Takie piękne prezenty dostałem:
Na rozstaju dróg + Podróż przez śnieg
Wiem, że będziecie marudzić na śladowe ilości, bo przecież nie na jej brak. ;)
Takie piękne prezenty dostałem:
Na rozstaju dróg + Podróż przez śnieg
Wiem, że będziecie marudzić na śladowe ilości, bo przecież nie na jej brak. ;)
„Że też musiało się to zdarzyć właśnie dzisiaj” – pomyślał Marek, a wszelkie możliwe, negatywne emocje przepływały przez jego umysł z szybkością i intensywnością huraganu. Zaczynał się już nawet cieszyć tą samotnością. Proboszcz, w kolejnym akcie złośliwości, zostawił go na plebanii i pojechał na kolację wigilijną do kurii, a jemu polecił przygotować wszystko do pasterki. Aby jeszcze bardziej go upokorzyć, pozwolił gospodyni wziąć tego dnia wolne. Mimo to na stole stało dwanaście potraw, które Marek sam sobie przygotował.
Chleb, masło, śledzie w śmietanie, barszcz i uszka z grzybami kupił w lokalnym sklepie. Kapustę z grochem, kluski z makiem i pierogi przywiózł tydzień temu z domu, a ziemniaki i sos grzybowy z torebki ugotował sam. Całości dopełniały makowiec i sernik, które gospodyni upiekła jeszcze wczoraj.
Marek podszedł do stołu i zapalił świeczkę. Wziął do ręki Pismo Święte, otworzył na Ewangelii Świętego Łukasza i zaczął czytać, choć równie dobrze mógłby cały ten fragment wyrecytować z pamięci. Po czytaniu tradycja nakazywała podzielić się opłatkiem z najbliższymi. Odłożył więc Biblię, wziął w dłonie opłatek i poszedł z nim do swojego pokoiku. Otworzył laptopa i zaczął wysyłać maile z życzeniami. Te najważniejsze zostawił na koniec – pisał szczerze i od serca, nie myśląc o tym, kim jest, a o tym, co czuje. Wtedy to się stało! Palec omsknął się na klawiaturze i w polu adresatów zamiast “send to allan”, pojawiło się “send to all”, co zauważył dokładnie w tej samej chwili, w której nacisnął “enter”.
***
– Parafia Świętej Rodziny, ksiądz Marek.
– Sekretariat kurii, łączę z księdzem biskupem.
Długa chwila oczekiwania.
– Chyba cię kompletnie pojebało! – biskup nie bawił się w konwenanse. – Co ty, synu, odpierdoliłeś? Zbieraj natychmiast swoją grzeszną dupę i za godzinę chcę cię widzieć w kurii. I zbieraj ją szybko, zanim Zwietrzyńscy zwalą ci się na plebanię.
Biskup rozłączył się, nie czekając na odpowiedź.
“W jaki sposób, dobry Boże, dowiedzieli się o tym Zwietrzyńscy?”, pomyślał Marek. Do nich akurat ten nieszczęsny mail przecież nie dotarł.
***
– Tak mamo?
– No, dobry wieczór, syneczku. Wiesz, dzwonię bo dostałam jakiegoś dziwnego maila. – Zaległa cisza.
– Jakiego maila? – zapytał Marek, chociaż dokładnie wiedział, co usłyszy.
– No, takiego w którym piszą, że ty i Allan, wiesz, ten od Nowaków, no, że wy… I jeszcze taki ten mail, jakbyś to ty napisał, i nie wiem w ogóle, co o tym sądzić. Czy ktoś chce ci zaszkodzić? No, tak, żebyś nie dostał tej swojej parafii? A może to proboszcz cię nie lubi, może chce, żeby mu przysłali innego wikarego? Ostatnio mówiłeś, że miał o coś do ciebie…
– Nie, mamo – przerwał jej Marek – to ja napisałem tego maila, tylko że…
Zanim zdążył cokolwiek wyjaśnić, mama przerwała połączenie.
***
Znowu zadzwonił telefon, potem komórka i znowu telefon. Dzwonili raz za razem – rodzina, znajomi i nieznajomi, a on gapił się tępo w obraz Chrystusa Miłosiernego, mając w myślach jedno pytanie – co dalej?
Potem zaczęły przychodzić SMS-y.
Pierwszy był od Allana: “No to się narobiło. Ojciec się wściekł. Od Helki dostałem po pysku, a jej bracia podobno jadą na plebanię. Lepiej, żeby cię tam nie było – Al”.
Następne przychodziły jeden po drugim. Zwykle bez podpisu, jednak telefon identyfikował znane mu osoby.
“Dla takich, jak ty, nie ma miejsca w kościele.” – Kleryk Mateusz.
“Własnoręcznie urwę ci jaja i przybiję do drzwi kościoła.” – Numer nieznany.
“Wstyd Mareczku po prostu wstyd.” – Ciocia Krystyna.
“Że też ziemia takich nosi. Więcej się u nas nie pokazuj.” – Waldek.
“Nie daj się zaszczuć. Nic złego nie zrobiłeś.” – Numer nieznany.
Ostatnia wiadomość wyrwała go z marazmu. Przeczytał ponownie SMS-a od Allana.
“Hela Zwietrzyńska i jej bracia” – pomyślał. – “Ostentacyjnie religijni i ostentacyjnie bogaci. Co oni, do cholery, mają z tym wspólnego? I skąd Allan wie, że jadą właśnie tutaj?”.
Kątem oka zauważył jakiś ruch na zewnątrz. Zgasił światło i wyjrzał przez okno. Przed bramą wiodącą na dziedziniec plebanii stało kilka osób, które najwyraźniej kłóciły się, gestykulując energicznie. Cofnął się odruchowo i ponownie zastanowił nad znaczeniem ostrzeżeń biskupa i Allana.
***
Po kilku minutach ponownie wyjrzał przez okno. Grube, leniwie wirujące płatki przesłoniły świat. Grupa ludzi przed plebanią się powiększyła, było tam już ponad dziesięć osób. Ktoś trzymał tablicę z napisem “Zakaz pedałowania” i znanym powszechnie znakiem. Jakiś mężczyzna rzucił coś w stronę plebanii. Za nim poszli następni. Marek obserwował ich, jakby byli w telewizyjnych wiadomościach. Przestraszył się dopiero, gdy ktoś trafił w okno i na szybie pojawiły się delikatne pęknięcia. Wśród nadchodzących nowych twarzy rozpoznał Helenę z braćmi. Cofnął się w głąb pokoju ze świadomością, że to na pewno nie jest przypadek i poczuł, jak ogarnia go niezrozumiały strach. Wiedział, że jeżeli tutaj zostanie, może się to skończyć tragicznie, a pasterki przecież i tak nie będzie mógł odprawić.
Zdecydował, że pojedzie do biskupa. Ten prawdopodobnie zruga go i ukarze, bo przecież biskup Józef, jak mało kto, potrafił wymyślać kary, które są bolesne i zarazem niewidoczne na zewnątrz. Ale to nieważne, bo przecież nie wyrzuci go z kościoła. Znajdzie mu pewnie jakąś zapadłą, prowincjonalną parafię z proboszczem leniem albo alkoholikiem. Tam będzie mógł zapomnieć i zostać zapomniany. Zapaść się i zasklepić w sobie. Wieść podłe życie, obiecując bramy raju wszystkim, bez wyjątku, dokładnie wiedząc, kto nań zasługuje, a kto nie.
***
Nie odważył się odpalić silnika w garażu. Wyprowadził skuter przez tylną bramę przykościelnego parkingu i poprowadził go w miejsce, w którym budynek plebanii zniknął za rogiem. Tam dopiero uruchomił motor i powoli ruszył w kierunku kościoła. Ukryty za osłoną kasku przejechał obok grupy młodych ludzi. Część z nich rzucała kamieniami w stronę plebanii, część szarpała za i tak już rozchwianą bramę, a reszta zagrzewała ich okrzykami, których nie mógł usłyszeć. Przejechał powoli obok, a sto metrów dalej przyśpieszył i ruszył w kierunku kurii biskupiej.
Śnieg padał coraz mocniej; wirujące płatki nie pozwalały jechać szybko, tworząc hipnotyzujący tunel światłości. Widoczność spadła do kilkunastu metrów, a gromadzący się na jezdni śnieg zacierał coraz bardziej jej granice. Marek całkowicie zatracił się w tej podróży. Nie miał pojęcia, czy stoi, czy jedzie, dopóki nie spojrzał na prędkościomierz. Nie był pewien, czy trzyma się drogi; utwierdzały go w tym tylko mijane drzewa i znaki. Wirująca, śnieżna jasność zaczęła oddziaływać na błędnik i Markowi coraz częściej zdarzało się tracić zarówno poczucie równowagi, jak i orientację w terenie. Zmniejszył jeszcze bardziej prędkość, co w efekcie doprowadziło do upadku. Wstał, zastanawiając, co powinien zrobić. Jazda była zbyt niebezpieczna. Podniósł skuter i zaczął go pchać.
***
Nieoczekiwanie z mroku wyłoniła się przydrożna kapliczka, taka, jaką zwykło się stawiać na rozdrożu. Podszedł bliżej. Na murowanym cokole, otoczonym kamiennym kręgiem, stała figurka Matki Boskiej Łaskawej, a nad nią metalowy, bogato ornamentowany krzyż. Na bielonym cokole widniały wypisane złotymi literami wersy:
Panie
Przyjmij do serca swego
Mnie na rozdrożu stojącego
Wędrowcu
Jeśli masz w sercu bożą trwogę
Pan właściwą wskaże ci drogę
Słowa te w zupełnie niezrozumiały sposób wstrząsnęły Markiem. Wyjął z bagażnika mały znicz, postawił u stóp Maryi i zapalił. Potem uklęknął wśród nocnej śnieżycy i zaczął się żarliwie modlić, aby Pan wskazał mu właściwą drogę. Płatki śniegu zaczęły się układać w ruchome obrazy.
Pośród kołyszących się łanów zbóż, polną drogą, idzie pielgrzymka. Prowadzi ją wysoki blondyn niosący krzyż. O tym, że jest księdzem, świadczy jedynie koloratka wpięta w jaskrawo kolorową koszulę. Obok niego idzie kobieta o długich, czarnych włosach. Rozmawiają i z uśmiechem spoglądają sobie co chwilę w oczy.
Ten sam człowiek przytula od tyłu dziewczynę o długich, czarnych włosach. Trzyma dłonie na jej dużym brzuchu, szepcząc do ucha, że rzuci kapłaństwo i wyjadą gdzieś daleko.
Ta sama kobieta, teraz o krótko obciętych, fioletowych włosach, klęczy w konfesjonale. Jest w zaawansowanej ciąży i z trudem powstrzymuje łzy. Zamiast wyznania grzechów, mówi o niespełnionych obietnicach. Zamiast rozgrzeszenia słyszy, że nie teraz. Nie teraz, gdy on dostał powołanie na biskupa.
Młody biskup podchodzi do kobiety trzymającej na rękach niemowlę i pyta: „Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?”. Kobieta odpowiada: „Sama wybrałam mu imię – Allan.” Biskup wzdycha.
Płomień świeczki gaśnie przez mocniejszy podmuch wiatru, chociaż śnieżyca wydaje się nieznacznie ustawać. Marek rozgląda się dookoła. Wstaje, aby się trochę rozruszać, po czym zapala znicz i pogrąża się w modlitwie. Wirujące płatki śniegu ponownie przynoszą obrazy.
Człowiek o pięknej duszy przytula starszą kobietę o włosach ukazujących pierwsze oznaki siwizny. Szepcze jej do ucha: „Nie pozwolę cię skrzywdzić, mamo, zrobię to, czego chce ojciec.” Człowiek ten ma twarz równie piękną, jak duszę.
Mężczyzna o pięknej duszy i twarzy klęczy przed kobietą o pięknej twarzy i brzydkiej duszy. Za każdym z nich stoi mężczyzna i kobieta. „Heleno, czy zgodzisz się zostać moją żoną?” – „Ależ oczywiście, Alanku, bardzo długo czekałam na te oświadczyny.”
Kobieta o brzydkiej duszy odbiera kwiaty z rąk narzeczonego, uśmiecha się do stojących za nim kobiety i mężczyzny i mówi: „Jaka szkoda, że twój ojciec tego nie widzi.” Jej perlisty śmiech niesie się z wichrem przez świat.
Płomień świeczki znowu gaśnie. W pierwszym odruchu Marek chce go zapalić ponownie. Myśli sobie: “Do trzech razy sztuka”, co przypomina mu ulubioną i jednocześnie znienawidzoną bajkę z czasów dzieciństwa. Dzisiejszego wieczora nie będzie trzeciej zapałki. Jego historia potoczy się dalej, bo przecież tak naprawdę dopiero się zaczęła – zaledwie tej jesieni, kiedy prowadził pielgrzymkę, a obok niego szedł chłopak o niezwykłej duszy. Przez całą drogę rozmawiali o Bogu, uśmiechając się do siebie i spoglądając sobie co chwilę w oczy. Z każdym noclegiem zaglądali w siebie coraz bardziej. W umysł, w duszę, aż w końcu w ciało.
Marek schował zapałki do kieszeni i spojrzał w ciemne niebo, po którym szybko przesuwały się jasne chmury. Ciekawe, czy ktoś jeszcze wyczekuje pierwszej gwiazdki tak niecierpliwie, jak on, kiedy był dzieckiem? Ciekawie, czy biskup, siadając do wieczerzy, będzie pamiętał, że kazał jednemu ze swoich wikariuszy stawić się w kurii? I czy, jak już da mu reprymendę, to podzieli się opłatkiem, życząc sukcesów w posłudze duszpasterskiej? Marek najbardziej pragnął podzielić się opłatkiem z Allanem. W ogóle pragnął dzielić się z nim wszystkim. Niestety, nie mógł.
O dziwo, ta myśl uporządkowała mu cały świat. Wstał z kolan, wiedząc już, co ma zrobić. Musiał uciec – byle najdalej od kościoła, od biskupa, od znajomych i nieznajomych. Dokąd? Nieważne, chciał po prostu wsiąść na motocykl i jechać przed siebie. Jest taka piękna tradycja, która nakazuje przygotować miejsce przy stole dla zbłąkanego wędrowca.
***
Stał w pewnej odległości od pierwszego napotkanego domostwa, w którym świeciło się światło. Nie był już pewien, czy chce to zrobić. Co, jeśli go nie przyjmą? Co, jeśli swoim przybyciem zepsuje ten wieczór całej rodzinie?
„Jeśli nie sprawdzisz, to już nigdy nie będziesz wiedział” – pomyślał i ruszył w kierunku domu. Po upływie minuty nacisnął dzwonek u drzwi.
– Czy znajdziecie miejsce dla nieproszonego gościa przy wigilijnym stole? – zapytał kobietę, która otworzyła drzwi.
Uśmiechnęła się i gestem zaprosiła do środka. Na widok koloratki wyraźnie się zmieszała.
– Jeśli ksiądz przyszedł z kolędą – powiedziała chłodno – to my już od pewnego czasu nie przyjmujemy.
– Nie, nie… – Marek się speszył i nerwowym ruchem zdjął kołnierzyk. – Ja nie po kolędzie. Może to zabrzmi dziwnie, ale… ja naprawdę nie mam gdzie się podziać tego wieczoru.
Gospodyni przyjrzała mu się uważnie, po czym poprowadziła do pokoju i wskazała miejsce przy stole.
– Ksiądz usiądzie, czym chata bogata… Proszę się częstować.
Marek ciągle wyczuwał napięcie w jej głosie. Rozejrzał się wokoło. Przy stole siedział mężczyzna i czwórka dzieci w wieku między osiem a dwanaście lat.
– Mam na imię Marek. Bardzo proszę, żebyście państwo nie tytułowali mnie księdzem. Najlepiej po prostu – Marek.
Gospodyni kiwnęła głową i przedstawiła mu wszystkich domowników.
– Częstuj się więc, Marku, a my – klasnęła w dłonie, aby przywołać uwagę wpatrzonych w gościa dzieci – zaśpiewamy kolędę.
Zjadł, a potem śpiewał wraz ze wszystkimi, poddając się dawno niedoświadczonej, domowej atmosferze świąt.
Dzieci wkrótce poszły do swoich pokojów, a Marek, rozmawiając z gospodarzami, zapytał w końcu, dlaczego już nie przyjmują kolędy.
– Widzisz, Marku, my żyjemy tu sobie po chrześcijańsku, tylko w tak zwanym związku niesakramentalnym.
– Ale to przecież nie jest przeszkodą dla wizyt duszpasterskich – rzucił emocjonalnie.
– No, nie jest. Przyjmowaliśmy więc księdza do czasu, aż pewnego razu pojawił się u nas młody wikary i zaczął straszyć wiecznym potępieniem, które spadnie na nas i nasze dzieci. – Gospodarz zamilkł, a Marek nie wiedział, co powiedzieć. – Nie zapytał o nasze historie, nie zapytał o wiarę, o miłość. O nic nie pytał, tylko potępił. A Jezus nauczał przecież, abyśmy się wzajemnie miłowali.
Gospodarz przytulił swoją żonę.
– I my się kochamy tylko, że kościół takiej miłości nam zabrania.
Słowa te uderzyły Marka z niespotykaną mocą. Powtórzył je sobie w myślach: “Kościół takiej miłości nam zabrania” i rozbrzmiały one w jego duszy tysiąckrotnym echem.
– Nikt nie może zabraniać miłości – powiedział Marek, wstając od stołu.
***
– Szczęść… Dobry wieczór. Czy… Ja…
– Proszę wejść – powiedział, otwierając szerzej drzwi.
– Nie, nie. Ja tylko chciałem porozmawiać z Allanem.
Mężczyzna stojący w drzwiach przyjrzał mu się uważnie, po czym powiedział:
– Wejdź, Marku, tego wieczoru mamy nawet dwa wolne miejsca.
– Pan mnie zna?
– Na imię mam Karol – powiedział, wyciągając do niego rękę. – Tak, syn trochę nam o panu opowiadał. A dzisiaj, po tym, jak Helena opuściła nas w pośpiechu, pokazał nawet kilka zdjęć.
Marek uścisnął jego dłoń. Zdjął kurtkę, buty i wszedł do pokoju, w którym przy zastawionym stole siedziało kilka osób a wśród nich Allan.
Marek usiadł obok i delikatnie ujął jego dłoń pod stołem. To wszystko było tak nierealne, że nie był w stanie uwierzyć w to, co się działo. Nachylił się do Allana i wyszeptał mu do ucha:
– Pisałeś, że ojciec się wściekł. A pan Karol… On wygląda tak, jakby mnie lubił.
Allan cicho zachichotał i delikatnie ścisnął jego dłoń sugerując, aby wyjęli je spod stołu. Marek w pierwszym odruchu stawił opór, ale pod wpływem wzroku Allana poddał się i ich złączone dłonie spoczęły na wigilijnym obrusie.
– Pan Karol nie jest moim ojcem – powiedział Allan głośno – jest moim… tatą. I chyba naprawdę cię polubił.
Cześć fizyk111 !!!
Ależ świetna opowieść. Bardzo wciągająca i bardzo dobrze się czytało :)
Mam nadzieję, że mnie pamiętasz bo ja zawsze będę pamiętał jak zbetowałeś jedno z moich pierwszych opowiadań. Dzięki Tobie rozpocząłem moją przygodę z pisaniem tak bardziej “na serio”.
Jeszcze do opowiadania. No wydaje się “mocne”. Poruszasz drażliwy dla niektórych temat… A napisane jest według mnie naprawdę dobrze!
Pozdr.
Jestem niepełnosprawny...
Opowiadanie napisane jest bardzo zgrabnie i czyta się je gładko. Po zakończeniu mam jednak mieszane uczucia. Gdybym nie czytała go na portalu NF, nie czułabym rozczarowania, że jest w nim jedynie śladowa ilość fantastyki, więc tego nie bierz sobie do serca.
Mam za to wrażenie, jakbyś trochę zbyt nachalnie próbował przekazać własne przekonania. Postaci są tutaj albo dobre, albo złe. Pokazanie dwóch dobrych, homoseksualnych chłopaków i złej tłuszczy bardziej trąci dyskusją społeczną, niż opowiadaniem świątecznym.
Mimo tego tekst z pewnością zasługuje na bibliotekę, więc klikam. :)
– Pan Karol nie jest moim ojcem – powiedział Allan głośno – jest moim… tatą. I chyba naprawdę cię polubił.
Zmieniłbym na
“Nie jest moim ojcem – powiedział Allan głośno – jest moim… tatą. I chyba naprawdę cię polubił.”,
choć wydaje się, że “Pan Karol” jako aluzja do tego jak Marek zwrócił się do taty Allana.
Podróż przez śnieg była, rozstaje się trafiły. Zawirowało w ciągłości fabuły się pod koniec trafiły, może to twist, może zakręt, wolta? Jak zwał, tak zwał.
Dużo czerni, bieli, trochę koloratek i kolorów: emocjonalnie więc.
Za fantastykę może służyć oklepany schemat z pomyłką podczas wysyłania wiadomości – oj, pozmieniało się raczej od czasów “American Pie” w aplikacjach/klientach pocztowych.
Gdyby otulić nieco większą fantastyki przestawioną historię… Póki co pamiętnikowo wyszło. Świąteczne akcenty również są.
Tym akcentem “…” zakończę komentarz.
Witaj. :)
Z technicznych – sugestie:
Pierwszy był od Allana: “No to się narobiło. Ojciec się wściekł. Od Helki dostałem po pysku, a jej bracia podobno jadą na plebanię. Lepiej, żeby cię tam nie było – Al” (brak kropki)
Młody biskup podchodzi do kobiety trzymającej na rękach niemowlę i pyta: „Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?” (tu też)
I skąd Allan wie. (przecinek zamiast kropki) że jadą właśnie tutaj?”.
Wiedział, że jeżeli tutaj zostanie, to może się to skończyć tragicznie, a pasterki przecież i tak nie będzie mógł odprawić. – powtórzenie
Wstał, zastanawiając (się), co powinien zrobić.
– I my się kochamy, tylko, (zbędny przecinek) że kościół takiej miłości nam zabrania.
Odważny tekst. Porusza w sumie kilka ważkich problemów. Ciekawie rozegrałeś kwestię konkursowych prezentów.
Pozdrawiam i kilkam. :)
Pecunia non olet
Bardzo wam wszystkim dziękuję. Tak liczny i zasadniczo miły odzew troszkę mnie zaskoczył.
@dawidiq150
Bardzo dziękuję za komentarz, cieszę się, że Ci się podobało. Po raz kolejny zapewniam, że Cię pamiętam, i że czasami zerkam na Twoją twórczość.
@ośmiornica
Bardzo dziękuję. Też mam mieszane uczucia. Wybrałem sobie takie prezenty, które poprowadziły właśnie tam, a nie gdzie indziej. Bardzo się ucieszyłem, gdy znalazłem tag “clerical fiction”.
Muszę się zgodzić z zarzutem dotyczącym zbyt prostego podziału na dobrych i złych, ale… No niestety taki mamy klimat, że pewne zachowania, które same w sobie nie są ani dobre, ani złe, wpychają ludzi w taką klasyfikację. I nie, nie próbuję przekazywać własnych przekonań, chociaż sposób w jaki przedstawiam sytuację, może być odbierany, jako cokolwiek nachalny.
Oczywiście bardzo dziękuję za kliczka
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
@PanKratzek
Bardzo dziękuję za znalezienie (i udostępnienie innym czytelnikom) fantastyki. Oj otulałbym, otulał, gdyby tylko znaków w prezencie dały jurki. Ale nie dały.
Dzięki za skrzący się humorem komentarz.
@bruce
Dzięki za wychwycenie babolków, zaraz biegnę poprawiać. Za kliczka też dzięki i za miłe uwagi.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
To ja serdecznie dziękuję za tak nietypowy pomysł na bardzo dobry tekst i pozdrawiam serdecznie. :)
Pecunia non olet
W nosie mam brak fantastyki! Historia jest fantastyczna i wzruszyłeś mnie z rana.
Stworzyłeś misterną układankę, powoli odsłaniając wszystkie sekrety.
Już pierwsza scena sprawiła, że polubiłam Marka, tylko długo nie wierzyłam, że może rozwiązać ten węzeł gordyjski.
tak czasem bywa, że człowiek skrywający tajemnicę nie wytrzymuje i wyjawia ją, mimo że wie, iż nie powinien.
"...poniżej wszelkiego poziomu"
Hej! Dobrze poprowadzony fabularnie tekst, ciekawy i wzruszający. Ja nie odebrałam go jako nachalny, ograniczoną liczbę znaków uważam za wystarczająca przyczynę wyraźniejszego podziału na dobro i zło. Nie przeszkadzała również mała ilość fantastyki. Fajna opowieść świąteczna, bardzo mi się podobała :-) Pozdrawiam!
@bruce
@Ambush
Dobre miejsce dla braku fantastyki.
Już pierwsza scena sprawiła, że polubiłam Marka.
To naprawdę wiele dla mnie znaczy, staram się pracować nad tym właśnie aspektem opowiadań.
“Pomyłka freudowska” jest bardzo pięknym wytłumaczeniem tego co się zdarzyło. Szczerze, to nawet na tytuł by się nadało.
Dzięki.
@avei
Bardzo dziękuję i cieszę się, że się podobało.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Byłżeby to jeden z tych nielicznych przypadków, kiedy emocjonalny tekst przebije się przez skorupę mojej nieczułości?
Byłżeby.
Fajnie napisane, wciągające od pierwszej sceny z mailem. Od razu pojawia się napięcie, bo send to all nie może wróżyć niczego dobrego ;) Podobało mi się, że niczego nie podajesz wprost, informacje dawkujesz subtelnie… aż do nocnej przejażdżki Marka i jedynej sceny zawierającej fantastykę. Bo ten moment zupełnie nie przystaje do reszty tekstu, a śniegowe widziadła służą głównie walącemu po oczach narzędziu narracyjnemu mającemu przybliżyć czytelnikowi niuanse historii. Moim zdaniem są zbędne. Wiem, że bez nich nie byłoby fantastyki w ogóle. Ale czy fantastyka jest konieczna zawsze, nawet kiedy psuje historię?
Pomijając powyższe marudzenia, bardzo mi się podobało. Niestety, życiowa i smutna historia; jak nie lubię happy endów, tak tutaj cieszę się, że nastąpił.
Klik za przyjemny styl i wyczuwalnego ducha świąt.
three goblins in a trench coat pretending to be a human
Od dzisiaj, notkę biograficzną będę kończył zdaniem “W roku 2022, tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, emocjonalnym tekstem przebił się przez skorupę nieczułości gravel. Wielkie dzięki za to zdanie.
Co do scen przy kapliczce, to z jednej strony masz rację w sprawie narzędzia narracyjnego, bez tego opowieść albo byłaby niepełna, albo by się nie zmieściła w limicie.
Z drugiej strony, tylko częściowo zgodzę się z wprowadzeniem tych wizji na siłę. Owszem, to prawda, że mając już całą historię, poszukiwałem elementów fantastycznych, które mógłbym w miarę gładko wprowadzić. I znalazłem, bo symbolika rozdroża jest dość bogata i zahacza o demonologię. Dla wsparcia, taki cytat:
Miejsce graniczne było terenem bardzo niebezpiecznym w którym działały siły nieczyste. (…) Najczęściej jednak były to rozstajne drogi lub skrzyżowania dróg. Tam znajdowało się spotęgowanie wszystkich sił, (…) drogi traktowane były jako niczyje stąd łatwość dostępu do nich przez demony. Postawienie krzyża na rozstaju dróg spełniało funkcję magiczną. Miał on chronić to miejsce od złych mocy.
I właśnie ochronił.
Dzięki za super komentarz i kliczka.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Opowiadanie mnie rozczarowało. Zaczyna się intrygująco, wciąga, bo napisane jest z werwą, czytelnik zaczyna lubić Marka… a dalej nic. Sama obyczajowo-ideologiczna agitka. Ten biało-czarny świat jest zbyt prosty, aby był prawdziwy, więc jak dla mnie więcej fantastyki, zaskakująco, uwiarygodniłoby bohatera.
Pozdrawiam!
Przykro mi, że cię rozczarowało, natomiast cieszę się, że czytelnik Chalabarczyk zaczęła lubić bohatera – jak już pisałem wcześniej, usilnie nad tym aspektem moich opowiadań pracuję.
Zgadzam się również ze stwierdzeniem, że więcej fantastyki zrobiłoby dobrze temu opowiadaniu – niestety zabrakło pomysłów.
Nie bardzo natomiast wiem, jak odnieść się do stwierdzenia "Sama obyczajowo-ideologiczna agitka."? Czyżbyś zarzucała mi propagowanie ideologii LGBT?
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Wielu opowiadanie się bardzo spodoba, bo przecież napisane jest dobrze, żywym językiem, ze świetnymi obyczajowymi scenkami. Ale dla mnie (to całkiem osobiste odczucie) zbyt dużo jest tych pokrzywdzonych, co sprawia, że doszukuję się jakiegoś mocno uproszczonego, a co za tym idzie sztucznego schematu dobrzy-źli, my-oni. Motywy fantastyczne na pewno dodałyby lekkości i urozmaiciłyby ten czarno-biały świat.
Marek to fajny bohater, da się go lubić. Jak przeczytałam, że proboszcz, aby go upokorzyć dał gospodyni wolne albo gdy on pytał Chrystusa Ukrzyżowanego ‘co dalej?’ – pomyślałam: to jest coś dla mnie :)
Pozdrawiam!
Dorzuć realizm magiczna do tagów, bo doskonale pasuje :)
Wiesz, może gdybyś to wstawił kiedy indziej, z życzeniami urodzinowymi miast świątecznymi, trochę bym pewnie marudziła, że świat jest czarno-biały, że z jednej strony hordy szturmujące plebanię, a z drugiej otwarta rodzina, która przyjmuje księdza. Ale myślę, że opko świetnie pasuje do świąteczno– magicznej koncepcji. jest ciepłe, daje nadzieję. Jest dokładnie takie, jak powinny być święta. Fajnie, że moggłam je przeczytać :)
Może powinniśmy na grudzień przyszłego roku stworzyć antologię portalowych opek świątecznych. Twoje by tam pięknie pasowało :)
Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!
@chalabarczyk
Miło, że wróciłaś. Ja się nie obrażam nawet za ostrą krytykę, ale jak mnie coś ukłuje, to o tym otwarcie mówię. I chyba jest właśnie tak, jak pisze Irka – opowieść wigilijna pozwala na większe kontrasty.
@Irka_Luz
Bardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa i za podpowiedź taga i jeszcze za nominację do świątecznej antologii. Bardzo mi miło.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Właściwie zgadzam się z ośmiornicą (ładnie, klarownie to przedstawiła to się podepnę). Również polubiłam Marka. Stworzyłeś ciekawy splot ludzkich historii i to lubię. Oraz podobał mi się motyw z rozróżnieniem na ojciec i tata.
Dzięki Monique, rozumiem, że zgadzasz się, że nachalnie i że trąci dyskusją społeczną.
A na poważnie, to dziękuję za miłe słowa.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Trudny temat przedstawiłeś mądrze, ale niespodziewanie w świątecznym konkursie, bo to mogłoby być w dowolnym czasie.
Faktycznie, dużo obyczajówki. Ale przynajmniej szczypta fantastyki nadaje jej smak i sens.
Można uznać, że to opko nawołujące do liberalnego podejścia, można uznać, że o hipokryzji. Ciekawe, co Marek mówi młodym chłopakom o homoseksualizmie – że to grzech?
Interesujące również, że w porze kolacji wigilijnej tyle osób odebrało maile. I potem nie znaleźli nic lepszego do zrobienia, niż oburzyć się czyimś życiem i pojechać na lincz pod plebanię.
Babska logika rządzi!
@Koala
Dziękuję za mądre słowa, aczkolwiek Wigilia sprzyja przemianom, więc najbardziej ze wszystkich czasów nadaje się do przedstawienia tego trudnego tematu.
@Finkla
Interesujące również, że w porze kolacji wigilijnej tyle osób odebrało maile. I potem nie znaleźli nic lepszego do zrobienia, niż oburzyć się czyimś życiem i pojechać na lincz pod plebanię.
Bardzo dziękuję za wyłapanie wszystkich elementów fantastycznych w tym opowiadaniu.
Ciekawe, co Marek mówi młodym chłopakom o homoseksualizmie – że to grzech?
Ale, jak to sobie wyobrażasz? Że ksiądz chodzi od młodego chłopaka do młodego chłopaka i mówi im, że homoseksualizm to grzech? A starym chłopakom mówi co innego? Jasne, że ironizuję, ale Twój komentarz aż prosi się o takie podejście.
Tak, doktryna katolicka (a pewnie i chrześcijańska) traktuje homoseksualizm (a także seks pozamałżeński i wiele innych zachowań) jako grzech. Ja nie mam z tym problemu i podejrzewam, że katolicy/chrześcijanie też nie. U mnie problem pojawia się wtedy, gdy próbują wymuszać takie standardy na całym społeczeństwie.
I jeszcze jedna, taka ogólna refleksja. Uświadamianie sobie swojej tożsamości to jest proces. Proces, któremu towarzyszą olbrzymie emocje, z którym człowiek się zmaga, którego nie da się opisać pojedynczym zdarzeniem czy decyzją.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Wyobrażam sobie, że młodzi chłopcy przychodzą się wyspowiadać, może porozmawiać o wątpliwościach. A starzy mają na to wszystko wywalone, sami wiedzą lepiej.
Tak, zmuszanie całego społeczeństwa do życia według zasad jednej grupki to problem. Ale hipokryzja to też problem. Ci ludzie muszą być strasznie nieszczęśliwi i zestresowani.
Babska logika rządzi!
Bardzo mi się podobało. Jest świątecznie, wzruszająco, skłania do przemyśleń i porusza ważne tematy. Po prostu brawo, udany tekst i chyba jeden z moich faworytów w konkursie. Łapanki nie robiłem, bo pochłonęła mnie treść i nic nie bolało w trakcie czytania ;)
@Finkla
Ale hipokryzja to też problem. Ci ludzie muszą być strasznie nieszczęśliwi i zestresowani.
Z tą hipokryzją i jej konsekwencjami, to też nie jest prosta sprawa. Bo, widzi mi się, że są i prawdziwi hipokryci, którzy robią to z wyboru bo jest im tak dobrze, a są też “hipokryci”, którzy nie są w stanie podjąć radykalnej decyzji i oni są nieszczęśliwi. Nieliczni odważają się na życie zgodne z sobą i to od nich możemy się dowiedzieć jak to przeżywali. Prawda nie zawsze przynosi wyzwolenie.
@AmonRa
Bardzo dziękuję za miłe i ważne dla mnie słowa. Tym milsze, że rzadko bywam w gronie konkursowych faworytów.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Cóż, fantastyka niby bliskiego zasięgu, a nader często tak dalekiego… Ale finał fantastyczny (w tym drugim znaczeniu), w sam raz na święta i nadzieję.
Malutkie marudzonko techniczne:
W pierwszym akapicie powalczyłabym z zaimkozą ;)
wszelkie możliwe[-,] negatywne emocje
co zauważył dokładnie w tej samej chwili, w której nacisnął “enter”.
To chyba nie używał gmaila, bo tam jest opcja anulowania wysyłki przez kilka sekund ;)
Gospodarz przytulił
swojążonę.– I my się kochamy[+,] tylko[-,] że kościół takiej miłości nam zabrania.
Uwaga na spójniki złożone.
Na samym końcu mam wrażenie, że w takim układzie to byłby po prostu “Karol”, a nie “pan Karol”.
http://altronapoleone.home.blog
Hipokryzja. No, jeśli jest sobie ksiądz, który sypia z gosposią, a jednocześnie poucza dwudziestolatków, że współżycie przed ślubem to straszliwy grzech, to wątpię, czy taki ktoś może osiągnąć ten przyjemny stan spokoju, kiedy człowiek żyje w zgodzie z samym sobą i siebie lubi. Dysonans poznawczy można redukować, ale chyba nie aż tak.
Babska logika rządzi!
Fizyku!
Podobało mi się. Motyw bliski, a w ostatnim czasie już szczególnie. Poruszyłeś ważny problem, ale nie uważam, żeby to była gra na emocjach, a samo życie. Miło, że ostatecznie wszystko skończyło się pozytywnie. ^^
Szkoda, że niestety wiele osób przeżywa coś takiego codziennie.
Pozdrawiam!
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Bardzo ładny happy end :)
@Finkla
Hipokryzja. No, jeśli jest sobie ksiądz, (…) wątpię, czy taki ktoś może osiągnąć ten przyjemny stan spokoju, kiedy człowiek żyje w zgodzie z samym sobą i siebie lubi.
Jest wiele mechanizmów psychologicznych wspomagających ten proces.
Drugim aspektem jest dynamika procesu. Dojście do stanu ustalonego “mam kochankę i udzielam sakramentów” zajmuje sporo czasu, w którym następują wspomniane przez Ciebie zjawiska “Dysonansu poznawczego”.
Temat rzeka. Ja osobiście, staram się tych ludzi jakoś zrozumieć (jeśli tylko nie ocierają się o czyny karalne).
@BarbarianCataphract
Wielkie dzięki – chciałem, aby było o czymś ważnym i żeby się dobrze skończyło.
@mortecius
Dziękuję za miłe słowa
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Zrozumieć – OK, nie ma sprawy, rozumiem. Mogę nawet w jakimś stopniu współczuć .Popierać, uważać, że postępują szlachetnie – tu już gorzej.
Babska logika rządzi!
Po prostu dobre opowiadanie. Zastanawiam się tylko gdzie jest fantastyka, czy może to happy end jest tym wątkiem fantastycznym, bo w rzeczywistości ta historia nie mogłaby się dobrze skończyć?
Pozdrawiam
Jeżeli chodzi o technikalia – nie do końca pasował mi układ akapitów (sam inaczej bym je podzielił), w kilku miejscach mógłbym się też czepić układu dialogów.
Tekst jest chyba jakby delikatnie niedomknięty – zabrakło mi informacji, czy to “ten” biskup był ojcem Allana (jeżeli tak, jakie miał rozterki w swojej głowie i czy wyznaczył jakąś karę Markowi)
Całość czyta się całkiem płynnie i zrozumiale – to na duży plus.
Hasła “Na rozstaju dróg + Podróż przez śnieg” są uwzględnione.
Całej treści (w sensie: kto ma ile % racji w “drażliwych” czy bolesnych kwestiach albo czy należałoby podejmować akurat te kwestie w opku świątecznym) nie podejmuję się ocenić – z jednej strony każdy ma prawo do kochania czy bycia kochanym, z drugiej strony różne wątki są w ostatnich latach wciskane (specjalnie używam tego słowa, bo jest to robione mocno na siłę) dosłownie przy każdej okazji i natężenie tego budzi niesmak, a z trzeciej strony było kiedyś takie opowiadanie w papierowej NF, które wywołało reakcję pewnych środowisk i bicie przed nimi czołem ze strony NF, co bardzo dosadnie skomentowałem (może i byłbym teraz nieobiektywny).
Za ostatni punkt przepraszam.
Dziękuję za lekturę, życzego wszystkiego dobrego i sukcesów w pisaniu.
Слава Україні!
Bardzo dobry warsztat literacki. Opowiadanie wciąga, czyta się przyjemnie. Koniec trochę zbyt sielankowy, ale to taki minimalny zarzut. Dla mnie jest to opowiadanie na podium. Pozdrawiam!
Opowiadanie jest świąteczne w bardzo nietypowy sposób, mimo że porusza typowe problemy ludzi obchodzących święta.
Zadziwiające jest, że choć sprawy świąteczne i kościelne nie zajmują mnie, są mało ważne, to Twoje opowiadanie, Fizyku, przeczytałam z przyjemnością. :)
– Chyba cię kompletnie pojebało! – biskup nie bawił się w konwenanse. → – Chyba cię kompletnie pojebało! – Biskup nie bawił się w konwenanse.
“Dla takich, jak ty, nie ma miejsca w kościele.” → “Dla takich, jak ty, nie ma miejsca w kościele”.
Kropkę stawiamy po zamknięciu cudzysłowu. Ten błąd pojawia się wielokrotnie.
…domostwa, w którym świeciło się światło. → Nie brzmi to najlepiej.
Proponuję: …domostwa, w którym jaśniało światło.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@SabinaAnto
Nie to, że dobre – to po prostu fantastyczne opowiadanie.
Dzięki za miłe słowo.
@tomaszg
Chętnie bym zobaczył Twoją propozycję podziału, bo do mojego nie jestem jakoś bardzo przywiązany i jeśli coś mógłbym poprawić, to chętnie.
zabrakło mi informacji, czy to “ten” biskup był ojcem Allana
Tak, to ten. Wydawało mi się, że zostało to jasno napisane w mętnej wizji na rozstaju.
kto ma ile % racji w “drażliwych” czy bolesnych kwestiach
Nie o wyważanie racji mi tu szło – wiadomo, że każdy ma swoją.
z jednej strony każdy ma prawo do kochania czy bycia kochanym, z drugiej strony różne wątki są w ostatnich latach wciskane
– nie zaprzeczam “wciskaniu” “właściwych” treści w tych, czy innych mediach, jednak nijak nie będzie to drugą stroną prawa do miłości.
Dzięki za komentarz i życzenia
@regulatorzy
Sprawić komuś przyjemność czymś, co go niespecjalnie obchodzi to jest wielka rzecz. A jeśli to dotyczy mojego tekstu, który przeczytała Reg, to prawie jak piórko. Dzięki.
Co do łapanki to mam pewną wątpliwość. Jeśli w SMSie Jan napisze “Cześć.”, to w tekście ma być
“Cześć”. – Napisał Jan.
Czy może
“Cześć.”. – Napisał Jan.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Cieszę się, Fizyku, że doznając przyjemności, dałam Tobie powód do zadowolenia. ;)
Ponieważ esemesy rządzą się swoimi prawami, zlekceważ uwagę o ich zapisie. ;)
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Czy ja dobrze rozumiem???
Mam zlekceważyć Twoją uwagę?
Czy mogę to sobie wpisać do sygnaturki?
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Dobrze rozumiesz, Fizyku. Zlekceważ!
Tak, możesz wpisać to sobie do sygnaturki i ozdobić wymyślnym szlaczkiem. ;D
edycja
Tobie nikt nie może zabraniać. Niczego! ;D
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
@JolkaK
Nie przeoczyłem Twojego komentarza, musiałem po prostu znaleźć właściwy sposób pokazania jak się czułem po jego przeczytaniu. Dzięki.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
W mojej opinii to bardzo smutny tekst, a końcówka wcale tego nie zmienia. Ok, jest szansa na to, że Marek i Allan będą żyli w zgodzie z własnymi sumieniami – to niewątpliwy pozytyw. Ale dla mnie gubi się w gąszczu negatywnych zjawisk i postaw, które przewijają się przez tekst – jest tu łatwość, z jaką bliźni szufladkują się nawzajem, nieszczęśliwy związek, który popycha do zdrad i życia w kłamstwie, niedelikatność i hipokryzja części duchowieństwa… To wszystko jest, wielu z nas spotyka się z tym na co dzień.
No ale to wcale nie jest zarzut, chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że nie każdy czytelnik jest po lekturze Twojego opowiadania podbudowany :) A rzecz napisana jest sprawnie. Mnie śladowe ilości fantastyki nie przeszkadzały.
Pozdrawiam!
Dzięki Adamie.
Bardzo satysfakcjonuje mnie Twój odbiór tego opowiadania, jest bardzo bliski moim intencjom.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Podobało mi się :)
Przynoszę radość :)
Dziękuję bardzo, Anet.
Jeśli komuś się wydaje, że mnie tu nie ma, to spieszę powiadomić, że mu się wydaje.
Hej, hej, hej!
Dziękuję Ci, Fizyku, za udział w krokusie!
Poniższy komentarz jest pisany jeszcze przed wstawieniem obrazka jurorsko-konkursowego :)
Muszę pomarudzić na brak fantastyki – to najpoważniejszy zarzut.
Samo opowiadanie jest mocno osadzone w świątecznym klimacie, jak również dobrze współgra z wybranymi prezentami.
Jak na 15k znaków, upchnąłeś całkiem fajnie powiązaną fabułę. Musiałeś się wspomóc infodumpami, ale dość umiejętnie wplecionymi, przez to nie rażą, mają swoje umocowanie w tekście.
Do tego wykonanie jest bardzo dobre, czytałem z przyjemnością.
Całość przedstawia wg. mnie uniwersalną prawdę – marzę o tym, by takie teksty przestały być „na czasie”. Z drugiej strony nie mogę powiedzieć, byś rzucił na całość jakieś nowe spojrzenie. Pod kątem przesłania jestem zatem trochę rozdarty.
Pozdrówka!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Hej fizyku!
Zacznę od plusów: fajna opowiastka, taka optymistyczna, ale nie w ten przesłodzony, nachalny sposób. I muszę powiedzieć, w pewnym momencie nawet się wzruszyłam. Nie jestem pewna czemu, ale ta historia była jakaś prosta, dobroduszna, nie nachalna, niczego mi nie wmuszała, jedynie sugerowała. Podoba mi się, że nie było jednoznacznej oceny kościoła, byli tam ludzie, o różnych poglądach i usposobieniu. Nieco gorzej z samymi postaciami, bo tutaj już mieliśmy dość mocne rozróżnienie na tych dobrych i złych, na piękną i brzydką duszę, ale tutaj jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Chyba świąteczne teksty rządzą się swoimi prawami ;P
Co do stylu, to czytało się płynnie. Szału nie było, raczej nie zachwycałam się językiem, ale na pewno też nie przeszkadzał. Całkiem zgrabnie ci to wyszło.
Ale mam też zastrzeżenia. Nie do końca zrozumiałam wątku z ciężarną, czarnowłosą kobietą. Początkowo myślałam, że to historia niemiłego proboszcza, potem, że matki Allana, ale ten fragment:
Jego historia potoczy się dalej, bo przecież tak naprawdę dopiero się zaczęła – zaledwie tej jesieni, kiedy prowadził pielgrzymkę, a obok niego szedł chłopak o niezwykłej duszy.
nieco wybił mnie z rytmu. Sugerował, że to Marek to przeżył, jednak nie wydaje mi się to prawdopodobne.
I jeszcze jedna uwaga, skoro obraz składał się z płatków śniegu, jak widział kolory? Może to ja jestem niedomyślna, pewnie chodzi o tą mała magię, która się zdarzyła, ale przez chwilę miałam lekki zonk ;P Same widziadła nieco psuły mi tekst, niezbyt pasowały do reszty, ale rozumiem, fantastyka gdzieś musiała być ;)
Końcówka za to ładna, cały przekaz bardzo fajny, stylistycznie nie mam większych uwag. Nie czepiałabym się braku fantastyki, choć ja nie z tych, którzy za to gnoją. Jak dla mnie ten tekst można podpiąć pod realizm magiczny i tyle wystarczy ;) Udało ci się wzbudzić we mnie emocje, za to duże gratulacje!
Dziękuję za lekturę!
Hej fizyk111,
Bardzo ciekawe i wciągające opowiadanie. Podobał mi się sposób w jaki przedstawiłeś problem homoseksualizmu w kościele. Cała historia jest świetna, dobrze napisana i posiada uniwersalny przekaz, z którym każdy może się utożsamiać.
Cześć :)