Zaplanowałem sobie eksperyment stylowy, który rozwinął się w krótką fabułę lekko fantastyczną. Podobieństwa do prawdziwych mundurów są przypadkowe.
Zaplanowałem sobie eksperyment stylowy, który rozwinął się w krótką fabułę lekko fantastyczną. Podobieństwa do prawdziwych mundurów są przypadkowe.
Tej nocy bitwa musiała obyć się bez wyższych sfer. Z północy dochodził jednak huk. Bombardowano okopy. Eksplozje migały jak ogniki. Odbite w ciemnych oczach. Mężczyzna stał na balkonie. Przyglądał się z bardzo daleka. Rysował się w nim żal.
Kapitan B.E. White, bohater wojenny. Rudoblond włosy zaczesane w tył. Blizna na twarzy. Gładko ogolony. Z kwadratową szczęką i grubym karkiem. Szeptano, że jest bękartem. Wygładził przód kurtki. Nosił niebiesko-czarny mundur galowy. Mundur przecinała wstęga. Wisiały na nim trzy medale. Czwarty spoczywał pod kołnierzykiem. Materiał był szorstki. Drażnił skórę. Sączył pot i esencję życiową. Wszystko za ciasne. White stał w tym wełnianym pasożycie. Stał sztywno, blisko wejścia. Wokół szumiał ogród. Za drzwiami szumiał bal.
Wewnątrz znajdowała się galeria ciał. Wystawa/ekshibicja. Animowało ją bycie widzianym. Bycie omawianym. Wewnętrzny kosmos pod wysokim sklepieniem. Dziesiątki układów. Krążyły wokół siebie. Satelity orbitowały wokół planet. Stukot obcasów. Wirowanie sukni. Szepty i spojrzenia. White był zbyt mały by wytworzyć własną grawitację. Wciągano go w rozmowy. Wciągano w plotki. White słuchał. White opowiadał. Mundur pił. Wyłonił się z kolejnej mgławicy. Znalazł się pod ścianą. Przed kobietą poza układami.
Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się. Miała wysokie czoło. Wypukłe i gładkie. Podobnie jak nos. Oba przechodziły po tym samym łuku. Włosy rozdzielone na środku. Opadały po bokach. Kryły uszy. Nie chowały czoła. Białe przy końcówkach. Wyżej ciemniały w blond. Proste i jedwabiste. Podkreślały idealny owal twarzy.
Jej twarz.
Jej twarz była jak maska. Rzeźbiona w alabastrze. Kryła w sobie tajemnice. Tajemnice w każdym ruchu. W pozie. W figurze. W umięśnionych udach. W tym jak trzymała papierosa. Jak przykładała go do ust. Jak dym tańczył na wargach. Znikał wewnątrz. Dmuchnęła prosto na White’a. Uniosła brew.
White pożądał każdej jej części. Była wąska w talii. Płaska w piersi. Dekolt eksponował głównie zarys jej mostka. Górne żebra. Obojczyki. Mięśnie w szyi. Przysunął się bliżej. Podała mu niedopałek. Zgniótł go w popielniczce. Podała mu rękę. Poprowadził ją na parkiet. Czuł dotkliwie bicie własnego serca. Zaschło mu w gardle. Wtedy objął ją w pasie. Jej dłoń na ramieniu. Niepewność zniknęła. Prowadziła go w wir.
I wirowali. Jej suknia unosiła się. Falowała jak zielone morze. W ostrym świetle lśniła szmaragdem. Tańczyli. Śmiała się. Parkiet stukał. Muzyka wibrowała przez ciała. Rozpadali się.
Krok. Krok. Obrót. Krok. Zmiana. Krok. Krok. Wir.
Składali się na nowo. Śmiała się. White oddychał mocno. Pot na jej dekolcie. Pot w jej włosach. Pojedynczy kosmyk przyklejony do skóry. Przecinał jej twarz w pół. Wirowali. Wszyscy orbitowali wokół nich. Centrum uwagi. Centrum wszechświata. Uśmiech na jej usta. Zielony pył w powietrzu. Przy każdym ruchu. Wirowała. Kwiat otwierający płatki. Kwiat siejący pyłkiem. White był jej pszczołą. Ich kroki tajnym językiem.
Obrót. Krok. Krok. Zmiana.
Krok. Krok. Obrót.
Krok.
Ból w piersi.
Zignorowany. White tańczył. Dopiero wyszedł ze szpitala. Dla niej mógł zapomnieć o każdym urazie. Tak długo jak chciała. Tak długo jak się śmiała. Radość rezonowała w kryształach. Cała sala w radości. Cała sala skrząca szmaragdem.
Krok. Potknięcie. Krok.
Osuwał się powoli. Trzymała go w ramionach. Uśmiechnięta smutno. Jej twarz była maską. Znał jej tajemnicę. Rumiana od tańca. Maska zielonej śmierci. Jej suknia uszyta z trucizny. Brzęknęło tłuczone szkło. Ktoś pociągnął cały obrus. Goście padali wokół. Padali jak muchy. Wszyscy co do jednego.
Ale tylko on otrzymał pocałunek.
Witam. Moim zdaniem eksperyment stylowy powiódł się, ponieważ przeczytałem twoją prace od początku do końcu jednym tchem z dużym zainteresowaniem i ciekawością. Czekam na więcej :)
Witam i pozdrawiam :)
Czy wiersz to czy proza?
Nie mam pojęcia, ale zgaduje, że stosowanie z taką konsekwencją krótkich zdań jest zamierzone. Trochę robi się z tego film poklatkowy, trochę skandowanie, trochę amelorecytacja.
Nie znam się na takiej formie, więc mogłem coś przegapić w treści.
Przykro mi, mnie się w głowie nie zakręciło.
Madeju, wybacz skojarzenie, ale czytając te krótkie zdania miałam wizję warzyw pokrojonych do sałatki. Rozumiem, że chciałeś poeksperymentować, ale nie bardzo wiem, czemu ten eksperyment miał służyć. I pewnie nie o wrażenie sałatki Ci chodziło.
Miała wysokie czoło. Wypukłe i gładkie. Podobnie jak nos. Oba przechodziły po tym samym łuku. → Co to znaczy, że nos był wypukły i gładki, i wraz z czołem przechodził po tym samym łuku?
Przecinał jej twarz w pół.. → Przecinał jej twarz wpół.
Jeśli zdanie miała kończyć kropka, jest o jedną kropkę za dużo, a jeśli wielokropek (w co wątpię), brakuje jednej kropki.
Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.
Cześć, Madeju!
To niespełna 3,6k znaków i gdyby było ich więcej, to nie dobrnąłbym nawet do połowy. Rytm tekstu jest tu dość odrzucający, bo nie można się rozpędzić – co chwilę kropka. To się sprawdza, ale nie w takim tekście. Natomiast odrzucając sam rytm i te pojedyncze zdania, to napisane ładnie, choć fabuły tu akurat dość mało – ot, scenka. Jako ćwiczenie ok.
Pozdrawiam!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
Dziękuję wszystkim za przeczytanie i uwagi!
Jak zwykle trochę sobie strzeliłem w stopę nieopacznie sugerując odczyt w przedmowie. Może powinienem przestać je pisać. Nie chciałem prezentować ćwiczenia, a tylko krótką impresję (z braku bardziej adekwatnego słowa).
Celem eksperymentu nie było pisanie krótkich zdań, tylko detaliczne opisy twarzy. Jeden z nich sam z siebie wyewoluował w coś dłuższego, a potem tylko dopisałem pierwszą część. Za uwagi do stylu oczywiście też dziękuję :)
Hej, Madeju!
Tak jak przedmówcy wskazali – zdania są troszkę niczym staccato, co z początku przeszkadzało trochę w odbiorze.
Podobały mi się za to opisy postaci. Ich twarze, ciała i ubrania zostały przedstawione w ładny sposób ^^
Pozdrawiam!
Quidquid Latine dictum sit, altum videtur.
Dzięki za przeczytanie, za komplement i za resztę uwag też :)
Wziąłem je sobie do serca przy innym, dłuższym tekście, który teraz poprawiam.
Ciekawy pomysł na ćwiczenie, eksperyment.
Mężczyzna stał na balkonie. Przyglądał się z bardzo daleka. Rysował się w nim żal.
???
i trochę niżej
Stał sztywno, blisko wejścia.
miś jednak dodałby, że …na salę.
Hej, dzięki za przeczytanie!
Mężczyzna stał na balkonie. Przyglądał się z bardzo daleka. Rysował się w nim żal.
Zastanawiam się w jaki sposób balkon miałby być podmiotem ostatniego zdania i nic nie przychodzi mi do głowy. “Mężczyzna stał na balkonie. [Mężczyzna] Przyglądał się z bardzo daleka. Rysował się w nim [mężczyźnie] żal”. Nie żebym postawił na to pieniądze.
Nie rozumiem takiego pokrojenia tekstu i czytało się to co najmniej trudno. Bardziej przypominało mi to film poklatkowy.
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Misiowi bardziej przeszkadzało rysowanie się w mężczyźnie żalu i to, że stał na balkonie, a potem blisko wejścia (do ?).
Dzięki za przeczytanie!
@Sagitt
Szkoda, ale jestem ciekaw, co dokładnie masz na myśli. Wcześniej już ktoś użył porównania do filmu poklatkowego – które nie do końca rozumiem, szczególnie w negatywnej konotacji. Chociaż nie wyglądają zupełnie naturalnie, nie są też raczej urywane i przedstawiają jedną rzecz.
Zgadzam się, że może nieco przesadziłem, ale jednocześnie krytyka nie pokrywa się z moimi własnymi doświadczeniami czytelniczymi, tzn. kropki zawsze były dla mnie w pewien sposób niewidzialne. Dlatego nie wiem, jak można by to poprawić.
@Koala75
Czy byłoby lepiej, gdyby zamiast “wejścia” było “wyjście”? Czy wtedy opis jaśniej sugerowałby, że stoi blisko drzwi od balkonu? Czy musiałbym przestawić szyk zdań, żeby te “drzwi” były wcześniej w akapicie?
Wiesz, autorze, naprawdę chciałbym skomentować dłużej ale nie mogę. Z mojego doświadczenia lepiej czyta się długie zdania, które pozwalają opowieści płynąć, a krótkie zdania są użyteczne podczas dynamicznych opisów.
Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.
Myślę że eksperyment udany. Mnie dobrze się czytało ten tekst. Krótkie zdania spowodowały poczucie napięcia, tajemniczości, a dokładne opisy wyglądu jeszcze to podsyciły. Dla mnie na tak krótki tekst nie jest to męczące. Co innego gdybyś miał tak pisać dłuższe teksty.
Tutaj nie było żadnych rozpraszaczy. Cały klimat też niezły. Zakończenie zaskakujące, częściowo dla mnie nie zrozumiałe ale uważam że to dobrze. Pozostawiasz czytelnikowi furtkę na własną interpretację.
Jej twarz była jak maska. Rzeźbiona w alabastrze. Kryła w sobie tajemnice. Tajemnice w każdym ruchu. W pozie. W figurze. W umięśnionych udach.
W tekście w którym tak szczegółowo opisujesz wygląd myślę, że dobrym rozwiązaniem będzie jeśli jeden akapit poświęcisz na opis twarzy, drugi na np. ubrania itd. W powyższym, zacytowanym fragmencie nie potrzebnie dałeś krótki zdanie o udach. Na początku skupiasz się na twarzy i poświęcasz jej trochę miejsca, później uda. Czułem wtedy lekkie uderzenie. Czy to było celowe?
Ciekawy eksperyment ;) ale niestety nie trafił do mnie. Na początku nawet pomyślałem, że to tekst do jakiegoś polskiego rapu…
Cześć Madej90,
to prawdziwy króciak, ale przyznam, że nie dobrnęłam do końca, takie szatkowane zdania mnie wymęczyły. Przymusowy przystanek po każdym zdaniu sprawiał, że nie mogłam nabrać płynności w czytaniu.
Może gdyby poeksperymentować jeszcze trochę:
Wewnątrz znajdowała się galeria ciał. Wystawa/ekshibicja.
Animowało ją bycie widzianym.
Bycie omawianym.
Wewnętrzny kosmos pod wysokim sklepieniem.
Dziesiątki układów. Krążyły wokół siebie.
Satelity orbitowały wokół planet.
Stukot obcasów.
Wirowanie sukni.
Szepty i spojrzenia.
to całość nabrałoby znamion poezji i mogłaby być ciekawym doświadczeniem.
Co do fabuły (a nawet fantastyki, w tym fragmencie, który przeczytałam), to jej nie widzę. Ot scenka.
Ło jezusmarian, ale to była męcząca lektura.
Wybacz, ale uważam ten eksperyment za chybiony, a koncepcja krótkich, rwanych zdań była równie męcząca co słuchanie kilkulatka próbującego opowiedzieć chaotycznie fabułę jakiejś bajki.
Serio. Dawno mnie tak nie zmęczył. Tekst krótki. Opisujący scenkę. W której fabuła jest szczątkowa. Przegadana. Cięzkostrawna z powodu formy.
Niestety jestem na nie. Przyznam szczerze, że miałem problem z przebrnięciem przez Twojego szorta, i od połowy już tylko skanowałem tekst wzrokiem, nie skupiając się, bo i nie bardzo było na czym, a zastosowana forma jeszcze bardziej utrudniała skupienie.
Zarzucono Ci, że to jest jak film poklatkowy. Dla mnie to bardziej jak snucie współdzielonej opowieści, kiedy grupa osób siedząca przy stole tworzy opowieść, ale każdy dopowiada po jednym krótkim zdaniu, starając się zrobić to z sensem.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
(Spóźnione) dzięki za opinie i komentarze!
@Onufry
Cieszę się, że się podobało. Jeśli chodzi o zacytowany opis, tak chciałem użyć kontrastów, ale po namyśle, nie do końca podoba mi się efekt przynajmniej w tym akapicie. Może rzeczywiście lepszym rozwiązaniem byłyby osobne akapity na kolejne “segmenty” opisu.
@grzekulas
Szkoda, ale dobrze wiedzieć, że kojarzy się z czymś quasipoetyckim, może przy tak krótkich zdaniach, gdzieś podświadomie wkradł mi się epos do opisu.
@OldGuard
Szkoda, że się nie udało doczytać. Przyznam, że to chyba kwestia jakiejś różnicy w metodach czytania, ale dla mnie, czy to jako blok tekstu, czy pocięte na wersy czyta się tak samo szybko i płynnie. Z tym, że jako poezja tekst byłby znacząco mniej interesujący.
Rzeczywiście fantastyka wchodzi w grę dopiero na końcu, bez tego scena sama w sobie jest raczej przyziemna.
@Outta Sewer
No cóż, być może to jakaś kwestia różnicy w guście. Tydzień temu nigdy by nie przyszło do głowy, że głównym krytycyzmem może być długość zdań. Styl nie był nawet celem eksperymentu, pisałem złożone opisy twarzy i jeden z nich przerodził się w tekścik. Uwagi więc zbiły mnie z pantałyku, bo używałem tego stylu do pisania tekstów od kilku miesięcy, przez cały ten czas święcie przekonany, że w ten sposób będą łatwiejsze do czytania, niż mój stary styl, w którym zdania tak długie jak to tutaj, były standardem. Może za szybko popadłem ze skrajności w skrajność. Będę to musiał sobie przemyśleć.
Krótkie zdania są dobre, ale musisz ich użyć odpowiednio do prowadzonej historii. Na przykład do opisów walk się przydają, wtedy teskt zyskuje na dynamice. W przypadku opisów wolę osobiście długie zdania, złożone, choć nie na miarę Prousta ;)
Known some call is air am
Hej Madej90, niestety dla swojego eksperymentu wybrałeś najbardziej irytujący mnie styl pisania, jaki istnieje. Choćby było to arcydzieło godne Noblowskiej premii, i tak będzie mi się kojarzyło jedynie ze szwedzkimi kryminałami z niskiej półki.
Ale przeczytałem do końca i myślę, że przedstawiona w innej formie historia byłaby ciekawa :-)
Hmmm. Do mnie nie przemówiło – zbyt poetyckie. Te krótkie zdania nie pomagały. Przy tym wszystkim, mam wrażenie, że tekst został przegadany. Jeśli dobrze rozumiem, to facet wchodzi z balkonu do pokoju i umiera. Ja bym nie potrafiła rozciągnąć tego na 3,5 kilo znaków.
Technicznie szału nie ma, czasami miałam problem ze zrozumieniem.
Miała wysokie czoło. Wypukłe i gładkie. Podobnie jak nos. Oba przechodziły po tym samym łuku.
Nie kumam. Jeśli nos i wypukłe czoło stanowiły część okręgu i to jeszcze nieprzerwaną, to laska miała zdeformowaną twarz.
Dekolt eksponował głównie zarys jej mostka.
Tego też nie mogę sobie wyobrazić. Mostek kobiety dość trudno wyeksponować, a żeby jeszcze przy tym pokazać górne żebra… Dekolt miał kształt T?
Babska logika rządzi!