Tu pył bitewny wieje pod wiatr,
zefirek zwiewny pędzi jak czart,
radosne myśli stają się czarne,
a ty, a ja…
Takie poetyckie zdanie, przypomniane z futurystycznego opowiadania z lat szkolnych, mógłbym – gdybym był w pełni człowiekiem – wstawić do opisu tego, co mnie otacza.
Czas spytać, kim jestem i co robię na Midas-One, planecie, odkrytej przez komputery statku „Love-Me” – aby próbować osiągnąć specyficzną, super miłą dla mnie eksplorację. Naciskam błękitny guzik o tu, na rękawie skafandra i recytuję:
Tuż przed wyparowaniem Ziemi w przestworza, tajne, genetyczne laboratoria, zdążyły „przysposobić” biliardy robotów i wysłać je w kosmos w celu wskrzeszenia rodzaju ludzkiego.
Jestem jednym z nich. Co ważne – choć w robotyce trudne do zaakceptowania – pozostawiono mi ziemskie odczucia: miłość i empatię oraz oczywiście charyzmę. A ona – wiadomo – szaleńczo zwiększa szanse, abym, po odnalezieniu w galaktyce, żeńsko-podobnych „możliwości”, przekonał maksymalną ich ilość do finezyjnej reprodukcji, bardziej, „rozkosznego” ze mną kontaktu.
Jako jeden z herosów nowego świata, mam nieograniczone możliwości wpisane w ogzóm-notik. Jednak nie wchodźmy w szczegóły. Wspomnę tylko, że tuż obok – dawniej męskiego „punktu dowodzenia”, zmagazynowano nieograniczoną ilość multi-wkładek, mogących w ułamku sekundy przystosować moje seks-zdolności, do napotkanych, niemożliwych do przewidzenia, namiętnie-różno-rodnych galaktycznych struktur. Nie sprawię przyjemności zbyt ciekawym czytelnikom, chcącym się dowiedzieć, jak to wszystko u mnie mogłoby działać i co by było, gdyby… Mój osprzęt otrzymał status: tajne. Dodam jako medialny news – że czar osobisty, który w czasach ziemskich sprowadzał w objęcia mężczyzn co piękniejsze kobiety, teraz ma zniewalać ku mnie… co przepyszne kosmitki. Kończąc selfie mojej zaawansowanej w między galaktycznych poszukiwaniach biografii: Wiem, że istnieję; Nie oddycham, a „żyję”; Samodzielnie poruszam się dzięki wbudowanemu osobistemu odrzutowi. I na koniec: Widzę nadwymiarowo; pojmuję wielo-krańcowo-mix-szczegółowo; myślami – co zechcę i komu chcę – rozkazuję.
Na Midas-One – nie mógłbym inaczej nazwać odkrytej przeze mnie kupki gruzu – wszystko jest w kolorze złotym. Niby-skały, niby-rzeki i azoto-wodoro-coś-tam-jeszcze, czyli to, co mnie otacza. Żeby się nie wyróżniać, a tym samym nie drażnić wiekowych, gdzieś w pobliżu wpatrujących się we mnie Mid-istot, w trakcie rekonesansu nad nowym „terytorium”, przekształcam się „o niebo” szybciej i płynniej niż błyskawica-kameleon. W bilisekundzie cała struktura powierzchowności przystosowuje się do otaczającego mnie złota, dodając – to lubię – rokokowego sprzed lat, zewnętrznego uroku mojemu ubiorowi. Raz na ziemski rok, piezoelektryczny czujnik ustala bio-kosmiczną równowagę mego organizmu, a chmara podległych mi robotów – podstępnych bakterii i wirusów – bez przerwy bada wszystko, co dookoła. Nasiąknięte brakiem empatii Kroki-Mroki krążą samodzielnie w dookolnej przestrzeni, by spostrzec, czy „ktoś” – tuż obok, coś wrogiego ku mnie nie „czuje”, a jeśli tak, natychmiast zareagować.
Ja, szef ważnej, galaktycznej misji, pamiętając o odbudowie ludzkiego potencjału, poszukuję do biologicznej współpracy, nieziemsko pięknej, tym razem nie ziemskiej istoty. Czas płynie, a na Midas-One na razie brak takich wspaniałości. Zanim wszelkie wyniki robotów zostaną zebrane, przebywam – nieco się nudząc – w laboratorium, „pływam” nad osobistym terytorium, popatruję dookoła i czekam… I stało się. Odebrałem sygnały, kończące moją samotność. Wystarczyło pomyśleć: – „Niech się pojawi kosmo-cud-kobieta”, a ona, oczekując na zaproszenie – zawitała. Przyznam, często mi się zdarza – „Chcę i mam”.
Nieoczekiwanie, w quasi przestrzennej przezroczystości, ukazały się tuż nade mną, kobieco podobne, ozdobione kolorową mgiełką istoty. Te wyjątkowo chyrze skoczki-wykroczki, tańcząc w identycznym, sto razy na ich minutę tempie, wysuwały do przodu nie dwie – jak w dawnym Moulin Rouge – a sześć zgrabnych nóżek. Poruszały nimi dwa razy do tyłu lub raz do przodu albo na odwrót, abym zadziwiony powietrzną, autorską kosmo-paradą, śmiał się i śmiał. A nie mogąc w drżeniu rąk utrzymać laserowego palnika w pozycji do strzału, pozostawiał je przy życiu. I tak się… bawiliśmy. Ja siedziałem rozparty w magmowym, podgrzewanym fotelu, a one fikały i… trwały. Po długim czasie wirowania falujące dziewczynki – nazwałem je Mid-tanki, postanowiły zaprosić mnie „do siebie”. – Mid-Asie – nęciły – za swoją niewystrzałową gnuśność – zbyt śmiało żartowały – możesz dostać od nas… co tylko zechcesz – szelmowsko podlizywały się. Byłem podekscytowany. Cóż te zwiewne, fruwające bączki mogłyby mi, w podzięce za trud niestrzelania, zaproponować? To mogło oznaczać intrygę może też pułapkę. No, cóż, jak ziemscy męscy przodkowie, nadal lubiłem damskie gierki. Zaproszenie przyjąłem, samodzielnie gdzie trzeba „podfrunąłem”, zapukałem w coś, w co nikt przede mną nie pukał i, jestem.
W przykrytej kopułą półkolistej przestrzeni sześć Mid-tanek, do niedawna tak rozkosznie fruwających, siedziało obok siebie, tworząc krąg. Pośrodku, skupiający uwagę, migotał zachwyt-płomień, a wokół snuła się przytłumiona, zbliżona do dawnej chilloutowej, muzyka. Czyżby chciały wprowadzić mnie w bezkresny, pozbawiający wszelkiej świadomości trans?
– Hallo, jest tu ktoś? Trylionletni przywódca? – w archiwalnym stylu zapytałem.
– Witaj, Asie, witaj. Ja, Himi, jestem tą, o którą pytasz. Zaprosiłam cię, aby wynagrodzić. Dwie sprawy na pewno cię zainteresują. Okazało się, że my, mieszkanki tej planety, jesteśmy – jak dawne ziemskie kobiety – delikatne, lecz – za to przepraszam – bardziej niż podatne… Ci, którzy nas stworzyli, nie przewidzieli, że zostaniemy „odkryte” przez takiego cud-herosa. Dziękując za nie unicestwienie, w ramach rewanżu – znamy galaktyczne prawo „nic za darmo” – ośmielamy się prosić o serię multi-seksi-zbliżeń. Czy to cię zadowoli?
– Znaną, ziemską, od natury otrzymaną zwiewną uległością próbujesz mnie zachęcić do zainteresowania się tobą, Himi? W soma-bazie mam zapisane: „Pamiętaj. Nie wolno ci tego czynić, bez gruntownego poznania i niezbędnej – aby się zakochać, wstępnej, wielo-czasowej gry”. – Powoli. Na wszystko znajdziemy czas. Nie musimy jeść, spać, czytać książek, spacerować, ćwiczyć, politykować, walczyć o przetrwanie. Nie rozumiesz tego, bo jesteś nadmiernie skom-pli-fiko-wana, czy ja źle tłumaczę?
– Jestem kompli, choć bardziej sfiko-wana, czyli super chętna. Rozmawiając z tobą, mega powłoka mojego nęci-ciała mocno się oliwi, więc nie zdziw się, że przesądzając o kontakcie, pozostaniesz na zawsze w nieokiełznanym transie. Najpierw – „Zado”, a potem, niebiańsko – „Wolony”.
– Chwilę, boska Himi w rozpalonym naoliwieniu. Tu mam napisane: „Najpierw poznajesz je dotykiem”. Tego mam was nauczyć. Podejdź do mnie. Blisko. Bliżej. Och, tak.
– Coś mnie w tobie rozpala. Nie wyczuwasz, że dygoczę z gorrąca? Czy to skład twojego skafandra, czy… czego nie znam, tu poniżej, coś wypukłego, pod nim? Czy kiedyś wszyscy mężczyźni, jak ty – wysocy, przystojni, w lśniącym, srebrnym pancerzu, byli takimi sammcami? Ja żarzę się, za moment spłonę. Chwila… Zaproszę koleżanki. Nie mogą się doczekać twojej „dotyk-nauki”. Popatrz, falują w wewnętrznym uniesieniu. Młode jak ja a tak niezwykle doświadczone. Przez jednoczesny dotyk nas, sześciu, szybciej pobudzisz cud swojego ciała.
– Stop. Koniec wspólnych prób całopalenia. Do odnowy ludzkiej populacji niezbędna jest miłość. I, żeby zechciała nas nagrodzić, potrzebny jest czas.
– Mid-Asie! Nie czujesz, że do spełnienia posłannictwa, niezbędny jest mój sekso-zmyk, który w nadmiarze we mnie wiruje? Inaczej nie wskrzesisz ludzkiego plemienia. Żeby cię ku nam niebiańsko pobudzić, opiszę, jak my – To – czynimy.
Przy blasku płomieni i w takt muzyki, którą słyszysz, łączymy się i ściśle ze sobą splatamy, tworząc namiętny krąg. Chwilę potem wnika w nas kult-temperatura – setki stopni waszego Celsjusza. Więcej niż spopielenie, tego nie da się opisać…! A takich mini grup są na Midas-One miliony. Połączony wielo-cieleśnie w żywioł-chmurze, możesz splatać się z nami codziennie i oczywiście bez przerw. Asie – dla twojej misji to jest nakazane! Zostaniesz bohaterem. Ocalisz w odkrytym Midas-One raju, twoją ziemską populację. Decyduj. Pełna czarownej uległości oczekują na spotkanie Maxi Stopnia!
– Trzymając jednocześnie dwanaście splątanych-rąk, opleciony trzydziestoma sześcioma skręt-nóżkami? Tak chcecie ze mną międzygwiezdną słodycz doznawać? Ziemię tym wielo-nożno-ręcznym kręgiem na nowo wskrzesić?
– Asie, błagam. Nie o ilość odnóży tu chodzi. My czynimy to z wielo-falową namiętnością i co zniewalające… nie krócej niż stu-dniowo!
Silniki start. Pełna moc. Spadam z Midas-One, lądu bez uczuć.
– Hej, Mid-Asie, zaczekaj. Milutko proszę. Ta „Miłość” – jak ją nazywasz – mnie, „panią ciekawską” szalenie zafrapowała. „Żeby zechciała się objawić, potrzebny jest nam czas” – tak poetycko o niej powiedziałeś. Wprowadzam się do ciebie. Może lata świetlne wspólnego podróżowania „LoveMe” wystarczą, aby się w nas objawiła? A łącząc to z moją wrodzoną, nienasyconą pasją do zbliżeń, twoja misja wypełni się bardziej udanie, niż zamierzałeś – wrócimy na ziemię z milionami mądrych i chętnych do miłości istot… Ładnie to ujęłam, mój ty już…