– Cześć Jula – rozpoczął rozmowę.
– Witaj nieznajomy.
– Jestem Bob, agent Bob – oznajmił dodając emo uśmiechu.
– A ja jestem Kim, Kim Kardashan – zawadiacko odpowiedziała Jula. – Może tak prawdziwe imię, poproszę. Bez ściemy.
– Ale to moje prawdziwe. Poza tym gdyby nawet nie było prawdziwe, agenci zwykle mają pseudonimy.
– Co tu robisz, nie widzę twoich zdjęć ?
– To co ty, szukam rozrywki i przygody. Poza tym Kim Kardashan można spotkać tylko na Instagramie. A tak naprawdę, wybieram się w podróż do Singapuru i szukam towarzyszki podróży.
– A czym się zajmujesz?
– Biznes szeroko rozumiany. Bez szczegółów na tym etapie. Potrzebuje bardzo reprezentacyjnej osoby i do tego niebywale dyskretnej. Nie wiem czy jesteś na tyle dojrzała i samodzielna aby zainteresować się takim rodzajem przygody.
– Płatny seks? Czy towarzystwo tylko na wyłączność?
– Towarzystwo. Flirt i prestiż na spotkaniach. Wieczory w doborowym towarzystwie przy podpisywaniu dużych kontaktów. Jesteś modelką i znasz się na rzeczy. Może przejdziemy na rozmowę telefoniczną?
– Chętnie.
Odezwał się niezwykle ponętny i aksamitny głos, przesiąknięty inteligencją i świeżością młodego umysłu, chłonącego wszystko jak wyschłe piaski Sahary.
– Jaka niespodzianka. Bardzo miłe zaskoczenie – stwierdził Bob uśmiechając się do siebie w duchu.
W tym samym momencie na jego oku pojawiła się czerwona plamka. Aktywacja Valisa spowodowała przekaz.
„Fizyczna sprawność szacowana na dwadzieścia jeden lat. Sto sześćdziesiąt dwa tysiące siedemset osiemdziesiąt włosów o godzinie dwudziestej szóstego dnia kalendarza Eiri. Dwadzieścia tysięcy usuniętych włosów łonowych. Wzmożone archogeny klaczy i nosorożca, odbudowany dominant małpy sundajskiej i diabła tasmańskiego. Zgwałcona w wieku dwunastu lat przez Uratora. Regularne współżycie od szesnastego roku życia. Liczba partnerów trzydziestu. Liczba stosunków czterysta dwadzieścia dwa z dominacja Uratora80. Uwarunkowania linii dziewiątej plemienia aborygenów oraz linii Ramastry z plemion stepowych, białowłosych. Znaczniki linii R genotypu doliny południowo wschodniej Azji, człowieka Denisowiańskiego. Psychika zdominowana narzutem monotypu, którego wiek szacowany jest na cztery tysiące lat. W języku ludzi to stara wiedźma. Urator przedniego płata mózgu archo – w stanie stabilnym”
– Może spotkanie jutro o dwudziestej na przystani? – zaproponował Bob.
– Bardzo chętnie – zgodziła się Jula.
Bob wiedział, że ma do czynienia z silnie zaburzonym archetypem i do tego niezwykle niebezpiecznym. Kolejna kobieta tego rodzaju była sygnałem ostrzegawczym. Zwiastowała bardziej znaczący trend. W klasyfikacji neriańskiej takie kobiety nazywano żniwiarkami. Ich rola polegała na anonimowym żerowaniu wśród nieświadomych mężczyzn. Podczas uprawniania seksu, kobiety te miały zdolność pochłaniania energii powstającej podczas orgazmu i przesyłaniu jej do transmiterów. Wystarczył jeden stosunek i nieświadomy samiec stawał się elementem sieci generatorów energii nadprzestrzeni – można powiedzieć, iż w pewien sposób, samiec doznawał astralnej kastracji – oddawał swoje narządy. Nieskazitelna uroda żniwiarek, utrzymywana była dzięki temu, iż nadal na poziomie genotypu istniały zarejestrowane jako martwe dzieci – zamordowane w momencie gwałtu. Uratorzy najczęściej gwałcili dziewczynki w wieku od dziesięciu do czternastu lat. Generowana energia zainfekowanych samców, przedostawała się przez nody uratorów do większych skupisk energii. W umyśle takiej kobiety siedział samiec, Urator. Oddziaływanie Uratora sprawia, że dziewczyna bardzo często zostaje modelka, piosenkarką lub celebrytka.
Bob szukał żniwiarek w popularnej aplikacji, z transpozycją na portalach sponsorskich. Mając dokładne wytyczne z wewnętrznego komunikatora nigdy się nie pomylił. Żniwiarki zazwyczaj pracowały na takich portalach.
Bob zajmował się uwalnianiem takich kobiet. A właściwie dzieci. Wiedział, że nigdy nie może skusić się na seks ponieważ, to oznaczałoby, że Urator przejął nad nim kontrole. W efekcie stałby się homoseksualnym samcem. Agent Bob zajmował się rozpracowaniem sieci nodów na terenie Polski.
Zanim zapadł wieczór a słońce zgubiło blask, Bob wyruszył w kierunku przystani. Spoglądał niepewnie w poszukiwaniu kobiety ze zdjęcia. Nad brzegiem Odry spacerowała młoda kobieta o niezwykłej urodzie. Z daleka przypominała starożytne czarne madonny a może nawet Mona Lise z obrazów Leonarda. Jej kruczo czarne włosy lśniły w zachodzącym słońcu a powabna sukienka zwiewnie oplatała zgrabna sylwetkę niczym grecką rzeźbę, ukryta przed ciekawskim spojrzeniem. Ideał rozkoszy i namiętności, marzenie poetów.
– Jula? – zapytał Bob.
– Tak, To ja. Ooo. Jaka miła niespodzianka – oznajmiła, wyraźnie zainteresowana.
– Kolacja? – rzucił Bob.
– Nie, może od razu pójdziemy do hotelu – zaproponowała bez nieśmiałości.
– W takim razie będzie śniadanko do łóżka – ucieszył się Bob.
– Jeżeli się sprawisz jak należy – odparła z uśmiechem.
Bob zwykle zapraszał do swojego apartamentu nad Odra z pięknym widokiem na rzekę. Przytulne miejsce zachęcało do zmysłowych rozkoszy. Nastrojowa muzyka pobudzała ducha i ciało. Wystrój wnętrza nawiązywał do wyrafinowanego stylu nowojorskiego – z przełamaniem linii wedle buddyjskich wzorców.
– Pięknie tu – uśmiechnęła się Jula. – Cyknę sobie focie w lustrze.
– Tylko beze mnie – uciął Bob.
– A co masz żonę?
– Nie, ale nie widać mnie w lustrze?
– Haha – nastąpił wybuch śmiechu.
– A teraz zobacz – zaproponował.
– Widzę cię, widzę. Pokaż kły wampira.
– Kiełki to ja zamówię na kolacje moja droga.
Bob analizował każdy jej ruch. Bacznie obserwował czerwoną plamkę i ostrzeżenia. Wciąż pojawiały się komunikaty i żądania przejścia w tryb autonomiczny. W takim trybie Bob mógł być bezpieczny, ponieważ kontrole nad jego ciałem przejmował automatyczny system walki i samoobrony.
– Białe czy czerwone? – zaproponował. – Oto jest pytanie.
– Tak, proszę czerwone. Wyczuwam pytanie z podtekstem.
– Wiesz, tak patrzę na Ciebie i widzę, że masz taka dziecięcą urodę. Zastanawiałaś sie kiedyś na tym?
– Moja mama zawsze mi to mówi, że wyglądam jak dziecko i jestem słodka jak dziecko – uśmiechneła się.
– Ale umawiasz się z facetami i nawet nie masz w sobie odrobiny nieśmiałości.
– Tak, ale to zwykły seks przecież. Nic więcej. Poza tym dobrze wyglądasz i zabierzesz mnie do Singapuru.
– I będą mnie pytać czy ukradłem cię w Dubaju jakiemuś Szejkowi – zażartował Bob.
– Taką żoną Szejka chętnie mogłabym być. Wtedy spełniłby się moje marzenia.
– Jakie marzenia?
– Stworzyłabym swoją markę, miałabym miliony na Instagramie, lotnisko na dachu i już nic nie musiałbym robić. A tak to muszę studiować prawo.
– Masz marzenia jak mała dziewczynka – oznajmił.
– Każda kobieta marzy o księciu.
Gdy upłynęła już butelka wina Jula wydawał się zupełnie rozanielona. Przeglądanie filmów z imprez i komentarze, uśmiech i satysfakcja lajkami zdominowały rozmowę. Twarz dziewczyny wyraźnie zmieniła oblicze na bardziej wyzywające. Gdy zaproponowała, ze teraz uda się do łazienki, Bob miał niewiele czasu na ułożenie planu dalszych kroków. Gdy była pod prysznicem, uchylił szklane drzwi i wskazał palcem aby nie wypowiadała słowa. Wyraźnie teraz onieśmielona, patrzyła z niedowierzaniem. Bob ukląkł i zaczął myć jej stopy. Delikatnie, ledwo muskając palców, pieścił powoli każdy skrawek ciała. Stopy astralnie wyrażały miejsce ukrycia Uratora w płacie czołowym. Wiedział, że tylko tam może ją wyzwolić. Nacisnał znacznik G.
Nagle dziewczyna zdrętwiała, spojrzała na sufit. Potem na Boba. Jej oczy wirowały a niespokojne dłonie trzymały słuchawkę prysznica.
– Przestań – krzyknęła.
– Znam twoje imię. Nie możesz już nic zrobić. Za późno.
Nagle Bob wypowiedział ciąg wyrazów w nieznanym języku, jakby imiona starożytne. Ich wypowiedzenie spowodowało, że cała zawartość umysłu Julii została skopiowana do umysłu Boba w oka mgnieniu. Dlatego świadomie przejmował nad nią kontrole.
– Przejmuje nad tobą kontrole. Amen.
Dziewczyna niespodziewanie odchyliła słuchawkę i usiłowała uderzyć Boba prosto w twarz. Ale Bob był już w trybie autonomicznym i nie sposób było go zaatakować. Autonomia przewidywała każdy ruch. Jula przekręciła rękę, za która złapał ją Bob. Po sekuncie, niczym kaskader wspięła się po kaflach, robiąc wymyk. Usiadła na ramionach agenta, prawie na głowie Boba. Obejmując go nogami, usiłowała skręcić mu kark. W tym samym momencie, dało się słyszeć przeraźliwy krzyk, jakby mordowanej kobiety. Agent w trybie autonomicznym wykonał skłon i w nieludzki sposób wyślizgnął się spod jej nóg. Będąc z tyłu, złapał ją za kark i mocno przywarł do jej nagiego ciała. Zaniepokoił się w tym momencie, ponieważ jego narząd był w zwodzie, co oznaczało pewną dawkę niepewności. Przesunęli się w kierunku lustra. Dziewczyna spojrzał na siebie i zaczęła w nieludzki sposób kręcić głowa. Gdy uniosła w górę ręce, jej nagie ciało wiło się w spazmach, mocno przywierając do Boba. Nastąpiła cisza. Obraz w lustrze i grymas na twarzy wyraźnie przypominały Śiwe w tańcu. Dziewczyna uspokajała się patrząc w lustro. Bob schylił się i spojrzał w okolice krocza. Zobaczył tam dziwne stworzenie z zębami, przypominające kałamarnice. Pulsowało światłem. Chwycił mocno i szarpnął. Dziewczyna jęknęła i upadła.
Kałamarnica oderwała się od ciała. Leżała w kącie łazienki. Wiedział że jej czas rozpadu jest krótki.