- Opowiadanie: HoL - Chłopiec

Chłopiec

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Chłopiec

Bezdomny zachwiał się i omal nie runął na bujawkę, z której czmychnęły dzieci jak spłoszone wróble. Najstarszy w grupie chłopak zaczął szydzić z kloszarda. Reszta dzieci dołączyła do starszaka jak ratlerki, ujadając. Prześcigały się w obrzucaniu mężczyzny epitetami, do których był przyzwyczajony: śmierdziel, pijak, łazik, fantasta, jak ten dziwak spod dwudziestki dwójki.

– A ja to wiem – mówił, przeciągając słowa. – Oni tu są! Co noc lądują na dachach bloków. Porywają ludzi na badania – obniżył głos.

– Jesteś pojebany! – krzyknął najstarszy.

– Janek, powiedziałeś brzydkie słowo – oburzyła się piegowata Kasia. – Wszystko powiem mamie!

– Jak ty powiesz o tym mamie, to ja powiem wszystkim, że się…

– Nie! – zaprotestowała Kasia.

– Kasia, sikasia, Kasia, sikasia! – ruszył unisono podwórkowy chór.

Bezdomny wykorzystał chwilową demobilizację w obozie wroga i chwiejnym krokiem oddalił się szemrząc:

– Zobaczycie, to dopiero początek. Oni tu są. Nikt mi nie wierzy, ale ja nie śpię, ja ich widzę. Zapisuję wszystkie przyloty i odloty, o tu – wyciągnął wymięty zeszyt, z którego posypały się poplamione kartki.

***

Chłopiec z plecakiem szedł do domu, a to oznaczało, że będzie musiał przejść jeszcze sześćset metrów, po czym wdrapać się na przedostatnie piętro siwego bloku i otworzyć zamek do drzwi mieszkania numer „22”. Gdy wśliźnie się do środka, zrzuci plecak, wejdzie do kuchni, gdzie jego mama zostawiła pod przykryciem obiad. Posiłek wyląduje jak latający spodek we wnętrzu mikrofalówki. Chłopiec będzie przyglądał się temu i dziwił, dlaczego potrawa zacznie drżeć, pulsować i dymić. Kiedyś chciał nawet wysłać swojego badacza aeronautę, w pełen niebezpieczeństw zwiadowczy lot, do tego obcego i tajemniczego świata za drzwiczkami, za drobniutką siatką, w ten niedostępny dla niego obszar. Aeronauta Hektor, prywatnie chomik, przyodziany w srebrzysty kombinezon z folii aluminiowej badawczo obwąchiwał okolicę przed lotem. I już miał Hektor aeronauta wystartować, kiedy mama przerwała odliczanie. Cóż, bywa. I całe szczęście.

Po obiedzie chłopiec odpocznie przeglądając stary komiks o latających spodkach. Godzinę później obowiązkowo usiądzie do odrabiania lekcji. I uczyni tak, odrobi zadanie domowe, nie dla własnej przyjemności, bo odrabiać zadań domowych nie lubi, lecz dla mamy właśnie. Po nich obejrzy coś w telewizji, umyje się i położy do łóżka. Gdy mama wróci z pracy, on, zazwyczaj, będzie już spał; choć nie tej nocy.

Jak byłoby fajnie mieć taki latający spodek – marzył chłopiec patrząc, przykryty kołdrą, na piątą stronę komiksu, gdzie widniał wyśniony latający talerz. Zamek w drzwiach wejściowych cichutko zgrzytnął, to znak, że mama przyszła po zmianie w miejskim szpitalu. Cichutko uchyliła drzwi pokoju chłopca; wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Chłopiec wiedział, kiedy wyłączyć latareczkę, aby się nie zdradzić, choć miał świadomość, że jest to niezdrowe dla jego oczu; był w tym już coraz bardziej wprawiony.

Kiedy skrzypnęła klamka zamykanych drzwi w jego pokoju, oddał się marzeniom. Wyobrażał sobie jak w środku nocy wychodzi na dach, gdzie parkuje, przez nikogo niedostrzegalny, spodek. Stoi na trzech nogach i ma sferyczną kopułę wykonaną ze szkła; tak, aby mógł wszystko dokładnie widzieć. Wewnątrz talerza jest wystarczająco dużo miejsca, ażeby można było swobodnie obejść fotel pilota, mając dostęp do wszystkich urządzeń pokładowych. Do sterowania latającym spodkiem służy joystick, taki jak do gier video, którym wybiera się kierunek i cel podróży. Spodek sam dba o parametry lotu: dostosowuje prędkość i utrzymuje pozycje poziomą; choćby nie wiadomo co. Tysiące malutkich kontrolek i monitorów informują o przebiegu lotu. A gdy już chłopiec jest wewnątrz talerza, wznosi się siłą bezgłośnego napędu i lata pomiędzy domami. Czasem ląduje na placu zabaw; od tak, bo może. A przede wszystkim, jest sam. Nikt mu nie przeszkadza. Na nikogo nie musi patrzeć i nikt nie patrzy na niego; bo w spodku jest niewidzialny. Pani nie wywołuje do odpowiedzi, a koledzy i koleżanki z klasy nie śmieją się z niego. Ulice świecą pustkami. Wszystkie okna śpią, spowite czarną zasłoną nocy. Tylko koty uganiają się za myszami. A gdy chłopiec chce zrobić jednemu z nich psikusa, to cichutko podlatuje do dachowca i trąca go nogą spodka w ogon. Wtedy kiciuś najeża grzbiet i czmycha chowając się pod najbliższy samochód. Zawsze jest tak cudownie. Powietrze pachnie, gdy otwiera kopułę spodka by zerwać z czubka najwyższego w okolicy drzewa liść. Ma ich całą kolekcję. Są jak bilety zaświadczające o odbytym locie. Czasem, nie za często, wzbija się wysoko, wysoko, wysoko…

Coś zastukało w szybę. Chłopiec wychynął spod puszystej kołdry i nasłuchiwał. To coś pukało rytmicznie: puk, puk, puk. Odwrócił głowę. Jakiś kształt… Cień na szybie. Ciało chłopca przeszył paraliżujący dreszcz. Skrył się pod kołdrą. Nasłuchiwał trwożnie. Puk, puk, puk. Nie dawało mu to spokoju. Ciekawość przezwyciężyła strach. Wyszedł spod kołdry i na palcach zbliżył się do okna. Spojrzał, przetarł oczy i zobaczył. Wisząca drabinka linowa obijała się: puk, puk, puk o szybę. Otworzył okno. Przecież jest już dużym chłopcem – pomyślał, nie będzie się bał. Wyjrzał przez nie. Drabina zwisała z dachu. Uchwycił ją ręką i mocno pociągnął. Trzymała się dobrze.

Iść albo nie iść, oto jest pytanie.

Może to złodzieje? A może po prostu trzeba to sprawdzić. Chłopiec ubrał się dyskretnie, tak żeby nie obudzić mamy. Rozwarł szeroko skrzydło okna. Chłodne, nocne powietrze owiało twarz nęcąc zapachem przygody. Stanął na parapecie. Spojrzał w dół, od czego zakręciło mu się w głowie. To był błąd, przecież nigdy nie patrzy się w dół, gdy stoi się na parapecie. Ale wisiała drabina, której chłopiec kurczowo się uchwycił. Gdy tylko to uczynił, drabina zaczęła wciągać chłopca do góry. Robiła to bezgłośnie. Już po chwili ramię wysięgnika postawiło chłopca przed srebrnym spodkiem. Stał on na trzech nogach, miał gładkie pokrycie kadłuba i przezroczystą kopułę. Był nieco większy, niż mogło się chłopcu wcześniej wydawać. Jednak nie za bardzo. Kopuła otworzyła się i znikła wewnątrz pojazdu. Jeden z dobrze dopasowanych do siebie segmentów wysunął się i odchylił na bok. Chłopiec mógł wejść do środka. A gdy to uczynił, spodek zamknął segment niemal bezgłośnie. Wysięgnik z drabiną również schował się w otworze innego segmentu poszycia. Niebieskie światełka rzucały delikatny blask na pulpit sterowania, którego nikt z zewnątrz nie mógł dostrzec. Chłopiec usiadł na wygodnym, kapitańskim, fotelu, który mógł obracać się dookoła i przysuwać do kokpitu w dowolnej pozycji.

 Ale cudo – pomyślał. 

Jednak po chwili zdał sobie sprawę z tego, że przecież do tej pory latał spodkami tylko w swoich marzeniach. Jak więc miałby teraz wznieść się prawdziwym? I gdy tak o tym myślał, spodek drgnął. Chłopiec wyjrzał za kadłub pojazdu i otworzył usta:

– Łał – wyszeptał –  jestem kilka centymetrów nad dachem. Mogę sterować talerzem za pomocą myśli, fajowo!

Wzniósł się na metr, a potem zsunął z obrysu dachu swojego bloku. Obniżył pułap do wysokości okna sąsiadów znad jego pokoju. Zajrzał dyskretnie do wewnątrz i zobaczył coś, co nie do końca rozumiał, choć domyślał się, o co może chodzić. To już teraz wiem skąd się biorą te dziwne dźwięki – pomyślał. Potem zajrzał do własnego pokoju. Kołdra była odrzucona na bok, tak jak ją pozostawił. Delikatnie przymknął okno i odleciał. Nie chciał zamykać kopuły, choć na dworze panował orzeźwiający chłód, bo statek dysponował nawiewem ciepłego powietrza. Było już późno, więc chłopiec pomyślał, że świeże powietrze mu dobrze zrobi, w końcu nie chciałby zasnąć za kierownicą, czy czymkolwiek sterowanie talerzem było. Podleciał nieco wyżej i stwierdził ze zdziwieniem, że w bardzo wielu oknach wciąż palą się światła. Zawsze myślał, że po jedenastej wieczorem już wszyscy kładą się spać. Wtedy przeleciał do innej dzielnicy miasta, gdzie mieszkała wredna Basia. Często wyśmiewała go przed innymi koleżankami. Chłopiec pomyślał, że mógłby jej zrobić psikusa i zastukać w szybę. Ale zrezygnował z tego pomysłu; nie miał czasu na Baśkę. Tyle jest miejsc, do których chciałby polecieć! Zajrzał tylko dyskretnie do jej pokoju i stwierdził, że ma niezły bałagan. Nie jest taka porządna, za jaką się uważa – pomyślał. Podleciał też do okien: grubego Jasia, co to mu wykręcił boleśnie rękę, a on nawet nie mógł się popłakać z bólu, bo właśnie przechodziła obok Julka, a chłopaki przecież nie płaczą; następnie zajrzał do Marcina, jego najlepszego kolegi, bo Marcin najczęściej zajmował się rysowaniem samochodów w zeszytach przedmiotowych i nie zwracał uwagi na siedzącego obok dowódcę latającego spodka; jeszcze odwiedził Konrada, największego łobuza, przez którego nieraz wpadał w tarapaty. Teraz wreszcie chłopiec czuł się bezpieczny, jak nigdy dotąd.

To było wspaniałe doznanie.

Wzniósł się wysoko ponad miasto, ponad ich wszystkich, a nocne powietrze rozwiewało mu włosy. Migoczące gwiazdy na niebie dawały efekt zapierający dech w piersi. Tylko tu i ówdzie, chyłkiem, przepływał obłok jak duch.

Chłopiec postanowił wylądować na środku największego placu w mieście. To będzie prosty pokaz mojej mocy – pomyślał. I właśnie tak uczynił. Spodek delikatnie osiadł na bruku. Chłopiec pomyślał, czy aby nie jest widoczny na monitoringu straży miejskiej. Wiedział o nim już z telewizji. Ale przecież miał włączoną funkcję kamuflażu; nikt nie mógł go zobaczyć. Właśnie tak lubił się czuć – niezauważalny. Teraz pora na próbę wysokości lotu. Statek wystartował w górę. Gdy bloki mieszkalne zaczęły przypominać klocki Lego, chłopiec zamknął kopułę i kontynuował lot w kosmos. Przecież miał do tego odpowiedni sprzęt. Wznosił się coraz wyżej i wyżej. Nie potrafił już rozpoznać swojego miasta na tle ciemniejącej ziemi, która zamieniała się w wielką kulę. I wtedy zrobiło się ciemno. Może by tak polecieć na Księżyc? – pomyślał. Albo od razu na Marsa? Mam cały wszechświat do zwiedzenia! I tyle czasu. Nie chcę wracać do szkoły. Nie chcę oglądać moich kolegów i pań nauczycielek. Może i chcą one dla mnie dobrze, ale im to nie wychodzi. Tu w kosmosie jestem u siebie. Trochę szkoda mi mamy, pewnie będzie się o mnie martwiła. Napiszę do niej wiadomość SMS. Na pewno dojdzie; mam tu taką technologię. Zrozumie, że jestem nareszcie szczęśliwy.

***

Kobieta drżącą dłonią przyłożyła do ust papierosa. Zaciągnęła się płytko.

Policjant powtórzył pytanie:

– O której godzinie ostatni raz widziała pani swojego syna?

– Już mówiłam – odpowiedziała rozwibrowanym głosem – była dwudziesta druga trzydzieści. Zawsze przychodzę z pracy o tej porze w czwartki. Mój syn był do tego przyzwyczajony. Jestem sama. Nie mam z kim zostawić dziecka. Nigdy nie miałam…

– To było z pani strony bardzo nieroztropne. Może pani odpowiadać za to przed sądem. Nie można pozostawiać dziecka bez opieki.

– Ale…

Policjant wstał.

– Będziemy panią na bieżąco informowali o przebiegu poszukiwań.

Przed blokiem zebrała się grupka gapiów żądnych informacji. Policjant przeszedł obok zaciekawionych twarzy i wydobył z kieszeni małe pudełko z miętowymi drażami. Do funkcjonariusza, konspiracyjnie jak spłoszony dachowiec, podszedł starszy mężczyzna. Jego długie, siwe i dawno niemyte włosy przesłaniały mu twarz. Odgarnął je drżącą dłonią. Spojrzał policjantowi w oczy i rzekł stłumionym głosem:

– Panie kapitanie.

– Nie jestem kapitanem. Czego pan chce? Widział pan coś podejrzanego?

– Chłopiec został porwany przez ufo. Widziałem. Drabina wciągnęła małego na dach. Potem spodek odleciał. Fiurrr!

Policjant spojrzał na mężczyznę i zmarszczył brwi.

– Niech pan nie utrudnia śledztwa. Za wprowadzanie policji w błąd grożą sankcje karne.

– Ale ja naprawdę widziałem…

Funkcjonariusz zgromił mężczyznę wzrokiem tak, że ten nabrał tylko powietrze do płuc i zamarł.

– I jeszcze jedno – rzekł policjant. – Niech pan tych swoich rewelacji nikomu nie rozpowiada. Nie można matce chłopca dawać fałszywej nadziei na powrót dziecka. Rozumiemy się?

Funkcjonariusz z niekrytą odrazą klepnął bezdomnego w ramię, a ten posłusznie pokiwał głową. Wówczas policjant ruszył w kierunku radiowozu po chwili znikając w jego wnętrzu. Chwycił mikrofon policyjnego radia i wywołał centralę:

– Kod osiemnaście, dwadzieścia dwa. Powtarzam. Kod osiemnaście, dwadzieścia dwa. Przyślijcie patrol. Podejrzany to bezdomny mężczyzna oznaczony markerem…  

***

– Na Boga! Panowie, dokąd mnie zabieracie? Przecież nie jestem pijany.

– Bądź cicho! – podniósł głos posterunkowy i ruszył z piskiem opon. Wóz kołysał się na zakrętach, przyśpieszał i zwalniał nerwowo przed skrzyżowaniami co jeszcze bardziej niepokoiło bezdomnego. Po dziesięciu minutach jazdy głównym szlakiem komunikacyjnym wjechał z nadmierną prędkością w boczną uliczkę rozwiewając wyschnięte liście. Auto przechyliło się nieprzyjemnie, a opony pośliznęły na bruku.

– Gdzie mnie wieziecie? – zapytał bezdomny. – Na posterunek jedzie się tam. – Mężczyzna bezradnie wskazał palcem przeciwny kierunek. – Wiem wszystko. Chcecie mnie uciszyć. Jesteście w zmowie. Wiem, co widziałem. Obserwuję je od dawna. Są wszędzie. Widziałem, jak spodek porywa chłopca.

Policjant zatrzymał radiowóz. Odwrócił się do bezdomnego i z delikatnym uśmiechem rzekł:

– Nie mogłeś tego widzieć. – Funkcjonariusz nachylił się jeszcze bardziej nad mężczyzną, spojrzał w oczy przez ciemne okulary i dokończył. – Talerz miał na pokładzie funkcję maskowania.

Koniec

Komentarze

Hm, czytając o latającym spodku czułem się trochę, jakbym czytał o rozmowie elfa z krasnoludem w karczmie. Innymi słowy, zbyt powszechny, a co za tym idzie, oklepany motyw. Na plus dodam, że w tej historii jest jakaś myśl, czyli ucieczka chłopca od tych ziemskich problemów. Tak czy siak nie potrafię pojąć, dlaczego policjanci mieliby współpracować z ufo. Są liczne powtórzenia i sporo niezręcznie skonstruowanych zdań, więc jest co szlifować. Reasumując: historia w żaden sposób mnie nie porwała, jednak myślę, że jest z czego rzeźbić na przyszłość. Pozdrawiam.

Ciekawa opowieść, ale faktycznie wymaga dopracowania.

Wydaje mi się, że masz dwa grzyby w barszczu, bo najpierw opowiadasz jak chłopiec marzył o statku kosmicznym, a potem jak na niego trafił. Wystarczyłoby jedno z nich.

 

Reszta dzieci dołączyła do starszaka jak ratlerki, ujadając.

Zmieniłabym na ujadając, jak ratlerki.

 

A ja wam mówię – przeciągał chwiejnymi słowami. – Oni tu są! Co noc lądują na dachach bloków. Porywają ludzi na badania – obniżył głos.

Chwiejne słowa trochę ryzykowne.

 

W części o chłopcu mylisz czasy. Należałoby się zdecydować teraźniejszy, czy przyszły.

 

Gdy mama wróci z pracy, on, zazwyczaj, będzie już spał; choć nie tej nocy.

 

Albo on zazwyczaj spał, albo będzie spał. Informację, że tej nocy będzie inaczej należałoby wyciągnąć do osobnego zdania.

 

Jak byłoby fajnie mieć taki latający spodek – marzył chłopiec patrząc, przykryty kołdrą, na piątą stronę komiksu, gdzie widniał wyśniony latający talerz.

 

Te frazy przykryty kołdrą i na piątą stronę kolidują, trzeba się zdecydować na jedną z nich. Druga lepsza.

 

Chłopiec wiedział, kiedy wyłączyć latareczkę, aby się nie zdradzić, choć miał świadomość, że jest to niezdrowe dla jego oczu; był w tym już coraz bardziej wprawiony.

 

Wynika, że był coraz lepszy w wiedzeniu, że to niezdrowe????

 

 

Kiedy skrzypnęła klamka zamykanych drzwi w jego pokoju, oddał się marzeniom. Wyobrażał sobie jak w środku nocy wychodzi na dach, gdzie parkuje, przez nikogo niedostrzegalny, spodek.

 

W jego pokoju niepotrzebne. Lepiej niewidoczny dla nikogo.

 

Stoi na trzech nogach i ma sferyczna kopułę wykonaną ze szkła; tak, aby mógł wszystko dokładnie widzieć.

 

Wychodzi na to, że to spodek ma widzieć…

Zanim opiszesz wnętrze chłopiec powinien wejść. Jak? Do wymyślenia.

Potem opisujesz, że wszedł ale już po tym jak przekazałeś odczucia z bycia wewnątrz.

 

Ale wisiała drabina, której chłopiec kurczowo się uchwycił.

 

Zmieniłabym na „na szczęście wisiała tam drabinka”

 

 

Lożanka bezprenumeratowa

Po dopracowaniu będzie, zdaniem misia, przyjemne opowiadanie dla dzieci. To jest zaleta, nie wada, bo dla dzieci jest trudniej pisać. Edytuj tekst, może zmień trochę zakończenie. Miś z ciekawością zajrzy do ulepszonej wersji.

Drabina zwisała z dachu. Uchwycił ją ręką i mocno pociągnął. Trzymał się dobrze.

Może: Drabinka nie drabina i Wyglądała na bezpieczną. zamiast Trzymał się dobrze.

Na wstępie chcę podziękować za poświęcenie odrobiny uwagi moim, i tu nie będzie z mojej strony żadnej kokieterii, wypocinom. Wszelkie uwagi są dla mnie niezwykle cenne. Czytając swój tekst, czułem podskórnie, że czegoś w nim brakuje. Ale, co właśnie sobie uświadomiłem, autokorekta, o ile jest w ogóle możliwa w stu procentach, to okazuje się być bardzo trudna. Mam nadzieję, że i tak nie jest tragicznie.

Oczywiście, jak tylko odnajdę w sobie jakiekolwiek resztki sił i cierpliwości do tego opowiadania, to postaram się je udoskonalić. Szczerze, robię to już długo: zmieniam, kasuję, wydłużam, a teraz chyba dokonam chirurgicznego cięcia. Niech poleje się tusz! Niech żyje Word! Dla ludzi z pewnymi problemami, staje się on zbawienny. Szkoda, że tak późno zacząłem rozwijać w sobie tę kompetencję.

Cóż, uzewnętrznienie jednej z moich prac, można traktować bardziej w kategoriach „psychoterapii” niż początku „kariery pisarskiej”. Jeśli nic z tego nie wyjdzie, to nie rzucę się z okna (jeszcze by się nie udało i co wtedy?). Będę sobie coś skrobał do szuflady. Pisanie, nawet słabe, rozwija. To rzecz pewna. 

Niby nic nowego – ot, samotny chłopiec, prześladowany w szkole przez kolegów, znajduje własny świat, zamyka się w nim i tak realizuje marzenia. A że pewnego razu wydarzyło się coś, czego chłopiec pewnie się nie spodziewał… No cóż, taka jest siła marzeń. W dodatku finał każe się zastanowić, co tam się naprawdę wydarzyło.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania okażą się jeszcze bardziej zajmujące i zdecydowanie lepiej napisane. ;)

 

epi­te­ta­mi, do któ­rych był on przy­zwy­cza­jo­ny… → Zbędny zaimek, wiemy o kim mowa.

Wystarczy: …epi­te­ta­mi, do któ­rych był przy­zwy­cza­jo­ny

 

– A ja wam mówię – prze­cią­gał chwiej­ny­mi sło­wa­mi. → Co przeciągnął chwiejnymi słowami? Na czym polega chwiejność słów?

Proponuję: – A ja to wiem – mówił, przeciągając słowa.

 

Chło­piec szedł z za­ło­żo­nym na ra­mio­na ple­ca­kiem do swo­je­go domu; a to ozna­cza­ło… → A może wystarczy: Chło­piec z plecakiem szedł domu, a to ozna­cza­ło …

Wiadomo, jak nosi się plecak i nie przypuszczam, by chłopiec szedł do cudzego domu. Średnik jest tu zbędny, wystarczy przecinek.

 

to znak, że mama przy­szła do domu po zmia­nie w miej­skim szpi­ta­lu. → Wystarczy: …to znak, że mama przy­szła/ wróciła po zmia­nie w miej­skim szpi­ta­lu.

 

Wy­szedł spod koł­dry i idąc na pal­cach pod­szedł do okna. → Nie brzmi to najlepiej.

Proponuję: Wy­szedł spod koł­dry i na pal­cach zbliżył się do okna.

 

Uchwy­cił ręką i mocno po­cią­gnął. Trzy­mał się do­brze. → Literówka.

 

nocne po­wie­trze owia­ło jego twarz… → Zbędny zaimek.

 

Był nieco więk­szy, jak mogło się chłop­cu wcze­śniej wy­da­wać.Był nieco więk­szy, niż mogło się chłop­cu wcze­śniej wy­da­wać.

 

Pul­pit ste­ro­wa­nia pod­świe­tla­ły nie­bie­skie świa­teł­ka de­li­kat­nym bla­skiem, któ­re­go nikt z ze­wnątrz nie mógł do­strzec. → Raczej: Nie­bie­skie świa­teł­ka rzucały delikatny blask na pul­pit ste­ro­wa­nia, któ­re­go nikt z ze­wnątrz nie mógł do­strzec.

 

Ale cudo – po­my­ślał. → Tu znajdziesz wskazówki, jak można zapisywać myśli bohaterów.

 

– Łał – wy­szep­tał. Je­stem kilka cen­ty­me­trów nad da­chem. Mogę ste­ro­wać ta­le­rzem za po­mo­cą myśli, fa­jo­wo! → – Łał – wy­szep­tał je­stem kilka cen­ty­me­trów nad da­chem. Mogę ste­ro­wać ta­le­rzem za po­mo­cą myśli, fa­jo­wo!

Tu znajdziesz wskazówki, jak zapisywać dialogi.

 

i zo­ba­czył coś, czego nie do końca ro­zu­miał… → …i zo­ba­czył coś, co nie do końca ro­zu­miał

 

Tyle jest miejsc, gdzie chciał­by po­le­cieć! → Tyle jest miejsc, do których chciał­by po­le­cieć!

 

przez któ­re­go nie raz wpa­dał w ta­ra­pa­ty. → …przez któ­re­go nieraz wpa­dał w ta­ra­pa­ty.

 

Niebo mi­go­ta­ło od gwiazd. → Raczej: Gwiazdy migotały na niebie.

To nie niebo migocze, a gwiazdy.

 

Na­pi­sze do niej wia­do­mość sms. → Na­pi­szę do niej wia­do­mość SMS. Lub: Napiszę do niej esemes/ esemesa.

 

grup­ka ga­piów rząd­na in­for­ma­cji. → To gapie byli żądni informacji, nie grupka, więc: …grup­ka ga­piów żądnych in­for­ma­cji.

Sprawdź znaczenie słowa rządny.

 

Funk­cjo­na­riusz zgra­do­wał męż­czy­znę wzro­kiem→ Funk­cjo­na­riusz zgromił męż­czy­znę wzro­kiem

 

Chwy­cił za mi­kro­fon po­li­cyj­ne­go radia→ Chwy­cił mi­kro­fon po­li­cyj­ne­go radia

 

i ru­szył ra­dio­wo­zempi­śnię­ciem opon. → Wystarczy: …i ru­szył z pi­skiem opon.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Witam świeżynkę :) To raczej bajka o sile marzeń przeznaczona dla młodszego czytelnika, niż opko skierowane do dorosłego czytelnika. Babole poprawili już inni, więc dorzucę jeszcze garść rad i poradników. Na portalu możesz skorzystać z instytucji zwanej betą, co to jest, dowiesz się tutaj.

Polecam również zapoznanie się z dwoma poradnikami, które ułatwią Ci funkcjonowanie na portalu, czyli Portal dla żółtodziobów – drakainy i Dekalog łowcy komentarzy – Finkli.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Nowa Fantastyka