ła zie­lon­ka­wy, po­ły­skli­wy pe­niu­ar do bie­liź­niar­ki i szep­nę­ła zmy­sło­wo:

– Na­stęp­ny raz wy­cią­gnie­my sy­re­nkę, jak dziad­ko­wie za­bio­rą ma­lu­chy na week­end. Kiedy ją za­kła­dam, budzi się w tobie zwie­rzę!

 

***

 

Za­wo­do­wo sty­czeń był okrop­ny. Jakby miesz­kań­cy mia­sta wstrzy­ma­li się na świę­ta z po­peł­nia­niem wy­stęp­ków i zbrod­ni, a po nowym roku wresz­cie pu­ści­li cugle.

Dlatego, jak mogłem, zabiegałem o spokój w domu. Uzna­łem spotkania z Manty za coś całkiem nie­win­ne­go, a jed­no­cze­śnie od­świe­ża­ją­ce­go dla naszego związ­ku. Oka­zy­wa­łem żonie dużo czu­ło­ści, znaj­dy­wa­łem czas dla dzie­ci, zaj­mo­wa­łem się domem.

Na­tu­ral­nie z prze­wa­gą kuch­ni. Oczy­wi­ście, gdyby się głę­biej za­sta­no­wić, funk­cjo­no­wa­łem je­dy­nie w ocze­ki­wa­niu na otwar­cie lo­dów­ki. Lub nawet na coś wię­cej, bo kil­ka­krot­nie, pod­czas nie­obec­no­ści ro­dzi­ny, wy­cią­gałem Manty na blat, lub usta­wia­łem ją przy oknie.

Była za­chwy­co­na świa­tem, który po­zwo­li­łem jej od­kry­wać, a ja byłem ocza­ro­wa­ny nią. Czę­sto, „przez za­po­mnie­nie”, zo­sta­wia­łem w kuch­ni włą­czo­ne radio.

Wtedy pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia śnia­da­nia do­sta­wa­łem krót­kie ser­wi­sy in­for­ma­cyj­ne.

– Bę­dzie śli­sko – szep­ta­ła zza bro­ku­łu. – Uwa­żaj na dro­dze.

Albo:

– Sły­sza­łeś o no­mi­na­cjach Oska­ro­wych? Chcia­ła­bym obej­rzeć ten film.

 

***

 

My­śla­łem, jak zor­ga­ni­zo­wać seans dla Manty. Za­sta­na­wia­łem się, jaki film wy­brać i czym ją po­czę­sto­wać.

Oka­zja po­ja­wi­ła się nie­spo­dzie­wa­nie i stała się po­ku­są, któ­rej nie chcia­łem się opie­rać.

Oka­za­ło się, że dwie ko­le­żan­ki Małgosi wy­bie­ra­ją się z dzieć­mi na ferie bez mężów. Nie­ocze­ki­wa­nie mał­żon­ka po­in­for­mo­wa­ła mnie, że mam ich tylko za­wieźć i ode­brać.

Obie­ca­łem coś po­sprzą­tać i na­pra­wić, sam sie­bie zo­bo­wią­za­łem do nad­ro­bie­nia spraw w pracy, ale i tak mu­sia­łem ha­mo­wać szam­pań­ski na­strój.

 

***

 

Wra­ca­jąc ze Szczyr­ku, za­trzy­ma­łem się przy su­per­mar­ke­cie. Ku­pi­łem stek (uznałem, że wy­star­czy jeden), kre­wet­ki, kilka ga­tun­ków sera i dużo owo­ców. W domu po­sprzą­ta­łem, wy­ką­pa­łem się i za­czą­łem przy­go­to­wy­wać ko­la­cję.

Kiedy się­gną­łem do lo­dów­ki po masło, Manty spy­ta­ła:

– Mo­gła­bym ci pomóc?

– Nie, bę­dziesz go­ściem, ale jeśli masz ocho­tę, usiądź na stole.

Wy­cią­gną­łem ją de­li­kat­nie. Pu­ści­łem radio i ga­da­li­śmy o wszyst­kim i o ni­czym.

Cała lśni­ła od lodu. Miała na sobie ob­ci­słą, błę­kit­ną suk­nię z roz­cię­ciem, a na no­gach, niby na mu­śnię­tej mro­zem szy­bie, mie­ni­ły się mi­ster­ne wzory.

Kiedy przy­staw­ki były go­to­we, prze­nio­słem moją to­wa­rzysz­kę i po­si­łek do sa­lo­nu.

– Świe­ce? Jak ślicz­nie! – krzyk­nę­ła, klasz­cząc w dło­nie.

– Mo­żesz napić się wina? – spy­ta­łem nie­pew­nie.

– Może ły­czek od cie­bie.

Kiedy zje­dli­śmy, Manty wy­da­ła mi się nieco więk­sza. Jej po­licz­ki delikatnie się zarumieniły, a włosy ze srebr­nych zmie­ni­ły się w blond.

– Co teraz? – spy­ta­ła, prze­chy­la­jąc głowę.

– Seans fil­mo­wy. Mam dla cie­bie aż trzech zdo­byw­ców Oska­ra. Wy­bie­raj, co naj­pierw – po­wie­dzia­łem, roz­kła­da­jąc przed nią pu­deł­ka.

Zdecydowała się na „No­ma­dland” i „Co w duszy gra?”.

Wy­cią­gną­łem cze­ko­la­dę Stu­denc­ką i przy­go­to­wa­łem po­pcorn. Manty uśmie­cha­ła się ślicznie.

Usie­dli­śmy obok sie­bie na ka­na­pie. Bar­dziej nawet niż film zaj­mo­wa­ły mnie re­ak­cje dziew­czy­ny. W sze­ro­ko otwar­tych, cha­bro­wych oczach od­bi­ja­ły się ob­ra­zy, które chło­nę­ła całą sobą.

Rów­nie ła­ko­mie po­de­szła do prze­ką­sek. Po ko­lej­nym łyku wina jej usta zaróżowiły się.

– Nie mogę się napatrzeć na twoje piękno – szep­ną­łem za­chwy­co­ny i za­wsty­dzo­ny swoją re­ak­cją, po­bie­głem do kuch­ni przy­go­to­wać stek.

Przy­rzą­dzi­łem go tak, jak lubię naj­bar­dziej. Śred­nio wy­sma­żo­ny z wie­lo­ma do­dat­ka­mi w ma­łych mi­secz­kach. Dla niej ukro­iłem kilka nie­mal prze­zro­czy­stych pla­ster­ków.

Manty cał­kiem już od­ta­ja­ła. Za­ru­mie­nio­na i uśmiech­nię­ta oglą­da­ła coś na kom­pu­te­rze. Gdy wsta­ła, się­ga­ła mi do ra­mie­nia. Pa­trzy­łem z za­chwy­tem na jej po­licz­ki. Moja bab­cia ma­wia­ła o ta­kich “krew z mle­kiem”.

– Będziesz rosła bez końca?

– Tylko tyle ile trzeba. Potrzeba mi jedynie światła i jedzenia.

Usia­dła na sofie po tu­rec­ku, na­ło­ży­ła sobie stek i kopę do­dat­ków i za­czę­ła pa­ła­szo­wać z apetytem.

Dla mnie zo­sta­ło parę cie­niut­kich pla­ster­ków, ale nie czu­łem się po­krzyw­dzo­ny.

Szar­piąc zę­ba­mi mięso, ob­ró­ci­ła się do mnie z uśmie­chem:

– Wspa­nia­ły – wy­szep­ta­ła – cu­dow­ny!

– Ty je­steś cu­dow­na… jak kwiat.

– Mo­gła­bym być jak stor­czyk, ale wtedy nie ja­dła­bym ta­kich pysz­nych ste­ków – od­par­ła rozbawiona. Po­pi­ła winem i po­ca­ło­wa­ła mnie de­li­kat­nie.

Jej usta miały smak czar­nusz­ki, mięsa i wina. De­li­kat­ne i mięk­kie wpiły się we mnie ła­ko­mie. Za­gar­nę­ła ję­zy­kiem moją wargę i uką­si­ła zmy­sło­wo.

Przez cały ko­lej­ny film sie­dzie­li­śmy przy­tu­le­ni, ca­łu­jąc się od czasu do czasu. Opie­ra­ła głowę o moje ramię i gła­dzi­ła mnie po pier­si.

To­pią­cy się strój skurczył się do kró­ciut­kie­j, błękitnej sukienki. Po­gła­dzi­łem wąski oboj­czyk, mu­sną­łem po­ca­łun­kiem mlecz­ne ramię.

– Mój lo­do­wy skarb – mruk­ną­łem.

Odsunęła się i zrzu­ci­ła ubra­nie, przez moment pozwalając mi się na siebie gapić, a potem przy­lgnę­ła do mnie.

Gła­dzi­łem jej plecy i uda. Ca­ło­wa­łem po­wo­li i me­to­dycz­nie, w rytm jej przyśpieszonego oddechu.

Gdy wsu­ną­łem głowę mię­dzy jej uda, wy­da­wa­ło mi się, że nie mają one końca. Otaczał mnie bezkres jędrności, śnieżnej bieli i oszałamiającej woni.

Wczepiony w jej biodra łapczywie chłonąłem każdy spazm. Potem powoli wspiąłem się wyżej, a Manty za­drża­ła, przyj­mu­jąc mnie.

Z każdym kolejnym pchnięciem wnikałem głębiej, a umięśnione nogi otaczały mnie coraz ciaśniej. Gdybym mógł myśleć, pewnie zastanowiło by mnie, jak duża stała się moja wy­ma­rzo­na pięk­ność, ale zwinnie zgięła się, tuląc mi do twarzy drobne piersi.

Patrzy­łem z za­chwy­tem na mięśnie drgające na jej brzuchu – mojej miłosnej kołysce. Wysoko dostrzegałem wy­sta­ją­ce kości po­licz­ko­we i pełne wargi. Kiedy krzy­cza­ła, jej usta, język i pod­nie­bie­nie były ma­li­no­wo­czer­wo­ne, a zęby białe i lśniące jak lód.

Po­ca­ło­wa­ła mnie na­mięt­nie. Wargi miała twar­de jak sutki. Jęk­nę­ła przeciągle:

– Je­stem w raju.

Chcia­łem po­wie­dzieć, że tra­fi­my do niego jesz­cze po wie­lo­kroć, ale ob­ję­ła mnie war­ga­mi i od­czu­łem już tylko ciem­ność…

Może jesz­cze nie­przy­jem­ne chrup­nię­cie.

 

 

Koniec

Komentarze

Szokujący pomysłem, świetny horror, a takie lubię najbardziej, więc dałabym podium zdecydowanie. :) 

Pozdro, klik. :) 

Pecunia non olet

smiley

Mnie tam już nic nie szokuje, heh. Taki los…

Genialny – jednozdaniowy praktycznie – erotyczny (bardzo wysmakowany) horrorek.

Aż dyskretnie sprawdzałem swoją lodówkę i zamrażarkę, niestety…

Pozdrawiam.

dum spiro spero

@bruce Nie mogę się doczekać aż zorganizujesz konkurs;) Dzięki za bety i cierpliwie przesuwanie przecinków.

@Fascynatorze Właśnie wiem, że są tacy, co dla dobrej zabawy gotowi są… na podjęcie ryzyka;) Cieszę się, że się podobało.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie mogę się doczekać aż zorganizujesz konkurs;)

 

Nie mam umiejętności ani takiej energii, jak Wy. :))

 

Dzięki za bety i cierpliwie przesuwanie przecinków.

To ja dziękuję za cierpliwe wysłuchiwanie/odczytywanie moich zrzędzeń. ;) Szkoda, że we własnych tekstach popełniam mnóstwo skandalicznie rażących gaf, niczego tam nie widząc. blush

Pecunia non olet

wink

A teraz paluchem…heh

Towarzyszyła mi jedynie Buena Vista Social Club.

To a jest zbędne, jako że rodzaj wybitnie męski. No chyba, że dołożymy magiczne słówko: 

 muzyka…

smiley 

 

dum spiro spero

Poprawione

Lożanka bezprenumeratowa

Mocna rzecz. Zaczyna się tak niewinnie, Manty jest niczym Czeburaszka, którego w starej radzieckiej kreskówce znaleziono w skrzyni z pomarańczami. A potem masz. W pewnym momencie skojarzyła mi się z personifikacją sztucznej inteligencji, która zaczęła ukazywać się bohaterowi Grzędowicza w postaci disneyowskiej wróżki. I takie twarde lądowanie. W każdym razie skojarzeń budzi mnóstwo.

klik ode mnie!

Czy imię bohaterki celowo kojarzy się z popularnym lekiem na niestrawność?;))

Niedawno też popełniłem coś drastycznego 18+, nazywa się Świniobicie. Zapraszam.

Opowiadanie mi się bardzo podoba, choć czegoś mi brakuje. To oczywiście bardzo indywidualne, bo nastrój i suspens jest. Chciałbym wiedzieć więcej o tym, co się zalęgło bohaterowi w lodówce. Jak wiesz, lubię epilogi.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

@Nikolzollernie dzięki za wizytę, miłą recenzję i klika. Pisząc myślałam o różnych zagrożeniach w związkach. Ona na początku miała być Moly, ale zdecydowałam się na Manty, oba imiona pochodzą od rzędu owadów Mantodea;)

@Radku cieszę się, że się podoba i z suspensu, bo bardzo mi na nim zależało. Miałam taki pomysł, że ona po wszystkim, używa jego bazy adresowej, by rozesłać potomstwo. Taka inwazja obcych, w wersji salami. Jednak chrupnięcie jako ostatnie słowo bardzo mi się podobało i bałam się, że zepsuję wrażenie.

Lożanka bezprenumeratowa

surprise

Lepiej nie wnikać co gdzie się lęgnie. Jeśli taki horror z niewinnego na pozór pojemnika kiwi,

to co może wyleźć np. z kartonu bananów?…

Tego stwora – heteropoda venatoria – akurat można pogłaskać, ale taki wałęsak brazylijski odgryzie

rękę. Jeszcze gorzej, kiedy miedzy bananami odkryjemy taki biały proszek. Zwykle pakowany po

kilogramie i mocno pilnowany przez chłopaków z kałachami…

wink

 

Edit

Jednak chrupnięcie jako ostatnie słowo bardzo mi się podobało i bałam się, że zepsuję wrażenie.

Mnie też się bardzo podoba ta niestandardowa wersja. Fanfary:

https://youtu.be/85qH2axGD5M

 

dum spiro spero

I taka śmierć z dźwiękiem “Oye se quema, se quema” ;P

Brzmi na prawdę dobrze.

Tak Fascynatorze, doskonale wybrałeś utwór.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej 

Sprawy obyczajowe w opowiadaniu są świetnie przedstawione. Relacje bohatera z żoną, które pomału popychają go w sidła Manty. Trochę zabrakło mi zagrożenia, do chrupnięcia właściwie nie czułem, że wydarzy się coś złego ( no pomijając zdradę ;). I na końcu zabrakło mi trochę powodu dla którego Manty postanowiła schrupać tę znajomość :)

 

“cieszę się, że się podoba i z suspensu, bo bardzo mi na nim zależało. Miałam taki pomysł, że ona po wszystkim, używa jego bazy adresowej, by rozesłać potomstwo. Taka inwazja obcych, w wersji salami. Jednak chrupnięcie jako ostatnie słowo bardzo mi się podobało i bałam się, że zepsuję wrażenie.

Zapładniam czarnymi motylami;)”

 

No widzisz tego mi zabrakło na końcu :), wydaje mi się, że dopisanie tego planu Manty fajnie by dopełniło historię :) 

 

Klikam i pozdrawiam :)

 

 

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Witaj Bardziejaskrze, no właśnie czasem wchodzimy w takie “kolorki dla codzienności”, wszystko jedno czy filtry, czy jakiś inne skoki w bok. I długo można sobie wmawiać, że jesteśmy tacy super, że wszystko kontrolujemy… A potem już nie można;)

Dzięki za klika

Lożanka bezprenumeratowa

Bardzo fajna, fantastyczna obyczajówka z subtelną domieszką erotyki. Podoba mi się, jak rozgrywasz powolną erozję związku, próby jego ratowania i te “niewinne” ubarwianie szarości.

Choć szanuję Twoją decyzję o urwaniu opowiadania chrupaniem, myślę, podobnie jak Bardjaskier, że drobna miniscenka z wysłaniem potomstwa przy pomocy listy kontaktów dopełniłaby zakończenie.

Świetnie budujesz klimat: w odróżnieniu od przedpiścy gdzieś pomiędzy wierszami odczuwałem aurę narastającego niepokoju i zagrożenia (od sceny z rysunkiem pociągu domniemywałem coś złego, choć prawdę mówiąc celowałem w inne zakończenie – że narrator pod wpływem Manty morduje swoją rodzinę – więc, owszem, zostałem zaskoczony).

Podoba mi się też plastyczność Twoich opisów, ale to chyba już standard w Twojej prozie.

Jak wiesz dobrze wykonaną erofantastykę lubię, więc…

 

 

… klikam :)

entropia nigdy nie maleje

@Jimie Dzięki za wizytę , miłą recenzję i klika.

Cieszę się, że tym razem Cię zwiodłam.

A to wrzuciła mi betująca ośmiornica. Również Ona sugerowała, że elementem fantastycznym jest gotujący facet;)

Lożanka bezprenumeratowa

A to niedobra ośmiornica!!! Utrafiła w sedno ;-)

entropia nigdy nie maleje

Omijam horrory dużym łukiem, ale na Twój Łowuszko się skusiłem, nie wierząc, że będzie straszliwy. Poza tym brał udział w cennej inicjatywie. Toż to nie horror, lecz współczesny moralitet/ostrzeżenie. Jak by nie było źle z żoną, zdrada może mieć taki skutek. Nie byłabyś ambush, nie prowadząc podstępnie do takiego zakończenia. :D

Dzięki Koalo. Starałam się, żeby groza była obecna, mimo że krótko, to przejmująco. Nie tylko w związkach schodzimy na manowce, wmawiając sobie, że to błahostka, że nam się należy i że to kontrolujemy;)

Lożanka bezprenumeratowa

Fajne, daję punkcik.

Jedna uwaga, czytałem to siedem razy i ciagle brzmi mi źle:

odczułem już tylko ciemność…

Na pewno ciemność można odczuwać, ale jakoś tak w tej końcówce nie brzmi to dobrze.

W komentarzach robię literówki.

@NaN Cieszę się, że się podobało. Może “otaczała mnie tylko ciemność…”?

Lożanka bezprenumeratowa

Podobała mi się ta opowieść! Jest tu dużo trafionych opisów – bardzo obrazowych. Ciekawa fabuła, choć niewinna z początku. Mam też kilka pytań:

Dlaczego nie rosła w lodówce? Tam też było jedzenie.

Nieoczekiwanie moja małżonka poinformowała mnie

Czy “moja” nie jest tu zbędne? Małżonka – to moja żona. Nie powinno się używać tego wyrażenia odnośnie czyjejś żony. Mogę się mylić.  → I się myliłam!

Miałam jeszcze pytanie o lód na jej sukience, ale w sumie na tylnej ścianie mojej lodówki też się pojawia, a pewnie chowała się głęboko, żeby żona jej nie znalazła… Tylko, czy nie powinna wtedy przymarznąć do ściany?

W każdym razie tekst udany! Ciekawiło mnie, co się wydarzy. Pomysłowe!

Dla mnie Moly rosła pod wpływem ciepła, a może pod wpływem fascynacji mężczyzny.

Oczywiście usunę zaimkozę.

Cieszę się, że wpadłaś.

Lożanka bezprenumeratowa

Aaa… Dobra. Myślałam, że rośnie przez jedzenie, bo też dużo było o gotowaniu i o tym, że pochłaniała sporo. Trochę mnie to zmyliło, ale teraz wszystko jasne! ;) Klik

Jak dla mnie – trochę za dużo obyczajówki, ale OK. Przynajmniej fantastyka jest głośna i wyraźna.

Zastanawiam się, skąd Manty wzięła się w lodówce. Tym bardziej, że myślałaś o rozsyłaniu mailem. I nie mówcie mi, że zaplątała się między jakieś egzotyczne owoce, bo nie słychać o takich lodówkowych sukubach…

No, nie należy zdradzać żony. W jakiś tam sposób facet sobie zasłużył… Ciekawe, co dalej z Manty. Doczeka w łóżku do powrotu ślubnej, gdzieś sobie pójdzie? W ogóle przeciśnie się przez drzwi? Może się skurczyć?

Cebulę kroiłem w drobną kostkę. Wpadając do miski, stukała,

A czy drobna kostka stuka? Wydaje mi się, że jest za lekka, żeby mieć czym stukać.

Babska logika rządzi!

@Finko Dzięki za klika i wizytę. No, musiał być wstęp, żebyśmy poczuli coś, kiedy bohaterowi przytrafia się coś złego. Może Manty roześle potomstwo, a może skurczy się i przemieści wraz z wiatrem;) Zresztą może kończy się jakiś cykl… kto wie.

Jędrna, biała cebulka stuka wpadając do miski. No oczywiście nie jak werble, ale stuka!

Lożanka bezprenumeratowa

Jędrna, biała cebulka stuka wpadając do miski. No oczywiście nie jak werble, ale stuka!

Potwierdzam, to samo z czerwoną, kroiłam dziś, ledwo widzę, ale stukała tak, że słychać było. 

Pecunia non olet

cheeky

U mnie nie stuka. Nie, nie dlatego, że obowiązują inne prawa fizyki…heh

Po prostu mam ten wydajny “dziabak” do cebuli, który tak hałasuje, że nie słychać nawet

własnych myśli…

wink

dum spiro spero

Stuka to mi w gnatach coraz częściej :D

 

W sumie opowiadanie się robi coraz bardziej fantastyczne, jak człowiek sobie uświadomi, że obydwie płcie współcześnie wolą jeść na mieście niż siedzieć w kuchni :D

 

 

entropia nigdy nie maleje

To chyba jest pokłosie zadawania się z młodzieżą;P

Lożanka bezprenumeratowa

cheeky

Podobno autentyk:

– Mamo pomóż!…jak ugotować ryż?…

– Zagotuj dwie szklanki wody…

– Zagotowałam, do której wrzucić ryż?…

laugh

dum spiro spero

Pecunia non olet

smiley

O tototo….heh

yes

dum spiro spero

Cześć.

 

Po niektórych separatorach *** dajesz linijkę przerwy, a po innych nie.

 

żona schowała zielonkawy, połyskliwy peniuar

Kolor nieprzypadkowo odpowiada temu, który wcześniej miała na sobie Manty?

 

Albo

Słyszałeś o nominacjach Oskarowych?

Po „albo” przydałby się dwukropek.

 

Tylko tyle ile trzeba. Potrzeba mi tylko światła i jedzenia.

Powtórzyło się „tylko”.

 

W analogie jestem słaby, a imię „Manty” w pierwszej chwili skojarzyło mi się z diabłem morskim (mantą), chociaż rozmiarowo coś mi nie pasowało… No nic, po przeczytaniu kilku komentarzy załapałem, o co chodzi. Nie przestraszyłem się, więc aspekt horrorowy chyba na mnie nie zadziałał, ale tekścik fajny. Zastanawia mnie jeszcze, dlaczego Manty pozostała niezauważona przez resztę rodziny bohatera? Czy nikt inny w domu nie otwiera lodówki?

 

Pozdróweczka.

Precz z sygnaturkami.

Niebieski_kosmita

Czy nikt inny w domu nie otwiera lodówki?

Ja to sobie wyobraziłem, że ona się w tej lodówce albo dobrze kryje i wybrała najsłabsze ogniwo do ataku, albo… serio nikt nie otwiera lodówki, bo wybrał sobie młodszą… ;-)

 

Tak, przy okazji:

 

Ambush

To chyba jest pokłosie zadawania się z młodzieżą;P

 

Wysłałem ten mem prześmiewczo do byłej (fakt, prawie ćwierć wieku młodsza, ale ciii…)

i z automatu dostałem w pysk odpowiedzią:

 

To zmowa jakaś, czy coś? :D

entropia nigdy nie maleje

Życie…

Poza innymi zaletami mamy intuicję i to wszystko za jedno żebro;P

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

@Niebieski_kosmito spacje poprawię. Tak, kolor wybrał małżonek, jakoś mu tak wyszło;)

Co do jej niewidoczności, po pierwsze była mała, po drugie się chowała, poza tym może wchodziła do lodówki z innego wymiaru specjalnie dla swojego wybranka;) Błędy poprawię, cieszę się, że dało się czytać.

Lożanka bezprenumeratowa

blush

Oooo…będzie się działo…heh

Tak, kolor wybrał małżonek, jakoś mu tak wyszło;)

Małżonek sąsiadki? Wybiera kolory? I tak mu przy tym wyszło… wink

Bo swój to mąż. Zawsze, niestety…smiley

dum spiro spero

Nie, chodziło mi o to, że bohater wybierając prezent dla żony, świadomie, lub nie wizualizował sobie przyjaciółkę. Chciałam, żeby od tego momentu było wiadomo, że to nie jest niewinna przyjaźń;)

Lożanka bezprenumeratowa

smiley

Odszczekuję pod biurkiem…heh

dum spiro spero

Szczeka się “hau”, a nie “heh”. ;-)

Babska logika rządzi!

Dodam, że w średniowieczu należało wejść pod ławę i wypowiedzieć słowa: “zełgałem jak pies, hau, hau”. Wiem, bo odszczekiwali Ci, co oskarżali żony Jagiełły;)

Lożanka bezprenumeratowa

smiley

Szczeka się “hau”

Akurat miałem chrypkę po lodach…

wink

dum spiro spero

Hej Ambush,

Bardzo mi się podobało mi się twoje opowiadanie. Zainteresowały mnie opisy żywności i potraw, z jakiegoś powodu bardzo pasował do opowiadanej historii.

Cześć,

Podoba mi się przetykanie dowcipu i zmęczonej melancholii. Do tego pokazałaś w bardzo zręczny i lekki sposób odwieczną prawdę – że ars amandi i kulinaria sąsiadują ze sobą.

 

Zazgrzytały:

 

“Alarmowanie rodziny” – mi się jednak kojarzy z alarmowaniem mediów czy policji, nie wiem, czy to błąd, ale nie czyta mi się najlepiej, może to tylko ja.

 

“Topiący się strój zredukował się do króciutkiej, błękitnej sukienki.” – to topienie i zredukowanie obok siebie jakoś mi nie pasują.

 

“Wczepiony w jej biodra łapczywie chłonąłem każdy spazm.” – hmm, otwarcie imiosłowem, ale z drugiej strony nie potrafiłbym nic zasugerować w zamian.

 

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Hejka, 

Świetny obraz rodzinki, całość pokazana jego oczami. Też dałam się wciągnąć i zaskoczyć. Pomyślałam, że nowa, zakazana namiętność narobi mu problemów bo mieszkanka lodówki stając się “pełnowymiarowa” nie da się już schować w lodówce. Ale bardziej obawiałam się awantury ze strony żony niż takiego Chrup.

Brawo.

@borku321321 Cieszę się, że wpadłeś. Tak, jedzenie doprowadziło bohatera do seksu, a ten do zguby;)

@GreasySmooth Zmienię redukcję na skurczenie, to pasuje do sukienki. Resztę zostawię. Dzięki za wizytę.

@Nova Bardzo się cieszę, że Cię zaskoczyłam, bo włożyłam w to wiele starań;) Miło, że wpadłaś.

Lożanka bezprenumeratowa

Co autokorekta robi z ludźmi… Niby porządna dziewczyna, a cieszy się, że zaszkodziła. ;-)

Babska logika rządzi!

W końcu jestem użyszkodnikiem;]

Lożanka bezprenumeratowa

Ale, ale, ale… po co zmieniłaś to “zaszkodziłam” na “zaskoczyłam”? Tak było śmiszniej.

A teraz nie wiadomo do czego zacny komentarz Finkli się odnosi.

Ja też chciałem skomentować w tym duchu, ale nie przyszło mi nic dostatecznie śmiesznego na myśl, więc sobie darowałem :D

entropia nigdy nie maleje

Bo jestem sfrustrowaną dysortograficzką;P

Lożanka bezprenumeratowa

To ja idę pilnować żonę, żeby nie zjadła za dużo. Świetne opowiadanie.

@MichaleBronisławie, pilnuj żeby nie znalazła modliszki!;) Cieszę się, że się podobało.

Lożanka bezprenumeratowa

entropia nigdy nie maleje

Widzę, Jim że zacząłeś robić sałatki;)

Lożanka bezprenumeratowa

No mnie się spodobało :) Choć może za dużo jak na mój gust tych opisów z życia codziennego, ciekawie zaczęło się robić dopiero pod koniec… Ale finał wynagrodził z nawiązką :D Pozdrawiam!

Spodziewaj się niespodziewanego

@Nana ciesze się, że się podobało. Zaskoczyć chciałam i dać szansę czytelnikowi, żeby polubił cudzołożnika, lub chociaż jakoś wszedł w jego położenie.

Lożanka bezprenumeratowa

Cześć,

 

Trochę dziwna, ale na swój sposób dość ciekawa “erofantastyka”:)

 

Pozdrawiam.

A czemu dziwna @JPolski?;) Bo wciąż dążę do udoskonalania… to może coś poprawię.

Lożanka bezprenumeratowa

Miałem na myśli tylko to, że dziwny, nietypowy pomysł z tym obiektem westchnień z lodówki. Ale ja też mam przedziwne pomysły przecież:)

A bo myślałam, że mi coś wytkniesz, a taka ogólna dziwność to cóż, chyba taka jestem.

Lożanka bezprenumeratowa

Nie wytykam, bo właściwie nie ma co… no mogę tylko dodać, że mnie opowiadanko nie powaliło, ale dlatego, że gdzieś już czytałem lub zetknąłem się z podobnym pomysłem. Nie było tam co prawda lodówki;) A dziwność… no wiesz Ambush, chyba większość użytkowników portalu to dziwacy dla ogółu społeczeństwa, bo jak się poświęca tyle czasu na wymyślanie i pisanie różnych „bzdetów", których „normalni" ludzie nie czytają, bez większych szans na monetyzację, a co często jest żmudną i monotonną katorgą, to trzeba być „dziwnym";)

Super. Będzie ocena. Wysoka. 

Ze spraw technicznych, drobnych, detalicznych, mnie nie podobają się dwa zdania:

  1. “Manty, jesteś łobuzem”. Może “łobuziarą”, bo to ona, nie on?
  2. “Towarzyszył mi jedynie Buena Vista Social Club”. Błagam, dopisz, że chodzi o zespół “Buena Vista Social Club”. Jak pojawia się końcówka “a” (Buena Vista), to z automatu moja podświadomość chce przekształcić wyraz “towarzyszył” na “towarzyszyła”. Poza tym można dodać tu cudzysłów. Co sądzisz?

 

Bardzo zacne opowiadanie. :)

Od początku miałam wrażenie, że „kuchenne rewolucje” bohatera, będące efektem znalezienia w lodówce osobliwej istoty płci żeńskiej, do niczego dobrego nie doprowadzą, co potwierdził wiele mówiący finał i doświadczenie nieprzyjemnego chrupnięcia. 

 

– I za to mnie lu­bisz?! – spy­ta­ła, mru­żąc oczy. → Czemu tu służy wykrzyknik?

 

wy­da­wa­ło mi się, że w prze­ży­łem już ważne… → Zbędny grzybek w pomidorowej.

 

W Mi­ko­łaj­ki do późna ukła­da­łem z Krzy­siem… → W mi­ko­łaj­ki do późna ukła­da­łem z Krzy­siem

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Zostawiłem sobie ten tekst w kolejce do czytania i tak wyszło, że scrollując go zobaczyłem zakończenie… i tak jakoś na długo mnie to zniechęciło, bo nie przepadam za horrorami. Ale w końcu się przełamałem i okazało się, że miałem z czytania sporo frajdy, łatwo się utożsamić z bohaterem, człowiek aż widzi się w jego sytuacji za te parę, parenaście lat :-) No i to horrorowate zakończenie było tu w połączeniu z całą fabułą ciekawym i sensownym zakończeniem. 

W kontekście realizmu świata przedstawionego, to nieco trudno było mi tylko uwierzyć, że żona ani razu nie wpadła na jego rozmowę w kuchni – szczególnie, jeśli zaczęło jej to jego przesiadywanie w kuchni irytować, prawie pewne wydaje się jednak, że spróbowałaby go tam raz czy dwa “sprawdzić” z zaskoczenia. Myślę, że taka scena, w której bohater jakoś mniej lub bardziej sensownie wybroniłby się przed jej oskarżeniami, dodałaby tu trochę realizmu, bo tak czuję, że w logice świata jest jakaś mała dziura – ale pomysł jest na tyle fajny, że bez problemu przymykam na nią oko ;)

Sympatyczne :)

Przynoszę radość :)

Dzieki @JPolsky.

@maciejkozlowski Cieszę się, że wpadłeś. Dzięki za recenzję. “Buena vistę poprawię”, nad łobuziarą się jeszcze zastanowię, bo dziś już chyba tak nikt nie mówi.

@regulatorzy Ośmiornica twierdziła, na początku bety, że facet robiący sałatkę to mój element fantastyczny;) Błędy zaraz poprawę. Dziękuję za wizyttę i recenzję.

@gimlos Dzięki za wizytę i przymknięcie oka. Na swoją obronę powiem, że często żony różnych potworów po fakcie zeznają, że mąż miał swoje sprawy w komórce i jak się zaglądało to robiło się niemiło. No, ale na pewno można było ten mroczniejszy rys uwypuklić. Za bardzo chciałam, żebyście go polubili.

Dzięki @Anet.

Lożanka bezprenumeratowa

Hej!

 

Dobry tekst. Ładnie napisany, wciągnął mnie.

Któż z nas nie zetknął się kiedyś w życiu z taką demoniczną Manty… ,)

Ty to masz przeżycia kronosie;)

Ale cieszę się, że podobało się i że wpadłeś poczytać.

Lożanka bezprenumeratowa

Fajna historia, wartko napisana. Byłem ciekaw finału – zastanawiałem się, czy Manty nie okaże się jedynie wytworem wyobraźni bohatera, a jeśli nie, to jakie kłopoty mogą z tego wyniknąć. Nie takiego zakończenia się spodziewałem, ale to też mnie satysfakcjonuje, przy czym (oczywiście jak dla mnie) aż się prosiło, aby pod sam koniec bardziej odsłonić owadzią naturę kochanki. Tak, żeby czytelnik podejrzewał, co się szykuje.

Pozdrawiam! 

@adam_c4 cieszę się, że fajna i że udało mi się zaciekawić. Bardzo chciałam kompletnie zaskoczyć. Zwłaszcza, że często czytelnicy piszą, że rzucane grube okruchy, doprowadziły ich do rozwiązania na pierwszej, drugiej stronie tekstu.

Lożanka bezprenumeratowa

Nowa Fantastyka