- Opowiadanie: Tulipanowka - Melania w starości

Melania w starości

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Melania w starości

Melania była kobietą bardzo starą, aż tak, że czasem jej się zdawało, że całe życie spędziła na emeryturze. Wstępni wymarli, zstępni zajęci własnymi sprawami. Nic dziwnego, że się od czasu do czasu nudziła sama w swoim mieszkaniu. W końcu ileż można grać w gry komputerowe? Czasem od zbieractwa tych magicznych przedmiotów już się jej rzygać chciało, a dyskusje ze znajomymi z kilku gildii, do których była zapisana, wydawały się jej monotonnie powtarzalne… W takich momentach, z braku lepszych pomysłów, Melania pakowała kilka swoich ulubionych gadżetów (termoregulacyjny sweter oraz komunikator w formie latającego nad jej głową i śpiewającego słowiczym trelem słowika) i bez zbędnych ceregieli zwalała się na kilkudniowe odwiedziny do członków swojej rodziny. Kobieta była na tyle przewidująca, że zdawała sobie sprawę, że gdyby zaczęła pytać o zgodę spotkałaby się z lawiną wymyślonych na prędce wymówek, sztucznych trudności, a nawet prawdziwych planów, które właśnie w terminie jej ewentualnej wizyty musiałyby być zrealizowane. Chcąc sobie samej poprawić humor pobytem wśród bliskich, Melania przyjęła strategię postawienia członków rodziny przed faktem dokonanym, czyli zjawiała się zupełnie niespodziewanie.

 

– Ależ Melanio, powinnaś nas była wcześniej uprzedzić, zapytać o zgodę – stwierdził Joachim, prawnuk Melanii, na widok swojej krewnej.

– Babcia Melania przyjechała was odwiedzić, a wy się nie cieszycie? – spytała udając głębokie zadziwienie Melania. – Całkiem możliwe, że za tydzień umrę – dodała melodramatycznie.

– Ależ Melanio, nie o to przecież chodzi. – Joachimowi zrobiło się głupio, czyli poczuł się niezręcznie.

– Kto to jest babcia? – spytała dwunastoletnia dziewczynka Monika.

Gwoli ścisłości należy wyjaśnić, że Melania miała tak liczną rodzinę, że częstotliwość jej wizytacji u statystycznego bliskiego wynosiła około jednego razu na lat dziesięć (czyli w ocenie kobiety jej nachalność mogła ujść w tłoku).

– I właśnie po to tu przyjechałam. Żeby opowiedzieć Monice trochę historii. Sam widzisz, że ona nawet nie rozumie znaczenia słowa „babcia".

– A kto to jest babcia? – powtórzyła pytanie Monika.

– W dawnych czasach tak się mówiło na kobietę, która urodziła człowieka, który został twoim rodzicem – wyjaśnił córce Joachim.

– To znaczy, że Melania urodziła ciebie, albo Józefinę? – Dziewczynka, zgodnie z regułami asertywności, chciała się upewnić, czy dobrze zrozumiała.

– Wytłumacz dziecku, a ja się rozgoszczę w salonie – uśmiechnęła się Melania, po czym skierowała się do dużego pokoju. Za nią podążyła podskakując Monika, jak również jej niepodskakujący ojciec.

– Melania jest właściwie twoją prababcią – zwrócił się do córki Joachim.

– Pra-pra-babcią, jeżeli już musisz wypominać mi wiek – doprecyzowała Melania

– O, jeszcze lepiej! – wymsknęło się niezbyt grzecznie mężczyźnie. – Jest twoją praprababcią.

– Mając na uwadze, że Justyna miała trzech mężów, nie licząc tuzina wielbicieli, Robert i Adam systematycznie co trzy miesiące zmieniali partnerki, a Andrzej… ech… i reszta – Melania machnęła ręką – Moniko, szkoda czasu i nerwów, by roztrząsać twoje genealogiczne pochodzenie.

– Wiem, Melanio. Najlepiej zrobić testy DNA na pokrewieństwo – stwierdziła rozsądnie dziewczynka.

– No, właśnie, kochanie – przytaknęła Melania. – Jakie mądre dziecko.

– To ja zrobię. Dostałam w prezencie na poczęcie od Józefiny i Joachima zestaw do badań DNA – pochwaliła się Monika.

W tym miejscu wyjaśnić należy, że pojęcie urodzin z biegiem czasu uległo zdecydowanej degradacji. Dlatego termin święta stworzenia/powstania jednostki zastąpiono bardziej obiektywną i jednoznaczną datą poczęcia (czyli połączenia się komórek rozrodczych w zygotę).

– Taka zabawka w stylu „laboratorium młodego chemika"? – spytała nieco zaskoczona Melania.

– Tak, Melanio – kiwnął głową mężczyzna.

Monika potarła rękę praprababci kawałkiem specjalnego „pergaminu".

– Czy mogę jeszcze pobrać próbkę z włosa? – spytała nieśmiało dziewczynka.

– A proszę bardzo – uśmiechnęła się przyjaźnie stara kobieta.

– No wiesz, Moniko, przesadzasz – skarcił córkę ojciec. – Przecież z samego naskórka możesz przeprowadzić prawidłową analizę.

– Ale ja lubię się bawić w badanie DNA.– wyjaśniła zawstydzona dwunastolatka.

– Pewnie, że tak. Skoro dziecko chce się pobawić, to ja mu włosów żałować nie będę.

– Super! – zawołała radośnie Monika i ucięła kawałek włosa praprababki.

 

Melania poszła do kuchni i na posiłkowym automacie wybrała program: gołąbki z sosem pomidorowym, a automacie trunkowym: kompot z wiśni.

– Gdzie się włącza opcję „bez owoców i farfocli"? – spytała.

– Klarowny? Dotknij żółty punkt na wyświetlaczu – wyjaśnił Joachim. – To standardowa grafika.

– Ty mi, synu, ze standardami nie wyskakuj. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak duch czasów zmienia standardy z pokolenia na pokolenia. Pamiętaj, że jestem stara, bardzo stara.

– Ależ, Melanio, nie przymiotnikuj się w taki szowinistyczny sposób – oburzył się Joachim, na co staruszka odpowiedziała pieszczotliwym pogładzeniem męskiego przedramienia. Następnie oboje przeszli do salonu.

– Co u was słychać? Dorobiliście się jakiegoś robota? – zapytała Melania.

– Ech, nie. Józefina nie chce – wyjaśnił Joachim. – Wiesz, przyniosę ci posiłek z kuchni.

– A dlaczego nie chce?– dociekała kobieta.

– Twierdzi, że nie znosi tego uczucia bycia stale obserwowaną. Mówiłem jej, że to nienormalne.

– W obecnej rzeczywistości – wtrąciła Melania.

– Obiecała, że jak znajdzie czas, to pójdzie na psychoterapię – ciągnął Joachim. – Moim zdaniem takie rzeczy trzeba leczyć…

– Ech… – westchnęła głęboko Melania. – To może przynieś mi te gołąbki.

 

Kiedy Melania kończyła posiłek, do salonu wbiegła Monika.

– Melanio, jesteś moją krewną – stwierdziła uroczyście, a zarazem radośnie dwunastolatka.

– Bardzo się cieszę. A coś jeszcze wyszło z twoich testów? – zainteresowała się staruszka.

– Mam taki zestaw dla dzieci, nieprofesjonalny – westchnęła ze smutkiem dziewczynka. – Oznaczyć mogę tylko pokrewieństwo genetyczne.

– W moich czasach, czasach mojej młodości, to co nazywasz zabawką dla dzieci było… czymś szalenie profesjonalnym i nowoczesnym.

– Niemożliwe. Naprawdę? – zdziwiła się Monika.

– Pewnie, że tak. Wiesz, jak ja byłam w twoim wieku, to nawet nie wiedziałam, że istnieje coś takiego jak komputer. W domu nie mieliśmy żadnego telefonu, nie wspominając nawet o staromodnej komórce. Naszym przysłowiowym oknem na świat był czarno-biały telewizor, który regularnie, co tydzień, się psuł. Ale to jeszcze nic. Moja mama pisała w szkole stalówką zamaczaną w atramencie… Dla niej długopis, który dostała od ciotki z Ameryki, to była magia.

– W szkole uczymy się o dawnych czasach, ale nie tak szczegółowo – stwierdziła dziewczynka.

– O, właśnie, opowiedz babci o szkole – poprosiła Melania.

– Babciu… – zaczęła dwunastolatka.

– Moje drogie, muszę stanowczo zaprotestować – przerwał Joachim. – „Mama", „babcia" to słowa wtłaczające jednostkę w jakąś ograniczoną rolę. To ordynarny szowinizm nieprzystający do naszych czasów. Nie chciałbym, Melanio, żebyś uczyła Monikę takiego obraźliwie stereotypowego określania innych ludzi. Tak samo proszę, żebyś nie zwracała się do mnie protekcjonalnie, per synu. Mam na imię Joachim. Nie jestem twoim synem. Powstałem na płytce w laboratorium, a potem rozwijałem się w inkubatoryjnej sztucznej macicy. Można powiedzieć, że nigdy się nie narodziłem. Po dziewięciu miesiącach po prostu wyciągnięto mnie z inkubatora i oddano dawcom komórek rozrodczych.

– Melanio, Melanio, a wiesz, że ja w inkubatoryjnej macicy byłam tylko pięć miesięcy? – pochwaliła się radośnie Monika.

– Jesteś wcześniakiem? – spytała Melania.

– Co to znaczy „wcześniakiem"? – zaciekawiła się dziewczynka.

– Melanio, nie rozumiesz. Technologia poszła tak do przodu, że płodowy rozwój człowieka można przyśpieszyć, czy jak zwał tak zwał, skrócić. Zamiast dziewięciu miesięcy, obecnie jest pięć. To norma. Dwanaście lat temu, kiedy powstała Monika, pięć miesięcy to jeszcze była nowość – wyjaśnił Joachim.

– Aha, rozumiem – zamyśliła się Melania. – Pracowałam kiedyś w browarze. Tradycyjny proces fermentacji w otwartych kadziach zastąpiono tankofermentatorami. To zdecydowanie skróciło proces produkcji piwa.

– A o ile? – dociekało dziecko.

– To był tak dawno, Moniko – zamyśliła się Melania. – Z kilku miesięcy do kilku tygodni, o ile pamięć mnie nie myli.

– To wy sobie porozmawiajcie o technologii procesów produkcyjnych. Ja muszę wyjść do pracy – powiedział Joachim. – Niestety – dodał z nieco przesadnym żalem.

– Jednego pojąć nie potrafię. Świat się zmienia, wynalazek pogania wynalazek, a czasochłonność wszelkich działań i procesów zmniejsza się z kosmiczną prędkością, a ludzie ciągle muszą pracować po osiem godzin dziennie – stwierdziła Melania z goryczą, a Joachim zaśmiał się głośno.

– Najwidoczniej ciągle jest tyle do zrobienia – przymrużył jedno oko mężczyzna.

– Albo ludzie ciągle sobie samym wymyślają zajęcia? – mruknęła kobieta .

– W każdym razie muszę już iść. To pa. Aha, Melanio, bardzo cię proszę uważaj na to co mówisz – zwrócił uwagę Joachim.

– A co ja takiego mówię?

– Chodzi o molestowanie. Moniko, proszę wyjaśnij Melanii.

– Molestowanie, też coś! Jak śmiesz!

– Muszę wyjść, bo się spóźnię.

 

Kiedy Joachim zatrzasnął za sobą drzwi, Monika szepnęła konspiracyjnie.

– Chodzi o molestowanie intelektualne, babciu Melanio.

– Powiedziałaś do mnie „babciu".

– Coś za coś – uśmiechnęła się dziewczynka. – Ja bym chciała, żebyś mnie pomolestowała.

– Ek, ek… intelektualnie?

– No tak, bo przecież inaczej nie można.

– Można, na przykład seksualnie.

– Czyli intelektualne molestowanie o tematyce różnic w budowie ciała?

– Wiesz, ja byłam wychowana w takich czasach, gdzie był to temat tabu, ale w ramach uświadomienia młodego pokolenia przemogę się… Molestowanie seksualne to takie sytuacje, gdy ktoś dotnie twoich piersi, albo klepnie cię po pupie, albo wejdzie do pomieszczenia, w którym się przebierasz, albo przymusza cię do stosunku płciowego, albo pokazuje zdjęcia pornograficzne…

– A co znaczy słowo pornografia? – spytała Monika. – Uczyłam się, że pornografia śmierci jest prawnie zakazana…

– W moich czasach filmy z pornografią śmierci były czymś zupełnie przyzwoitym, a dzieci w twoim wieku mogły je swobodnie oglądać.

– Naprawdę? Ja takiego filmu nigdy nie widziałam, nawet nie wiem o co w nim chodzi.

– Dobrze, postaram ci wytłumaczyć. Pornografia śmierci to filmy o tym, że główny bohater strzela do wielu ludzi, a oni umierają. Przy tym główny bohater dobrze się bawi. Konwencja zakłada, że mordowanie ludzi to nic takiego, świetna zabawa. Takie bezrefleksyjne strzelanki, filmy sensacyjne, oglądali ludzie w moich czasach i dobrze się bawili.

– Nie płakali, że ludzie umierają?

– Nie. Kiedyś inne były standardy wrażliwości. Zasadniczo pornografia polega na znieczulicy.

– Ale przecież problemy można rozwiązywać na wiele pokojowych sposobów. Dlaczego ten filmowy bohater musiał zabijać? Po kilku pierwszych rozmowach nie powinno się poddawać.

– Moniko, kochanie, w tych filmach bohater z nikim nie gadał. Po prostu strzelał. Bez litości, bez współczucia uśmiercał innych ludzi. W moich czasach powstawały też filmy, książki, gry komputerowe o tematyce wojennej, horrory. W ogóle śmierć i cierpienie drugiego człowieka była stosunkowo luźno traktowana. Liczyło się tylko, czy główny bohater, któremu się kibicowało, dożyje do końca opowiadanej historii i czy pozbawi życia swoich wrogów i wszystkich innych osób, którzy przy okazji się napatoczą.

– Ale dlaczego? To takie straszne.

– Trudne pytanie, ale nie powiem, zastanawiałam się nad nim. Otóż, choć dla ciebie to prawie niewyobrażalne, jeszcze na początku dwudziestego kobietom prawnie odmawiano pełni człowieczeństwa, możliwości decydowania o sobie. Były traktowane jako istoty gorsze, zależne. Myślę, że machina ruszyła od momentu, gdy kobiety uzyskały prawa wyborcze.

– Kiedy to było? Sprawdzę w necie – powiedziała Monika. W tym momencie drewnianowyglądający blat ławy zamigotał (okazał się komputerowym monitorem) i wyświetlił dane. – O mam! Polki w 1918 roku, Brytyjki w 1928, Francuzki w 1944, Szwajcarki w 1971, Kuwejt 2005 – przeczytała dziewczynka.

– Wystarczy – przerwała Melania. – Same prawa wyborcze to dopiero początek. Jednak sukcesywnie i stosunkowo szybko zaczęła zmieniać się mentalność ludzkości w szerokim znaczeniu tego słowa.

– A pornografia śmierci? – przypomniała dwunastolatka.

– Mężczyźni od wieków uważali, że wojna i mordowanie to świetna zabawa. Dlatego pierwsze gry komputerowe i filmy traktowały niszczenie i zabijanie w rozrywkowy sposób. Z pornografią seksualną było podobnie. Kobieta traktowana, uważana była za bezmyślnego, pozbawionego uczuć i emocji zwierza, nie nawet nie zwierza, ale twora, rzecz, którą należy użyć, wykorzystać w celu sprawienia mężczyźnie przyjemności. Była przedmiotem. Gadżetem, do którego można włożyć i wyciągnąć, który wydaje dźwięki, gdy się go naciśnie w odpowiednim miejscu.

– Nigdy nie słyszałam o czymś takim.

– Masz szczęście urodzić się w lepszych czasach. Kiedyś były inne standardy. Kiedyś kobiety były molestowane seksualnie, upokarzane słownie, traktowane z pogardą i lekceważeniem, bite, a facet jak chciał, żeby kobieta przeżywała stosunek, to sprawiał jej ból. Inaczej nie potrafił. Dlatego cenione były dziewice i kobiety obrzezane. One krzyczały, gdyż prawdziwie cierpiały.

– To każdy mężczyzna taki był?

– Nie każdy, oczywiście. Ale taka była kultura i wzorce. W takiej pornograficznej mentalności wychowywano. Poznałam bliżej trzech facetów, którzy chwalili się sporą ilością zaliczonych kobiet, zaliczonych – tak to się kiedyś szowinistycznie zwało, i uważali się za fachowców w dziedzinie seksu, erotyki, uwodzenia i kobiet w ogóle, a w rzeczywistości byli po prostu beznadziejni. Jeżeli potraktować ich jako specjalistów, tych lepszych spośród pozostałych, to naprawdę kiedyś było źle, tragicznie wręcz. Nic dziwnego, że wiele kobiet skarżyło się na brak orgazmów i niechęć do współżycia seksualnego. Szczęśliwie poznałam doskonałego kochanka, więc miałam porównanie. Stąd moja ocena. Ale chyba nie powinnam ci takich rzeczy mówić?

– Dlaczego?

– Bo jesteś dzieckiem – odparła Melania.

– Dziecko jest człowiekiem. Dziecko ma prawo poznać wszystkie „za" i wszystkie „przeciw". Dziecko ma prawo zadawać pytania. Dziecko ma prawo myśleć krytycznie i mieć wątpliwości.

– To jakaś modlitwa?

– Co to znaczy „modlitwa"?

– Eee… zapomniałam, że religia jako forma intelektualnego ucisku, jest od dawna zakazana. To może nie będę ci tego wyjaśniać. Twój tato zabronił mi ciebie molestować.

– Mam prawo wiedzieć. Zgodnie z konstytucją mam prawo wiedzieć.

– Uparciuch, cóż, skoro tak się domagasz, ale jak twój tato… – Melania miała wątpliwości, czy powinna kontynuować ten drażliwy temat. Jednak chęć podzielenia się wiedzą zwyciężyła. – Modlitwa to taki wierszyk, który trzeba systematycznie powtarzać, a podmiotem uwielbienia jest Bóg. Wiesz coś o Bogu?

– Chodzi o mitologie, tak? Uczymy się o bogach na lekcjach „dziedzictwa kulturowego". Grecki Zeus, egipska Izyda, słowiański Światowit, germański Wodan, nordycki Thor, aztecki bóg słońca, starotestamentowy zazdrośnik, który zachęcał do ludobójstwa i Allah ze świętą wojną jeszcze gorszy od niego.

– Niesamowite słyszeć taki tekst z ust dziewczynki. – Melania ze zdziwienia wybałuszyła oczy i otworzyła usta. – Moniko, ty nawet nie wiesz jakiej indoktrynacji poddawana byłam ja i moi rówieśnicy. Myśmy wierzyli w przerażające piekło i w to, że jesteśmy stale grzeszni, źli i niegodni miłości. Ponadto od maleńkości wpierano nam, że kobieta do pełni szczęścia potrzebuje zamążpójścia. O tym, czy jestem wartościowa stanowić miała obecność męskiego partnera. I wyobraź sobie, że moje pokolenie w to wierzyło, tak samo jak w biblijnego Boga.

 

W osobie Moniki na pełne trzy dni Melania znalazła zafascynowanego historią słuchacza. A potem dziecko się znudziło, więc Melania postanowiła wrócić do domu.

– Józefino, Joachimie, mam nadzieję, że nie zmolestowałam intelektualnie waszej córki?

– Nie, Melanio – odpowiedział Joachim.

– Starałam się mieć na względzie współczesne standardy przekazywania informacji – tłumaczyła się Melania.

– Nie martw się o to. Ona twoje opowieści traktuje na równi z bajkami dla dzieci – wyjaśniła Józefina.

– Tyle, że straszniejszymi – dodał Joachim uśmiechając się i filuteryjnie mrużąc jedno oko.

– Ona myśli, że to fikcja – ciągnęła Józefina. – Ta historyjka, że człowiek w przebraniu świętego Mikołaja zbił pasem małego chłopca, wybacz, ale brzmi tak niedorzecznie.

– Józefino, Józefino… W dawnych czasach żyli tacy dorośli, którzy potrafili skatować dziecko na śmierć, ale… Szkoda gadać, bo nigdy nie wyjdę. No to do widzenia. – Kobiety uścisnęły sobie dłonie.

– Do zobaczenia, Melanio. – Joachim przytulił czule swoją prababkę na pożegnanie. – Tylko uprzedź nas wcześniej o swoich odwiedzinach.

– Na pewno to zrobię – uśmiechnęła się staruszka i pokazała prawnukowi skrzyżowane palce.

 

 

Koniec

Komentarze

"- To znaczy, że Melania urodziła ciebie, albo Józefinę? - Dziewczynka, zgodnie z regułami asertywności"- co do tego ma asertywność?
"- W moich czasach filmy z pornografią śmierci były czymś zupełnie przyzwoitym, a dzieci w twoim wieku mogły je swobodnie oglądać.
- Naprawdę? Ja takiego filmu nigdy nie widziałam, nawet nie wiem o co w nim chodzi.
- Dobrze, postaram ci wytłumaczyć. Pornografia śmierci to filmy o tym, że główny bohater strzela do wielu ludzi, a oni umierają."-  Jezuu. To chyba najbardziej pesymistyczna wizja świata, jaką czytałem. Że moje wnuki nie będą sobie mogły zagrać w Calla? Po moim trupie.
Jedno pytanie- czy świat, w którym nie można produkować takich filmów i gier, jakie się podoba (łącznie z sadystycznymi) nie jest w gruncie rzeczy światem bardziej zniewolonym niż obecny?
No i feminizm... jakże inaczej...
Szczerze mówiąc wole dzisiejsze czasy niż te przedstawione w opowiadaniu. Utopia... ble... Poza tym papier wszystko wytrzyma.

Poza tym, w co głęboko wierzę, człowiek ma prawo do popełniania w zakresie swojego życia takich błędów, jakie mu się żywnie podobają.

A ja to kupuję. Umięjętnie przedstawiona wizja przyszłości, spójna i według mnie w niektórych poruszonych kwestiach dość prawdopodobna.
A feminizm? Jakoś zbytnio mnie nie raził, a zresztą bohaterka może przecież być nawet najbardziej zagorzałą feministką.

Podobało mi się.

Językowo to jest na poziomie szkolnego wypracowania. Powtórzenia (np. Melania dwa razy pod rząd się zamyśla), błędy leksykalne (trunek nie jest synonimem napoju), sztuczne dialogi.

"co do tego ma asertywność?"
- chodzi o udawanie "głupa", czyli powtarzanie tego samego co powiedział wcześniej rozmówca (sens jest taki, żeby wyeliminować błędy w komunikacji; kontrolować, czy dobrze się zrozumiało rozmówcę)

"czy świat, w którym nie można produkować takich filmów i gier, jakie się podoba (łącznie z sadystycznymi) nie jest w gruncie rzeczy światem bardziej zniewolonym niż obecny?"
- czy świat, w którym wolno podle traktować drugiego człowieka (włącznie z sadystycznym taktowaniem) jest światem lepszym, bardziej wolnym? /wolność jednostki najważniejsza?/

"Szczerze mówiąc wole dzisiejsze czasy niż te przedstawione w opowiadaniu."
- pewnie że tak i żeby jeszcze wybuchła wojna w Korei to byłoby jeszcze fajniej i ciekawiej

"człowiek ma prawo do popełniania w zakresie swojego życia takich błędów, jakie mu się żywnie podobają."
- chodzi Ci o mój tekst? ;
- w takim razie cieszę się, że poruszył Cię aż do tego stopnia (czyli nie był nudny i miałki)

"Umięjętnie przedstawiona wizja przyszłości, spójna i według mnie w niektórych poruszonych kwestiach dość prawdopodobna."
- dzięki;
- moim zdaniem alternatywa dla wizji przyszłości opartej na walkach robotów, czy inwazji obcych

"Językowo to jest na poziomie szkolnego wypracowania."
- nie jestem profesionalym pisarzem, do czego się przyznaję

"sztuczne dialogi"
- moim zdaniem nie; nie wszyscy muszą (i to w przyszłości) rozmawiać Twoim stylem

dziękuję za wszystkie opinie
pozdrawiam
Tulipanowka

Lekko spóźniona odpowiedź, ale co tam:
"- czy świat, w którym wolno podle traktować drugiego człowieka (włącznie z sadystycznym taktowaniem) jest światem lepszym, bardziej wolnym?"
O jakie traktowanie chodzi? Bo konkretni ludzie albo się zgadzają na udział w owych filmach, albo to jest (bardzo słusznie) recydywa. Poza tym JA zastrzegam sobie prawo do podłego traktowania tych ludzi, których uważam, że są tego warci. I to oni sobie muszą z tym poradzić.
"/wolność jednostki najważniejsza?/"
A istnieje jakaś inna? Czyli zbiorowisko ludzi może być wolne, mimo że jednostki wolne nie są?
" - pewnie że tak i żeby jeszcze wybuchła wojna w Korei to byłoby jeszcze fajniej i ciekawiej"
Wolę świat, w którym ludzie mogą popełniać błędy. Rzeczywiście, jest zabawniejszy.
"- chodzi Ci o mój tekst? ;"
Nie, chodziło mi o wizje świata, w którym już nikt nie może być skurwielem.
Z poważaniem.

"Lekko spóźniona odpowiedź, ale co tam:"
- gdzieś się śpieszymy?

O jakie traktowanie chodzi?
- media kreują style zachowań i reakcji na konkretne okoliczności;
nie chodzi mi o to, że aktor "zabija" setki ludzi - ale o to, że "ma to taktować" jak świetną zabawę;
takie obrazki w filmach powodują, że ludzie utwierdzają się w przekonaniu, że zabijanie to rozrywka

"Poza tym JA zastrzegam sobie prawo do podłego traktowania tych ludzi, których uważam, że są tego warci. I to oni sobie muszą z tym poradzić."
- cóż, nie jest zbyt chwalebna postawa,
- a może to TY jesteś wart podłego traktowania?

""/wolność jednostki najważniejsza?/"
A istnieje jakaś inna? Czyli zbiorowisko ludzi może być wolne, mimo że jednostki wolne nie są?"
- wolność jednostki nie może pozbawiać wolności lub krzywdzić drugiej jednostki (czyli wolność musi mieć granice; taki kompromis pomiędzy wolnościami wielu jednostek)

"" - pewnie że tak i żeby jeszcze wybuchła wojna w Korei to byłoby jeszcze fajniej i ciekawiej"
Wolę świat, w którym ludzie mogą popełniać błędy. Rzeczywiście, jest zabawniejszy."
- dla tych co zginą jest mniej zabawnie, dlatego kryterium "zabawności" nie uważam za wystarczające

"- media kreują style zachowań i reakcji na konkretne okoliczności;"
Nikt nikogo nie zmusza. Wolny rynek i wolna konkurencja. Człowiek chce skretynieć, człowiek kretynieje.
"- cóż, nie jest zbyt chwalebna postawa,
- a może to TY jesteś wart podłego traktowania?"
Chodzi o jakąś obiektywną ocenę? Bo nie wierzę w takie. Poza tym, najlepiej wszyscy się kochajmy. Przytulmy w braterskim uścisku prowokatorów, mendy, pedofilów, złodziei, swołocz i hołotę. Na pewno będzie lepiej.
"- wolność jednostki nie może pozbawiać wolności lub krzywdzić drugiej jednostki (czyli wolność musi mieć granice; taki kompromis pomiędzy wolnościami wielu jednostek)"
Ergo: nie można uwięzić mordercy, ponieważ jest to pozbawienie wolności w imię wolności osób innych. Zabić tym bardziej. "wolność jednostki nie może pozbawiać wolności lub krzywdzić drugiej jednostki" to bardzo piękne, akademickie hasło, mające naprawdę mało wspólnego z praktyką.
"- dla tych co zginą jest mniej zabawnie, dlatego kryterium "zabawności" nie uważam za wystarczające"
Gdyby ludzie nie mogli popełniać błędów, przestali by być ludźmi. Staliby się... bydłem. To wystarczające kryterium?

"Ergo: nie można uwięzić mordercy, ponieważ jest to pozbawienie wolności w imię wolności osób innych. Zabić tym bardziej. "wolność jednostki nie może pozbawiać wolności lub krzywdzić drugiej jednostki" to bardzo piękne, akademickie hasło, mające naprawdę mało wspólnego z praktyką."
można, a nawet trzeba unieszkodliwić mordercę - zabieramy mu wolność, bo on pierwszy nie przestrzegał reguł nie krzywdzenia innych
gra słów, chyba celowo wypatrzasz moje wypowiedzi i tendencyjnie je interpretujesz (chyba jesteś błyskotliwym prawnikiem ;-)   )

"Gdyby ludzie nie mogli popełniać błędów, przestali by być ludźmi. Staliby się... bydłem. To wystarczające kryterium?"
co za nerwy!!!
a jak to ma się do mordercy? Twoim zdaniem przecież i on ma prawo do błędów

a propos: czy krowa (jako reprezentanka bydła) nigdy nie popełnia błędów?


Nowa Fantastyka