Mina nieznajomego zwiastowała kłopoty. Zsiadł z wielkiego orła, jego kolana drżały. Milczał, rozglądając się dookoła.
Mieszkańcy wioski podchodzili do niego powoli, jakby chcieli odsunąć w czasie to, co nieubłagane. Stanley, przywódca wioski, wysunął się przed tłum i zapytał:
– Co się stało?
– Czarna mgła nadchodzi – odparł przybysz.
– Co takiego?
Mężczyzna rozejrzał się ze strachem. Dopiero po chwili odparł:
– Wielki, czarny obłok, straszny jak śmierć. Zabija wszystko, co stanie na jego drodze.
Stanley skrzywił się.
– Jak przed tym uciec?
– To niemożliwe, chyba że na orle. Mgła porusza się szybciej niż najszybszy wierzchowiec.
Po tych słowach wbiegł do pobliskiego domu. Niedługo później wyszedł, prowadząc ze sobą starszego człowieka. Obaj wsiedli na orła i odlecieli.
***
Will opierał się plecami o drewnianą chałupę. Z uwagą przyglądał się domowi, w którym trwały obrady starszych. Jego czarne włosy rozdmuchiwał lekki wiatr. Nie musiał czekać zbyt długo na decyzję. Zaledwie słońce znalazło się w zenicie, krzyki ucichły, a pomieszczenie opustoszało. Przywódca wioski wszedł na podest i przemówił do tłumu:
– Już za późno na ucieczkę, zagrożenie jest zbyt blisko. Możemy umrzeć w domu, wśród rodzin, to lepsze niż śmierć w biegu, w nieznanym miejscu. Żegnajcie przyjaciele, chciałbym, aby było inne wyjście, lecz niestety nie ma.
Will poderwał się zdenerwowany. Zaklął pod nosem, liczył na mądrzejszą decyzję, na coś, co pozwoliłoby przetrwać jemu, jego rodzinie i całej wiosce. Spojrzał w bok. Zobaczył rodziców i młodszego brata, którego matka trzymała za rękę. Dogonił ich, zanim weszli do chaty. Kobieta, gdy tylko go zauważyła, podbiegła, przytuliła i powiedziała:
– Dobrze, że jesteś synku.
– Musimy się zbierać, inaczej zginiemy.
Spodziewał się, że bliscy przystaną na jego propozycję. Jednak zamiast tego usłyszał ponury głos ojca:
– Słyszałeś, co powiedziała starszyzna? Nie można uciec przed czarną mgłą.
Will popatrzył na matkę i brata, płakali. Na jego twarzy pojawił się grymas bólu, zaczął z innej strony:
– Ojcze, pamiętasz starca, który przychodził do naszej wioski, gdy byłem mały? Powiedział mi, że istnieje Władca Światła, człowiek…
– Głupie bajeczki, mi niegdyś opowiadano, że na świecie nie ma zła. Teraz widzisz, jak dobrze kłamali – odparł ojciec, wchodząc do izby.
Młodzieniec nie dawał za wygraną:
– Czy nie możemy chociaż spróbować uciec? Przecież…
– Skończ! – warknął mężczyzna i zatrzasnął synowi drzwi przed nosem.
Will zacisnął pięści, ale milczał. Postanowił pogadać z matką, chciał chociaż ją przekonać. Rozejrzał się. Nie zobaczył jej na zewnątrz.
Czyli jest w środku – pomyślał.
Wszedł do domu. Mama siedziała obok brata na starym taborecie. Will podszedł do niej i wyszeptał:
– Mamo, musisz ze mną pójść. Podobno w południowych górach mieszka Władca Światła. Możemy…
– Jak to synku, chcesz nas opuścić? – Była zrozpaczona.
– Nie. Chcę, żebyście poszli ze mną – odparł, starając się utrzymać spokojny ton głosu.
– Słyszałeś, co powiedział ojciec? Nie wolno…
Will nie wytrzymał. Wyskoczył z domu. Po kilku minutach biegu wśród wysokiej trawy dotarł do klifu. Spojrzał w dół. Przez dolinę płynęła spokojna rzeka. Do uszu młodzieńca docierał jej szum. W dali majaczyły wysokie góry, porośnięte drzewami i krzewami. Will był już kiedyś w tamtych lasach. Na chwilę przestał myśleć o niebezpieczeństwie. Położył się na trawie i spojrzał w niebo.
Chmury tańczyły, co chwila zmieniając kształt. Szybki wiatr gnał je na południe. Młodzieniec z zaciekawieniem oglądał kolejne obłoki. Wszystkie opowiadały jakąś historię. Jedna z nich najpierw stała się rybą, później ptakiem, goniła owada, złapała go i wtedy znów zmieniła kształt. Teraz przypominała człowieka. Mężczyzna wszedł do domu, był witany przez żonę i chłopca. Wszyscy się wesoło śmiali. W kominku iskry tworzyły obrazy.
Młodzieniec już nie wiedział, czy to nadal chmury, czy to już tylko jego wyobraźnia. Wspomnienia uderzyły ze zdwojoną siłą. Podniósł się z ziemi i ruszył z powrotem do wioski, lecz nagle stanął. Chwilę pomyślał, a następnie zawrócił i spojrzał na góry. Już wiedział, co ma robić. Czuł, że nie przekona mamy, by z nim ruszyła.
Podła starszyzna, przeklęci manipulanci. Najpierw zdobyli zaufanie ludzi, a teraz gdy oni nie widzą rozwiązania, to nikt nie widzi – pomyślał w przypływie emocji.
Pomimo tego mógł przecież jeszcze pomóc matce i bratu. Jeśli dotarłby szybko do Władcy Światła, może udałoby się uratować wioskę. Nie widział innej opcji, czasu miał coraz mniej. Żwawym krokiem ruszył w stronę gór. Głęboko wierzył, że człowiek, który może mu pomóc, istnieje naprawdę.
***
Przedzierał się przez las, im bliżej gór się znajdował, tym trudniej było iść naprzód. Krzaki gęsto porastały ziemię i ocierały się o nogi, powodując piekący ból. Jednak młodzieniec kroczył z zaciętą twarzą. Co jakiś czas spoglądał na cel wędrówki. To dodawało mu sił. W końcu wyszedł z lasu na skalistą ścieżkę. Odetchnął z ulgą, na jego twarzy zagościł lekki uśmiech. Spojrzał za siebie. W ciągu dwunastu godzin przebył długą drogę. Wiedział, że musi odpocząć, wyruszył rano, teraz się ściemniało. Postanowił zebrać chrust i rozpalić ognisko. Miał świadomość, że to pomoże mu zachować temperaturę i ochroni przed dzikimi zwierzętami, których w tej części gór nie brakowało. Przynajmniej tak mówił starzec. Will przypomniał sobie jego słowa:
– Nigdy nie idź w stronę Gór Południowych. Czają się tam potwory, które przyprawiają o dreszcze najlepszych wojowników.
Will zebrał opał, znalazł odpowiednie kamienie i po kilkunastu próbach rozpalił ognisko. Następnie dołożył do niego drwa, by starczyło na kilka godzin snu.
***
Wstał w środku nocy. Spojrzał na ognisko, dogasało. Dorzucił drwa, by znów zapłonęło jasnym płomieniem. Przez chwilę myślał, co mogło wyrwać go ze snu, gdy poczuł jak coś uporczywie się w niego wpatruje. Może to było powodem nagłego obudzenia? Podniósł się i zaczął obserwować okolicę.
Za sobą usłyszał szelest, gwałtownie wykonał obrót, jednocześnie podnosząc z ziemi kij. Dostrzegł, że krzaki poruszyły się w miejscu, gdzie prawdopodobnie powstał hałas. Wytężył wzrok i zobaczył w ciemności połamane gałęzie. Zrobił krok do tyłu, usiadł na ziemi. Resztę nocy, aż do poranka, spędził trzymając w ręce kij.
Dopiero wtedy zdobył się na odwagę, by ruszyć ścieżką w wyższe partie gór. Skaliste zbocza porastały pnącza, a z ziemi wyrastały piękne kwiaty. Jednak młodzieniec nie podziwiał przyrody. Jego myśli zaprzątały ostatnie przerażające zdarzenia.
Po kilku godzinach podróży dotarł do przepaści. Zdziwił się, gdy dostrzegł solidnie wykonany most. Chwilę później był po drugiej stronie i wtedy znów to poczuł. Coś usilnie go obserwowało. Na szczęście nie wyrzucił jeszcze broni. Z nią czuł się znacznie pewniej. Uważnie wypatrywał wroga. Teraz nie miał wątpliwości, że ktoś lub coś go śledzi. Obracał się wokół siebie, chciał wszystko widzieć. Nagle coś mignęło mu przed oczami, a chwilę później usłyszał wycie, które przyprawiło go o dreszcze. Zszokowany wyszeptał:
– Czy to możliwe, by starzec mówił o prawdziwych potworach?
Wyć musiała istota znacznie większa od zwykłego wilka, odgłos był nie do wytrzymania. Dodatkowo młodzieniec wyczuł, że potwór jest dość blisko. Nagle usłyszał kolejne dźwięki. Narastały z każdą chwilą i dochodziły zza mostu, który przed chwilą przekroczył. Szybko podjął decyzję. Rzucił się przed siebie, licząc, że dalej znajdzie schronienie. Biegł wzdłuż przepaści.
Po kilku minutach nieustannego wysiłku zaczął zwalniać. Czuł, że długo już nie wytrzyma. Spojrzał w tył i wtedy to zobaczył. Gonił go ogromny czworonożny stwór. Przypominał zwykłego wilka, ale był dwa razy większy. Młodzieniec zgubił kij. Rozejrzał się, lecz w okolicy nie dostrzegł żadnego drzewa, które dostarczyłoby schronienia, ani półki skalnej na którą mógłby wbiec. Jedyne zbocze góry, do którego mógł dotrzeć przed złapaniem, było niedostępne, więc skręcił w bok i spojrzał w przepaść.
Liczył, że dostrzeże tam jakąś drogę ucieczki. Jednak nie zdążył się nawet dokładniej przyjrzeć. Usłyszał biegnącego wilka kilka kroków za sobą. Instynktownie zrobił unik. Przeciwnik skoczył, ale nie spodziewał się tego ruchu i spadł. Will jeszcze przez chwilę śledził ciało wroga, dopóki nie rozbiło się i nie zniknęło wśród skał. Odetchnął z ulgą. Chwilę odpoczął i postanowił wędrować dalej, nie zdążył jednak przejść nawet kilku kroków, gdyż drogę zastąpił mu kolejny stwór.
Młodzieniec czym prędzej podbiegł nad przepaść, liczył, że i tym razem ciężkie cielsko nie wyhamuje i spadnie w przepaść. Wiedział, że to jest głupie, ale nie miał innego pomysłu. Znów spróbował odsunąć się w ostatnim momencie. Jednak nie zdążył zrobić tego dostatecznie wcześnie, przeciwnik chwycił go kłami za ubranie i ściągnął w dół. Na szczęście Will złapał się kilku wystających kamieni i zawisł nad ziemią. Stwór w przerażeniu poluźnił uchwyt, próbował się zaprzeć o skalną ścianę, ale nie dał rady.
Nie zdążył nawet pomyśleć, jak się wydostać z tej beznadziejne sytuacji, gdy usłyszał kolejny odgłos łap.
– Przeklęte pomioty, ile ich tam jeszcze zostało? – powiedział, jednocześnie szukając oparcia na skalnej ścianie. Przeciwnik był coraz bliżej. Will właśnie analizował, czy woli zginąć przez rozszarpanie, czy przez upadek, gdy nagle usłyszał jakieś inne kroki i szamotaninę na górze. Ku jego zaskoczeniu, nad sobą zobaczył nie krwiożerczy pysk, a ludzką rękę. Chwilę później ktoś spokojnie powiedział:
– Chwyć, wyciągnę cię z tego bagna.
Młodzieniec chętnie skorzystał z propozycji. Gdy był już na górze, przyjrzał się wybawcy. Mężczyzna wyglądał na trzydzieści lat, miał krótkie czarne włosy i łagodną twarz. W prawej ręce trzymał zakrwawiony miecz, a przy jego nogach leżało cielsko potwora. Will chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu stanowczy głos:
– Nazywam się Hamer. Później podziękujesz, teraz musimy się stąd wynieść. Zabiorę cię do jaskini…
– Nie mam czasu – odparł młodzieniec.
– Jak to?
– Idę do Władcy Światła – wskazał palcem pobliskie góry i kontynuował – z północy nadchodzi czarna mgła, nie mogę zostawić wioski w potrzebie.
Hamer pobladł i spojrzał na młodzieńca.
– Chodź, zaprowadzę cię – powiedział stanowczo, jednocześnie ruszając w stronę wzniesienia.
Szli przez długi czas w milczeniu, dopóki ciszy nie przerwał głos Willa:
– Dzięki za pomoc, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił. Jestem dozgonnie wdzięczny.
Na twarzy mężczyzny zagościł ledwo dostrzegalny uśmiech.
– Jeszcze tylko kilka godzin i dojdziemy do celu, za tym wzniesieniem znajduje się dolina, w której mieszka Władca.
– Rozumiem, ale mam jeszcze jedno pytanie, co robisz w tych górach? – zapytał Will, nie chcąc przerywać rozmowy.
Hamer przyśpieszył kroku, jego pogodną twarz wykrzywił grymas. Długo nic nie odpowiadał, aż wreszcie wyszeptał:
– Strzegę ich.
***
Powoli zbliżali się do celu, według Hamera do pokonania został im już tylko ostatni mostek, spokojnie zwisający nad przepaścią. Will w końcu postanowił zadać nurtujące go pytanie.
– Wiesz, czym jest czarna mgła?
Mężczyzna obrócił głowę w stronę towarzysza i rzekł:
– Czy wiem na pewno? Nie, ale się domyślam.
Młodzieńca widocznie to zainteresowało:
– Powiesz mi?
Hamer poczekał, aż znajdą się przy mostku i dopiero wtedy odpowiedział:
– Nie, to nie byłoby dobre. Niedługo zapytasz o to osobę, która będzie wiedziała – wszedł na mostek i cicho dopowiedział – módl się, abym nie miał racji co do tego, czym jest ta mgła.
Will chciał jeszcze o coś zapytać, ale przerwało mu wycie. Spojrzał na wojownika. Mężczyzna dobył miecza i wpatrywał się w dal. Po chwili powiedział pod nosem:
– Znowu te przeklęte Garbasze – po czym głośniej dodał – musimy spróbować dotrzeć do wzniesienia przed nimi.
Nim jednak przebiegli kilka kroków, na horyzoncie pojawiło się sześć potworów. Rzuciły się w stronę ludzi. Hamer stanął i krzyknął:
– Zatrzymam je, ty biegnij!
Młodzieniec nie próbował dyskutować. Ruszył w stronę wzniesienia, ale po kilkunastu krokach obejrzał się za siebie. Zobaczył wojownika blokującego drogę własnym ciałem. Stał tak tylko przez chwilę. Wiedział, że nie może się zatrzymać i musi biec dalej.
***
Hamer skupionym wzrokiem śledził ruchy wrogów. Garbasze były głodne, ale bały się zaatakować człowieka uzbrojonego w miecz. W końcu jednak głód wziął górę nad rozsądkiem. Pierwszy z nich rzucił się w stronę ofiary, ale wprawne cięcie oburącz pozbawiło go życia. Stwory, widząc klęskę ich towarzysza, zaczęły się wycofywać, lecz nieoczekiwanie największy z nich zawarczał. Garbasze, jakby poganiane rozkazem wodza, rzuciły się wspólnie na wroga. Mężczyzna obejrzał się za siebie, a gdy zobaczył, że młodzieniec jest już daleko, wysunął rękę do przodu, a z niej wyleciały pioruny.
Dwa zwęglone ciała upadły na ziemię. Pozostałe stwory zdążyły zaatakować. Hamer odchylił się, wystawiając miecz do przodu. Garbasz nadział się, zacharczał i upadł. Drugi wróg szarżował.
Mężczyzna podniósł miecz do góry i ciął. Za późno. Upadł na ziemię, przyciśnięty przez ciało wroga. Nie mógł sięgnąć po miecz. Cudem bronił się przed kłami potwora. Krwawił i klął, w rękach trzymał łeb Garbasza.
Powoli brakowało mu sił. Dyszał ciężko. Zacisnął zęby. Jeszcze chwila i opuścił dłonie. Przechylił głowę. Wróg ugryzł powietrze. Mężczyzna z całej siły uderzył w łeb przeciwnika. Udało mu się wyślizgnąć spod cielska. Wysunął rękę. Wyleciały z niej pioruny. Potwór jeszcze przez chwilę drgał w konwulsjach.
Dowódca stada w popłochu uciekł.
***
Will nie zatrzymywał się, dopóki nie dotarł do doliny. Wówczas przystanął, zaparło mu dech w piersi. Zobaczył niewielki dom, ozdobiony złotem i drogimi kamieniami. Obok niego płynął strumyk połączony z dużą fontanną, a wokół rosły najrozmaitsze drzewa. Młodzieniec powoli zbliżył się do wejścia i zapukał. Odczekał kilka minut, ale gdy nikt nie otworzył, nacisnął klamkę i pchnął drzwi. Ku jego zaskoczeniu ustąpiły bardzo łatwo. Wszedł do pomieszczenia. Na początku nic nie widział, lecz po chwili jego oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Wnętrze było skromnie urządzone. Znajdowało się tu łóżko, a także kilka stołków. Nigdzie nie było jednak widać żywej duszy. Will jeszcze raz przyjrzał się dokładniej i zobaczył właz w kącie chaty. Podbiegł i otworzył.
Czy uprzejmość ma znaczenie, gdy liczy się życie wielu istnień? – zapytał sam siebie w myślach.
Jego oczom ukazały się schody. Zszedł po nich.
W środku wielkiego pomieszczenia przy sadzawce siedział mężczyzna. Miał na sobie długie, złote szaty, a w dłoni trzymał laskę, na której zamocowano pomarańczowy kryształ. Był odwrócony i wpatrywał się w niezmąconą wodę. Pomieszczenie miało swój klimat. Zimną posadzkę porósł bluszcz, a we wgłębieniach znalazła się czysta woda. Will nie miał jednak czasu na podziwianie, zrobił kilka kroków do przodu i już chciał przemówić, gdy usłyszał spokojny głos:
– Witaj chłopcze, czego ci trzeba?
– Panie, proszę o łaskę. Moja wioska jest w niebezpieczeństwie. Czarna mgła grozi nam wszystkim.
Władca Światła gwałtownie się poderwał. Teraz dopiero można było dostrzec jego twarz, ku zdziwieniu młodzieńca, nie był starcem, wyglądał raczej na mężczyznę w średnim wieku. Stanął na środku komnaty i z niepokojem w głosie zapytał:
– Czarna mgła?
– Tak, nadciąga z północy. Niesie śmierć i zniszczenie – potwierdził Will.
– Niedobrze – rzekł pod nosem Władca Światła.
– Słyszałem, że ty, panie, możesz ją powstrzymać.
– Mogę? Hmmm, tak… Ale chcę czegoś w zamian. Pójdę walczyć z mgłą, lecz ty zostaniesz uczniem osoby, którą ci wskażę. Nie odejdziesz, dopóki ci nie pozwolę.
Will był bardzo przejęty. Nauka u kogoś potężnego? To oznaczało, że musiałby pożegnać rodzinę na długo. Bardzo długo. Ale stawką było ich życie. Dla bliskich był gotów zrobić wszystko. Nie miał czasu do stracenia.
– Zgadzam się! – zawołał.
Władca Światła uśmiechnął się.
– Dobrze, niech się stanie!
Podniósł laskę do góry i uderzył w ziemię. Wokół niego pojawiły się błyski. Młodzieniec poczuł, jak coś go wciąga i nie pozwala oddychać. Odpłynął w ciemność.
***
Obudził się na polanie. Obok niego stał Władca Światła. Po prawej stronie rósł znajomy las. Szybko zrozumiał, gdzie się znajduje. Zobaczył swoją wioskę, a nad nią… Nie mógł w to uwierzyć, czyżby przyszedł za późno? Mgła, czarna jak smoła, pożerała budynki i wchłaniała ludzi. Szła z północy, nie widać było jej końca. Uciekali przed nią przerażeni ludzie. Dopiero teraz dotarło do nich, że chcą jeszcze żyć. Pośród biegnących dostrzegł mamę i brata. Ojca nie widział, czyżby mężczyzna nie wierzył w możliwość przeżycia?
Władca Światła podniósł laskę i wymierzył w stronę śmierci. Natychmiast poleciała kula i uderzyła, usuwając część ciemności. Jednak to nie zatrzymało przeciwnika. W jego wnętrzu ginęli kolejni ludzie, zasysani przez olbrzymi wir, który wciągał ich do wnętrza morderczego obłoku. Wokoło było słychać jęki konających i krzyki przerażenia. Mężczyzna ponawiał ataki, starając się zniszczyć wroga, ale czarna mgła wciąż parła na przód.
Zbliżała się do rodziny Willa. Nie, nie, to nie mogła być prawda.
– Zrób coś! – krzyknął młodzieniec do Władcy Światła.
To jest jakiś zły sen. Nie, nie, zbyt realny, muszę pomóc. Ratować ich!
Potknął się, upadł twarzą do ziemi. Tylko kilkanaście kroków dzieliło go od bliskich.
Nie mogę się poddać, nie teraz.
Wstał, zmusił się do dalszego biegu. Jeszcze tylko kilka kroków i… Z mgły wyleciały dwie kule.
– Nie!
Will zawył z bólu. Łzy cisnęły mu się do oczu. Przylgnął do trawy. Miał wrażenie jakby wszystko inne zniknęło. Przez mgłę, widział walczących o życie i słyszał ich niewyraźne krzyki. Koszmar, tylko to miał teraz w głowie. Brakowało siły, by zrobić cokolwiek, by się zemścić. Nie wróci już bliskich. Leżał bezradny. Jeszcze do końca nie wierzył, że to wydarzyło się naprawdę.
Władca Światła tymczasem obrócił się kilkukrotnie wokół własnej osi i wystawił rękę bez laski. Natychmiast wyleciało z niej światło, chwilowo powstrzymało mgłę. Kilku mieszkańców już prawie schroniło się za plecami wybawcy, lecz nagle z ciemności wyleciały wstęgi i powaliły ich na ziemię, gasząc żar życia. Po chwili z mgły wyłonił się sprawca tragedii, był żywym odbiciem Władcy Światła, ale zamiast pomarańczowego kamienia miał czarny. Odezwał się złośliwym głosem:
– Kopę lat.
– Zawsze możesz wrócić ze złej… – mężczyzna próbował przekonać mordercę do zmiany zdania, ale ten mu bezceremonialnie przerwał:
– Dobry żart, próbujesz mnie przekonać takimi gadkami? Ściągnąłem cię tutaj, aby się zemścić. Musisz przyznać, że mój plan był genialny.
Władca Światła podniósł laskę i wystrzelił kulę w stronę przeciwnika. Wróg momentalnie wystawił rękę, mgła spłynęła w stronę czarnego kamienia, a ten zaczął żywiej świecić. Sparował atak, wystrzeliwując czarny pocisk. Władca Światła narysował w powietrzu kształt miecza.
Przed nim pojawiło się dwóch wojowników. Ruszyli w ciemności. Czarne pioruny uderzyły w ich tarcze. Zwolnili, ale nadal byli gotowi do walki. Z czarnego kamienia wyleciał cień bestii. Rycerze cofnęli się, podnieśli miecze do góry i jednocześnie zaatakowali.
Nie trafili. Potwór wykorzystał okazję, uderzył łapskami, przewrócił przeciwników. Kłami dokończył dzieła. Skierował wzrok na Władcę Światła, lecz wówczas w powietrzu powstała świetlista strzała. Wbiła się w potwora, po czym wyleciała z drugiej strony. Pędziła w stronę ciemności. Wróg w ostatniej chwili nakreślił znak i wysunął dłoń. Czarna tarcza zatrzymała grot.
Przez kolejnych kilka minut mężczyźni rysowali w powietrzu okręgi, potrząsali laskami, cofali się, to znów podchodzili do przodu. W pewnym momencie Władca Światła stworzył barierę chroniącą przed kulą. Jednak wtedy wróg uderzył w ziemię. Po podłożu przeleciały czarne pioruny i powaliły mężczyznę.
– Spodziewałem się po tobie więcej. Kiedyś byłeś silniejszy, teraz zmiękłeś – powiedział Władca Ciemności, jednocześnie kierując czarny kryształ w stronę przeciwnika.
Nie zdążył jednak zrobić nic więcej, gdyż po jego ciele przeszedł prąd. Will zobaczył, że Władca Ciemności odwrócił się w stronę, skąd został zaatakowany i zobaczył zbliżającego się Hamera, który w jednej ręce trzymał miecz, po którym przeskakiwały pioruny, a z drugiej strzelał błyskawicami we wroga. Zanim jednak zdążył przebiec kilka kroków, czarna energia złapała go i rzuciła pod drzewo.
Władca Ciemności znów spojrzał w stronę swojego głównego wroga. Wówczas przeraził się. Dostrzegł, jak ten rozbił swój kryształ w powietrzu. Pojawiła się wielka wirująca kula energii. Czarne pociski próbowały ją zniszczyć, lecz nie dały rady. Mężczyzna chciał uciec, ale pomarańczowe pioruny wyleciały ze środka kuli i przycisnęły go do ziemi. W pewnym momencie cała energia wniknęła w ciało mordercy. Chwilę później padł martwy. Czarna mgła rozpłynęła się w powietrzu.
***
Will podszedł do Władcy Światła, który wpatrywał się w zwęglone ciało wroga.
– Czy mógłbyś zwrócić mi moich bliskich? – zapytał z nadzieją w głosie.
Musiał poczekać dość długo, zanim otrzymał odpowiedź:
– Nigdy nie otrzymałem władzy nad śmiercią, to nie było moje zadanie. Ja miałem tylko chronić tę krainę. Teraz straciłem większość mocy, mój kryształ przepadł.
– A ten czarny? – zadał kolejne pytanie, wskazując na przepaloną laskę, do której przymocowany był kamień ciemności.
Władca Światła podszedł do przedmiotu, nałożył na prawą dłoń dziwnie wyglądającą rękawicę, podniósł kryształ i rzekł:
– Jutro zniszczę to plugastwo, które zaćmiewa umysły. Nie waż się go tykać, bo staniesz się jak on – tu wskazał na zwęglone ciało – potworem bez serca.
Młodzieniec zasmucił się, ale nawet nie pomyślał, by nie posłuchać. Gdy odchodził ze spuszczoną głową, jego wzrok padł na drzewo, przy którym jeszcze niedawno leżał Hamer. Nie było go tam. Wtem za swoim plecami usłyszał znajomy głos:
– Witaj, chłopcze.
Will obrócił się i dostrzegł człowieka, który przeprowadził go niedawno przez tę trudną drogę.
– Nie udało mi się. Zawiodłem. Mogłem iść szybciej – powiedział młodzieniec przytłumionym głosem.
– Nie obwiniaj siebie o to. Oni wybrali. Ty próbowałeś, starałeś się. Przeszłości i tak nie zmienisz, ale możesz zmienić przyszłość. Mam dla ciebie propozycję – zwrócił się Hamer do chłopca.
– Mój były uczeń z pewnością ci pomoże – powiedział Władca Światła. – Wyrosłeś na człowieka, Hamer, na wielkiego człowieka.
Mężczyzna słysząc to, lekko się uśmiechnął i skłonił głowę.
– Teraz ty będziesz nauczycielem, Hamer – dodał Władca Światła, wskazując na młodzieńca.
Will przypomniał sobie o danej obietnicy.
***
– Nie, już nigdy nie pozyskamy tak wielkiej mocy, jak w krysztale światła, ale możemy nadal pomagać ludziom. Gdy przybędziemy na miejsce, dostaniesz mały, czerwony kamień. Nauczysz się korzystać z ognia, by pomagać ludziom – mówił Hamer.
Will, słysząc to, uśmiechnął się przez łzy. Bardzo tęsknił za rodziną. Chciał zmienić świat na lepsze, a wiedział, że już wkrótce będzie miał taką możliwość.