- Opowiadanie: Draconina - Poskramiacz Chmur

Poskramiacz Chmur

Poskramiacz chmur podejmuje się dotrzeć do Basenu, gdzie tworzone są obłoki. Jego celem jest odnalezienie i ujeżdżenie Wielkiego Cumulusa, które nie pokazują się już od czasów Dezintegracji. Całej operacji przypatruje się Mistrz i tajemnicze Głowy. 15 stron, sporo klimatów new-weird, tajemnicy i artystycznego surrealizmu.

Dyżurni:

joseheim, beryl, vyzart

Biblioteka:

Użytkownicy II, Użytkownicy III, Finkla

Oceny

Poskramiacz Chmur

Poskramiacz Chmur

2016 © Katarzyna ‘Draconina’ Górnisiewicz

 

– Co to jest? To białe? – Głowa Ieden wskazała fantomową ręką ekran oznaczony numerem dwanaście. Głowa Dva ze skupieniem wpatrzyła się w obraz.

Jedną z wielu obserwowanych krain pokrywał biały dywan. Była idealnie płaska, pozbawiona wzgórz, dolin, drzew, i skał, a ledwo zauważalny horyzont stapiał się z niebem.

– Chyba śnieg. Tak to się kiedyś nazywało – podrapała się w podbródek niewidzialnym palcem.

– A te szare smugi? Taka jakby chmura tuż nad powierzchnią, o tam… – Ieden nie dawała za wygraną, ze znudzeniem ale i uporem śledząc martwy krajobraz.

– Faktycznie, wygląda jak tuman kurzu, albo mgła. Daj mi to z północnej kamery i mocno przybliż – zdecydowała Dva.

 

Ieden posłusznie przekazała komendę gazowej Kuli, która dryfowała ponad nimi i całą Platformą Obserwacyjną. Nie omieszkała spojrzeć na inne Głowy, sprawdzając, czy któraś nie obudziła się przedwcześnie. Za wczesne wybudzenie odpoczywającej Głowy oznaczało poważne zaburzenie równowagi całego systemu. Musiały spać, bo ich wielkie mózgi posiadały ograniczoną energię, przeznaczoną wyłącznie na wykonywanie milionów obserwacji i analiz. Już pięć skoncentrowanych mózgów potrafiło przenieść cały Statek klasy C z jednej galaktyki do drugiej, ale pięć niezrównoważonych ogniw narażało cały system na opóźnienia. Z ulgą stwierdził jednak, że wszystkie pomyślnie kontynuowały senną regenerację.

Telepatia umożliwiała sterowanie kamerami oraz wszelką, niewerbalną komunikację między Głowami a Kulą. Ekran numer jedenaście wycentrował obraz i przybliżył żądany fragment śnieżniej Równiny. Przed chmurą, tyłem do kamery stała ciemna, szczupła postać, która trzymała w górze wyprostowane ręce. Chmura wydawała się być albo jej tworem, albo pod jej kontrolą.

– Człowiek? – zdziwiła się Dva.

– Może to jakiś zabłąkany hologram z dawnego miasta na północy? Plączą się tu od czasu Dezintegracji – zasugerowała towarzyszka.

Patrzyły w milczeniu na małą sylwetkę, która zaczęła właśnie rytmicznie podskakiwać. Kiedy kamera jeszcze bardziej przybliżyła obraz, dostrzegli więcej szczegółów. Niewątpliwie trójwymiarowy Człowiek miał na sobie obcisły, czarny skafander i gładką czerwoną maskę z otworami na usta i oczy.

Zerknęły na siebie ze zdziwieniem.

– Ilu znasz ludzi, którzy potrafią rozkazywać chmurom? – zapytała Dva po krótkiej analizie sytuacji.

– Był taki ktoś, ale spadł z obłoku, zanim dotarł do Klifu. Wiesz, w 3034-tym – przypomniała Ieden.

Głowa Dva przesunęła nad anteną alarmową swój czarny, inkrustowany srebrnymi zdobieniami sygnet, który utrzymywał się na jej fantomowym palcu jedynie dzięki sile przyciągania.

– Wybudzanie drugiego stopnia? – upewniła się, zanim wydała komendę.

– Zaczekaj, jeszcze nie. Sprawdźmy najpierw jakie ma zamiary.

Tymczasem, szara chmurka przesunęła się i lekko rozpłaszczyła ponad Człowiekiem, który cierpliwie czekał z zadartym ku górze obliczem. Po chwili, z obłoku wysunęła się sztywna, cienka drabinka, i gdy dotknęła ziemi, ciemna figurka żwawo wdrapała się po niej znikając w miękkościach. Chmura wciągnęła w siebie drabinkę i pospieszyła na wschód.

Głowy ponownie popatrzyły na siebie z zadumą i zdziwieniem.

– Poskramiacz Chmur? Tysiąc trzysta lat po Dezintegracji?? Skąd on się tu wziął?! – Głowa Ieden rozpoczęła proces analizy, jednak wciąż posiadała niedostateczną ilość danych, aby móc połączyć cienkimi liniami poszczególne punkty na wirtualnej Tablicy Prawdopodobieństwa.

Pozostałe, Pasywne Głowy odczuły dreszcz fali rezonansu przebiegającej ich fantomowe ciała, a wytworzonej przez gazową Kulę. Nie był to jednak efekt przedwczesnego wybudzenia, ale autonomiczny podział informacji dostępnych między wymiarami. Kula posiadała dostęp do każdego świata, jednak śpiące Głowy, a właściwie ich umysły przebywały w swego rodzaju wirtualnej chmurze i spontanicznie dzieliły się wiedzą podczas każdego snu. Natomiast Aktywne Głowy znajdowały się w jednym ze światów materialnych. Telepatyczne połączenie między Aktywnymi i Pasywnymi powodowało powstawanie pulsujących częstotliwości, które rozchodziły się dzięki koordynacji i kontroli Kuli – inteligencji i serca Centrum Obserwacyjnego.

 

Człowiek zdjął maskę i z ulgą odrzucił ją na hamak, a potem usiadł w żyroskopowym fotelu i zaczął przeglądać swoje notatki. Uznał, że poczynił znaczne postępy, jednak ciągle nie mógł zlokalizować Cumulusa. Jego obecna chmura była mała i ciasna, a Cumulus był marzeniem każdego szanującego się Poskramiacza. Oczyma wyobraźni widział się już wznoszonego elektronową windą na sam szczyt takiego ogroma, mijając poszczególne piętra, na których rozmieściłby swoje laboratoria i biblioteki. A widok ze szczytu Cumulusa musiał być niezapomniany! Wyobrażał sobie, że stąpa po lekko uginającej się powierzchni chmury, zanurza się w jej szaro-pomarańczowo-różowym ciele i rozkazuje jej, czy ma zrzucić swój ładunek, czy tylko zamruczeć grzmotami.

Najbardziej był jednak ciekaw, jakie to uczucie połączyć się ze zjonizowanym powietrzem i poczuć przebiegające przez ciało najpierw drobne, a potem potężne wyładowania elektryczne. Nawet jego pra200-dziadek nie posiadał umiejętności ujeżdżania Cumulusa z prostego powodu – ogromne chmury nie pojawiały się już więcej od czasów Dezintegracji. Wybrańcy wielu generacji Poskramiaczy zjeździli całą planetę w poszukiwaniu Cumulusów, ale żaden nie przyniósł dobrych wieści. Wyglądało to tak, jak gdyby kolosy nagle zniknęły, wymarły.

Człowiek, który częściej marzył niż żył teraźniejszością, zaciągnął się smużką dymnej esencji i zamknął oczy.

„Pokażcie mi, gdzie on jest” – prosił w myślach sztuczną inteligencję na Statku. „Poprowadźcie do niego moją małą chmurkę”.

 

Między Aktywnymi Głowami zaiskrzył impuls olśnienia.

– Człowiek szuka Cumulusa! To jakiś wariat! Przecież on nie wie, że… – Głowa Dva podnieciła się, kiedy otrzymała niespodziewany zastrzyk podwyższonej wibracji. W tym samym momencie, Ieden wykonała szybkie obliczenia:

– Nie uda mu się – zawyrokowała ze spokojem. – Istnieje tylko 35,9788% szansy, że znajdzie Cumulusa i 11,112%, że uda mu się go posiąść. Po pierwsze, Wielki Cumulus, bo o nim mówimy, jest już w 70% suchy i nie nadaje się do Ujeżdżania. A po drugie… – przewrócił oczami – Człowiek nie przedostanie się samodzielnie do Basenu. Musiałby poprosić którąś z nas o przerzucenie do tamtego świata.

– Tak, to niemożliwe – przytaknęła Głowa Dva. – Bardzo dobrze, że jeszcze nie obudziłyśmy pozostałych, ale myślę, że i tak chciałyby usłyszeć o Człowieku.

Ieden powstrzymała komendę, którą Dva zaczęła właśnie przesyłać do Kuli.

– Zaczekaj! Chcę nadal obserwować Człowieka w tym białym świecie. Wydaje się być zmotywowany, może więc odkryć mnóstwo prawidłowości, a ja jestem głodna wiedzy!

Kula posłusznie anulowała polecenie Dva i przyciemniła się od wewnątrz, jak gdyby zapadła w samoindukowany sen.

 

Nad Basenem wisiały różne chmury – gradowe, śnieżne, burzowe. Nietrudno było też przeoczyć mroczne tornada skupione w najdalszych kątach krainy, i których zabawa polegała na przerzucaniu między sobą trąb powietrznych. Wielki Cumulus był już półprzezroczysty, zmieszany z eterem, jednak jego poprzedni kształt ciągle lśnił siateczką połączeń. Trzeba było posiadać specjalne „oczy”, lub też odblokować ludzkie oczy, aby móc zobaczyć komórki struktury ukryte w eterze. Chmury były przyczepione do monstrualnego Wahadła przypominającego kotwicę, które poruszało się majestatycznie i pociągało za sobą obłoki z każdym powolnym wahnięciem. Zapobiegało to nudzie, a jak wiadomo, znudzone chmury stawały się nieprzewidywalne. Dla uspokojenia systemów, ludzie sprzed Dezintegracji stosowali opium, a chmury – bujanie lub przesuwanie.

Świat mieszczący w sobie Basen ograniczał się tylko do trzech położonych blisko siebie miejsc – Zatoki, Wulkanu i Lodowca. Wszystkie one współpracowały przy tworzeniu chmur, na przemian ogrzewając powietrze, unosząc je, a potem chłodząc. Jednak mimo tysięcznych prób, nie udało im się stworzyć kolejnego Wielkiego Cumulusa, ani też zregenerować obecnego – z jakiegoś powodu rozrzedzał się i wysychał, nie wydając potomstwa i nie będąc zdolnym do samoodnowy. Ponieważ jego słaba energia nie szukała ujścia, nie przymocowano go do Wahadła.

 

Pasywne Głowy monitorowały świat Basenu i wiedziały o umierającym Cumulusie. Kiedy Aktywne Głowy dodatkowo podzieliły się z nimi nowym odkryciem na temat Człowieka, w świecie Głów zawrzało.

Głowa Alfa-i-Omega starała się przekonać pozostałe, że należy za wszelką cenę powstrzymać tajemniczego przybysza.

– Moje nieomylne kalkulację klarownie ukazują tą niefortunną sytuację. Człowiek nie znajdzie Cumulusa, i nie stworzy nowego. Powinien zostać uwięziony w Białym Świecie. Nie potrzebujemy już Poskramiaczy – jak zwykle odnosiła się do pozostałych z wyższością.

Głowy unosiły się lekko, jak gdyby lewitowały w bąblu pozbawionym grawitacji – często zmieniały położenie oraz obrót wokół własnej osi. Głowa Tri zaproponowała:

– Nie czas na konserwatyzm! Wprowadźmy trochę rozrywki do naszej nudnej egzystencji. Ja jeszcze nie zapomniałam, co znaczy 'zabawa', w przeciwieństwie do niektórych skostniałych… – popatrzyła krzywo na sąsiadkę i celowo nie dokończyła zdania, aby tamta straciła parę kilodżuli energii potrzebnych na obliczanie prawdopodobieństwa tego, co Tri mogła wyrazić wprost.

Alfa-i-Omega była gotowa użyć końcówki swojego rozdwojonego języka by odparować ciętą ripostą, kiedy Głowa Zero dyplomatycznie wtrąciła się między nie.

– Może jestem pustakiem, a może Początkiem, ale dzięki mnie zawdzięczacie swoje pochodzenie. Dlatego zadecyduję za nas wszystkie: powinniśmy poprosić Kulę o werdykt. Ona zna miliardy przyszłych scenariuszy. Niech spręży się z Energią i odczyta Eter. W końcu, to on wysysa Wielkiego Cumulusa.

Jako samozwańczy kolektyw nie mogli się nie zgodzić, więc Zero porozumiała się z Kulą. W odpowiedzi, wszystkie otrzymały Impuls Wiedzy, a Głowa Quatra wyraźnie zadrżała z ekscytacji, kiedy rezonans rozszedł się miłym dreszczem po jej układzie fantomowym.

– Kula zna sposób. Dokonała analizy możliwych scenariuszy i wybrała jeden. Przekażcie Ieden, żeby kontynuowała obserwacje i przekazywała nam wszystko, co zobaczy, usłyszy i poczuje.

 

Człowiek wyjrzał przez frontowe okno małej chmury i przytaknął własnym myślom.

– Tak, to dobre miejsce. Tam się zatrzymasz – zwrócił się do obłoku.

Nadal znajdowali się na białej, bezkresnej Równinie, gdzie nie było widać ani wzgórza, ani doliny, ani początku, ani końca. Zbliżali się właśnie do Studni Wiedzy – tak nazwał to miejsce Człowiek, kiedy obudził się na jej dnie nie pamiętając nawet jak się tam znalazł, a było to jego pierwsze przebudzenie w tym świecie. Studnia była dosyć głębokim, rozległym dołem o gładkich brzegach i szerokim, płaskim dnie, do którego prowadziła wąska ścieżka wykuta w skalnym podłożu. Polecił chmurze zatrzymać się przed dziurą, a kiedy przystanęła, zszedł na śnieg po wysuniętej drabince.

Dziwnym trafem, białego puchu ani nie przybywało, ani się nie topił. Po prostu był. Człowiek patrzył wgłąb otworu i wspominał pierwsze chwile, tuż po swoim obudzeniu.

 

Był wycieńczony i obolały, jak gdyby wziął udział w maratonie bez przygotowania. Obok siebie znalazł szklane pudełko, którego zawartość stanowił chleb i woda. Szybko uznał, że było to raczej tradycyjne powitanie go na planecie, niż próba utrzymania przy życiu. Człowiek z epoki post-dezintegracyjnej (post-Desintegration human) nie musiał już nigdy jeść, bo karmiła go para wystrzeliwana z poskromionej chmury i ten sam Eter, który powoli zabijał Wielkiego Cumulsa. Zanim jednak znalazł, oswoił i przeobraził małą chmurę, musiał przeczytać całą księgę, która leżała obok pudełka.

„Sztuka poskramiania chmur i pozostałe lekcje – poradnik Mistrza” – głosił tytuł. Tomiszcze miało 3332 strony jednak czytanie jej nie przebiegało w tradycyjny sposób, a to dzięki usprawnieniu zdolności poznawczych Człowieka. Wiedza z księgi była uruchamiana myślą, intencją czytania i uczenia się – niejako sama 'wchodziła' do głowy czytającego.

Nie wiedział ile czasu minęło od momentu, kiedy Wiedza przestała płynąć do jego ciągle otwartego umysłu. Odczuwał niewielką presję w rejonie czoła, policzków i oczu. Czasami wydawało mu się, że gdzieś między powietrzem a Eterem dostrzega nieduże, biało-granatowe, mrugające koła, jak gdyby refleksy odbijające przymglone światło, niczym poruszona powierzchnia wody. Nie zauważył ani zmian w oświetleniu dobowym, ani też nie miał czym zmierzyć czasu. Nie czuł nawet jego upływu – nie musiał spać, jeść, wydalać. Jego ciało spalało Eter i odżywiało się energiami, które otrzymywało jako fale o różnych częstotliwościach. Łatwo rozpoznawał jakiego rodzaju posiłki serwuje mu Eter – uzdrawiające, multiwitaminowe „śniadanie”, czy też usypiający „obiad”. Setki lat temu chodziły pogłoski o tym, że istnieli mnisi, którzy 'żywili się powietrzem'. Mało kto chciał w to wtedy uwierzyć, jednak Człowiek wiedział już, że mnisi byli pierwowzorem tego, czym każda istota ludzka miała stać się dopiero po Dezintegracji.

 

Nie pamiętał, co wydarzyło się później. Otrząsnął się ze wspomnień i ruszył schodkami na samo dno Studni. Tam położył się na plecach na śniegu. Niebo było jak zwykle jasnoszare i matowe, powietrze rześkie, a otaczająca go cisza ogłupiająca. Zamknął oczy i poczuł się jak dorosły, który usilnie próbuje przypomnieć sobie swoje dzieciństwo, ale ciągle napotyka na emocjonalną blokadę. Próbował już wielu technik autohipnozy i przenoszenia się między czasoprzestrzeniami, ale jego wspomnienia kończyły się tu, na dnie – potem widział szarość, a następnie kolejne, dobrze zapamiętane już epizody z teraźniejszego życia, które hierarchicznie pojawiały się w jego umyśle.

 

Nagle usłyszał głos, ten sam, który przywołał go, kiedy zakończył przyswajanie nauk z opasłej Księgi Wiedzy. Wstał więc i podążył za dźwiękiem, a jako że jego intonacja była wysoka, sugestywna i dominująca, Człowiek szybko rozpoznał właściciela głosu.

Chmura grzecznie czekała tam, gdzie ją zaparkował. Grubsza i wyższa część obłoku skierowana była na wschód, więc domyślił się, że na coś patrzyła. Kiedy spojrzał na śnieg, od razu dostrzegł ślady stóp odciśniętych w płytkim, wiecznym śniegu. Nie namyślając się długo, podążył za nimi.

Ślady urwały się nagle, więc przystanął i rozglądnął się wokół. Pomyślał, że nikt nie mógł ukryć się w tak płaskim, białym krajobrazie, oprócz…

– Ha! Ha! Mój najgorszy uczeń! – Eter zadrżał i zawirował, a postać, która pojawiła się przed Człowiekiem, odrzuciła za siebie krawędź płaszcza w kolorze śniegu, okręciła się dookoła własnej osi i stanęła twarzą w twarz z Poskramiaczem.

– Mistrzu. – Człowiek pochylił głowę w akcie powitania. Miał duży szacunek dla Nauczyciela, jednak nie do końca odwzajemniony. Ironiczne komentarze Mistrza wyprowadzały go z równowagi, ale jednocześnie intuicja podpowiadała mu, że jego własny umysł pozostawał ostry jak brzytwa dzięki takiemu droczeniu się.

– Sprowadź mi Cumulusa. Muszę poćwiczyć – rozkazał wprost Nauczyciel.

– Od dawna żadnego nie widziałem – odparł, po czym dodał niechętnie. – Potrzebuję Cumulusa dla siebie.

– O, nie! Wielki Cumulus jest tylko jeden i przyprowadzisz go do mnie. Jest bardzo daleko, umiera, dlatego masz niewiele czasu, aby go porwać. Znam jego położenie, podprowadzę cię najbliżej jak będę mógł – Mistrz starał się przyjąć wielkoduszny ton głosu.

– Czy pozwolisz mi w nim pobyć, kiedy już go ukradnę? Jak rozumiem, jest strzeżony.

– Nie, nie jest. Możesz nim latać, ale nie wolno ci go zmęczyć. Nie chcę, by stał się zbyt nieprzewidywalny, nawet jak dla mnie.

– Dobrze Mistrzu. Przenieś mnie – zgodził się bez wahania.

– Zaopiekuję się twoją chmurką i wytrenuję ją trochę lepiej. Popatrz tylko na nią! – machnął lekceważąco ręką w stronę obłoku – nawet nie zareagowała na moją wibrację, nie ostrzegła cię. Roz-le-ni-wi-ła się! – stwierdził bezlitośnie Mistrz, karcąco akcentując każdą sylabę.

Obrażona chmurka wydęła kilka bocznych wypukłości, jak tylko poczuła negatywne drgania we wiadomości skierowanej wprost do niej. Mistrz pogroził jej długim, silnym palcem. Poskramiacz wiedział, że chmurka bardzo dobrze wykryła obecność obcego, ale nauczył ją ostrożności. Ucieszył go fakt, że Mistrz nie miał racji, więc zamiast wyjaśniać mu zastałą sytuację, ponownie pochylił głowę i cierpliwie czekał.

Nauczyciel wzniecił burzę częstotliwościową, a następnie zmaterializował i umieścił wokół Ucznia dwa pierścienie ochronne, które poruszały się z góry na dół, wirując wokół niego i zamieniając miejscami. Kiedy Poskramiacz był już bezpieczny, Mistrz przesunął go wraz z buczącymi pierścieniami na skraj Basenu.

 

Głowa Dva nadal nie obudziła Pasywnych towarzyszy, zresztą i tak przez cały czas pozostawały w telepatycznym powiązaniu. Mistrz – niezwykły, przekształcony Człowiek, którego żadna z Głów nie mogła ani rozpracować, ani przeniknąć poprzez fale Eteru całkowicie zaabsorbował jej umysł. Nie mogły go nawet zobaczyć w przyszłości! Nie wiadomo z jakiego Statku pochodził, ani jak udało mu się przeżyć Dezintegrację. Poza tym, materiał filmowy bezustannie nagrywany przez kamery i gromadzony w postaci atomowej, nie posiadał żadnego zapisu na temat pojawienia się któregoś z Ludzi. Statków było cztery, i do pewnego czasu pojawiały się regularnie, by zabrać, lub oddać Ludzi. Później pojawiał się tylko jeden, ale nawet i on zniknął z niewiadomych przyczyn. Statki o obłym, rybim kształcie kadłuba i okrągłych, wypukłych oknach umieszczonych wokół, używał Eteru jako paliwa i anty-grawitacji do skoków w przestrzeni. Potrafiły zmaterializować się w jakimkolwiek miejscu, zakładając, że było na tyle duże, aby pomieścić kolosa wielkości ¼-ej niewielkiej planety.

Dva dobrze wiedziała, co znajdowało się we wnętrzu takich Statków, ale wolała o tym nie myśleć. Patrzyła na Mistrza, który szybko znikał pośród bieli pustkowia i towarzyszącą mu szarą chmurę. Skoncentrowała jednak swoją uwagę na Uczniu, bo miał on do wykonania niebagatelne zadanie.

 

Kula rozbłysnęła od wewnątrz migotliwym, zielonym światłem i wypuściła obłoczek gazu, który niczym niewielka, pszczela, ale bezgłośna rójka pofrunął w kierunku Głowy Dva. Otrzymała w ten sposób nie tylko informacje o możliwych scenariuszach, ale i zbiór częstotliwości – zapachów, kolorów i ruchu, mających wzbogacić jej bezcielesne doznania. Tak przygotowawszy Głowę, Kula rozpoczęła transmisję.

 

Niebieska planeta uległa Dezintegracji w wyniku teoretycznie bezpiecznego eksperymentu naukowego przeprowadzanego wiele lat temu na zimnym, północnym kontynencie. Proste równanie, którego nikt nie brał pod uwagę, zaważyło na katastrofalnym zderzeniu się cząsteczek atomów. Takie sytuację często zdarzały się w laboratorium, jednak tego wieczoru planeta była dodatkowo bombardowana podwyższonym promieniowaniem kosmicznym, któremu towarzyszył ogromny rozbłysk na Słońcu. W ciągu kilku sekund, wszystko co żywe przekształciło się w niewidzialne gołym okiem i niepoliczalne ilości cząsteczek oraz fale energii. Niektóre z nich scaliły się ze sobą i uciekły w kosmos. Powietrze i zawarty w nim tlen stracił swoje właściwości – piękna niegdyś planeta była skazana na kompletne zniszczenie.

Wtedy też wyłonił się Eter, zastępca powietrza. Był na planecie od zawsze, stłamszony przez powietrze, ale ciągle obecny, tajemniczy, ustawicznie ignorowany przez naukowców. Karmił energią dryfujące pojedyncze, jak i zespolone cząsteczki do czasu przybycia monstrualnych Statków. Te złożyły Ludzi z powrotem w całość, jednak nie zawsze przywracając oryginały. Zajęło im to kilka setek lat. Wielu spośród Ludzi żyjących na Statkach stało się przyjaciółmi, kochankami i małżeństwami dosłownie od pierwszego wejrzenia, a to dlatego, że mieli w sobie nie tylko swoje dawne cząstki, ale i cząstki drugiej osoby. Wibracje natychmiast rozpoznawały swoją 'własność' i pchały Ludzi ku sobie, by się złączyć i tym samym, wyrównać potencjał energetyczny, niedostatki równowagi po obu stronach. Zjawisko to tworzyło niekiedy całe komuny Ludzi mających po 5-10-ciu partnerów, traktujących się nawzajem jak jedna, duża, idealnie rozumiejąca się rodzina, mimo że przed Dezintegracją, nie mieli ze sobą nic wspólnego.

 

Statek nie umiał jednak utrzymać ludzkich ciał przy życiu. Początkowy eksperyment nie powiódł się, jednak z pierwszych par powstały dzieci, które Statki przezornie zamroziły do czasu, aż rozstrzygnęły i nauczyły się, jak i czym mogłyby karmić tych nowych Ludzi. Eksperymentowały przez kolejne kilkadziesiąt lat. Dzieci nadal ginęły, więc Statki wykorzystywały kolejne zbiory cząsteczek, a w swoich przepastnych magazynach posiadały ich miliony trylionów. Wreszcie metodą prób i błędów, zmodyfikowały zawartość atomów i stworzyły całkiem nowy rodzaj Człowieka.

Był nim Mistrz. Nie musiał jeść, odpoczywać, wydalać. Wystarczył mu Eter. Uczył się natychmiast – wiedza była mu dostarczana bezpośrednio do poszerzonych i usprawnionych obwodów mózgowych. Jednak Mistrz nie czuł się niewolnikiem i uciekł przy okazji dokowania Statku na powierzchni śnieżnej planety. Nie szukali go. Kula, która została już aktywowana na Statku Beta, przepowiedziała dla Mistrza dwa scenariusze, oba negatywne. Myliła się jednak w obu przypadkach, bo dziwnym trafem, Mistrz przeżył. Widywano go jednak bardzo rzadko, a w końcu, zniknął. Kula została później zmodyfikowana, a do Ludzi wysłano Głowy. Były tworami powstałymi z wyselekcjonowanych cząsteczek Ludzi, zwierząt, roślin i wszystkich innych żywych istot zamieszkujących martwą teraz planetę, ich mózgów i układów nerwowych. Łącznie trzydzieści trzy Głowy pozostawały pod kontrolą unowocześnionej Kuli.

 

Głowa Dva poczuła nagle nieokreślony, ale pociągający zapach i podążyła umysłem za jego składowymi. Dotarła do ogromnej, brudno-białej chmury, zbioru cząsteczek bez formy – chmura ta była Świadomością Wszystkiego, Wiedzą i Zachowaniami. Istniała od zawsze, podobnie jak Eter, ale nie można było jej zobaczyć. Na potrzeby swoich archiwów, Głowa nazwała ją Wielkim Cumulusem.

Ludzie sprzed Dezintegracji byli przekonani, że ich 'umysły' znajdowały się w mózgach, a ci bardziej otwarci na nowości wspierali koncepcję o tym, że umysł był niczym aureola otaczająca ciało. Prawda była jednak inna. Umysł w formie 'chmury' był jeden i posiadał ogromny ładunek elektrostatyczny. Odpowiadał na miliardy zapytań w tym samym czasie, dlatego Ludziom wydawało się że 'myśleli'. Ludzie wysyłali tylko proste zapytania do chmury, ta przetaczała je pomiędzy strukturami szukając zbioru rozwiązań, i jeśli na takie natrafiała, wybierała najbardziej pasujące, odbijała ładunek jak promień od lustra i odpowiedź natychmiast pojawiała się w mózgu Człowieka. Głowa Dva ciągle porównywała to zagadnienie do mechanizmu ruchu kinetycznego kul w starożytnych grach zwanych 'ping-pongiem' i 'bilardem'.

Cumulus rozrastał się tak szybko, jak ewoluowała myśl Człowieka. Jednak im więcej otrzymywała zapytań w formie ładunków przepełnionych negatywną energią – strachem, wątpliwością, zazdrością, agresją i chciwością, tym więcej zanikało progresywnych rozwiązań, lub przekształcały się w struktury fałszywe. Te, rozdzielały zapytania na kilka, doczepiały do nich fałszywe ładunki i zwracały nadawcom. Ludzie różnie określali takie powracające myśli i wrażenia – używali słów: 'wątpliwości', 'obawy', 'niejasności'. Negatywne energie jeszcze bardziej podkręcały negatywne nastawienie nadawców, którzy w efekcie wycofywali się z wielu zadań, związków partnerskich, pomysłów, planów, i poddawali paranoi. Energie rozprzestrzeniały się między ludźmi jak wirus i wkrótce doprowadziły do powstania Chaosu.

Wtedy Mistrz, który podpatrzył metody przemiany dokonywane przez Statek, wrócił na jego pokład by samodzielnie stworzyć innego, lepszego Człowieka – Ucznia, według własnej 'receptury'. Ten miał z kolei opanować sztukę kontrolowania chmur – zbiorów cząsteczek, myśli, teorii i fałszywych założeń. Miał je utrzymywać w równowadze. Kiedy Uczeń był już ukształtowany i gotowy do podjęcia nauki, Mistrz zrzucił go ze Statku na planetę wolną jeszcze od Chaosu. Stało się to akurat w momencie, gdy Statki uznały, że potrzebują założyć pierwszą, naziemną kolonię Nowych Ludzi i przemierzały czasoprzestrzenie w poszukiwaniu odpowiedniego terenu. Statek Beta na moment zmaterializował się ponad Białą Równiną i użył promienia złożonego z fal dźwiękowych, aby zrobić 'odwiert' w jej powierzchni. Śnieżna planeta nie odpowiadała ani wizji, ani założeniom Kuli. Statki wycofały się więc, ale wypchnięty Uczeń leżał już na dnie odwiertu. Mistrz, który opanował sztukę kamuflażu i zeskoczył za swoim podopiecznym, odczekał do momentu, kiedy Statek zdematerializuje swoje ogromne, rybokształtne cielsko i przeniesie się w inny wymiar. Eksperymentalnie, zostawił obok Człowieka pudełko z chlebem i wodą, oraz podręcznik „Poskramiania”, a potem czekał. Uczeń okazał się posłuszny i pojętny. Zawołał go więc i ukazał się, dając pierwsze, i ostatnie zadanie do wykonania – ożywić, poskromić i sprowadzić Wielkiego Cumulusa na Równinę.

 

Głowa Dva telepatycznie zadała Kuli kilka rezolutnych pytań: „Dlaczego Mistrz sam nie poszedł po Cumulusa? Jak Cumulus znalazł się w Basenie wraz z innymi, mniejszymi Chmurami Wiedzy?”

Kula drgnęła, co oznaczało rozbawienie. Przerwała projekcję scenariusza i rozpoczęła nadawanie kolejnego.

 

Człowiek z zaciekawieniem śledził zmianę widoku – już dawno opuścił bezkresną Równinę, a teraz na piechotę zbliżał się do Lodowca. Ominął go i dotarł do Zatoki, skąd dostrzegł Wulkan. Kilka nowych chmur nabierało właśnie pożądanych kształtów, raz to rozdymając się, a potem kurcząc i przesuwając. Światło padające z wnętrza Wulkanu nadawało załamaniom wybrzuszeń czerwonawego połysku i pogłębiało ich cienie.

Człowiek spojrzał na gigantyczne Wahadło i przypięte do niego chmury. Nie mógł dostrzec końca zawieszenia, bo niknęło wysoko w otchłani brudno-białego nieba, a do tego zakrywały je coraz to nowsze obłoki podpływające od strony Lodowca. Nigdzie jednak nie widział Wielkiego Cumulusa.

Znienacka w jego głowie odezwał się głos Mistrza:

„Teraz odblokuję ci oczy, żebyś mógł zobaczyć struktury Cumulusa. Rozbaw go, rozkochaj, ściągnij jego uwagę na swoje stare, ludzkie uczucia. Nie zwątp w powodzenie zadania, bo inaczej fałszywe cząsteczki wyczują twoje negatywne ładunki i odbija się w twoją stronę. Odbuduj pozytywne struktury, połącz zbiory, zregeneruj go i ukradnij dla mnie.”

„Ale jak mam połączyć zbiory? Jak mam go stamtąd ściągnąć? Jak..?” – Uczeń przesłał Mistrzowi pytania tą samą drogą, ale wątpliwości nagle zniknęły. Zobaczył to, o czym mówił Mistrz, a czego nie był w stanie dostrzec wcześniej – Wielki Cumulus zwisał nisko w zachodniej części Basenu, nad powierzchnią pokrytą mchem. Chmura była płaska, potargana, przeźroczysta, a jej struktury przypominały nerwy na dawno zapomnianym 'liściu': różnorodne, geometryczne kształty złączone ze sobą krawędziami i uformowane w kolektywy – one właśnie zawierały zbiory pytań i odpowiedzi. Fałszywe cząsteczki przyssały się do wielu cienkich, czerwonych krawędzi i przesuwały po nich powolnym ruchem.

Poskramiacz odczuwał wszystko także o wiele głębiej, z nowej perspektywy – czuł się lekki, otwarty, jednorodny ze strukturami. Niejako automatycznie zaczął ściągać na siebie uwagę pozytywnych ładunków chmury – te odbijały się od jego wibracji i podładowane nową, zdrową energią, przylepiały do struktur wypełniając je niczym budulec. Fałszywe cząsteczki przyśpieszały w popłochu, niektóre ginęły w zetknięciu z większą ilością pozytywnych, niektóre przejmowały ich ładunki, inne natomiast powodowały dziwne sprzężenia. Pozytywne energie szybko odtwarzały szkielet konstrukcji Wielkiego Cumulusa – piękniał w oczach, nabierał masy, połysku, mięsistości. Człowiek z fascynacją obserwował te procesy i rozumiał je głęboko, na poziomie komórkowym.

W pewnym momencie, Cumulus ruszył swobodnie w górę podpływając do innych chmur połączonych z Wahadłem. Poskramiacz poczuł ciarki na swoim ciele – gwałtowne wyładowania, częstotliwości i ekscytujące energie docierające do niego ze zregenerowanej chmury. Nawet Eter wydawał się być poruszony. Cumulus zaczął nasuwać się na młode chmury, wchłaniając je w siebie, a one bezwolnie poddawały się pożeraniu.

 

Kula przerwała raptem transmisję scenariusza i przygasła. Głowy przesłały sobie częstotliwość oznaczającą konsternację.

– I co teraz? Mam go zatrzymać? – zapytała Ieden.

– Mówiło się – zrobić to od razu! – Alfa-i-Omega ciskała się w swojej sferycznej podpórce w kształcie litery omega, w której podtrzymywało ją pole siłowe.

– Kulo – Tri zwróciła się do sztucznej inteligencji. – Czy kradzież i modyfikacja Wielkiego Cumulusa stwarza zagrożenie dla dalszego istnienia Głów?

Kula po trzech sekundach przesłała im niejasne rozwiązanie:

„Jeśli Cumulus całkowicie się przekształci, to Kula nie będzie projektować.”

Chwilę jeszcze wydawała z siebie buczący dźwięk, a w końcu dostarczyła wszystkim Głowom bezgłośny komunikat:

„Waszym jedynym zadaniem jest monitorowanie, rejestracja i analizowanie. Jesteście kopią zapasową Cumulusa. Jeśli zostanie przejęty…” – myślała chwilę, oszacowując możliwe rozwiązania – „…to nie grozi wam niebezpieczeństwo. Istnieje jednak 99,9% prawdopodobieństwa, że przekształcenie struktury Cumulusa zniszczy mnie, ponieważ tylko ja znam scenariusze jego działań. Nie mam prawa istnieć, jeśli on przekształci się samodzielnie.”

 

Głowy gwałtownie zaczęły zadawać pytania, żądać więcej danych. Kula rozbłysła potężnym światłem, aby je zagłuszyć.

„Po moim wyłączeniu, każdą z was stanie się odrębną Kula. Będzie was trzydzieści trzy i ani jednej mniej lub więcej. Pozostaniecie w ścisłym kontakcie wibracyjnym z Wielkim Cumulusem.”

– A ten Poskramiacz? Co stanie się z nim? – zapytała Głowa Dva.

„On także dobiega kresu swojego istnienia. Nie nazywajcie tego 'życiem', to słowo nie ma już zastosowania dla nowego typu Człowieka. Dopóki istnieje, macie go strzec przez wybieranie dla niego i realizowanie najbardziej pozytywnych scenariuszy. Ma doprowadzić Cumulusa do całkowitej sprawności. Odda mu swoją energię.”

 

Podczas gdy wielka chmura płynnie przekształcała się, wybrzuszając i pęczniejąc jak balon, Człowiek uzyskał dostęp do jej najświeższej pamięci i zaczął postrzegać teren Basenu z innej perspektywy. Najpierw poczuł, że jest ciężki i płynny – stał się wodą. Potem doznał oparzenia, które nie bolało, ale które zmieniło go w parę – poczuł się lekki, swobodny, rozproszony. Z jednego stał się wieloma. Mógł poruszać się w górę, ale na pewnym poziomie został dotkliwie schłodzony – poczuł zimno w swojej górnej części, przebiegające przez jego „ciało” ładunki elektryczne o niesamowitej mocy. Czuł rozpierające go napięcie i zawirowania tam, gdzie jako człowiek miał biodra i nogi. I czuł, że musi uwolnić się i odlecieć.

 

Kiedy chmura zakończyła proces regeneracji, Człowiek wjechał windą elektronową na balkon znajdujący się na samej górze obłoku i rozsiadł się wygodnie na kanapie.

– Chmuro, przenieś nas w pobliże Studni Wiedzy – przekazał jej to za pomocą specjalnego sygnału używanego przez Poskramiaczy Chmur. Ich umysły przesyłały wzorzec przypominający trójkąt ściśnięty u podstawy. Dawało to efekt przekręcania kluczyka w stacyjce dawnego 'samochodu', lub uciśnięcia 'konia' udami, aby wymusić ruch.

Cumulus, najedzony i chętny do ekspansji, ruszył w stronę granicy świata. Człowiek miał nadzieję, że Mistrz przygotował mu jakiś portal transferowy i przeniesie ich, jak tylko znajdą się w pobliżu granicy.

 

Mistrz nie zawiódł go, dlatego po chwili ponownie znaleźli się na Śnieżnej Równinie. Człowiek odczekał, aż znikną otaczające go ruchome pierścienie i popchnął Cumulusa w stronę Studni. Ten jednak zamiast wykonać polecenie, zaczął się rozprzestrzeniać. Poskramiacz natychmiast zabronił mu takiej aktywności. Jeszcze nie czas na ekspansję.

Zobaczył swoją starą chmurkę zadokowaną przy krawędzi Studni, jednak nigdzie nie dostrzegł Nauczyciela. Aby zapobiec połączeniu, zatrzymał Cumulusa w odpowiedniej odległości od swojego obłoku i zszedł po drabinie na Równinę. Śnieg posłusznie i z lekkim skrzypieniem uginał się pod jego stopami, otaczając buty białym, wiecznie świeżym puchem.

– Mistrzu! – zawołał, składając ręce w trąbkę.

„Mistrzu!” zawołał ponownie, ale tym razem, telepatycznie. Cumulus pochwycił wołanie i niczym echo, rozniósł wibrację po całej krainie. Człowiek czekał na odzew, jednak nic nie usłyszał. Zszedł więc na dno Studni i dopiero tam odnalazł ciało Mistrza znieruchomiałe w pozycji siedzącej. Trzymał na kolanach Księgę otwartą na ostatniej stronie i zakrywał coś zesztywniałą ręką.

Poskramiacz usiadł po turecku obok ciała i delikatnie odchylił martwą dłoń. Zakrywała schemat powiązań między chmurami, Statkami i Kulą. Natychmiast zrewidował swoją nabytą już wiedzę i był gotów przysiąc, że dodatkowej 3333-iej strony nie było wtedy, kiedy obudził się w Studni i kiedy skończył studiować tomiszcze. Wychodziło na to, że Mistrz musiał ją jakoś stworzyć podczas nieobecności Człowieka.

„Co teraz zrobimy, obłoku?” – zastanowił się i jednocześnie przesłał myśl w stronę swojej starej chmury. Nagły dreszcz przebiegł jej bulwiaste ciało, a następnie uroniła kilka kropel deszczu.

Poskramiacz z powrotem wdrapał się do przestronnego wnętrza Wielkiego Cumulusa, usiadł w hamaku i szukając właściwej odpowiedzi, rozbujał się i zaczął oddzielać pojedyncze włosy w swojej medytacyjnej, włosianej zabawce. Po wielu godzinach przekładania cienkich, wielokolorowych nitek z lewej na prawą, odpowiedzią było „tak”. Założył więc czerwona maskę i ponownie zszedł na Równinę. Przypatrzył się obłokowi, a potem Cumulusowi, a następnie rozpoczął swój taniec.

Mały obłok z niejakim ociąganiem ruszył w stronę większego kolegi. Tamten stworzył w sobie otwór, który przypominał wejście do jaskini. Obłok powoli wpłynął w niego, a przy każdym zetknięciu ze strukturą olbrzyma, wydawał burzowe pomruki i rozświetlał się od środka delikatnymi, żółtymi błyskami.

Poskramiacz płakał, z żalem żegnając swojego wiernego towarzysza i dziękując mu za końcowe poświęcenie. Kiedy integracja dobiegła końca, wspiął się po drabinie na szczyt Cumulusa i przekazał mu nowe polecenie. Chmura jednak nie ruszyła się z miejsca. Powtórzył sekwencję i oczekiwał posłuszeństwa. Wielki Cumulus drżał i wydawał z siebie dziwne skrzypiące dźwięki, jakich Jeździec nigdy nie słyszał u poprzednio posiadanych chmur. Następnie, powłoki zaczęły szarzeć i ciemnieć, stając się prawie czarne.

„Co to ma znaczyć?!” – zapytał chmurę gwałtownie, obawiając się najgorszego.

Cumulus odpowiedział mu równie bezpośrednio, wydając doniosły, multi-sekwencyjny grzmot. Przypominało to oswajanie dzikiego, starożytnego zwierzęcia zwanego 'lwem', o których dowiedział się z Księgi, jednak urodził się o wiele za późno, żeby móc jakiegokolwiek zobaczyć w tym świecie.

 

Nagle wokół nich, niczym aureola, zaczęły materializować się Głowy. Usadowiły się wokół platformy na Cumulusie i patrzyły z góry na zdziwionego Jeźdźca, którego całkowicie pochłonęło obserwowanie widowiskowego zgromadzenie różnorodnych kształtów, stelaży i rurek i innych akcesoriów.

– Witaj – odezwała się Głowa Dva. Pozostałe przesłały mu telepatyczne pozdrowienia i przez chwilę czuł, że jego umysł nie należy już do niego samego, a został rozdzielony między trzydzieści trzy dziwaczne twory.

– Witajcie – odpowiedział używając swojego ludzkiego głosu.

Milczały i delikatnie obracały się wokół swoich orbit lub oscylowały niczym żyroskopy w nitowanych obręczach, a niektóre pobłyskiwały lekko niebieskawa poświatą. Wydawało się, że na coś czekały.

 

Równie niespodziewanie, w samym centrum kręgu Głów pojawiła się gazowa Kula. Natychmiast przesłała Poskramiaczowi niską częstotliwość energii, która spowodowała, że poczuł się najpierw rozdrażniony, a za chwilę bardzo senny. Położył się więc na Platformie w miękkim, pełnym wygodnych wybrzuszeń cielsku Cumulusa i od razu zasnął.

Wtedy Kula rozpoczęła transmisję energii. Niewidoczne nitki wibracji rozpełzły się w kierunku każdej Głowy, łącząc z nią i przybierając fioletową barwę. Cumulus nadal wisiał nad Studnią, ciemny i ponury, jednak całkowicie posłuszny Kuli. Ta zmieniała swój kolor od niebieskiego przez fioletowy do purpurowego i powtarzała barwną sekwencję mamiąc i hipnotyzując. Kiedy połączyła się z ostatnią Głową, tworząc symboliczny wzór poziomo ułożonego słońca z trzydziestoma trzema promieniami, nagle zszarzała i zaczęła się kurczyć. Głowy odłączały się od słabnącego źródła i powoli opadały na platformę wokół Człowieka, jak gdyby osłaniając go. Kula, malutka i szara powoli powędrowała ku górze, prosto w otchłań monotonnie wybarwionego nieba. Unosiła się tak, dopóki nie zniknęła z widoku, stając się swoją miniaturka, potem subatomową cząsteczka, a w końcu całkowicie zniknęła.

Niczym wzburzony ocean, całe niebo zafalowało gwałtownie, a przez jego białe ciało przebiegł dreszcz eksplozji. Głowy natychmiast odebrały ostatni przekaz Kuli i wprowadziły go do struktur Wielkiego Cumulusa. Ten zaczął pęcznieć, powiększając swoje rozmiary razem z platformą, która wydłużała się i tworzyła odgałęzienia przypominające horyzontalny układ nerwowy. Głowy uniosły Człowieka kilka metrów nad powierzchnią ciągle rosnącej chmury i czekały.

Wkrótce Cumulus zajął cały obszar Równiny. Ochłodził się i zaczął sypać śniegiem – białe, idealnie symetryczne gwieździste płatki opadały na płaską powierzchnię. Śnieg padał tylko chwilę, a kiedy przestał, Głowy delikatnie opuściły Człowieka na chmurę, i zaczęły znikać unosząc się podobnie jak Kula, jednak unikając dezintegracji. Szybko przemieniały się w gazowe kopie Kuli.

 

Jeździec obudził się leżąc na białym puchu i początkowo nie mógł rozróżnić, czy nadal był na Cumulusie, czy jednak z niego spadł. Przekręcił głowę w prawo i jego wzrok momentalnie podążył w kierunku gigantycznej, obłej konstrukcji o wierzchołku niknącym w brudnym niebie.

„Statek!”

Poskramiacz usiadł gwałtownie, kiedy uświadomił sobie ważność wydarzenia. Obiekt zasłaniał mu cały horyzont. Krawędzie olbrzyma wydawały się nieostre, ponieważ ludzki wzrok nawet zmodyfikowanego Człowieka nie był w stanie uchwycić tak daleko położonych szczegółów konstrukcji Statku. Zwisał nieruchomo kilkanaście metrów nad Równiną, nieoświetlony, cichy i jakby martwy.

 

Kiedy Poskramiacz wstał i zagapił się na Statek, nagle z przodu konstrukcji otwarło się małe okienko i w stronę Człowieka poleciała niewielka biała kulka, która upadła na śniegu tuż u jego stóp. Przyglądał się jej w milczeniu, po czym schylił się i podniósł przedmiot – była miła w dotyku, chociaż twardawa i przyjemnie ciężka.

Obejrzał się za siebie, ale nigdzie nie dostrzegł Wielkiego Cumulusa. Spanikował myśląc, że stracił nad nim całkowicie kontrolę. Jednak we wszystkich jego komórkach zadźwięczała uspokajająca wibracja, a jego mózg przetłumaczył ją tak:

„Jesteśmy połączeni. Jesteś we mnie, a ja w tobie. Jednak twoje możliwości poskramiania są ograniczone i nie możesz już więcej kontrolować mojego stanu. Jesteś Treserem. Czy chcesz poddać się kolejnej przemianie?”

Człowiek poczuł, że wibracja prawie unosi go ponad Równiną. Kiedy wyraził zgodę, że nie ma nic do stracenia i dlatego chce zostać przekształcony, kulka wyskoczyła mu z ręki i zamieniła się w przeźroczysty tunel prowadzący zawijasami na samą górę Statku. Rozwijała się i wydłużała, nie czekając na Poskramiacza. Ten ruszył bez zastanowienia, ale kiedy dotarł do gładkiego otworu wejściowego, znów poczuł się senny. Ciało wymknęło się spod kontroli mięśni, lewitując i zmieniając pozycję na horyzontalną. Przeźroczysta rura delikatnie wessała go wgłąb siebie i przesuwała coraz wyżej i dalej w stronę łypiącego, soczewkowatego tworu wbudowanego w ścianę kolosa.

 

Trzydzieści trzy Kule obserwowały na monitorach, jak sylwetka Człowieka dociera na szczyt Statku.

– Daj mi to bliżej – powiedziała Kula Zero do Ieden.

Obydwie weszły ze sobą w rezonans, podskakując nieco na swoich stanowiskach i przesyłając identyczny strumień informacji do pozostałych Kul rejestrujących aktualne wydarzenie.

 

A tymczasem, Człowiek zniknął w Statku. Wielki Cumulus kontynuował rozprzestrzenianie się przenikając kolejne światy, sypiąc śniegiem, kropiąc deszczem, oczyszczając i dając życie tam, gdzie go zabrakło. Wszystkie te rzeczywistości nie posiadały jednak Parzącej Gwiazdy, ani nie pozostawały pod jej wpływem.

Kiedy Cumulus dotarł do świata rządzonego przez rzeczoną Gwiazdę, napotkał na Opór. Miał on kształt wielkiego pająka o długich, ostro zakończonych odnóżach i odwłoku pokrytym twardym, metalicznie lśniącym pancerzem. Opór poruszał się po strukturach Świadomości bez żadnego wysiłku. Czerwona siateczka pokryta perełkami wilgoci uginała się lekko, kiedy pająk podążał wybraną przez siebie trasą, za każdym razem jednak inną. Tkał swoją nową sieć niechętny by łączyć się z innymi, jednak na tyle trwałą, aby stanowić zagrożenie dla ekspansywnego Cumulusa.

 

Pajęczy obiekt zatrzymał się. Beznamiętnie patrzył z góry na troje wystraszonych Ludzi, którzy przylepili się do wilgotnych cząsteczek i z trwogą spoglądali w jego stronę. Żadne z nich nie wiedziało, jak zareagować. Taka sytuacja wydarzyła się po raz pierwszy – nie myśli, ale Ludzie znaleźli się w Świadomości, a Opór nie mógł ich ominąć.

Widząc to, Cumulus przesunął się w stronę sieci, wysunął linki, aby zawinąć je wokół Ludzi i wciągać w siebie. Opór zrobił dokładnie to samo, jak gdyby reagując na identyczny impuls. W efekcie, wchodząc ze sobą w bezpośredni kontakt spowodowały powstanie silnych drgań, które w zetknięciu z eterem stworzyły gamę osobliwych dźwięków.

 

Kule po raz pierwszy zarejestrowały wydarzenie bezprecedensowe w całej dotychczasowej historii Galaktyki. Bez żadnego wstępu ani dźwięku, Parząca Gwiazda zdublowała się i powoli przesłała swoją kopię ponad wibrujące struktury. Wszystko na moment pojaśniało do tego stopnia, że Ludzie stracili wzrok, Opór spalił niektóre swoje obwody, a Cumulus wystrzelił przypadkowe błyskawice. Skopiowana Gwiazda zatrzymała się, zblakła, a na jej gładkiej, wstrząsanej drobnymi wyładowaniami powierzchni pojawiły się dwie blade, lustrzane twarze. Były odwrócone do siebie pod kątem 180 stopni, zetknięte jak gdyby czołami pośrodku. Co jakiś czas, dwulicowa twarz obracała się raz w lewo, raz w prawo, w oparciu o sobie tylko znany cykl powtórzeń. Wreszcie poruszyła niby-ustami, oznajmiając swoją wolę:

„Ludzie należą do mnie. Zabieram ich.”

Wibracja głosu Gwiazdy była potężna i obezwładniająca – dudniąc, rozchodziła się we wszystkich kierunkach z jednakową mocą. Nie był to typowy dźwięk, ale prawie dostrzegalne fale energii, które Gwiazda emitowała ze swojego wnętrza. Po raz kolejny bez ostrzeżenia, wysunęła w stronę ludzi długi promień przypominający ramię. Jak przyciągnięci magnesem, mimowolnie wstali i na ślepo weszli w promień, jak na wąską kładkę. Żółtawy, świetlisty pomost wraz z malutkimi figurkami zaczął chować się ponownie w cielsku Gwiazdy – kopia okazała się zimna. Po chwili, jej dwoje ust otwarło się i wypuściło obłoczki skrzących się cząsteczek – zdezintegrowanych Ludzi. Wolno wirując, unosiły się w przestrzeni, rozdzielały i wybierały indywidualne kierunki. Następnie, przesłała brzęczący strumień energii w stronę sieci Oporu, aby całkowicie ją spalić. Kiedy duplikat dotknął pajęczego tworu, wyładowania na powierzchni Gwiazdy-matki zatańczyły feerią rozbłysków. Dokonawszy zniszczenia, kopia cofnęła się i na powrót stopiła z matką.

 

Cumulus zagrzmiał i kontynuował rozprzestrzenianie się, jednak niedługo nacieszył się wolnością. Niespodziewanie powrócił Statek i wykonując ruch po półokręgu, co kilka kilometrów wypluwał z siebie małe, ciemne figurki z czerwonymi maskami na twarzach. Te przesuwały się w stronę najbliżej położonych, wzdętych części Cumulusa i wnikały w nie, aby po chwili odrywać się jedne po drugim jako ogromne, autonomiczne chmury pozostające pod kontrolą Treserów. Przypomniało to dzielenie na kawałki wielkiego, bezustannie rozrastającego się drożdżowego ciasta, jakie dwa tysiące lat temu Ludzie robili w swoich domach. Statek powtarzał tę czynność wracając po swojej ekliptycznej trasie i stawiając na drodze Cumulusa lewitujący niby-mur, którego budulcem były kolejne duplikaty unowocześnionego Poskramiacza.

 

Treser 0000000001 patrzył na to wszystko przez owalne, wypukłe okno Statku. Miarowo naciskał klawisz na małym pulpicie, a po każdym wciśnięciu, zostawiał odbitkę siebie w przestrzeni.

– A mówiłeś, że to się nie uda – zza pleców Jeźdźca rozległ się ironiczny głos Nauczyciela.

Uczeń zignorował zaczepkę i zmienił temat.

– Jak tam twój nowy poradnik?

– Alfa-i-Omega przetrzymuje go do edycji. Powiedział, że, cytuję: „Uczenie Poskramiaczy chmur nowych technik treserskich bez mojej autoryzacji, jest 'nielegalne'” – parsknął lekceważąco i odwrócił się od okna.

– Porozmawiam z Dva, on ma dobry wpływ na tego tępego despotę – 0000000001 uważnie śledził proces duplikacji. Nie mógł postawić dwóch kopii w jednym miejscu.

– Dzięki. Aha, byłbym zapomniał. Zajrzyj do Chłodni. Statek zaczął wybudzać gości. Myślę, że chciałbyś na to popatrzeć.

– Gości..? – powtórzył Uczeń w zadumie odwracając się na chwilę.

– Słyszałeś, co powiedziałem. Oryginalna zbieranina, jaką możesz spotkać tylko poza Równiną, ba, poza naszą Galaktyką. Jest na czym zawiesić oko, ucho a nawet nos! Wobroniańczycy wydzielają taki zapach, jakby ich sokiem były te, no, owalne, żółte… – nie mógł sobie przypomnieć właściwej nazwy.

– Skórokulki? – podrzucił mu złośliwie 0000000001.

– Co? Nieee. Gdzieś to wyczytał? – zainteresował się na moment, a potem machnął ręka przypomniawszy sobie. – Cytryny! – I dodał. – Katalog agro-kulturalny z 1974 roku.

Jeździec nie odpowiedział. Oczywiście, że zaraz stanie za przestrzenną szybą Chłodni i będzie obserwował zgłupiałe miny wybudzonych istot, a potem zrobi przeskok do Statku-biblioteki i podłączy się do nabrzmiałych Żył Wiedzy.

 

Kule były podekscytowane.

– Goście! – zatrząsł się Zero. – Natychmiast podłączamy się do kamer Chłodni w Statku Gamma! Kule od siedemnaście do trzydzieści trzy, a zwłaszcza Ostatnia – zwrócił się do pozostałych. – Regenerujcie obwody i powiększajcie pojemność. Za piętnaście cykli przekażemy wam obrazy, a potem wy będziecie wszystko rejestrować.

Wyznaczone Kule przygasły i przeniosły się w Hexa-wymiar, a Zero, Ieden i Dva przesunęły swoje stelaże i zajęły pozycje przy monitorach.

 

Treser 0000000001 po raz ostatni w tym cyklu nacisnął guzik, a następnie włączył fioletowe pole siłowe chroniące przed nieautoryzowanym dostępem do pulpitu. Obserwował przez chwilę, jak nierozdzierany więcej Cumulus zaczął zajmować kolejne terytoria, wprowadzając jednolitą i umocnioną Świadomość tam, gdzie dotychczas panował Opór, i gdzie fałszywe cząsteczki niszczyły poprzednie scenariusze dawnej gazowej Kuli.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Podobało mi się :). Opowiadanie stanowi niezłe wyzwanie dla wyobraźni, ale napisane jest sprawnie. Początek gwałtownie wciąga w świat, który na początku wydaje się bardzo zagmatwany, ale potem kolejne elementy układanki wskakują na swoje miejsca. Historia dezintegracji jest ciekawa, ale moim zdaniem opisana nieco zbyt wprost. Bardzo mi się spodobała koncepcja umysły w chmurze. W końcówce się trochę pogubiłam, ale to nie zmienia faktu, że czytało się bardzo przyjemnie. Zgłaszam do biblioteki.

Momentami narracja dialogowa jest błędnie zapisana i jak dla mnie miejscami przydałoby się wyeliminować powtórzenia.

Dawało to efekt przekręcanie kluczyka w stacyjce dawnego 'samochodu', lub uciśniecie 'konia' udami, aby wymusić ruch.

Trzymał na kolanach Księgę otwartą na ostatniej stronie i zakrywał coś zesztywniała ręką.

Kiedy połączyła się z ostatnią Głową[+,] tworząc symboliczny wzór poziomo ułożonego słońca z trzydziestoma trzema promieniami, nagle zszarzała i zaczęła się kurczyć.

Przeczytałem. 

Muszę napisać, że jestem pod wrażeniem. Niesamowicie pokręcony świat. Przypuszczam, że gdybyśmy mogli mieć wgląd w przyszłość, to ta bardzo daleka mogłaby być dla nas równie niezrozumiała, jak historia, którą opisałaś. 

Jest wiele pozytywów – pomysłowe rozwiązania bohaterów, dość złożona fabuła jak na takie szalone rozwiązania, widać ogromną pracę wyobraźni autorki.

Są też i minusy – dla mnie największym jest infodumpowa maniera narratorska – strasznie dużo jest tu tłumaczone a nie pokazywane. Niemniej, rozumiem dlaczego tak jest – przekazanie tak szalonego przeskoku technologicznego byłoby chyba niemożliwe wyłącznie poprzez pokazywanie bohaterów w akcji. Niemniej – trochę to doskwierało. Mam też wrażenie, że ta wizja nie jest do końca spójna. 

Mimo wszystko – rozmach przedstawionego świata jest konkretny, muszę przyznać, że też mam raczej pozytywny odbiór tego tekstu. 

Na pewno nie jest to coś, co się często widuje na tym forum, trzeba pochwalić oryginalność.

Również zgłaszam do biblioteki.

Dziękuję, też je lubię i miało być oryginalnie :) Tak, wprowadzam w opisy dużo detali, bo mam pewne obrazki w głowie i chcę, żeby czytelnik zobaczył je dokładnie tak, jak mnie się ukazują. Inaczej musiałabym rysować to wszystko i dołączać grafiki. Błędy ortograficzne poprawię, dzięki za wyłuskanie ich.

Draconina

Zgadzam się z przedpiścami, że kreacja świata bardzo efektowna. I że ma się wrażenie wielu infodumpów. Przez to tekst wygląda raczej statycznie.

Bohater nieco bezwolny – to raczej inni podejmują za niego decyzje, Jeździec rzadko kiedy występuje z inicjatywą.

Ale doceniam pomysłowość.

Cumulusy to takie przyjemne, bielutkie, puchate obłoczki. Dlaczego wybrałaś je na superchmurę? Cumulonimbus nie byłby lepszy?

ale dzięki mnie zawdzięczacie swoje pochodzenie.

Za dużo grzybków, “dzięki” można, a nawet powinno się wywalić.

Babska logika rządzi!

Przeczytałem, choć łatwo nie było. Jakbym miał krótko podsumować to: dużo światotwórstwa, ale bardzo mało fabuły. Czyta się to w zasadzie jak poezję, gdzie opisy służą tylko wywoływaniu wrażeń, a nie przekazywaniu jakichkolwiek informacji. Po drodze robiłem różne notatki, nie są one jakieś bardzo drobiazgowe, ale:

(post-Desintegration human)

To wydaje mi się zupełnie niepotrzebne. Nie pasuje stylistycznie do reszty tekstu.

 

– O, nie! Wielki Cumulus jest tylko jeden i przyprowadzisz go do mnie. Jest bardzo daleko, umiera, dlatego masz niewiele czasu, aby go porwać. Znam jego położenie, podprowadzę cię najbliżej jak będę mógł – Mistrz starał się przyjąć wielkoduszny ton głosu.

– Czy pozwolisz mi w nim pobyć, kiedy już go ukradnę? Jak rozumiem, jest strzeżony.

– Nie, nie jest. Możesz nim latać, ale nie wolno ci go zmęczyć. Nie chcę, by stał się zbyt nieprzewidywalny, nawet jak dla mnie.

To mi się skojarzyło z rozmową zleceniodawcy kradzieży samochodu ze złodziejem ;) . W tym też miejscu zacząłem się trochę niecierpliwić, czy coś interesującego zacznie się dziać.

 

Niebieska planeta uległa Dezintegracji w wyniku teoretycznie bezpiecznego eksperymentu naukowego przeprowadzanego wiele lat temu na zimnym, północnym kontynencie. Proste równanie, którego nikt nie brał pod uwagę, zaważyło na katastrofalnym zderzeniu się cząsteczek atomów. Takie sytuację często zdarzały się w laboratorium, jednak tego wieczoru planeta była dodatkowo bombardowana podwyższonym promieniowaniem kosmicznym, któremu towarzyszył ogromny rozbłysk na Słońcu.

Który kontynent można nazwać “zimnym, północnym”? Chyba, że to po przebiegunowaniu? Ale poza tym: lepiej byłoby po prostu napisać, że coś poszło nie tak, niż uprawdopodabniać to w sposób, który brzmi niedorzecznie dla kogoś, kto ma jakieś pojęcie o fizyce.

 

Statkach stało się przyjaciółmi, kochankami i małżeństwami dosłownie od pierwszego wejrzenia, a to dlatego, że mieli w sobie nie tylko swoje dawne cząstki, ale i cząstki drugiej osoby.

Eee, to chyba tak nie działa.

 

Wibracje natychmiast rozpoznawały swoją 'własność' i pchały Ludzi ku sobie, by się złączyć i tym samym, wyrównać potencjał energetyczny, niedostatki równowagi po obu stronach. Zjawisko to tworzyło niekiedy całe komuny Ludzi mających po 5-10-ciu partnerów, traktujących się nawzajem jak jedna, duża, idealnie rozumiejąca się rodzina, mimo że przed Dezintegracją, nie mieli ze sobą nic wspólnego.

Cały ten fragment brzmi mi bardzo jak space magic, tylko czyste space magic byłoby chyba lepsze od próby wyjaśniania tych zjawisk w sposób, który powoduje drapanie się po głowie. Czuję, że moje zawieszenie niewiary jest wystawiane na ciężką próbę, przez te zbyt niedorzecznie brzmiące szczegóły.

a ci bardziej otwarci na nowości wspierali koncepcję o tym, że umysł był niczym aureola otaczająca ciało.

Eee, kto tak twierdzi? To jest odwołanie do jakiejś wschodniej filozofii?

 

Ludzie wysyłali tylko proste zapytania do chmury, ta przetaczała je pomiędzy strukturami szukając zbioru rozwiązań, i jeśli na takie natrafiała, wybierała najbardziej pasujące, odbijała ładunek jak promień od lustra i odpowiedź natychmiast pojawiała się w mózgu Człowieka. Głowa Dva ciągle porównywała to zagadnienie do mechanizmu ruchu kinetycznego kul w starożytnych grach zwanych 'ping-pongiem' i 'bilardem'.

W zasadzie brzmi to jak opis istniejącej technologii: https://www.wolframalpha.com/ ;)

 

Jednak im więcej otrzymywała zapytań w formie ładunków przepełnionych negatywną energią – strachem, wątpliwością, zazdrością, agresją i chciwością, tym więcej zanikało progresywnych rozwiązań, lub przekształcały się w struktury fałszywe.

Co to są progresywne rozwiązania?

 

To chyba główny problem tego tekstu, on wygląda jakby wyjaśniał bardzo dużo, ale tak naprawdę niczego nie wyjaśnia i nawet po przeczytaniu tej olbrzymiej ilości opisów, dalej nic nie wiadomo i nie ma się żadnej pewności, czy czemukolwiek to służy. Żeby przez nie przebrnąć, lepiej się nad nimi za bardzo nie zastanawiać, tylko wyłączyć mózg, ale czy nie tracimy wtedy czasu takim “czytaniem”? Bardzo frustrujące doświadczenie jeżeli podejdzie się do tego jak do klasycznego “opowiadania”.

Statek Beta na moment zmaterializował się ponad Białą Równiną i użył promienia złożonego z fal dźwiękowych, aby zrobić 'odwiert' w jej powierzchni.

Słowo “promień” użyte jest tu niepoprawnie. Niepoprawnie jest też w całym opowiadaniu używany cudzysłów definicyjny.

Człowiek z fascynacją obserwował te procesy i rozumiał je głęboko, na poziomie komórkowym.

To kilka poziomów za wysoko, żeby cokolwiek zrozumieć, bo chmura składała się z cząsteczek. Chyba, że piszesz tu o poziomie komórkowym człowieka, ale nie jest to jasne.

Unosiła się tak, dopóki nie zniknęła z widoku, stając się swoją miniaturka, potem subatomową cząsteczką, a w końcu całkowicie zniknęła.

Subatomowa cząsteczka jest niewidoczna, więc użycie tego określenia do opisania widzialnej formy jest co najmniej wątpliwe.

Po raz kolejny bez ostrzeżenia, wysunęła w stronę ludzi długi promień przypominający ramię.

Promienia nie można wysunąć, z definicji promienia.

 

Tekst jest ciekawy, jeżeli podejdzie się do niego jak do poezji. Strumień słów, które mają wywołać wrażenie ze względu na skojarzenia. Jak zaczyna starać się rozumieć te opisy, to zaczyna się frustracja, bo są one albo tak stworzone, żeby niczego nie wyjaśnić, albo mają czasami cechy technobełkotu. Wydarzenia, które się dzieją mają za mało wagi, bo toną w szczegółach technicznych. Postacie nie mają charakterów.

Pomimo tego wszystkiego doceniam włożoną w ten tekst wyobraźnię. Gdyby to było tło dla jakiejś fabuły albo chociaż abstrakcyjnego, ale zrozumiałego przekazu, to efekt mógłby być nawet spektakularny. Czuję się jak po zjedzeniu zbyt dużej ilości bitej śmietany, trochę mdło i ciągle głodny, ale myśląc sobie: jak to cudownie, że jednak ktoś wymyślił bitą śmietanę. ;)

Łukasz

Nowa Fantastyka