- Opowiadanie: ollofeli - On i noc

On i noc

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

On i noc

Gwiazdy wypełniały już prawie zupełnie czarną przestrzeń nad jego głową. Szedł w zadumie i co chwilę spoglądał w górę. Czasami wracając późną nocą do domu wyobrażał sobie, że jest białym punkcikiem na niebie, otoczonym przez braci, duchowych braci. Rozumiał wtedy swoje człowieczeństwo, pojmował siebie jako szczęściarza. Ulice wokół niego stawały się gorącym życiem. Samochody mijające go, ludzie spoglądający na nicość, którą on wypełniał. Kochał to życie. Bliskość dźwięków i przestrzeni, i ta znajoma brama. Kilkaset razy, a może jeszcze więcej obserwował jej numer.

– Cześć mamo – stwierdził sucho, chowając klucze do kieszeni.

– Gdzie się znowu szlajałeś – odparł kobiecy głos dochodzący z kuchni.

– Idę spać, nie budź mnie rano. Nie mam jutro dwóch pierwszych lekcji. Pośpię sobie dłużej.

Jego pokój wypełniał zapach nieświeżej pościeli. Nie było to dla niego czymś nowym, a raczej przyjemnie przyjaznym. Przełknął ślinę i poczuł ból w gardle. Opadł na łóżko i niezdarnie ściągnął buty, a później spodnie i bluzę. Zaczął zasypiać, śnił…

Cichy spokojny dom, z niewielkim ogrodem, w którym opalała się dziewczyna. Obserwował ją od momentu, w którym jego wzrok pozwolił mu wyraźnie postrzegać jej kształty. Czuł nieskrępowaną żądzę. Myślał o rozkoszach, które go czekają, o pieszczotach, w których stał się wirtuozem już dawno temu. Krok za krokiem zbliżał się do celu. Nie czuł miłości ani nie czuł wyrzutów sumienia. Jego cel był jednopłaszczyznowy. Poddawał się swojemu popędowi i brnął dalej. W jego umyśle kształtował się plan rozwoju wydarzeń. Lekki podmuch wiatru uniósł jej włosy. Pierwszy pocałunek, zlanie się ust w anielski uchwyt i…

Otworzył oczy, ale nie wstawał. Leżał i rozmyślał nad sensem swojego snu. Czym bardziej się zagłębiał, tym większą odczuwał tęsknotę. Tęsknotę za subtelnością uczucia, za miłosnym doznaniem, ale ściśle związanym z jedną osobą.

* * *

Dzwonek na przerwę i ten dziwny szum w sercu. Koniec lekcji i koniec ukradkowego spoglądania w jej stronę. Postanowił odważyć się i działać. Coś sprawiło, że wykonał ruch bardzo zdecydowany, a zarazem wyjątkowo uroczy. W jednej chwili stał się gorący, aby sekundę później zwilgotnieć od zimnych kropli potu, które pojawiły się na jego ciele.

– Marta!

– Cześć. Do jutra. – Odpowiedziała.

– Poczekaj, chciałem cię…

Wstrzymał się chwilę, aż zostali sami na korytarzu. Docierająca do niego zmysłowość jej ruchów rozbudziła w nim wewnętrzny wulkan.

– Chciałem cię zaprosić do tej kawiarenki, w której byliśmy kiedyś z chłopakami.

– Mówisz poważnie?

– Bardzo poważnie. Chcę ci o czymś powiedzieć…

– Czyżby Casanowa się zakochał? Gdybyś nie miał w sobie tego czegoś, odmówiłabym ci bez namysłu. – Odparła puszczając w jego kierunku oczko, po czym odeszła.

– O siedemnastej! – Krzyknął.

* * *

Sączył herbatę z filiżanki i czuł się rozpalony. Każdy kolejny łyk był bolesny. Złapał się ręką za gardło, aż łza zakręciła się w jego oku. Upłynął kwadrans po umówionym czasie, gdy zjawiła się Marta. Jej uroda zawsze robiła na min wrażenie, ale najbardziej cenił w niej charakter. Była zawsze miła i sympatyczna, wzbudzała zaufanie. W klasie uważali ją za osobę pewną siebie, choć koleżanki czasem ją obgadywały, bo była romantyczką i unikała imprez, na których nikt się w niczym nie hamował.

– Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam jeszcze z kimś się spotkać, w sprawie korepetycji.

– Może mi nie uwierzysz, ale coś sprawia, że nie mogę o tobie zapomnieć. Jesteśmy jedynie szkolnymi znajomymi i raczej rzadko rozmawiamy. Chciałem z tobą pogadać, dlatego cię zaprosiłem. Mówiłaś, że posiadam to coś. Co miałaś na myśli?

– Masz urocze spojrzenie, a ja dostrzegam takie rzeczy. Gdybyś dał się poznać może okazałbyś się jeszcze inaczej pociągający. W końcu te wszystkie słodkie dziewczynki wielbiły cię przez pewien czas. – Odparła z jakąś dziwną przekorą.

– Jakie słodkie dziewczynki?

– Och, daj spokój. Wszyscy w klasie wiedzą o twoich „miłosnych” podbojach. Nie wiem czy uważasz mnie za naiwną, czy sam jesteś naiwny. – Po wymownej chwili milczenia zagadnęła, bo ostatecznie zgodziła się na to spotkanie. – Powiedz lepiej prawdę. Założyłeś się z kimś, że nie oprę się twojemu urokowi. Sama nie wiem, dlaczego zgodziłam się tu przyjść. – Wypowiadając te słowa wahała się czy od razu zakończyć rozmowę czy dać mu jeszcze szansę.

– Wierz mi, że ostatnio myślę o życiu jakoś inaczej. Z nikim się nie zakładałem. Miałabyś rację nazywając mnie Casanową jeszcze kilka dni temu, ale nie dzisiaj. Myślałem o tym długo i nie jestem już z tego dumny. To znaczy z tego, że zmieniałem dziewczyny jak rękawiczki. Właśnie ty mi to uświadomiłaś. Podziwiam cię i chyba zaczynam… – Nie zdążył dokończyć, bo Marta stwierdziła zirytowana.

– Nie da się stać kimś innym w jednej chwili. Skąd mam mieć pewność, że to co mówisz płynie z głębi ciebie i nie jest przebiegła formą uwodzenia. Z resztą jeżeli tak jest muszę rozwiać twoje nadzieje.

Zaczął płakać, a jej obecność potęgowała w nim cierpienie. Łzy spływały po jego policzkach i spadały na stolik. Po kilku minutach podniósł wzrok i nie zobaczył już nikogo. Odpychająca świadomość tego, że pozostały mu jedynie wspomnienia, jedynie sny i marzenia porywała jego myśli w czarną otchłań. Zapadał się, zamykał w sobie.

* * *

Wyszedł z domu tuż po tym jak mrok rozpłynął się w promieniach słońca. W ręce trzymał zwiniętą kopertę. Kierował się w stronę mostu. Jego oddech był krótki i mimo dopiero rozpoczętego dnia czuł się zmęczony. Doszedł do miejsca, w którym stała zielona ławka. Usiadł na niej i wyciągnął z koperty wynik badania. Gdyby to, co czytał dawało jakieś nadzieje, ale on nawet nie był HIV-dodatni. Rozwijał się w nim AIDS. Widział to na sobie; siniaki, wysypka, ciągłe problemy z powiększonymi węzłami chłonnymi. Nawet nie starał się już wyobrazić sobie, co stracił. Wiedział, że w każdej chwili może wylądować w szpitalu, wiedział o ludzkiej bezsilności w walce z tym, co go spotkało. Przyglądał się płynącej wodzie i falom, które tworzyła.

* * *

Usłyszał kroki. Korytarzem ktoś szedł. On wiedział, że w tym szpitalu leżą tacy jak on, bez nadziei. Wydawało mu się jednak, że to w jego sali za moment otworzą się drzwi i pojawi się w nich jakiś anioł. Anioł władny zmieniać wszystko, ingerować w rzeczywistość, cofać czas i go przyspieszać, rzucać klątwy i uzdrawiać…

Coś rozpalało żyły, widział jak kropla za kroplą przezroczysta ciecz wpływała do rurki, a z niej w jego pokryte ciemnymi plamami ciało.

Klamka poruszyła się, przekręcił głowę i doznał szoku. Zobaczył ją. Każdy jej krok był teraz tąpnięciem Boga. Wystarczyła zaledwie sekunda jej obecności, aby zapomniał o cierpieniu. Podeszła do niego i spojrzała mu głęboko w oczy. On próbował odpowiedzieć jej tym samym. Patrzyli na siebie, tak jak wtedy w kawiarni. W całej jego agonalnej sytuacji potrafił odczuć jeszcze potrzebę jej dotyku. Mógł tylko o tym myśleć, bo nie miał siły, aby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk. Nagle pochyliła się nad nim i pocałowała go. Wiedziała, że nic jej przez to nie grozi. Zrozumiała jego przemianę. Teraz już nie wątpiłaby w szczerość jego słów. Wychodząc ze szpitala wyobraziła sobie go w klasie, gdy odpowiadał. Czuła smutek.

* * *

Na jego grobie pojawiły się już dzikie kwiaty. W tym cichym miejscu od dawna nikogo nie było. Płynące dni roztaczały jedyną obecność. Czy mogło zdarzyć się coś gorszego, czy ktokolwiek mógł temu zaradzić? Przeznaczenia nie ma. On mógł żyć, mógł wybierać drogi, po których stąpał. Tylko, że teraz jest to nieważne. Nic nie wskrzesi go temu światu.

Na zieloną ławkę usiadła dziewczyna. Patrzyła na falującą wodę i rozmyślała. Nagle wstała i zaczęła krzyczeć. Po okolicy rozszedł się przeraźliwy dźwięk. Serce biło jej jak oszalałe. Dobiegła do poręczy na moście i skoczyła, z ręki wypadła jej koperta…

 

Koniec

Komentarze

Na zieloną ławkę usiadła dziewczyna.
Siadamy na czym, nie na co.
Gdzie tu fantastyka? Emocji dużo, ale fantastyki nie ma, moim zdaniem.
Dodatkowo szkodzi opowiadaniu bardzo, nadmiernie "ściśnięta" druga część. Nagle AIDS, szpital, wszystko z kopyta rwie...

ta, troche nie barzdzo to fantastyka

W gruncie rzeczy nie jest to grzechem śmiertelnym. >smile mode on< Napisz i wstaw coś już stricte fantastycznego, a bedzie Ci odpuszczone... > smile mode off<

Po pierwsze: "cześć mamo" nie jest stwierdzeniem, "gdzie się znów szlajałeś" powinno byś pytaniem (brak znaku zapytania?), a pytania się nie "odpiera", tylko zadaje... Czy dni mogą "roztaczać obecność"? I na jakiej podstawie można stwierdzić, że przeznaczenia nie ma? Bo ktoś umarł w męczarniach? Może to właśnie było jego przeznaczeniem? Poza tym historyjka którą wymyśliłeś strasznie przypomina amerykańskiej produkcji filmy love story, których było już tyle, że nie sposób policzyć... Przystojny chłopka, casanowa w szkole do której chodzi, zakochuję się w niezbyt popularnej dziewczynie, której na popularności nie zależy... To już było... Z tą różnicą, że nie ma tutaj przewidywalnego happy end'u... 

Nowa Fantastyka