- Opowiadanie: Anoia - Romantyzm właśnie umarł

Romantyzm właśnie umarł

Przed Wami moje pierw­sze od lat opo­wia­da­nie! Zanim udało mi się upo­rać z męką wy­bo­ru nicka, za­pa­so­ży­to­wa­łam z nim na kon­cie Gre­asy­Smo­otha i tam też be­to­wa­li je Oidrin i Radek, za co je­stem im ogrom­nie wdzięcz­na. Gre­Smo też sczy­ty­wał, więc i jemu niech będą dzię­ki.

Smacz­ne­go!

 

Prequel (ale najlepiej czytać po “Romantyzmie...”): “Demonologia kulinarna”

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Oceny

Romantyzm właśnie umarł

Po raz pierw­szy, od kiedy za­miesz­ka­li w ka­mie­ni­cy przy rynku, Spyć­mierz od­pu­ścił sobie dra­ma­tycz­ne łup­nię­cie drzwia­mi. Janus usły­szał tylko ciche skrzyp­nię­cie za­wia­sów i nie­ty­po­we dla młod­sze­go kom­pa­na czła­pa­nie. Po raz pierw­szy nie zajął od razu ak­sa­mit­nym płasz­czem po­ło­wy ławy, ani nie rzu­cił czap­ki z dłu­ga­śnym pió­rem na śro­dek stołu, co miało zmu­szać Ja­nu­sa do po­rzu­ca­nia lek­tu­ry i wy­py­ta­nia Spyt­ka o naj­now­sze pod­bo­je. Cho­ciaż temat tak na­praw­dę nigdy Ja­nu­sa nie in­te­re­so­wał, dla za­cho­wa­nia miru do­mo­we­go za­wsze wy­ci­skał z sie­bie kilka pytań. Uru­cha­mia­ły one la­wi­nę prze­chwa­łek, która po chwi­li nie wy­ma­ga­ła już od słu­cha­cza żad­ne­go udzia­łu – prze­rwa w czy­ta­niu była więc krót­ka. Nowe za­cho­wa­nie Spyt­ka było tak oso­bli­we, że za­miast kon­ty­nu­ować lek­tu­rę, Janus z wła­snej woli pod­niósł wzrok znad księ­gi.

Przez głowę prze­mknę­ło mu sko­ja­rze­nie, że oto kogut wpadł do zim­nej wody i teraz stoi sko­ło­wa­ny i zmar­z­nię­ty. Za­zwy­czaj dum­nie wy­prę­żo­ny, Spyt­ko kulił sze­ro­kie ra­mio­na i wal­czył z za­pię­ciem płasz­cza, które zło­śli­wie od­ma­wia­ło współ­pra­cy. Wy­dat­ne usta wy­giął w pod­ków­kę, a mocny pod­bró­dek chyba nawet lekko mu drżał. Za­miast omia­tać wszyst­ko dum­nym spoj­rze­niem, wbi­jał wzrok w mod­nie wy­dłu­żo­ne czub­ki wła­snych butów. Ewi­dent­nie wy­da­rzy­ła się jakaś ka­ta­stro­fa.

– Do­brej nocy, Sp… – Oj, Janus o mało nie wdep­nął w awan­tu­rę. Spyć­mierz już dawno uznał, że nada­ne mu przez ro­dzi­ców imię nie od­zwier­cie­dla­ło na­le­ży­cie jego osoby. Co jakiś czas wy­bie­rał więc na­stęp­ne, które rze­ko­mo bar­dziej „re­zo­no­wa­ło z har­mo­nia­mi jego duszy”, a w prak­ty­ce miało wzbu­dzać więk­sze za­in­te­re­so­wa­nie płci pięk­nej. Zaraz, zaraz, co on sobie teraz wy­my­ślił? Ulryk? Zyg­fryd?

– Ki­lian! Coś nie wy­glą­dasz na szczę­śli­we­go. Czyż­by jed­nak ci nie dała? Dawno już w takim na­stro­ju nie wra­ca­łeś, a po schadz­ce to chyba nigdy.

Za­pię­cie wresz­cie się pod­da­ło i płaszcz opadł z fur­ko­tem na zie­mię. „Ki­lian” klap­nął na ławie i za­brał się za idio­tycz­nie wy­so­kie buty. – Jak nie dała. Dała! Oczy­wi­ście, że (uf!) dała! Z ło­sko­tem nawet, (ach!) po­wie­dział­bym. I cho­ciaż bra­ko­wa­ło mi tego mi­stycz­ne­go unie­sie­nia, które daje ob­co­wa­nie z dzie­wi­cą, tego drże­nia i ru­mień­ca, gdy prze­ła­mu­ją dla mnie wstyd…

Janus za­ci­snął zęby i od­chrząk­nął, bo wiecz­ne eg­zal­ta­cje kom­pa­na nie­zmien­nie pro­wo­ko­wa­ły go do drwin. Nie miał ocho­ty na awan­tu­rę. Po­cią­gnął łyk wina i po­pro­sił bogów o cier­pli­wość. Wró­cił do słu­cha­nia, gdy li­rycz­na mgła już nieco opa­dła ze spyt­ko­wych oczu.

– Ale muszę przy­znać, że ma to swoje za­le­ty, gdy ko­bie­ta wie, czego chce i co robi. Tro­chę może prze­sa­dza­ła z tymi swo­imi po­le­ce­nia­mi i dy­ry­go­wa­niem, bo to się prze­cież nie godzi, żeby nie­wia­sta tak ste­ro­wa­ła męż­czy­zną. W ogóle pier­wia­stek męski chyba znacz­ny w niej być mu­siał, bo wy­da­wa­ła się taką roz­kosz osią­gać, jaka dla nas jest na ogół za­re­zer­wo­wa­na. To zna­czy, no wiesz, dla tych z nas, któ­rzy ta­kich roz­ko­szy po­szu­ku­ją – ni­cze­go ci w two­ich pre­fe­ren­cjach nie uj­mu­jąc.

 Janus uśmiech­nął się pod nosem. Wie­dział, że kom­pan trak­to­wał jego po­gar­dę dla nie­wiast i ogól­nie mi­ło­snych unie­sień jako wyraz szwan­ku­ją­cej mę­sko­ści, ale miał w tym za­kre­sie nie­za­chwia­ne po­czu­cie wyż­szo­ści, więc przy­ty­ki jawne i ukry­te spły­wa­ły po nim jak po kacz­ce. Zda­niem Ja­nu­sa, tylko umysł na wpół zwie­rzę­cy mógł się in­te­re­so­wać by­ta­mi niż­szy­mi, ja­ki­mi były ko­bie­ty. A że aku­rat jemu taki ogra­ni­czo­ny in­te­lek­tu­al­nie kom­pan był bar­dzo po­trzeb­ny, wy­ba­czał mu spo­koj­nie jego pry­mi­tyw­ne prze­ko­na­nia. Spyt­ko kon­ty­nu­ował:

– Ale ro­zu­miem, że swoją osobą po­zba­wić ją mo­głem po­czu­cia nie­wie­ściej skrom­no­ści, nawet jeśli dzie­wic­two od­da­ła już wcze­śniej. – Tu „Ki­lian” wy­pro­sto­wał się nieco. Piór­ka wy­raź­nie prze­schły i można było wra­cać do stro­sze­nia. Dla pod­nie­sie­nia mo­ra­le Janus nawet dałby mu po­fan­ta­zjo­wać o jego wstrzą­sa­ją­cym wpły­wie na dusze nie­wie­ście, ale spie­szył się, by dojść do sedna pro­ble­mu:

– To w czym rzecz, że taki nie­swój je­steś? Za stara była? Nie po­do­ba­ła ci się?

– Nie no, gdzież by tam. Może tak świe­ża i gład­ka jak moje po­przed­nie mi­ło­ści nie była – o ile do­brze zro­zu­mia­łem, ma do­ro­słe dzie­ci, a czas i ma­cie­rzyń­stwo mu­sia­ły swój ślad zo­sta­wić. Ale po­wiem ci, że wcale nie była tak zde­for­mo­wa­na, jak się oba­wia­łem. W za­sa­dzie, to nawet w ogóle. Skóra może nie była aż tak gład­ka, jak lubię, i si­wych nitek też kilku się do­li­czy­łem przy bliż­szych oglę­dzi­nach, ale za to te jej krą­gło­ści… Aż sobie przy­po­mnia­łem późne lato na wsi, jak się kie­dyś wgry­za­łem w doj­rza­łe jabł­ka, roz­kra­wa­łem jędr­ne me­lo­ny…

Spyt­ko od­pły­nął my­śla­mi. Z sze­ro­kim uśmie­chem na twa­rzy gapił się przed sie­bie, co wzmoc­ni­ło w Ja­nu­sie prze­ko­na­nie, że ob­co­wa­nie z ko­bie­tą spro­wa­dza męż­czyzn do stanu by­dlę­ce­go. Chrząk­nął gło­śno, co wy­rwa­ło Spyć­mie­rza z bło­go­sta­nu. Wzdry­gnął się i wzno­wił opo­wieść:

– Bałem się, że bę­dzie od niej za­la­ty­wać sta­ro­ścią, ale wy­per­fu­mo­wa­ła się jakąś taką mie­szan­ką kwia­to­wo-zio­ło­wą, że nic nie czu­łem – w tym wieku już znają takie sztucz­ki! Poza tym, była na­praw­dę za­ska­ku­ją­co żwawa, nawet nie, że na swój wiek, tylko w ogóle! Może fak­tycz­nie star­sze bar­dziej się sta­ra­ją, albo też moje dziew­czę­ta do pew­ne­go stru­chle­nia mnie przy­zwy­cza­iły. Tak czy ina­czej, muszę zre­wi­do­wać po­glą­dy na sta­rze­nie się nie­wiast, bo cho­ciaż osta­tecz­nie wszyst­kie zmie­nia­ją się w szpet­ne mon­stra, to jed­nak dzie­je się to póź­niej, niż my­śla­łem – wcale nie jak ukoń­czą dwa­dzie­ścia pięć, ani nawet trzy­dzie­ści wio­sen. Z roz­mo­wy przy wie­cze­rzy zro­zu­mia­łem, że ta co naj­mniej trzy­dzie­ści czte­ry mieć musi, bo pa­mię­ta wi­zy­tę wo­je­wo­dy Am­bro­że­go w mie­ście. Pew­nie trzy­dzie­ści pięć to ten próg, za któ­rym de­gra­da­cja się roz­po­czy­na, a ja zła­pa­łem ją oto w ostat­niej chwi­li!

– No tak, po­szczę­ści­ło jej się. To ja na­praw­dę nie ro­zu­miem, czemu wra­casz do domu sam. I to jesz­cze w pod­łym na­stro­ju.

– Od razu w pod­łym! Ja, Janus, sub­tel­ną je­stem duszą i na samej po­chę­dóż­ce ho­ry­zont mi się nie za­my­ka. Noc była nader upoj­na i do tej jej czę­ści żad­nych pre­ten­sji i uwag mieć nie mogę. Nie ro­zu­miem na­to­miast tego, co wy­da­rzy­ło się potem.

Janus był pe­wien, że gdyby Spyt­ko mógł, to by spą­so­wiał. I do­brze; naj­wy­raź­niej do­tar­li do sedna pro­ble­mu.

– To co się wła­ści­wie wy­da­rzy­ło?

– Cho­dzi ra­czej o to, co się nie wy­da­rzy­ło! Nor­mal­nie, jak już dzie­wi­cę w ar­ka­na ko­cha­nia wpro­wa­dzi­łem, to potem na py­ta­nie, czy mnie mi­łu­je, wo­ła­ła, że całą duszą! I że na za­wsze chce być tylko moja! Że ojca i matkę dla mnie go­to­wa jest po­rzu­cić! I tu było na­tu­ral­ne miej­sce dla pło­mien­nej mowy o wiecz­nej mi­ło­ści w mro­kach nocy, kły na wierzch, szyb­ka prze­mia­na i dziew­kę mo­głem od razu prze­nieść do domu. A ta… Ech.

Janus po raz ko­lej­ny po­pro­sił bogów o cier­pli­wość i ogra­ni­czył się do za­chę­ca­ją­ce­go po­mru­ku. Spyt­ko nalał sobie do kie­li­cha, po­cią­gnął głę­bo­ko i kon­ty­nu­ował:

– Za każ­dym razem, jak już chcia­łem pytać, czy mnie mi­łu­je, ta znowu brała się do ko­cha­nia. Żebym nie był nie­śmier­tel­ny, to bym się chyba wy­koń­czył. A jak wresz­cie się na­sy­ci­ła, to po­wie­dzia­ła, że dzię­ku­je za wspól­ne roz­ko­sze, ale zmę­czo­na już jest. Rano musi wstać kumę od­wie­dzić, więc naj­le­piej by było, jak­bym wró­cił na­stęp­ne­go wie­czo­ra. Wy­obra­żasz sobie?! Pró­bo­wa­łem ją jakoś zmięk­czyć, że jak to tak, bez niej do rana oka nie zmru­żę i me serce nie wy­trzy­ma roz­łą­ki. A ta tylko, że duży chło­piec je­stem i jakoś sobie po­ra­dzę. Prze­mo­wa sta­nę­ła mi w gar­dle, kły utknę­ły w dzią­słach i co mia­łem robić… wró­ci­łem! A prze­cież nie tak miało być – miała być chęt­na na wszyst­ko, sta­tecz­na, na po­świę­ce­nia go­to­wa.

Spyt­ko po­cią­gnął smęt­nie nosem i wypił ko­lej­ne pół kie­li­cha.

– Jej mi­łość miała wy­trzy­mać całe de­ka­dy, a tu nawet na jedną noc nie star­czy­ło. Kogo ona niby znaj­dzie lep­sze­go niż ja, jak zaraz się w po­marsz­czo­ną wiedź­mę zmie­ni? I teraz nie wiem – uznać to za znak, że nie jest mi pi­sa­na? Iść jutro i znów pró­bo­wać? Może źle od­czy­ta­łeś znaki i pi­sa­na mi jest ra­czej jej córka – prze­lo­tem ją wi­dzia­łem, na oko czter­na­ście wio­sen co naj­mniej i doj­rzeć już na pewno doj­rza­ła…

Jak dla Ja­nu­sa, Spyt­ko mógł wziąć w ob­ro­ty nawet konia wdowy, gdyby ów wie­dział, gdzie jego pani trzy­ma księ­gi. Nie­wie­le rze­czy w życiu go ob­cho­dzi­ło, ale dla swo­ich ko­lek­cji gotów był spa­lić całą tę bar­ba­rzyń­ską wio­chę. Spro­wa­dził się do Stę­ży­cy pięć lat temu, za­cie­ka­wio­ny do­nie­sie­nia­mi o no­wych kie­run­kach w lo­kal­nych prak­ty­kach ma­gicz­nych. Na miej­scu oka­za­ło się, że tu­tej­sze wiedź­my nie mają w zwy­cza­ju pi­sy­wać trak­ta­tów, gry­mu­arów mają mało i pil­nu­ją ich jak oka w gło­wie, a dla ta­kie­go wy­ra­fi­no­wa­ne­go umy­słu jak on nie ma zu­peł­nie nic do ro­bo­ty.

I oto nagle, mie­siąc temu w mie­ście po­ja­wia się He­le­na Lip­ska, a wraz z nią plot­ka, że nie cał­kiem świę­tej pa­mię­ci mąż parał się okul­ty­zmem i po­zo­sta­wił po sobie różne cu­deń­ka, w tym kilka ksiąg, na myśl o któ­rych Ja­nu­so­wi aż trzę­sły się ręce. Ad­ver­sus Chri­stia­nos Por­fi­riu­sza, na ten przy­kład, już dwa razy mu jacyś chę­do­że­ni ze­lo­ci spa­li­li sprzed nosa. Fakt, że to było ty­siąc lat temu, ani odro­bi­nę tej rany nie za­bliź­nił, a po­raż­ka Spyt­ka wła­śnie syp­nę­ła na nią solą. Trze­ba było zmo­ty­wo­wać tego dur­nia, i to na­tych­miast.

– Ki­lia­nie… Ostat­nie znaki wy­raź­nie wska­zy­wa­ły, że prze­zna­czo­na ci nie­wia­sta ma po­sia­dać mą­drość, którą daje czas. Może nie cho­dzi­ło wcale o wiek dziew­ki, tylko o sta­ro­żyt­ną wie­dzę ja­ko­wąś, którą po­sia­da? Jeśli ci się widzi, że córka pani He­le­ny wraż­liw­szą duszę mieć bę­dzie, to na pewno warto to spraw­dzić. Ale nie ofe­ruj jej swo­je­go serca na ślepo; upew­nij się wpierw, czy fak­tycz­nie po­sia­dła taką wie­dzę, czy czy­ta­ła i ceni sobie ja­kieś stare księ­gi… Nie chciał­byś prze­cież, żeby tra­fi­ła nam się ko­lej­na Dru­zjan­na?

Spyt­ko sku­lił się na samo wspo­mnie­nie, a Janus za­my­ślił się, czy aby nie za­czy­na go gubić wła­sna za­chłan­ność. Dru­zjan­na była w isto­cie jego winą – po­szczuł na nią kom­pa­na, bo była sio­strze­ni­cą cza­row­ni­cy z lo­kal­ne­go kręgu. Dla bez­pie­czeń­stwa za­wsze sta­ran­nie wy­bie­rał dziew­ki nie­śmia­łe i skrom­ne; takie, któ­rym ro­dzi­ny zbyt pil­nie się nie przy­glą­da­ły, bo miały być sy­na­mi, albo w ogóle miało ich nie być. Nie­ste­ty, tym razem tak się pod­nie­cił na myśl o gry­mu­arach, że za­nie­chał ob­ser­wa­cji i uznał, że jakoś sobie po­ra­dzą. Może i zy­skał kilka so­czy­stych po­zy­cji do bi­blio­te­ki, ale wraz z nimi przy­szła dziew­ka tak sta­now­cza, że nawet nie mu­sia­ła „Ki­lia­na” i Ja­nu­sa roz­sta­wiać po ką­tach – sami się tam cho­wa­li. Ano­ni­mo­wy donos do Gil­dii Łow­ców zło­żył już po ty­go­dniu, ale świe­żo upie­czo­na wam­pi­rzy­ca jakoś nie da­wa­ła się do­paść i zanim wresz­cie znik­nę­ła, trwa­le za­chwia­ła spyt­ko­wą pew­no­ścią sie­bie. Fan­ta­zje o po­tul­nej ko­bie­ci­nie, go­to­wej na każde po­świę­ce­nie, byle tylko ktoś ją jesz­cze ze­chciał, miały mu uła­twić po­wrót na arenę. A tu taka ka­ta­stro­fa – naj­wy­raź­niej cha­ry­zmę utra­cił tak bar­dzo, że nawet jego zdol­no­ści hip­no­tycz­ne prze­sta­ły dzia­łać.

Może jego obec­ny ko­gu­cik do­szedł już do kresu swo­jej uży­tecz­no­ści? Myśl o wy­sła­niu ano­ni­mo­we­go do­no­su na Spyt­ka do Gil­dii Łow­ców za­smu­ci­ła Ja­nu­sa. Czyż­by się przy­wią­zał? On? To do niego nie­po­dob­ne… Ale Spyć­mie­rza trud­no by­ło­by tak po pro­stu za­stą­pić. Uroda była tu naj­mniej­szym pro­ble­mem – pięk­nych mło­dzień­ców nie jest może wielu, ale za­wsze się jakiś znaj­dzie. Spyt­ko wy­róż­niał się przede wszyst­kim mie­szan­ką przy­zwo­ite­go wy­kształ­ce­nia i szcze­rej głu­po­ty. Był tak za­pa­trzo­ny w sie­bie, że łykał jak pe­li­kan bzdu­ry wci­ska­ne mu przez Ja­nu­sa, byle tylko owi­nię­te były w ja­kieś kom­ple­men­ty. Star­szy wam­pir miał po­czu­cie peł­nej kon­tro­li, co po­zwa­la­ło mu wy­ba­czyć kom­pa­no­wi urodę, po­wo­dze­nie u ko­biet i sa­mo­za­do­wo­le­nie. Na po­przed­nich ko­gu­ci­ków po pół­wie­czu nie mógł już pa­trzeć i po­zby­wał się ich z praw­dzi­wą przy­jem­no­ścią, a do Spyt­ka chyba nawet się przy­wią­zał. Może na­le­ża­ło zmie­nić me­ta­fo­rę, bo tak się chyba czują lu­dzie ma­ją­cy psy, bar­dziej niż ho­dow­cy dro­biu.

Do­brze więc, da mu ostat­nią szan­sę – zwłasz­cza, że zanim Janus znaj­dzie dla niego za­stęp­cę, wdowa może już sprze­dać księ­gi albo od­je­chać w siną dal.

– Która z nich by to nie była, taki oklap­nię­ty nic nie zdzia­łasz. Wró­cisz jutro, a wcze­śniej po­ćwi­czy­my twoją prze­mo­wę, żebyś się pew­niej czuł. Biał­ka pew­nie była wy­posz­czo­na, bo mąż chyba dość dawno ją od­umarł. Żądze wzię­ły górę, potem zalał ją wstyd i dla­te­go cię wy­rzu­ci­ła. Ja tam nie mogę sobie wy­obra­zić żad­nej, która nie chcia­ła­by być ob­lu­bie­ni­cą ta­kie­go ju­na­ka jak ty. – Spyt­ko wy­pro­sto­wał się, a na jego twa­rzy za­go­ścił nie­pew­ny uśmiech. – A teraz weź, prze­bie­gnij się po za­uł­kach i znajdź nam ja­kie­goś pi­ja­czy­nę na prze­ką­skę przed snem.

“Ki­lian” wes­tchnął, skrzy­wił się i po­now­nie odbył walkę z bu­ta­mi i płasz­czem. Drzwi otwo­rzył już z wła­ści­wym sobie roz­ma­chem.

Roz­legł się gło­śny świst i jego głowa spa­dła z szyi, ze zdzi­wio­ną miną od­bi­ła się od ob­fi­te­go dam­skie­go de­kol­tu i skoń­czy­ła z łup­nię­ciem na pod­ło­dze. Janus na­tych­miast wybił się z ławy w kie­run­ku na­past­nicz­ki, ale w tym samym mo­men­cie na stole wy­lą­do­wał pę­ka­ty wo­re­czek, a z pier­si pod de­kol­tem huk­nę­ło hasło „KUŚ­KA­AA!!!”. Czar pa­ra­li­żu­ją­cy za­dzia­łał na­tych­miast i Janus łup­nął na śro­dek blatu z wy­szcze­rzo­ny­mi kłami. Jego zszo­ko­wa­ny umysł prze­lot­nie od­no­to­wał upa­dek oby­cza­jów wśród cza­row­nic, które za jego cza­sów nigdy nie uży­ły­by ta­kich słów do za­pie­czę­to­wa­nia za­klę­cia, a tym bar­dziej nie w ję­zy­ku młod­szym przy­naj­mniej od greki Ho­me­ra.

Wam­pi­rza od­por­ność na magię wy­zwo­li­ła­by Ja­nu­sa w kilka se­kund, ale ata­ku­ją­ca naj­wy­raź­niej to wie­dzia­ła. Przez ob­ra­ca­ją­ce się już w po­piół, zde­ka­pi­to­wa­ne szcząt­ki Spyt­ka wdzięcz­nie prze­sko­czy­ła pani He­le­na Lip­ska z to­por­kiem w ręku i – fak­tycz­nie za­ska­ku­ją­co żwawo – od­rą­ba­ła wam­pi­ro­wi ręce. Za nią tylko tro­chę mniej spraw­nie wkro­czy­ła młoda dziew­czy­na, też z to­por­kiem, i po­mo­gła od­rą­by­wać nogi. Janus już zbie­rał się do uży­cia hip­no­zy, gdy po­czuł de­li­kat­ny za­pach prze­tacz­ni­ka i lwiej pasz­czy. Ewi­dent­nie przy­szły przy­go­to­wa­ne i na ataki men­tal­ne. No tak! To był ten zio­ło­wy za­pach, który za­chwy­cił Spyt­ka.

Młod­sze dziew­czę bez­ce­re­mo­nial­nie wci­snę­ło mu do ust ko­lej­ny wo­re­czek, który pozbawił go czu­cia w tym, co zo­sta­ło z jego ciała („CIUL!”). Jeśli cho­dzi o moż­li­wo­ści roz­bro­je­nia łow­czyń, Janus nie mógł­by już nawet po­uda­wać dżdżow­ni­cy.

– Świet­na ro­bo­ta, Eu­nicz­ko! Mó­wi­łam ci, że gład­ko pój­dzie. Spraw­nie i ele­ganc­ko. – Oświad­czy­ła pani He­le­na ze spo­koj­nym uśmie­chem.

Eu­ni­ka po­de­szła do po­zo­sta­wio­nej na stole księ­gi Ja­nu­sa. – O! Jest jeden z gry­mu­arów, o któ­rych mó­wi­ła Dru­zjan­na. Tylko trosz­kę się krwią wy­ma­zał. Całe szczę­ście, że z nich tak mało leci. – Sta­ran­nie ob­tar­ła krew z tomu i z sza­cun­kiem odło­ży­ła go na po­bli­skiej ko­mo­dzie.

Pani He­le­na tym­cza­sem wrzu­ca­ła koń­czy­ny do pa­le­ni­ska. – Póź­niej po­szu­ka­my resz­ty. Przy­nieś, pro­szę, sło­iczek, a ja się biorę do obie­ra­nia.

Dziew­czy­na wy­szła, po dro­dze spy­cha­jąc kupkę spyt­ko­we­go po­pio­łu do środ­ka i za­my­ka­jąc drzwi. Star­sza łow­czy­ni otwo­rzy­ła fu­te­rał pełen na­rzę­dzi, które na Ja­nu­sie zro­bi­ły jak naj­gor­sze wra­że­nie. W od­po­wie­dzi na swoje wy­ba­łu­szo­ne oczy usły­szał:

– Wierz mi, ko­cha­niut­ki, też wo­la­ła­bym cię po pro­stu ode­słać na tam­ten świat. Ale cza­row­ni­ce płacą po­dwój­nie za moż­li­wość za­da­nia ci kilku pytań, a ta­kich jak ty cięż­ko upil­no­wać, jak je­ste­ście w ca­ło­ści. Weź­mie­my sobie tylko to, co nie­zbęd­ne do prze­słu­cha­nia: serce, mózg, apa­rat mowy i układ słu­chu. Żebyś się nie ze­sechł i much nie na­ba­wił, to nawet za­ma­ry­nu­je­my cię na słod­ko. Nic się nie martw; jeśli zo­sta­niesz uzna­ny za nie­win­ne­go, to po mie­sią­cu w kadzi z krwią wszyst­ko ci od­ro­śnie. – Uśmiech­nę­ła się zło­śli­wie. I wy­jąt­ko­wo, jak na czło­wie­ka, dra­pież­nie.

Eu­ni­ka wró­ci­ła i od­sta­wi­ła na stół wiel­ki słój w dwóch trze­cich wy­peł­nio­ny mio­dem. Zła­pa­ła drugi ko­niec dłu­giej na ło­kieć piły i wspól­nie za­czę­ły Ja­nu­sa po­zba­wiać brzu­cha. – Po­wiedz mi, Hela, czy to by nam coś za­szko­dzi­ło, żeby nasze wy­zwa­la­cze miały tro­chę wię­cej… To zna­czy, były mniej… No wiesz. – Za­czer­wie­ni­ła się jak burak.

– Grzecz­niej­szych słów byś chcia­ła? Może jesz­cze po ła­ci­nie albo w grece, co? – He­le­na za­chi­cho­ta­ła. – Po pierw­sze, gdyby pod domem prze­szedł ktoś nie­po­wo­ła­ny, to na dźwięk wrza­sków w ob­cych ję­zy­kach od razu by nas o czary po­są­dził. A tak po­my­śli, co naj­wy­żej, że się ktoś krew­ko awan­tu­ru­je. Po dru­gie, za­klę­cia ku­po­wa­łam od Tekli, a ona jest jesz­cze bar­dziej świę­tosz­ko­wa­ta od cie­bie. Nie mo­głam prze­pu­ścić oka­zji, żeby zo­ba­czyć jej minę, kiedy mu­sia­ła wpleść praw­dzi­we słowa do tych swo­ich mi­stycz­nych ry­mo­wa­nek. Więc, jak wi­dzisz, kuśka była tu ab­so­lut­nie ko­niecz­na. – Ko­lej­ny frag­ment Ja­nu­sa zna­lazł się w pa­le­ni­sku, a łow­czy­nie się­gnę­ły po no­ży­ce. – Teraz ostroż­nie, bo jak uszko­dzi­my serce, to z po­ło­wy wy­pła­ty nici.

– Wiem, wiem. Mierz dwa razy, tnij raz. Wra­ca­jąc do te­ma­tu, są też inne praw­dzi­we słowa. „Ka­la­re­pa” to praw­dzi­we słowo. A w ogóle, skoro to było takie łatwe, to może jed­nak nie mu­sia­łaś przez pół nocy ki­tła­sić się z tym pół­głów­kiem? Nie dość, że mu­sia­łam cze­kać, to jesz­cze sły­chać was było w całym domu. Wiesz prze­cież, że to mnie krę­pu­je. – Eu­ni­ka znów za­la­ła się ru­mień­cem, ze wzmo­żo­ną de­ter­mi­na­cją prze­ci­na­jąc ko­lej­ne żebra.

– Skar­bie, skoro już cię wy­rzu­ci­li z klasz­to­ru, to i ty mo­żesz wy­rzu­cić klasz­tor z sie­bie. Ki­tła­sze­nie było tym bar­dziej ko­niecz­ne. Po pierw­sze, jak sama z ust panów sły­sza­łaś, jako czter­dzie­sto­pię­cio­lat­ka je­stem już prak­tycz­nie jedną nogą w gro­bie. Kiedy Bo­gi­ni pod­sy­ła mi taki ra­ry­tas, to nie mogę nie sko­rzy­stać. Po dru­gie, mia­łam mo­ral­ny obo­wią­zek grun­tow­nie się upew­nić, że to wam­pir. Głu­pio by­ło­by uciąć głowę zwy­kłe­mu lo­we­la­so­wi.

– A niby w jaki spo­sób te wszyst­kie akty mi­ło­sne miały to po­twier­dzić?

He­le­na spraw­nie otwo­rzy­ła klat­kę pier­sio­wą, od­sła­nia­jąc po­czer­nia­łe, ospa­le bi­ją­ce serce Ja­nu­sa.

– A bar­dzo pro­sto. Gdyby nie był nie­śmier­tel­ny, to by się zwy­czaj­nie wy­koń­czył.

Koniec

Komentarze

Bardzo dobry tekst od początku do ciekawego zakończenia. Sprytnie poprowadzona retrospekcja. Obiecujące jako zapowiedź cyklu “nienasyconej łowczyni wampirów”.

Powodzenia!

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Wampiry i seks, czego chcieć więcej? :)

 

(bezczelny nepotyzm)

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Doobre. I to ma być pierwszy tekst świeżaka? To co będzie potem? A może Autorka ma coś wspólnego z Heleną L. i Euniką? Dobrze, że misie nie są wampirami. A gdyby tak wysłać tekst do biblioteki. Przyda się jako przestroga. Taka łowczyni wampirów, sądząc po współcześnie brzmiącym nazwisku, może chcieć przetestować niejednego kogucika teraz i wkrótce. Warto zwrócić uwagę na wszystkie konsekwencje rezultatu testu. Chyba to nie jest spojler. smiley

Warto zwrócić uwagę na wszystkie konsekwencje rezultatu testu.

Tak jest, lepiej profilaktycznie udawać śmierć po pierwszych kilkunastu razach.

facebook.com/tadzisiejszamlodziez

Cześć Anoia !!!

 

Ja bardzo lubię wszelakie opowieści o wampirach więc już na początku to podwyższa moją ocenę twojego tekstu :) Na początku nie za bardzo wiedziałem co się dzieje. Nie wiedziałem, że bohaterowie są wampirami. Największą przyjemność z czytania miałem tak naprawdę od momentu jak bohater został zdekapitowany :)

Oryginalne opowiadanie. Początkowo nie wiedziałem co o nim sądzić i martwiłem się oceną ale ostatecznie podobało mi się a zakończenie jest z humorem :)

 

Pozdrawiam !!!

Jestem niepełnosprawny...

Radek, Greasy, Misiu – dziękuję pięknie i dygam z wdziękiem. Debiuty są stresujące, więc ogromnie mi teraz pomagacie. Nominacja do biblioteki w pierwsze 24 godziny przyprawia mnie o lekką palpitację serca; postaram się nie zawieść w sequelach i prequelach :D

 

sądząc po współcześnie brzmiącym nazwisku

 

Właśnie dlatego je wybrałam, że brzmi zupełnie zwyczajnie, chociaż pojawia się od kilkuset lat. Pani Helena się nie afiszuje. To byłoby niepraktyczne.

 

Dawidiq150 – Dziękuję i cieszę się, że Ci się spodobało. Rozważałam nawet rezygnację z taga, żeby ten wampiryzm mógł wyjść w tekście tak zupełnie z zaskoczenia. Z tego, co mówisz, siurpryza wyszła mi tak, jak chciałam :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Cześć!

 

Mnie niestety nie porwała ta historia. Czytając relację Spytka z podbojów, zastanawiałam się dokąd ta historia zmierza, bo zabrakło mi tu czegoś, co wywołałoby ciekawość. Potem krótko wyjaśniasz cel Janusa, po czym wpadają wiedźmy i mordują wampiry. Zaznaczyłaś tag humor, więc zakładam, że sama opowieść jurnego wampira miała być zabawa, ale jako to bywa z żartami, nie do każdego trafiają. Mnie tego typu opowiastki nie śmieszą. Sama relacja między wampirami jest dobrze zbudowana, a postaci nie są płaskie, co jest zdecydowanie na plus.

Myślę, że ta historia mogłaby być ciekawsza, gdyby nie została oparta jedynie o relację z wydarzeń. Najciekawszym motywem wydał mi się plan Janusa i jego wyrafinowane podejście do Spytka, ale to niestety zostało tylko zasygnalizowane. Podobało mi się też, że zadbałaś o detale, które sprawiły, że łatwo można było wczuć się w klimat tej historii.

Ogólnie tekst jest dobrze napisany, choć słowa typu “długaśny” zdają się nie pasować do wybranego przez Ciebie stylu narracji. Jeśli to Twoje początki przygody z pisaniem to jest całkiem dobrze.

W odpowiedzi na swoje wybałuszone oczy usłyszał: – Wierz mi, kochaniutki, też wolałabym cię po prostu odesłać na tamten świat.

Helena sprawnie otworzyła klatkę piersiową, odsłaniając poczerniałe, ospale bijące serce Janusa. – A bardzo prosto. Gdyby nie był nieśmiertelny, to by się zwyczajnie wykończył.

Te wypowiedzi powinny się zaczynać od nowego akapitu.

Cześć, Anoia :-)

Bardzo zmyślny ten łowca wampirów. Podobała mi się relacja pomiędzy młodym i starym, również stylizacja, choć ta miejscami zdawała mi się lekko chrobotać (nikt nie jest doskonały xd) i humor. 

 

Drobiazg:

,Dla podniesienia morale Janus nawet dałby mu pofantazjować o swoim wstrząsającym wpływie na dusze niewieście, ale spieszył się, by dojść do sedna problemu:

 "swoim"? Zerknij, czy nie podmienić na "jego", ponieważ chodzi o Spytka, albo w ogóle bez.

 

Fajny pierwszy tekst, nietuzinkowy. Skarżypytuję do biblio. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

@Asylum

Dziękuję bardzo za bibliotekę i za drobiazg; poprawiłam.

Chętnie przyjmę wskazówki odnośnie tego, gdzie mi stylizacja chrobocze – przy czym jeśli chodzi o wampiry, to może być intencjonalne. W mojej głowie oni są niespójni – spod subtelnego romantyka i chłodnego racjonalisty, za których się uważają, wychodzą infantylny narcyz i obsesyjny psychopata (w znaczeniu klinicznym, nie amerykańsko-horrorowym), którymi tak naprawdę są.

Swoją drogą, zawsze mnie ciekawiło, jak wyglądałaby psychika i sposób mówienia kogoś, kto wchłonąłby w siebie zmiany kulturowe, językowe, etc. z kilku stuleci. Większość wampirów, które kojarzę, są przedstawione albo jako na swój sposób zamrożone w epoce pochodzenia, albo świetnie dopasowane do współczesności, a ja oczyma duszy widzę misz-masz stylistyczny à la łamana polszczyzna niektórych osób wracających po kilku latach za granicą.

 

@ Alicella

 

Dziękuję za uwagę odnośnie dialogu; poprawione. “Długaśne” pasuje mi do “człapania” i “łupnięcia” etc., jako sposób na obśmianie patosu bohaterów i sprowadzenie czytelnika na ziemię. Humor jest sprawą wysoce indywidualną, więc doceniam, że chciało Ci się czytać do końca, mimo iż nie przypasował. Motyw modus operandi Janusa zostawiłam sobie na kolejne opowiadanie, ale w nim też nie ujawni się w bezpośrednim opisie wydarzeń, więc trochę zachęcam do poczekania, ale się nie narzucam ;)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Łamana polszczyzna mi nie przeszkadza. xd 

Nie, nie, nie, to nie kwestia narcyza, czy subtelny? jak na wampira może, hi, hi. :DDD Ani z niego narcyz, ani subtelny, za bardzo go ta porażka przytłoczyła. Ani nie chłodnego racjonalisty. Przeczytaj na głos  i posłuchaj brzemienia, melodii.

Tak, cholernie ciekawe jak by mówił, ktoś, kto wchłonął wieki istnienia, choć pytanie na ile wtapiałby się w środowisko. Psychika chyba specjalnie nie zmieniłaby się w sensie core’u, choć to zależy. To już na dłuższą rozkminkę. ;-)

srd

a

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

No gdybym nie była nieśmiertelna, to bym się wykończyła czytając;)

Nieźle namieszane, fajne zestawienie bohaterów stoik i – nie bójmy się tego słowa – palant;)

Jak dla mnie humor momentami ocierał się o przaśność, ale granicy jeszcze nie przekroczył.

Chętnie będę kontynuować.

Lożanka bezprenumeratowa

@ Asylum

Może faktycznie spróbuję z czytaniem na głos. Co do “diagnozy” moich wampirów: właśnie o to chodzi, że subtelni i chłodni nie są, tylko im się tak wydaje. A akurat dla narcyzmu typowa jest duża podatność na zranienie – są bardzo wrażliwi, po prostu tylko na punkcie własnej wartości.

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

@ Ambush

humor momentami ocierał się o przaśność, ale granicy jeszcze nie przekroczył

“Perfectly balanced, as all things should be” :D Dziękuję bardzo, jest to dokładnie pozycja, którą chciałam osiągnąć! Cieszę się, że się podobało.

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Wiem, Anoi, różne rzeczy odnośnie narcyzów i psychiatrycznie pewnie nie tylko o nich oraz niekoniecznie teoretycznie. xd Ten opisywany, gdyby chcieć go jakoś zdiagnozować, pewnie szybciej w kierunku borderline, choć i tak pewnie bym dyskutowała, bo ludzie, ich zachowania są czymś więcej niż etykietą.

Jasne jakieś tam wspólne  cechy, wzorce reagowania da się wyłonić , jeśli jest potrzeba klasyfikacji, acz byłabym  z tym naprawdę ostrożna. ;-) Boli każdego, i tego w depresji, i gdy nastrój ponury, bo spało się nie na tym boku, i w paranoi. Alkoholika też, osoby współuzależnione jak najbardziej, dzieciaki nagminnie, w schizofrenii – strasznie, w dwubiegunówce – koszmarnie, a każdego z nas „niby normalsów” często sieka, chyba że nie. :p

 

Edytka: Dopiszę, bo może niejasne się stało przez mój – ten - komentarz. Moim zdaniem postaci są naprawdę niezłe, bardzo charakterystyczne i prawdziwe, lecz nie przydawałabym im naznaczeń w komentarzach wyjaśniających  z DSMu.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Muszę przyznać, że przechwałki Spytka już mnie zaczęły nużyć, ale potem wpadły wiedźmy i zrobiło się ciekawie, a akcja ruszyła z kopyta :) Czytałam z coraz większym zdumieniem i otwartą gębą, bo jakoś nie zajarzyłam wcześniej, że obaj panowie są wampirami. Zakończenie sprawiło, że parsknęłam śmiechem. No, podobało mi się :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_luz

Dziękuję i bardzo się cieszę, że się podobało!

nie zajarzyłam wcześniej, że obaj panowie są wampirami.

To się pojawia tak nienachalnie, w rozmowie, pierwszy raz mniej więcej w połowie tekstu, żeby osiągnąć efekt “otwartej gęby” właśnie :D Podejrzewam, że mniej cierpliwych odbiorców mogę na tym stracić, ale nie mogłam się powstrzymać :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Cześć, Anoia!

 

Chrzanić plany czytelnicze – czekała na mnie Helena Lipska.

Po lekturze mam nieco mniej entuzjazmu niż po “Demonologii…”, ale wciąż rad jestem, że tu zajrzałem. Nieco zaszwankowały tu proporcje tekstu. Początek jest przydługawy, choć wiele mówi o dwóch wampirach. Brakło jednak jakiegoś nakreślenia o czy to właściwie jest.

Do tego tekst opowiada o wampirach, potem jest twist, leci głowa i cyk! Tekst zaczyna opowiadać już o dwóch czarownicach. To jest też moment, gdzie zaczyna się dziać i czyta się już leciutko.

Nie mniej jednak tekst sprawia przyjemność. Piszesz lekko, z niewymuszonym humorem, fajnie się to czyta.

Jak dobrze pójdzie, to jeszcze przed upływem miesiąca od publikacji tekst powinien trafić do biblio. No i dzięki temu na główną ;)

 

Pozdrawiam!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Cześć, Krokusie!

 

Porzuciłeś dla Heli plany, jestem dumna i wzruszona! Cieszę się, że było warto i dziękuję bardzo za polecenie do biblioteki. Domyślałam się, że konstrukcja nie wszystkim przypasuje, ale pomysł na zestawienie rozdmuchanego stylu wampirów i ich spojrzenia na bohaterkę z nią samą za bardzo mi się spodobał, żeby z niego rezygnować… Dobrze, że humor jest jakoś w stanie to sprzedać :D

 

Pozdrawiam!

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Dobre, dobre, mocne opowiadanie. Mi jednak nie było do śmiechu. Nie patyczkowały się dziewczyny :)

Vrchamps,

dziękuję, cieszę się, że się podobało. Dziewczyny to profesjonalistki, skupiają się na zadaniu :)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Sympatyczny tekst, lubię, kiedy baby biorą sprawy we własne ręce. A te podeszły do sprawy wyjątkowo rozsądnie. Nie tylko wampirów zaciukały, ale jeszcze jeńca poniekąd wzięły, grymuary odzyskały. A jedna nawet trochę zabawy wcześniej miała. Dobry plan! I przemyślane hasła.

Babska logika rządzi!

Finklo,

dzięki za wizytę i cieszę się, że postacie przemówiły. One na poważnie potraktowały zalecenie, żeby znaleźć taką pracę, która daje dużo satysfakcji ;)

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Adversus Christianos Porfiriusza, na ten przykład, już dwa razy mu jacyś chędożeni zeloci spalili sprzed nosa.

spalili?

Ale nie oferuj jej swojego serca na ślepoupewnij się wpierw, czy faktycznie posiadła taką wiedzę, czy czytała i ceni sobie jakieś stare księgi…

niepotrzebny podkreślnik

Przynieś[+,] proszę[+,] słoiczek, a ja się biorę do obierania.

Przyjemnie się czytało :)

Przynoszę radość :)

Anet, dziękuję, babole poprawione. A Adversus Christianos dosłownie spalili, tj. nie dotrwało do naszych czasów, bo niejaki Teodozjusz II dwukrotnie nakazał spalenie wszystkich kopii. Cieszę się, że lektura była miła!

„Jak mogła się zamknąć z tym draństwem, a teraz nie chce się otworzyć?! Kto to w ogóle kupił?! Czy ktoś tego używa?!”

Nowa Fantastyka