- Opowiadanie: krzkot1988 - Tar Trek

Tar Trek

Szorcik parodiujący oryginalny serial Star Trek :-) Jeżeli nie znacie serialu, ani tego uniwersum, to pewnie wyda wam się głupi i pozbawiony sensu. Jeśli jesteście fanami, będzie tylko głupi :-P

 

*tar – z ang. smoła, dawniej także potocznie marynarz

Dyżurni:

ocha, bohdan, domek

Oceny

Tar Trek

Ocean, ostatnie miejsce bez granic

Oto podróże przeciekającej krypy, znanej jako “Enter, Pryce”

Podczas misji, trwającej do grobowej deski, naszej lub jej

Aby plądrować nowe lądy

Grabić wszystko, co żywe

I unikać wszystkiego, co cywilizowane

Aby śmiało stoczyć się tam, gdzie nie stoczył się jeszcze żaden człowiek!

 

Dziennik kapitański. Data – 23… styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj… Tak, 23 maja Roku Pańskiego “coś po 1705”.

 

Nasza załoga badała okolice niewielkiej wysepki, położonej na południe od portu w Nassau. Gdy dostrzegliśmy na plaży rozbitków, natychmiast podjąłem decyzję o wysłaniu grupy ratunkowej. Nieszczęśnicy byli zdani wyłącznie na siebie przez tak długo, że na widok naszej bandery zaczęli uciekać w popłochu w zarośla. Nie powstrzymało to jednak moich dzielnych podwładnych. Drużyna, dowodzona przez mojego nieocenionego pierwszego oficera pana Specka, szybko wytropiła biedaków. Teraz są już bezpieczni na pokładzie “Enter, Pryce”. Nie mogę się doczekać, aż opowiedzą nam o swych przygodach i niedolach.

 

Kapitan James “Tea” Kirk

 

Jim Kirk powoli zlustrował wzrokiem zgromadzoną na pokładzie załogę. Każdy z nich był niezastąpiony na “Enter, Pryce” i kapitan nie mógł znieść świadomości, że zawiedzie ich pirackie nadzieje, pełne grabieży, mordów, gwałtów i cudzego złota. 

– Ta mapa jest bezużyteczna, hiszpański psie – spokojnie zauważył Jim, przenikliwym wzrokiem wpatrując się w wychudzonego, brodatego mężczyznę, przywiązanego obecnie do masztu. 

Spierzchnięte usta niedawnego rozbitka wyrzucały z siebie potok słów, niczym pędzące do oceanu wody Amazonki. 

– Uh’hurra, tłumacz! – rozkazał Kirk jedynej kobiecie w załodze, czarnoskórej niewolnicy “uratowanej” z jednego z francuskich transportów do kolonii.

Dziewczyna spojrzała na niego wściekle i otworzyła usta, ukazując przeżarte szkorbutem dziąsła i niewielki kikut po języku. Francuzi nie patyczkowali się z niewolnikami, trzeba im to przyznać. Jedyne, co potrafiła teraz wypowiedzieć, to “uh” i “hurra”, stąd jej nowe imię, wybrane przez załogę w głosowaniu. Ale za to patroszyła białych królewskich żołdaków z taką sprawnością, że aż miło było popatrzeć.

– Oj, daj spokój, tylko się droczę! – zaśmiał się Jim, po czym upił łyk herbaty z porcelanowej filiżanki, stojącej na srebrnej tacy na stałe przybitej do poręczy kapitańskiego krzesła. 

Kirk nie mógł wytrzymać choćby godziny bez błogosławionego napoju z Indii, od którego wziął się jego przydomek. Zaciekle zwalczał również miłośników kawy. Prowadził osobistą krucjatę przeciw tym zwyrodnialcom i zamierzał wyplenić tę zarazę z powierzchni ziemi. 

– Ale poważnie, naprawdę przydałby nam się ktoś, kto mówi po hiszpańsku – rzucił kapitan z zafrasowaną miną do nikogo konkretnego.

– Istotnie, to by nadało sprawom bieg – potwierdził stojący tuż obok pan Speck.

– Nie bądź lizusem, Speck – zbeształ go Kirk, po czym przyłożył jedwabną chustkę do nosa. 

Speck był Niemcem, co według Jima równie dobrze mogło oznaczać przynależność do innego gatunku. Bez wątpienia był najinteligentniejszy na całym statku – potrafił nawet czytać i pisać! Jego główną wadą był fakt, że zawsze śmierdział jak szynka, którą się zajadał. Uparcie twierdził, że to nie żadna szynka, tylko speck. Wszyscy jednak wiedzieli, że to szynka. Kapitan powachlował się chwilę, po czym dodał, wskazując na Hiszpana: 

– No dobra, do wody z nim.

Jeniec zaczął mówić z jeszcze większym pośpiechem, a w jego głosie pojawiły się błagalne tony. Kapitan jednak kompletnie stracił już zainteresowanie przesłuchaniem i powrócił do studiowania mapy. Wkrótce rozległ się charakterystyczny plusk, zwiastujący porę śniadania dla rekinów. Krzyki i bulgotanie szybko się jednak oddalały. 

Nie po raz pierwszy Kirk zachwycił się możliwościami “Enter, Pryce”. Był to najlepszy statek w jego pirackiej karierze – szybki, zwrotny i przeciekający tylko w kilku miejscach. Dlatego właśnie postanowił mu nadać miano, nawiązujące do zdarzeń, które rozpoczęły jego życie morskiego awanturnika. Gdy był jeszcze młodzieńcem, słowa “enter, Pryce”, które tak utkwiły w jego sercu, wypowiadała matka Jima, za każdym razem, gdy ojciec wychodził doglądać prac na polach. Poczciwy Pryce był kamerdynerem rodziny. Dopiero po jakimś czasie Kirk dowiedział się, że słysząc to zawołanie, Pryce wchodził nie tylko do saloniku, ale także w jego matkę. Gdy dowiedział się także ojciec, wydziedziczył Jima, uznając, że najprawdopodobniej wcale nie jest jego synem. To szczęśliwe zrządzenie losu sprawiło, że był dziś tym, kim był – przystojnym, czarującym, bezwzględnym, nieustraszonym i przystojnym postrachem siedmiu mórz.

– Nic z tego nie rozumiem! – zirytował się Jim, po czym opadł na krzesło, pozbawiony wiatru w żaglach. – Dobrze, że mamy drugiego Hiszpana – westchnął, wskazując na mężczyznę przywiązanego po drugiej stronie masztu. Więzień miał zakneblowane usta i w kompletnym szoku przetrawiał to, co właśnie wydarzyło się z jego kolegą. – Panie Sulu! Potrzebuję pana wyjątkowych umiejętności!

Pozbawiony honoru samuraj, z niezdrową fascynacją obcinaniem kończyn, wyłonił się znikąd i szybkim ruchem katany pozbawił Hiszpana głowy. Kirk wpatrywał się w niego osłupiały, a następnie rozłożył ręce w wyrazie kompletnej bezsilności.

– Miałem na myśli czytanie mapy, durniu!

– Stukrotne przeprosiny, Kirk–san – odparł nawigator z głębokim ukłonem, po czym otrząsnął miecz z krwi i spojrzał na mapę. – Wybacz moją śmiałość, kapitanie, ale moje wieloletnie doświadczenie na morzu podpowiada mi, że warto byłoby odwrócić północą ku górze.

Jim spojrzał na niego z powątpiewaniem, ale odwrócił mapę do góry nogami. Jego twarz nagle pojaśniała:

– Rzeczywiście! Teraz to ma sens! – Uśmiechnął się szeroko i poklepał Japończyka po ramieniu. – Wygląda na to, że ci Hiszpanie nie próbowali nas oszukać.

Na pokładzie zapanowała ogólna wesołość. Kirkowi przyszła jednak do głowy nieprzyjemna myśl.

– Wiedziałeś o tym? – zapytał, oskarżycielsko spoglądając na Specka. 

– Tak, kapitanie – potwierdził pierwszy oficer bez cienia emocji.

– To czemu, do diaska, mi nie powiedziałeś?

– Gdyż pan kapitan raczył powiedzieć, tu cytuję, że “jeśli jeszcze raz się będę wymądrzał, to obetnie mi te odstające uszy”.

– Dobra. Zamknij się, bo potraktuję to jako mądrzenie się. – Jim machnął ręką i krzyknął do szkockiego bosmana: – Potrzebuję więcej mocy, panie Szkot. Cała naprzód!

Koniec

Komentarze

Chyba muszę obejrzeć tego Stark Treka, bo się trochę pogubiłem. Styl zdecydowanie na plus, a fabuły do końca nie rozumiem.

Dobrze oddałeś klimat opowiadania, stworzyłeś ciekawe postacie, choć ponownie tu też się trochę poplątałem, ale to pewnie wina tego, że nie poznałem Star Treka. W wolnej chwili postaram się obejrzeć i wtedy wrócę tutaj, żeby poprawić komentarz. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Uśmiałam się :D

Gdybym miała się czepiac, zapytałabym jak Uhura wymawia głoskę r nie posiadając języka… ale całośc była na tyle wdzięczna, że nie będę się czepiac ;)

Kosmos to bazgranina byle jakich wielokropków!

Szorcik parodiujący oryginalny serial Star Trek :-) Jeżeli nie znacie serialu, ani tego uniwersum, to pewnie wyda wam się głupi i pozbawiony sensu.

Cóż, Krzkocie, należę do grupy, którą wziąłeś pod uwagę, ale choć nie znam ani serialu, ani uniwersum, Twoje dziełko nie wydało mi się głupie i pozbawione sensu. Ja go zwyczajnie nie zrozumiałam. ;)

 

upił łyk her­ba­ty z por­ce­la­no­wej fi­li­żan­ki, sto­ją­cej na srebr­nej tacy na stałe przy­bi­tej do opar­cia ka­pi­tań­skie­go krze­sła. → Oparcie krzesła mieści się za plecami siedzącego. Rozumiem, że kapitan, kiedy chciał się napić, musiał odwracać się, by sięgnąć po filiżankę. Domyślam się też, że srebrna taca przybita do oparcia krzesła, mocno utrudniała wygodne na nim siedzenie.

 

był dziś tym, kim był – przy­stoj­nym, cza­ru­ją­cym, bez­względ­nym, nie­ustra­szo­nym i przy­stoj­nym po­stra­chem sied­miu mórz. → Powtórzenie. A może był aż tak przystojny, że należało to szczególnie podkreślić?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Misiowi nie przeszkadzało, że nie zna Star Treka. Ważne, że mimo tego uśmiechnęło jego. smiley

Koala75 Młody pisarzu, bardzo mi miło, że znaleźliście w tekście coś dla siebie, mimo braku porównania do materiału źródłowego, które jest bazą dla większości żartów :-)

 

mindenamifaj cieszę się, że wprowadziłem nieco uśmiechu w Twój dzień :-) A to, w jaki sposób Uhura wymiawa “R” bez użycia języka, na zawsze pozostanie jej tajemnicą :-P

 

Cóż, Krzkocie, należę do grupy, którą wziąłeś pod uwagę, ale choć nie znam ani serialu, ani uniwersum

reg, musisz więc uwierzyć na słowo, że czasami jest nawet zabawnie :-P

 

Oparcie krzesła mieści się za plecami siedzącego. Rozumiem, że kapitan, kiedy chciał się napić, musiał odwracać się, by sięgnąć po filiżankę.

Masz rację, dla wygody kapitana przesunąłem jednak tacę na poręcz krzesła.

 

Powtórzenie. A może był aż tak przystojny, że należało to szczególnie podkreślić?

Powtórzenie zdecydowanie celowe. Gdyby to była narracja 1-os. z punktu widzenia kapitana, przymiotnik ten prawdopodobnie pojawił by się także po raz trzeci :-)

Masz rację, dla wygody kapitana przesunąłem jednak tacę na poręcz krzesła.

To nie jest dobry pomysł, Krzkocie, albowiem tak się głupio składa, że krzesła nie mają poręczy. Proponuję abyś posadził kapitana na fotelu. ;D

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

To nie jest dobry pomysł, Krzkocie, albowiem tak się głupio składa, że krzesła nie mają poręczy.

Reg, z tego co wiem, a ekspertem od krzeseł nie jestem, brak podłokietników nie jest warunkiem sine qua non bycia krzesłem. Granica jest tu chyba bardzo płynna i różni się w poszczególnych językach. Np. w Polsce biurowe obracające się meble są zarówno fotelami, jak i krzesłami. O meblu w stylu Ludwika XIV, które zapewne ukradł komuś spod tyłka kapitan Kirk, też wielu powiedziałoby raczej “krzesło”. Acz sami Francuzi nazwaliby go fauteuil. Anglicy rozwiązali to prościej, więc mamy chair armchair. Z kolei w rosyjskim w ogóle кресло (kriesło) to fotel, a krzesło to стул (stół). Więc podsumowując ten przydługi wykład o siedziskach, wydaje mi się, że sprawa nie jest taka oczywista :-P

Za SJP PWN: krzesło «mebel służący do siedzenia, mający z tyłu oparcie»

Jednakowoż, Krzkocie, to Twoje opowiadanie i będzie napisane takimi słowami, które Ty uznasz za najwłaściwsze. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Za SJP PWN: krzesło «mebel służący do siedzenia, mający z tyłu oparcie»

Czyli mebel nie będący stołkiem, a więc posiadający oparcie. O poręczach nic nie ma :-P

Zgódźmy się, że się nie zgadzamy i w tym konkretnym przypadku mebla z pogranicza wieku XVII i XVIII zostawię krzesło ;-)

 

http://besttext.pl/etymologia_nazw_mebli_francuskich_i_ich_tlumaczenie_na_jezyk_polski_stylowe_tapicerowane_fotele_i_krzesla_francuskie_prowansalskie_stoly,1494

Zgoda na niezgodę. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

O, tak ich z gwiazd ściągnąć, no jak mogłeś? Speck Niemcem? Uśmiechnęło mi się, choć w rzeczywistości Niemcy nie są aż tak kaltblitig ;)

Fajne :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Przyznaję, że żarty ze Star Treka jakoś mnie nie bawią. Nie jestem fanem (obejrzałem kilka odcinków The Original Series i stwierdziłem, że nudne), ale ten humor do mnie nie trafia. :( Tak samo z kilkoma innymi klasykami.

Natomiast zgadzam się z kapitanem Kirkiem w kwestii gorących napojów.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Oglądałam odcinek czy dwa tak dawno, że to już chyba nieprawda i ledwo co kojarzę. Niektóre żarty rozpoznałam, ale na pewno nie wszystkie.

Trochę ten tekst fragmentaryczny, ale pewnie trudno doprowadzić parodię do satysfakcjonującego końca.

Live long and prosper.

Babska logika rządzi!

Dzięki wszystkim za wizytę i komentarz!

 

Irka_Luz

O, tak ich z gwiazd ściągnąć, no jak mogłeś? Speck Niemcem? Uśmiechnęło mi się, choć w rzeczywistości Niemcy nie są aż tak kaltblitig ;)

Irko, oczywiście wszelkie podobieństwa do postaci prawdziwych, lub fikcyjnych, służących w Gwiezdnej Flocie jest całkowicie przypadkowe. A Niemcy to często fajne, luźne chłopaki i dziewczyny. Ale nie Speck. To jest stara szkoła i zawsze musi być Ordnung. Nawet ceruje swoje pirackie koszule po cięciu kordelasem!

 

SNDWLKR

Dzięki za opinię :-) Ja mam na koncie wszystkie obejrzane Star Trekowe seriale (tylko z Discovery nie wytrzymałem więcej niż dwa sezony xd), czyli coś koło sześciuset obejrzanych odcinków, w tym wiele po kilka razy. Dlatego też jednoosobowo i arbitralnie przyznałem sobie prawo do zażartowania z uniwersum. Także to bardziej przyjacielski dowcip, niż żartowanie sobie z serialu :-)

 

Finklo

Fakt, że cały szorcik jest właściwie oparty na prześmiewczym przedstawieniu karykatur postaci, a akcji tu nie ma specjalnie, więc jest to bardziej fragment. Ale z drugiej strony, kontynuowanie losów załogi byłoby już głównie opowiadaniem o piratach, a nie parodią ;-)

coś koło sześciuset obejrzanych odcinków

:O Wow, szacun.

,,Nie jestem szalony. Mama mnie zbadała."

Czy to było zabawne? Dla mnie średnio, choć kojarzę wszystkie wymienione postacie, trochę ST oglądałem. Był kiedyś taki komiks, bodajże Śledzińskiego, który w mało wybredny, ale za to zabawny, sposób obśmiewał Star Treka, tyle, że tego z Pickardem jako kapitanem, choć i Spock tam się znalazł. Pamiętam scenę, kiedy Geordi coś przedobrzył i zamiast teleportować załogę, to teleportował tylko jej ubrania, a Spock, w komiksie wystepujący pod imieniem Zbok, miał pod mundurem fancy lateksowe ciuszki. Był też Chakotay, który nazywał się Czegotam i własnie tymi słowami odpowiadał na każde pytanie, no i moja ulubiona Siódma z Dziewięciu – w komiksie nazywał się Siedem Razy Dziennie ;)

Poniżej to, co rzuciło mi się w oczy:

 

– Oj, daj spokój, tylko się droczę! – zaśmiał się Jim, po czym upił łyk herbaty z porcelanowej filiżanki, stojącej na srebrnej tacy na stałe przybitej do poręczy kapitańskiego krzesła. 

A nie “podłokietnika”?

 

– Dobrze, że mamy drugiego Hiszpana – westchnął, wskazując na mężczyznę przywiązanego po drugiej stronie masztu.

Powtórzenie. Po przeciwnej stronie masztu, albo do innego masztu, nie wiem, grotmasztu, bezanmasztu?

 

Pozbawiony honoru samuraj, z niezdrową fascynacją obcinaniem kończyn, wyłonił się znikąd i szybkim ruchem katany pozbawił Hiszpana głowy.

Okropnie to brzmi. Nie lepiej → niezdrowo zafascynowany obcinaniem kończyn?

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Hej Outta!

Czy to było zabawne? Dla mnie średnio, choć kojarzę wszystkie wymienione postacie, trochę ST oglądałem.

Czy to było wiekopomne dzieło? Z pewnością nie. Czy humor wykracza tu poza poziom gimnazjum? Też raczej nie. A czy dobrze bawiłem się pisząc ten szorcik? Jeszcze jak! A jeśli przy okazji kogoś innego ubawi gorącą letnią porą, to tym lepiej. Dzięki za przeczytanie i komentarz :-)

Wiesz, mate, masz tutaj że dwa momenty, które uśmiechnęły, ale miałem nadzieję na coś mocniejszego, bardziej gimnazjalnego nawet ;) Są dwa rodzaje parodii, te mega głupawe, slapstickowe, które momentami mogą wprawiać w zażenowanie i te inteligentne, grające podtekstami, których zrozumienie wymaga pomyślunku. Twój tekst stoi dla mnie jakby w rozkroku, nie mogąc się zdecydować, czy być głupawy, czy nie, stąd moje narzekanie :)

Known some call is air am

To zabrzmiało w mojej głowie jak wyzwanie! Postaram się, żeby mój następny szort był w 100% głupawy xd

Trzymam za fazer… Znaczy za słowo ;)

Known some call is air am

Nowa Fantastyka