- Opowiadanie: HollyHell91 - Buka

Buka

Ten krótki szort to rodzaj autoterapii. Od jakiegoś czasu zmagam się z zaburzeniami lękowymi, jednak od niedawna czuję się o tyle lepiej, że odważyłam się przedstawić jedne z najgorszych chwil mojego życia w formie szorta. Mam nadzieję, że przyniesie on ulgę i nadzieję osobom mierzącym się z tą dolegliwością, a innym pomoże nieco lepiej zrozumieć problem, który dotyka tak wiele ludzi.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Buka

Tak jak krople wody

nie przylegają do liścia lotosu,

tak jak woda nie przylega do czerwonej lilii,

tak mędrzec

nie przylega do tego, co

widział,

słyszał

lub poczuł.

Siddhartha Gautama, “Sutta Nipata”

 

 

 

Przyszła niespodziewanie i nagle.  

Niespodziewanie, bo tego dnia świeciło piękne słońce, trawa dokoła była zielona, kwiaty cudownie pachniały, a wiatr delikatnie łaskotał gałęzie rozłożystych drzew.

Nagle, bo w jednym momencie cudowna letnia sceneria przeobraziła się w okrutną zimę: chmury przesłoniły słońce, śnieg przykrył trawę, a drzewa ugięły się pod jego ciężarem. Kwiaty zniknęły. Wówczas myślałam, że bezpowrotnie. 

I wtedy ją zobaczyłam. Stała nieruchomo, z tym dziwnym, jakby pochodzącym nie z tego świata uśmiechem. Miałam wrażenie, że drwi sobie ze mnie, a ja, sparaliżowana, nie mogłam się poruszyć. Póki stała, było znośnie. Ale nagle zaczęła się zbliżać. 

Z każdym jej krokiem serce biło mi coraz szybciej. Jakby dyktowała wszystko, nawet reakcję mojego ciała. Kazała mi szybciej oddychać – nie miałam nad niczym kontroli. 

Gdy była już na tyle blisko, że czułam jej obrzydliwy oddech, wyciągnęła galaretowate ręce, którymi oplotła moją szyję. Zaciskała je coraz mocniej na gardle, a ja byłam pewna, że to już koniec. Czekałam na śmierć. 

Nie pamiętam, ile czasu minęło, ale w końcu zaprzestała duszenia. W pewnym momencie rozluźniła uścisk, odwróciła się i wycofała. Zniknęła w lesie, jakby nigdy nic. 

Powoli odzyskiwałam władzę nad swoim ciałem, oddechem i biciem serca. Śnieg powoli się topił i słońce znów wyszło spoza chmur. Jednak już mnie nie cieszyło tak, jak wcześniej. 

Bo od tamtej pory zaczęłam jej wyczekiwać. Wiedziałam, że może nadejść w każdym momencie. Nie rozumiałam, dlaczego mnie wtedy nie zabiła. Może się mną tylko bawiła? Okrutna to zabawa. Nieśmieszna. 

 

 

Zabawy te powtarzała kilkukrotnie. Kochałam życie, ale jej drwiny były tak wyczerpujące, że pragnęłam, by dokonała swego dzieła. 

Jednak pewnego dnia nastąpił przełom. Siedząc przy oknie, cieszyłam się pięknym dniem, soczyście zieloną roślinnością i kwiatami, które na szczęście się odrodziły. I nagle słońce zniknęło, ustępując chmurom, które na jej komendę zaczęły sypać nie tylko śniegiem, ale i gradem. 

Wtedy po raz pierwszy poczułam coś innego niż strach. 

Wściekła, zerwałam się na równe nogi, gdy wychynęła z lasu. Otworzyłam okno i krzyknęłam na nią: 

– Nie! Dzisiaj ja dyktuję warunki. Możesz mnie dusić, możesz robić, co chcesz, a ja i tak będę robić swoje i będę wyczekiwać słońca. Nie zepsujesz mi tego dnia, nie zrobisz tego! 

Zamknęłam okno i poszłam zaparzyć sobie herbatę. Gdy wróciłam z naparem i usiadłam przy oknie, ona nadal tam stała, ale nie zbliżyła się na krok. Zauważyłam zmianę. Zszedł z jej twarzy ten ohydny, dziwny uśmiech. Czułam jej dezorientację na kilometr. 

Po chwili odeszła. Wróciło słońce, a ja smakowałam gorącą, pyszną herbatę. 

 

 

Nastąpił kolejny jasny, przejrzysty dzień. Ani jedna chmurka nie przesuwała się po niebie, delikatne pąki jabłoni cieszyły oko różową barwą, ptaki wykonywały najpiękniejsze pieśni, przed las wyszły sarny i wiewiórki – scena jak ze starych bajek Disneya. Postanowiłam wyjść ze swoją ulubioną herbatą na ganek, by lepiej odczuć magię tego dnia. 

Przekroczyłam próg domu i zobaczyłam ją. Stała na samym ganku, tuż przed drzwiami, dokładnie na wprost mnie. Pierwszą reakcją był oczywiście paraliż, ale już po kilku sekundach mogłam świadomie rozejrzeć się dookoła. Nic się nie zmieniło: chmury nie zasłoniły słońca, jabłonie stały niewzruszone i kompletnie ubrane w liście, a wiewiórki biegały radośnie po korze drzew. 

A ona stała i patrzyła na mnie. Najpierw chciałam ją przegonić, ale przyszedł mi do głowy inny pomysł. 

– Chcesz się napić herbaty? – Usłyszałam swój głos. 

Nic nie odpowiedziała. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę, a im dłużej się w nią wpatrywałam, tym mniej wydawała się straszna. Odsunęłam się trochę na bok, by przepuścić ją w drzwiach. 

Skorzystała z zaproszenia. Weszła do środka i usadowiła się przy oknie, przed którym zwykłam pić herbatę. Poszłam do kuchni zaparzyć kolejną dla mojego nietypowego gościa. 

Gdy wypełniałam kubek, drżały mi ręce. Nie wiedziałam, jak skończy się ta wizyta. 

Z ciężkim sercem i drżącymi dłońmi podałam jej herbatę. Spojrzała na mnie, ale nie miała żadnej emocji na twarzy. Była po prostu obojętna. Usiadłam naprzeciwko i obserwowałam ją. Odwróciła się i skupiła na herbacie. Nastawiłam się na najgorsze. W napięciu wyczekiwałam rzucenia kubkiem o ścianę i spustoszenia domu. 

Nagle znów spojrzała na mnie, a ja poczułam nieprzyjemne gorąco w sercu. Pierwszym odruchem było zwalczenie tego wrażenia, jednak to przynosiło tylko jeszcze więcej bólu. Poddałam się więc płomieniom, które wdzierały się do środka. 

Wierciła mnie spojrzeniem, a ja przed nim nie uciekałam. Pozwoliłam rozgościć się żarowi, który grasował wewnątrz mojego ciała. Wkrótce poczułam go we wszystkich członkach: rozchodził się błyskawicznie, po rękach, nogach, sięgnął również głowy. Rozluźniłam wszystkie mięśnie i szepnęłam: “To przyjemne”. 

Ona uniosła pytająco brew. Wypiła do końca herbatę i, nie dziękując, wyszła z domu. 

 

 

Z czasem zauważyłam, że odwiedza mnie coraz rzadziej. Zimy nie było od bardzo dawna – już nie pamiętam, jak wygląda śnieg.  Ale zawsze mam dla niej przygotowany kubek i imbryk. Przesiadując na ganku, czasem zastanawiam się, czy mnie jeszcze odwiedzi. Jeśli tak, to odpowiednio ją ugoszczę. Jeśli nie, to też dobrze. 

Dostosuję się do tego, co jest – czasami akceptacja jest najlepszą formą walki.

 

Koniec

Komentarze

To jest napisane naprawdę dobrze. Nie oderwałem się od historii ani na chwilę. Teraz pozostaje mi przeanalizować ten tekst jeszcze raz i pomyśleć nad przesłaniem. 

Dostosuję się do tego, co jest i nie będę walczyć z niczym, czego nie można pokonać na pięści.

To zdanie szczególnie przypadło mi do gustu. Tkwi w nim piękny przekaz… 

Pozdrawiam. 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Wiem że nie ma nic gorszego niż Buka

Mówi że wróci ale nie wiesz kiedy

I stanie pod domem bo siebie się nie da oszukać

Strach jest ten sam jak wtedy

 

Po tylu latach wiem już na pewno

Że kiedy przyjdzie jasne będzie jedno

Złe myśli nie były tego warte

Zostawię drzwi otwarte

 

mam wrażenie, że to rozbudowanie tej piosenki (skądinąd jednej z moich ulubionych KJ)

 

Od jakiegoś czasu zmagam się z zaburzeniami lękowymi, jednak od niedawna czuję się o tyle lepiej, że odważyłam się przedstawić jedne z najgorszych chwil mojego życia w formie szorta.

Trzymam kciuki za poprawę samopoczucia. Powodzenia! heart

 

Hej @Młody pisarz,

bardzo miły komentarz, dziękuję Ci. Przesłanie jest proste: boimy się wielu rzeczy, które wcale nie są straszne lub się po prostu nie wydarzą. A żeby zrozumieć tego szorta w pełni, musiałbyś mieć nerwicę, czego Ci oczywiście nie życzę.

 

 

Hej @OldGuard,

mam wrażenie, że to rozbudowanie tej piosenki (skądinąd jednej z moich ulubionych KJ)

Uwielbiam Kwiat Jabłoni, jakim cudem ja wcześniej nie słyszałam tej piosenki? Kasia śpiewa dokładnie to, co miałam na myśli, pisząc szorta.

 

Trzymam kciuki za poprawę samopoczucia. Powodzenia! heart

Dziękuję pięknie :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Miś czytał “Muminki” razem z dziećmi. Teraz przyciągnął go tytuł. Gratuluje tekstu i zwalczenia lęku. Jak pacjent chce wyzdrowieć, to nawet medycyna mu w tym nie przeszkodzi. :)

Koala75,

Twój komentarz zrobił mi dzień :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Wyszła ci całkiem udana miniatura z tej terapii pisaniem, spójna i dobrze się czytająca. Życzę powodzenia w walce z Buką!

ninedin.home.blog

Uwielbiam Kwiat Jabłoni, jakim cudem ja wcześniej nie słyszałam tej piosenki? Kasia śpiewa dokładnie to, co miałam na myśli, pisząc szorta.

Też miałam takie wrażenie, że to idealne oddanie tekstu piosenki :)

 

A Kwiat Jabłoni – pod tym stwierdzeniem muszę się podpisać. Uwielbiam heart

Niespodziewanie, bo tego dnia, gdy świeciło piękne słońce, trawa dokoła była zielona, kwiaty cudownie pachniały, a wiatr delikatnie łaskotał gałęzie rozłożystych drzew, przyniosła ze sobą zimę.

Trochę bym przemeblowała to zdanie, bo wyjaśnienie niespodziewaności znajduje się w kolejnym akapicie i tu jest IMO niepotrzebne.

 

Poza tym wyszła bardzo ładna opowieść o lękach, z mocnym przesłaniem na koniec. Powodzenie w radzeniu sobie z Buką!

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Bardzo mi się spodobało. Jest szczęśliwie smutne to opowiadanie i niezwykle krzepi serce to, że na koniec następuje pogodzenie z Buką i wytrwanie z nią przy herbacie. Znam z autopsji, jak nie sam lęk, ale jego wyczekiwanie potrafi przynieść dużo cierpienia, i sam fakt zmierzenia się z nim, jest trudnym zadaniem. Również późniejsza świadomość, że strach koniec, końców znowu przyjdzie jest trudny do zaakceptowania. Ale z każdą pokonaną zimą i z każdą kolejną herbatą, mimo tego, że wszystkie one są wyczerpujące, słoneczne dni stają się coraz dłuższe.

Mam nadzieję, że tych długich, ciepłych dni będzie jak najwięcej dla Ciebie. Opowiadanie było bardzo wzruszające i myślę, że terapeutyczne nie tylko dla autora, ale również, faktycznie dla czytelników. A przynajmniej, na pewno dla mnie.

Pozdrawiam cieplutko!

Angel is my name.

Hej @ninedin,

dziękuję za miłe słowa dotyczące szorta i życzenia :)

 

 

Cześć @Irka_Luz,

Niespodziewanie, bo tego dnia, gdy świeciło piękne słońce, trawa dokoła była zielona, kwiaty cudownie pachniały, a wiatr delikatnie łaskotał gałęzie rozłożystych drzew, przyniosła ze sobą zimę.

Trochę bym przemeblowała to zdanie, bo wyjaśnienie niespodziewaności znajduje się w kolejnym akapicie i tu jest IMO niepotrzebne.

Racja, poprawione.

 

Poza tym wyszła bardzo ładna opowieść o lękach, z mocnym przesłaniem na koniec. Powodzenie w radzeniu sobie z Buką!

Ach, w końcu coś pozytywnego od Irki :) Mam nadzieję, że naprawdę tak uważasz i nie jest to pity comment :) Dzięki!

 

 

 

Witaj @Cherubinieba,

Opowiadanie było bardzo wzruszające i myślę, że terapeutyczne nie tylko dla autora, ale również, faktycznie dla czytelników. A przynajmniej, na pewno dla mnie.

Aż serce rośnie, jak się czyta takie komentarze :) Dziękuję Ci bardzo i również życzę wszystkiego dobrego i również pozdrawiam cieplutko :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Dobry pomysł i dobre wykonanie. Gratuluję!

W komentarzach robię literówki.

Ach, w końcu coś pozytywnego od Irki :) Mam nadzieję, że naprawdę tak uważasz i nie jest to pity comment :) Dzięki!

Ej, no, Kokofonia też mi się podobała. I naprawdę naprawdę ;)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej, hej,

 

fajne to, idea zaakceptowania swoich lęków jest mi szczególnie bliska, bo sam z tym mocno pracowałem i pracuję. Buki zawsze mi było szkoda, nigdy się jej nie bałem.

Twoja interpretacja tej postaci i wydarzenia przypominają mi trochę “Spirited away” ze Studia Ghibli. IMHO, fajnie byłoby rozbudować tę historię w podobnym klimacie, bo u Ciebie nie ma klasycznej fabuły, a mogłaby być ;)

Kliknąłem biblio.

Trzymam kciuki za dalsze pisanie i Twój dobrostan emocjonalny!

Pozdrawiam serdecznie!

 

Che mi sento di morir

Hej @NaN,

Dobry pomysł i dobre wykonanie. Gratuluję!

Dziękuję!

 

 

Hej @Irka_Luz,

Ej, no, Kokofonia też mi się podobała. I naprawdę naprawdę ;)

Bardzo się cieszę! W najbliższym czasie zamierzam publikować właśnie coś w stylu Kokofonii, w każdym razie opowiadania/szorty o pogodniejszym klimacie.

 

 

Hej @BasementKey,

eeno szaleństwo! Już moje drugie dzieło, któremu ktoś wrzucił pkt do Biblioteki! Może w końcu niedługo się do niej dostanę…?

Twoja interpretacja tej postaci i wydarzenia przypominają mi trochę “Spirited away” ze Studia Ghibli. IMHO, fajnie byłoby rozbudować tę historię w podobnym klimacie, bo u Ciebie nie ma klasycznej fabuły, a mogłaby być ;)

Niedawno oglądałam, i w ogóle lubię też bajki z tego studia :) może kiedyś coś napiszę w tym klimacie, jednak obecnie zamierzam się skupiać na komediach i śmieszkach, bo obecnie są bardziej pożądane w mojej sytuacji :) i w sumie temu portalowi też się mogą przydać, bo obecnie prawie każde opowiadanie jest z gatunku grozy/horroru czy thrilleru.

Dziękuję serdecznie i pozdrawiam!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Jasne, śmieszki zawsze na propsie smiley

 

PS. à propos śmieszków: życie mnie nie mnie, rzyć je mnie wink (troszeczkę po bandzie, ale nie mogłem się powstrzymać).

 

Pomyślności!

Che mi sento di morir

Fajne opowiadanie. Czasem walka z problemem przynosi jeszcze większe z nim związanie. Lepiej po prostu dać mu przejść. Pozdrawiam!

Nagle, bo w jednym momencie cudowna letnia sceneria przeobraziła się w okrutną zimę

masło maślane

 

Póki stała, było znośnie. Ale nagle zaczęła się zbliżać. 

Może póki była daleko?

 

Nie pamiętam, ile czasu minęło, ale w końcu zaprzestała duszenia.

Nie wiem, ile czasu – chyba, że faktycznie go odmierzała i zapomniała, ile minęło

 

Śnieg powoli się topił i słońce znów wyszło spoza chmur.

Odwróciłabym to zdanie… Słońce znów wyszło spoza chmur i śnieg powoli się topił.

 

słońce znów wyszło spoza chmur. Jednak (+już nigdy) nie cieszyło mnie ono już tak, jak wcześniej. 

Bo od tamtej pory zaczęłam jej wyczekiwać.

Chyba tak zbudowane zdanie bardziej oddaje, że od tego momentu coś się zmieniło.

 

Jednak pewnego dnia nastąpił przełom. Siedząc przy oknie, cieszyłam się pięknym dniem, soczyście zieloną roślinnością i kwiatami

Powtórzenie.

 

Wściekła, zerwałam się na równe nogi, gdy wychynęła się z lasu.

ptaki wykonywały najpiękniejsze partytury

Czy jesteś pewna? partytura: notacyjne zestawienie nad sobą wszystkich partii wokalnych i instrumentalnych utworu. Ptaszki spisują piórkiem partie wokalne? – sugestia, ale partytura to raczej zapis.

 

Ona uniosła pytająco brew, choć myślałam, że ich nie ma.

Dlaczego? Może nie zauważyła ich wcześniej albo coś więcej o jej wyglądzie… To takie zdanie od czapy, które prosi się o coś więcej…

 

Ogólnie opowiadanie mi się podobało. Fajna fabuła i odpowiednia do niej długość. Pozostawia pewien rodzaj zastanowienia nad lękami, które być może da się obłaskawić… Super, ale do dopieszczenia.

Hej @BasementKey,

à propos śmieszków: życie mnie nie mnie, rzyć je mnie

nawet śmieszne :p

 

 

Hej @kronos.maximus,

Fajne opowiadanie. Czasem walka z problemem przynosi jeszcze większe z nim związanie. Lepiej po prostu dać mu przejść. Pozdrawiam!

Tak jest, dzięki!

 

 

 

Cześć @M.G.Zanadra,

Póki stała, było znośnie. Ale nagle zaczęła się zbliżać. 

Może póki była daleko?

To tak jak z pająkiem. Póki jest w miejscu, jest w miarę ok :P

 

 

Czy jesteś pewna? partytura: notacyjne zestawienie nad sobą wszystkich partii wokalnych i instrumentalnych utworu. Ptaszki spisują piórkiem partie wokalne? – sugestia, ale partytura to raczej zapis.

Zastanawiałam się właśnie nad tym słowem. Raczej ptaszki nie spisują partytur, ale chciałam użyć innego sformułowania niż “ptaki śpiewały” czy “słychać było trele ptaków”. Ale tak, masz rację, tutaj partytura nie pasuje.

 

 

Ogólnie opowiadanie mi się podobało. Fajna fabuła i odpowiednia do niej długość. Pozostawia pewien rodzaj zastanowienia nad lękami, które być może da się obłaskawić… Super, ale do dopieszczenia.

Dziękuję bardzo!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

HollyHell, chyba nie umiem oceniać tak osobistych wynurzeń, ale bardzo się cieszę, że ten szort przyczynił się do poprawy Twojego samopoczucia. :)

 

wy­cią­gnę­ła swoje ga­la­re­to­wa­te ręce… → Zbędny zaimek – czy wyciągałaby cudze ręce?

 

Pa­trzy­ły­śmy się na sie­bie przez chwi­lę… → Pa­trzy­ły­śmy na sie­bie przez chwi­lę

 

Śru­bo­wa­ła mnie spoj­rze­niem… → Nie wydaje mi się, aby spojrzeniem można śrubować.

Proponuję: Wierciła mnie spojrzeniem.  

Za SJP PWN: śrubować  1. «ustalać coś na zbyt wysokim poziomie» 2. daw. «przymocowywać coś śrubą»

 

Po­zwo­li­łam roz­go­ścić się ża­ro­wi, który gra­so­wał w moich wnę­trzach. → Po­zwo­li­łam roz­go­ścić się ża­ro­wi, który gra­so­wał w moim wnę­trzu.

Czy można mieć więcej niż jedno wnętrze?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Łiii, regulatorzy mnie odwiedziła! :)

 

wyciągnęła swoje galaretowate ręce… → Zbędny zaimek – czy wyciągałaby cudze ręce?

Fakt, mam paskudny nawyk dodawania zbędnych zaimków.

 

Czy można mieć więcej niż jedno wnętrze?

Hm, no nie :P

 

Dziękuję za poprawki i lekturę!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

HollyHell, miło mi, że Cię ucieszyłam. :)

Jestem przekonana, że niebawem wygrasz walkę z zaimkozą. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

 wiatr delikatnie łaskotał

Na pewno potrzebujesz tego "delikatnie"?

Nagle, bo w jednym momencie cudowna letnia sceneria przeobraziła się w okrutną zimę:

No, to właśnie znaczy "nagle", nie? Ponadto – sceneria nie może się przeobrazić w zimę, bo sceneria to dekoracja (teatralna) albo pejzaż. Inny poziom abstrakcji. Lato może przejść w zimę, tak.

spadł ciężki śnieg przykrywając trawę, a był tak gęsty, że drzewa zaczęły się uginać pod jego ciężarem

Trochę się poplątało, skróciłabym: śnieg przykrył trawę, a drzewa ugięły się pod jego ciężarem.

Wówczas myślałam, że bezpowrotnie.

Rozumiem, dlaczego to zaznaczasz, ale pamiętaj, że komentarz od narratora zawsze trochę wytrąca z rytmu.

jakby pochodzącym nie z tego świata uśmiechem

Hmm. Czegoś tu nie rozumiem. Uśmiech może pochodzić?

Miałam wrażenie, że drwi sobie ze mnie, a ja, sparaliżowana, nie mogłam się poruszyć

Nie jestem stuprocentowo pewna, czy to nie jest c.t. – bo "miałam wrażenie, że" chyba jednak wprowadza mowę zależną. Sprawdź.

Jakby dyktowała wszystko, nawet reakcję mojego ciała.

A co jeszcze dyktowała? Zwróć uwagę na konotacje tego słowa.

nie miałam nad niczym kontroli

Mam ochotę napisać, że to mało obrazowe, ale może lepiej, żeby za bardzo obrazowe nie było, bo mnie też zaczyna się ciężko oddychać…

wyciągnęła galaretowate ręce, którymi oplotła moją szyję

Wychodzi to dość oniryczne, ale jednak skróciłabym. Albo w ogóle poszła w bezpośrednie wrażenie (jak to jest, kiedy te ręce dotykają skóry?).

w końcu zaprzestała duszenia

Bardzo to kliniczne.

Jednak nie cieszyło mnie ono już tak, jak wcześniej.

Kiedy wiadomo, o co chodzi, nie musisz tego ujaśniać zaimkiem: Już mnie nie cieszyło tak, jak wcześniej.

Może się mną tylko bawiła?

W zasadzie "mną" można wyciąć, ale ponieważ podkreśla coś ważnego, zostawiłabym.

Zabawy te powtarzała kilkukrotnie.

Niezbyt naturalne.

Kochałam życie, ale jej drwiny były tak wyczerpujące, że pragnęłam, by dokończyła swoje dzieło.

Dokończyła kogo, czego: dzieła. Ale poza tym… hmm.

Jednak pewnego razu nastąpił przełom.

Ale przełom następuje z definicji raz. Może: Aż nastąpił przełom?

które na szczęście się odrodziły

Hmm.

dosłownie krzyknęłam

A można krzyknąć w przenośni?

możesz robić co chcesz

Możesz robić, co chcesz.

ona nadal tam stała, ale nie zbliżyła się na krok

Hmm.

ja smakowałam gorącą, pyszną herbatę

Hmm. "Smakowałam" jako takie nie jest błędem, ale jakoś… słownikowo tu wygląda.

piękniejszy niż wszystkie inne

Ale w ogóle wszystkie?

ptaki wykonywały najpiękniejsze trele

Hmmm.

Postanowiłam wyjść ze swoją ulubioną herbatą na ganek, by lepiej odczuć magię tego dnia.

Mało to naturalne, zapewniające.

już po kilku sekundach mogłam świadomie się rozglądnąć dookoła

Rozejrzeć. Już po kilku sekundach mogłam się rozejrzeć dookoła. Hmm.

chmury nie przejęły słońca

Hmmm?

ale do głowy przyszedł mi inny pomysł

Szyk: ale przyszedł mi do głowy inny pomysł.

Odsunęłam się delikatnie na bok

"Delikatnie" to nadużywane słowo. Tutaj powinno być "trochę", "nieznacznie".

Poszłam do kuchni zaparzyć kolejną dla swojego nietypowego gościa.

Mojego gościa. Moje jest to, co moje, swoje – to, co należy do kogoś, o kim mówimy w trzeciej osobie. Przykład do zapamiętania: Trzymam w ręku pluszową małpkę mojego siostrzeńca. Jan trzyma w ręku pluszową sarenkę swojego siostrzeńca. (Analogicznie: Trzymam w ręku mój mały grzebyk. Jan trzyma w ręku swój stary grzebień.)

Gdy wypełniałam kubek, drżały mi ręce.

Napełniałam. "Wypełniać" wymaga dopełnienia, zresztą chyba odnosi się tylko do rzeczy policzalnych.

Nie wiedziałam, jak skończy się ta wizyta.

Ale my naprawdę się tego domyślamy. Nie musisz tłumaczyć.

nie miała żadnej emocji na twarzy

Hmm?

W napięciu wyczekiwałam rzucenia kubkiem o ścianę i demolki domu.

Uch, "demolka domu" zupełnie nie gra z onirycznym stylem, w którym napisałaś ten szorcik. Jak chili w ciastku :)

Pierwszym odruchem było zwalczenie tego wrażenia, jednak to przynosiło tylko jeszcze więcej cierpienia

Rymy, poziomy abstrakcji. Rozkompresuj troszkę.

Poddałam się więc płomieniom, które wdzierały się do środka.

Hmm. Mocny obraz, ale czy go osadziłaś w kontekście?

Wierciła mnie spojrzeniem, a ja nie uciekałam przed jej wzrokiem.

Wierciła mnie spojrzeniem, a ja nie uciekałam. Less is more.

Pozwoliłam rozgościć się żarowi, który grasował wewnątrz mojego ciała

Trochę się to gryzie ze sobą, chociaż…

szepnęłam: “To przyjemne”.

Yyyy… chyba mamy bardzo różne doświadczenia :)

Wypiła do końca herbatę i nie dziękując, wyszła z domu.

Imiesłów oznacza jednoczesność, ale to ma sens (po prostu pamiętaj na drugi raz). Tylko oddziel wtrącenie: Wypiła do końca herbatę i, nie dziękując, wyszła z domu.

Zimy nie było bardzo dawno

Zimy nie było od bardzo dawna.

Ale zawsze mam przygotowany dla niej kubek i imbryk.

 Ale zawsze mam dla niej przygotowany kubek i imbryk.

Dostosuję się do tego, co jest i nie będę walczyć z niczym, czego nie można pokonać na pięści.

Mądrze.

 

Więc to jest sekret… Hmmm, no, nie wiem. Ale zainspirowałaś mnie. Trzymaj kciuki? ^^

Przesłanie jest proste: boimy się wielu rzeczy, które wcale nie są straszne lub się po prostu nie wydarzą

Akurat, nie są… ;)

Wyszła ci całkiem udana miniatura z tej terapii pisaniem, spójna i dobrze się czytająca.

A, tak, wyszła. Może nie wygląda, bo nawypisywałam uwag, ale wiesz. OCD ;) A miniatura jest ładna, obrazowa. Widać, że tam byłaś i z Buką się mierzyłaś.

jednak obecnie zamierzam się skupiać na komediach i śmieszkach, bo obecnie są bardziej pożądane w mojej sytuacji :) i w sumie temu portalowi też się mogą przydać, bo obecnie prawie każde opowiadanie jest z gatunku grozy/horroru czy thrilleru.

Hmm, racja. Ale, jak powiedział G. K. Chesterton, baśnie nie są po to, żeby dziecko poznało smoki, bo ono już je zna. Baśnie są po to, żeby zrozumiało, że można je pokonać.

Nie wiem, ile czasu – chyba, że faktycznie go odmierzała i zapomniała, ile minęło

A, tak, prawda, chyba mi to umknęło…

Fakt, mam paskudny nawyk dodawania zbędnych zaimków.

Nauczysz się. Już my Cię wymaglujemy heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Siemanko, jak zobaczyłem tytuł, nie nie mogłem nie przeczytać. Postać Buki zawsze robiła na mnie ogromne wrażenie, najbardziej chyba nie dawało mi spokoju to, że właściwie nie wiadomo kim jest, skąd się wzięła i dlaczego jest taka, jaka jest. Chyba, że wiadomo, ale ja nie jestem ekspertem od muminkowego lore. 

Dobrze mi się to czytało, a całość odebrałem jako alegorię oswajania lęku.

Wszystko się dzieje w oderwaniu, w bezpiecznym miejscu, to bardzo fajnie gra z tematyką i wyszło bardzo ciekawie. 

 

Pewnie zamiast WYPEŁNIAĆ kubek, napełniałbym go.

 

Bukę fajnie namalował Różalski (ten od wielkich robotów)

 

 

I jeszcze fajniej ktoś inny, nie wiem kto:

 

 

 

właściwie nie wiadomo kim jest, skąd się wzięła i dlaczego jest taka, jaka jest. Chyba, że wiadomo, ale ja nie jestem ekspertem od muminkowego lore. 

Nie wiadomo, ale Muminek ją w końcu oswoił. A Mama Muminka miała teorię, która do tego oswajania pasowała :)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

regulatorzy,

Jestem przekonana, że niebawem wygrasz walkę z zaimkozą. ;)

Oby :)

 

 

Tarnina,

uch, trochę tego :)

 

Poprawki uwzględnione. Odniosę się tylko do niektórych:

 

Nie jestem stuprocentowo pewna, czy to nie jest c.t. – bo "miałam wrażenie, że" chyba jednak wprowadza mowę zależną. Sprawdź.

Nie mogłam znaleźć przykładu z “mieć wrażenie”. Postaram się zaobserwować, jak to wygląda w innych książkach.

 

A można krzyknąć w przenośni?

No nie ;p

 

Napełniałam. "Wypełniać" wymaga dopełnienia, zresztą chyba odnosi się tylko do rzeczy policzalnych.

wypełniać

napełniać

W obu przypadkach znaczenie to “uczynić coś pełnym”, więc jak dla mnie to jest to samo. Poza tym jest dopełnienie (wypełnia kogo? co? kubek), a co do “policzalności” to nie wiem, nie mogłam nigdzie znaleźć poparcia dla tej teorii.

 

Nie wiedziałam, jak skończy się ta wizyta.

Ale my naprawdę się tego domyślamy. Nie musisz tłumaczyć.

Ach, już bez przesady. Już i tak wcześniej zrobiłam wtrącenie od narratora, czyli od siebie, bo przecież to jest tekst przede wszystkim o moich odczuciach. To tak, jakby powiedzieć, że bez sensu jest wtrącenie “okropnie się bałam” przy opisywaniu strasznej sytuacji. Niby wiadomo, że każdy by się bał, ale tak czy siak takie zdania się wtrąca.

 

Uch, "demolka domu" zupełnie nie gra z onirycznym stylem, w którym napisałaś ten szorcik. Jak chili w ciastku :)

Absolutna racja, zmieniłam.

 

Pierwszym odruchem było zwalczenie tego wrażenia, jednak to przynosiło tylko jeszcze więcej cierpienia

Rymy, poziomy abstrakcji. Rozkompresuj troszkę.

Heh, mogę pisać piosenki :)

 

Poddałam się więc płomieniom, które wdzierały się do środka.

Hmm. Mocny obraz, ale czy go osadziłaś w kontekście?

Nie rozumiem?

 

szepnęłam: “To przyjemne”.

Yyyy… chyba mamy bardzo różne doświadczenia :)

Niezupełnie. To po prostu kwestia podejścia.

 

Imiesłów oznacza jednoczesność, ale to ma sens (po prostu pamiętaj na drugi raz).

Pamiętam i postaram się zawsze pamiętać.

 

Więc to jest sekret… Hmmm, no, nie wiem. Ale zainspirowałaś mnie. Trzymaj kciuki? ^^

To nie moja mądrość, lecz buddyjska, ja w to idę :)

 

Przesłanie jest proste: boimy się wielu rzeczy, które wcale nie są straszne lub się po prostu nie wydarzą

Akurat, nie są… ;)

Lęki, które nękają ludzi, powiedzmy zdrowych, są często uzasadnione. Jednak lęki u nerwicowców są zazwyczaj absurdalne i przesadzone. Często też nerwicowca stresują fakty i sytuacje, na które zdrowy człowiek w ogóle nie zwróciłby uwagi. Dlatego napisałam, że boimy się wielu rzeczy, które nie są straszne. Miałam tu na myśli nerwicowców, nie ludzkość generalnie. Mogłam to podkreślić.

 

Wyszła ci całkiem udana miniatura z tej terapii pisaniem, spójna i dobrze się czytająca.

A, tak, wyszła. Może nie wygląda, bo nawypisywałam uwag, ale wiesz. OCD ;) A miniatura jest ładna, obrazowa. Widać, że tam byłaś i z Buką się mierzyłaś.

A no byłam. A wytykanie błędów to nie jest OCD. OCD jest wtedy, gdy na przykład musisz wyłączyć dwanaście razy światło, bo bez tego wydaje Ci się, że ktoś bliski umrze, albo musisz określoną ilość razy stuknąć o blat, bo inaczej wydaje Ci się, że zwariujesz. Chyba że u Ciebie tak jest z wytykaniem błędów: musisz je wytknąć, bo inaczej nie możesz funkcjonować ;p nie wiem.

 

 

jednak obecnie zamierzam się skupiać na komediach i śmieszkach, bo obecnie są bardziej pożądane w mojej sytuacji :) i w sumie temu portalowi też się mogą przydać, bo obecnie prawie każde opowiadanie jest z gatunku grozy/horroru czy thrilleru.

Hmm, racja. Ale, jak powiedział G. K. Chesterton, baśnie nie są po to, żeby dziecko poznało smoki, bo ono już je zna. Baśnie są po to, żeby zrozumiało, że można je pokonać.

Tak. Ale nie zmienia to faktu, że nam wszystkim trzeba więcej uśmiechu. Nie tylko nerwicowcom.

 

Fakt, mam paskudny nawyk dodawania zbędnych zaimków.

Nauczysz się. Już my Cię wymaglujemy heart

Hehe <happy uncertain noises>

 

 

 

Łosiot,

Dobrze mi się to czytało, a całość odebrałem jako alegorię oswajania lęku.

Bardzo dobrze odebrałeś :)

 

Wszystko się dzieje w oderwaniu, w bezpiecznym miejscu, to bardzo fajnie gra z tematyką i wyszło bardzo ciekawie. 

Dziękuję.

 

Bukę fajnie namalował Różalski (ten od wielkich robotów)

<dreszcze>

 

 

 

 

 

 

 

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

uch, trochę tego :)

Uch, z tego słynę :)

 Nie mogłam znaleźć przykładu z “mieć wrażenie”. Postaram się zaobserwować, jak to wygląda w innych książkach.

No, właśnie. Ja też jakoś nie pamiętam, żebym to gdzieś widziała…

 W obu przypadkach znaczenie to “uczynić coś pełnym”, więc jak dla mnie to jest to samo.

Ojoj, konotacje… Nie do końca to samo. Blisko, ale nie do końca. Wypełniasz zawsze coś czymś. Napełniasz… też zawsze coś czymś, ale nie musisz precyzować, czym. Na przykład:

 

Napełniła cebrzyk.

Ale:

Wypełniła cebrzyk wodą.

 

 Poza tym jest dopełnienie (wypełnia kogo? co? kubek)

Kurczę, znowu się pospieszyłam. Dopełnienie bliższe oczywiście jest, ale powinno być też dalsze

 co do “policzalności” to nie wiem, nie mogłam nigdzie znaleźć poparcia dla tej teorii

Hmm. Ja też w sumie nie jestem już tego taka pewna… skoro można coś wypełnić wodą…

 To tak, jakby powiedzieć, że bez sensu jest wtrącenie “okropnie się bałam” przy opisywaniu strasznej sytuacji

Bez sensu – nie. Ale może wytrącać z zawieszenia niewiary, jeżeli narracja jest z bardzo "bliskiego" punktu widzenia. Wyobraź sobie, że opowiadasz komuś, powiedzmy, jak Ci ktoś zajechał drogę na rondzie rowerowym w Brzeźnie (jest coś takiego, wcaaale mnie to nie spotkało ;D). Możesz to zrobić bardzo ogólnie i abstrakcyjnie:

 

Jakiś palant mi zajechał i mało nie zleciałam z roweru.

 

A możesz opisywać szczegółowo, jak jechałaś sobie spokojnie, a tu nagle ktoś wyjeżdża z tłumu i Ci się pcha pod koła. Wszystko zależy od przyjętej konwencji.

 Heh, mogę pisać piosenki :)

<wręcza gitarę> :)

 Nie rozumiem?

Obraz: płomienie wdzierające się do środka. To wyraźnie pożar w jakimś dużym budynku. I to jest dobry obraz – sęk w tym, że dotąd porównywałaś lęk z zupełnie innymi rzeczami, które konotowały inaczej.

 Niezupełnie. To po prostu kwestia podejścia.

Może. Nie wiem.

 Pamiętam i postaram się zawsze pamiętać.

yes

 To nie moja mądrość, lecz buddyjska, ja w to idę :)

Co komu pomaga :)

 Często też nerwicowca stresują fakty i sytuacje, na które zdrowy człowiek w ogóle nie zwróciłby uwagi.

Ech. Wiem, wiem…

 Chyba że u Ciebie tak jest z wytykaniem błędów: musisz je wytknąć, bo inaczej nie możesz funkcjonować ;p nie wiem.

Trochę jest… XD

 Ale nie zmienia to faktu, że nam wszystkim trzeba więcej uśmiechu.

… seriously?

 Hehe <happy uncertain noises>

<steepling fingers>

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

A propos wspomnianych dziś Muminków… Szperałam za fragmentami, żeby przypomnieć sobie jak to leciało:

Miałem krewnego, który studiował trygonometrię, aż mu wąsy odpadły, a kiedy już się wszystkiego nauczył, przyszła jakaś Buka i go zjadła. No i leżał potem w brzuchu Buki z całą tą swoją mądrością! 

 

Tove Jansson, Pamiętniki Tatusia Muminka 

Przypomniał mi się twój tekst ;)

 

XD

Napełniła cebrzyk.

Ale:

Wypełniła cebrzyk wodą.

Hmm. Wiesz co, po namyśle – znowu mi się coś pokićkało…

Przecież napełnić też można czymś…

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Tarnina,

Kurczę, znowu się pospieszyłam. Dopełnienie bliższe oczywiście jest, ale powinno być też dalsze

Dalsze czyli jakie?

 

Bez sensu – nie. Ale może wytrącać z zawieszenia niewiary, jeżeli narracja jest z bardzo "bliskiego" punktu widzenia.

Nie wiem, co to jest zawieszenie niewiary :P

 

Obraz: płomienie wdzierające się do środka. To wyraźnie pożar w jakimś dużym budynku. I to jest dobry obraz – sęk w tym, że dotąd porównywałaś lęk z zupełnie innymi rzeczami, które konotowały inaczej.

W sensie, że konotowałam lęk z zimą, a potem nagle z żarem? O to chodzi?

 

 Hehe <happy uncertain noises>

<steepling fingers>

XD

 

Napełniła cebrzyk.

Ale:

Wypełniła cebrzyk wodą.

Hmm. Wiesz co, po namyśle – znowu mi się coś pokićkało…

Przecież napełnić też można czymś…

Ano :p

 

 

 

M.G.Zanadra,

Tove Jansson, Pamiętniki Tatusia Muminka 

Dostałam w prezencie na urodziny biografię Tove “Mama Muminków” – czeka w półeczce na swoją kolejkę :)

 

Przypomniał mi się twój tekst ;)

Po przeczytaniu powyżej cytowanego fragmentu przypomniał Ci się mój tekst? Jeśli tak, to chyba jest to w jakimś stopniu sukces :) skoro ten szort utrwalił Ci się w głowie… Albo po prostu jestem jedną z niewielu osób, która ostatnio w ogóle wspomniała o Buce, i dlatego Ci się przypomniało :)

 

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

HollyHell91

No, bo niby taki mądry, a herbaty nie zaproponował… To teraz siedzi w brzuchu…

Nie wiem, czy kiedyś ogarnę krętość ścieżek skojarzeniowych XD

Dalsze czyli jakie?

Zdanie może mieć dwa dopełnienia: bliższe i dalsze. Czym one się różnią? Weźmy przykład:

Czarodziejka napełniła misę wodą.

Dopełnieniem bliższym jest tu "misa". Dalszym jest "wodą".

 

Można to sprawdzić następująco:

zamieniamy zdanie na stronę bierną.

Misa została napełniona wodą przez czarodziejkę.

I patrzymy, co się pozmieniało. Dopełnienie bliższe i podmiot zamieniają się miejscami. Dopełnienie dalsze zostaje, jak było.

Proste :)

 Nie wiem, co to jest zawieszenie niewiary :P

Żartujesz, nie?

What really happens is that the story-maker proves a successful "sub-creator". He makes a Secondary World which your mind can enter. Inside it, what he relates is "true;" it accords with the laws of that world. You therefore believe it, while you are, as it were, inside. The moment disbelief arises, the spell is broken; the magic, or rather art, has failed. You are then out in the Primary World again, looking at the little abortive Secondary World from outside.

 

– J. R. R. Tolkien, "On Fairy-Stories"

 W sensie, że konotowałam lęk z zimą, a potem nagle z żarem? O to chodzi?

Tak, i to przejście było nagłe, dezorientujące. Gdybyś przeszła od zimy do ciemnej, chłodnej piwnicy, łatwiej by to było przełknąć, bo byłoby bliższe.

 Ano :p

Dobra, dobra, nigdzie nie twierdziłam, że jestem nieomylna XD (jak ten modraszek się w końcu nazywa?)

 Nie wiem, czy kiedyś ogarnę krętość ścieżek skojarzeniowych XD

Nikt nie ogarnie, i całe szczęście! Gdybyśmy umieli siebie zrozumieć, bylibyśmy na to za głupi (przerwa na implozję mózgu spowodowaną paradoksem)

 

heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Holly!

 

Dobrze, pisanie jest dobrą autoterapią. Polecam ten sposób od siebie. I czuję to opowiadanie na innym poziomie, nie jedynie literackim, ale poruszył pewną strunę w sercu. Przyjemna lekturka i uważam, że zasługuje na Bibliotekę, toteż do nominatorni się udaję. ^^

 

Pozdrawiam!

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Tarnina,

 

Zdanie może mieć dwa dopełnienia: bliższe i dalsze

A było coś na polskim. Ale mimo tego, że miałam z tego przedmiotu same szóstki, gramatyki szczerze nienawidziłam. Mało romantyczna :)

 

Żartujesz, nie?

Niestety nie :)

Pisaniem na poważnie zajmuję się od niedawna, bo usiadłam do tego dopiero w zeszłym roku. Kilka lat wcześniej próbowałam coś skrobać, ale potem sobie odpuściłam, w sumie nie wiem czemu.

Znam tę stronę https://tvtropes.org/ dzięki Poradnikowi dla żółtodziobów, ale jeszcze nic tam konkretnego nie czytałam. Muszę to zmienić.

Podziwiam wszystkich, którzy czytają Tolkienowskie eseje, ja jeszcze tam nie dotarłam. Obecnie “mocuję się” z ostatnią częścią Władcy Pierścieni i to już jest dla mnie wyzwanie :)

 

Tak, i to przejście było nagłe, dezorientujące. Gdybyś przeszła od zimy do ciemnej, chłodnej piwnicy, łatwiej by to było przełknąć, bo byłoby bliższe.

Rozumiem.

 

 

 

BarbarianCataphract,

czuję to opowiadanie na innym poziomie, nie jedynie literackim, ale poruszył pewną strunę w sercu.

Wzruszonam.

 

Przyjemna lekturka i uważam, że zasługuje na Bibliotekę, toteż do nominatorni się udaję. ^^

Wzruszonam x2 :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

gramatyki szczerze nienawidziłam. Mało romantyczna :)

Sine Cerere et Baccho… XD

 Pisaniem na poważnie zajmuję się od niedawna, bo usiadłam do tego dopiero w zeszłym roku.

Ale zawieszenie niewiary leży po stronie odbiorcy :) Autor, wyrachowany drań, siedzi sobie w swoim aksamitnym fotelu, z nogami na podnóżku, popija koniak i rechocze pod nosem, że znowu czytelników oszukał :D

 Podziwiam wszystkich, którzy czytają Tolkienowskie eseje

Są przesympatyczne. To znaczy, czuć, że lubił to, o czym pisał, i że nie uważał czytelnika za idiotę. Naprawdę nie ma się czego bać.

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Twoje krótkie opowiadanie jest pokrzepiające. To chyba najlepsze słowo. ;) To historia o stawaniu naprzeciw realnym problemom, których najczęściej nie widać z zewnątrz. Podobało mi się użycie Buki i nadchodzącej z nią zimy, tak jak proces oswajania się i coraz bardziej świadomego działania w obliczu powrotów.

 

Całkiem wiosny uczynić się nie da, ale obyś jak najsprawniej radziła sobie z zimą. :)

Daję klika do biblioteki.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Cześć Sagitt,

 

dziękuję za miły komentarz i klika :)

 

Całkiem wiosny uczynić się nie da, ale obyś jak najsprawniej radziła sobie z zimą. :)

To prawda, ale na szczęście idzie mi coraz lepiej :) wcześniej pisałam, że nie pamiętam już jak wygląda śnieg, teraz mogę powiedzieć, że powoli zapominam, jak wygląda Buka :) jestem na dobrej drodze do pełnego wyzdrowienia.

 

Dziękuję wszystkim za miłe komentarze!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

<zamiast coś napisać, wkleja Włóczykija>

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Przeczytałam. Ściskam wirtualnie.

Tekst przejmujący i malowniczy.

Tylko w jednym fragmencie uderzyło mnie nadmierne występowanie “herbaty”, ale to szczegół. O zaimkach było, więc się zamykam.

Pozdrawiam!

Anet,

cieszę się,

 

 

MaLeeNa,

dziękuję :) ciągle walczę z zaimkozą. A z tą herbatą to pewnie też masz rację. Mogłabym ją zastapić napojem albo trunkiem…

Pozdrawiam również :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Trunki są alkoholowe :) a powtórzenia lepiej inteligentnie ominąć, niż zamieniać heart

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Trunki są alkoholowe :)

Ha! Faktycznie, wrzuciłam sobie to słowo w słownik synonimów i same alkohole mi wyskoczyły. A jakoś nigdy to słowo mi się w ten sposób nie kojarzyło…

 

a powtórzenia lepiej inteligentnie ominąć, niż zamieniać heart

No tak, ciągle się tego uczę :)

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

 

:)

Gdzie nie ma zasad, tam są kwasy.

Witam. <wita>

 

Mam podobne wrażenia co przedmówcy – to znaczy bardzo mi się podobało, metaforę załapałam wcześnie, bardzo trafiona, piątka z plusem itp…. Natomiast jedna rzecz nie podobała mi się bardzo, a mianowicie: powszechnie wychwalane ostatnie zdanie. sad xD

 

Dostosuję się do tego, co jest i nie będę walczyć z niczym, czego nie można pokonać na pięści.

Przykro mi, ale absolutnie nie dostrzegam tutaj żadnej głębokiej mądrości, a jedynie bezsens. Nie wiem, może to ja jestem dziwna i ograniczona, ale ten tego… ^^'

Można, a wręcz zaleca się, walczyć z: lenistwem, tremą, nowotworem czy ubóstwem w Afryce. Których, owszem, nie można pokonać na pięści. Inaczej: nie można z nimi walczyć na pięści.

Z kim/czym można walczyć na pięści? Z napakowanym dresem – ale nie polecam. Z agresywnym dzikiem – również nie polecam. Z rozpędzoną, ba, nawet stojącą ciężarówką – zdecydowanie nie polecam!

Podsumowując: walka z rzeczami, których nie można pokonać na pięści, wcale nie jest bezsensowna i z definicji niemądra – w przeciwieństwie do walki z wieloma rzeczami, które ze względu na ich namacalność możemy próbować w ten sposób pokonać. A zatem dla mnie to zdanie zabrzmiało… Hm… Pseudo. Pseudomądrze, pseudogłęboko, pseudofilozoficznie. Natomiast, tak jak wspomniałam, możliwe, że to ja jestem jakaś ograniczona. ^^

 

Takie mam odczucia. Poza tym bardzo ładne opowiadanie.

 

Pozdrawiam ^^

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Hej DHBW,

szczerze podzielam Twoje zdanie. Końcówka mi nie leżała od początku i również mi zalatuje Coelhem, ale zostawiłam ją, bo kompletnie nie miałam pomysłu, na co innego ją zamienić i jak oddać to, co naprawdę mam na myśli. Miałam nadzieję, że może ktoś z czytelników podpowie mi lepsze rozwiązanie. Pisząc to zdanie miałam z tyłu głowy wiele przypowieści buddyjskich, w których np. jeden mnich podczas sztormu zamiast walczyć z falami, spokojnie poczekał, aż sztorm minie, dzięki czemu miał siłę dopłynąć potem do brzegu. Miałam na myśli to, że jeśli są sytuacje w życiu, na które nic nie możemy poradzić, nie ma sensu się szarpać i tracić siły na próbę zmiany czegoś, czego i tak nie zmienimy. Mam nadzieję, że z czasem te puenty będą mi lepiej wychodziły. Dziękuję za komentarz!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

To może coś w stylu:

 

Czasem akceptacja jest najlepszą metodą walki.

 

?

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Czasem akceptacja jest najlepszą metodą walki.

No i widzisz, jest o wiele lepiej. Dzięki!

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Proszę laugh

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

Hmmm. Przedmowa robi z tego tekstu coś tak intymnego, że aż boję się komentować, żeby czegoś nie zepsuć.

Fajnie, że pokonałaś swoją bukę. Mentalna asertywność i gościnność, powiadasz? To ciekawy zestaw.

Tiaaa, często się zdarza, że strach przed czymś jest gorszy niż to coś, kiedy już nadejdzie. Człowiek to skomplikowana maszyna.

Babska logika rządzi!

Cześć Finklo,

to bardzo intymny tekst, aż się zastanawiałam, czy go nie usunąć, ale skoro dostał się do Biblioteki…

 

No, w sumie to nie pokonałam całkowicie, ale wiem, jak sobie z nią radzić.

 

Tiaaa, często się zdarza, że strach przed czymś jest gorszy niż to coś, kiedy już nadejdzie. Człowiek to skomplikowana maszyna.

Dokładnie.

 

Dziękuję za komentarz.

Bez sztuki można przeżyć, ale nie można żyć

Nowa Fantastyka