Kula z makarowa gładko weszła w potylicę uciekającej co sił starszej kobiety. Nim opuściła ciało przez jeden z oczodołów, ofiara już nie żyła. Padła martwa, obok kilku innych „szczęśliwców”.
– Kurwa, Ljocha… Ty to masz oko! – z podziwem wykrzyczał Witalij, unosząc lekko wojskową czapkę z daszkiem i drapiąc się intensywnie w niemytą od wielu dni głowę. – Niby stara, ale suka zapierdalała naprawdę szybko. Jak ty to, do kurwy nędzy, robisz?
– Ech, Witia… z tym się trzeba po prostu urodzić – odparł protekcjonalnym tonem Aleksiej, kręcąc makarowem młynka w powietrzu i chowając go do kabury. – A ty urodziłeś się jedynie z kartoflem zamiast mózgu. Na pewno nie jesteś z Białorusi? – zapytał i pacnął Witalija w czoło tak, że aż czapka naszła mu na oczy. – Czyja teraz kolej?
Witalij bez słowa przełknął zniewagę przełożonego i poprawił nakrycie głowy.
– Chyba Żeni. Siedzi w czołgu z młodym.
– Żenia! Żeń! – zawołał Ljocha.
– Co, kurwa? – odparła umorusana smarem głowa, wyłoniwszy się z czołgowego włazu.
– Przywlecz tu swoje zawołżańskie dupsko. Twoja kolejka. I weź młodego – dodał po namyśle. – Niech się uczy, kurwa, wojaczki.
Sierżant Jewgienij Naumow zniknął na moment w trzewiach żelaznej bestii z wymalowaną na boku literą „Z”. Po chwili na dachu T-80 pojawił się młody chłopak, na oko dziewiętnastoletni, w stanowczo za dużym mundurze i wojskowych butach. Celny kopniak wychodzącego za nim sierżanta ekspresowo sprowadził poborowego na ziemię.
– Co, piterski pedale, myślałeś że całą wojnę w czołgu przesiedzisz? – spytał Witalij, nonszalanckim krokiem podchodząc do młodzieńca. Odpalił papierosa, a tlącą się jeszcze zapałkę upuścił tuż przy twarzy chłopaka. – Bym ci zaproponował, ale, kurwa, brzoskwiniowych kissów nie palę.
Żenia zarechotał tak głośno, że śmiech odbił się echem od pobliskich zdewastowanych budynków.
– Może jest tym… no… faperem! – dodał od siebie.
– Co, kurwa? – zainteresował się czyszczący z pietyzmem broń Aleksiej.
– No tym, kurwa, co elektroniczne jara.
– Vaperem, debilu.
– Vaper, faper, wszystko, kurwa, jedno. – Wzruszył ramionami Żenia. – Jedna pizda.
– Wstawaj Artiom – rzekł spokojnie Ljosza. – Rozkaz kapitana.
Chłopak dźwignął się powoli z ziemi. Zaraz jednak cofnął się o krok, widząc porozrzucane wszerz drogi ciała.
– Teraz twoja kolej. – Aleksiej wyszarpał z rąk protestującego Witii wintorieza i podał Artiomowi. – Masz, na początek damy ci fory.
Skinął na sierżanta, a ten bez słowa skierował się do spożywczego marketu, jedynego nietkniętego budynku w okolicy. Gdy otworzył zaryglowane drzwi, z wnętrza dobiegły stłumione jęki, płacz dzieci i błagania kobiet. Żenia nie zabawił tam długo i wkrótce wyłonił się z powrotem, trzymając w żelaznym uścisku wrzeszczącą i szamoczącą się dziewczynę w zaawansowanej ciąży.
– Pamiętaj Tioma – zwrócił się sierżant do chłopaka. – To wciąż się liczy jako jeden punkt.
Naumow ponownie zarżał donośnie i pchnął dziewczynę między pozostałych żołnierzy.
– Ładniutka – zauważył Witalij. – Może by się trochę zabawić przed kolejną rundą?
– Brzuchatą będziesz jebał? – zainteresował się Żenia. – Nie brzydzisz się?
– Brzuchata, nie brzuchata, otwór ma na mego gnata – odparł filozoficznie Witia. – I to nie jeden… – dodał przykucając obok dziewczyny i delikatnie przesuwając wyciągnięty zza pasa nóż po jej policzku.
Ukrainka przestała już płakać i siedziała tylko w kompletnej katatonii, głaszcząc rękoma swoje nienarodzone dziecko. Nagle jednak jej zamglone błękitne oczy ponownie stały się przytomne i dziewczyna z całą mocą, na jaką było ją jeszcze stać, splunęła sołdatowi w twarz.
Witalij nawet się nie poruszył. Zeskrobał jedynie nożem resztki śliny z policzka, a następnie powolnym ruchem zlizał je z ostrza, spoglądając głęboko w oczy kobiety.
– Dobra – powiedział w końcu. – Mam pomysł na inną zabawę. Nazywa się „pokaż kotku, co masz w środku”. Przytrzymajcie kurwę! – zwrócił się do reszty, chwyciwszy mocniej nóż.
– Spokój, Witia. – Rozległ się ostry głos kapitana. – Musimy dać Artiomowi uczciwą szansę, prawda?
Żołnierz niechętnie schował nóż i odstąpił od dziewczyny. Artiom, który do tej pory sparaliżowany strachem nie poruszył nawet mięśniem, teraz w panice wodził rozbieganym wzrokiem między towarzyszami.
– Ludzie! Kurwa mać! – wykrzyknął łamiącym się głosem. – Przecież tak nie można! To przestępstwo, zbrodnia… co do kurwy… – Artiom zaniósł się głośnym szlochem i ukrył twarz w dłoniach.
– Szeregowy Gromow! – Aleksiej podszedł do Artioma tak blisko, że niemal zetknęli się czołami. Jego wzrok świdrował dziurę w głąb czaszki chłopaka. – Czy mam rozumieć, że odmawiasz wykonania bezpośredniego rozkazu?
Tioma z najwyższym trudem zdołał się nieco opanować. Powinien teraz cieszyć się pierwszym rokiem uniwersyteckiego życia. Podrywać studentki spacerujące w promieniach wiosennego słońca po newskich bulwarach. A nie uczestniczyć w teksańskiej masakrze piłą mechaniczną. I to on miał być tym złym.
– Co na to generał? – Artiom złapał się ostatniej deski ratunku. – Na pewno nie sankcjonował takich działań.
– „Na pewno nie sankcjonował takich działań” – przedrzeźniał go Żenia. – Ej, towarzyszu generale! Czy zezwala pan na przeprowadzenie specjalnej operacji mordowania nazistowskich kurew? – zawołał do mężczyzny siedzącego na skąpanej w słońcu ławeczce.
Generał Arkadij Giennadiewicz Izjumow, głównodowodzący 4. Korpusu Zmechanizowanego Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, był zalany w trupa. Gdyby nie założone na oparcie ławki ramiona, prawdopodobnie już dawno runął by na siedzisko. Zaschnięte wymiociny, które skleiły medale na klapie kamandira, świadczyły o tym, że znajduje się w tym stanie od dłuższego czasu.
– Zezwalam, zezwalam – wychrypiał zdartym głosem dowódca, machając ręką, jakby chciał odgonić natrętną muchę, po czym powrócił w objęcia ciepłego basenu wypełnionego samogonem, jakim był obecnie jego umysł.
– Widzisz? Generał właśnie usankcjonował nasz konkurs. – Kapitan położył dłoń na ramieniu Artioma. – A teraz podejdziesz tam, każesz ukraińskiej dziwce uciekać, a następnie rozpierdolisz głowę tej suki przy użyciu snajperki, rozumiemy się? – Aleksiej dla jasności przekazu przyłożył swojego zabytkowego makarowa do skroni chłopaka. Poborowy przez chwilę stał jak kamień, analizując w głowie wszelkie możliwe scenariusze. W każdym z nich ktoś ginął.
– Służę Rosji, panie kapitanie! – Artiom wykonał szybki salut drżącą dłonią i postąpił do przodu. – Biegnij – powiedział do dziewczyny wskazując kierunek wintowką.
Nie poruszyła się. Nawet nie spojrzała w jego stronę. Wpatrywała się tylko tępo w nieokreślony punkt w oddali. Artiom przykucnął na linii jej wzroku.
– Biegnij – powtórzył chłopak błagalnym tonem, gdy upewnił się, że Ukrainka skupiła się na jego twarzy.
Dziewczyna zdaje się pojęła zamysł, który niemal telepatycznie starał się przesłać jej Artiom. Powoli wstała na nogi i zaczęła się cofać. Najpierw tyłem, a gdy uwierzyła, że nikt nie rozstrzela jej od razu, odwróciła się i pognała w kierunku odległej linii drzew tak szybko, jak tylko pozwalał jej stan.
– No, Tioma, to twój chrzest – dopingował go Żenia obejmując ramieniem. – Wykończ ją i pójdziemy się napić!
Artiom powolnym ruchem uniósł do oka celownik optyczny. Sylwetka wycieńczonej kobiety była doskonale widoczna na tle otaczających miasteczko pól. Ukrainka nie przebyła jeszcze nawet połowy drogi dzielącej ją od lasu. Potknęła się, nie po raz pierwszy, na błotnistej ziemi i obejrzała za siebie. Artiom przez lunetę karabinu widział jej przerażone oczy. To był moment decyzji. Chłopak miał tylko nadzieję, że okaże się słuszna.
– Strzelaj. – Z boku dobiegł napięty głos kapitana.
– Ucieka ci, kurwa! – dodał zdecydowanie bardziej podniecony Żenia.
Gromow dalej zwlekał. Może jeśli zaczeka jeszcze chwilę, podnosząca się nad czarnoziemem mgła skryje dziewczynę przed ich wzrokiem.
– Dawaj to, pedale! – warknął Aleksiej wyprowadzony w końcu z równowagi. Próbował wyszarpać wintorieza z dłoni Artioma, ale ten uczepił się broni najmocniej, jak tylko potrafił. W końcu kapitan przyłożył mu z główki prosto w nos, a następnie poprawił kopniakiem w brzuch. Ostatni cios odrzucił chłopaka na dobre dwa metry w tył. Upadając Artiom uderzył mocno w asfaltową nawierzchnię drogi i jego umysł ogarnęła ciemność. Zdążył jeszcze zarejestrować, jak Ljosza podnosi wintowkę do strzału, a następnie klnie siarczyście.
***
Całość opowiadania znajdziecie w antologii folk horroru “Baźnie”, wydanej przez Dom Horroru w listopadzie 2022 roku.