- Opowiadanie: fanthomas - Inne miasta

Inne miasta

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Użytkownicy, Finkla

Oceny

Inne miasta

– Weźmiesz udział w eksperymencie. Nie jest on dobrowolny. Stanie się to, czy tego chcesz, czy nie. Nie uciekniesz, bo nie ma innych miejsc, ani innych miast.

Ocknąłem się na chodniku. Pobliskie budynki otulała gęsta mgła. Rozpoznałem jedynie znajdujący się nieopodal sklepik z galanterią. Stała pod nim jakaś postać. Chciałem szybko się podnieść, ale zakręciło mi się w głowie i ponownie upadłem. Na ten widok nieznana osoba oderwała się od ściany i podbiegła. Okazało się, że to młoda dziewczyna. Miała na sobie niebieską sukienkę w grochy. Jej długie ciemne włosy opadały na ramiona.

– Nic panu nie jest? – zapytała.

– Ja… Nie wiem… Nie wiem, co się stało. Chyba zemdlałem.

– Wszystko widziałam. Podjechał czarny mercedes. Wyrzucili pana na ulicę. Łotry!

– Nic nie pamiętam.

– Więc nie wie pan, kim oni są?

– Nie.

– To straszne zostać tak przypadkowo napadniętym.

Powoli wstałem. Przestało mi wirować w głowie, więc ruszyłem tam, gdzie znajdował się mój dom.

– Nie mogę pana zostawić w takim stanie – powiedziała dziewczyna. – Ledwo stoi pan na nogach. Pomogę panu.

Nie protestowałem. Odprowadziła mnie pod drzwi. Na szczęście w międzyczasie ani razu się nie przewróciłem.

– To ja już pójdę – rzekła z lekkim wahaniem.

– Dziękuję pani.

– Jestem Sophie.

Kiwnąłem głową i jeszcze raz podziękowałem. Odwróciłem się i zacząłem grzebać w kieszeniach, próbując znaleźć klucze. Natrafiłem na wypchany pieniędzmi portfel. Na szczęście mnie nie okradziono. Dlaczego więc zostałem napadnięty?

Odwróciłem się. Dziewczyna już odeszła. Byłem jej coś dłużny.

Sophie. Wydawało mi się, że skądś ją znam. Może pracowała w sklepie z galanterią i tam ją widziałem?

Mój ojciec jeździł czarnym mercedesem. Nie kojarzyłem jednak, żebym wsiadał do podobnego pojazdu w ostatnim czasie. Nic nie pamiętałem. Żadnego porwania, żadnych napastników. Musiałem mocno dostać w głowę.

Wszedłem do mieszkania i zapaliłem światło. Przywitały mnie obce przedmioty. Nic nie wydawało się znajome. Czy tutaj do tej pory żyłem? Na pewno, skoro miałem klucze. Jak w ogóle się nazywałem?

Zajrzałem do portfela i wyjąłem dowód osobisty. Twarz na zdjęciu pasowała do tej, która odbijała się w lustrze w hallu.

Alain Caboche. To ja. Wiedziałem już jak się nazywam, ale nic mi to nie dało. Jedyną osobą, która stanowiła dla mnie jakikolwiek punkt odniesienia była niedawno poznana dziewczyna, Sophie. Poza nią wszystko było czarną plamą. Co mi się stało? Dlaczego utraciłem wspomnienia? Co oni mi zrobili?

Położyłem się na łóżku, które należało-nie należało do mnie. Nie mogłem zasnąć. Bolała mnie głowa, w której kłębiło się tak wiele pytań bez odpowiedzi. Ciemny obłok zasnuł poprzedni dzień oraz wiele wcześniejszych. Próbowałem sobie cokolwiek przypomnieć, ale jedyne, co pamiętałem to ojca, jeżdżącego czarnym mercedesem i matkę, która pracowała w sklepie z galanterią. Nie widziałem jednak wyraźnie ich twarzy.

Noc była czarna, bezgwiezdna, a ranek szary, bez choćby odrobiny słońca. Nie zmrużyłem oka, nie śniłem, oplatały mnie jedynie urywki wspomnień, które równie dobrze mogły zostać wykreowane przez moją wyobraźnię.

Mgła rozlała się po mieście i kiedy wyjrzałem przez okno ledwo dostrzegałem zarys sąsiedniego budynku. Wszystko traciło kontury i się rozpływało.

Wyszedłem z domu i skierowałem się tam, gdzie odzyskałem przytomność, w stronę sklepu z galanterią. Ludzie, których mijałem nie mieli twarzy. Przeraziło mnie to. Jakże potworne wydawało się to miasto. W końcu z mgły wyłonił się zarys sklepu. Pod ścianą stała Sophie. Byłem już tak blisko, nagle jednak zdałem sobie sprawę, że wszystkie samochody zaparkowane przy ulicy były czarnymi mercedesami. Z dowolnego z nich mogli wyskoczyć tajemniczy napastnicy i wciągnąć mnie do środka. Gdy o tym pomyślałem, zobaczyłem siebie w ciemnym wnętrzu. Naprzeciw mnie ktoś siedział, ale nie widziałem jego twarzy. Palił cygaro. Zakrztusiłem się dymem, choć przecież wciąż stałem na chodniku.

– Weźmiesz udział w eksperymencie – powiedział nieznajomy. – Nie jest on dobrowolny. Stanie się to, czy tego chcesz, czy nie. Nie uciekniesz, bo nie ma innych miejsc, ani innych miast.

Czułem jak się przewracam i uderzam głową o chodnik. Zabolało. Zobaczyłem jak biegnie w moją stronę dziewczyna w sukience w grochy.

– Nic panu nie jest? – zapytała.

– Sophie – wyszeptałem.

– Skąd pan zna moje imię?

Wyglądała na zdziwioną. Czyżby też cierpiała na problemy z pamięcią? Może każdego w tym mieście dopadała nagła amnezja? Czy miało to coś wspólnego z kłębiącą się wszędzie mgłą?

Kręciło mi się w głowie. Nawet nie próbowałem wstać, jedynie przykucnąłem.

– Spotkaliśmy się wczoraj – powiedziałem.

– Przepraszam, ale nie przypominam sobie.

– Napadli mnie jacyś ludzie, a pani mi pomogła. Odprowadziła pod drzwi.

– Ci sami co dziś?

– To znaczy?

– Ten czarny mercedes, który przed chwilą podjechał. Wyrzucili pana z niego. Brutalnie. Uderzył pan głową o chodnik.

– Nie… To było wczoraj.

– To pewnie chwilowe otumanienie. Dojdzie pan do siebie.

– Czy mogłaby pani… mnie odprowadzić?

– W sumie przed chwilą skończyłam pracę i jestem teraz… wolna.

– Pracuje pani w tym sklepie?

– Tak.

– Zupełnie jak moja matka.

– Ciekawy zbieg okoliczności. Jak jej na imię?

– Sophie.

A potem wszystko potoczyło się tak jak dzień wcześniej. Odprowadziła mnie pod drzwi, a potem odeszła, a ja zacząłem szukać kluczy i zdałem sobie sprawę, że na szczęście mnie nie okradziono. Później wszedłem do mieszkania, które tonęło w półmroku, jakby mgła pochłonęła całe światło dnia.

Sophie. Tak miała na imię moja matka. Ona też pracowała w sklepie z galanterią. Nosiła identyczną sukienkę, jak niedawno poznana dziewczyna. Miała nawet podobną twarz.

Ale czy na pewno? Może dwie osoby zlały mi się w jedną? Znów bolała mnie głowa. Uderzyłem nią o chodnik. Czy faktycznie mnie napadli? Sophie tak powiedziała. Po co miałaby kłamać?

Ten dzień był identyczny jak poprzedni. Kolejny też taki będzie? Czyżbym wpadł w pętlę czasu i teraz w nieskończoność wszystko będzie się powtarzać?

Musiałem znaleźć zdjęcia rodziców, przypomnieć sobie ich twarze. Gdzieś przecież powinienem mieć jakieś pamiątki po nich.

Zacząłem przeszukiwać mieszkanie. Miałem na to całą noc, a może nawet czas przestał mnie ograniczać i mógłbym to robić przez kolejne dni, bez końca. Nie chciałem jednak tego. Marzyłem o tym, by się wyrwać z tej monotonii.

Wyjadę z tego miasta. Gdzieś indziej musi być inaczej. Bez tej mgły, ludzi bez twarzy i czarnych mercedesów.

W końcu znalazłem stary album ze zdjęciami. Początkowo nie poznawałem żadnej z widocznych na nich osób, aż do momentu, gdy natrafiłem na fotografię przedstawiającą sklep z galanterią i stojącą pod nim dziewczynę w niebieskiej sukni w grochy oraz tulącego się do niej mężczyznę, który wyglądał jak ja. Na odwrocie zapisano: Alain i Sophie Caboche.

Przyjrzałem się bliżej zdjęciu. Dostrzegłem zaparkowany przy ulicy czarny mercedes. Stało przy nim jakieś dziecko, chłopiec. Ich syn.

Mój ojciec miał na imię Alain. Wyglądał zupełnie jak mężczyzna widoczny na zdjęciu.

To byli moi rodzice, a ten chłopiec to ja.

Nie wpadłem w pętlę czasu, nie cofnąłem się w przeszłość. Żyłem we wspomnieniu mojego ojca.

Znów nastał ranek. Mgły otulały miasto. Zupełnie jak wczoraj i przedwczoraj.

Opuściłem mieszkanie i ruszyłem w kierunku sklepu z galanterią. Musiałem poznać prawdę, choć wiedziałem, że ona nie istnieje. Nikt nie wytłumaczy, o co w tym wszystkim chodzi, zwłaszcza mijani na ulicy ludzie, których twarzy mój ojciec nawet nie zapamiętał. Miejsca, których nigdy nie odwiedził otulała mgła. Skoro byłem teraz nim, to gdzie przebywałem prawdziwy ja? Ten mały chłopiec ze zdjęcia. Jeszcze się nie urodziłem? Czy może już umarłem? Albo byłem w innym wspomnieniu.

Gdy zauważyłem w oddali sklep z galanterią, zatrzymałem się gwałtownie. Jeśli tam pójdę, wszystko znowu zatoczy koło. Odwróciłem się więc i udałem się w przeciwną stronę. Musiałem uciec. Są przecież inne wspomnienia, inne miasta.

Koniec

Komentarze

Witaj.

Niepokojąca opowieść. W sumie wydaje się, że nie ma ona końca, niczym owo zapętlenie, które podejrzewał bohater. A jednak jest przecież tajemniczy mężczyzna w mercedesie, który zapowiada eksperyment. I twierdzi, że nie ma innych miast. Kto więc ma rację? 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Cześć, to ciekawy i faktycznie przygnębiający tekst. Enigmatyczny i z otwartym zakończeniem, lubię takie. Myślę, że właśnie nie sama pętla, mercedes czy eksperyment są tu straszne, a ten nimb tajemnicy. Chcielibyśmy odpowiedzi, bo jesteśmy przyzwyczajeni, że je otrzymujemy, ale będąc bezbronnym, szarym człowiekiem możemy nigdy nie dowiedzieć się, kto nas prześladuje, od jak dawna i na czym to wszystko polega, nie wspominając o celowości. Ta niewiedza i bezsilność są prawdziwie niepokojące.

Natomiast wykonanie też całkiem przyzwoite, tekst jest krótki, więc czytało się szybko i w miarę przyjemnie. Fajny pomysł, innymi słowy. Pozdrawiam.

 

Hej 

Jak dla mnie zbyt surrealistyczne. Jednak wciągnęło mnie i przeczytałem z przyjemnością. Tak jak poprzednicy napisali przygnebiające i niepokojące co tworzy świetny klimat opowiadania. 

pozdrawiam

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Dzięki za przeczytanie! Takie było zamierzenie, żeby był to tekst surrealistyczny i enigmatyczny, być może wyszedł nawet bardziej, niż chciałem, więc pewnie sporo osób odrzuci, ale cóż innego mogło wyjść skoro inspirowałem się filmami dwóch francuskich reżyserów-surrealistów, Alaina Resnaisa i Alaina Robbe-Grilleta (stąd imię Alain znalazło się także w tekście)

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

fanthomas

 

 

 

Ja spróbowałem zmierzyć się z psem andaluzyjskim ale wyszedłem z tego starcia na tarczy :) malarstwo surrealistyczne też do mnie nie przemawia. Tym bardziej podziwiam twoje zainteresowanie.

"On jest dziwnym wirtuozem – Na organach ludzkich gra Budząc zachwyt albo grozę, Myli się, lecz bal wciąż trwa. Powiedz, kogo obchodzi gra, Z której żywy nie wychodzi nigdy nikt? Tam nic nie ma! To złudzenia! Na sobie testujemy Każdą prawdę i mit."

Pies andaluzyjski to już surrealizm dla zaawansowanych, też nie lubię, ale różne filmy z pogranicza jawy i snu jak najbardziej

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

A mi się spodobało, co w sumie zaskakujące, bo do fanów surrealizmu nie należę :-) Ale jest w tym tekście coś magnetycznego. Surowo, w kilku zdaniach zarysowane tło i postać bohatera, a jednak nie miałem wrażenia, że wiem o nim zbyt mało, by go zrozumieć.

Mnogość interpretacji jest zdecydowanie mocną stroną tego opowiadania. Wylewa się z niego niepokój i przygnębienie, ale prawdopodobnie każdy czytelnik inaczej mógłby umotywować, skąd się one biorą. 

Czy bohater faktycznie jest dzieckiem z fotografii? Być może po raz ostatni widział wtedy ojca, który np. zostawił jego i matkę i wyobraża sobie teraz, co by było gdyby ojciec postąpił inaczej? A może to jednak ojciec jest prawdziwym bohaterem? Może to thriller sci-fi, w którym świadomość zmarłego syna została przeniesiona do wspomnienia najbliższej mu osoby, czyli ojca? 

Dawno już nie zastanawiałem się tak długo, nad tak krótkim tekstem :-) Ode mnie biblioteczny klik.

Tekst przeskoczył kolejkę, bo autor ten sam, jak czytanego ostatnio Fandango. I warto było, bo daje możliwość różnych interpretacji i kontynuacji. Nie pozwala przezeń przelecieć i od razu wymazać.

Bardzo szczególne to opowiadanie i choć mocno abstrakcyjne, to jednocześnie szalenie intrygujące, nie dopuszczające obojętności.

 

Mia­łem na to całą noc, a może nawet czas prze­stał mnie ogra­ni­czać i mógł­bym to robić przez ko­lej­ne dni, bez końca. Nie chcia­łem jed­nak tego. Ma­rzy­łem o tym, by się wy­rwać z tej mo­no­to­nii.

Wy­ja­dę z tego mia­sta. Gdzieś in­dziej musi być ina­czej. Bez tej mgły… → Powtórzenia.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajny pomysł na życie w czyichś wspomnieniach. Ten brak twarzy jest świetny.

Szkoda, że nie wyjaśniasz, na czym polega eksperyment.

Bohater nie pamięta, jak się nazywa, ale potrafi trafić do domu. Trochę to niekonsekwentne.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka