Po raz pierwszy, od kiedy zamieszkali w kamienicy przy rynku, Spyćmierz odpuścił sobie dramatyczne łupnięcie drzwiami. Janus usłyszał tylko ciche skrzypnięcie zawiasów i nietypowe dla młodszego kompana człapanie. Po raz pierwszy nie zajął od razu aksamitnym płaszczem połowy ławy, ani nie rzucił czapki z długaśnym piórem na środek stołu, co miało zmuszać Janusa do porzucania lektury i wypytania Spytka o najnowsze podboje. Chociaż temat tak naprawdę nigdy Janusa nie interesował, dla zachowania miru domowego zawsze wyciskał z siebie kilka pytań. Uruchamiały one lawinę przechwałek, która po chwili nie wymagała już od słuchacza żadnego udziału – przerwa w czytaniu była więc krótka. Nowe zachowanie Spytka było tak osobliwe, że zamiast kontynuować lekturę, Janus z własnej woli podniósł wzrok znad księgi.
Przez głowę przemknęło mu skojarzenie, że oto kogut wpadł do zimnej wody i teraz stoi skołowany i zmarznięty. Zazwyczaj dumnie wyprężony, Spytko kulił szerokie ramiona i walczył z zapięciem płaszcza, które złośliwie odmawiało współpracy. Wydatne usta wygiął w podkówkę, a mocny podbródek chyba nawet lekko mu drżał. Zamiast omiatać wszystko dumnym spojrzeniem, wbijał wzrok w modnie wydłużone czubki własnych butów. Ewidentnie wydarzyła się jakaś katastrofa.
– Dobrej nocy, Sp… – Oj, Janus o mało nie wdepnął w awanturę. Spyćmierz już dawno uznał, że nadane mu przez rodziców imię nie odzwierciedlało należycie jego osoby. Co jakiś czas wybierał więc następne, które rzekomo bardziej „rezonowało z harmoniami jego duszy”, a w praktyce miało wzbudzać większe zainteresowanie płci pięknej. Zaraz, zaraz, co on sobie teraz wymyślił? Ulryk? Zygfryd?
– Kilian! Coś nie wyglądasz na szczęśliwego. Czyżby jednak ci nie dała? Dawno już w takim nastroju nie wracałeś, a po schadzce to chyba nigdy.
Zapięcie wreszcie się poddało i płaszcz opadł z furkotem na ziemię. „Kilian” klapnął na ławie i zabrał się za idiotycznie wysokie buty. – Jak nie dała. Dała! Oczywiście, że (uf!) dała! Z łoskotem nawet, (ach!) powiedziałbym. I chociaż brakowało mi tego mistycznego uniesienia, które daje obcowanie z dziewicą, tego drżenia i rumieńca, gdy przełamują dla mnie wstyd…
Janus zacisnął zęby i odchrząknął, bo wieczne egzaltacje kompana niezmiennie prowokowały go do drwin. Nie miał ochoty na awanturę. Pociągnął łyk wina i poprosił bogów o cierpliwość. Wrócił do słuchania, gdy liryczna mgła już nieco opadła ze spytkowych oczu.
– Ale muszę przyznać, że ma to swoje zalety, gdy kobieta wie, czego chce i co robi. Trochę może przesadzała z tymi swoimi poleceniami i dyrygowaniem, bo to się przecież nie godzi, żeby niewiasta tak sterowała mężczyzną. W ogóle pierwiastek męski chyba znaczny w niej być musiał, bo wydawała się taką rozkosz osiągać, jaka dla nas jest na ogół zarezerwowana. To znaczy, no wiesz, dla tych z nas, którzy takich rozkoszy poszukują – niczego ci w twoich preferencjach nie ujmując.
Janus uśmiechnął się pod nosem. Wiedział, że kompan traktował jego pogardę dla niewiast i ogólnie miłosnych uniesień jako wyraz szwankującej męskości, ale miał w tym zakresie niezachwiane poczucie wyższości, więc przytyki jawne i ukryte spływały po nim jak po kaczce. Zdaniem Janusa, tylko umysł na wpół zwierzęcy mógł się interesować bytami niższymi, jakimi były kobiety. A że akurat jemu taki ograniczony intelektualnie kompan był bardzo potrzebny, wybaczał mu spokojnie jego prymitywne przekonania. Spytko kontynuował:
– Ale rozumiem, że swoją osobą pozbawić ją mogłem poczucia niewieściej skromności, nawet jeśli dziewictwo oddała już wcześniej. – Tu „Kilian” wyprostował się nieco. Piórka wyraźnie przeschły i można było wracać do stroszenia. Dla podniesienia morale Janus nawet dałby mu pofantazjować o jego wstrząsającym wpływie na dusze niewieście, ale spieszył się, by dojść do sedna problemu:
– To w czym rzecz, że taki nieswój jesteś? Za stara była? Nie podobała ci się?
– Nie no, gdzież by tam. Może tak świeża i gładka jak moje poprzednie miłości nie była – o ile dobrze zrozumiałem, ma dorosłe dzieci, a czas i macierzyństwo musiały swój ślad zostawić. Ale powiem ci, że wcale nie była tak zdeformowana, jak się obawiałem. W zasadzie, to nawet w ogóle. Skóra może nie była aż tak gładka, jak lubię, i siwych nitek też kilku się doliczyłem przy bliższych oględzinach, ale za to te jej krągłości… Aż sobie przypomniałem późne lato na wsi, jak się kiedyś wgryzałem w dojrzałe jabłka, rozkrawałem jędrne melony…
Spytko odpłynął myślami. Z szerokim uśmiechem na twarzy gapił się przed siebie, co wzmocniło w Janusie przekonanie, że obcowanie z kobietą sprowadza mężczyzn do stanu bydlęcego. Chrząknął głośno, co wyrwało Spyćmierza z błogostanu. Wzdrygnął się i wznowił opowieść:
– Bałem się, że będzie od niej zalatywać starością, ale wyperfumowała się jakąś taką mieszanką kwiatowo-ziołową, że nic nie czułem – w tym wieku już znają takie sztuczki! Poza tym, była naprawdę zaskakująco żwawa, nawet nie, że na swój wiek, tylko w ogóle! Może faktycznie starsze bardziej się starają, albo też moje dziewczęta do pewnego struchlenia mnie przyzwyczaiły. Tak czy inaczej, muszę zrewidować poglądy na starzenie się niewiast, bo chociaż ostatecznie wszystkie zmieniają się w szpetne monstra, to jednak dzieje się to później, niż myślałem – wcale nie jak ukończą dwadzieścia pięć, ani nawet trzydzieści wiosen. Z rozmowy przy wieczerzy zrozumiałem, że ta co najmniej trzydzieści cztery mieć musi, bo pamięta wizytę wojewody Ambrożego w mieście. Pewnie trzydzieści pięć to ten próg, za którym degradacja się rozpoczyna, a ja złapałem ją oto w ostatniej chwili!
– No tak, poszczęściło jej się. To ja naprawdę nie rozumiem, czemu wracasz do domu sam. I to jeszcze w podłym nastroju.
– Od razu w podłym! Ja, Janus, subtelną jestem duszą i na samej pochędóżce horyzont mi się nie zamyka. Noc była nader upojna i do tej jej części żadnych pretensji i uwag mieć nie mogę. Nie rozumiem natomiast tego, co wydarzyło się potem.
Janus był pewien, że gdyby Spytko mógł, to by spąsowiał. I dobrze; najwyraźniej dotarli do sedna problemu.
– To co się właściwie wydarzyło?
– Chodzi raczej o to, co się nie wydarzyło! Normalnie, jak już dziewicę w arkana kochania wprowadziłem, to potem na pytanie, czy mnie miłuje, wołała, że całą duszą! I że na zawsze chce być tylko moja! Że ojca i matkę dla mnie gotowa jest porzucić! I tu było naturalne miejsce dla płomiennej mowy o wiecznej miłości w mrokach nocy, kły na wierzch, szybka przemiana i dziewkę mogłem od razu przenieść do domu. A ta… Ech.
Janus po raz kolejny poprosił bogów o cierpliwość i ograniczył się do zachęcającego pomruku. Spytko nalał sobie do kielicha, pociągnął głęboko i kontynuował:
– Za każdym razem, jak już chciałem pytać, czy mnie miłuje, ta znowu brała się do kochania. Żebym nie był nieśmiertelny, to bym się chyba wykończył. A jak wreszcie się nasyciła, to powiedziała, że dziękuje za wspólne rozkosze, ale zmęczona już jest. Rano musi wstać kumę odwiedzić, więc najlepiej by było, jakbym wrócił następnego wieczora. Wyobrażasz sobie?! Próbowałem ją jakoś zmiękczyć, że jak to tak, bez niej do rana oka nie zmrużę i me serce nie wytrzyma rozłąki. A ta tylko, że duży chłopiec jestem i jakoś sobie poradzę. Przemowa stanęła mi w gardle, kły utknęły w dziąsłach i co miałem robić… wróciłem! A przecież nie tak miało być – miała być chętna na wszystko, stateczna, na poświęcenia gotowa.
Spytko pociągnął smętnie nosem i wypił kolejne pół kielicha.
– Jej miłość miała wytrzymać całe dekady, a tu nawet na jedną noc nie starczyło. Kogo ona niby znajdzie lepszego niż ja, jak zaraz się w pomarszczoną wiedźmę zmieni? I teraz nie wiem – uznać to za znak, że nie jest mi pisana? Iść jutro i znów próbować? Może źle odczytałeś znaki i pisana mi jest raczej jej córka – przelotem ją widziałem, na oko czternaście wiosen co najmniej i dojrzeć już na pewno dojrzała…
Jak dla Janusa, Spytko mógł wziąć w obroty nawet konia wdowy, gdyby ów wiedział, gdzie jego pani trzyma księgi. Niewiele rzeczy w życiu go obchodziło, ale dla swoich kolekcji gotów był spalić całą tę barbarzyńską wiochę. Sprowadził się do Stężycy pięć lat temu, zaciekawiony doniesieniami o nowych kierunkach w lokalnych praktykach magicznych. Na miejscu okazało się, że tutejsze wiedźmy nie mają w zwyczaju pisywać traktatów, grymuarów mają mało i pilnują ich jak oka w głowie, a dla takiego wyrafinowanego umysłu jak on nie ma zupełnie nic do roboty.
I oto nagle, miesiąc temu w mieście pojawia się Helena Lipska, a wraz z nią plotka, że nie całkiem świętej pamięci mąż parał się okultyzmem i pozostawił po sobie różne cudeńka, w tym kilka ksiąg, na myśl o których Janusowi aż trzęsły się ręce. Adversus Christianos Porfiriusza, na ten przykład, już dwa razy mu jacyś chędożeni zeloci spalili sprzed nosa. Fakt, że to było tysiąc lat temu, ani odrobinę tej rany nie zabliźnił, a porażka Spytka właśnie sypnęła na nią solą. Trzeba było zmotywować tego durnia, i to natychmiast.
– Kilianie… Ostatnie znaki wyraźnie wskazywały, że przeznaczona ci niewiasta ma posiadać mądrość, którą daje czas. Może nie chodziło wcale o wiek dziewki, tylko o starożytną wiedzę jakowąś, którą posiada? Jeśli ci się widzi, że córka pani Heleny wrażliwszą duszę mieć będzie, to na pewno warto to sprawdzić. Ale nie oferuj jej swojego serca na ślepo; upewnij się wpierw, czy faktycznie posiadła taką wiedzę, czy czytała i ceni sobie jakieś stare księgi… Nie chciałbyś przecież, żeby trafiła nam się kolejna Druzjanna?
Spytko skulił się na samo wspomnienie, a Janus zamyślił się, czy aby nie zaczyna go gubić własna zachłanność. Druzjanna była w istocie jego winą – poszczuł na nią kompana, bo była siostrzenicą czarownicy z lokalnego kręgu. Dla bezpieczeństwa zawsze starannie wybierał dziewki nieśmiałe i skromne; takie, którym rodziny zbyt pilnie się nie przyglądały, bo miały być synami, albo w ogóle miało ich nie być. Niestety, tym razem tak się podniecił na myśl o grymuarach, że zaniechał obserwacji i uznał, że jakoś sobie poradzą. Może i zyskał kilka soczystych pozycji do biblioteki, ale wraz z nimi przyszła dziewka tak stanowcza, że nawet nie musiała „Kiliana” i Janusa rozstawiać po kątach – sami się tam chowali. Anonimowy donos do Gildii Łowców złożył już po tygodniu, ale świeżo upieczona wampirzyca jakoś nie dawała się dopaść i zanim wreszcie zniknęła, trwale zachwiała spytkową pewnością siebie. Fantazje o potulnej kobiecinie, gotowej na każde poświęcenie, byle tylko ktoś ją jeszcze zechciał, miały mu ułatwić powrót na arenę. A tu taka katastrofa – najwyraźniej charyzmę utracił tak bardzo, że nawet jego zdolności hipnotyczne przestały działać.
Może jego obecny kogucik doszedł już do kresu swojej użyteczności? Myśl o wysłaniu anonimowego donosu na Spytka do Gildii Łowców zasmuciła Janusa. Czyżby się przywiązał? On? To do niego niepodobne… Ale Spyćmierza trudno byłoby tak po prostu zastąpić. Uroda była tu najmniejszym problemem – pięknych młodzieńców nie jest może wielu, ale zawsze się jakiś znajdzie. Spytko wyróżniał się przede wszystkim mieszanką przyzwoitego wykształcenia i szczerej głupoty. Był tak zapatrzony w siebie, że łykał jak pelikan bzdury wciskane mu przez Janusa, byle tylko owinięte były w jakieś komplementy. Starszy wampir miał poczucie pełnej kontroli, co pozwalało mu wybaczyć kompanowi urodę, powodzenie u kobiet i samozadowolenie. Na poprzednich kogucików po półwieczu nie mógł już patrzeć i pozbywał się ich z prawdziwą przyjemnością, a do Spytka chyba nawet się przywiązał. Może należało zmienić metaforę, bo tak się chyba czują ludzie mający psy, bardziej niż hodowcy drobiu.
Dobrze więc, da mu ostatnią szansę – zwłaszcza, że zanim Janus znajdzie dla niego zastępcę, wdowa może już sprzedać księgi albo odjechać w siną dal.
– Która z nich by to nie była, taki oklapnięty nic nie zdziałasz. Wrócisz jutro, a wcześniej poćwiczymy twoją przemowę, żebyś się pewniej czuł. Białka pewnie była wyposzczona, bo mąż chyba dość dawno ją odumarł. Żądze wzięły górę, potem zalał ją wstyd i dlatego cię wyrzuciła. Ja tam nie mogę sobie wyobrazić żadnej, która nie chciałaby być oblubienicą takiego junaka jak ty. – Spytko wyprostował się, a na jego twarzy zagościł niepewny uśmiech. – A teraz weź, przebiegnij się po zaułkach i znajdź nam jakiegoś pijaczynę na przekąskę przed snem.
“Kilian” westchnął, skrzywił się i ponownie odbył walkę z butami i płaszczem. Drzwi otworzył już z właściwym sobie rozmachem.
Rozległ się głośny świst i jego głowa spadła z szyi, ze zdziwioną miną odbiła się od obfitego damskiego dekoltu i skończyła z łupnięciem na podłodze. Janus natychmiast wybił się z ławy w kierunku napastniczki, ale w tym samym momencie na stole wylądował pękaty woreczek, a z piersi pod dekoltem huknęło hasło „KUŚKAAA!!!”. Czar paraliżujący zadziałał natychmiast i Janus łupnął na środek blatu z wyszczerzonymi kłami. Jego zszokowany umysł przelotnie odnotował upadek obyczajów wśród czarownic, które za jego czasów nigdy nie użyłyby takich słów do zapieczętowania zaklęcia, a tym bardziej nie w języku młodszym przynajmniej od greki Homera.
Wampirza odporność na magię wyzwoliłaby Janusa w kilka sekund, ale atakująca najwyraźniej to wiedziała. Przez obracające się już w popiół, zdekapitowane szczątki Spytka wdzięcznie przeskoczyła pani Helena Lipska z toporkiem w ręku i – faktycznie zaskakująco żwawo – odrąbała wampirowi ręce. Za nią tylko trochę mniej sprawnie wkroczyła młoda dziewczyna, też z toporkiem, i pomogła odrąbywać nogi. Janus już zbierał się do użycia hipnozy, gdy poczuł delikatny zapach przetacznika i lwiej paszczy. Ewidentnie przyszły przygotowane i na ataki mentalne. No tak! To był ten ziołowy zapach, który zachwycił Spytka.
Młodsze dziewczę bezceremonialnie wcisnęło mu do ust kolejny woreczek, który pozbawił go czucia w tym, co zostało z jego ciała („CIUL!”). Jeśli chodzi o możliwości rozbrojenia łowczyń, Janus nie mógłby już nawet poudawać dżdżownicy.
– Świetna robota, Euniczko! Mówiłam ci, że gładko pójdzie. Sprawnie i elegancko. – Oświadczyła pani Helena ze spokojnym uśmiechem.
Eunika podeszła do pozostawionej na stole księgi Janusa. – O! Jest jeden z grymuarów, o których mówiła Druzjanna. Tylko troszkę się krwią wymazał. Całe szczęście, że z nich tak mało leci. – Starannie obtarła krew z tomu i z szacunkiem odłożyła go na pobliskiej komodzie.
Pani Helena tymczasem wrzucała kończyny do paleniska. – Później poszukamy reszty. Przynieś, proszę, słoiczek, a ja się biorę do obierania.
Dziewczyna wyszła, po drodze spychając kupkę spytkowego popiołu do środka i zamykając drzwi. Starsza łowczyni otworzyła futerał pełen narzędzi, które na Janusie zrobiły jak najgorsze wrażenie. W odpowiedzi na swoje wybałuszone oczy usłyszał:
– Wierz mi, kochaniutki, też wolałabym cię po prostu odesłać na tamten świat. Ale czarownice płacą podwójnie za możliwość zadania ci kilku pytań, a takich jak ty ciężko upilnować, jak jesteście w całości. Weźmiemy sobie tylko to, co niezbędne do przesłuchania: serce, mózg, aparat mowy i układ słuchu. Żebyś się nie zesechł i much nie nabawił, to nawet zamarynujemy cię na słodko. Nic się nie martw; jeśli zostaniesz uznany za niewinnego, to po miesiącu w kadzi z krwią wszystko ci odrośnie. – Uśmiechnęła się złośliwie. I wyjątkowo, jak na człowieka, drapieżnie.
Eunika wróciła i odstawiła na stół wielki słój w dwóch trzecich wypełniony miodem. Złapała drugi koniec długiej na łokieć piły i wspólnie zaczęły Janusa pozbawiać brzucha. – Powiedz mi, Hela, czy to by nam coś zaszkodziło, żeby nasze wyzwalacze miały trochę więcej… To znaczy, były mniej… No wiesz. – Zaczerwieniła się jak burak.
– Grzeczniejszych słów byś chciała? Może jeszcze po łacinie albo w grece, co? – Helena zachichotała. – Po pierwsze, gdyby pod domem przeszedł ktoś niepowołany, to na dźwięk wrzasków w obcych językach od razu by nas o czary posądził. A tak pomyśli, co najwyżej, że się ktoś krewko awanturuje. Po drugie, zaklęcia kupowałam od Tekli, a ona jest jeszcze bardziej świętoszkowata od ciebie. Nie mogłam przepuścić okazji, żeby zobaczyć jej minę, kiedy musiała wpleść prawdziwe słowa do tych swoich mistycznych rymowanek. Więc, jak widzisz, kuśka była tu absolutnie konieczna. – Kolejny fragment Janusa znalazł się w palenisku, a łowczynie sięgnęły po nożyce. – Teraz ostrożnie, bo jak uszkodzimy serce, to z połowy wypłaty nici.
– Wiem, wiem. Mierz dwa razy, tnij raz. Wracając do tematu, są też inne prawdziwe słowa. „Kalarepa” to prawdziwe słowo. A w ogóle, skoro to było takie łatwe, to może jednak nie musiałaś przez pół nocy kitłasić się z tym półgłówkiem? Nie dość, że musiałam czekać, to jeszcze słychać was było w całym domu. Wiesz przecież, że to mnie krępuje. – Eunika znów zalała się rumieńcem, ze wzmożoną determinacją przecinając kolejne żebra.
– Skarbie, skoro już cię wyrzucili z klasztoru, to i ty możesz wyrzucić klasztor z siebie. Kitłaszenie było tym bardziej konieczne. Po pierwsze, jak sama z ust panów słyszałaś, jako czterdziestopięciolatka jestem już praktycznie jedną nogą w grobie. Kiedy Bogini podsyła mi taki rarytas, to nie mogę nie skorzystać. Po drugie, miałam moralny obowiązek gruntownie się upewnić, że to wampir. Głupio byłoby uciąć głowę zwykłemu lowelasowi.
– A niby w jaki sposób te wszystkie akty miłosne miały to potwierdzić?
Helena sprawnie otworzyła klatkę piersiową, odsłaniając poczerniałe, ospale bijące serce Janusa.
– A bardzo prosto. Gdyby nie był nieśmiertelny, to by się zwyczajnie wykończył.