- Opowiadanie: Maciek295 - Poligeren

Poligeren

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Poligeren

Przedstawiam piąty rozdział Poligerenu. O ile na ocenie fabuły i pomysłu nie zalezy mi aż tak bardzo, to chciałbym wiedzieć jak z moim stylem, jakie blędy robię itd. (strona techniczna)

 

Szpital

 

 

Sen Marcina przerwał odgłos hamującego z piskiem samochodu. To pewnie ten głupi sąsiad znowu popisuje się przed swoją dziewczyną, pomyślał Marcin, po czym przetarł zaspane oczy i ziewnął. Ze zdumieniem stwierdził, że wieko podczas długiej nocy nie zmieniło swojego położenia ani o centymetr. Wciąż leżało przytknięte do klatki piersiowej niczym przyssawka zassana do szyby. Gdy tylko położył ręce na metalowej powierzchni wieka, zorientował się, że jest ona nadal tak samo przyjemnie ciepła, jak wczoraj. To dziwne, pomyślał Marcin. Ciepło emanujące od tego tajemniczego przedmiotu wydawało mu się tylko miłym złudzeniem, anomalią, spowodowaną nadmiernym zmęczeniem. Jednak teraz, gdy był całkowicie wypoczęty, to przyjemne zjawisko wciąż trwało. Czemu? Marcin szukał odpowiedzi na to pytanie przez dobre kilka minut. Jedyne sensowne rozwiązanie, jednak nadal dość abstrakcyjne, mówiło o tym, że wieko ma w sobie jakąś baterię, lub inne źródło ciepła. Głupie wytłumaczenie, jednak z braku innego, bardziej rozsądnego, gotów był uwierzyć w to, które przed chwilą sam stworzył.

Na strychu było nadal bardzo zimno, jednak Marcin odkrył, że żadna część jego chudego ciała nie uległa odmrożeniu podczas nocy. Podziękowawszy niebiosom za zesłanie mu gorejącego wieka, zszedł po cichu na dół. Domyślił się, w jakim nastroju są rodzice po wczorajszej awanturze, dlatego postanowił nawet ich nie szukać. Naprędce zakradł się do szafki, wyjął z niej płatki, które następnie wsypał do miski i zalał mlekiem. Zwykle, gdy spał za karę na strychu, takie śniadanie było dla niego istną manną z nieba. Teraz jednak czuł, że była to zwykła zupa mleczna, smakująca tak zwyczajnie, jak to tylko możliwe. Gdy tylko odkrył, że śniadanie nie przyniosło mu spodziewanej ulgi, zorientował się, że noc spędzona na strychu nie spowodowała bólu pleców, czy kolan, jak to zwykle było. Wręcz przeciwnie. Marcin czuł się tak wypoczęty, jakby właśnie wyszedł z salonu masażu. Może to wieko ma też jakieś właściwości lecznicze? A kto to wie, pomyślał Marcin i wypił ostatnią łyżkę mleka.

 

Po śniadaniu znów pomaszerował na strych. Szybko znalazł wieko i zniósł je, z niemałym wysiłkiem, na dół. Na szczęście droga od strychu do pokoju Marcina, nie była długa, dlatego chłopak nie namęczył się zbytnio przy przenoszeniu wieka. Gdy w końcu dotarł do celu, ze smutkiem stwierdził, że przez noc, znalazła się w nim nowa porcja śmieci. Tym razem były to opakowania po prezentach, pozostałe z wczorajszej wigilii.

– Przeklęty smarkacz – mruknął Marcin pod nosem, wiedząc, że sprawcą tego występku jest Daniel.

Prędko odgarnął papier pakowy z łóżka, robiąc miejsce wieku. Gdy tylko wylądowało ono na pościeli, Marcin wtulił się w nie i westchnął, poczuwszy zalewające go od środka ciepło. I nagle poczuł ukłucie w brzuchu. Takie samo jak towarzyszyło mu wczoraj, podczas pierwszego kontaktu z wiekiem. Zsunął się z łóżka i zerknął srogo na leżący na nim przedmiot. Ponownie zobaczył wygrawerowany napis: Poligeren – Ziemie Obce. Co to, u licha, może znaczyć? Nie czekając długo, schował wieko pod łóżko i zszedł na dół, do biura taty, aby wyjaśnić tą tajemnicę.

Piotr Chojnicki był zastępcą właściciela firmy produkującej drewniane modele różnych słynnych budowli. Ostatnio wspominał, że niesamowite wzięcie mają miniaturowe opery z Sydney. Jedna z nich stała właśnie na biurku. Marcin zastanawiał się, czemu jest tak rozchwytywana. Ot, kupa drewna i tyle. Czy ludzie nie mają, na co wydawać kasy?

– A ty przyszedłeś tutaj w jakimś celu, czy po prostu wszedłeś, bo nie miałeś, co robić?– spytał ironicznie Piotr mierząc syna karcącym wzrokiem.

– Nie, ja się chciałem spytać, czy mogę użyć twojego komputera. Bo widzisz, mam zadane do domu parę słów do wyjaśnienia, i nie bardzo wiem, co one znaczą.

Piotr jęknął z dezaprobatą i ustąpił miejsca przy biurku synowi.

– Pięć minut – rzucił prędko i rozsiadł się w skórzanym fotelu.

– Tato, pogodziliście już się?

– Że niby kto?

– No ty i mama.

– Nie rozmawiajmy o tym. To, co wczoraj zaszło, to sprawa między mną, a mamą.

Marcin z chęcią polemizowałby na ten temat z tatą, ale bał się, że skończy się to wrzaskami i wyląduję za drzwiami. Tymczasem zależało mu na sprawdzeniu dwóch haseł w komputerze. Prędko usiadł przy biurku taty i wystukał na klawiaturze „ Poligeren”. Wyszukiwarka automatycznie zapytała: „Czy chodziło Ci o: poligen?” Nie, nie sądzę, pomyślał Marcin kipiąc ze złości. Postanowił spróbować z drugim hasłem. Cofnął się do poprzedniej strony i wpisał „Ziemie Obce”. Jednak rezultaty poszukiwania jakiś sensownych informacji o miejscu ich położenia, skończyły się na odwiedzeniu kilku stron o UFO, i artykułów jakichś fanatyków, twierdzących, że istnieje życie na innych planetach.

– Już? – wtrącił się Piotr.

– Tak, już – odparł z dezaprobatą Marcin i już chciał ruszyć do drzwi, gdy zapytał:

– A co z babcią?

Stefania Giersz była ekspertką w sprawach tajemniczych osób, albo miejsc. Przed wojną mieszkała w Warszawie, jednak na początku lat sześćdziesiątych przeniosła się do Mińska Mazowieckiego, gdzie spotkała swojego przyszłego męża, Janusza. Razem z nim studiowali historię tego miasta i wiedzieli o nim praktycznie wszystko. Więc skoro to wieko znajduję się w tym mieście i niewątpliwie ukrywa w sobie jakąś tajemnicę, jedyną osobą, która mogłaby pomóc Marcinowi w jej rozwiązaniu jest jego babcia.

– Nic mi na razie nie wiadomo. Jak tylko mama zadzwoni ze szpitala, powiem ci.

Marcin mruknął, spuścił głowę i wyszedł z pokoju. Opuściwszy go, usłyszał dźwięk dzwoniącego telefonu. Dobiegał zza jego pleców; z biura taty. Coś podpowiedziało Marcinowi, aby poczekał chwilę, a nóż to właśnie mama dzwoni ze szpitala?

Drzwi były bardzo cienkie, więc Marcin z łatwością słyszał rozmowę telefoniczną.

– No to całe szczęście… – westchnął Piotr. – Tak, tak, to dobrze. – Dodał.

Marcin już czuł, że jego przeczucia się wypełniły. Dzwoniła mama.

– Kochanie, musimy porozmawiać. Przyjadę do szpitala za pół godziny. Pa. – Piotr odłożył słuchawkę.

Marcin, gdy usłyszał kroki taty odskoczył od drzwi i udawał, że właśnie idzie do łazienki.

– Ejejej. Nie tak szybko, młody. Podsłuchiwałeś?

Marcin odwrócił się na pięcie i szybko rzucił:

– Tak, bo chyba mam prawo wiedzieć, co się dzieję z babcią.

Z oczu Piotra można było wyczytać, że zgadza się ze słowami syna, ale nie chce tego po sobie poznać.

– Zabierzesz mnie do szpitala?

– A ty, po co tam? Babcia chce odpoczywać, nie potrzebny jej będzie twój świergot nad uchem.

– Chciałbym z nią porozmawiać. I myślę, że ona też.

– No nie wiem…

– Proszę!

– Och, no dobrze. Naszykuj się, bo za dziesięć minut wyjeżdżamy.

 

Marcin nawet nie wiedział, że umie się tak szybko przebrać. Po minucie stał już na środku pokoju w najlepszej koszuli, jaką miał i w lekko zdezelowanych spodniach. Przed wyjściem zerknął jeszcze raz na wieko. Chciał tylko rzucić na nie okiem, przeczytać jeszcze raz napis wyryty na środku, żeby nie wymazał mu się z pamięci, ale widok wieka tak bardzo go fascynował…

Nie mógł się oprzeć.

Położył się na nim i zamknął na chwilę oczy, rozkoszując się ciepłem. Ale wtedy zrozumiał, że to nie ono go tak urzeka. Poczuł, że to wieko go przyciąga. Przypominało to trochę zachowanie jakiegoś pijaka mówiącego: „Wypiję jeszcze tylko jednego i już idę…” A potem wypijał kolejne dziesięć kieliszków. Z tymże w tym przypadku kieliszki to były minuty, a trunkiem, wieko.

Z tego dziwnego letargu, którego istnienia sam Marcin nie mógł pojąć, wyrwał go głos taty:

– Jak nie będzie cię tu za pięć sekund to jadę bez ciebie! – zagroził.

Marcin pożegnał się z wiekiem, jakby rozstawał się z najlepszym przyjacielem, a potem zbiegł po schodach, tak szybko jak mógł. Piotr czekał już na niego w przedsionku.

 

Droga do szpitala dłużyła się niemiłosiernie, a gdy tylko dojechali na miejsce, Marcin wyskoczył z samochodu i już chciał rzucić się biegiem do drzwi, gdy domyślił się, że takie zachowanie zdziwiłoby bardzo Piotra. Dlatego zmusił się, aby iść w miarę wolno, tuż za tatą. W recepcji szpitala poinformowano Piotra, że jego teściowa leży w sali numer czternaście, a następnie poinstruowano go, jak do niej dojść. Marcin nie zwlekał. Wyprzedził ojca i jako pierwszy dotarł do celu. Przy łóżku babci siedziała Anna. Stefania wyglądała już normalnie, na jej twarzy widniał uśmiech, a skóra przybrała bardziej żółtawy odcień. Marcin wpadł szybko do sali i przywitał się z babcią.

– Gdzie jest tata? – wtrąciła Anna.

– Zaraz przyjdzie – odparł Marcin.

Rzeczywiście, Piotr przyszedł chwilę potem. Natychmiast zapoznał się ze stanem zdrowia Stefanii, a potem zaprosił Annę na prywatną rozmowę. Gdy tylko rodzice wyszli z sali Marcin przysiadł na krzesełku obok łóżka babci i zapytał:

– Jak się czujesz?

Nie wiem, czemu o to pytał. Nie chciało mu się słuchać wywodów babci, jak to ją bolą kości albo głowa. Przyszedł tu w jednym celu. Spróbować dowiedzieć się czegoś o dziwnym napisie na wieku.

Dlaczego jest taki egoistyczny? Dlaczego stan zdrowia babci jest mu obojętny?

Marcin wyrzucił sobie w duchu swoje zachowanie i zerknął na babcię. Czas pozbawił jej skóry gładkości, a przyprawił niezliczone ilości zmarszczek. Włosy, całkowicie wyprane z jakiegokolwiek koloru spływały po chudej twarzy Stefanii.

– Ej! Słuchasz mnie?!

–Tak babciu… naturalnie. Słuchaj, babciu. Przyszedłem tutaj, bo chciałbyś się o coś ciebie zapytać.

– No to pytaj, młody człowieku.

– Może to zabrzmi dziwnie, ale… czy słyszałaś o czymś takim jak Poligeren, lub Ziemie Obce?

Stefania chwilę patrzyła się na wnuczka, jak na dziecko specjalnej troski, by chwilę potem spoważnieć i wyłupić oczy.

– Skąd o tym wiesz?

Marcina zamurowało. Jego nadzieje się spełniły!

– A z takiej książki – skłamał.

– No więc istnieje bardzo stara legenda, którą kiedyś opowiedział mi Ignacy Stasiszewski, mój nauczyciel ze szkoły. Głosi ona, że przed pojawieniem się człowieka, Ziemią władały dziwne stwory, ich nazw nie mogę sobie teraz przypomnieć. Przez miliony lat ewoluowały, by w końcu posiadać rozum i inteligencję, równą ludzkiej, a nawet ją przewyższającą. Gdy odkryły bogactwa Ziemi, zaczęły o nią walczyć. Przegrana armia opuściła Ziemię i osiedliła się w nieznanym nikomu świecie. Tymczasem armia zwycięska świętowała wiktorię. Jednak ich radość nie trwała długo. Przegrane wojska ruszyły z odsieczą i zdobyły Ziemię. Jednak odkryły, że świat, do którego zostały wygnane, był znacznie bardziej bogaty i obfitszy, dlatego pozostawiły Ziemię niezasiedloną. Świat, w którym zamieszkały po przegranej bitwie nazwały Poligerenem, a opuszczoną i nikomu nieznaną planetę, Ziemiami Obcymi. Legenda ta głosi również, że podobno istnieje przejście między Ziemiami Obcymi, a Poligerenem, jednak jak dotąd nikomu nie udało się go znaleźć. Ponoć nawet stwory z Poligerenu, przedostają się tutaj, lecz nikt ich nie widział. Nie wiem ile w tym prawdy, Marcinie, i właściwie nie rozumiem, czemu przeczytałeś to w jakiejś książce. Możesz mi podać jej tytuł? Chętnie bym do niej zajrzała…

Marcina zmroziło. Usłyszał więcej, niż się spodziewał.

– Nie pamiętam tytułu, babciu – rzucił i już chciał wybiec z sali, kiedy nagle jakiś głos zamruczał mu w głowie: „Ona za dużo wie!”. Głos był oschły i pozbawiony jakichkolwiek emocji, jakby dobiegał z maszyny do gry. Marcin uznał go za halucynacje i ruszył do drzwi. „Stop! Nie możesz odejść! Jeśli odejdziesz, zginiesz razem z nią!” Tym razem głos był zbyt wyraźny, jak na omamy. Marcin usiadł zszokowany na krześle przy wyjściu i spojrzał nienawistnym wzrokiem na babcię. Szeptała coś… Jakby się o coś pytała. Ale jej głos był dla Marcina niesłyszalny. Siedział w zadumie i słuchał dalszych poleceń. „Wstań!” Wstał. „Wyciągnij rękę!” Marcin uniósł w powietrze prawą dłoń. „ A teraz powiedz: Netherlave” Marcin szybko powtórzył w myślał to dziwne słowo, aby nic nie pomieszać, a potem wypowiedział je:

– Netherlave – mruknął, a gdy tylko to zrobił, salę przepełnił głośny śmiech, mieszający się z głośnym „Piiiii”. Przed oczami Marcina przebiegły pielęgniarki.

Potem zemdlał.

Koniec
Nowa Fantastyka