- Opowiadanie: ZigiN - Lwi Pazór

Lwi Pazór

Wszyscy piszom fajne opowiadania to pomyślałem rze tesz napisze swoje wlasne opowiadanie i je wam pokarze bo jestem z niego bardzo dumny! Pisałem je szybko i fajnie było i poprawiałem, wienc nie powino być błedów!

Zapraszam, bo na prawde warto!

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Lwi Pazór

 Dzisiaj był najlepszy dzień w moim szesnastoletnim życiu, bo były moje szesnaste urodziny. A szesnaste urodziny to nie przelewki, bo wtedy z chłopca stawało się mężczyzną, ale chłopaki z wioski mówili, że mężczyzną staje się inaczej, ale nie wiedziałem, co mieli na myśli. Pewnie mówili o nauce walki mieczem, a ja byłem synem kowala, dlatego miałem dużo mieczy pod nosem i mogłem uczyć się walczyć kiedy chciałem.

Ale nie tylko dlatego ten dzień był moim najlepszym dniem w moim życiu, bo nie tylko urodziny dzisiaj miałem, ale też ryceże mieli mieć pochód przez okoliczne wsie i miasteczka, by zebrać nowych żołnierzy i jako mężczyzna ja też mogłem.

Dlatego wstałem rano i się ubrałem, a później poszedłem pogadać z ojcem. Miał na imię Jolan, ale wszyscy mówili na niego Joł. Z każdą kolejną zimą byłem coraz do niego mniej podobny i zacząłem myśleć, że nie jest moim prawdziwym ojcem, bo nie mogłem uwierzyć, że może nim być ktoś tak głupi jak on. Kowal, ale głupi, a ja taki nie byłem. Miałem cel, a on tylko alkohol i prace, przez co mama płakała. I miecze robił słabe, mało wyważone i tempe. Wczoraj na swoje urodziny postanowiłem zrobić prezent samemu sobie i wykułem sobie miecz. Długi, ostry jak brzytwa, z rękojeścią w kształcie łapy wilka i jelcem w kształcie pazurów i to był najlepszy miecz, jaki kiedykolwiek powstał w kuźni.

Raz zapytałem mamy i powiedziała mi w tajemnicy, że mam rację i są mi przeznaczone wielkie rzeczy, bo moim prawdziwym ojcem był ktoś inny, a dokładnie książe, którego miałem wkrótce spotkać i się cieszyłem.

– Tato, mogę iść zobaczyć ryceży? – zapytałem go, mając nadzieję, że się zgodzi, ale i tak miałem zamiar iść.

– Nie możesz – odpowiedział w odpowiedzi robiąc złą minę.

– Co? Dlaczego?

– Bo nie i mi nie pyskuj. Ja jestem głową rodziny i ja będę decydował, a jak chcesz sam, to musisz się wyprowadzić – wyjaśnił, a z ust capiło mu gorzałom.

Wstrzymałem oddech w moich płucach, i cały drżałem z wściekłości.

– W takim razie się wyprowadzam! – krzyknąłem mocno. – I będę ryceżem, a ty nie jesteś moim ojcem!

Kurde, powiedziałem to! Popatrzał na mnie jak wąż i myślałem, że mnie dziabnie i będzie bolało, ale zamiast tego wziął pogrzebacz i zamachnął się. A ja byłem wyćwiczony, więc wziąłem szybko swój miecz i odbiłem jego cios, który był słaby i pogrzebacz mu wypadł, a ja od razu przycisnąłem mu ostrze do klatki piersiowej.

– Poddaje się! – zawołał.

Na moment przestałem myśleć, bo byłem zszokowany wynikiem walki.

I wtedy pomyślałem, że jestem bardzo dobry w walce. Ćwiczyłem codziennie i podobało mi się to, więc na pewno miałem to w genach, a Joł tego nie miał.

– Joł! – rozległ się głos obok i spojrzałem. To był Dunny, ten dupek, co go nie lubiłem. On ciągle mówił, że jest mężczyzną, a jedynym czym był to tchórzofretką i przystojniakiem z kręconymi loczkami. Popatrzał na mnie dziwnie tak jakoś i odpowiedziałem mu to samo, unosząc brew wysoko.

– Co chcesz? – zapytałem.

Dunny uśmiechnął się znowu dziwnie i wtedy ktoś głośno krzyknął z wioski poza kuźnią. Wybiegliśmy wszyscy na zewnątrz i naszym oczom ukazał się straszny widok. Naszą wioskę zaatakowały potwory.

– Uciekać! – krzyknął ktoś kogo rozpoznałem.

– Szybko, idą tu!

– To potwory!

To naprawdę były potwory. Wielkie, oblane smołą jak z samej otchłani piekła bestie, które pod wpływem promieni słońca zapalały się, ale ogień ich nie krzywdził. Podpalały domy i nawet ulicę, a ona była z kamienia, który położyli gdy byłem jeszcze mały, żeby ludzie z okolicy mogli łatwiej przejeżdżać przez nasze małe miasteczko.

Jeden potwór wpadł do studni i zgasł, na drugiego spadł dach palącego się domu, trzeci biegł prosto na nas i zmroziła mi się krew w żyłach ze strachu, ale adrenalina mnie napędzała do walki. W końcu miałem zostać ryceżem! Rzuciłem się od razu w wir zaciekłej walki nie bacząc na nic i machnąłem mieczem rozcinając go na pół jak gałązkę drzewa, a później pobiegłem walczyć dalej i młóciłem mieczem potwory. Ucinałem im łapy, ręce i głowy, krzycząc w niebo głosy, a zaraz dołączyli do mnie inni wieśniacy, ale szybko zostali zabici. Ja walczyłem dalej, żeby ich pomścić.

– Aaaaach! A masz! – krzyknąłem i trafiłem na takiego, co też miał miecz, ale mój był lepszy i rozciąłem mu ostrze jak masło, a później głowę na pół.

Reszta, widząc moje bohaterstwo uciekła szybko w popłochu i zostałem sam na polu bitwy, więc uniosłem miecz w geście zwycięstwa i zawołałem.

– Uciekajcie, tchórze! 

I uciekli.

Mimo że było dużo ofiar, nawet mój tata, to znaczy przybrany tata, został ranny w rękę, to cieszyliśmy się zwycięstwem. Unieśli mnie na rękach i rzucali w górę, łapiąc i rzucając znowu w górę. Moja mama zalała się łzami, więc poszedłem do niej.

– Nie płacz mamo. – powiedziałem.

– Byłeś taki odważny – powiedziała przez łzy i ja też zacząłem płakać. Smarki poszły mi z nosa, ale je wytarłem. – Tak bardzo przypominasz swojego ojca. Są ci pisane wielkie rzeczy. Posuchaj mnie, wróżka przepowiedziała mi kiedyś, że mój syn będzie wielkim bohaterem i teraz w to wieże, bo walczysz jak prawdziwy lew. A twój ojciec ma na nazwisko de Leon, co oznacza właśnie lwa.

Uśmiechnąłem się szeroko i wtedy do miasteczka wjechali ryceże. Wyglądali wspaniale, wszyscy na białych koniach, prawdziwych rumakach i w lśniących zbrojach.

– Na Boga! – zawołał ten na przedzie, obok niego jechała kobieta, która zasłaniała usta chusteczką. – Co tu się stało!

– Potwory! Zaatakowały nas!

– Paskudne monstra – dodał ktoś.

– Rozumiem – powiedział ten mężczyzna na koniu, a później chrząknął i opanował się. – Przybyłem tutaj do was, żeby zwerbować chłopców na ryceży, ale że zostaliście zaatakowani, zabiorę ich mniej, żeby ci, którzy zostali, pomogli w odbudowie.

Przez plac przeszły pomruki, a ja się wystraszyłem.

Dunny wyszedł przed szereg, zarzucił grzywą i powiedział głośno.

– Ja skończyłem szesnaście lat dwa miesiące temu i jestem mężczyzną, mogę być ryceżem! Walczyłem z tymi stworami!

ryceż nie zastanawiał się długo, a ja przeraziłem się jeszcze bardziej, bo gula urosła mi w gardle, kiedy odpowiedział.

– Dobra, to jedź z nami!

– Nie! – krzyknąłem, biegnąc do przod. – To ja je przepędziłem!

– Tak, to bohater! – zawołała moja matka.

– Zdanie kobiet się nie liczy – powiedział ryceż. – Nie wieżę że sam jeden ich pokonałeś.

– Ale to prawda najprawdziwsza.

– Nie słuchajcie go, on kłamie! – zawołał Dunny. – To ja je pokonałem!

Wszyscy zaczęli krzyczeć i się przekrzykiwali, więc niewiele słyszałem, ale większość co przetrwała to były kobiety, a ich zdania nie słuchali ryceże, co było głupie, bo przecież mądrze gadały. Gdy tylko zostanę ryceżem, poproszę swojego prawdziwego ojca, żeby to zmienił. Wiele osób lubiło Dunnego bo wszystkim wchodził w tyłki i pozwalał wchodzić w swój, więc było pół na pół. A Dunny nawet nie walczył przecież, bo się schował pod spudnice mamusi.

– Ale ja jestem księcia – zawołałem – i są mi pisane wielkie rzeczy!

ryceż spojrzał na mnie wielkimi oczami, które prawie mu wypadły na wierzch.

– To prawda? – zapytał mnie.

– Najprawdziwsza. Przysięgam na Boga! A on kłamie, wcale nie walczył, tylko się krył! To mi pisane są wielkie rzeczy.

Kobieta na koniu podjechała do mnie i położyła mi na głowie rękę, po czym zamknęła oczy, a ja poczułem dziwne uczucie w całym ciele, jakby kopnął mnie prąd.

– To może być on! – zawołała głośno. – Dziecko z przepowiedni! Szukaliśmy cię chłopcze na całym świecie, a ty byłeś tutaj. To możesz być ty! – zawołała jeszcze raz.

Ryceż kazał Dunnemu zejść z konia i kopnął go w plecy, aż ten się wywalił. Dobrze mu tak, tchórzowi! Aż się uśmiechnąłem.

– Więc to ty – powiedział ryceż. – Dobrze, zabieramy cię ze sobą!

Wsiadłem na konia i przełożyłem miecz przez plecy, wszyscy ryceże patrzyli na mnie z podziwem i strachem.

– Pa, mamo, kocham cię! – zawołałem, gdy ruszyliśmy!

– Ja ciebie też!

ryceż spojrzał jeszcze na mojego przybranego ojca i nim odjechaliśmy w moją wielką przygodę, gdzie musiałem uratować przed potworami cały świat i pokonać czarnoksiężnika, zawołał tylko:

– Joł!

Dobrze, że nie nazywam się Joł, pomyślałem wtedy.

Nazywam się Lavclaw de Leon a mój miecz nazywa się Lwi pazór!

 

Koniec

Komentarze

ZigiN Jednak myślę, rze Lavclaw Joł brzmiało by lepiej :/

Nie no piekne opowiadanie o pieknym bohaterze i pieknym poswieceniu. przypomina mi wrecz o takiej gże kingodm com delivarenc.

pozdrawiam fajne

Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.

Ale ten bohater silny i bohaterski, ale ich ciął tym mieczem jak masło a może nawet margarynę. i to było takie dynamiczne i ten Joł taki gupi!

Bardzo oryginalny temat wybrałeś, to opowiadanie może być częścią dłuższej historii, powinieneś napisać całą książkę. 

Mnie twoje opowiadanie bardzo przypominało przepiękne opowieści zamieszczane w podręcznikach do nauki języka, poziom podstawowy. Toż to ta sama głębia fabularna i mocno zarysowane postaci! Ode mnie za to duży plus :-)

ośmiornica, BarbarianCataphract, Gruszel, Ano, Krzko1988, przepraszam za długi czas odpowiedzi, ale moje ręce niestety były daleko od klawiatury laptopa :) musiałem pozbyć się potworów w mojej wiosce. Dziękuję za wasze komentarze, fajnie że wpadliście i to cudowne opowiadanie bardzo wam się podobało, bo mi też się podobało xD

 

Joł ZigiN! 

 

– Ale ja jestem księcia – zawołałem – i są mi pisane wielkie rzeczy!

ryceż spojrzał na mnie wielkimi oczami, które prawie mu wypadły na wierzch.

– To prawda? – zapytał mnie.

– Najprawdziwsza.

Po tym dialogu nic już nie było dla mnie takie samo. A mimo to, kołacze w mojej głowie natrętne pytanie, które nie daje mi spokoju bo wymaga odpowiedzi: “Czy on naprawdę, ale naprawdę naprawdę, był synem księcia?”. Mam nadzieję, że to się wyjaśni w następnym odcinku, bo inaczej będę nie w pełni usankcjonowany…

 

Może okaże się, że chłopak się przesłyszał, a matka mówiła, że jest synem księdza co ją zbrzuchacił i przenieśli go na inną parafię? Kto wie.

Cześć, ZygiM!

Ależ się spociłem……………… heheheh………….. bałem się że potwory wszystkich zabiją……….. na szczęście był bohater z przepowiedni…………. hehehe……………. całe też szczęście że najpierw wykuł miecz…………… strach pomyśleć co by było jakby wcześniej tego nie zrobił……………. hehehe…………. no ale wszystko dobrze się skończyło…………. dobrze że była ta kobieta na koniu co go dotknęła i dobrze że jej posłuchali a nie Dunnego……………. hehehehe……….. bardzo dużo eminencji tu było: strach niepewność miłość smutek………………. hehehe ja bym tak chyba nie potrafił……………….. hehehehe………….. ale jak spróbuję to wpadnij do mnie hehehehe………………… pozdro600

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Powiem, że bardzo oryginalna jest fabuła w tym opowiadaniu, to się jeszcze nie spotkałam z takim oryginalnym pomysłem, żeby syn kowala był został księciem i potrafił walczyć. Jak kobieta siedząca na koniu powiedziała, że on jest wybrańcem to mnie to zupełnie zaskoczyło, bo się tego nie spodziewałam wcale a wcale. I bohater bardzo dobry i szlachetny a tego drugiego o blond włosach to od razu znielubiłam, dobrze, że nie wygrał. 

kronos.maximus tak sobie teraz myślem, że może napisze kolejny odcinek, bo tych rzeczy nie można zostawić niewyjaśnionych! Czy był synem księcia, czy zostanie rycerzem i ocali świat? Tyle pytań!

Dzięki za komentarz ;)

krzkot1988 hahaha, śmiechłem jak nigdy jak przeczytałem xD może tak było, kto wie? ;)

Krokus na pewno wpadne do ciebie… hehe… zobaczyć jak ci sie udało, ale myślę, że… he he… na pewno będzie super! Dzięki, że wpadłeś… hehe :D

Alicella no jak pisałem to tak właśnie czułem, że orginalne to jest bo nie czytałem sam jeszcze czegoś takiego, a przeczytałem bardzo dużo fantasy i nie znalazłem nic z synem kowala więc to zrobiłem. Ciesze sie, że się spodobała ci ta historia! :) 

Cześ Żagań!!!1!

 

Alesz to było piemkne opko, na prawde. Lubie jak siem wykazuje że jakiś wieńśniak co myślał że jest wieńśniakiem wcale nie jest bo jest podomkiem ksieńcia, albo kurlowej, abo czarozieja albo smoka albo winkołaka albo wampira albo kuny albo warznego jakiegoś kogos a nie wieńśniakiem z przyrodzenia, krwi i kościów. Takie chistorie som najlepsze, bo zaskakujom, jak mnie kiedys zaskoczyłł muj kot jak na mnie zaskoczył ze dżewa i drapnoł pazurem, jak ten miecz Clawclava, oniemalże lewim. Pontwory były przerażajonce jak biegały i płoneły i podpalały tom kamienistom wieś, a same nie płoneły, kiedy płoneły, bo sie nie spłoneły, ciekawe czemu, morze tak majom, hehe. I dobrze tak temu Durnemu lokowatemu bo to kłamca a kłamcy zasługujom na śmierć, tak jak muj kolega, co mie oszuknoł na pieńć złoty jak mu pożyczyłem na ponczka ekipy, i mi nie oddał a potem wpat pod nadjeżdżajoncy autobus i umrzył, dobrze mu tak oszóstowi. Chentnie poczytne dalsze losy tfojego bohatera Wienclava i jak to został przebrańcem na dwoże krula, heh.

Known some call is air am

Outta Sewer dzienkuje za tak opszerny komentaż, bardzo mi miło rze tak ci sie spodobało, na prawde. Bardzo sie staraałem, rzeby z wieśmaka zrobić prawdziowom postać z krfi i kości, wienc fajnie, rze wyszło dobrze! Ja tesz myśle, że kłamcy zasugują na potempienie, wiec hciałem przekazać te mondrość w tekście! A o bochaterze jeszcze usłyszymy, bo mam jusz plan na jego dalsze przygody i dalsze niesamowitr rzeczy o kturych bede mógł napisać, a dzienki waszym opiniom na pewno bendzie tylko lepiej! 

ZigiNie, pięknie, choć dość szybko, bo tu wszystko działo się jak błyskawicą olśnione, opisałeś poczynania szesnastoletniego chłopca, który właśnie dorósł wieku męskiego i czuł podskórnie, że dane mu będzie zostać rycerzem i kimś wielce znacznym, bo miał do tego predyspozycje o których powiedziała mu mama, a poza tym umiał wyrobić sobie miecz wspaniały, przy pomocy którego gromił i zabijał potwory od których uwolnił całą wioskę, i nawet nie dał się wyprzedzić starszemu o całe dwa miesiące koledze zza miedzy z loczkami na czole. Widać w Twoim bohaterze determencję do czynów chwalebnych i godnych pochwały i z przeczuciem wróżę mu los wygrany na całe życie.

I tylko szkoda, że wypracowałeś w swojej sadze kilka byczków i to takich co się same podwężykowały na czerwono, ale ich tak zostawiłeś i się one rozbrykały wielokrotnie między innymi dobrymi słowami.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo oryginalny pomysł, masa nowatorskich elementów, nigdzie indziej niespotykanych. ;) Podoba mi się też balans w mocy grafomaństwa, sam też mam w planach podobne podejście. Brawa za pisownię "ryceży" – oczy mnie bolały aż miło (chociaż ja nie z tych bdsmowych) :) Chociaż ze śmiechu się nie tarzałem, to w moim rankingu Lwi pazur stoi wysoko :) Joł!

Syn kowala, co jest wybrańcem i ma zbawić świat? Nie wierzę – mówię, bo nie uwierzyłem, ale jednak okazało się, że on naprawdę może być tym wybrańcem, bo zaczął ciachać potwory no i wtedy zaświtała mi tak myśl, że przepowiednia będzie prawdziwa. Dobrze to obmyśliłeś jak na pandę w garniturze.

Każdy jeden jest kowalem swojej wygranej na loterii, nawet jeżeli jest wybierańcem. I łatwiej jest mu jak ma skuty własnościowo mecz, ostry bez faulowania, za to z formalizowaniem i pieskowaniem hartami.

Łał, ale rycerzowy rycerz. Normalnie jestem nad wrażeniem. A misie imie ojca spodobiło. Takie jest Joł. Jak będę miała syna, to go wyzwę Joł. A jak córkę to Jołka.

Bardzo doprze to wymyślałeś, żeby w końcu nie uwierzyli temu kłam czuchowi z lakiem. Rzycze powodzenie twojemu synowi kowala co buł synem księdza.

Babska logika rządzi!

Fajnie mieć takiego syna z prawdziwego lub nie łożyska, co potwory pobija i ojca odzyska.

Ale mondry był ten rycerz i jaki bohaterski, a jak się okazało, że on wybrany jest, to się rozpłakałem. Pełna napięcia historia i wzruszająca. I dobrze temu durnemu, co był prześladowcą, nie lubiłem go i aż krzyknąłem z radości, jak został kopnięty. 

Pozdrawiam serdecznie! 

Sen jest dobry, ale książki są lepsze

Hejka!

 

Trochę początek mi nie gra, coś się tam rozjeżdża…

 

Kowal, ale głupi, a ja taki nie byłem. Miałem cel, a on tylko alkohol i prace, przez co mama płakała. I miecze robił słabe, mało wyważone i tempe.

Ale tutaj już można się wczuć, grafomańskie umiejętności wypływają na wierzch. :D

 

a dokładnie książe, którego miałem wkrótce spotkać i się cieszyłem.

XD

 

Momentami trochę mało grafomańskie, ale klimatycznie grafomańskie, więc wybaczam. XD

 

Ucinałem im łapy, ręce i głowy, krzycząc w niebo głosy, a zaraz dołączyli do mnie inni wieśniacy, ale szybko zostali zabici. Ja walczyłem dalej, żeby ich pomścić.

Cudowne. :D

 

Ach, no tak, ledwo się dowiedział, że jest innym synem, a już potwory, ryceże, no epickie sceny i końcówka z rozmachem, a Lavclaw doczekał się happy endu. :D

 

Pozdrswiam,

Bananke

 

a kłamcy zasługujom na śmierć, tak jak muj kolega, co mie oszuknoł na pieńć złoty jak mu pożyczyłem na ponczka ekipy, i mi nie oddał a potem wpat pod nadjeżdżajoncy autobus i umrzył, dobrze mu tak oszóstowi.

Outta, rozwalasz mnie. XD

Outta, rozwalasz mnie. XD

A co? Czytywasz moje pimkne komendarze pod opkami na gramofonię? One som najlepsze podane jak brunet wieczorowom porom, ale bez poruf, bo ich nie lubie bo mam na nie znieczulenie. Tak nawisem mówionc to mam tesz przeczulenie na szerszenie a chyba tesz na węższenie.

Known some call is air am

Pefnie, rze czydam tag pikne komentaże, fżyzdgie czydam. 

 

Fzpułczóje za te pory i szerszenie i węzszenoe, dżymaj siem! 

Nowa Fantastyka