- Opowiadanie: Anonimowy bajkoholik - Szkoła

Szkoła

Dyżurni:

regulatorzy, adamkb, homar, vyzart

Oceny

Szkoła

Narodziny zła

Stado jednorożców, zebrało się nad brzegiem płytkiego potoczku o bardzo wolnym nurcie . Otoczonego ze wszystkich stron gęstym lasem liściastym. Tego wiosennego poranka. W blasku schodzącego słońca, wróżka ubrana jedwabną tunikę o purpurowym kolorze, unosiła się nad taflą wody ,owego potoku. Była piękną kobietą o jędrnych piersiach, kształtnych pośladkach i idealnej tali. Jej czarne sięgające za barki włosy ,fałdowały pod wpływem wiatru. Jednorożce po mino że posiadały własną magiczną moc. To jednak mogły istnieć wyłącznie za sprawą magi wróżki .Która jednocześnie panowała nad tymi magicznymi istotami i dawała im życie. Jednorożce czuły wielką radości służąc swojej pani. Gdyż wyczuwały jej wdzięczność która napawała je radością. Chcąc okazać jaką wielką radość, wdzięczność czują jednorożce do swojej wróżki. Zaczęły unosić tafle wody z potoku. Tworząc z niej różne geometryczne kształty. Pod wpływem mocy jednorożców, unosząca się woda zaczęła jaśnieć przepięknym pulsującym światłem. Które szybko zmieniała kolory. Całą tą grę świateł ,obserwował siostra wróżki Ermira. Ukryta w zaroślach. Zarówno ona, jak wszystkie jej siostry wróżki, stworzone zostały przez Tałzena. Boga który powołał do życia magiczne istoty, jak i śmiertelników. A potem w czasach prehistorycznych opuścił swe dzieło, zostawiając je na pastwę losu. Ermira patrzyła z zazdrością i odrazą na jednorożce. Nie mogąc pogodzić się z faktem, że jako jedyna magiczna istota, nie ma magicznej mocy. Jedyne co ją odróżnia od śmiertelników, to fakt że jest nieśmiertelna i wiecznie piękna i młoda. Tymczasem wróżka, dla której jednorożce zrobiły ten wspaniały spektakl. Z radością i pełnym zachwytu tymi istotami. Krzyknęła donośnym głosem

– Jakie jesteście wspaniałe, ja chce żeby było was więcej.

Wtedy z ciała wróżki wyszła jasno świecąca fala. Która rozeszła się dookoła jej. Zostawiając po sobie świecący pył, podobny do płatków śniegu. Z którego uformowały się młode jednorożce. Na końcu ożyły. Ermira nie mogąc znieś odrazy jaką czuła do magicznych istot. Ze wstrętem odwróciła głowę. Wyszła zarosili. Idąc głęboko w las, nie zauważona przez nikogo. Ermira szła miedzy drzewami. Cały czas prosto przed siebie. Była wściekła na swoje siostry. Nie mogąc się pogodzić z faktem ,że nie ma magicznej mocy. W odróżnieniu do innych wróżek. Które są najpotężniejszymi z magicznych istot. Swoistym szale krzyczała, na cały las. Strasząc okoliczne ptactwo

– Dlaczego nie mam magicznej mocy. Dlaczego. Przecież moje siostry są takie głupie, tępe, niedorozwinięte umysłowo. Do pięt mi nie dorównują, jeśli chodzi o inteligencje. Mają największą moc ze wszystkich magicznych istot, a ja jej nie mam wcale. To jest nie sprawiedliwe – krzyczała Ermira.

Ermira była piękną blondynką o długich włosach. Miała kształtne piersi, oraz pośladki. Jej jedwabna tunika, koloru jasno niebieskiego, podkreślała jej przepiękną kobiecą talie. Kierując się cały czas przed siebie. Ermira nie zwracała uwagi, na odbyty dystans, ani czas jaki upłynął od odejścia z zarośli. Dopiero gdy za drzew wyłoniła się przestrzeni. Zalana mętną, brudną wodą ,zmieszaną z błotem i rozkładającą się ściółką leśną. Zaczęła się zastanawiać dokąd zaszła. Ermira stanęła nad brzegiem mokradła. Spojrzała w dal. Zobaczyła gdzie nie gdzie spróchniałe drzewa, wyłaniające się z wody i sięgające wysoko w górę. Oraz dostrzegła pewną wysepkę na środku mokradła. Na której stała stara zniszczona wiejska chata. Od lat nie zamieszkiwana przez nikogo.

 

 

Drzwi otwarły się. Do wnętrza chaty, weszła Ermira. W tej chacie znajdował się jeden pokój, ze starą szafą i stołem. Który miał pod blatem szufladę. Ermira podeszła do stołu. Odsunęła szufladę. Znajdowała się w niej książka Prawo Tałzena.

– Prawo – mówi Ermira – które reguluje relacje miedzy magicznymi istotami a śmiertelnikami. Stworzone przez Tałzena. Za nim odszedł.

Ermira otworzyła książkę. Zaczęła ją czytać. Mijał czas. Przemijały dnie i noce. Ermira tego nie zauważała, gdyż była tak pochłonięta czytaniem i rozmyślaniem, nad lekturą. W której próbowała znaleźć odpowiedzi. Dlaczego nie ma mocy, choć jest wróżką. Lecz zamiast odpowiedzi na nurtujące ją pytanie, znalazła coś innego w Prawie Tałzena .

– Tu jest na pisane, że jeśli zginie wróżka, jej moc przechodzi na jej siostry. Magiczne istoty które czerpały od niej życie. Zaczynają czerpać od innych wróżek, na które przeszła jej moc – Ermira pogrążyła się w zastanowieniu – To gdyby udało mi się zabić moje siostry, ich moc przeszła by na mnie. Ale jak tego dokonać. Przecież nie mam z nimi szans w walce. Inne magiczne istoty. Gdybym nie dawałam im czerpać z mojej mocy życia. Po dzieliły by los wróżek. Wtedy bym była najpotężniejszą ze wszystkich magicznych istot i jedyną, na tym świecie magiczną istotą. Ale jak tego dokonać – Zastanawiała się Ermira.

Pod wpływem nowego pytania ,jeszcze bardziej się pogrążyła w studiowaniu Prawa tałzena. Mijały dnie i noce, a ona tego nie zauważała. Szukając odpowiedzi na nowe pytanie. W jej sercu złość zaczęła przeradzać się w nienawiści, do wszystkich magicznych istot. Po pewnym czasie była już tak wielka w jej sercu. Że pragnęła unicestwić wszystkie magiczne istoty, a najbardziej z nienawidziła wróżki. Po mino że są jej siostrami. Ermira s początku nie dostrzegła, że pod wpływem nienawiści, jej wygląd zaczyna się zmieniać. Na jej twarzy zaczęły pojawiać się zmarszczki. Skóra zaczęła się starzeć, a włosy świeć. Gdy się zorientowała wyglądała już jak staruszka. Gdy dotarło do niej ,że straciła swoją urodę. Raz na zawszę ,jej nienawiść w sercu osiągnęła maksimum. Stała się tak duża, że Ermira zaczęła nie nienawidzić łącznie siebie. Za to że istnieje. W odruchu tej ogromnej nie nienawiści. Rozdarła sobie tunikę ,rzucając ją na podłogę. Głośno krzycząc przy tym

– Gdybyście wiedziały, jak ja was nie nienawidzę wróżki.

Potem całkowicie naga. Podeszła do szafy. Otworzyła ją. Zobaczyła czarną suknie, dużymi rękawami i kapturem. W tym momencie do uszów Ermiry, zaczęły dochodzić odgłosy rozmowy. Wydobywające się z mokradeł. Ermira spojrzała w stronę, z której dochodziły owe krzyki.

 

 

Na polnej drodze. Furmanka zaprzężoną w konia, zakopała się w błocie. Dwóch chłopów próbowało ją odkopać. Gniewnie krzycząc na siebie i obwiniając siebie nawzajem winą, za zaistniała sytuacje. Ermira ukryta za drzew obserwowała ich poczynania. Była ubrana w czarną suknie, sięgającą aż po same stopy. Rękawy odsłaniały wyłącznie jej dłonie. Na to miast duży kaptur. Przykrywał jej głowę. Ukazując widoczną tylko jej twarz.

– Ludzie – mówiła Ermira do siebie – Prawo Tałzena zabrania nam robić im krzywdy magicznymi mocami. Zaś ludzie mogą nas zabić.

Ermira uśmiechnęła się delikatnie do siebie. Potem powiedziała. Zdanie do siebie, prawie szeptem.

– Będę podpuszczała ludzi, żeby mordowały moje siostry, wróżki.

Mówiąc te słowa. Ermira nie zauważyła, że w Prawie Tałzena. Pojawił się naglę jej opis. Który potwierdzał że jest już w całości pochłonięta nienawiścią. Jest w całości przesiąknięta złem. Bo tak naprawdę, Ermira stała się wiedźmą.

 

 

 

 

Podroż

Tego pięknego dnia. Polną drogą, jedzie furmanka, ciągnięta przez konia. Po mino że jest już koniec lata, a początek jesieni. Pogoda jest jeszcze upalna. Wokół furmanki rozciąga się pagórkowata dolina. Pokryta nisko rosnącą, zieloną trawą. Pagórki są różne. Jedne dość wysokie. Inne już nie. Wszystkie razem, tworzą swoistą całość. Do dając piękna i różnorodności temu krajobrazowi. Który zapiera w dech w piersiach. Bezkresny widok pagórków, sięga aż po sam horyzont. Tworzy nie zatarte wspomnienia, podróżujących na furmance. Woźnica Kazik. Prosty chłop, kieruje koniem, obok niego siedzi Barjan jego syn. Zaś na furmance, znajdują się rzeczy Barjana. Który jest przystojnym osiemnastolatkiem. O szczupłej sylwetce, niebieskimi oczami i gęstymi czarnymi włosami. W rodzinnej wsi. Barjan cieszył się powszechnym szacunkiem, w śród mieszkańców. Tak samo jak jego ojciec. Barjan ma opinie sympatycznego i uczynnego młodzieńca. Jego matka była samoukiem. W dzieciństwie sama, nauczyła się pisać, czytać ,oraz podstaw matematyki. Jako dorosła osoba. Przekazała swoją wiedzę. Jedynemu dziecku Barjanowi. Zawsze pragnęła, by jej syn, poszedł kiedyś do szkoły. Na łożu śmierci. Kazała przyrzec mężowi ,że jej syn zostanie posłany do szkoły. Kazik wypełniając ostatnią wole żony. Sprzedał większość ziemi, by mieć pieniądze, na zapisanie syna do szkoły. Teraz zmierzają do miasta Get. Gdzie znajduje się szkoła, kształcącą miejscową szlachtę.

– Tato jestem tak bardzo podekscytowany, tą szkołą. Nie mogę się doczekać, zapoznania ze szlachtą. Bardzo jestem ciekawy ,jacy ci ludzie są – powiedział Barjan.

– Nie ważne, co ciebie spotka, w tej szkole. Ważne ,kim się staniesz, po jej skończeniu – powiedział Kazik.

– Jak to – odpowiedział Barjan.

– Już nigdy nie będziesz musiał ,tak ciężko pracować. Jak ja i twoja matka – powiedział Kazik.

– Będę szlachcicem – zasugerował Barjan.

– Nie koniecznie. Ale w życiu na pewno lepiej ,się będzie tobie żyło – dokończył Kazik.

– To kim będę – zapytał Barjan.

– Może bogatym kupcem – zasugerował Kazik.

Furmanka zatrzymała się, nad rozdrożem. Była tam tabliczka, w kształcie strzałki. Zwrócona w prawo. Na tabliczce był napis Get.

– Już blisko – powiedział Kazik

Ruszyli, jednak prosto. Barjan był podekscytowany, edukacją w szkole. Z optymizmem patrzył w swoją przyszłość. Tak samo jak jego ojciec. Gdy wieść po wsi rozeszła się ,że Barjan pójdzie do szkoły. Zaczął imponować, innym mieszkańcom. Gdy wiadomo już było, że do tej szkoły, uczęszcza szlachta. Mieszkańcy wioski, wróżyli jemu nadanie tytułu szlacheckiego. Furmanka wjechała na szczyt pagórka. Z którego widać było szkołę. Budynek był murowany. Kilka piętrowy z czerwoną dachówką. Okna zdobione były płasko rzeźbami. Przed głównym wejściem szkoły, stały dwie kolumny. Cały teren ogrodzony był, murowanym murem, z metalową bramą pośrodku. Furmanka wjechała na teren szkoły. Zatrzymała się przed głównym wejściem. Kazik z Barjanem weszli do budynku.

 

 

Wojtek detektor szkoły. Siedział swoim gabinecie ,na skórzanym masywnym fotelu, za biurkiem. Na którym stała mała wapienna rzeźba. W kształcie ludzkiej głowy i stos dokumentów. Pochłonięty był pracą biurową. Sporządzał w tej chwili przeróżne raporty finansowe. Które są niezbędne do funkcjonowania, poprawnie każdej szkoły w królestwie. Była to męska szkoła. Kobiety ,z wyjątkiem jednej gospodyni, były nauczycielkami. Jedynym nauczycielem był Wojtek. Który pełnił funkcje dyrektora. Jego gabinet wyłożony był białym granitem , do połowy ścian. Drugą połowa, sięgająca do sufitu, pomalowana została na niebiesko. Sufit był biały. Z malowidłami wymalowanymi , wokół ołowianego żyrandolu. Trzema świecznikami, na których znajdowały się, do połowy wypalone świece. Podłoga wyłożona była w całości czarnym granitem. Pokryta dywanem wokół biurka dyrektora. Za biurkiem było już tylko średniej wielkości okno. Po prawej ścianie ,znajdowała się komoda. Regałami ,na których ułożone były książki, w skórzanej oprawie. Pod nimi był barek, w którym znajdowały się dobre alkohole. Po lewej ścianie był stolik. Z dwoma krzesłami. Pokryty obrusem, na którym znajdowały się porcelanowe filiżanki, oraz czajniczek ,wykonany z brązu. Na ścianie pod stoliczkiem, wisiał obraz. Przedstawiający konia w galopie. Dalej tuż przed drzwiami stała, masywna duża szafa, z zdobionymi drzwiami. W której znajdowały się ważne dla funkcjonowania szkoły dokumenty. Wojtek skończył sporządzanie ostatniego raportu. Po tej czynności ,odłożył gęsie pióro, do małego pojemniczka z atramentem. Delikatnie oparł się o oparcie, masywnego fotelu. Fundując sobie w ten sposób, chwile relaksu. Właśnie wtedy ktoś zapukał w drzwi.

– Wejść – powiedział Wojtek.

Drzwi się otworzyły i do gabinetu wszedł Kazik.

– Służby nie przyjmujemy – odpowiedział Wojtek.

– Ja nie w tej sprawie – powiedział Kazik.

Wojtek spojrzał na Kazika uważnie.

– Przyszedłem zapisać syna do szkoły.

– Przyjmujemy tylko szlachciców – odpowiedział Wojtek.

Kazik wyjął sakiewkę pełną monet. Położył na blacie biurka i mówił błagalnym głosem.

– To pieniądze za moją ziemie. Mogą być pana ,jeśli tylko przyjmie pan, mojego syna do szkoły.

Wojtek po patrzał na sakiewkę. Wysypał pieniądze, na blat biurka. Była to duża suma. Która obudziła pazerność, na dobra materialne w sercu Wojtka. Dyrektor w pierwszym odruchu. Od razu by odrzucił przyjęcie chłopa do szkoły. Uciął by wszelkie sugestie ,na zmianę tego postanowienie. Lecz pod wpływem, widoku tak dużej sumy pieniędzy. Oraz możliwości przejęcia jej przez siebie, na wyłączne prywatne potrzeby. Nie był wstanie odesłać z kwitkiem Kazika. Choć bardzo chciał to zrobić. Kierowany pazernością, w końcu stwierdził że nic nie szkodzi sprawdzić osobiście stan wiedzy i umiejętności syna Kazika. Zapytał Kazika

– Jak ma na imię twój syn.

– Barjan.

– Zawołaj go – powiedział Wojtek.

Po chwili w gabinecie znalazł się Barjan. Wojtek przystawił dwa krzesła pod swoje biurko. Kazał usiąść przy biurku Barjanowi. Kazik siadł trochę dalej, też prostopadle do biurka. Potem przed oczami Barjana, położył otwartą książkę. Kazał jemu czytać. Barjan czytał płynnie, po jakimś czasie, Wojtek przerwał jemu. Przewrócił kartki. Podał mu papier i gęsie pióro, umoczone w atramencie. Kazał jemu przepisywać tekst. Gdy spostrzegł że chłopiec umie pisać. Odebrał mu kartkę. Na drugiej stronie na pisał, kilka zadani matematycznych. Barjan bez trudu je rozwiązał. Wojtek stwierdził że wiedza Barjana i umiejętności kwalifikują go jako ucznia szkoły ,w której jest dyrektorem. Przez chwile się zastanawiał. Nie pasował mu fakt że Barjan jest chłopem. W jego rozumowaniu, edukacja powinna być zarezerwowana wyłącznie dla szlachty i bogatych mieszczan. A nie dla zwykłej biedoty, która włóczy się po królestwie. I bez granicznie przywiązanych do swojej ziemi chłopów. Która tak naprawdę należy do szlachty lub królowej. Lecz pazerność na Kazika pieniądze ,zmuszała go do zrobienia wyjątku. Związku z wewnętrzną walką Wojtka. Przez długie minuty, Kazik z Barjanem czekali na ostateczną decyzje dyrektora szkoły. Wojtek analizując sytuacje, znalazł w końcu kompromis. Ostatecznie otworzył szufladę. Ręką zgarnął monety do szuflady i wsunął ją z powrotem. Poinformował Kazika

– Twój syn jest przyjęty.

Kazik z Barjanem, schodzili schodami w dół. Które wykonane zostały z dębowego drzewa. Do bogatej zdobionej balustrady, użyto orzechowego drzewa. Barjan zatrzymał się na chwilę. Patrzył na miedziany żyrandol z porcelanową ozdobą, znajdującą się tuż pod świecznikami. Żyrandol wisiał w przedsionku. Barjan zerknął na dwoje masywne drzwi. Położone na bocznych ścianach przedsionka. Prostopadle do siebie. Podziwiał piękną bukową boazerię, która pokrywała ściany całego kompleksu. Łącznie z klatką schodową i przedsionkiem, na których przymocowywane były świeczniki z dużymi świecami. Kazik zawołał Barjna. Nastolatek opuścił budynek. Następnie z pomocą ojca, rozładowali furmankę. Z osobistych rzeczy Barjana. Potem uściskał syna i powiedział do niego czule.

– Teraz synu zaczynasz nowy etap w swoim życiu. Byś nie musiał tak ciężko pracować, jak ja i twoja matka, o kromkę chleba. Powodzenia na nowej drodze życia.

Następnie Kazik, ojciec Barjana wsiadł na furmankę. Biczem dał znać koniowi żeby ruszył. Barjan obserwował, ze łzami w oczach, oddalającą się furmankę. W stronę zachodzącego słońca. W sercu Barjana pojawiła się tęsknota, za ojcem i rodziną wioską. W miarę odlania się furmanki, smutek zaczął ustępować ,optymizmowi oraz na dziej pokładanej w tej szkolę. Gdy furmanka znikła za pagórkiem. Ktoś powiedział do Barjana, stojąc za jego plecami.

– Zbieraj się bo noc nadchodzi.

Barjan obrócił się. Zobaczył młodą dziewczynę. Dość ładną o zgrabnej sylwetce i czarnych włosach. Dużych piersiach i wyrazistych pośladkach Dziewczyna ubrana była w czarną suknie, sięgającą do ziemi z dekoltem pod samom szyję. Na którym miała przypiętą miedzianą broszkę ,oraz biały fartuch. Który sięgał jej do piersi. Posiadała też czarne buty. Była gosposią. Barjan chwycił dwie walizki i szedł za nią. Prowadzony przez nią Barjan. Z powrotem wszedł do budynku, głównym wejściem. Dziewczyna otwarła drzwi. Zanim przekroczyła próg, wskazała palcem na drogie i oznajmiła Barjanowi.

– Za tymi drzwiami ,znajduje się sala reprezentacyjna. W której odbywają się ważne dla szkoły uroczystości. Teraz za mną, bo czas mnie goni.

Barjan prowadzony przez gosposię. Przekroczył próg drzwi, które w wcześniej ona je otwarła. Szli teraz korytarzem. Po jednej stronie znajdowały się okna. Po drugiej drzwi do klas. Ściany pomalowane były na żółto.

– To jest korytarz szkolny. Za tymi drzwiami z znajdują się klasy. W których prowadzone są lekcję. – mówiła gosposia do Barjana – Z tyłu budynku, znajduje się jadalnia. Połączona drzwiami z okienkiem z kuchnią. Jeszcze dalej jest łaźnia i pralnia.

Na końcu korytarza szkolnego, znajdowała się mała klatka schodowa. Z otynkowanymi na biało ścianami. Wapiennymi gołymi schodami. Weszli w nią. Szli ciasnymi schodami, do góry. Gosposia mówiła do niego.

– Jutro rano masz przyjść do kuchni, pomożesz przygotować mi śniadanie.

– Jestem uczniem – przerwał Barjan.

Gosposia stanęła jak posąg. Po chwili z przerażeniem powiedziała.

– Nie jesteś szlachcicem.

– Chłopem – odpowiedział Barjan.

Barjan szedł dalej schodami. Na to miast gosposia stała jak zamurowana z niepewną miną.

Po chwili się otrzęsła. Prowadząc Barjna w absolutnym milczeniu. W prowadziła go na strych. Panowały tam absolutne ciemności. Gosposia za paliła świece. Płomień z palącego się knota, oświetlał małą część strychu. Jasność była wystarczająca, by doprowadzić Barjan, pod jedno pomieszczenie. Gosposia otworzyła te pomieszczeń i powiedziała.

– To twój pokój.

W pomieszczeniu znajdowało się stare łóżko. Zniszczona szafa ,oraz półka przed lustrem i wiadro. Dzienne światło wpadało przez okno, wmontowane w podaże. Barjan wszedł do pokoju. Na środku położył walizki, które trzymał. Zaczął się rozglądać dookoła.

– Daje tobie świece. Jak byś czegoś jeszcze potrzebował ,mój pokój znajduje się w piwnicy – powiedziała gosposia.

– Jak masz na imię – Zapytał Barjan.

– Matylda – odpowiedziała gosposia.

– Barjan.

– Miło mi– dodała Matylda ,kładąc świece na półce. Zostawiła Barjana samego. Barjan szybko opuścił swój pokój, kierując się na plac szkolny. Miał jeszcze sporo walizek ,ze swoimi rzeczami, które musiał znieś do swojego pokoju.

 

 

Barjan w pierwszej kolejności, wytarł kurzę z półki i szafy. Potem pozamiatał podłogę. Przetarł lustro. Zaczął otwierać walizki. Ich zawartość, a była to większości odzież i parę drewnianych naczyń. Układać do szafy. Pościel położył na łóżko. W końcu wyjął z walizki porcelanową szkatułkę. Jedyną pamiątkę po zmarłej matce. Przybliżył ją do ust i pocałował. Mówił do niej szeptem.

– Spełniło się twoje największe marzenie mamusiu. Szkoda że nie doczekałaś tej chwili.

Ucałował szkatułkę i położył ją na półce. Obok świeczki. Barjan wepchnął jeszcze pustę walizki, do szafy ,na górną półkę. Położył się na łóżku. Gdy zasnął świeczka zgasła.

 

 

1. Lekcja

Klasa zapełniona była uczniami. Siedzieli w dwuosobowych ławkach. Ustawionych w potrójne rzędy. Uczniowie wywodzili się z miejscowej szlachty. Byli bardzo dumni ze swoich rodowodów i przynależności do miejscowej elity. Uczniowie darzyli się miedzy sobą wzajemnym szacunkiem. Nawzajem się spierali. Gdyż czuli miedzy sobą silną wieź, z raci ich arystokratycznego pochodzenia. Nauczycielka w tej chwili sprawdzała listę obecności. Spoglądając co jakiś czas na klasę, ze swojego biurka. Sala w której odbywały się lekcje, była dość dużym pomieszczeniem. Ściany w klasie były pomalowane na żółto. Rząd dużych okien, ukazujący panoramę na pobliską okolicę. Wmontowany był w lewą boczną ścianę. Z tyłu klasy, stały masywne szafy. W których znajdowały się materiały dydaktyczne. Z przodu zamontowana była do ściany, ogromna tablica. Nad którą wisiał mały portret królowej Kaliny I. Nauczycielka postawiła stojak przed tablica. Potem zawiesiła na nim mapę. Następnie z powrotem usiadła przy biurku. Wyjęła z szuflady drewniany wskaźnik. Właśnie wtedy do klasy wszedł Barjan. Był pełen entuzjazmu, z raci rozpoczęcia nauki w szkole. Jego twarz promieniowała z radości. Był ciekawy przygód, jakie go spotkają szkole. Poznanie miejscowej szlachty, bardzo go ekscytowała. Pierwszej lekcji nie mógł się doczekać. Tylko miał problem, znalezieniem swojej klasy. Prze sto się spóźnił. Lecz nie znacznie. Nauczycielka spojrzała na niego z pogardą. Barjan tego nie zauważył.

– To ty jesteś ten nowy. Przywitaj się z pozostałymi uczniami – powiedziała nauczycielka do Barjna.

Barjan stanął pod tablicą i powiedział.

– Nazywam się Barjan.

– Jesteś szlachcicem – przerwał jemu jakiś uczeń.

– Nie jestem chłopem – odpowiedział Barjan.

Uczniowie zaczęli się śmiać z Barjana. Barjanowi zrobiło się głupio. Jego policzki poczerwieniały, ze wstydu, mino iż nie wiedział jaki jest powód takiego zachowania uczniów. Uznał że popełnił gafę. Z raci nieznajomości etykiety dworskiej. O której słyszał, lecz za bardzo nie wiedział na czym ona polega. Barjan postanowił uważać na swoje zachowanie, żeby nie prowokować drwin. Dopóki nie nauczy się etykiety dworskiej. Nauczycielka po jakimś czasie, zaczęła uspokajać uczniów, mówiąc.

– Cisza ! Cisza ! Cisza !

Podnosząc stopniowo głos. Gdy zaczęła krzyczeć. Klasa się uspokoiła. Wskazała palcem pustą ostatnią ławkę ,mówiąc do Barjana.

– Siadaj tam

Barjan szedł miedzy rzędami ławek. Jeden z uczniów podciął Barjanowi nogi. Barjan cudem się nie przewrócił. Uczniowie z powrotem ryknęli śmiechem. Tym razem nauczycielka uderzyła z całych sił, wskaźnikiem o blat biurka. Zapanowała grobowa cisza. Barjan usiadł w ławce. Wyciągnął przybory lekcyjne. Rafał co jakiś czas, spoglądał na Barjana z ogromną pogardą. Był najwyżej urodzony ze wszystkich uczniów. Rafała nauczyciele przedstawiali jako wzór do naśladowania dla innych uczniów . Uczniowie darzyli Rafała ogromnym autorytetem, zahaczającym o czczenie go ,jako swoiste guru. Ubrany był zawsze w najlepsze ubranie, jakie mógł sobie pozwolić średnio zamożny szlachcic. Z charakteru był wyniosły i bardzo zadziorny. Dzielił ludzi na dwie kategorie. Lepsi czyli arystokracja i reszta czyli chłopi i mieszczanie. Zresztą tak większość arystokratów podchodziła do życia. Rafał dzięki swej pozycji. Uważał się za kogoś lepszego, od zwykłego szlachcica. Dławiło Rafała też poczucie niższości ,względem magnatów. Którym pragnął kiedyś dorównać. Dla tego Rafał często podkreślał swoje pokrewieństwo z rodziną hrabiów i też prawo do tego tyłu. Robił to swoją wyniosłością, nad innymi uczniami. Oraz niegnanymi manierami, wyuczonymi od wczesnych lat dzieciństwa. Po mino iż większości uczniów do niego garnęło. On zazwyczaj kolegował się z Marcinem, Tomkiem i Sebastianem. Wywodzili się z nisko zamożnej szlachty. Bycie zawsze przy Rafale. Dawało im poczucie prestiżu i wewnętrznego dowartościowania. Oraz podnosiło ich status społeczny, wśród uczniów i nauczycieli. Rafał traktował ich jak swoich podwładnych. Lecz zarazem uważał ich za dobrych przyjaciół. Nauczycielka powstała. Podeszła do mapy, ze wskaźnikiem. Rozpoczęła wykład z geografii. Pokazując wskaźnikiem na mapie ,krainy geograficzne.

– Nasza kraina ma jeden kontynent i ocean ,pokryty wyspami – mówiła nauczycielka – Wszystkie wyspy, znajdują się w strefie tropikalnej. Pokryte są dżunglą. Żyją na nich egzotyczne zwierzęta. Dużo z tych wysp, jest koloniami naszego królestwa. Inne zamieszkane są przez tubylczą ludność. Niektóre wyspy są bezludne. Na kontynencie panuje, większości klimat umiarkowany. Z wyjątkiem pustyni Natri. Krainy wiecznych lodów Tarman. Nasze królestwo zajmuję, większość kontynentu. Z wyjątkiem gór Albram

Barjan zaczął sporządzać, notatki z lekcji. Olek szemrał z Kamilem, jego najlepszym przyjacielem. Przeciwko Barjanowi. Olek i Kamil wywodzili się z średnio zamożnej szlachty. Z racji ich twardego charakteru i nieprzeciętnej śle. Darzeni byli przez wszystkich uczniów ,dużym szacunkiem. Nawet Rafał czuł do Olka i Kamila respekt. Matylda szła korytarzem ,dzwoniąc dzwonkiem. Był to znak że nadeszła przerwa. Po chwili korytarz zapełnił się uczniami. Barjan opuścił klasę i znalazł się na korytarzu szkolnym. Podszedł do okna. Oparł się o parapet. Uczniowie patrzyli z pogardą na Barjana. Szemrali przeciwko niemu. Barjan wiedział że uczniowie go obgadują czuł się zaszczuty i poniżony. Gdy dotarło do Barjana że uczniowie nim gardzą. Optymizm jaki tkwił w sercu Barjana zgasł. Na jego miejsce pojawił się smutek i przygnębienie. Barjan nie wiedział dlaczego uczniowie tak na niego reagują. Barjan nie mogąc znieść zachowania uczniów. Odszedł od okna. Kierował się w stronę schodów. Gdy znalazł się na półpiętrze. Usłyszał głos za pleców.

– Chłopie !

Barjan Odwrócił się. Zobaczył Olka i Kamila, schodzącego do niego.

– To nie miejsce dla ciebie. Odejdź stąd -powiedział Olek.

-Nie mogę – odpowiedział Barjan.

Olek uderzył pięścią w twarz Barjana. Twarz Barjana zaczerwieniła się od ciosu.

– Przyrzekłem matce, na łożu śmierci, że skończę szkołę.

Gdy mówił Barjan. Otrzymał kolejny coś od Olka. Z znosu Barjana polała się krew.

– Naprawdę nie mogę – powiedział Barjan.

Następny cios ,powalił Barjana na ziemie. Barjan spoglądał nie pewnie, na Olka. Gdy Rafał ze swoją paczką, szedł na półpiętro.

– Zostaw go – powiedział Rafał.

Olek spojrzał na Rafała ze zdziwieniem.

– Innym sposobem go przepędzimy– powiedział Rafał – zaufaj mi – po chwili dodał.

Uczniowie zostawili leżącego , zakrwawionego Barjana, na półpiętrze.

 

 

Barjan siedzi nad brzegiem strumienia. Uczy się pilnie do klasówki. strumień płynie ostrym nurtem. Jest średniej wielości. Wypływa zagajnika ,znajdującego się nieopodal. przepływa przez stary drewniany most i płynie wydal. Przecinając tą przepiękną pagórkowatą krainę. panuje słoneczna pogoda. Z bezchmurnym niebem. Choć upały już przeminęły, temperatura jest nadal wysoka. Jak na tą porę roku. Lecz jesieni jest już mocno odczuwalna. Nagle przed oczami Barjana pojawia się cień, człowieka. Barjan odwraca się. Widzi stojącego starca. Ubranego w stary strój kupiecki. Starzec ma długie siwe włosy. Podpierał się drewnianą laską.

– Jesteś chyba nowy. Bo pierwszy raz ciebie widzę. Nie wyglądasz mi na szlachcica, chłopcze – powiedział starzec.

– Jestem uczniem z pochodzenia chłop.

– Chłopem jesteś. Ciesze się że postanowiłeś ,poszerzyć swoje horyzonty. A nie jak inni wieśniacy żyć w zabobonach. Magiczne istoty i tym podobne rzeczy – mówi starzec.

– Kiedyś ludzie o tym co noc opowiadali. Teraz od kilku lat nikt nic takiego nie widział – powiedział Barjan.

– A ty wierzysz w istnienie magicznych istot ? zapytał starzec

– Nie wiem

Starzec położył rękę na jego barku i zapytał

– Chłopie jak masz na imię ?

– Barjan

– Barjanie wiedza zabije w tobie wiarę w zabobony – powiedział starzec.

Potem starzec zaczął się oddalać od Barjna. Barjan zapytał starca

– Kim pan jest ?

– Mów mi profesor Ulf Barjanie.

Barjan obserwował, jak starzec wszedł w zagajnik. Porośnięty drzewami liściastymi i zarośnięty krzewami. Barjan od razu zorientował się że Profesor Ulf ,jest przyjaźnie do niego nastawiony. Poczuł sympatie do tego starca. Choć nie wiedział kim on jest. Lecz miał silne przeczucie, że nie raz spotka go na swojej drodze życiowej. Kiedyś stanie się on jego przyjacielem. Zarazem ostoją i mistrzem. Barjan pod wpływem pozytywnych emocji, uśmiechną się serdecznie do siebie. Szybko też się zdyscyplinował gdyż jutro miał ważny sprawdzian.

 

 

Miasto Get

Matylda krążąc po korytarzu szkolnym. Dzwoniła małym dzwoneczkiem. Sygnalizowała w ten sposób koniec zajęć lekcyjnych. Korytarz szybko zapełnił się uczniami, którzy od razu powędrowali do swoich pokoi w internacie. Który znajdował się z tyłu budynku, na wszystkich piętrach ,oprócz strychu i piwnicy. Tak samo jak z przodu tego gmachu, położone były klasy lekcyjne. Minęło już sporo czasu od południa , do wieczoru jeszcze parę godzin zostało. Matylda zeszła piętro niżej. Idąc innym korytarzem z powrotem zaczęła dzwonić. Korytarz szybko wypełnił się uczniami. Chwile później zupełnie opustoszał. Pokoje uczniów ,były czteroosobowe. Z wyjątkiem pokoju Rafała. Który miał cały pokój dla siebie, o wysokim standardzie. Matylda schodząc na parter, natknęła się na Barjana. Przed wejściem na schody.

– Witaj, masz dużo pracy w tej szkole – powiedział Barjan.

– Zaraz będę musiała iść do kuchni, obiad ugotować – odpowiedziała Matylda.

– Za bardzo nie mam apetytu – przygadał delikatnie Barjan Matyldzie.

Matylda uśmiechała się delikatnie do Barjna Niebędącą dłużna też przygadała Brajanowi.

– Wybierz się do miasta Get.

– Miasta Get ciekawe – powiedział Barjan.

– Muszę już iść ,obowiązki wzywają – Matylda ucięła rozmowę z Barjanem.

Z delikatnym uśmiechem, Matylda odeszła od Barjana. On obserwował jak idzie przez korytarz, dzwoniąc dzwonkiem. Który spowodował zapełnienie korytarza ,przez uczniów. Którzy skończyli niedawno lekcje. Matylda zrobiła spore wrażenie, na Barjanie. Nie tyle jej uroda, co jej cechy charakteru. Które sprawiły że Barjan, nie wiedząc dlaczego, bardzo polubił tą dziewczynę. Na tą chwile utkwiły jemu słowa Matyldy – Wybierz się do miasta Get – które powtarzał w swoich myślach. Niczym mantrę. W końcu zrodziła się w Barjnie ciekawość tym miastem. Barjan zapragnął jak najszybciej zobaczyć na własne oczy te miasto Get. Nawet dzisiaj. Korytarz szkolny już opustoszał. Barjan powiedział do siebie szeptem

– Miasto Get ciekawe.

Barjan szedł korytarzem. Potem przeszedł przez drzwi. Znalazł się w przedsionku. Skąd głównym wejściem, opuścił budynek. Spoglądał w stronę pagórków. Pogoda była słoneczna. Temperatura niska. Co jakiś czas zmagał się wiatr. Oznaczało to nadejście późnej jesieni. Barjan opuścił teren szkoły. Szedł polną drogą. Po pokonaniu pierwszego pagórka. Szkoła zniknęła jemu z oczów. Barjan nie zważał na to, szedł dalej. Cały czas prosto ,przed siebie. Jak prowadziła polna droga. Doszedł do tabliczki z napisem Get. Skręcił w prawo. Po pokonaniu kilku pagórków, dostrzegł ciemne chmury ,zasłaniające niebo. Barjan zatrzymał się na chwilę. Zastanowieniem patrzył w niebo. W końcu stwierdził

– Zdążę przed tą ulewą – powiedział cichym głosem Barjan ,do siebie.

Szedł dalej. Po pokonaniu kolejnych pagórków. Znad horyzontu ,wyłoniły się zarysy miasta. Jednocześnie ciemna chmura, przysłoniła słońce i cały czas posuwała się na przód. Z chwilą kiedy Barjan wszedł do miasta. Zaczął wiać gwałtowny wiatr. Barjan szedł główną ulicą ,która prowadziła na rynek. Budynki miejskie, były murowane, kilka piętrowe. Na parterze znajdowały się sklepy i warsztaty rzemieślnicze. Na pietrach mieszkania. Ulice były brukowane. W tej chwili opustoszałe. Jedyne co świadczyło że miasto nie jest wymarłe. To witryny sklepów, z których można było dostrzec stojących ,za ladą sprzedawców. Oraz przeróżne odgłosy ,wydobywające się warsztatów rzemieślniczych. Za czoła padać mżawka. Wiatr na brał nasilę. Kiedy Barjan do tarł na rynek. Gdzie stał ratusz. Pozostawione stragany, na chwile obecną całkowicie pustę. Barjan dostrzegł słup, na którym przyklejony był plakat. Gdy zbliżył się do tego słupa. Rozpadała się ulewa. Plakat przedstawiał portret mężczyzny, w średnim wieku. Napisem na dole ,tego portretu. Sotorn poszukiwany żywy lub martwy. Był to lis gończy.

 

Korytarz szkolny, Barjan stał przed oknem. Obserwował uczniów ,którzy w tej chwili nie zwracali na niego uwagi. Ubrani byli w strój marynarski. Składający się z ozdobnego kołnierza i długich luźnych spodni. Niektórzy z uczniów, mieli kolorową szrafę, przywiązaną w pasie. Barjan nie morze sobie pozwolić na taki ubiór. Z raci sytuacyj finansowej jego ojca. Ubrany jest jak zwykły chłop. Obecnie nosi na sobie w długą białą koszulę, sięgającą do kolan. Zawiązaną w pasie, czerwoną chustą. Spodniami koloru brązowego. Na stopach ma buty. Przypominające skarpetki, ze skórzaną podeszwą. Przez korytarz przechodziła nauczycielka. Barjan zorientował się że nauczycielki w tej szkole, są bardzo rygorystyczne, w stosunku do uczniów. Kładą potężne wymagania na jeśli chodzi o edukacje. Chodź wywodzą się z bogatego mieszczaństwa , uczniowie darzą je dużym autorytetem. Czują do nauczycielek ogromny respekt, po mino że nie należą do arystokracji. Nauczycielki mają stanowczy charakter ,są bardzo zadziorne. Ukazują to swoją dumną postawą ,w stosunku do swoich podopiecznych. W ten sposób tworzą ogromny rygor, wśród uczniów. Który jest wyczuwalny w tej szkole, na wet dla osoby która pojawi się tutaj na chwilę. Lecz w tej chwili bardzo mocno nurtował Barjana list gończy. Który wyczytał na rynku miejskim. Barjan pierwszy raz spotkał się z listem gończym. Poszukiwany bardzo interesował Barjana. Dokładnie kim jest ten Sotorn i co zrobił że jest poszukiwany. Barjan spojrzał w okno. Przez szybę widział pagórkowatą dolinę, rozciągającą się dookoła murów szkoły. Strumień który wypływa zagajniku. Przepływa przez most, przecina tą dolinę. Nad którą niebo jest przesłonięte deszczowymi chmurami. Pada z nich mały deszczyk, wzmagany wiatrem. Barjan dobrze wiedział że na dworze, jest w miarę mocno zimno. Roślinność tworząca zagajnik, już dawno straciła swoje liście. Na skutek co rocznego rytmu pogodowego. Barjan dostrzegł profesora Ulf ,krążącego wokół szkoły. Starzec nie miał zamiaru wchodzić na teren szkoły. Podszedł do bramy, stanął przed nią przez chwilę. Zaczął się z powrotem odlać od szkoły. Barjan pomyślał że on może odpowiedzieć, na nurtujące go pytanie, odnośnie Sotorna. Od razu zaczął biec przez korytarz. Nie zważając na innych uczniów. Którzy pochłonięci byli rozmową, miedzy sobą na różne tematy. Barjan dobiegł do schodów. Zaczął z nich z biegać. Miał obawę że jak znajdzie się poza terenem szkoły, profesora Ulf już tam nie będzie. Wiedział że jego nigdzie nie znajdzie. Powodowany tą obawą, przyspieszył swój bieg. Barjan szybko zbiegł ze schodów. Pędząc jak oszalały przez korytarz, znajdujący się na parterze. Który też wypełniony był uczniami. Lecz tam nie którzy uczniowie ,zwrócili na niego uwagę. Zastanawiając się gdzie on tak biegnie. Barjan wcale na nich nie zważał. Do biegł do głównego wejścia i wybiegł ze szkoły. Zmierzał w stronę bramy. Dystans dzielący Barjana, od budynku do bramy, szybko pokonał. Gdy znalazł się poza terenem szkoły. Widział jak profesor Ulf, zmierza do zagajnika. Lada moment wejdzie do niego i zostanie zakryty, przez rosnące w nim krzewy i drzewa. Barjan chciał przyspieszyć kroku. Wtedy chwyciła go korka. Zaczął odczuwać już zmęczenie. Nie mogąc dopuścić, żeby stracić jego z oczów. Barjan zaczął się drzeć.

– Profesorze Ulf !

Starzec s początku nie słyszał wołania Barjana. Miał już zamiar wejść do zagajnika. W ostatniej chwili do jego uszów doszło, wołanie Barjana. S początku pomyślał że umysł płata mu figle. Lecz powtarzalność wołania i odczucie znajomego przez niego głosu. Zmusiło jego do zatrzymania się i wsłuchania w otoczenie. Po paru sekundach ,był już pewny, że ktoś go na prawdę woła. Profesor Ulf obrócił się do tyłu. Zobaczył Barjana który biegnie w jego stronę. Owładnięty sympatią jaką odczuł do Barjana. Podczas pierwszej rozmowy. postanowił poczekać na niego. Barjan dobiegł do profesora Ulf. Stanął przed nim. Przez chwile próbował na brać tchu. Oparł swoje ręce o kolana i mocno oddychał.

– Musisz mieć ważny powód, skoro tak intensywnie biegłeś do mnie – powiedział profesor Ulf.

Barjan wyprostował się. Już normalnie oddychał. Od razu zapytał.

– Sotorn kto to jest ?

– To ty nie wiesz, kim on jest – odpowiedział profesor Ulf.

– Pierwszy raz o nim się wczoraj dowiedziałem. Proszę mi wierzyć profesorze Ulf.

– To zdrajca. Zdradził króla – powiedział profesor Ulf.

 

 

Zdechły Lis

Zdechły lis, wstanie rozkładu, wydzielający z siebie mocny odór, leżał pod brzegiem strumienia. Przed zagajnikiem. Spoglądał na padlinę Rafał, który stał w bliskiej odległości od lisa. Zastawiając ręką usta i nos, próbował w ten sposób chronić, się przed dokuczliwym smrodem. Zastanawiał się. Po jakimś czasie, od szedł od padliny. Tymczasem Barjan wszedł na stołówkę. Ustawił się ostatni, w kolejce do okienka w drzwiach. Przez które Matylda, wydawała uczniom śniadanie. Przy jednym stoliku zasiadało, czterech uczniów. Po mino tego , tak było dużo wolny miejsc. Na pustych stołach, położone były cztery krzesła. Każde przy jednym boku. Barjan odebrał śniadanie. Odszedł od okienka. Jak resztę uczniów, otrzymał. Cztery kromki chleba. Kostkę masła. Cztery plastry wędliny. Kubek ciepłego mleka oraz jabłko. Barjan podszedł do pustego stolika. Położył talerz ze śniadaniem i kubek mleka ,na środku stolika. Następnie ściągnął krzesła. Usiadł przy stole. Siedział sam. Z racji tego ,iż żaden inny uczeń ,nie chciał się z nim zadawać. Tym bardziej siedzieć razem z Barjanem. Nieważne czy jadalni lub w klasie. Czy gdziekolwiek indziej. Barjan zaczął spożywać posiłek. Rafał powstrzymał Sebastiana, Tomka i Marcina, do wejścia na jadalnie. Mówiąc do nich.

– Czekaj cię.

Chłopcy spojrzeli na Rafała, mocno zdziwieni.

– O co tobie chodzi, przecież jest śniadanie – powiedział Tomek Rafałowi.

– Chodzie ze mną – powiedział Rafał.

– Po co – zapytał Tomek.

– Zobaczycie – odpowiedział Rafał.

Kompani po krótkim zastanowieniu, posłuchali Rafała. Poszli zanim. Prowadzeni przez Rafała, odeszli od jadalni. Szybko opuścili ,budynek szkoły. Rafał zaprowadził ich z tyłu szkoły. Gdzie znajdowała się stara szopa. Postawiona przy samym murze. Rafał otworzył drzwi do szopy. Wydał polecenia, swoim kolegą.

– Wy dwaj weźcie tą beczkę !

Potem chwycił w ręce widły. Chciał je wręczyć Tomkowi ,mówiąc przy tym.

– A ty trzymaj to !

– Co to ja chłop jestem ! Zaprotestował Tomek.

– Nie, ale dla niego, coś zrobimy – próbował uspokoić Rafał Tomka.

Sebastian i Marcin patrzeli na siebie, z ironicznym spokojem. Od razu się domyślili ,że Rafał ma plan przeciwko Barjanowi. Potrzebuje ich pomocy. Wyczuli że to będzie, niezły numer. Dlatego przestali już protestować. Tomek s początku się nie zorientował. Jego mina wyrażała, przeciw wobec żądani Rafała. Dopiero gdy spojrzał się na Marcina i Sebastiana. Zorientował się co jest grane.

– Chcesz coś zrobić dla niego – powiedział Tomek. Po chwili dodając – no dobra idziemy.

Wzięli ze sobą drewnianą beczkę i widły. Prowadzeni przez Rafała. Opuścili teren szkoły, furtką zamontowaną z tyłu muru. Szli blisko muru. Po ten odbili w bok. Kierowali się w stronę zagajnika.

– Gdzie ty nas prowadzisz – zapytał Sebastian.

– Już nie daleko – odpowiedział Rafał.

Idąc wzdłuż zarośli, Rafał wyprowadził ich nad brzeg strumienia. Do padniętego lisa.

– Weście tego lisa do beczki – powiedział Rafał.

– Ale on potwornie śmierdzi – zaprotestował Tomek.

– Zróbcie to – krzyknął Rafał na kolegów.

Tomek w bił widły w lisa. Wnętrzności rozlały się ziemie.

– Zaraz z wymiotuje – powiedział Sebastian.

– Przestańcie wreszcie marudzić – krzyknął po raz kolejny Rafał, tracąc cierpliwość.

Tomek szybkim ruchem włożył lisa do beczki.

– Idziemy – powiedział Rafał.

– Dokąd teraz – zapytał Tomek.

– Pod łaźnie – odpowiedział Rafał.

Kompani kierowali się w stronę szkoły. Dokładnie pod okno łaźni. Które znajdowało się z tyłu budynku.

– Zamknij cię tą beczkę – rozkazał Rafał. Nie mogąc już z nieś tego smrodu. Tomek położył wieko na beczce i je zakręcił. Po tej czynności, smród przeminął. Kompani szli tą samą drogą ,jaką dotarli na brzeg strumienia. Kierowani przez Rafała. Lecz było to już zbyteczne, gdyż znali drogę powrotną.

– Co zamierzasz zrobić z tym lisem – Zapytał Marcin.

– Zobaczycie wieczorem – odpowiedział Rafał.

Kompani weszli na teren szkoły, od tyłu. Podeszli pod okno łaźni. Rafał przez chwile się rozglądał, dookoła. Spostrzegł mały krzak z rozległymi gałęziami.

– Połuszczcie beczkę tam – powiedział Rafał, wskazując palcem krzak.

Marcin i Sebastianem ukryli beczkę w krzaku. Rafał zaczął z nimi ,dzielić się swoim planem, odnośnie Barjana.

– Marcin z Sebastianem wieczorem będziecie ,czekać przed oknem. Gdy otworzymy wam okno, włożycie beczkę do łaźni.

– Ale sami nie damy radę – powiedział Sebastian.

– Pomożemy wam, gdyż będę czekać z Tomkiem, na Barjana ukryci w łaźni – odpowiedział Rafał.

– Niech tak będzie. Teraz chodzimy coś z jeść – powiedział Marcin.

– Idziecie ja postaram się zdobyć ,klucze od kabin – powiedział Rafał.

Kompani zaczęli się rozchodzić. Tomek stał przez chwile pod oknem. Spoglądał na krzak, w którym ukryta była beczka.

– Żeby tylko ktoś nie zabrał tej beczki – powiedział do siebie Tomek i oddalił się z tego miejsca.

 

 

Barjan przebywał w swoim pokoju. Trzymał w ręku szkatułkę. Żalił się do niej szeptem.

– Mamo gdybyś tylko widziała, jak mi tutaj jest ciężko. Wszyscy się na mnie uwzięli. Ale przyrzekłem tobie mamo. Przez to skończę, tą szkołę. Po mino cierpienia, jakie tutaj ponoszę. Kocham ciebie mamo ponad wszystko.

Barjan położył szkatułkę na półce. wyjrzał prze okno. Na dworze panowała już noc. Barjan stwierdził że czas się umyć. wyjął z szafy odzież, na przebranie. Trzymając ją w ręku ,opuścił swój pokój. Schodząc schodami w dół, napotkał Matyldę. Która trzymając w rękach ,duży garnek ,wchodziła schodami do góry.

– Witaj – powiedział Barjan.

Matylda spojrzała na niego i odpowiedziała.

– Cześć Barjan.

– Idź już spać przecież jest późno – powiedział Barjan.

– Nie długo pójdę co u ciebie słychać – powiedziała Matylda, kładąc garnek na stopniu.

– Dzień jak codzienni – odpowiedział Barjan.

Matylda zobaczyła, kamienny wyraz twarzy u Barjana. Pomyślała że jest to wyraz smutku u niego. A jego odpowiedzi była wymijająca, od prawdziwych zmartwieni Barjana.

– To dlaczego jesteś taki smutny – Zapytała Matylda.

– Nie jestem wcale smutny. Po prostu zastanawia mnie pewien fakt – powiedział Barjan.

– Czyli – drążyła temat dalej Matylda.

– Sotorn dlaczego zdradził króla.

Matylda zrozumiała że jest to prawdziwy powód zmartwień Barjana. Nie po trafiła zrozumieć, dlaczego on się tym tak bardzo zainteresował. Matylda dobrze wiedziała że Sotorn ,jest najbardziej poszukiwanym przestępcą w królestwie. Że Barjan o nim się przed chwilą dowiedział ,nie przyszło Matyldzie to do głowy.

– Ten zdrajca. Podał po ufne informacje na temat króla ,państwu miastu w górach Albram. Wykryto jego zdradę, jeszcze przed śmiercią króla – powiedziała Matylda.

– To kim on był ,zanim został banitą – zapytał Barjan.

– Był prawą ręką króla. Uniknął stryczka bo na łożu śmierci ,zbałamucił króla. Potem uciekł i ślad po nim zaginą. Zresztą szczegółów już nie pamiętam. Bo jak wyszła prawda o zdradzie Sotorna, byłam wtedy jeszcze bardzo mała – powiedziała Matylda.

– Morze uciekł do tego państewka – zasugerował Barjan.

– Nie po gdyby tam był. Już dawno by go wytropili. On po prostu przepadł bez śladu – powiedziała Matylda. Po krótkiej płazie dodała – Lepiej powiedz dokąd tak pędzisz z tymi ubraniami.

– Do łaźni.

Barjan poszedł dalej. Zostawiając Matyldę. Czuł do niej ogromną sympatię. Lecz była to sympatia przyjacielska. Natomiast Matylda , zakochała się w Barjanie. Była pod wrażeniem ,jego urody, oraz charakteru. Pragnęła zawiązać z nim inne relacje niż przyjaciel, przyjaciółka. Lecz bała się jemu to powiedzieć. Gdyż nie była pewna ,jak on na to zareaguje. Barjan dotarł do łaźni. Szybko rozebrał się do naga ,kładąc swoje czyste i brudne ubrania na ławce. Leżącej przy ścianie. Pod rzedł do wany, która leżała na kaflowym piecu. Mocno rozgrzanym. Nalał z wany ciepłą wodę do wiadra. Z tym wiadrem wszedł do kabiny, zamakając po sobie drzwi. W tedy z drugiej kabiny szybko wyskoczył Rafał. Przycisnął swoim ciałem drzwi kabiny ,w której znajdował się Barjan. Mówiąc przy tym.

– Witaj chłopino.

Barjan w padł w panikę. Niechcący rozlał po posadzę wiadro z ciepłą wodą. Chciał siłą swojego ciała, wydostać się z pułapki. Prawie się jemu udało. Gdyby nie Tomek ,który rzucił się na drzwi. Barjan przewrócił się w kabinie. Rafał zamknął drzwi na klucz. Barjan szybko powstał. Próbował o tworzyć drzwi. Pchając je swoim ciałem ,lecz bez skutku. Gdyż był zamknięte na klucz. Potem zaczął walić pięściami w drzwi i krzyczeć

– Wypuście mnie !

Rafał otworzył okno. Sebastian i Marcin wyjęli beczkę z krzewu. Podeszli z nią do okna, podnieśli ją. Tomek z Rafałem chwyciwszy beczkę, wnieśli ją przez okno, do łaźni potem. Tomek otworzył wieko. Rafał wrzucił ubrania Barjana ,do beczki ze zdechłym lisem. Tomek zamknął beczkę wiekiem i poszedł do okna. Chciał je zamknąć. Rafał mu przerwał.

– Zostaw niech się chłopina do tleni.

Tomek i Rafał opuścili łaźnie, zamykając drzwi do łaźni na klucz.

– Pomocy ! Barjan krzyczał, waląc pięściami w drzwi. Prze długi czas, aż zachrypł. Wtedy skulił się w rogu kabiny. Nastała głucha cisza. Barjan nie wiedział dlaczego wszyscy na niego się tak uwzięli. Zastanawiał się teraz, w czym zawinił. Przecież nic im złego nie zrobił. Jednak nikt w tej szkole, nie może się na niego patrzeć. Chciał znać prawdziwy powód, lecz dobrze wie że nikt jemu tego nie powie. Zarówno z uczniów jak z nauczycieli. Barjan usłyszał zbliżające się kroki. Energicznie powstał. Zaczął walić w drzwi. Krzycząc jednocześnie z całych sił.

– Pomocy !

Lecz kroki, zaczęły się oddalać. Potem ucichły. Barjan stracił nadzieje, że ktoś go uwolni tej nocy. Z powrotem skulił się, wrogu kabiny. Po płakał się. Na dworze rozpętała się wichura. Mroźne powietrze ,wpadało prze otwarte okno. W łaźni było potwornie zimno. Barjan nagi, trząsł się s powodu tak niskiej temperatury, jaka powstała w łaźni. Mroźne powietrze, które powodowało potworne zimno. W prawiło Barjana na skraj szaleństwa. Do uszów Barjana ,zaczęły do chodzić śpiewy ptaków. Barjan nie wierzył w tej chwili, swoim zmysłom. Wysilał że wyobraźnia płata mu figle. Jednak mrok nocy, zaczął powoli ustępować. W tedy dotarło do Barjana. że niema żadnych omamów. Tylko na serio, zbliża się nowy dzień. Gdy zrobiło się całkowicie widno. Drzwi do łaźni, ktoś otworzył. Potem ten ktoś, otworzył kabinę. W której uwieziony był Barjan. Barjan zobaczył Rafała i jego paczkę. Powstał a Marcin przewrócił beczkę. Z której wypadły ubrania Barjana i zdechły lis.

– Teraz będziesz pachniał, jak po najlepszych perfumach chłopino – powiedział Rafał.

Paczka Rafała opuściła łaźnie, zostawiając Barjana samego. On podbiegł do swoich ubrani. Które przesiąkły smrodem padliny. Wąchając swoją odzież, odwrócił głowę , wyniku smrodu.

 

 

Do klasy wszedł Barjan. Był mocno spóźniony. Nauczycielka nie przerwała lekcji, jak Barjan wchodził do klasy. W ogóle nie zareagowała. Tylko zerknęła na Barjana, jak zmierzał do swojej ławki. Potem patrzyła na niego przez chwile. Odór z ubrani Barjana, przesiąkniętych zapachem rozkładającej się padliny. Rozniósł się po całej klasie. Smród był nie do wytrzymania, dla innych uczniów. Którzy zatykali nosy, mówiąc szeptem do siebie.

– Fuj !

Barjan już nie czuł, tego uciążliwego zapachu. Gdyż jego nozdrza, przyzwyczaiły się do tego smrodu. Barjan próbując nie przejmować się reakcją innych uczniów, chciał jak najszybciej nadrobić zaległości, jeśli chodzi o spisywanie notatek z lekcji. Lecz było to już nie możliwe dla Barjana. Ponieważ był mocno spóźniony. Nauczycielka zaczęła odczuwać smród, wydobywający się z ubrań Barjana. S początku chciała nie reagować, lecz w miarę upływu czasu smród, który zawładnął klasą. Dla niej był uciążliwy. S początku próbowała też zatykać sobie nos. Lecz długo tak nie wytrzymał. W końcu ryknęła na uczniów.

– Tak tutaj śmierdzi !

– Od Barjana proszę pani – odpowiedział Olek.

Nauczycielka spojrzała ,złowrogim spojrzeniem na Barjana. Zaczęła na niego krzyczeć.

– Od ciebie śmierdzi gorzej niż z chlewa ! Marsz do dyrektora !

Barjan powstał. Skulił głowę i zaczął iść ,w kierunku drzwi. Wtedy na nauczycielka, wydała polecenie reszcie klasy.

– O twórzcie okna. Niech się tutaj trochę przewietrzy.

Barjan opuścił klasę. Udał się do gabinetu dyrektora. Zapukał dwa razy, w zamknięte drzwi. Gdy usłyszał słowo.

– Wejść !

Wydobywające się za drzwi. Otworzyły je i wszedł do gabinetu. Wojtak siedzi przy biurku. Przenikliwym spojrzeniem ,spojrzał na Barjana. Dając jemu do zrozumienia, żeby powiedział jaki jest powód jego wizyty. Barjan od razu się domyślił co leży Wojtkowi na duchu. Zaczął mówić

– Wychowawczyni kazała się do pana złości.

– Dlaczego – zapytał Wojtek.

– Bo śmierdzę – odpowiedział Barjan.

Wojtek powstał. Podszedł do Barjana. Obwąchał jego. Wydobywający się odór z odzieży Barjana , spowodował u Wojtka nudności. Wojtek odsunął się od Barjana odruchowo. Następnie otworzyła na oścież okno, swoim gabinecie. Żeby nie czuć tego zapachu. Stanął na w prost Barjana. W znacznej odległości od niego. Spojrzał na niego, gniewnym spojrzeniem Zapytał Barjana.

– Dlaczego tak śmierdzisz ?

– Wczoraj w nocy zamknęli mnie w łaźni. Moje ubranie wrzucili do beczki ze zdechłym lisem – odpowiedział Barjan.

– Kto to zrobił ? zapytał Wojtek.

– Rafał, Marcin, Sebastian i Tomek.

Wojtek się wydarł na Barjna.

– Jak możesz rzucać takie oskarżenia ! Na najwyżej urodzonego szlachcica w tej szkole śmieciu ! – Po chwili dodał – Przechodziłem wczorajszej nocy koło łaźni ! Ty darłeś się jak głupi ! Teraz oskarżasz szlachtę ! Oduczę ciebie tego, wystawa łapy !

Barjan wystawił łapy. Wojtek wyjął drewniany wskaźnik z szafy. Zaczął bić po dłoniach wskaźnikiem Barjana. Każdym uderzeniem Barjan czuł większy ból. Po paru razach się popłakał. Po następnym kleknął. Wojtek odłożył wskaźnik i wskazał palcem drzwi, mówiąc.

– A teraz zejdź mi z oczów.

– Przepraszam – powiedział Barjan.

Powstał i opuścił gabinet dyrektora.

 

 

 

Pijaczka

Pochmurna pogoda , częstymi opadami deszczu. Smagana gwałtownymi wiatrami, ustąpiła. Nastała zima. śnieg pokrył tutejszą dolinę. Mróz był odczuwalny nawet w budynkach. W tym dniu panowała słoneczna pogoda. Opady śniegu na chwilę ustąpiły. Uczniowie ubrani byli w skórzane marynarki. By nie odczuwać zimna, które panuje w budynku. Mino że szkoła tak była ogrzewana. Nastała przerwa lekcyjna. Korytarz zapełnił się uczniami. Tomek stanął na wprost okna z Sebastianem. Prowadzili miedzy sobą żywą dyskusję.

– Mają nowy trop, odnośnie Sotrna – powiedział Sebastian.

– Okazał się chybiony – dodał Tomek.

– Jakim cudem, jemu tak długo udało się uniknąć pojmania – zapytał Sebastian.

– Nie wiadomo, czy jeszcze żyje – odpowiedział Tomek.

– Tutaj jesteście, szukaliśmy was wszędzie – odezwał się Marcin.

Tomek z Sebastianem obrócili się w bok. Zobaczyli idących w ich stronę, Rafała z Marcinem. Koledzy przywitali się miedzy sobą. Potem mieli zacząć rozmowę, gdy Marcin spojrzał w okno. Zobaczył jak przed szkołą, kręci się starsza kobieta. Ubrana była w nędzne ubranie. Piła wino z butelki.

– Co ona tutaj robi – powiedział Marcin.

– Kto – powiedzieli koledzy do Marcina.

– Ta łajza, sami zobaczcie – powiedział Marcin.

Koledzy spojrzeli w okno i dostrzegli tą kobietę

– Zaraz doniosę o niej dyrektorowi, od razu ją przepędzi – powiedział Marcin.

– Czekaj mam pomysł – powiedział Rafał.

– Co zaś kombinujesz – zapytali się koledzy.

– Zobaczycie a teraz idziemy do niej – powiedział Rafał.

Kobieta stała na wprost bramy, podpierając się ręką o mur. Była już mocno zamroczona, przez alkohol. Ale nie straciła jeszcze kontaktu z rzeczywistością. Kobieta wyprostowała się. Wzięła ostatni łyk wina i rzuciła butelkę na ziemie. Potem zaczęła się oddalać od szkoły. Idąc chwiejny krokiem. Nagle usłyszała słowa za pleców, skierowane do niej.

– Łajzo chcesz zarobić – zawołał Rafał.

Kobieta odwróciła się w ich stronę i zapytała.

– Co mam zrobić ?

Rafał z kompanami, podeszli do kobiety.

– Masz poderwać kolegę z klasy – powiedział Rafał.

– Za ile – padło drugie pytanie z ust kobiety.

– Trzy srebrne monety – odpowiedział Rafał.

Kobieta uśmiechnęła się do nich z pazerności. Uczniowie wywnioskowali z jej uśmiechu, akceptację ich propozycji.

– A teraz ukryj się w zagajniku. Żeby ciebie nikt nie widział – dodał Tomek.

– Ale – mówiła kobieta.

– Przyjdziemy do ciebie – przerwał Sebastian.

– I pokarzemy ucznia – dodał Marcin.

Kobieta odeszła od uczniów. Zaczęła się kierować w stronę zagajniku.

– Tylko masz to zrobić realistycznie – krzyknął Tomek, w stronę kobiety. Potem uczniowie wrócili do szkoły.

 

Uczniowie weszli do klasy. Nauczycielka siedziała przy biurku. Obserwowała jak uczniowie siadają w ławkach, w których siedzieli zawsze co lekcje. Barjan siadł w ławce sam. W ostatnim rzędzie. nauczycielka odnotowała w dzienniku listę obecności i wygłosiła w prowadzenie do dzisiejszej lekcji.

– Dzisiaj omówimy Prawo Tałzena, jej genezę oraz treść.

– Proszę pani ta księga opisuje magiczne istoty – Zapytał Olek.

– Tak – odpowiedziała nauczycielka.

Barjan jako dziecko słyszał o magicznych istotach. Od relacji starszych osób, które rzekomo je widziały. Lecz w miarę dorastanie, coraz mniej osób o nich mówiło, w jego rodzinnej wsi. Pamięć z tych relacji, została głęboko zakorzeniona w umyśle Barjan. Jako dziecko Barjan ,chciał bardzo zobaczyć magiczne istoty. Chociaż jedną ,chociaż raz w życiu. Lecz później w jak przybywało lat Barjanowi ,chłopiec przestał o nich myśleć. W końcu zatracił w wiarę w magiczne istoty. Oprawie Tałzena nigdy wcześniej, przed tą lekcją nie słyszał. Nauczycielka odeszła od swojego biurka. Stanęła pośrodku tablicy. Rozpoczęła wykład o tej książce. Krążąc po klasie miedzy rzędami ławek.

– Magiczne istoty – mówi nauczycielka – podania o tych magicznych stworzeniach, krążyły jeszcze parę lat wstecz, wśród chłopów i biedoty miejskiej. Jedna księga która w całości porusza ten wątek jest Prawo Tałzena. Zgodnie z legendą ,napisana została przez Tałzena. Który był bogiem i stworzycielem ludzi, zwierząt oraz magicznych istot. Księga ta została napisana formie kodeksu. Reguluje ona stosunki miedzy ludźmi a magicznymi istotami. Oraz opisuje nature tych istot. Wśród rożnych rodzaju takich stworów jak elfy, krasnoludki ,syreny ,jednorożce są wróżki. Z wyglądu są zawsze pięknymi kobietami. Jak wszystkie magiczne istoty są nieśmiertelne. Mają największą moc ze wszystkich magicznych istot. Są źródłem życia dla innych magicznych istot. Według Prawa Tałzena istnieje też jedna wiedźma Ermira. Która do szpiku jest zła. Lecz to tyle z mitologi teraz przejrzymy się faktom. Pierwsze zapiski sięgają czasów starożytnych. Lecz jak sądzą uczeni geneza tej książki sięga czasów prehistorycznych. Która ewoluowała z ludowych podani przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Jak chodzi o współczesne podania o magicznych istotach. Są złudzeniem prostego ludu. Bo żadne wróżki, elfy, krasnoludki i tym podobne rzeczy, nawet z Ermirą nie istnieją.

Barjana bardzo zafascynowała lekcja o Prawie Tałzena i magicznych istotach. Zapoznanie się z treścią Prawa Tałzena ,napawała go ogromną ciekawością. Do tego stopnia że jeszcze teraz był wstanie poświeci wszystkie swoje pieniądze, chodzi miał ich niewiele ,na zakup tej książki. I jeszcze tego samego dnia, zaczął by ją czytać. Przenosząc inne swoje obowiązki na dalszy tor. Spowodowane było to fascynacją magicznymi istotami, jaką odczuwał w dzieciństwie. Teraz w trakcie tej lekcji owa fascynacja wróciła do serca Barjana. Z stukrotną siłą. Barjan wątpił istnienie magicznych istot. Nauczycielka wyjęła z szuflady sprawdzone klasówki. Zaczęła podawać je uczynią. w tym momencie, fascynacja magicznymi istotami na moment zgasła w sercu Barjana. Pojawił się smutek, na ten czas. Gdyż Barjan nie zaliczył sprawdzianu. Nadszedł czas przerwy. Matylda krążyła po korytarzu dzwoniąc dzwoneczkiem. Uczniowie opuścili swoje klasy i zapełnili korytarz. Barjan wyszedł z klasy. Przygnębiony oparł się o ścianę. W tym momencie podszedł do niego jeden z uczniów i mu powiedział.

– Nie wiem po co ty tutaj uczysz się. Przecież nie zdasz, wyrzucą ciebie ze szkoły.

Barjan zlekceważył, przygadanie ucznia. Odszedł od niego. Kierował się w stronę schodów. Po drodze zgniótł klasówkę i zezłości rzucił ją na podłogę. Schodami zeszedł na parter. Spokojnym krokiem ,kierował się do głównego wyjścia. Korytarz na parterze obecnie był, pusty gdyż wszyscy uczniowie opuścili szkołę. Barjan doszedł do wyjścia i opuścił budynek. Przez chwile obserwował jak uczniowie bawią się w śniegu, na terenie szkoły. Jedni lepią razem ogromnego bałwana. Inni rzucają się miedzy sobą śnieżkami. Barjan uśmiechnął się do siebie. Ten widok przypominał jemu szczęśliwe lata, w rodzinnej wiosce. Barjan zaczął iść w stronę bramy. Gdy podszedł wystarczająco jej blisko. Zobaczył jak Rafał z kompanami i kobietą idą w jego stronę. S początku był mocno zdezorientowany, tym widokiem. Nie mieściło się jemu w głowie, jak tacy arystokraci mogą się zadać ze zwykłą żebraczką. Gdy byli w bliskiej odległości od niego. Rafał powiedział szeptem do kobiety.

– Do dzieła.

Kobieta podbiegła do Barjana. Klękła przed nim i zaczęła głośno krzyczeć.

– Barjanku kochanie, zostań moim mężem !

Barjana w pierwszej chwili zamurowało. Gdy kobieta zaczęła wstawać, Barjan mocno się tą sytuacją przeraził. Odruchowo się od niej odsunął. Zaczął krzyczeć

– Zostaw mnie !

– Nie odrzucaj mojej miłości – powiedziała kobieta.

– Nie znam ciebie – krzyknął Barjan.

Uczniowie znajdujący się w pobliżu. Za czeli słuchać rozmowy miedzy kobietą a Barjanem i śmiać się zaistniałej sytuacji. Barjan tego nie zauważył. Był tak bardzo mocno przerażony ową kobietą. Profesor Ulf ukryty w zagajniku. Obserwował całą sytuacje z politowaniem kiwał głową.

– Nie pamiętasz jak mi miłość po grób przyrzekałeś – powiedziała kobieta.

– Pierwszy raz ciebie widzę – krzyknął Barjan.

– Niech ciebie ucałuje – powiedziała kobieta.

Gdy kobieta chciała przytulić Barjana. Barjan zaczął uciekać, ku ucieszeniu innych uczni. Którzy kładli się ze śmiechu na ziemi, pokrytej śniegiem. Kobieta biegła zanim krzycząc.

– Barjanku nie uciekaj ode mnie, kocham ciebie !

Profesor Ulf przyglądał się całej sytuacji. Z wielkim niezadowoleniem, gdyż dotarło do niego jak naprawdę jest traktowany Barjan. Barjan wbiegł do szkoły głównym wejściem. Zamknął po sobie drzwi i zaparł się o nie. Kobieta zaczęła walić pięściami w drzwi i krzyczeć głośno .

– Barjanku otwórz, nie wstydź się naszej miłości. Kocham ciebie !

Gdy przestała walić, podeszła do niego nauczycielka. Powiedziała do niego.

– Nie ładnie tak traktować narzeczoną.

Potem zaczęła się śmiać z Barjana. Gdy nauczycielka odeszła. Barjan usiadł oparł się o drzwi i zaczął płakać.

 

 

Nadeszła noc. Kobieta czekała na uczniów w zagajniku. Mijał czas a nikt do niej nie przychodził. Kobieta bardzo się niecierpliwiła. Pragnienie spożycia napoju alkoholowego, wzmagało się na sile. Krążąc nerwowo miedzy drzewami ,kobieta nie wiedziała że jest obserwowana ,przez profesora Ulf. Który ukrył się w zaroślach. Obserwował ją od samego momentu ,w którym tutaj przyszła po ośmieszeniu Barjana. Do kobiety podeszli Rafał i jego kompani. Rafał dał kobiecie dwie srebrne monety. Na to kobieta powiedziała.

– Miały być trzy.

– Tyle tobie starczy – odpowiedział Tomek.

Uczniowie zaczęli oddalać się od kobiety. Ona krzyknęła.

– Miały być trzy !

– Idź się uchlej łajzo – powiedział Sebastian.

Profesor Ulf ukryty w zaroślach. Pilnie obserwował całą tranzakcie. Z politowaniem dla Barjana kiwał głową.

 

 

Noc u Matyldy

Barjan przez długi czas nie mógł zorientować się, jaki jest faktyczny powód takiego podłego traktowania. Jego przez uczni i nauczycieli. Teraz gdy stoi przed lustrem w swoim pokoju i trzyma w ręku porcelanową szkatułkę. Nagła myśl przyszła jemu do głowy. Dokładnie zaczął się zastanawiać ,jak szlachta i bogaci mieszczanie postrzegają chłopów. Barjan po krótkim rozmyślaniu. Spostrzegł że oni gardzą chłopstwem, jako klasą społeczną. Uważają ich za prymitywów. Ludzi którzy nie powinni obcować w jakikolwiek sposób z arystokratami i bogatymi mieszczanami. Barjan od razu zorientował się że taki jest faktyczny powód, jego traktowania w tej szkole. Teraz już wiedział ,że z racji tego że jest chłopem. Nie mogą jego zaakceptować jako ucznia. Inni uczniowie, którzy wywodzą się z miejscowej szlachty, oraz nauczyciele którzy wywodzą się z bogatych mieszczan. Barjan wysunął wnioski, że nigdy oni go nie zaakceptują. Z raci tego że jest chłopem i będą jego gnębić do konica uczęszczania w tej szkole. Tylko po to żeby zrezygnował ze szkoły. Barjanowi zrobiło się teraz smutno. Z wielkim niepokojem spoglądał w przyszłość. Szkoły porzucić nie zamierzał, z raci przysięgi jakiej złożył matce i ojca który sprzedał większość swojej ziemi ,by mógł zapisać syna do tej szkoły.

– Teraz już wiem mamusi dlaczego się oni wszyscy tak na mnie uwzięli – mówił Barjan szeptem do szkatułki. – Oni nigdy mnie nie zaakceptują, z raci że jestem chłopem i próbuje osiągnąć coś co powinno być zarezerwowane, wyłącznie dla nich. Przez to nie dadzą mi żyć w tej szkole. Mamo po mino trudności, jakie spotkały mnie w tej szkole i jeszcze spotkają. Obiecuje tobie mamo że z kończę tą szkołę. Bo ciebie kocham ponad wszystko i dla ciebie to robię. Spełniając twoje pragnienie.

Barjan pocałował szkatułkę i położył ją na półce. Potem zerknął na piec. Spostrzegł że niem już drewna, a ogień w piecu gaśnie. Na dworze panowała już noc. Barjan opuścił swój pokój. Schodami zeszedł do piwnicy. Znalazł się w ciemnym korytarzu, gdzie po obu ścianach widniały drzwi. Do rożnych pomieszczeni. Barjan spostrzegł że w oddali światło z płomienia. Wydobywa się z pewnych zamkniętych drzwi. Które znajdowały się na końcu korytarza. To musi być pokój Matyldy. Pomyślał Barjan. Barjan podszedł do tych drzwi. Zapukał w je delikatnie i otworzył te drzwi. Matylda leżała na łóżku.

Barjan zapytał się jej.

– Nie podzieliłaś byś się ze mną drewnem. Bo mi brakło a ogień w piecu mi gaśnie.

– Nie. Sama mam mało, ale jak chcesz możesz spać w moim pokoju. Te łóżko jest twoje – powiedziała Matylda.

– Dziękuje – odpowiedział Barjan.

Barjan położył się na drugim łóżku. Przez chwile leżał w milczeniu. Barjan darzył ogromną sympatią Matyldę i wielkim zaufaniem. W tym momencie ta dziewczyna była jemu najbliższą osobą w tej szkole. Zaraz po niej znajdował się profesor Ulf. Barjan wyczuwał też serdeczność od Matyldy, stosunku do niego. Wiedział że ona też jest do niego przyjaźnie nastawiona. Tak samo jak profesor Ulf. Lecz że tak naprawdę Matylda jest w Barjanie zakochana. Tego się on nie zorientował. W końcu Matylda zapytał Barjana.

– Nad czym tak rozmyślasz ?

– Kiedyś w mojej rodzinnej wiosce. Ludzie przeważnie starsi, opowiadali o magicznych istotach – mówił Barjan – Ich relacje były różne. Ja jako dziecko pod wpływem tych opowieści. Bardzo chciałem zobaczyć te istoty. Chociaż raz w życiu. Gdy dorosłem już nikt o nich nie opowiadał, a ja zapomniałem o nich. Teraz pamięć z tych dawnych pragnień powróciła do mojego rozumu.

– Dlaczego – zapytała Matylda.

– Dzisiaj miałem lekcje o Prawie Tałzena. Ta książka która opisuje te istoty jest, bardzo stara podobno – odpowiedział Barjan.

– To nią przeczytaj jeśli jej nie czytałeś – Zaproponowała Matylda.

– Bardzo bym chciał, lecz mam pytanie co sądzisz o magicznych istotach.

– Elfy i tym podobne rzeczy. Moji rodzice uważali to za zabobon. Ja nigdy się na tym nie zastanawiałam. Barjanie a ty wierzysz w magiczne istoty.

– Nie wykluczam ich istnienia – odpowiedział Barjan.

Barjan i Matylda przez chwile leżeli w milczeniu. W końcu Matylda zadała nowe pytanie Barjanowi. Nie związane z magicznymi istotami.

– Jak się tutaj znalazłaś.

– W dzieciństwie, moja matka na uczyła mnie czytać pisać i postaw matematyki. Bardzo pragnęła żebym kiedyś poszedł do szkoły. Gdy umierała kazała posłać ojcu mnie do szkoły. Po śmierci matki, ojciec sprzedał większość ziemi. Za te pieniądze zapisał mnie do szkoły – powiedział Barjan. – A ty co tutaj robisz – dodał.

– Pochodziłam z bogatej rodziny kupieckiej. – mówiła Matylda – Pewnego razu rodzice, chcieli mnie ożenić ze wspólnikiem. Nie zgodziłam się. Więc rodzice wyrzucili mnie z domu. Przez pewien czas błąkałam się po mieście. Aż przyjęłam się do wędrownego cyrku. Wędrowałam z miasta do miasta, aż dotarłam do miasta Get. W tym mieście odeszłam od cyrku. Przez parę dni szukałam pracy w mieście. W końcu zatrudniła mnie szkoła jako gosposie W zamian zaoferowała mi nocleg wyżywienie i trochę pieniędzy.

– Matyldo chce już spać.

– Dobranoc – powiedziała Matylda.

Barjan odwrócił się plecami do ściany i zasnął. Matylda leżała na plecach. Powiedziała do siebie.

– Chciałam bym być twoją żoną Barjanie.

– Mówiłaś coś – powiedział Barjan.

– Śniło się tobie śpij – odpowiedziała Matylda.

 

Następnego dnia ,uczniowie ustawili się rano przed klasą. Do klasy zaczęła zbliżać się nauczycielka. Olek wyłonił się z szeregu i zawiadomił nauczycielkę.

– Proszę pani. Wczoraj wieczorem widziałem jak Barjan schodził do piwnicy. Spędził tam chyba całą noc. Pewnie u tej gosposi Matyldzie, czy jak jej tam.

Nauczycielka mocno się z bulwersowała ,informacjami podanymi przez Olka. W tym czasie Barjan podszedł pod klasę. Nauczycielka spojrzała na niego gniewnym spojrzeniem. Wskazała dłonią głąb korytarzu i powiedziała.

– Marsz do dyrektora.

Barjan udał się do dyrektora. Zapukał dwa razy w drzwi jego gabinetu. Otworzył je Wchodząc do środka ,Wojtek siedział przy biurku. Pił kawę.

– Wychowawczyni kazała zgłosić się do pana – powiedział Barjan.

– Po co – zapytał Wojtek.

– Nie wiem – odpowiedział Barjan.

Wojtek spojrzał na niego gniewnym spojrzeniem. Wstał, podszedł do Barjana. Zaczął krzyczeć na niego.

– Co zrobiłeś tym razem, że dominie cię oddelegowali. Mów i to szybko.

– Naprawdę nie wiem , proszę pana. Wczoraj brakło mi drewna na opał, więc poszedłem do Matyldy po drewno.

– Co u niej robiłeś – przerwał Wojtek Barjanowi.

– Spałem u niej – odpowiedział Barjan.

– Spałeś u niej, aha oduczę ciebie cudzołożyć – odpowiedział ze złością Wojtek.

Wojtek zacisnął pieść. Zrobił zamach i miał zamiar z całych sił uderzyć pięścią Barjana w twarz. Gdy w tej chwili do gabinetu w padł profesor Ulf.

– Powstrzymaj się Wojtek – krzyknął profesor Ulf.

Wojtek powstrzymał zamiar, spojrzał na starca.

– Nie życzę sobie, by w tej szkole Barjan był traktowany gorzej od innych uczniów – powiedział profesor Ulf.

– Ale on jest chłopem – odparł Wojtek.

– Sprzeciwisz się szlachcicowi kupcze – krzyknął profesor Ulf.

Wojtek zamilkł a profesor Ulf powiedział do Barjana.

– Wychodzimy.

– Ale on został złapany na cudzołóstwie – odezwał się Wojtek do profesora Ulf.

– On nie wie co to znaczy – odpowiedział profesor Ulf Wojtkowi.

Barjan i profesor Ulf opuścili gabinet dyrektora. Schodzili schodami, na półpiętrze profesor Ulf zatrzymał się. Spojrzał łagodnym i bardzo pogodnym spojrzeniem w oczy Barjana. Następnie się do niego serdecznie u uśmiechnął i powiedział do niego.

– Zapraszam ciebie i tą miłą panią na podwieczorek. Do mnie do domu. Dzisiaj pod wieczór. A teraz wracaj na lekcje, bo wiele przegrabisz.

 

 

Podwieczorek

Barjan z Matyldą czekali na profesora Ulf. Na dworze panował jeszcze dzień, lecz trwała zamieć. Gwałtowny wiatry rzucał padający śnieg we wszystkie strony ,potęgując odczucie zimna. Matylda przytuliła się do Barjana. On nie protestował ,z raci tak niskiej temperatury. Chciał na chwile się ogrzać. Barjan zaczął odczuwać przyjemne uczucie, spowodowane taką bliskością z Matyldą. Nie było to podniecenie seksualne, lecz coś innego. Te uczucie zaczęło tworzyć wieść w Barjenie. Stosunku do Matyldy. Które było jeszcze inne niż przyjaźni. Była to potrzeba nie ustanej bliskości z Matyldą. Przebywania z nią cały czas. Barjan stwierdził że właśnie się zakochał w Matyldzie. Profesor Ulf wyszedł zagajniku i powiedział.

– Zapraszam.

Barjan z Matyldą prowadzeni prze profesora Ulf, weszli w zagajnik. Szli wąską ścieżką. Rosnące dookoła drzewa, chroniły całą trójkę przed wiatrem i śniegiem. Lecz nie przed mrozem. Związku z tym profesor Ulf oznajmił im.

– Jak tutaj jest potwornie zimno.

Barjan przemieszczając się przez zagajnik, cały czas spoglądał na Matyldę. W tym momencie był zachwycony urodą tej dziewczyny, oraz jej charakterem. Zaczął odczuwać też pragnienie bliskości z nią. Matylda po jakimś czasie spostrzegła że jest nieustanie obserwowana przez Barjana. Zaczęła się domyślać iż w Barjenie zrodziła się miłość w stosunku do niej. Matylda uśmiechnęła się delikatnie do siebie i pomyślała nareszcie.

– Już nie długo – powiedział profesor Ulf.

Profesor Ulf zaprowadził ich do gęstych krzewów. W które wchodziła ścieżka. Czas jaki minął od wejścia w zagajnik, do dotarcia w te miejsce, był bardzo krótki. Profesor Ulf skulił głowę i wszedł w te zarośla. Barjan z Matyldą zrobili to samo. Szli pojedynczo, przedzierając się przez chaszcze. Na potkali zakręt. Po pokonaniu jego, wyłoniło się wyjście z zarośli. Gdy je opuścili, znaleźli się po drugiej stronie zagajnika. Zamieć ustąpiła i z powrotem pojawiło się słońce. Nad pagórkowatą przestrzenią, pokrytą śniegiem. W bliskiej odległości od zagajnika ,stał murowany piętrowy dom. Z drewnianym dachem i dużymi oknami, oraz masywnymi drzwiami. Znajdującymi się pośrodku budynku. Plac wokół wili, otoczony był metalowym płotem. Z dużą metalową bramą. Profesor Ulf skazał ręką ten dom i powiedział.

– Już prawie jesteśmy.

Profesor Ulf wprowadził Barjana i Matyldę ,do wnętrza swojego domu. Znajdowali się teraz w przedpokoju. Pokrytym drewnianą boazerią i giętymi schodami,i prowadzącymi na piętro. Na ścianach widniały obrazy. Na prawej ścianie, obok wejścia do domu były drzwi. Zabarykadowane drewnianymi belkami, które były poplątane grubym łańcuchem Zapiętym na solidną, lecz już zardzewiałą kłódkę. Po lewej ścianie znajdowało się wejście do salonu.

– Musimy się dobrze rozgrzać – powiedział profesor Ulf – Filiżanka ciepłej herbaty ,przy kominku na pewno wystarczy. Zapraszam do salonu tędy proszę – dodał.

Weszli do salonu. Salon urządzony był w stylu myśliwskim. Na ścianach wisiały głowy jeleniów z wielkimi porożami. Na podłodze leżała skóra dzika. Przy prawej ścianie był też kominek ,w którym palił się ogień. Barjan profesor Ulf i Matylda, siedli przy stoliku. Chwile później popijali herbatę, filiżankach i zajadali się ciastem jagodowym. Barjan od samego początku kiedy wszedł do domu profesora Ulf, zrucił uwagę na zabarykadowane drzwi. Teraz patrzał się na nie bez przerwy. Nie zwracając uwagi na rozmowę, jaką prowadziła Matylda z profesorem Ulf.

– Jesteś szlachcicem, dlaczego nam pomagasz – zapytała Matylda profesora Ulf.

– Ponieważ nie jestem taki jak inni z mojego stanu – mówił profesor Ulf – urodziłem się w dość zamożnej rodzinie szlacheckiej. W dużym mieście. Skończyłem dobrą szkołę. Lecz z chwilą kiedy stałem się dorosłym człowiekiem, moja rodzina zbankrutowała. Żeby mieć za co jeść. Przyłączyłem się do bandy zbójeckiej i na tym procederze nieźle się wzbogacałem. Pewnego dnia coś mnie ruszyło w sercu. Od tej pory porzuciłem bezprawie, a za swój majątek wybudowałem tą szkołę. I swój dom w tym miejscu.

Matylda spojrzała na Barjana ,patrzącego się prawie bez przerwy na zabarykadowane drzwi.

– Barjan co z tobą – zapytała Matylda.

– Prawo Tałzena – odpowiedział Barjan. Odruchowo na to profesor Ulf ostro zareagował.

– Nie wierzcie w te brednie o magicznych istotach.

– Dobrze ,ale co to jest to Prawo Tałzena – zapytała Matylda.

– To książka, która opisuje nature rzekomo tych magicznych istot. Z tego co wiem jest bardzo stara. Lecz mało co z niej pamiętam. Gdyż czytałem ją dawno temu. Tylko po to bo musiałem ją przeczytać. Lektura szkolna – odpowiedział profesor Ulf.

Barjan wstał. Poszedł do drzwi. Zaczął macać rękami kłódkę i łańcuchy. Profesor Ulf poszedł za nim. Barjan spojrzał na niego i zapytał.

– Co tam jest.

– Znajdowało się tam moje laboratorium– odpowiedział profesor Ulf – kiedyś interesowałem się nauką. Chciałem coś odkryć Lecz po szeregu niepowodzeni w tej dziedzinie, po rzuciłem raz na zawsze moją pasje. Laboratorium zamknąłem na klucz i pozabarykadowywałem łańcuchami – dodał.

Barjan zostawił profesora Ulf i wrócił do salonu.

 

 

 

 

 

Szkatułka

Nadeszły urodziny królowej Kaliny I. Z tej okazji szkoła ,sali reprezentacyjnej zorganizowała szczególną uroczystość. W sali reprezentacyjnej znajdowali się wszyscy uczniowie, jak też wszyscy nauczyciele. Zgromadzeni siedzieli na ławach. Ustawionych od wejścia, w stronę przedniej ściany. W pierwszym rzędzie siedzieli na nauczyciele. W kolejnych uczniowie. Sala reprezentacyjna ,była bogato zdobiona. Podłoga wyłożona była granitem. Na białych ścianach znajdowały się płaskorzeźby, oraz srebrne świeczniki. Sufit pokrywały freski. Z miedzianym żyrandolem, ozdobionym bursztynem. Na bocznej ścianie, wmontowane były duże okna. Wojtek dyrektor szkoły stanął pośrodku sali. Rozpoczął przemówienie. Wszyscy zgromadzeni powstali z miejsc.

– Dzisiaj całe królestwo obchodzi szczególne święto. Nasza ukochana królowa Kalina I. Obchodzi w tym dniu swoje siedemnastoletnie urodziny. Z racji owego zaszczytnego dnia. Nasza szkoła zaplanowała na ten szczególny dzień.

Gdy Wojtek wygłaszał przemówienie, wszyscy uczniowie podbiegli do okien. Za czeli się głośno śmiać. Wojtek w tej chwili nie reagował, tylko wygłaszał nadal swoje przemówienie. Lecz gdy podeszli nauczyciele do okien. Wojtek przerwał przemówienie i powiedział głośno.

– Co się dzieje !

– To Barjan – odpowiedziała zbulwersowana nauczycielka.

Wojtek podszedł do okna. Zobaczył jak Barjan, w tle gęsto padającego śniegu ,ściąga swoje ubrania. Które były zawieszone na bramie. Wojtek był bardzo zbulwersowany ,tym widokiem. Tak samo jak reszta nauczycieli. Na to miast uczniowie mieli mocny ubaw, zaistniałej sytuacji. Dla Wojtka było nie do pomyślenia, iż w taką uroczystość można sobie robić pośmiewisko z jakiegoś chłopa. Rezygnując z powagi i uroczystego charakteru tej uroczystości. W mienianiu Wojtka, zahaczało to o świętokradztwo. Wojtek mocno zbulwersowany tym zakłóceniem uroczystość. Zaczął krzyczeć na uczniów z całych sił.

-Wracać na miejsce ale to już !

Lecz uczniowie nie reagowali. Tylko śmiali się z głośno z Barjana. Wojtek rozglądał się dookoła. Zobaczył jak Tomek Marcin i Sebastian ,w chodzą do sali. Od razu się domyślił, że to ich sprawka. Energicznie podszedł do nich. Wyprowadził ich z sali. A po ten w holu zaczął się na nich drzeć.

– W takiej święto, robicie sobie jaja z tego chłopa. Jak mogliście zbezcześcić królową – krzyczał Wojtek !

Tomek Sebastian i Marci milczeli. Wojtek darł się nadal na nich.

– Nie jesteście godni waszych tytułów. Co by pomyślała o was rodzina, gdyby się dowiedziała o waszym nikczemnym zachowaniu.

– Przepraszamy – powiedzieli chłopcy chórem.

– Żeby mi się więcej to nie powtórzyło – powiedział Wojtek.

Rafał stał przebywający na półpiętrze, słyszał dokładnie całą rozmowę. Był wściekły na Barjna.

 

 

Barjan wszedł ze swoimi ubraniami na strych. Minął Matyldę szorującą podłogę. Wszedł do swojego pokoju. Zobaczył Rafała, który trzymał w ręce, jego porcelaną szkatułkę. Jedyną pamiątkę po swojej zmarłej matce. Barjan puścił ubrania na ziemie. Zaczął mówić do Rafała.

– O daj mi szkatułkę błagam ciebie.

– Dlaczego – zapytał Rafał.

– To jest jedyna pamiątka po mojej zmarłej matce – odpowiedział Barjan.

– Dobra – powiedział Rafał.

Rafał wysunął ręce w której trzymał szkatułkę. Gdy Barjan miał ją odebrać, Rafał puścił szkatułkę. Szkatułka potłukła się uderzając o podłogę. Barjan padł na podłogę i zaczął płakać.

– Jesteś bardzo sentymentalny chłopino – powiedział Rafał ,opuszczając pokój Barjna.

Matylda szorując podłogę, dobrze słyszała płacz Barjana. Gdy Rafał opuścił jego pokó.j Matylda od razu weszła do pokoju Barjana. Zobaczyła jak Barjan się pakuje ,zapytała.

– Co robisz.

– Porzucam edukacje – odpowiedział Barjan.

– Powiedz mi gdzie pójdziesz. W swojej rodzinnej wsi będziesz wyrzutkiem.

– W stompie do bandy zbójeckiej – powiedział Barjan.

– Barjanie nie nadajesz się na zbója ,za dobry jesteś – powiedział Matylda.

– To co mam robić – powiedział Barjan z płaczem.

– Do kończ edukacje.

– Ale już nie chcę – powiedział Barjan.

– Rób co chcesz żebyś potem nie żałował – powiedziała Matylda, zostawiając Barjana samego.

Barjan myślał, przez chwile. Do brze wiedział że Matylda ma racje. Nie może porzucić edukacji. Lecz w jego sercu zrodziła się nie nawieść do szlachty. Teraz nikt po zanim, niepragnienie upadku arystokracyj. Tak samo jak samej królowej. Która w oczach Barjana, była symbolem tego porządku świata. Nienawiść która zrodziła się w Barjanie. Była tak silna, że ten chłopiec nie cofnął bysie przed ludobójstwem. Żeby zniszczyć arystokrację. W końcu chwycił swój but i z całych sił uderzył butem w lustro ,tucząc je.

Koniec

Komentarze

Anonimie, wstrzeliłeś się z limitem i jako dyżurny przeczytał bym Twoje opowiadanie, ale nie w takiej formie, w jakiej jest obecnie. Przejrzyj tekst pod kątem podstawowych błędów i wizualnych niedociągnięć, bo w obecnym stanie czytanie jest katorgą. Mowa przede wszystkim o długich blokach tekstu, szalejącej interpunkcji (stawiasz spacje przed znakami interpunkcyjnymi), masą powtorzeń (w jednym krótkim fragmencie chyba dziesięć razy użyłeś imienia Barjan. Z pewnością można określić go innym słowem). Dziwaczne rozdzielania słów, np. na pisał, za czął itp. Być może to tylko sprawa edytora, nie zmienia to jednak faktu, iż nie poświęciłeś czasu aby sprawdzić, jak wygląda opublikowany przez Ciebie tekst. Reasumując, wrzucasz bardzo długie opowiadanie jako anonim, czyli z marszu wielce ograniczasz liczbę potencjalnych czytelników, dodatkowo niechlujne ze strony technicznej, co już całkowicie dodaje oliwy do ognia. Póki co tyle ode mnie, pozdrawiam.

P.S. o niechlujstwie doskonale świadczy ostatnie zdanie opowiadania. Pomijając już powtórzenie, dlaczego chciał UTUCZYĆ to biedne lustro? I to w dodatku za sprawą buta?

W stompie do bandy zbójeckiej

:-)

 Nawet miś nie był w stanie tego przeczytać. no

Utuczone lustro odebrałem jako swoisty policzek. Dlaczego nigdy nie wpadłem na coś równie oryginalnego? Los nie jest sprawiedliwy.

Anonimie, daj jakiś znak, że próbujesz poprawiać swoje błędy, a będzie szansa, że ktoś przeczyta ten tekst i wypowie się na temat jego treści.

Nowa Fantastyka