Wybrane słowa: pierniki, bombki, odkupienie, wiara, jemioła
Wybrane słowa: pierniki, bombki, odkupienie, wiara, jemioła
Za siedmioma borami, za jeziorami skutymi lodem do samego dna, rozległy kompleks budynków zapuścił nitki podziemnych korytarzy w zimnej ziemi. Pod szerokimi dachami pomalowanymi w cechowe barwy: białą, zieloną i czerwoną, dominowały odgłosy świątecznej pracy. Tylko w jednym z nich atmosfera trąciła nieświeżym reniferem.
– Gdzie jest Jemioła?! – darł się na całe piętro Jedenastka.
Zwoelf, nie odrywając wzroku od konsoli z przebiegiem renderingu projektu “F1R5T-5T4R”, a palców od kubka z parującym jeszcze grzańcem, wrzasnął:
– Pewnie pasożytuje jak zwykle w magazynie!
– Odciąłem mu dostęp! – Zbulwersowany elf zmaterializował się przy odpyskowującym.
– Widocznie ma dojścia lub ktoś go wprowadza. – Równe szeregi kombinacji liter i cyfr przelewały się przez ekran. – Cholera – powiedział w końcu, krzywiąc się z dezaprobatą i lekkim niedowierzaniem.
– No właśnie! – Satysfakcja z posiadania racji napompowała ego Jedenastki i przebiła się niczym łódź podwodna klasy “Kondor” przez lód.
– Nie mówię o Jemiole. Tylko – wskazał palcem na ekran – o tym.
– Nic z tego nie rozumiem. – Ton głosu poszybował o oktawę wyżej.
– Wiem, więc bądź skłonny iść pokrzyczeć gdzie indziej i nie przeszkadzać.
Jedenastka chwilę myślał nad ripostą, aż w końcu udało się skonstruować petardę:
– Dmuchaj ażurowe bombki!
– Idź pierniki smażyć! – Zwoelf nie pozostał mu dłużny.
Chichot przebiegł pomiędzy boksami. Wzburzony elf sapnął gniewnie i wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia. Dwa rzędy dalej czyjeś drżące palce nerwowo wystukiwały na narękawniku ostrzegawczy komunikat.
*
– Ubić, ożywić, ukatrupić ponownie i znów do życia przywołać. – Zgrzytanie zębów narastało z każdym krokiem elfa. Dwie jedynki, wyhaftowane na ciżemkach z fantazyjnie podkręconymi noskami, migotały w blasku jupiterów, rozpraszających mroki ogromnego pomieszczenia.
– Magazyn! – Prychnął. – Równie dobrze można by stajnię szefa nazwać budą dla renifera. Grube niedopowiedzenie! – podsumował zbyt głośno i struchlał. Wiedział, co się zaraz stanie.
– Za użycie zakazanego słowa “gruby” godzącego w osobę Jego Świątobliwości, nakładam obowiązek odbycia straży przy pasie startowym w godzinach nocnych. – Przez głośniki zagrzmiał głos Śnieżynki, pełniącej dyżur przy nasłuchu. Echo złośliwie powtarzało treść komunikatu.
Jedenastka wzdrygnął się na wspomnienie ostatniej warty, a jednak szedł dalej, rozglądając się podejrzliwe. Szukał charakterystycznie zachowujących się osób, naruszających wzajemną przestrzeń osobistą ku obopólnej zgodzie, celem skradnięcia pocałunku. Nikt nie mógł się oprzeć magii przesądu, zwłaszcza istoty powołane przez jej pochodną: wyobraźnię ludową.
Na razie nikt z obsługi nie zmniejszał dystansu społecznego. Pewne podejrzenia wzbudziło zajście w alejce z wątpliwej jakości porcelaną – karton z fajansem postanowił wylądować pod nogami dwóch operatorów, pochodzących z mroźnych i odległych prowincji Laponii, odzianych jedynie w egzoszkielety. Rzecz jasna, zgodnie z przepisami bezpieczeństwa i przyzwoitości, wrażliwe elementy ciała chroniły odpowiedniej wielkości wytrzymałe osłony. Jeden z osobników miał wyraźnie zawiedzioną minę – oprócz magii przesądu poczuł też widocznie miętę.
Tknięty przeczuciem spojrzał w górę – za późno. Wzrok uchwycił ledwie cień pod powałą, ale instynkt podpowiedział: mam go! Przyspieszył kroku. Coraz częściej dało się słyszeć upadające pakunki lub, o zgrozo, cmoknięcia! Skręcił ostro w prawo z głównego ciągu komunikacyjnego, nie zwracając uwagi na patrol Prewencji i Perswazji Słownej, podążający jego tropem. Mijając rozanieloną parę – zapewne tuż po akcie skutkującym wymianą ciepła i drobnoustrojów, ujął taser i wycelował na wyczucie w górę. Nacisnął spust. Sondy ze świstem pomknęły w stronę dotąd nieuchwytnego celu, ciągnąc za sobą cienkie, niczym najmłodszy włos na brodzie Jaśnie Panującego, druciki. Spudłował. Zignorował okrzyki za plecami – ostrzegawcze jak się okazało.
Chwilę później leżał sparaliżowany solidną dawką napięcia.
– Nie musisz zachowywać milczenia, ale uważaj na słowa. – Oficer prewencji wyrecytował formułkę i założył mu bloker na ręce.
Rozedrgany wewnętrznie Jedenastka, ciągnięty bezceremonialnie za nogi, czuł już igiełki mrozu wbijające się w łydki podczas pilnowania i naśnieżania pasa startowego. Dałby sobie też głowę uciąć, że widział osobnika w zielonym kubraku schodzącego po regałach, uśmiechającego się drwiąco w jego stronę.
*
Jemiołuszka z asertywnością nie miała okazji bliżej się zaznajomić, co przysparzało jej szerokiego grona przyjaciół. Niekoniecznie z kategorii prawdziwie szczerych i bezinteresownych. Kilka dni temu rozmawiała z kuzynem w biurowej kuchni o nadchodzącym gorącym okresie świątecznym: nowych zadaniach dla działu marketingu, rozwiązaniach technologicznych w saniach, które umożliwiały jeszcze szybszą podróż, a co za tym idzie: sprawniejszą dystrybucję prezentów. Dzieci z roku na rok przybywało – Mikołaj, niezmiennie od wieków, nadal tylko jeden. Niby mimochodem rozmowa zeszła na temat corocznego konkursu na projekt pierwszej gwiazdki. Od paru lat zespół hutników nie dał sobie odebrać lodowej palmy pierwszeństwa – trzymali ją w przezroczystej krio-kabinie, by nie uległa termicznej anihilacji. Ich dzieła, udoskonalane rokrocznie, budziły podziw ponad podziałami. Zazdrość też, lecz w zdrowszej, motywującej odmianie.
Jemiołuszka skrycie marzyła o nominacji do grupy wyróżnionych zgłoszeń – przed przystąpieniem do rywalizacji powstrzymywały ją stepująca skromność oraz postępujące z wiekiem dążenie do perfekcji. Inspiracji do projektu miała aż nadto, dzięki dostępowi do magazynu, zwłaszcza osobliwej jego części – chronionej szeregiem zabezpieczeń. Nie posiadała jednak umiejętności ekstrakcji i destylacji faktów oraz mitów wyssanych wprost z poroża jednorożca, by źródła pomysłów należycie wykorzystać.
– Niesamowitości opowiadają o przedmiotach tam składowanych. Ile w tym prawdy, a ile legendy? – Padło niespodziane, niczym synkopa, pytanie.
– Sporo legend – odpowiedziała niepewnie. – Choć większość prawdy – dodała śmielej. Konwersowała wprawdzie ze współpracownikiem z innego działu, ale poziom spowinowacenia z rozmówcą, przez etymologię nazewniczą, wysoki: ona reprezentowała linię fauny, on – flory. Pewna poufałość, tudzież poruszanie tematów wykraczających poza obszary gładkiej rozmowy o wszystkim-i-niczym, znajdowała uzasadnienie.
– A gdybym poprosił o pomoc w dostaniu się do magazynu do sektora „O”, pomogłabyś? – Pytanie owinięte aromatem mieszanki pomarańczy, goździków musnęło nos i dotarło do uszu.
– Nie mogę… – Nieśmiało odpowiedziała. – Tam jest mnóstwo czujników, skanery i inne…
– Oj, mało to razy udało ci się przenieść Ciskę, Jarzębinę, Jałowca w różne dziwne miejsca? – Uśmiechnął się kuzyn. – Nikomu nic się nie stało, a co więcej: nikt niewtajemniczony się nie dowiedział. Z nas też byłby dobry tandem – dodał.
– A co chcesz tam znaleźć?
– Obietnicę odkupienia i rehabilitacji za wszystkie poniesione dotąd porażki. Pierwotne źródło inspiracji.
– Co z tego będę miała? – Ciekawość, czuły punkt osobowości, przemówił głośno.
– Współudział w sukcesie. Gwarancję poufności przy porażce.
– Jak wielki? – Mrugnęła szybko kilka razy i zaciekawieniem przekrzywiła główkę.
– Pierwszej klasy. Będziesz błyszczeć! – zapewnił.
– A co z Jedenastką? – wyraziła zaniepokojenie.
– Dasz mi znać, gdy będzie mnie szukał. Stoi?
– Tak.
Usiedli w małym kantorku, omawiając szczegóły przedostania się przez wrota sektora „O”.
*
Przejście przez główną część magazynu uznał za udane: zręcznie przesadzał przerwy pomiędzy regałami, uważając, by nie zahaczyć głową o powałę. W dole szalała magia, której był źródłem: nikt z żywych nie jest w stanie oprzeć się mocy jemioły. Wiedział też, że elf-służbista za nim podąża. Szybko jednak padł: powiedział o jedno słowo za dużo. Bardzo nieroztropnie.
Spokojnym krokiem dotarł w umówione miejsce, gdzie czekała nieco zdenerwowana Jemiołuszka.
– Teraz najmniej przyjemna część. – Wspólniczka wyciągnęła z torebki ziarnozator. Sprawdziła komorę magazynującą i poziom płynu kompresującego.
– Kilka minut w tej postaci nie powinno cię uszkodzić. Za bardzo – ostrzegła.
– Trudno. Dostarcz tak daleko jak się da.
– Gotów?
– Gotów. – Wziął kilka głębokich oddechów. – Pożeraj.
Nakierowała wlot urządzenia wprost w pierś kuzyna, zwolniła blokadę i pociągnęła mocno za język spustu – ziarenko zagrzechotało w pojemniku.
– Błeee. – Skrzywiła się. – Smakuje jak kapcie z niedźwiedzia po dwóch zimach.
*
Nasionko rzucone w ciemność długo szukało dogodnego miejsca, by zapuścić korzenie. Turlało się pomiędzy artefaktami z zamierzchłych i przyszłych czasów. Przeskakiwało nad cudami z równoległych i prostopadłych światów. Krążyło wokół skrzyń, z których dochodziły pomruki mrocznych sił, tęskne zawodzenia pięknych, lecz drapieżnych głosów. Spadając z wyższej półki o mały włos nie wpadło w kielich starego cieśli, na którego stopce widniał napis „Indiana was here”. W wysokich słojach czaiły się istoty skazane na trwanie w karnej stazie, w przezroczystych sarkofagach tliło się na wpół radosne życie pozagrobowe.
Elf, wtłoczony w mały wszechświat w nasionku, powoli tracił dech – nawet bezkres ma swoje granice i pojemność. Doturlał się do miejsca, gdzie pustka i cisza w otulinie pluszowego mroku dawała poczucie bezpieczeństwa. Przetoczył się jeszcze kawałeczek, czując pod sobą miękkość i zapach żyznej ziemi. Natrafił na pień niewielkiego drzewa – przerośniętego bonzai o rozłożystej koronie, o listowiu emanującym nienachalnym, ciepłym światłem.
Nie zapamiętał jak znalazł się na jednym z konarów. Ssawki wrosły głęboko w korę, aż dotarły do tkanki żywiciela. Zapadł w mocny sen – krzepiące źródło inspiracji. Jemioła rozkwitł, zazielenił się pełny radości. Chłonąc z łaskawego źródła, przetwarzał dane i tworzył.
*
Podstarzały jegomość, przeszukiwał wzrokiem wieczorne niebo. Strudzone dniem oczy, lekko wilgotne na myśl o zbliżającej się kolacji, potrzebowały znaku do jej rozpoczęcia.
– Jest! – Z radością krzyknął w duchu.
Nie wrócił od razu do domu. W świetle, które w swej naturze chyże i biegłe w podróżach, dostrzegł… Nie, nie dostrzegł. Poczuł: ciepło.
Gwiazda, oddalona o nieokreśloną liczbę lat świetlnych, jedna z miliarda znanych i tych dotąd jeszcze nieodkrytych oraz nienazwanych, wysłała na ramionach promieni ziarno nadziei i wiary. W sercach wątpiących i duszach tęskniących rozpalała na nowo ogień chęci życia; w radosnych i szczęśliwych – zakwitało, roztaczając woń najmilszą sercom obdarowanych.
Jemioła i spółka mogli być dumni ze swojego dzieła.
Miś przeczytał. Powodzenia w konkursie.
Witaj, PanKratzku!
Tak kosmetycznie:
Pod szerokimi dachami pomalowanymi w cechowe barwy: białym, zielonym i czerwonym, dominowały odgłosy świątecznej pracy.
Skoro w barwy, to białą, zieloną i czerwoną.
Ile w tym prawdy, a ile legendy? – Sporo.
Co prawda później jest sprecyzowane, że “większość prawdy”, mimo to jest mały zgrzyt.
Natrafił na pień niewielkiego drzewa – przerośnięte bonzai o rozłożystej koronie, o listowiu emanującym nienachalnym, ciepłym światłem.
Przerośniętego.
Bardzo dobrze się czytało. Ciekawie i sprawnie napisane, a pomysł nietypowy. Jedynie wątek Jedenastki jakoś tak urwany w połowie… A, i przez moment zastanowiło mnie, czemu wszystkie elfy mają imiona na J, po czym przypomniał się Zwoelf (swoją drogą fajna gra słowna z tym imieniem). Ogólnie podobało mi się :)
Pozdrawiam!
Spodziewaj się niespodziewanego
@Koala75 – podziękowania za zerknięcie już wyraziłem w wiadomości prywatnej, ale i oficjalnie też nie zaszkodzi o tym wspomnieć.
@NaNa – poprawione potknięcia zostały, prócz wspomnianego niefortunnego dialogu. Sam mam z nim niejaki kłopot – leży nieźle w oku autora, acz coś na rzeczy być musi, skoro w odbiorze niekoniecznie gładki(pewnie dopracowania się doczeka). A tak na marginesie, na pomysł, żeby jednego z elfów nazwać Zwoelf, wpadłem w samo południe.
Bardzo zabawne i oryginalne, świetnie mi się czytało. Przy żarcie z grubym niedopowiedzeniem i Śnieżynką zaśmiałam się w głos. Jedna drobna poprawka – to Jemiołuszka reprezentuje faunę, a Jemioła florę.
„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”
@Anoia – Flora i Fauna zamienione miejscami, dziękuję za znalezienie wcale niemałego błędu. Żart nie-chudy w gust trafił – kontent jestem.
@NaNa – dialog o ilościach prawdy w legendach, tudzież odwrotnie, doczekał się uzupełnienia.
Rzeczywiście, teraz wygląda to dobrze :)
Spodziewaj się niespodziewanego
Cześć, PanieKratzku!
To co połapałem:
dało się słychać upadające pakunki
dało się słyszeć
Jemioła bezczelnie się do niego uśmiechał.
Ciągnięty bezceremonialnie za nogi, czuł już igiełki mrozu wbijające się w łydki podczas pilnowania i naśnieżania pasa startowego.
Trochę się podmiot pogubił, bo ciągnęli raczej Jedenastkę, a nie Jemiołę.
Jemiołuszka skrycie marzyła o nominacji
Tu masz zbędną spację przed akapitem
– Niesamowitości opowiadają o przedmiotach tam składowanych. Ile w tym prawdy, a ile legendy? – Padło niespodziane, niczym synkopa, pytanie.
Na początku tej części mówisz o rozmowie w kuchni, potem uciekasz w kilka dygresji, by nagle wrócić do owej rozmowy – ten dialog wleciał tu niespodzianie, niczym synkopa (przynajmniej dla mnie).
Relacja Jemioły i Jemiołuszki jest też dla mnie zagadkowa – najpierw jest info, że to tylko daleki współpracownik, a jedynie spowinowaceni są nazwami. A potem wpada to:
– Oj, mało to razy udało ci się mnie przenosić w różne dziwne miejsca?
Czyli to jednak starzy, dobrzy znajomi, towarzysze wielu wcześniejszych przygód.
– Błeee. – Skrzywiła się. – Smakuje jak kapcie z niedźwiedzia po dwóch zimach.
Nie ogarnąłem sposobu działania tego urządzenia. Ona go pożarła? I zostało z niego jedynie ziarno?
dotąd jeszcze nie odkrytych oraz nie nazwanych
nieodkrytych i nienazwanych
Napisane jest całkiem sprawnie, choć atrybucje dialogowe nieco mnie wybijały z rytmu. Są pisane ze swego rodzaju lekkością i polotem, ale musiałem się mocno skupić, żeby nie pogubić się kto mówi. Może też nieco zbyt dużo miejsca poświęcasz Jedenastce, by później uciąć jego wątek.
Przyznam też, że nie do końca załapałem co się stało na końcu – w mrokach magazynu Jemioła zaczęła rosnąć na drzewku bonzai – podejrzewam, że w symbolice tej rośliny tkwi klucz, którego nie odszyfrowałem.
Fajnie operujesz symbolami popkultury, to dorzuca ciekawe smaczki.
Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!
Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.
@Krokus – nic tak nie motywuje do zmiany w tekście jak uwagi od czytających. Dialog Jemioła ↔ Jemiołuszka poprawiony nieco, by w odpowiedni sposób przestawić ich relację.
Nie ogarnąłem sposobu działania tego urządzenia. Ona go pożarła? I zostało z niego jedynie ziarno?
Wykładając wprost: został zziarnowany, a następnie pożarty. Tak już Jemiołuszki z, m.in. jemiołą robią. Pominąłem opis transportu i “wyładunku” pasażera – mogło by się wydawać nieco niesmaczne.
Dzięki za wizytę.
Przeczytane.
Przyjemnie się czytało :)
Przynoszę radość :)
Bardzo ciekawe opowiadanie. Na początku cięzko mi się bylo dnaleźc i zrozumieć z czym mam do czynienia, ale już po chwili załapałem i czytało się bardzo przyjemnie. Językowo jest imho bardzo dobrze, światotwórczo również, tylko fabularnie jakoś mnie nie zachwyciło – ale ja jestem fanem twistów, a Ty zamiast twistu dajesz takie spokojne wygaszenie, które jest spoko, ale mi brakuje w nim zaskoczenia. Ale to oczywiście moje zdanie i moje preferencje, a wiesz, że każdemu nie dogodzisz :)
Tak czy owak, podoba mi się język, jakim napisałeś ten tekst, więc klikam.
Pozdrawiam serdecznie
Q
Known some call is air am
Przeczytałam.
"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll
@Outta Sewer – w zasadzie ważne, że tekst wywołał jakiekolwiek wrażenia. Tekściarsko nie jestem zdolny dogodzić każdemu czytelnikowi(na szczęście) – truizm stepuje radośnie. Tym niemniej liczy się poświęcony czas na czytanie – autor kontent jest.
Zwroty akcji i związane z tym wybuchy w ośrodku mózgowym Czytelnika – jeszcze nie tym razem, choć Jedenastka mógł jeszcze się pod koniec pojawić(autorowi pomysły przychodzą z dużym opóźnieniem – najczęściej po terminie oddania).
@Morgiana89 – podziękował.
Hmmm. Fajny pomysł na transport, ale jakoś się w tym wszystkim gubiłam. Co się w końcu stało z Jedenastką? Czemu tak nie lubił Jemioły? Czym on właściwie podpadł? Czyżby deadline nabruździł?
Ogólnie – fajne scenki, ale jakoś słabo sfastrygowane. Przydałoby się więcej spoiwa między nimi.
Babska logika rządzi!
@Finkla – Jedenastce przypadła rola strzelby(wiszącej na ścianie) z pierwszego aktu, która powinna w następnej odsłonie wystrzelić, ale nie wypaliło(pomysł konkretniej ujmując). Balans pomiędzy dookreślaniem a pozostawieniem nieco miejsca dla wyobraźni Czytających, został zachwiany przez zbliżający się termin oddania – taaaaa, kto późno historię opowiadać zaczyna, może nie zdążyć skończyć przed końcem dnia.
Zgrubnie tłumacząc: Jedenastka, w zamyśle, jako pierwszy po Jaśnie Panującym nie przepadał za Jemiołą – głównie z powodu pasożytowania na efektach pracy innych oraz notoryczne szwędanie się magazynie w poszukiwaniu nie-wiadomo-czego-i-po-co skoro wyników widać nie było.
Tym niemniej: dzięki za uwagi, rozważania i powątpiewania. W innym świetle utwór ukazują autorowi – lubi to.