- Opowiadanie: Iluvathar - Upadek

Upadek

Jest to moje pierwsze opowiadanie w tym wspaniałym dla pisarzy i czytelników miejscu.

 

Opowieść traktuje o upadku ideałów, moralności oraz cierpieniu, które zmienia ludzi w potwory takie jak ich dawni oprawcy i zdradzieccy przyjaciele a także o władzy, która uzależnia i deprawuje.

 

Jest tu także wątek o nienawiści do oprawcy postaci, która po nieludzkich cierpieniach przestała być człowiekiem i chce się mścić nie tylko na sprawcy własnych cierpień lecz na całej ludzkości i innych rasach organicznych (To a propos końcówki).

 

P.S. Tak. Rysunek jest autorski :)  

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Upadek

s

 

 

Mortia wstała z parkowej ławki i spojrzała z uśmiechem na piękny, ciemnozielony ogród przed akademią wojskową. Budynek był otoczony licznymi drzewami o liściach pokrytych od spodu fosforyzującym błękitem zaś gmach akademii błyszczał w złotych promieniach słońca. Potężne, alabastrowe filary i łuki przyporowe odcinały się bielą od ciemnych tafli szkła wznoszących się na setki pięter w czyste, lazurowe niebo.

Właśnie zakończyła szkolenie oficerskie na stopniu kapitana i za kilka dni miała otrzymać swój własny okręt. Spojrzała jeszcze raz z niedowierzaniem na swoje dokumenty na holotablecie i wyświetlone pod spodem zdjęcie w nowym mundurze. Mortia Eferrus.

Nowa kapitan trzeciej, siliońskiej floty obronnej. Jej cyfrowa podobizna przedstawiała szczupłą, dwudziestopięcioletnią kobietę o pociągłej twarzy i platynowych włosach spiętych w duży kok. Jej duże, błękitne oczy były jednak przymrużone od nieustannych marzeń i rozmyślań nad przyszłością. Gdyby tylko wiedziała co jej przyniesie.

*

 

Otrząsnęła się ze wspomnień i wróciła do ponurej rzeczywistości. Stała przygryzając wargi na pokładzie mostka Eselis – okrętu flagowego floty. Mostek flagowca był trójkondygnacyjnym pomieszczeniem w kształcie trapezu, zwężającego się ku znajdującemu się z przodu przeszkleniu. Przez szybę zaś widać było zionącą czernią przestrzeń kosmosu.

 

– Czekają na nas! Długo nie wytrzymają! – zawołał z paniką stojący za nią jasnowłosy oficer.

 

Rozejrzała się. Stalowe balkony opadały trzema, wielkimi stopniami ku środkowi mostka, niczym trybuny wypełnione migocącymi błękitem konsolami i hologramami map obsługiwanych przez kilkudziesięciu załamanych ludzi.

 

Mortia znajdując się na platformie w centrum mostka otoczona była białym jak reszta pomieszczenia blatem z wbudowanymi weń konsolami i holoemiterami. Przed nią zaś wisiał w powietrzu cyjanowoniebieski hologram galaktycznego dysku.

Silioni po wieku straszliwych zmagań w końcu zaczynali wygrywać ze swym znienawidzonym wrogiem. Decylioni masakrowali każdą napotkaną planetę, eksterminując jej mieszkańców odkąd tylko ich okręty przybyły do galaktyki i zmuszali ocalałych do niewolniczej pracy. Silioni zajmowali systemy gwiezdne na krawędzi galaktycznego dysku, więc byli pierwszymi, którzy stanęli na drodze tajemniczym najeźdźcom. Nikt nie znał ich celu, gdyż nigdy nie nawiązano z nimi kontaktu. Ich nazwa zaś powstała po wychwyceniu przez stacje nasłuchowe decyliona zbliżających się jednostek.

 

Spojrzała na wystraszonego oficera i podniosła rękę dając mu znać, że jeszcze nie czas, po czym wróciła do rozmyślań.

Mortia była kreatywnym i ostrożnym admirałem. Zwykle flankowała przeciwników, nieustannie nękając Decyliońskie armady z zaskoczenia, mimo jednak licznych zwycięstw często musiała poświęcać całe zgrupowania okrętów aby ocalić flotę lub jedną z Siliońskich planet. Dlatego też nie uważała się za bohatera jakim okrzyknęli ją żołnierze. Inaczej było z Gradagarem.

Gradagar był drugim, najbardziej zasłużonym admirałem oraz jej najlepszym przyjacielem jeszcze sprzed wojny. Teraz zaś potrzebował pomocy. Ściągnął zdziesiątkowane partyzanckimi atakami floty Decylionów z całego sektora nad orbitę Silionu. Westchnęła ciężko i wyprostowała się patrząc w twarze swoich załogantów.

 

– Wszyscy wiecie co nas tam czeka… od tej bitwy zależy czy odzyskamy nasz dom. Silion był okupowany zbyt długo! Pomóżmy Gradagarowi! Pomóżmy ocalić naszą ojczyznę! Wykonać skok! – zawołała z pasją.

 

Załoga rzuciła się do stanowisk i po chwili widoczny przez szyby mostka, biały jak śnieg dziób statku wyciągnął się do przodu, a potem spłaszczył i wrócił do normalnego kształtu. Czerń kosmosu ustąpiła oślepiającym smugom gwiazd, rozpędzając okręt do prędkości wielokrotnie szybszej od światła.

 

Podróż nie trwała długo. Po godzinie lotu szyby mostka rozjarzyły się, a ponad dziobem okrętu pojawił się przerażający widok.

Nad nimi widać było błękitną planetę z szarozielonymi kontynentami pokrytymi sczerniałymi plamami po pożarach, które z kolei przesłaniały ciemne, bure chmury. Na tle okalających glob szmaragdowozielonych mgławic czerniały sylwetki tysięcy okrętów wroga. Potężnych, przywodzących na myśl rogate płaszczki z ciemnego metalu, pokrytych grubym pancerzem i setkami dział. Otaczały z trzech stron białe okręty Gradagara.

Ostre, trójkątne z kanciastymi, lecz finezyjnie wygiętymi skrzydłami. Statki jej przyjaciela zbite były w klin i broniły się zaciekle, a ich biel zniekształcała widmowa zieleń mgławicy.

 

– Maksymalna prędkość! Dajmy o sobie znać nieprzyjacielowi! – zawołała.

 

Okręt zamruczał i lekko szarpnął, kiedy pięć kilometrów stali rozpędziło się do pełnej szybkości flagowca, a wszystkie baterie na ciągnącym się niemal po horyzont dziobie statku obróciły się powoli w stronę wroga. W oddali widać już było flagowiec Gradagara usiany kraterami i usmolonymi plamami po ogniu Decylionów.

 

Okręt Mortii zasłonił go i otworzył ogień. Wszystkie baterie wypluły rozedrgane, świetliste promienie, a było ich tak wiele, że z mostka wyglądały jak oddalająca się w lewo fala błękitnego światła.

Statki Decylionów rozjarzyły się od licznych eksplozji, a potężne opancerzone płyty popękały rozsypując się w drzazgi. W przestrzeni zawirowały ostre szrapnele i zmasakrowane szczątki załogantów.

Kolejne zaś okręty Silionów nie czekając otoczyły wroga niszcząc bezlitośnie każdy, lśniący czernią okręt.

 

W końcu, po długiej bitwie wylądowali na przedpolach dawnego senatu. Niegdyś dumna, biała korona o promieniu pięciu kilometrów z licznymi wieżami i tkwiącą w środku srebrną wieżą z kryształowym szczytem, teraz była sczerniała i podziurawiona.

 

Wysiadła z promu wraz z dwoma gwardzistami w smukłych, srebrnobiałych pancerzach oraz niebieskich pasach na ramionach i ruszyła naprzód.

Widok był przejmujący. Wirujący w powietrzu pył niczym śnieg opadał powoli w nikłych promieniach przysłoniętego szarymi chmurami słońca.

Wszystkie budynki, zwłaszcza wieżowce sterczały z okaleczonymi szczytami lub zawalone do połowy, a wokół piętrzyły się zwały osmolonego gruzu, zardzewiałe usypiska stalowych konstrukcji i stosy zwęglonych kości.

 

Weszła do budynku senatu patrząc w podłogę i po kilkunastu minutach dotarła do głównej sali o promieniu dwóch tysięcy metrów. Potężne filary zawalone w kilku miejscach wciąż podpierały strop, a niezliczone rzędy boksów – dawnych stanowisk senatorów opadały ku stojącej w centrum małej, trójkątnej piramidzie z szerokich stopni.

Dawne stanowisko kanclerza zajmował Gradagar. Człowiek, który siedział w sczerniałym fotelu był mocno zbudowanym mężczyzną o szerokiej szczęce i surowych, szarych oczach. Długi, nieco zgarbiony nos oraz przedwczesne zmarszczki wokół oczu zdradzały, że jego umysł pełen był smutku. Rozmawiał właśnie z kilkoma doradcami w mundurach generalicji zgromadzonymi wokół niego, lecz gdy tylko ją spostrzegli natychmiast przerwali naradę i zapadła cisza.

 

Podeszła bliżej i spojrzała na niego ze współczuciem. Nie wiedziała dlaczego cokolwiek przed nią ukrywa, ale lekko ją to zaniepokoiło.

 

– Prawie się spóźniłaś – burknął niezbyt przyjemnie Gradagar, ale po chwili uśmiechnął się krzywo.

 

Popatrzyli po sobie chwilę ze zrozumieniem oficerów dowodzących przez dziesiątki lat w toczonej ramię w ramię wojnie.

 

– Widzisz… co zostało z naszego domu… a rząd na uchodźstwie domaga się abyśmy ustąpili ze stanowiska. Boją się, że po wszystkim… nie oddamy władzy – powiedział cicho Gradagar.

 

Mortia spojrzała na niego ze smutkiem. Wojna się już kończyła. Trzeba było odejść i dać młodemu pokoleniu odbudować kraj.

 

– Jeśli taka jest ich wola – powiedziała na głos.

 

Gradagar zaśmiał się nagle dziwnym głosem.

 

– Nie zamierzam ustąpić! Tyle lat poświęcenia i co?! Chcą się nas pozbyć! Może nawet nas zlikwidują, rozumiesz?! Dołącz do mnie! Razem przepędzimy tych szaleńców i wprowadzimy porządek! – zawołał nagle jej przyjaciel.

 

Mortia cofnęła się o krok. Nie wierzyła własnym uszom.

 

– Ja… nie zdradzę… jestem lojalna rządowi! – wykrztusiła zszokowana.

 

Gradagar spuścił wzrok i zmarszczył brwi.

 

– Zdradzisz… zmuszę cię do tego. Silion jest ważniejszy od naszej przyjaźni! Pojmać ją! Wiecie co z nią zrobić! – rozkazał Gradagar.

 

Gwardziści Mortii padli z dymiącymi dziurami w piersiach, a ona sama nie wierząc w to co widzi patrzyła sparaliżowana jak żołdacy samozwańczego władcy krępują jej ręce i ciągną w stronę wyjścia. Poczuła gniew.

 

– Zapłacisz za to! – zawyła patrząc na oddalającą się sylwetkę Gradagara.

 

***

 

Mortia obudziła się z jękiem i spojrzała na krępujące ją żelazne klamry i łańcuchy.

Jej ciało poorane bliznami i sinikami płonęło rwącym bólem niemal odbierając rozum. Nie pamiętała już, który raz ocknęła się mdlejąc uprzednio z bólu, ale mogły to być nawet całe lata. Poruszyła się lekko czując wwiercające się w głowę śruby i łącza wymyślnej maszyny tortur. Nagle znów pociemniało jej w oczach, a wbite za skroniami i w potylicę kable zaczęły lekko wibrować.

 

Maszyna zaczęła jej wpychać do umysłu potoki danych, wypełniając głowę niezliczonymi potężniejącymi z każdą chwilą szeptami, które narastały przechodząc w ogłuszające krzyki. Działo się to za każdym razem gdy próbowała wyrwać się z objęć okrutnej maszyny.

Zawyła z bólu czując jak świadomość słabnie zapadając się w głąb torturowanej duszy, a przed oczami Mortii zawirowały obrazy Gradagara na tronie oraz jej samej, klęczącej przed nim w otoczeniu straży. Głowa rozbolała ją gwałtownie, a głosy wwiercające się jej w czaszkę zawyły przekonując na wszelkie sposoby do słuszności działań Imperatora.

Znów poczuła gniew, który rozpalił jej ciało dając na chwilę trzeźwość umysłu. Teraz tylko wściekłość trzymała ją przy życiu. Po chwili jednak poczuła w żyłach chłód narkotyków i zaczęła słabnąć. Mdlejąc usłyszała cichy głos lekarza rozbrzmiewający echem:

 

– To nie… Jej umysł jest zbyt silny… musimy… więcej implantów!

 

Po tych słowach zobaczyła jeszcze jak potężne ramiona z czarnego metalu chwyciły jej ręce wbijając w skórę igły, kręcąc wiertłami po czym straciła przytomność czując się jakby opadała w otchłań.

 

*

 

Gradagar odprawił swoje sługi i został sam. Siedział w odnowionej komnacie tronowej. Dawny budynek senatu był już ukończony i stał się jego pałacem. Ciemne wnętrze podpierały teraz pozłacane filary z wyrzeźbionymi postaciami z mitologii i historii Silionu, a witraże o wyblakłych kolorach rzucały świetliste smugi na marmurową posadzkę.

Musiał pozbyć się Mortii. Tylko ona mogła mu zagrozić w przejęciu władzy, a bez niej kanclerz i rząd na uchodźstwie ulegli sile jego gwardii padając przed nim na twarz. Decylioni zaś mimo przewagi liczebnej wycofali się upokorzeni klęskami poza obszar galaktyki.

 

„Tak” – pomyślał. Lecz Mortia Eferrus musiała stanąć po jego stronie. Bez niej nie uda mu się uspokoić poddanych, którzy po odbudowie stolicy zaczęli się buntować. Na wielopiętrowych ulicach wybuchły krwawe zamieszki. Nie przejmował się tym jednak zbytnio, ponieważ Mortia była właśnie poddawana przemianie. Zamierzał złamać jej wolę i obrócić gniew dawnej admirał przeciwko buntownikom zamieniając ją w bezdusznego cyborga posłusznego tylko jemu. Nowemu Imperatorowi.

 

***

 

Mortia nie potrafiła już krzyczeć. Męczony latami tortur i narkotyków umysł zaczynał ją zawodzić. Teraz myślała, że jest tu od zawsze, mimo iż nic już nie widziała, ponieważ wyrwano jej oczy. Była tylko ciemność. Na skraju umęczonej świadomości tliło się już tylko ostatnie wspomnienie. Kiedy ze skrępowanymi rękami zabierają ją spod tronu na, którym siedzi jakiś mężczyzna. Znów zapłonęła gniewem, ale tym razem przeniosła wściekłość na wypełniających jej umysł obrazach ludzi skandujących hasła pod jakimś pałacem. Mimo nieustannego wysiłku nie mogła już sobie przypomnieć kim jest, więc nadała sobie nowe imię : Mortifera, choć mogła je też podać stale połączona z nią maszyna. Ból nie osłabł, ale nienawiść jaka wciąż paliła jej ciało sprawiła, że tylko ją wzmacniał. Zaczęła się nim nawet napawać i coraz bardziej pragnęła aby wszyscy cierpieli wraz z nią kojąc tym samym jej udręczoną duszę.

 

Nagle, bez ostrzeżenia poczuła ból jakiego jeszcze do tej pory nie doświadczyła. Poczuła jak jej ciało zaczyna się rozpadać, zupełnie jakby wyrywano jej kończyny i wbijano w mięśnie igły dokręcając śrubami jakieś blachy, a kości płonęły jak oblewane ciekłym metalem. Zawyła z całej siły, ale tym razem usłyszała swój krzyk. Przeraźliwie zimny, wysoki, elektroniczny wrzask z lekko dudniącym pogłosem.

Kiedy krzyczała zdała sobie sprawę, że nie ma ust. Zanim jednak się nad tym zastanowiła, jej twarz a raczej miejsce, gdzie ją uprzednio miała zapłonęło jak przebijane rozgrzanymi do białości prętami. Zobaczyła światło. Obraz zaczął się szybko wyostrzać migocąc lekko jak szumiący monitor antycznego komputera. Patrzyła na odbijającą światło jak lustro blachę maszyny zawieszonej pod sufitem.

 

Odbijało się w niej jej nowe ciało z ciemnego metalu. Wyglądała jak zbudowana z kilku różnych maszyn z wkomponowanym pancerzem, który sprawiał wrażenie części starożytnego robota pokrytego jakimiś hieroglifami. Nad mechanicznymi dłoniami o szponiastych, ostrych jak brzytwa palcach wyrastały szczypce, małe piły i kolce. Nie widać było już ani kawałka skóry ukrytej pod stalowymi zębatkami i siłownikami składającymi się na nowe mięśnie Mortifery, wnikając w ciało aż do wzmocnionych żelazem kości.

Mortifera skupiła cybernetyczny wzrok na swojej głowie. Wyglądała jak kanciasta, blaszana korona z dziwną, metaliczną maską i lśniącym, zbliżonym kształtem do trójkąta ekranem lub też wizjerem. Jego czerń podobna była do otchłani czarnej dziury i szumiała lekko jak ekrany starożytnych, analogowych konsol bazujących na diodach dwuwymiarowych.

 

Świszczący, elektroniczny oddech rozbrzmiał z lekkim, mechanicznym kliknięciem, kiedy wciągnęła z ulgą powietrze do cybernetycznych płuc. Ból jednak nie ustał, lecz zamknięty wewnątrz stalowego, opancerzonego egzoszkieletu palił jej wnętrzności niczym ogień zamknięty wewnątrz wielkiego pieca.

Stalowe klamry cofnęły się nieoczekiwanie puszczając ją z żelaznego uścisku, ale nie wstawała. Czekała na rozkaz. Zrezygnowała z wolnej woli, gdyż ta tylko pogłębiała pragnienie osiągnięcia nieosiągalnego. Wolności.

 

– Wstań Mortifero! – zawołał dziwnie znajomy głos.

 

Mortifera poczuła jak stalowe ścięgna i siłowniki uginają się posłusznie pomagając jej wstać. Poddała się im spełniając rozkaz i stanęła przed łożem tortur, które do tej pory było jej domem.

Przed nią zawisł hologram mężczyzny siedzącego na wielkim, pozłacanym tronie. Wskazał ją ostrzegawczym gestem palca i uśmiechnął się szeroko.

 

– Mam dla ciebie zadanie… zlikwiduj przywódców buntu! To będzie twój ostateczny test. Jeśli zabijesz ich bez wahania będę cię wypuszczał częściej – powiedział napawając się jej wyglądem zabójcy.

 

Jednak dla otępionego bólem umysłu Mortifery głos Imperatora był hipnotyzujący i słodki niczym miód. Pokłoniła się nisko, a hologram zniknął. Spojrzała przed siebie ponownie i zobaczyła jak grodzie przed nią otwierają się z głośnym sykiem i grzechotem. Przeszła przez próg dudniąc stalowymi stopami po metalowej podłodze.

Za wrotami w szeregu klęczeli poranieni i posiniaczeni ludzie w cywilnych ubraniach, wzmocnionych skórzanymi i stalowymi ochraniaczami.

 

Zawahała się. Imperator nie wspomniał ani słowem o kulących się wokół przywódców buntu ich dzieciach i żonach.

Buntownicy przykuci łańcuchami do ścian zawyli ze strachu na jej widok i zaczęli płakać obejmując się czule. Mortifera zaś stanęła naprzeciw nich napawając się ich strachem. „Teraz poczują to samo co ja” – pomyślała mściwie.

Wysunęła ostrze z prawej dłoni przekształcając lewicę w podpięte jej z tyłu ręki działko plazmowe i rzuciła się na buntowników.

 

*

 

Gadagar zaklął patrząc z przerażeniem na widok raportów i wstał z tronu. Rebelianci byli znacznie liczniejsi niż podejrzewał, a do tego dalekie skany wskazywały na ponowne ataki Decylionów. Gryząc wargi miotał się chodząc wokół tronu. „Czy ci durnie nie rozumieją, że musimy być silni?! Jeśli mnie obalą Silion stanie się zbyt słaby aby odeprzeć kolejną inwazję!” – pomyślał z paniką. Mortifera zaś nie była jeszcze gotowa. Wprawdzie przeszła wszystkie testy, ale wciąż bał się, że kiedy ją wypuści wyrwie się spod kontroli. W końcu po gorączkowych rozmyślaniach postanowił, że pozostawi Mortiferę w zamknięciu i spróbuje negocjować z buntownikami. Nie wiedział w jaki sposób jej dawni oficerowie odkryli jego matactwa i zbrodnie, które starannie tuszował awansując na coraz to wyższe stopnie. Mortia jednak nigdy się nie dowiedziała jak został admirałem ani dlaczego musiał mianować się Imperatorem. Mortifera też nie miała prawa się tego dowiedzieć.

 

*

 

Mortifera znów leżała przypięta żelaznymi klamrami do łoża tortur. Nie rozumiała tego. Wypełniła przecież rozkaz swego nowego pana. Rozmyślania te szybko rozpaliły w niej gniew. Tym jednak razem był tak silny, że jej umysł przedarł się przez krępujące ją oprogramowanie i płynące w żyłach narkotyki. Znów zobaczyła siebie odciąganą od siedzącego w tronie mężczyzny i w końcu zrozumiała. To był Imperator. Zaczęła grzebać w swoich dyskach i procesorach wbitych w elektroniczny zamiennik mózgu, a palący nią gniew zaczął przełamywać wszystkie blokady i hasła niszcząc ostatecznie program trzymający w uwięzi jej wspomnienia. Nazywała się Mortia Eferrus. Była bohaterką wojenną, która ocaliła kraj przed inwazją Decylionów. Oczami wyobraźni zobaczyła siebie trzymającą swój pierwszy przydział na statek. Swoją promocję na admirała po bitwie nad Hetelionem i zdradę Gradagara.

 

Zawyła z furii przeklinając Imperatora i zaczęła wściekle napierać na klamry i kable wiążące ją do platformy, na której leżała.

Żelazne imadła i stalowe obręcze zatrzeszczały, a wokół zaroiło się od oszalałych ze strachu naukowców i opancerzonych w ciężkie egzoszkielety gwardzistów. Gniew wypełnił każdy cal ciała dając jej siłę i w końcu mimo pompowanych w żyły narkotyków nacisnęła z całej siły na swoje więzienie. Klamry wygięły się z ogłuszającym wyciem i popękały z trzaskiem raniąc ostrymi szrapnelami obsługę konsol i odrzucając pod ściany gwardzistów.

 

Zeskoczyła ze stalowego łoża wyrywając z ciała krępujące ją wiązki kabli i wymierzyła z naręcznego działka w najbliższego gwardzistę. Żebrowana wentylami lufa rozgrzała się prawie ją parząc i wypluła cienki, zielony promień oślepiającej energii. Plazma przepaliła hełm gwardzisty na wylot rozrywając mu kombinezon, a w powietrzu uniósł się smród topionego metalu. Naukowcy rozpierzchli się na wszystkie strony, lecz zanim dopadli grodzi rozbłysło czerwone światło alarmu i grodzie zatrzasnęły się ze zgrzytem zamykając odchodzących od zmysłów ze strachu ludzi w środku razem z Mortiferą.

Ruszyła wolnym krokiem w stronę naukowców i wysunęła długie na metr ostrze. Jeden z pozostałych strażników podbiegł do niej próbując wymierzyć jej w głowę z karabinu przeciwpancernego, lecz z łatwością chwyciła go za szyję miażdżąc mu gardło. Podniosła strażnika tak wysoko jak potrafiła i cisnęła go z łoskotem o podłogę pozostawiając na stalowym podłożu głębokie, zakrwawione wgłębienie.

 

– UWOLNIŁA SIĘ! – OTWÓRZCIE, BŁAGAM! – wrzeszczał opętańczo naukowiec pod drzwiami, a przez jego bladą skórę twarzy napiętą z przerażenia niemal widać było czaszkę.

 

Rozcięła z warkotem powietrze czując na sobie gorącą posokę ginących ludzi i rzuciła się na naukowców. Złapała atakującego ją paralizatorem lekarza za rękę, a ten natychmiast krzyknął gdy połamała mu kości. Kiedy jednak rzuciła go w stronę pojemników z tlenem spojrzał na nią błagalnie.

 

– BŁAGAM! ZEMŚCIJ SIĘ NA NIM, TYLKO NAS OSZCZĘDŹ! – zawył ranny lekarz.

 

Mortifera jednak nie słuchała. Wycelowała w zbiorniki i jej działko znów wypluło oślepiającą plazmę. Butle z tlenem eksplodowały rozrywając stalowe szyny podpierające łoże tortur i wyrzuciły je w powietrze miażdżąc pozostałych przy życiu ludzi pod pancernymi drzwiami. Grodzie wgniotły się z ogłuszającym trzaskiem, a Mortifera podeszła do nich i z wysiłkiem odciągnęła szczątki swojego więzienia blokujące jej drogę do wolności. Wyciągnęła szponiaste, metalowe palce i stękając elektronicznym głosem zaczęła rozwierać skrzydła grodzi na boki.

W końcu opancerzone wrota ustąpiły i wydostała się na zewnątrz. Teraz myślała tylko o jednym. Imperator musiał umrzeć w cierpieniach.

 

*

 

Gradagar nie mógł w to uwierzyć. Wszystko się waliło. Decylioni wrócili a jego właśni poddani chcieli zrzucić go z tronu, nawet za cenę swojego życia. Generał Harrot zdradził go i wykradł wrażliwe dane z komputerów wypuszczając wszystko do opinii publicznej.

Ludzie wiedzieli już, że doprowadził do śmierci pięciu generałów aby osiągnąć swój upragniony fotel admirała, i że najprawdopodobniej zabił Mortię oraz zlecił zamach na kanclerza. Nie mieli jednak pojęcia o jego intencjach! Pragnął dla siebie nieograniczonej władzy, ale przecież chciał zadbać o swoje Imperium! Chciał rozbudować armię i obsadzić flotami granice. Tymczasem zamieszki zatrzymały gospodarkę, a wciąż nie w pełni odbudowane fabryki nie były w stanie zapewnić jego domenie floty zdolnej obronić wymęczony naród. Bezsilny ukrył twarz w dłoniach myśląc nad całym swoim życiem.

Zamierzał jednak zostać. Dopiero bowiem teraz, po tych wszystkich latach zrozumiał, że sięgając po władzę nie był wcale tak ostrożny jak mu się wydawało. Popełnił wiele błędów i ostatecznie nie zdołał przekonać poddanych do zjednoczenia się przeciwko wrogowi. Było za późno aby cokolwiek zmienić. Silion upadł. „Zasłużyłem na swój los” – pomyślał z goryczą Gradagar i pochylił głowę siedząc samotnie na złotym tronie.

 

*

 

Mortifera wyprostowała się nie czekając aż martwi strażnicy poupadają na ziemię i przepaliła plazmą kontroler bocznych wrót pałacu.

Zanim jednak siłą rozwarła drzwi usłyszała głuche warczenie dobiegające z nieba. Spojrzała w górę i z ciemniejących w zbliżającym się ku zachodowi słońcu chmur wyłoniły się okręty Decylionów. Potężne, czarne konstrukcje przysłoniły niebo i wisiały obserwując toczącą się na ziemi rzeź najwyraźniej z próżnej ciekawości, czekając aż Silioni wedrą się do pałacu aby poderżnąć gardło swojemu własnemu władcy.

 

Odwróciła wzrok. Nie zdoła już ich zatrzymać lecz nie zamierzała dać rebeliantom się wyręczyć. Rozwarła drzwi i przekroczyła próg pałacu. Po drodze zdobyła rozkładany, adamantowy miecz od dowódcy elitarnej gwardii Gradagara, więc gdy stanęła w progu pałacu gwardziści przez moment zastygli zdumieni zanim rzucili się na nią z elektryzującymi włóczniami.

Na próżno jednak zasłaniali się wielkimi, pozłacanymi tarczami. Mortifera uderzała z taką siłą, że pozostawiała w nich głębokie wgniecenia i łamała gwardzistom ręce, wymachując ze świstem nową bronią.

 

W końcu, kiedy przebiła się aż do połowy długiego, pozłacanego korytarza w przypływie rozpaczy straż wyciągnęła miotacze płomieni. Mortifera poczuła ból, gdy jej stalowe ciało rozgrzało się miejscami do czerwoności, lecz przeszła przez płomienie i wyrwała jednemu z gwardzistów ramię skierowując ogień na straż.

Dywan i arrasy zapaliły się z sykiem, a wyjący z bólu gwardziści zaczęli się cofać gdy ich skóra przywarła do rozgrzanych pancerzy. Ostatni strażnik cofał się wrzeszcząc ze strachu w stronę ściany i oparł się o nią zamykając oczy. Mortifera zaś chwyciła go za szyję i wbiła w płaskorzeźbę na ścianie, zabijając gwardzistę na miejscu.

 

Gdy przebiła się do głównego holu zobaczyła, że jest pusty, a niemal wszyscy żołnierze Imperatora rzucili się by bronić pałacu przed oszalałym tłumem. Główny korytarz powitał ją czerwonymi dywanami, a potężny strop prawie sto metrów nad marmurową posadzką podpierały rzędy pozłacanych, bogato rzeźbionych kolumn.

Ruszyła więc do przodu dudniąc stalowymi nogami po gładkiej podłodze.

Zza okien dobiegały stłumione odgłosy eksplozji powodując, że cały pałac drżał w posadach, a z sufitu odpadały małe kawałki gruzu i pękających, bogatych, tynkowych rzeźbień.

 

Gdy w końcu dotarła do głównej komnaty z wrotami do sali tronowej zobaczyła, że w środku pomieszczenia stoi pomnik przedstawiający Imperatora wykuty z białego marmuru wznosząc się na prawie pięciometrowym podeście. Za nim, przy potężnych, opancerzonych wrotach ze złoceniami stał tuzin gwardzistów w czarno-złotych pancerzach.

Bez zastanowienia rzuciła się w ich stronę i zanim się ruszyli wskoczyła na podest pomnika i odbiła się od niego skacząc w stronę gwardzistów.

Spadła w sam środek przerażonych strażników lądując z takim łoskotem, że posadzka popękała od uderzenia odrzucając żołnierzy Imperatora na boki lub wytrąciła ich z równowagi.

Wyprostowała się tnąc z półobrotu mieczem i rozcięła napierśniki dwóch gwardzistów po czym wypaliła z działka w trzeciego. Siła wystrzału urwała mu głowę powodując ucieczkę dwóch żołnierzy, a Mortifera skrzyżowała miecz z atakującym ją następnym przeciwnikiem. Poprzez szczelinę w hełmie zobaczyła strach w oczach gwardzisty, który próbował siłować się z nią na miecze, lecz ona pozwoliła klindze ześlizgnąć się w dół odcinając strażnikowi palce. Odepchnęła go zabijając na miejscu potężnym uderzeniem stalowego łokcia i tnąc ostrzem od dołu rozpłatała kolejnego gwardzistę cięciem od dołu kręgosłupa aż po szyję.

 

Straż rozpierzchła się z przeraźliwym wrzaskiem gromadząc się przy potężnym łańcuchu napinającym przeciwwagi zamykające wrota do sali tronowej. Wystrzeliła w ich kierunku, a strumień plazmy wytopił dziurę w ogniwie, które trzeszcząc pękło z ogłuszającym trzaskiem.

Ogromny łańcuch poleciał z warkotem w górę, a kilkutonowa przeciwwaga runęła w dół rozwierając wierzeje z taką prędkością, że wyłamały się z grubych na metr, stalowych zawiasów.

 

*

 

Słysząc rumor upadających wrót, Gradagar podniósł wzrok i spojrzał spod długich, bladych dłoni na czerwony promień zachodzącego słońca wpadający przez otwór do komnaty. Na tle oślepiającej purpurowej łuny światła czerniała straszna sylwetka. W końcu krzyki uciekających gwardzistów w oddali zamilkły i zapadła głucha cisza przerywana łomotem stłumionych przez ściany wybuchów dookoła pałacu.

Mortifera uniosła czarny jak dno otchłani wizjer wbijając wzrok w jego oczy i ruszyła powolnym krokiem wzbudzając echo stalowymi nogami.

 

*

 

Dopiero teraz, patrząc w oblicze swego oprawcy, Mortifera zobaczyła ile czasu spędziła w niewoli, nieustannie poddawana torturom. Czerwone promienie słońca padające na tron wydobyły twarz pooraną głębokimi zmarszczkami. Gradagar spojrzał na nią ze zrozumieniem i smutkiem w oczach. Jej gniew zelżał. Wkrótce zginą oboje, a cywilizacja Silionu zniknie. Zatrzymała się przed tronem i spojrzała w znienawidzoną twarz.

 

– Czy było warto? – zapytała cichym, pełnym gniewu głosem.

 

Imperator zmarszczył brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.

 

– Nie… Mortifero – wyszeptał Gradagar.

 

Spojrzała mu głęboko w oczy. Zrozumiał.

 

– Nie dane mi było wskrzesić dawnej chwały Silionu. Zamiast tego ją pogrzebałem … wraz z jej obywatelami – powiedział cicho Imperator.

 

Mortifera pokiwała powoli głową. Nie mogła mu wybaczyć, ale miała czas. Po tym wszystkim zaś chciała zrozumieć jedno.

 

– Dlaczego? – zapytała zimnym, elektronicznym głosem.

 

Gradagar zmrużył oczy roniąc łzę.

 

– Dlaczego? Ponieważ nie chciałem odejść! Pragnąłem poprowadzić Silionów ku zwycięstwu … pragnąłem władzy! Teraz … jest za późno – powiedział cicho Imperator.

 

Gradagar wstał. Nagle coś wybuchło za ścianami pałacu, a witraże rozprysły się a szkło wirując w przeciągu rozsypało się migocąc między nią a Imperatorem.

 

– Zakończ to… stara przyjaciółko – wyszeptał Gradagar.

 

Mortifera podeszła bliżej. Była teraz niemal o głowę wyższa od Imperatora. Czuła na ekranie będącej jej nową twarzą słaby, starczy oddech dawnego druha.

 

– Żegnaj… stary przyjacielu – odpowiedziała szeptem Mortifera.

 

Pomimo wszystkiego co jej zrobił, wszystkiego co wycierpiała. Żal jej było losu jaki spotkał Gradagara. Zbrodnie jakie popełnił musiały jednak zostać ukarane, ponieważ sprowadził śmierć na całą cywilizację Silionu. Nie potrafiła mu wybaczyć.

Wyciągnęła zakrwawiony miecz i czując jak gniew rozpala jej wnętrze z całej siły pchnęła ostrzem w pierś tyrana przybijając Imperatora do tronu.

Oparcie pękło z trzaskiem, a cesarski mebel rozpadł się pękając na drobne kawałki. Martwe ciało Gradagara potoczyło się po schodach brocząc dywan krwią. Zemsta się dokonała. Teraz nareszcie mogła umrzeć.

Spojrzała na pustą salę i słysząc narastający łoskot eksplozji dookoła pałacu ruszyła w stronę głównego holu.

 

Gdy dotarła na koniec długiego korytarza zobaczyła, że skrzydła głównej bramy są wyrwane z zawiasów, a za nimi, na tle pożaru tłoczą się niedobitki żołnierzy.

Kiedy wyszła przez próg nikt już nie zwracał na nią uwagi. Plac przed pałacem usiany był ciałami, a kilkudziesięciu ocalałych tłoczyło się wokół gwardzistów. Pozostali przy życiu żołnierze ostrzeliwali rozpaczliwie nacierające z głębi płonącego miasta mrowie najeźdźców.

 

Decylioni nacierali mordując bezlitośnie wszystkich napotkanych Silionów. Smukłe roboty z ciemnego metalu o ostrych, drapieżnych kończynach i podłużnych głowach pozbawionych oczu wdarły się na plac i zabiły ostatnich żołnierzy, a jeden z gwardzistów zginął detonując granat.

Mordercze syntetyki ruszyły na pałac i gdy już pogodziła się ze śmiercią roboty przebiegły obok niej jakby była powietrzem lub jednym z pozostałych w mieście okaleczonych pomników.

“A więc niszczą jedynie życie w pełni organiczne” – pomyślała z goryczą.

Nagle jeden z robotów przystanął patrząc wprost na nią.

 

Poczuła dziwne zrozumienie łączące ją z Decyliońskim robotem. Zupełnie jakby słyszała w myślach “Chodź z nami!”.

 

Mortifera zaśmiała się strasznym głosem. „Tak” – pomyślała. Skoro ludzie są zdolni do czegoś takiego jak Gradagar to Decylioni mają słuszność. Życie organiczne… należy wyplenić. Inne cywilizacje z pewnością dokonałyby w przyszłości tego samego co martwy Imperator. Nic już nie łączyło jej z wymordowanym ludem Silionu.

 

– Zgadzam się – odpowiedziała z radością i poszła posłusznie za nieznanym jej Decylionem znikając za nim w świetlistym wnętrzu statku. 

Koniec

Komentarze

Nikt jeszcze nie skomentował, więc mogę z czystym sumieniem zrobić to pierwszy bez obawy, że powtórzę słowa przedmówców :)

Ładnie napisane opisy, takie dość poetyckie. Zwracam na to uwagę, bo moje zwykle są płaskie, lakoniczne i prymitywne.

Podobał mi się proces powstawania cyborga, a zwłaszcza moment, w którym wspomniane było, że bohaterka straciła oczy by następnie opisane zostały jej odczucia na temat wkręcania w nią śrub i blach. Dzięki temu można było sobie wyobrazić i odczuć, co się dzieje, mimo że nie było już obrazu.

 

Z marudzenia:

W sumie spodziewałem się, że to Gradagar jest tym złym. Mortiferę odbieram raczej jako sprawiedliwą mścicielkę wyrównującą porachunki, niż jako antagonistkę.

 

Z technicznych rzeczy:

 

Ja bym dawał przecinek w większości przypadków przed takimi wyrazami jak “a”, “ale”, “aby”, “lecz” (aczkolwiek niech wypowiedzą się doświadczeni użytkownicy, gdyż spotkałem się wielokrotnie z opinią, że ja tych przecinków stawiam za dużosmiley) .

Zawyła z całe siły ale tym razem usłyszała swój krzyk.

Literówka.

Odepchnęła go zabijając go na miejscu

Powtórzenie, drugie “go” można usunąć bez uszczerbku na treści :)

 

Mortifera uniosła swój czarny jak dno otchłani wizjer wbijając wzrok w jego oczy i ruszyła powolnym krokiem roznosząc echo dudniących metalicznie nóg potwora, którego sam stworzył.

Tu mi coś nie pasuje.

 

Dopiero teraz, patrząc w oblicze swego oprawcy(,) Mortifera zobaczyła(, ile) czasu spędziła w niewoli

W powyższym zdaniu wstawiłbym to, co w nawiasach.

– Dlaczego ?

Zbędna spacja przed znakiem zapytania.

 

Wychudzone roboty z ciemnego metalu o ostrych, drapieżnych kończynach i podłużnych głowach pozbawionych wdarli się na plac i zabili ostatnich żołnierzy a jeden z gwardzistów zginął detonując granat.

Coś mi nie pasuje w użyciu pogrubionego wyrazu w tym zdaniu.

 

 

Nie jestem wielkim fanem ani znawcą sf, ale czytało się przyjemnie. Na plus zdecydowanie opisy, bardzo plastyczne i interesujące. Zastanawia mnie jedynie to, po co Gradagar dopuścił się czegoś takiego wobec Mortii? Pierwotnie planował chyba wyprać jej mózg po to, żeby stanęła po jego stronie, bo w ten sposób nie doszłoby do zamieszek. Przemiana w morderczego cyborga chyba nie spodobałaby się opinii publicznej.

 

 

Dzięki serdecznie za komentarze :)

 

Mordoc  Już poprawiłem … a jeśli chodzi o spację przed pytajnikiem to taka moja maniera :) zawsze przed ? i ! robię spację, taki nawyk. Bez tego wydaje mi się że te znaki za bardzo stykają się z ostatnią literą wyrazu np:  “ H! “

 

Fladrif Opinia publiczna miała się nie dowiedzieć kim jest stojący za Imperatorem cyborg :D

Miała wzbudzać strach i służyć jako taki kat/mistrzyni tortur

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Google translator :

 

------Polski --------------Łaciński

 

Śmiercionośna--– --Mortiferum

 

:D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witaj.

Gratuluję tutejszego debiutu. :)

Opowieść pełna drastycznych scen mordów, przerażających i trudnych do spokojnego przeczytania. Ciekawy pomysł wojny, zwaśnionych stron i przebiegu walk, na pewno zasługuje na kontynuację. Cierpienia głównej bohaterki – wręcz niewiarygodne. Wobec nich oraz ewidentnej zdrady przyjaciela, nieco zaskakującą wydała mi się jej końcowa rozmowa z tyranem oraz samo zakończenie i decyzja Mortifery.

 

Z technicznych:

z przodu przeszkleniu przez które widać było zionącą czernią przestrzeń kosmosu. – brak przecinka

Stalowe balkony opadały trzema, wielkimi stopniami ku środkowi mostka niczym trybuny wypełnione migocącymi błękitem konsolami i hologramami map obsługiwanych przez kilkudziesięciu załamanych ludzi. – brak przecinków

i dalej trzeba jeszcze na spokojnie przyjrzeć się całej interpunkcji; szczególnie – przed wyrażeniami ze słowem „który”

przez wykrzyknikami także masz wiele spacji

Wysiadła z promu wraz z dwoma gwardzistami w smukłych, srebrnobiałych pancer-zach i niebieskim pasie na ramionach. – tu niejasny podmiot, bo w poprzednim zdaniu była nim korona, a do tego dziwnie przedzieliło wyraz pancerzach

Po tych słowach zobaczyła jeszcze jak potężne ramiona z czarnego metalu chwyciły jej ręce wbijając jej w skórę igły, kręcąc wiertłami po czym straciła przytomność czując jak jej myśli opadają w otchłań. – za dużo JEJ

Poczuła jak jej ciało zaczyna się rozpadać, zupełnie jakby wyrywano jej kończyny i wbijano jej w mięśnie igły dokręcając śrubami jakieś blachy. Jej kości płonęły jak oblewane ciekłym metalem. – też

Była tylko ciemność. Na skraju umęczonej duszy tliło się tylko ostatnie wspomnienie – kolejne powtórzenie

jego własni poddani poddani chcieli go zrzucić z tronu – też

 jego własni poddani poddani chcieli go zrzucić z tronu, nawet za cenę swojego życia. Jego generał Harrot zdradził go i wykradł dane z jego komputerów wypuszczając wszystko do opinii publicznej. – też

miotał się chodząc w kółko wokół tronu. – tu chyba wystarczy tylko jedno określenie

 

Pozdrawiam i życzę powodzenia. :)

Pecunia non olet

bruce Dziękuję, poprawiłem wszystko co zdołałem wypatrzeć.

 

Jeśli chodzi o spację przed pytajnikiem to taka moja maniera :) zawsze przed ? i ! robię spację, taki nawyk. Bez tego wydaje mi się że te znaki za bardzo stykają się z ostatnią literą wyrazu np:  “ H! “ 

 

Wiem, że to niezbyt poprawne ale nie potrafię się z tego wyleczyć.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

DO CZYTELNIKÓW, KTÓRZY PRZECZYTALI PIERWSZĄ WERSJĘ

 

Lekko zmieniona końcówka i poprawione błędy.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witaj ponownie, rozumiem, cóż, po prostu podaję Ci te same rady, których i mnie tu udzielano. Ja również nadal uczę się poprawności pisania. :)

Pozdrawiam serdecznie. :)

Pecunia non olet

 

Nowy kapitan Siliońskiej floty obronnej

 

Jeśli to kobieta, to “nowa”, a jeśli chcesz iść z duchem czasu, to i “kapitanka”. Siliońska z małej litery.Flota obronna również nie brzmi najlepiej. W rzeczywistości w naszym świecie żadne państwo nie miało floty obronnej, po prostu nie ma czegoś takiego w nomenklaturze. Flota jako taka może wypełniać wiele celów, może mieć wiele zadań.

 

“Siliońskiego okrętu flagowego” – znów nie brzmi najlepiej. Siliońskiego małą, a jeśli okrętu flagowego, to czego? Bo kręt flagowy zwykle płynie na czele zespołu okrętów, nigdy samodzielnie. Zresztą tu powinna paść nazwa własna okrętu, a “siliońskiego” skreślić, bo przecież wiadomo, że nie okrętu Decylionów.

 

“Mortia była błyskotliwym i ostrożnym oficerem”.

Błyskotliwy i ostrożny za bardzo rozmijają się ze sobą, to zbyt różne cechy charakteru nie pasujące do jednej osoby. Lepiej by brzmiało, moim zdaniem np.: “błyskotliwy i zadziorny”.

 

Space opera to nie moja bajka, w młodości przeczytałem tylko kilka tekstów tego typu. Stąd opowiadanie nie porwało mnie, a męczarnie i przemiana bohaterki mocno mnie nużyły. To już wolałbym gwiezdne fajerwerki.

No i interpunkcja wyje. To ciekawe, bo zdania są ułożone w miarę poprawnie, a przecież gramatyka jest trudniejsza od interpunkcji.

 

Agroeling

 

Jeśli chodzi o “Nowy” zamiast “Nowa ”to nie wiem jak ale program coś źle przemielił. (Poprawiłem)

2 Na razie jeszcze nie słyszałem aby wyrażenie “kapitanka” zostało już oficjalnie uznane za poprawne ale jak dla mnie trochę źle brzmi.

3 Jeśli chodzi o zamieszanie z flagowcem to miałem problem ze zmieszczeniem się w przedziale 30 tys. znaków i nie chciałem wprowadzać zbyt dużo nazw własnych. 

Mówimy tu o zupełnie innym świecie. W moim uniwersum floty obronne jak najbardziej mogą występować, mimo że nie ma ich u nas na ziemi (Poza tym kosmos vs ocean to duża różnica. Odległości są ogromne, więc dobrze mieć część sił blisko granicy/planety/stolicy).

Chodziło mi o błyskotliwość w opracowywaniu działań partyzanckich, przy których niezbędna jest ostrożność.

Skoro nie lubisz space opery to twoja krytyka nie jest zbyt obiektywna, ponieważ jasnym jest, że ci się nie spodoba opowiadanie w tym duchu. Ja na przykład zapewne nie doceniłbym piękna poezji. (wkład pracy i wrażliwość/znaczenie już tak)

Cierpienie a przemiana głównej bohaterki zajęły raptem 1/6 albo 1/7 powieści z czego prawie jedną czwartą stanowi opis nowego wyglądu postaci.

8 Nie znam dokładnych zasad interpunkcyjnych odnośnie stawiania przecinków , ale poprawiłem co mogłem. Teraz pilnuję tego bardziej

9 To moje debiutanckie opowiadanie i przykro mi, że z miejsca aż tak źle mnie oceniasz.

 

Absolutnie nie chcę aby to było odebrane jako atak. Po prostu bronię swojego :/

Jako osoba lecząca się z depresji moje opowiadania często traktują o cierpieniu i przemianach :(

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Opowiadanie, poza kilkoma drobiazgami, jest bardzo fajne. Akcja pędzi szybciej niż pociąg pospieszny, ale gdy się ma limit znaków, to wcale to nie dziwi. Mocno nie pasuje mi ostatnia rozmowa Gradagara z Mortiferą, on ją torturował, grzebał jej w mózgu, zmienił w cyborga. Po czymś takim raczej nie potraktowałaby go jako starego przyjaciela który popełnił błąd. Na plus, jak ktoś już zauważył, zasługują na pewno opisy, fabuła też jest okej. Podobają mi się opisy walki z początku, między jednostkami latającymi, później, gdy Mortifera walczy z gwardzistami, robią się odrobinę chaotyczne. Ogólnie jednak naprawdę fajnie, wprawdzie od momentu gdy Gradagarowi przestaje się powodzić można już przewidzieć zakończenie, ale mimo to opowiadanie jak najbardziej ma u mnie ocenę plusową :)

Książki powinny wywoływać emocje – ale nigdy znudzenie

Oliada Bardzo dziękuję za komentarz. Jeśli chodzi o traktowanie Gradagara jako przyjaciela … nie traktuje go tak, tzn. … jest po prostu świadoma, że widzi go po raz ostatni i postanawia się pożegnać.  :)

(brakło trochę miejsca na uściślenia i uzasadnienia zachowań :( )

 

Jest też w tekście wspomniane, że mu nie wybacza ale widzi, że wcale nie musiało się tak skończyć. Tzn. wie, że mimo iż Imperator pragnął władzy to nie chciał zagłady Silionu a władza skupiona w rękach jednej osoby w czasie wojny byłaby przydatna. Ale stało się to co się stało i jak już powiedziałem nie wybacza mu niczego :)

 

W swoich opowiadaniach często robię coś co można nazwać ujęciami :D (przełączanie się między postaciami i lokacjami, w czasie etc.) Jestem po plastyku, więc wizualizacja podobna do ujęć filmowych jest dla mnie bardzo ważna. 

 

Jeszcze raz dziękuję za komentarz.

 

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Iluvatharze, i mnie jest przykro, że myślisz, iż ja Cię źle ocenia. Przede wszystkim w ogóle Cię nie oceniam, ani nawet Twojego opowiadania. Co najwyżej wydałem bardzo oględną opinię, do której zresztą mam prawo. A to, że nie przepadam za space opera, o nczym nie świadczy, to tak, jakby Twoje opowiadanie mogli czytać tylko zwolennice tego gatunku.

Ale teraz w punktach

    1. Co do kapitanki, to raczej żartowałem, sam jestem przeciwnikiem feminatywów.
    2. 4.Tak, inne uniwersum, inny świat, zawsze to wygodne tłumaczenie. Sęk w tym, że każdy typ okrętu ma nieco inne zastosowanie, a flota jako całość również ma różne zastosowania. Okręty nie dzieli się z zasady na obronne i ofensywne, choć niektóre mają taki charakter. Weźmy na przykład polską flotę w kampanii wrześniowej 1939. Polska flota miała bronić wybrzeża, a tymczasem miała 9 okrętów ofensywnych i tylko jeden obronny. Miala więc charakter obronny czy ofensywny? Ale tu kończę te dywagacje, bo to szerszy temat.
      1. Ostrożność w działaniach partyzanckich? Raczej – błyskotliwy dowódca nie tyle jest ostrożny, bo to się jakoś wyklucza, ile precyzyjnie opracowuje plany ataku, by się powiodły.
        1. Nieprawda. Jako nastolatek zachwyciła mnie powieść Formy chaosu Colina Kappa przeczytałem ją trzy razy z rzędu, choć pewnie jej nie znasz.
          1. Napisałem, że końcówka mnie znużyła, a to znaczy, ze po prostu nie czułem emocji, bohaterowie byli mi obojętni. Miałem kłamać?
          2. Jeszcze parę powtórzeń by się znalazło
          3. To na początku. Dobrze jest bronić swego, ale kwestie merytoryczne to inna rzecz.

Sorry, że tak to wygląda, coś mi szwankuje komputer.

Agroeling 

 

Ale co do tego to się nie zgodzę :  >:(

 

Tak, inne uniwersum, inny świat, zawsze to wygodne tłumaczenie. Sęk w tym, że każdy typ okrętu ma nieco inne zastosowanie, a flota jako całość również ma różne zastosowania. Okręty nie dzieli się z zasady na obronne i ofensywne, choć niektóre mają taki charakter. Weźmy na przykład polską flotę w kampanii wrześniowej 1939. Polska flota miała bronić wybrzeża, a tymczasem miała 9 okrętów ofensywnych i tylko jeden obronny. Miala więc charakter obronny czy ofensywny? Ale tu kończę te dywagacje, bo to szerszy temat.”

 

To porównanie jest zupełnie nie na miejscu, dostrzegam brak zrozumienia.

 

Porównujesz drugo wojenne statki pływające po kałuży jaką jest Bałtyk z statkami kosmicznymi mającymi zaatakować intruzów w myśl strategii (najlepszą obroną jest atak), operujących w przestrzeni co najmniej kilkudziesięciu lat świetlnych.

 

Bardziej tu pasuje porównanie do flot wojennych na Pacyfiku podczas WWII kiedy to statki nie mogły na siebie “wpaść” a flota Japońska/Amerykańska zajmowała wyspę tylko dlatego, że wróg się spóźnił z odsieczą. Mniej więcej taką sytuację mam na myśli, bo wiem, że statki po obu stronach zwykle są podobne i nie dzieli się ich na obronne i ofensywne.

 

Podsumowując. Flota obronna jest u mnie zgrupowaniem statków czekającym w pobliżu planety (w tym wypadku stolicy) na ewentualne zagrożenie ataku aby nie było ryzyka, że gdy główna flota wyleci gdzieś daleko (np.: na inną wojnę) to nie będzie miał kto bronić planety. (W tym przypadku Silionu).

 

Tłumacząc się więc, że to kompletnie inne uniwersum nie wykazywałem się żadnym wygodnym i leniwym wytłumaczeniem. Zawsze bardzo dokładnie rozrysowuję zasady panujące w moich światach ale tutaj, mając limit znaków wyjątkowo to uprościłem.

 

(Historia tego nie wymagała a ja właściwie chciałem tylko dać czytelnikowi znać, że została kimś ważnym w armii jeszcze przed wojną aby wyjaśnić jej stanowisko już podczas wojny).

 

 

TOM II (xd)

 

 

Właściwie to chodziło mi o sposób argumentacji.

 

 

“ bruce (komentarz z | 08.05.21, g. 14:43 )

 

Z technicznych:

z przodu przeszkleniu przez które widać było zionącą czernią przestrzeń kosmosu. – brak przecinka

Stalowe balkony opadały trzema, wielkimi stopniami ku środkowi mostka niczym trybuny wypełnione migocącymi błękitem konsolami i hologramami map obsługiwanych przez kilkudziesięciu załamanych ludzi. – brak przecinków

i dalej trzeba jeszcze na spokojnie przyjrzeć się całej interpunkcji; szczególnie – przed wyrażeniami ze słowem „który”

przez wykrzyknikami także masz wiele spacji

 

 

W porównaniu do tego :

 

 

Agroeling | 08.05.21, g. 21:23

No i interpunkcja wyje. To ciekawe, bo zdania są ułożone w miarę poprawnie, a przecież gramatyka jest trudniejsza od interpunkcji. ”

 

 

Nie spodobało mi się tylko słowo “wyje”, nie chciałem robić zamieszania. Po prostu myślałem, że zamiast się chwalić wskażesz bezpośrednio przykładowe miejsce błędu/błędów.

 

Jestem po plastyku i podstawowej maturze z j. polskiego i dla mnie ważne są opisy miejsc, postaci i akcja oraz budowanie atmosfery. Nigdy nie wypierałem się robienia dużej ilości błędów i nieznajomości gramatyki oraz interpunkcji ale staram się to poprawiać, choć zwykle robię to na samym końcu, często nawet kilka dni lub więcej po napisaniu tekstu.

 

Swoje inne, prywatne sci-fi zamierzam pokazać komuś kto naprawi błędy za mnie (przed wydaniem), chyba że opanuję to sam a w tym potrzebna jest mi konstruktywna krytyka (z cytatami i screenami) . . . :)

 

 

Przepraszam jeśli wygląda to na paranoję, nie chcę się wyżalać i zwierzać ale … bycie obiektem znęcania się od podstawówki i ostatnie śmierci w rodzinie sprawiły, że nie czuję się zbyt dobrze i często reaguję trochę za szybko, ponieważ pisanie jest jedyną rzeczą, która mi pomaga :(

 

Także proszę tylko o jedno : Wskazuj błędy i nie wyj :)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Cześć Iluvathar !!!

 

Bardzo mi się podoba to opowiadanie. Wciągnęło mnie. Masz wyobraźnię, a koniec naprawdę super. Jeśli to twój debiut to tym bardziej :)

 

Pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

dawidiq150 

 

O cię panie, ale spontaniczna reakcja ! xd

 

Dziękuję, cieszę się bardzo, że ci się spodobało :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Siema :)

 

Mortia wstała z parkowej ławki i spojrzała z uśmiechem na piękny, ciemnozielony ogród przed akademią wojskową. Budynek był otoczony licznymi drzewami o morskozielonych liściach pokrytych od spodu fosforyzującym błękitem zaś gmach akademii błyszczał w złotych promieniach słońca. Potężne, alabastrowe filary i łuki przyporowe odcinały się bielą od ciemnych tafli szkła wznoszących się na setki pięter w czyste, lazurowe niebo.

Trochę przegiąłeś z tymi kolorami. Mnóstwo przymiotników, które powodują, że źle się to czyta.

 

Spojrzała jeszcze raz z niedowierzaniem na swoje dokumenty na holotableciejej własne zdjęcie w nowym mundurze.

Czy dokumenty były na holotablecie, znaczy leżały na nim, czy były wyświetlane na ekranie holotabletu? I jasne, że zdjęcie jej własne, bo czyje niby? :)

 

Gdyby tylko wiedziała co ona jej przyniesie.

Niezgrabnie to brzmi, szczególnie ta “ona” w odniesieniu do przyszłości.

 

Stała przygryzając wargi na pokładzie mostka Eselis – okrętu flagowego floty. Było to trójkondygnacyjne pomieszczenie w kształcie trapezu zwężającego się ku znajdującemu się z przodu przeszkleniu przez, które widać było zionącą czernią przestrzeń kosmosu.

Spójrz na pogrubione – to ostatni podmiot, czyli statek flagowy. A w następnym zdaniu wracasz do podmiotu w postaci mostka. Wychodzi więc na to, że okręt flagowy był trzykondygnacyjnym pomieszczeniem. I ten przecinek po “przez” przesuń przed “przeszkleniu”. Inna sprawa, że masz tam taką aliterację, za którą Tarnina karci ;)

 

niczym trybuny wypełnione migocącymi błękitem konsolami

Dziwne to, ale niech Ci będzie.

 

Decylioni masakrowali każdą napotkaną planetę, eksterminując jej mieszkańców odkąd tylko ich okręty przybyły do galaktyki i zmuszali ocalałych do niewolniczej pracy, gdzie ginęli tysiącami lub prowadząc nieludzkie eksperymenty.

Ogólnie masz sporo interpunkcyjnych błędów, ale to jest do ogarnięcia. Dziwne zdania też budujesz, często z zaburzonym szykiem, lub zawierające zbyt wiele informacji.

W powyższym zdaniu cały czas podmiotem są Decylioni, więc w momencie kiedy napisałeś “gdzie ginęli tysiącami”, to odnosisz to do Decylionów, a nie wspomnianych ocalałych. Końcówka po “lub” jest tak doczepiona na siłę jakby i źle się komponuje z resztą zdania. Ogólnie zdanie do przebudowy.

 

Jak na razie tekst przywodzi na myśl “Battlestar galactica” bo Siloni brzmią jak Cyloni. No i skojarzenie mam z książką “Rój” B.V. Larsona.

 

Spojrzała na wystraszonego oficera, podniosła rękę dając mu znać, że jeszcze nie czas i wróciła do rozmyślań.

Tutaj musiałbyś dookreślić, kto podniósł rękę, bo wcześniej miałeś inny podmiot.

 

Ściągnął zdziesiątkowane partyzanckimi atakami floty nieprzyjaciela z całego sektora nad orbitę Silionu.

Z tym zdaniem jest coś nie tak. Bo nie ma w zdaniu informacji o tym co on ściągnął – dowiadujemy się, że to było zdziesiątkowane partyzanckimi atakami floty nieprzyjaciela… co?

 

Załoga rzuciła się do stanowisk i po chwili widoczny przez szyby mostka, biały jak śnieg ostry dziób statku wyciągnął się do przodu, a potem spłaszczył i wrócił do normalnego kształtu. Czerń kosmosu ustąpiła białym, oślepiającym smugom rozpędzając okręt do prędkości wielokrotnie szybszej od światła.

Za dużo przymiotników. I masz powtórzenie.

 

Nad nimi widać było błękitną planetę z szarozielonymi kontynentami pokrytymi sczerniałymi plamami po pożarach, które przesłaniały ciemne, bure chmury.

Wychodzi na to, że ciemne, bure chmury były przesłonięte plamami po pożarach.

 

a wszystkie baterie na ciągnącym się niemal po horyzont dziobowi statku obróciły się powoli w stronę wroga.

Przeczytaj to zdanie bez przekreślonego kawałka.

 

Teraz dumna, niegdyś biała korona o promieniu pięciu kilometrów z licznymi wieżami i tkwiącą w środku srebrną wieżą z kryształowym szczytem była sczerniała i podziurawiona.

Czyli teraz ta korona jest dumna, niegdyś biała? ;)

 

Wysiadła z promu wraz z dwoma gwardzistami w smukłych, srebrnobiałych pancerzach oraz niebieskim pasie na ramionach i ruszyła naprzód.

Dwaj gwardziści mieli jeden pas na ramionach. Tak wynika z powyższego zdania, a chyba nie o to chodziło?

 

Dobra, do tego miejsca łapałem i pokazywałem, gdzie jest źle a gdzie niedobrze i co poprawić. Ale teraz już skupię się wyłącznie na fabule. Ale to za chwilę, bo muszę się oddalić od komputera na jakiś czas :)

 

Stay tuned

 

 

Known some call is air am

Dziękuję, bardzo za komentarz ! poprawiłem babole, które wskazałeś.

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Outta Sewer

 

Zanim się jeszcze pojawisz :

 

Sam zobaczyłem podobieństwo Silionów do Cylionów lecz mogę ci przyrzec, że akurat pisząc to opowiadanie o tym nie pomyślałem :( Zmienić nazwę ? (tak czy siak to ludzie a nie maszyny :) . . .)

Co do Battlestar Galactica to też się tym światem nie inspirowałem, także to jest przypadek.

 

Co do zaburzonych zdań z wieloma informacjami to to jest akurat zamierzone. Zawsze piszę z lekką staroksiążkową manierą podobną to Tolkienowskiej. A przynajmniej próbuję zachować takie wrażenie :)

 

“Czyli teraz ta korona jest dumna, niegdyś biała? ;)”  Chyba jestem głupi ale wydaje mi się, że dostrzegam w tym zdaniu : niegdyś dumna i biała a potem sczerniała itd. No nie wiem. To akurat chyba zostawię choć lekko poprawiłem.

 

Spojrzała jeszcze raz z niedowierzaniem na swoje dokumenty na holotablecie i jej własne zdjęcie w nowym mundurze – Miałem na myśli zabieg podobny do : Mój, mój własny ! ale skoro źle to wygląda …

 

Co do nieszczęsnego paska gwardzistów to widziałem to już dawno ale kompletnie o tym zapomniałem :D Pewnie pojawiło się to przy upychaniu historii do 30tys. znaków.

 

Na koniec proszę jeszcze abyś napisał co ci się podobało, bo krytykę już zaakceptowałem :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Hej, Iluvathar!

 

Space opera to nie moja bajka – dla mnie wszystko jest jak Gwiezdne Wojny ;) 

 

Zamiana w cyborga, moment uwolnienia się Mortifery – świetne.

 

Nie podobała mi się scena przejęcia władzy i uwięzienia Mortii – jest trochę spłaszczona, co podejrzewam jest skutkiem ograniczonej liczby znaków. Powiało tam też trochę patosem, do którego mam nieco uprzedzenia. Tym patosem też zionęło przed skokiem w nadświetlną. Może tu wychodzić brak mojego obeznania z gatunkiem, jeśli tak ma być to ok.

 

– Choć z nami – zaproponował przyjaznym, elektronicznym głosem.

W tym miejscu uleciał mi cały klimat. W głowie grał mi już Marsz Imperialny, oto rodzi się zło, nadchodzi koniec wszelkiej nadziei i nagle rzygnęło tęczą.

 

Ale koncept, że Decylioni niszczą tylko żywe tkanki, a życie organiczne trzeba wyplenić jest dobry, bo jest zły ;) To znaczy wieje grozą.

 

Masz nad czym pracować, ale masz też czym pracować, bo pomysły mi się podobały.

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Krokus Witaj ! Dziękuję ci za komentarz.

 

Osobiście sam myślałem jak ten patos lekko urealnić lub zredukować. A co to przejęcia władzy i uwięzienia to jest tak jak napisałeś. Zabójczy limit D: Przy większym na pewno przejęcie władzy byłoby o wiele lepiej uzasadnione, dłuższe i lepiej napisane (zwłaszcza emocje i myśli).

 

Kwestia przed skokiem miała głównie mówić czytelnikowi, że to decydująca bitwa i przede wszystkim bitwa o wyzwolenie domu (przy okazji będącego stolicą). Dlatego ciężko było mi ją napisać inaczej.

 

Co do zaś całego poczucia epickości/patosu w całej historii to akurat mam do tego słabość, ale gdybym miał +10 tys. znaków więcej to styl ten zapewne byłby bardziej uzasadniony. No i tak jak mówiłeś, nie jesteś fanem tego gatunku a to zawsze sprawia, że patos staje się bardziej widoczny (spoko rozumiem)

 

:D

 

Co do zaś “Chodź z nami” pod koniec to bałem się, że mój złol … a właściwie złolka nie będzie miała końca jako happy end a to jest wymagane w konkursie. Jestem otwarty na propozycje. Sam się zastanawiam na lekkim zmodyfikowaniu wypowiedzi tego Decyliona.

 

 

 

“Masz nad czym pracować, ale masz też czym pracować, bo pomysły mi się podobały.”

 

Masz nad czym pracować :D – Powtórzenie

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Iluvathar,

 

Choć z nami – zaproponował przyjaznym, elektronicznym głosem.

Oczywiście powinno być “chodź”, jak sam napisałeś w odpowiedzi – teraz mi się jeszcze w oczy rzuciło.

 

Propozycji żadnej nie rzucę, bo to Twój ogródek, ale mogę napisać, że czasem nie trzeba słów, żeby zrobiło się groźnie ;)

 

Masz nad czym pracować, ale masz też czym pracować, bo pomysły mi się podobały.

Powtórzenie całkowicie zamierzone ;) pomysły fajne, zatem główka pracuje. Niech pracuje!

Nie zabijamy piesków w opowiadaniach. Nigdy.

Ok. Jeszcze raz dziękuję ale pisz tera swoje … też chętnie przeczytam :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Hej :)

 

Zmienić nazwę ? (tak czy siak to ludzie a nie maszyny :) . . .)

Zostaw. To inna nazwa, tylko podobnie brzmi.

 

Chyba jestem głupi ale wydaje mi się, że dostrzegam w tym zdaniu : niegdyś dumna i biała a potem sczerniała itd. No nie wiem. To akurat chyba zostawię choć lekko poprawiłem.

Nie, no. Głupi nie jesteś, ale trzeba by było to zmienić na coś takiego bardziej:

 

Niegdyś dumna, biała korona o promieniu pięciu kilometrów, z licznymi wieżami i tkwiącą w środku srebrną iglicą z kryształowym szczytem, teraz była sczerniała i podziurawiona.

 

Choć to powyższe zdanie też jest nieco koślawe.

 

No to przejdźmy do opinii. Najpierw technikalia.

To opowiadanie nie jest dobrze napisane. Masz sporo błędów i niedoróbek, przez co widać, że musisz się bardziej oswoić ze słowem pisanym. Te niektóre zdania są naprawdę fatalnie skonstruowane, masz w nich powtórzenia albo inne błędy. Ale to jest do wyrobienia, a najlepiej przez praktykę – więc serdecznie polecam Ci mechanizm betowania, zanim opublikujesz kolejne opowiadanie. Sam często korzystam, bo wiele się z takich bet można nauczyć.

Przedstawiony świat.

Jest space operowy, ale pisałeś, że lubisz, więc spoko, pomyślałem, że pod tym kątem będę opowiadanie oceniał. I nie jest źle, choć konflikt pomiędzy ludzkością a jakimś najeźdźcą z zewnątrz to motyw przewałkowany w te i we wte, ciężko więc wymyślić coś oryginalnego. Masz w tym świecie dwie przeciwstawne siły, OK, jest też po stronie dobra oportunista megaloman, który przejmuje władzę po zwycięstwie nad przeciwnikiem i z przyjaciółki robi maszynę pod swoją kontrolą. No dobra. Nie jest zbyt oryginalnie, ale to nie znaczy, że jest źle. Bo jest tak sobie niestety.

Fabuła.

Trochę mnie skonfundował ten nagły przeskok z pani kapitan na panią admirał, ale to moja wina, nie byłem dość uważny. Masz wezwanie, potem walkę, którą cięzko było mi sobie wyobrazić, ale na bataliach kosmicznych się nie skupiam zbytnio pod względem tego, kto jest gdzie, bo to trzeba myśleć w sześciu co najmniej kierunkach, a ja często nawet nie ogarniam, która strona jest lewa :) (serio). No, ale jest w miarę obrazowo, spoko. Potem zdrada – dialog jest ciut nienaturalny. Potem cierpienia pani admirał – i tutaj się zatrzymam na moment.

Nie uszyły mnie w ogóle jej męki. Zbyt wiele chciałes tych cierpień upchnąć, a jednocześnie zbyt ogólnikowo z nimi poleciałeś, przez co cięzko wyobrazić mi sobie taki ból. Nie wiem, czy czytałes opowiadanie Jima “To tylko…”, w którym cierpienie skupia się na jednym miejscu w ciele i to pozwala wyobrazić sobie ogrom bólu w pełniejszy sposób. Polecam to opowiadanie.

No i na końcu kapitan wyrywa się spod jarzma adwersarza, co jest akurat OK. Pewnie ktoś się przyklei, że to za łatwo, ale w końcu to pani admirał, bohaterka, osoba o silnym charakterze i stalowej woli. Nie kumam tylko, dlaczego ludzie, wciąz zagrożeni inwazją, zaczynają się ze sobą żreć, jakby niepomni tego, że za moment może ich czekać eksterminacja. Ciut to nielogiczne. I dziwne jest to, że akurat gdy pani admirał się zrywa, intruzi przybywają na planetę, najwyraźniej nie niepokojeni przez wojska – takie planety z których się rządzi chyba powinny być głębiej gdzieś, żeby przeciwnik musiał najpierw przebić się przez inne systemy gwiezdne ze swoimi flotami obronnymi?

Postacie.

Dagred jest płaską pipą :D Postać od początku zniechęca do siebie, więc jeśli to był Twój zamiar, to się udało. Niestety protagonistka również specjalnie sympatii nie wzbudza. Do samego końca jej los i jej działania były mi absolutnie obojętne. Najsłabiej jednak wypada ostatnia scena, kiedy ona sobie po prostu odlatuje z najeźdźcami, którzy ją zapraszają, bo już nie jest organiczna. Sam motyw eksterminacji zycia organicznego przez obcą rasę automatów jest nośny, jednak ona tak sobie po prostu, i już? A te maszyny też tak, chodź z nami, będzie fajnie i już? Nie, niestety nie kupuję tego.

 

Widzisz więc, drogi Iluvatharze, że więcej tutaj dziegciu niż miodu. Uwierz, że nie piszę tych słów złośliwie, ale po to, żeby wskazać Ci braki, które powinieneś nadrobić. Kiedy tutaj przyszedłem pisałem źle, nawet nie chce mi się wracać do tamtych tekstów, bo mi wstyd. Ale wtedy kilka osób przyszło, pokazało gdzie problemy są a ja spróbowałem sobie z tymi problemami poradzić. Trochę bolało na początku, ale nauka wyniesiona z tamtej krytyki pozwala mi się rozwijać. Mam więc nadzieję, że Ty nie obrazisz się na mnie za tę krytykę, zadomowisz się tutaj i za jakiś czas będe mógł wpaść pod Twój tekst z samymi pochwałami :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

 

 

 

Known some call is air am

Outta Sewer 

 

Już się tłumaczę.

 

Jeśli chodzi o główną bohaterkę to nie chciałem by zbytnio wzbudzała sympatii a jej cierpienia miały przede wszystkim opisać po kolei : tortury fizyczne, tortury psychiczne ale przede wszystkim przemianę ciała.

 

Oczywiście wiem, że łatwo jest zrzucać winę na limit znaków, ale w tym przypadku zakończenie jest kulawe właśnie z tego powodu podobnie jak dialogi.

 

Chciałem się skupić na tym, że Mortifera po tych torturach przestaje być człowiekiem i zaczyna nienawidzić wszystkich ludzi oraz innych ras organicznych. 

 

Jeśli chodzi o Silionów to niestety musiałem to skrócić, bo chciałem napisać, że propaganda Imperatora sprawiła, że nic nie wiedzieli o atakach Decylionów aż do momentu kiedy wlecieli w atmosferę. No a było wtedy już za późno i dopiero jak wróg wylądował zaczęli uciekać w stronę pałacu.

 

Także postaram się pogodzić twoje porady i powyższe zamierzenia scenariusza.

 

Pozdrawiam

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

 

Dzięki za obecność mortecius :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Dzień doberek. 

No widzę pierwsze opowiadanie na portalu, a zarazem moje pierwsze, które wylosowałem wręcz przeczytać z konkursu. Dobra, let’s see… 

Klasyczne pytanie, to najpierw dobra wiadomość, czy zła wiadomość? To taki antagonistyczny konkurs to może pójdę w tym kierunku: 

Szczerze mówiąc – aż zmęczyło mnie, że aż tyle się dzieje na daną ilość znaków. Faktycznie ta akcja pędzi, a fakt że często się tak dzieje przy konkursowych tekstach, skłania mnie do myśli, że może limit był tego przyczyną, a może tak po prostu miało to wyglądać wedle oryginalnej wizji. Obrazek na starcie już mi mógł taką myśl podsunąć, że będzie się działo ;) 

Imperator, senat, gwardziści – Coś mi to mówi. Delikatnie Star Wars mi się przypomniało. To taki wyjątek od reguły, że coś mi się podoba mimo iż gatunkowo odbiega od mych zainteresowań. Tutaj niestety odbiegło. Jakoś nie poczułem tych postaci i jak zostało nadmienione wyżej – końcowa scena (dialog) wydaje mi się mało wiarygodny i przekonywujący. Tutaj się aby się nie powtarzać, zgodzę się w argumentacji tego z Oliada. No i brakło mi tych emocji. 

Dlaczego ten tekst jest taki rozjechany? Nie wiem czy ktoś o tym u góry wspominał, ale jakoś spore te przerwy co lada moment. Nie wiem, dla mnie nieco dziwnie to wygląda, ale jak tak miało być? To niech będzie. 

No to co, teraz dobra wiadomość. A dobra wiadomość jest taka, że już sobie idę ;) 

Podobały mi się opisy i ogólnie budowane zdania. Widać, że zasób słownictwa jest i oprócz tej gnającej jak Millenium Falcon akcji czytało się wszystko całkiem przyjemnie. Nie koncentrowałem się na łapance, chociaż raczej mało co bym wynalazł. Domyślam się więc, że mimo iż tutaj debiut, to zapewne nie pierwszy napisany tekst. Jeszcze nie betowane? No to tym bardziej propsy. Wydaje mi się, że gdy trafię na Twoje przyszłe teksty, które nieco bardziej mnie wciągną, to będę bardziej optymistyczny i poślę klika do biblio, tymczasem jednak powróżyć mogę kolejnych coraz lepszych opowiadań bo jak wspomniałem warsztatowo dobrze to wygląda. A no i rysunek mega dobry – duży plusik. 

Pozdro! 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

NearDeath

 

Dziękuję serdecznie za komentarz !

 

Już się tłumaczę :

Faktycznie akcja galopuje wyłącznie ze względu na limit znaków. Chodzi o to, że najpierw napisałem scenariusz, a potem według niego stworzyłem tekst. (Piszę też własne sci-fi 540str 1 tom i 70str 2 tom). dlatego jestem trochę rozlazły i nieprzyzwyczajony do limitów.

 

Niestety aby zmieścić całą fabułę nie dałem rady skupić się bardziej na dialogach i emocjach, zwłaszcza podczas lekko kiczowatego przejęcia władzy przez Gradagara i wstąpienia Mortifery w szeregi Decylionów. No nic, może jeszcze parę słówek tam pozamieniam, ale myślę, że część ciężaru owych niedoróbek przejmuje scenariusz, według którego można się nieco domyślić. 

 

Tekst jest rozjechany ? Rozumiem, to taka moja maniera. Jakoś odstępy w tekście były dla mnie za małe i bardzo nie lubię jak dialogi niemal stykają się z tekstem na górze oraz na dole. :D

Na razie jeszcze nikt tego nie zauważył, więc nie zmieniałem i chyba tak zostawię, ale rozumiem twoją opinię.

 

Cieszę się bardzo, że podobała ci się budowa zdań, ponieważ dostałem bardzo dużo komentarzy mówiących, że są bardzo źle zbudowane i mają zaburzony szyk (oraz interpunkcję). Cóż, zakładam, że tak jest i będę poprawiał błędy ale zawsze starałem się pisać trochę w starym (a la Tolkienowskim) stylu :D

 

“No to co, teraz dobra wiadomość. A dobra wiadomość jest taka, że już sobie idę ;) “

 

Nie ! Wracaj ! xd :D Szanuję zdania innych i jeśli tylko chcesz to wracaj, bo jako początkujący potrzebuję rad i korekt :)

 

Pozdrawiam

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

NearDaddy, jak tam latorośl? :) Faknie, że wróciłeś :)

Known some call is air am

 

Mhm, limity… no czyli jak myślałem, często przy tych konkursach mam taki niedosyt, bo widzę mniej więcej zamysł autora, widzę co miało wybrzmieć, ale ostatecznie konkursowe teksty czasami widuję albo cięte co do ostatniego znaku (czasem oczywiście może to zagrać), albo zamykane “na szybko”. Też limity mi nie po drodze, więc rozumiem. 

Spoko, nie uciekam od Twych tekstów na długo. Przynajmniej do następnego!

Outta – Jak na drożdżach wszystko dobrze, szybko to leci, miło że pytasz! ;D Teraz wracam chyba na stałe… chyba :p Pozdrówki!

 

Do góry głowa, co by się nie działo, wiedz, że każdą walkę możesz wygrać tu przez K.O - Chada

To wracaj, bo BK też coś ostatnio rzadziej bywa, więc się ekipa rapowa wykrusza ;)

Known some call is air am

“ bruce (komentarz z | 08.05.21, g. 14:43 )

Z technicznych:

z przodu przeszkleniu przez które widać było zionącą czernią przestrzeń kosmosu. – brak przecinka

Stalowe balkony opadały trzema, wielkimi stopniami ku środkowi mostka niczym trybuny wypełnione migocącymi błękitem konsolami i hologramami map obsługiwanych przez kilkudziesięciu załamanych ludzi. – brak przecinków

i dalej trzeba jeszcze na spokojnie przyjrzeć się całej interpunkcji; szczególnie – przed wyrażeniami ze słowem „który”

przez wykrzyknikami także masz wiele spacji 

W porównaniu do tego :

“ Agroeling | 08.05.21, g. 21:23

No i interpunkcja wyje. To ciekawe, bo zdania są ułożone w miarę poprawnie, a przecież gramatyka jest trudniejsza od interpunkcji. ”

Nie spodobało mi się tylko słowo “wyje”, nie chciałem robić zamieszania. Po prostu myślałem, że zamiast się chwalić wskażesz bezpośrednio przykładowe miejsce błędu/błędów.

Jestem po plastyku i podstawowej maturze z j. polskiego i dla mnie ważne są opisy miejsc, postaci i akcja oraz budowanie atmosfery. Nigdy nie wypierałem się robienia dużej ilości błędów i nieznajomości gramatyki oraz interpunkcji ale staram się to poprawiać, choć zwykle robię to na samym końcu, często nawet kilka dni lub więcej po napisaniu tekstu.

Swoje inne, prywatne sci-fi zamierzam pokazać komuś kto naprawi błędy za mnie (przed wydaniem), chyba że opanuję to sam a w tym potrzebna jest mi konstruktywna krytyka (z cytatami i screenami) . . . :)

Przepraszam jeśli wygląda to na paranoję, nie chcę się wyżalać i zwierzać ale … bycie obiektem znęcania się od podstawówki i ostatnie śmierci w rodzinie sprawiły, że nie czuję się zbyt dobrze i często reaguję trochę za szybko, ponieważ pisanie jest jedyną rzeczą, która mi pomaga :(

Także proszę tylko o jedno : Wskazuj błędy i nie wyj :)

Drogi Iluvatharze, jestem tu od niedawna i nadal jeszcze (oby jak najdłużej! laugh) zaliczam się do “grupy żółtodziobów”. Zauważyłam, zamieszczając moje teksty, że każdy komentujący stara się pomóc autorowi w stworzeniu opowiadania jak najlepszego pod kątem czytania i rozumienia. Czasem wypisywanie każdego błędu w każdym komentowanym opowiadaniu po prostu jest niemożliwe. Tak, jak wspomniałeś, oddając tekst do druku, musisz nastawić się na to, że będzie dokonana jego staranna korekta. Tam są osoby, zajmujące się tylko tym i odpowiedzialne jedynie za to. To prawda. 

Nie dziw się, że ktoś komentujący wyłapie więcej błędów językowych, ktoś inny zwróci uwagę na interpunkcję, a ktoś na brak logiki czy zapis dialogów. Tak tu jest. :) Nie dotyczy to tylko Ciebie, mnie także (i każdego autora), zapewniam. ;)

Bardzo dobrze, że zwracasz uwagę na prezentację miejsc i akcji, lecz bez poprawnego językowo ich zapisu czytelnicy nie będą chcieli czytać, wierz mi, mnie podobnie tutaj radzono i to są bardzo mądre wskazówki. :)

Przykro mi, że spotkało Cię tyle przykrości w przeszłości i na dodatek borykasz się teraz z nieszczęściem, spowodowanym śmierciami w rodzinie, i ja mam podobnie, więc doskonale Cię rozumiem. Pisz i czytaj teksty oraz – jeśli masz ochotę – zamieszczane pod nimi komentarze innych, to ogromnie pomaga w szlifowaniu własnego warsztatu i w oderwaniu się choć na moment od codzienności i żałoby. 

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci powodzenia.

 

Pecunia non olet

Iluvatarze,

Staram się pisać komentarze jak najtreściwiej, stąd może to niezbyt przemyślane słówko “wyje”. Ale nie przyszło mi do głowy, że mogłoby kogoś urazić. Poza tym opinia zawsze jest subiektywna, i to też wydało mi się oczywiste. Ale przede wszystkim staram się, by komentarz był jak najbardziej merytoryczny. Fakt, nie komentuję tak obszernie i ładnie jak niektórzy i wciąż słabo operuję internetem.

A pod względem merytorycznym jeszcze parę rzeczy mnie ukłuło. Zwłaszcza ten nagły przeskok od pani kapitan do admirała. Nie wiem, czy wiesz, ile stopni dzieli kapitana od admirała. Gdy się zostaje admirałem, ma się już wszystkie siwe włosy, o ile w ogóle się je ma. Poza tym kto był naczelnym dowódcą? Nie zaznaczyłeś, powinien si ę nazywac albo Głównodowodzącym Floty albo Wielkim admirałem.

Też mnie fascynowała wojna na Pacyfiku. A pewne zasady się nie zmieniają. Tak jak pisałem wcześniej, floty nia mają w nazwie “obronnośc”. Może tylko jeden wyjątek – były tzw. pancerniki obrony wybrzeża, klasa okrętów o znikomej wartości bojowej, i miało je raptem kilka państw, m in. Norwegia. Były to pancerniki takie jak “Szlezwig Holsztein”, choć on akurat nie był tak klasyfikowany. I tu by się historycznie zgadzało, bo nie bronił przecież wybrzeża, a zaatakował je, wiadomo jakie.

ale faktycznie to nie portal historyczny, to z innej beczki.

Gdyby jakaś planeta mieła mieś system obronny, prawdopodobnie składałby się z pierścienia jakichś satelitów, sztucznych księżyców nafaszerowanych jakimś tam przyszłościowym uzbrojeniem, w każdym razie coś w ten deseń. Nawet za naszych czasów planowano coś podobnego, jakąś tarczę rakietową na orbicie, raz USA, potem Rosja, tyle że oczywiście w odwrotnym kierunku..

Ale to Twoje Opowiadanie, napiszesz, jak zecchcesz..

 

Przyznaję, że nie przepadam za s-f, szczególnie hard i cyberpunk, ale zawsze portafię docenić, jeśli działa na emocje albo ma ciekawy pomysł. W Twoim takich walorów nie zauważy łem, ale zaznaczam, to moja subiektywna opinia.

 

Pozdrawiam

To może ja się jeszcze raz pojawię

Zauważyłam, zamieszczając moje teksty, że każdy komentujący stara się pomóc autorowi w stworzeniu opowiadania jak najlepszego pod kątem czytania i rozumienia. Czasem wypisywanie każdego błędu w każdym komentowanym opowiadaniu po prostu jest niemożliwe. Tak, jak wspomniałeś, oddając tekst do druku, musisz nastawić się na to, że będzie dokonana jego staranna korekta. Tam są osoby, zajmujące się tylko tym i odpowiedzialne jedynie za to. To prawda. 

Nie dziw się, że ktoś komentujący wyłapie więcej błędów językowych, ktoś inny zwróci uwagę na interpunkcję, a ktoś na brak logiki czy zapis dialogów. Tak tu jest. :) Nie dotyczy to tylko Ciebie, mnie także (i każdego autora), zapewniam. ;)

Bardzo dobrze, że zwracasz uwagę na prezentację miejsc i akcji, lecz bez poprawnego językowo ich zapisu czytelnicy nie będą chcieli czytać, wierz mi, mnie podobnie tutaj radzono i to są bardzo mądre wskazówki. :)

Przykro mi, że spotkało Cię tyle przykrości w przeszłości i na dodatek borykasz się teraz z nieszczęściem, spowodowanym śmierciami w rodzinie, i ja mam podobnie, więc doskonale Cię rozumiem. Pisz i czytaj teksty oraz – jeśli masz ochotę – zamieszczane pod nimi komentarze innych, to ogromnie pomaga w szlifowaniu własnego warsztatu i w oderwaniu się choć na moment od codzienności i żałoby. 

Podpisuję się pod każdym słowem z osobna i wszystkimi na raz. Z ostatnim akapitem w szczególności. 

Dołączę się też do dyskusji o strategii kosmicznego pola walki i flot obronnych. Moim zdaniem Agroelingu masz rację i nie masz. 

Gdyby jakaś planeta mieła mieś system obronny, prawdopodobnie składałby się z pierścienia jakichś satelitów, sztucznych księżyców nafaszerowanych jakimś tam przyszłościowym uzbrojeniem, w każdym razie coś w ten deseń. Nawet za naszych czasów planowano coś podobnego, jakąś tarczę rakietową na orbicie, raz USA, potem Rosja, tyle że oczywiście w odwrotnym kierunku..

Z tym się zgodzę, tak samo przez wiele wieków granic państw broniły twierdze i zamki ze stacjonującymi w nich garnizonami, armia zaś była jedna i służyła do tego, do czego była potrzebna – do obrony lub najazdu. Prawdopodobnie też system baz obronnych rozmieszczonych wokół planety byłby skuteczny w ramach defensywy, w końcu to s-f, samonaprowadzalne pociski, wystrzeliwane nawet na odległość lat świetlnych mogłyby funkcjonować i działać. Natomiast flota obronna planety również mnie przekonuje. Jest bowiem mobilna, może, dla przykładu, bronić od razu całej galaktyki w miejscach gdzie akurat będzie to potrzebne. Sądzę, że zbudowanie pierścieni obronnych wokół planet takiego naszego układu słonecznego, a dodatkowo także wokół jego granic, byłoby droższe niż wystawienie floty iluśtam statków. Dodatkowo kosmos to nie ziemia, jakby nieprzyjaciel znalazł się poza zasięgiem rakiet jakiejś bazy obronnej, stałaby się ona bezużyteczna. Flota statków zaś może się przemieszczać i bronić zagrożonych punktów. Najprawdopodobniej zresztą działałoby to w połączeniu, bazy na księżycach miałyby do swojej dyspozycji mobilne statki. A wszystko to i tak spekulacje :)

Pozdrawiam

Książki powinny wywoływać emocje – ale nigdy znudzenie

Podpisuję się pod każdym słowem z osobna i wszystkimi na raz. Z ostatnim akapitem w szczególności. 

 

Dzięki, Oliada, pozdrawiam. smiley

Pecunia non olet

Dzięki, Oliada, pozdrawiam. smiley

Pozdrawiam serdecznie :)

Książki powinny wywoływać emocje – ale nigdy znudzenie

Oliada, bruce

 

A ja pozdrawiam każde z was :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Wzajemnie, Iluvatharze. :)

Pecunia non olet

deviantart.com/sil-vah

Silva

 

Dziękuję serdecznie za wizytę :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Zbyt wiele tu, jak dla mnie, okrucieństwa, zadawania bólu i śmierci. Wojna została wspomniana i toczy się jakby w tle, a uwaga czytelnika skupia się na zabiegach, którym poddawana jest Mortia zmieniana w cyborga. Upadek nie zdołał mnie zainteresować ani cierpieniem bohaterki, ani opisami mordowania.

Nie ukrywam, że bardziej od opowiadania podoba mi się ilustracja.

Wykonanie, co stwierdzam z wielką przykrością, pozostawia bardzo wiele do życzenia – najbardziej przeszkadzały nie zawsze czytelnie złożone zdania i nadmiar zaimków, że o zlekceważonej interpunkcji nie wspomnę.

Mam nadzieję, że Twoje przyszłe opowiadania będą ciekawsze i zdecydowanie lepiej napisane. Liczę też, że zostaną pięknie zilustrowane. ;)

 

ko­bie­tę o wą­skiej, po­cią­głej twa­rzy… ―> Wąska twarz jest z reguły pociągła.

 

wi­siał w po­wie­trzu cy­ja­no­wo nie­bie­ski ho­lo­gram… ―> …wi­siał w po­wie­trzu cy­ja­no­wonie­bie­ski ho­lo­gram

 

nie uwa­ża­ła się za bo­ha­te­ra jakim okrzyk­nę­li ją oraz Gra­da­ga­ra. ―> Czy dobrze rozumiem, że było ich dwoje, ale zostali okrzyknięci jednym bohaterem?

 

– Wszy­scy wie­cie co nas tam czeka … ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem. Ten błąd pojawia się w opowiadaniu wielokrotnie.

 

Teraz nie­gdyś dumna, biała ko­ro­na… ―> To kiedy była dumna – teraz czy niegdyś?

 

Jego długi, nieco zgar­bio­ny nos oraz przed­wcze­sne zmarszcz­ki wokół oczu zdra­dza­ły, że jego umysł… ―> Czy oba zaimki są niezbędne?

 

Jej ciało po­ora­ne bli­zna­mi i si­ni­ka­mi pło­nę­ło… ―> Literówka.

 

pró­bo­wa­ła wy­rwać się z objęć okrut­nej ma­szy­ny. ―> Czy maszyna może być okrutna?

 

oraz jej samej, klę­czą­cej przed nim w oto­cze­niu stra­ży. Głowa roz­bo­la­ła gwał­tow­nie, a głosy wwier­ca­ją­ce się jej w czasz­kę za­wy­ły prze­ko­nu­jąc na… ―> Nadmiar zaimków.

 

głos le­ka­rza roz­brzmie­wa­ją­cy echem : ―> Zbędna spacja przed wielokropkiem.

 

„Tak”– po­my­ślał. ―> Brak spacji przed półpauzą.

 

widać było szczyp­ce, małe piły i kolce. Nie widać było już… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

i za­czę­li pła­kać obej­mu­jąc się za ręce. ―> Można obejmować się rękami, ale nie można obejmować się za ręce.

 

każdy cal jej ciała dając jej siłę i w końcu mimo pom­po­wa­nych w nią nar­ko­ty­ków na­ci­snę­ła z całej siły na swoje wię­zie­nie. ―> Nadmiar zaimków.

 

– UWOL­NI­ŁA SIĘ! – OTWÓRZ­CIE, BŁA­GAM!!! – wrzesz­czał opę­tań­czo na­uko­wiec… ―> Czy naukowiec wrzeszczał wielkimi literami? Jestem zdania, że trzy wykrzykniki wystarczająco podkreślają wrzask naukowca.

 

– BŁA­GAM! ZE­MŚCIJ SIĘ NA NIM, TYLKO NAS OSZCZĘDŹ!!! – zawył ranny le­karz. ―> Lekarz też wył wielkimi literami?

 

Wy­cią­gnę­ła swoje szpo­nia­ste, me­ta­lo­we palce… ―> Zbędny zaimek – czy wyciągnęłaby cudze palce?

 

a jego wła­sni pod­da­ni… ―> …a jego wła­śni pod­da­ni

 

 Nie mieli jed­nak po­ję­cia nic o jego in­ten­cjach! ―> Coś się tutaj przyplątało.

 

„Za­słu­ży­łem na swój los” – – po­my­ślał z go­ry­czą Gra­da­gar… ―> Jedna półpauza wystarczy…

 

sie­dząc sa­mot­nie na swoim tro­nie. ―> Zbędny zaimek.

 

Dywan i ar­ra­sy pod­pa­li­ły się z sy­kiem… ―> Dywan i ar­ra­sy za­pa­li­ły się z sy­kiem

Dywan i arrasy mogłyby się podpalić, gdyby to one wznieciły ogień.

 

Głów­ny ko­ry­tarz z czer­wo­ny­mi dy­wa­na­mi o zło­tej nici i po­zła­ca­nych, bo­ga­to rzeź­bio­nych ko­lum­nach… ―> Co to znaczy, że czerwony dywan był o złotej nici i pozłacanych kolumnach?

 

czar­no zło­tych pan­cer­zach. ―> …w czarno-złotych pancerzach.

 

Nie na­my­śla­jąc się rzu­ci­ła się w ich stro­nę i zanim się ru­szy­li wsko­czy­ła na po­dest po­mni­ka ska­cząc w stro­nę gwar­dzi­stów. ―> Lekka siękoza.

Czy dobrze rozumiem, że wskakując na podest jednocześnie skakała w stronę gwardzistów?

 

spoj­rzał spod swych dłu­gich, bla­dych dłoni… ―> Zbędny zaimek.

 

Mor­ti­fe­ra unio­sła swój czar­ny jak dno ot­chła­ni wi­zjer… ―> Jak wyżej.

 

i ru­szy­ła po­wol­nym kro­kiem roz­no­sząc echo dud­nią­cych me­ta­licz­nie nóg. ―> W jaki sposób Mor­ti­fe­ra roznosiła echo?

 

Gra­da­gar zmru­żył oczy ro­niąc bez­gło­śnie łzę. ―> Zbędne dopowiedzenie – czy istniała możliwość, aby ronieniu łzy towarzyszył dźwięk?

 

po­nie­waż pro­wa­dził śmierć na całą cy­wi­li­za­cję Si­lio­nu. ―> Chyba miało być: …po­nie­waż spro­wa­dził śmierć na całą cy­wi­li­za­cję Si­lio­nu.

 

zo­ba­czy­ła, że wie­rze­je głów­nej bramy są wy­rwa­ne z za­wia­sów… ―> Masło maślane – wierzeje to brama.

Za SJP PWN: wierzeje daw. «dwuskrzydłowa brama zbita z desek; też: wrota»

 

Plac przed pa­ła­cem wy­peł­nio­ny był sto­sa­mi ciał… ―> Czy ktoś układał ciała w stosy?

 

Wy­chu­dzo­ne ro­bo­ty z ciem­ne­go me­ta­lu… ―> Na czym polegało wychudzenie robotów?

 

Zu­peł­nie jakby sły­sza­ła w my­ślach “Chodź z nami !” ―> Zbędna spacja przed wykrzyknikiem. Brak kropki na końcu zdania.

Winno być: Zu­peł­nie jakby sły­sza­ła w my­ślach “Chodź z nami!”.

 

Nic już nie łą­czy­ło jej z wy­mar­łym ludem Si­lio­nu. ―> Raczej: Nic już nie łą­czy­ło jej z wymordowanym ludem Si­lio­nu.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

regulatorzy

 

Bardzo dziękuję za wizytę i łapankę. Staram się naprawiać błędy jednak na razie nie jestem zbytnio obeznany zwłaszcza jeśli chodzi o interpunkcję. Ślepota nie pozwala mi odszukać wszystkich miejsc, gdzie powinny być przecinki.

 

Jeśli zaś chodzi o budowę zdań, ich złożoność i szyk to staram się trochę naśladować stary styl pisania, trochę jak w dziełach Tolkiena, ale póki co często przesadzam.

 

Co do fabuły to nie będę się kłócił, ponieważ wiem, że nie jest oryginalna, a postacie niezbyt zapadają w pamięć, ale najpierw stworzyłem scenariusz, a potem wg. niego napisałem opowiadanie. 

Jak na razie jeszcze nie potrafię tworzyć dobrych charakterów postaci z takim limitem znaków, a jak już wspomniałem musiałem zmieścić tutaj cały scenariusz.

 

Także biorę się do poprawek. No nic, tak jak powiedziałeś. Następne opowiadanie będzie na pewno lepsze :)

 

P.S. To co wskazałeś już poprawiłem 

 

Pozdrawiam

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Bardzo proszę, Iluvatharze. Miło mi, że uznałeś łapankę za przydatną. :)

 

…na razie nie je­stem zbyt­nio obe­zna­ny zwłasz­cza jeśli cho­dzi o in­ter­punk­cję. Śle­po­ta nie po­zwa­la mi od­szu­kać wszyst­kich miejsc, gdzie po­win­ny być prze­cin­ki.

Przypuszczam, Iluvatharze, że to nie brak obeznania i ślepota, a niedostatek należytej wiedzy. Dlatego sugeruję, abyś zechciał poznać zasady interpunkcji i stosował je w opowiadaniach. Mam nadzieję, że, przynajmniej na początek, przydatne okażą się te poradniki: http://www.prosteprzecinki.pl/zasady/4/2http://www.wiking.edu.pl/article.php?id=742

 

Jeśli zaś cho­dzi o bu­do­wę zdań, ich zło­żo­ność i szyk to sta­ram się tro­chę na­śla­do­wać stary styl pi­sa­nia, tro­chę jak w dzie­łach Tol­kie­na. 

Ponieważ dopiero zaczynasz przygodę z pisaniem, pozwalam sobie zasugerować, abyś nie starał się nikogo naśladować. Owszem, dużo czytaj i czerp z dobrych wzorów, ale nie naśladuj. Pisz po swojemu, prosto i czytelnie, nie staraj się udziwniać zdań, nie komplikuj ich.

Poza tym nie wydaje mi się, aby, jak go nazywasz, stary styl  dzieł Tolkiena, był właściwy do opisania np. ludzi przyszłości i ich kosmicznych wędrówek.

 

Powodzenia w dalszej pracy twórczej. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hail Discordia

Dziękuję serdecznie za wizytę

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Zacznę od tego, że opowiadanie mi się podobało. Miałeś pomysł i go konsekwentnie realizowałeś. 

Mimo wytycznych konkursowych, udało ci się zaskoczyć na koniec, co też biorę na plus. 

 

Niestety, wykonanie jest nie najlepsze. 

Forma, którą narzuciles sobie od samego początku – choć przy pierwszym spotkaniu atrakcyjna – szybko zaczyna męczyć. Zdecydowanie nadmiar w tekście rozbudowanych zdań, które często nie wychodzą zgrabnie. Brak przecinków w wielu miejscach, jest też kilka powtórzeń i innych mankamentów, których nie wypisywałem, bo widzę, że już się Reg tym zajęła. 

Do tego wydaje mi się, że nie wyważyłeś proporcji między tym, co istotne a tym, co drugorzędne – i przy okazji między opisami, a opisywaną historią. W efekcie więcej widzę tortur niż zmagań bohaterów.

Myślę, że gdybyś tekst skrócił, nabrałby on dynamizmu i zyskał w odbiorze. 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Gekikara 

Dziękuję serdecznie za komentarz.

 

Wiem, mam tendencję do długich zdań i na razie wciąż potykam się o przecinki :)

Co do historii to napisałem najpierw scenariusz, a potem wg. niego opowiadanie, ale bardzo lubię opisywać lokacje i trochę za bardzo z tym przesadziłem.

 

Gdyby jednak limit znaków był większy to tortury i opisy lokacji, postaci etc. zapewne zajęłyby nie 30-40%, a 20-30% :) Następnym razem z pewnością postaram wyważyć te wszystkie elementy lepiej i nie zgubić żadnego przecinka etc :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Cześć, Iluvathar!

 

Niestety nie byłem w stanie wczuć się w to opowiadanie. Być może nie jestem po prostu w grupie docelowej. Pomysł zaś był i to, co opisałeś w przedmowie, zostało zrealizowane. :-)

Kilka opisów ładnych, ale zdarzały się też zdania, których nie byłem w stanie ogarnąć, np.: „Nagle coś wybuchło za ścianami pałacu, a witraże rozprysły się a szkło wirując w przeciągu rozsypało się migocąc między nią a Imperatorem.”. Być może lepiej byłoby niektóre fragmenty „rozczłonkować”. ;-)

Bardzo spodobała mi się natomiast ilustracja.

 

Pozdrawiam i powodzenia w konkursie!

 

"Kozy mają mnie w nosie, a psy na ogonie." T. Rałowski

FilipWij

 

Dziękuję serdecznie za komentarz !

 

Jak na razie piszę w ten sposób, że buduję scenariusz, potem opowiadanie, ale buduję wszystko scenami starając się zaspokoić widza wizualnie (mam świadome sny i bujną wyobraźnię – widzę to co piszę w głowie – powiedzmy że … w jakości 4K :D ). Tak więc póki co jeszcze nie jestem wystarczająco dobry, aby stworzyć postać, z którą czytelnik może się zżyć, ale staram się robić to coraz lepiej.

 

P.S. dzięki za słówko “powodzenia”, bo nie dostałem jeszcze ani jednego punkcika :(

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

To jest opinia, którą napisałem przed wrzuceniem obrazka potwierdzającego przeczytanie. Nie śledziłem tego, czy w tekście zachodziły później jakieś zmiany. Nie czytałem komentarzy innych użytkowników przed spisaniem własnych uwag.

[wyedytowane]

Dziękuję pięknie za udział w konkursie, życzę miłego dnia ;)

Technicznie – widać, że to Twoje początki z pisaniem. W czytaniu najbardziej przeszkadzał mi nagminny brak przecinków, poza tym trafiały się powtórzenia (zdecydowanie za wiele razy, jak na mój gust, padło słowo „sczerniały”) i literówki. Nie rozumiem sensu pustych linijek pomiędzy akapitami, to również wybijało mnie z rytmu. Tu i tam nużyła wyłożona sucho ekspozycja. Masz manierę do używania w opisach kolorów, co po pierwsze – nie jest zbytnio potrzebne czytelnikowi do szczęścia, a po drugie – jeśli już uważamy barwę za istotną, lepiej ją do czegoś przyrównać, aby uczynić opis ciekawszym i bardziej angażującym zmysły.

Ogólnie mam wrażenie, że opowiadanie było pisane „na hurra” i bez większego namysłu nad konkretnymi zdaniami i wydarzeniami. Na przykład gdzieś z początku mamy taki kwiatek: „załoga rzuciła się do stanowisk” – a ja zapytam: to co oni wcześniej robili? Raczej nie siedzieli bezczynnie w miejscu ani nie robili sobie przerwy na kawę, bo pisałeś o „załamanych ludziach” przy konsolach i „wystraszonym oficerze”, więc zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Opisywanie pomieszczeń przez podawanie ich promienia (a czemu nie średnicy?) również mnie nie przekonuje ani nie daje mi żadnego namacalnego wyobrażenia na temat ich rozmiarów.

Nie jest zbyt dobrym pomysłem przedstawianie czytelnikowi bohaterki poprzez informowanie, jakie ona ma cechy. A padły dwie – kreatywność i ostrożność. Właściwie żadnej nie możemy zweryfikować w akcji. Kiedy rusza na odsiecz – to jej flota wygrywa zwykłą przewagą liczebną. A potem zostaje zdradzona i odmieniona, więc tym bardziej nie miałam szans określić, jaką miała osobowość. Główny antagonista przedstawiał się niewiele lepiej.

Świat – w moim odczuciu szczątkowy. Obce pojęcia na nieznane rasy i planety, które nawet nie są opisane, to dla mnie za mało.

Dlaczego samozwańczy imperator potrzebował bohaterki do „uspokojenia poddanych”? Po pierwsze, torturował ją całe lata, więc trochę dziwne, że te zamieszki trwały aż tak długo i jakoś nie kwapił się do ich stłumienia; po drugie, jak poddanych miał uspokoić widok admirał przerobionej na cyborga? Chyba, że miała być narzędziem przymusu, ale to już prościej byłoby przez te lata zamieszek konsekwentnie odstrzeliwać mącicieli.

Przemiana bohaterki jest prawie dokładną kalką „przeróbki” Anakina w Vadera. Całość, jak na mój gust, prawie niczym nie odróżnia się od Gwiezdnych Wojen – i choć lubię to uniwersum bardzo, to w utworach nienawiązujących do SW szukam jednak autorskiego, charakterystycznego rysu.

Nie pamiętała już, który raz ocknęła się mdlejąc uprzednio z bólu, ale mogły to być nawet całe lata.

Jedno z drugim się nie klei. Jeśli „mogły to być całe lata”, to wcześniej powinno być coś w stylu „nie wiedziała, jak długo była torturowana”.

Ludzie wiedzieli już, że doprowadził do śmierci pięciu generałów aby osiągnąć swój upragniony fotel admirała

Admirał nie jest stopniem wyższym od generała, tylko równorzędnym. Generał dotyczy wojsk piechoty, admirał natomiast – marynarki. Zabicie tego pierwszego nijak nie przybliży do stołka tego drugiego.

Jest sporo do poprawy, ale wystawienie się na krytykę to już krok we właściwą stronę. Teraz trzeba przemyśleć uwagi, zastosować do tych, które uważa się za słuszne, i pracować nad warsztatem. A do tego dużo czytać, nawet tu, na portalu, by zobaczyć, jak ludzie postrzegają różne teksty, motywy i postaci.

deviantart.com/sil-vah

Silva

 

Dziękuję za komentarz, faktycznie nie próbowałem napisać czegoś kompletnie oryginalnego, miałem zamiar napisać proste opko sci fi i skupić się trochę malarsko na lokacjach, ale jeśli chodzi o Vadera, to w jego przypadku nie było pokazane jak wyrywa się z niewoli i wycina wrogów :) Sama przemiana była też bardziej dogłębna etc etc. Bardzo podobne, ale kalką bym tego nie nazwał.

Zgadzam się prawie ze wszystkim co napisałaś.

 

P.S. Jeśli chodzi o szczątkowość świata i braki w charakterze postaci, to po nie potrafiłem zbytnio się zmieścić w limicie (miałem wcześniej rozpisany scenariusz i na razie nie umiem jeszcze pisać dość zwięźle). Następnym razem z pewnością wyjdzie lepiej.

 

P.P.S Czy napisanie tego na nowo, lub gruntowna przebudowa w większej ilości znaków (jako oddzielna wersja nr 2) to dobry pomysł ?

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

No, nie przekonało.

Najpierw mamy straszliwych wrogów. Potem przylatuje pani admirał i właściwie jedną salwą przywraca porządek. To co w nich było takiego strasznego? Nie mogła od razu?

Jeszcze później puczysta więzi i torturuje starą znajomą. Po co? Dlaczego jest mu potrzebna właśnie ona? Twierdzi, że może opanować zamieszki, ale trzyma ją przez ileś tam lat, torturując, żeby go bardziej polubiła. Nie zna lepszych sposobów przypodobania się kobiecie?

Zamienia ją w cyborga nie do pokonania. OK, ale dlaczego tak niepewny element? Najpierw latami dostarcza babce powody do nienawiści, a potem zamienia ją w doskonałą broń? Może lubi ryzyko, ale jakim cudem dożył do tego etapu? Nie mógł zamienić w cyborga siebie? Owszem, proces nieprzyjemny, za to wiadomo, że wtedy można cyborgowi ufać. Ewentualnie zamienić kilku pretorian. Dlaczego poprzestał na jednym cyborgu?

A interpunkcja nadal kuleje. Wielu przecinków brakuje, na przykład tutaj:

Zaczęła się nim nawet napawać i coraz bardziej pragnęła[+,] aby wszyscy cierpieli wraz z nią[+,] kojąc tym samym jej udręczoną duszę.

Jeśli masz w zdaniu dwa czasowniki (lub imiesłowy współczesne/uprzednie), potrzebujesz dobrego powodu, żeby nie oddzielić ich przecinkiem. Takim powodem może być to, że jeden czasownik stanowi dopełnienie drugiego (zaczęła się napawać). Ewentualnie i (oraz, lub i podobne spójniki – zaczęła i pragnęła).

Masz za to za dużo enterów. Jesteś świadom, że portalowy licznik uznaje je za znaki? Możesz sporo ściąć bez najmniejszej szkody dla tekstu.

Babska logika rządzi!

Finkla 

 

Masz zupełną rację i to prawie we wszystkim, ale limit sprawił, że scenariusz, którego się trzymałem (miałem go rozpisanego wcześniej) wymagał znacznego obcięcia opowiadania :( Wiem, że to nie usprawiedliwienie na wszystko, ale właśnie takie rzeczy jak uzasadnienie wielu z decyzji musiałem wyciąć aby zmieściły się wszystkie wydarzenia. Z wielką chęcią zrobiłbym wersję rozszerzoną tego opowiadania i wtedy byłoby to wszystko wyjaśnione :)

 

Np: ta “jedna salwa” nie zmieściłem tego, ale chciałem to wyjaśnić w ten sposób, że Gradagar sprowadził wiele flot wroga w jedno miejsce przy użyciu dywersji i ataków partyzanckich i były bardzo osłabione. Na samej bitwie nie chciałem się jednak skupiać, choć masz rację wypadałoby.

 

Co do “cyborgini” to w powieści widać, że prawie mu się udało jej wyprać mózg, ale zabrakło mi miejsca na ukrywanie przez Gradagara złej sytuacji na froncie. Chciałem to zrobić tak, że buntownicy przestają dobijać się do pałacu dopiero widząc statki wroga.

 

Miałem też rozpisać się na temat charyzmy Mortifery i dokładnego sposobu na zamieszki (wg Gradagara), No zawaliłem … nie udało mi się napisać opka na tyle zwięźle aby zmieścić się w limicie, ale dopilnuję, aby następne opowiadanie z pewnością było lepsze :)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Nie porwało mnie.

Przynoszę radość :)

Eru!

 

Uczę się w przecinki, mogę rzucić kilka uwag, bo tekst mi się podoba. Czytałem z przyjemnością.

 

Budynek był otoczony licznymi drzewami o liściach pokrytych od spodu fosforyzującym błękitem[,] zaś gmach akademii błyszczał w złotych promieniach słońca.

Gdyby tylko wiedziała[,] co jej przyniesie.

 

Zdania składowe zdań złożonych rozdzielamy przecinkami lub spójnikami.

 

Mortia znajdując się na platformie w centrum mostka[,] otoczona była białym jak reszta pomieszczenia blatem z wbudowanymi weń konsolami i holoemiterami.

Decylioni masakrowali każdą napotkaną planetę, eksterminując jej mieszkańców[,] odkąd tylko ich okręty przybyły do galaktyki i zmuszali ocalałych do niewolniczej pracy.

 

j/w

 

To ostatnie zdanie bym trochę przemodelował, na przykład:

Odkąd okręty Decylionów przybyły do galaktyki, masakrowali oni każdą napotkaną planetę. Eksterminowali mieszkańców, a ocalałych zmuszali do niewolniczej pracy.

 

Jeśli będziesz chciał, zaproś mnie na betę następnym razem.

Pokój – szczęśliwość; ale bojowanie Byt nasz podniebny

Radek

 

Dzięki stary, wiem zawsze mi parę tych przecinków znika i za długie zdania piszę :) Miłego :D

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Witam Iluvathar !!!

 

Szczerze bez wątpliwości mogę stwierdzić, że opowiadanie jest bardzo dobre!!! Bardzo mi się spodobało. Jedno z lepszych jakie tu przeczytałem. Widzę, że stawiasz na jakość a nie ilość. Zachęcam cię byś pisał więcej :) Przeczytanie było czystą przyjemnością. Opisy walk bardzo cieszyły. Super. Świetne.

 

Dziękuję ci, że zachęciłeś mnie bym to opko przeczytał. 

 

Pozdrawiam :)

Jestem niepełnosprawny...

Dziękuję serdecznie, mam już prawie gotowe opowiadanie na Planety, czekam jeszcze tylko na łapankę w kwestii interpunkcji, także myślę, że w ciągu tygodnia, lub maksymalnie dwóch powinno się pojawić ;)

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Hej, ho, obiecałam, że coś przeczytam, i przeczytałam. ;)

 

Pomysł nie zachwyca niestety oryginalnością, poza tym opisy są często przydługie i zbyt skomplikowane, zbyt szczegółowe – bez tych szczegółów opko byłoby znacznie lepsze.

 

Statki jej przyjaciela zbite były w klin i broniły się zaciekle, a ich biel zniekształcała widmowa zieleń mgławicy.

Te zdania jakoś nie łączą mi się logicznie, nie pasuje mi tutaj spójnik “a”. Jak już, dałabym coś w stylu:

Widmowa zieleń mgławicy zniekształcała biel statków Gradagara, zbitych w klin i zaciekle się broniących.

W mojej wyobraźni tworzy się tutaj ładny obraz, ale nie wiem, czy “zniekształcać” to najlepsze słowo.

 

– Maksymalna prędkość!

Czy przy maksymalnej prędkości nie przenieśliby się już do jakiejś innej galaktyki? xD

 

opancerzone płyty popękały rozsypując się w drzazgi.

Aż w drzazgi…? ^^’

 

Weszła do budynku senatu patrząc w podłogę

Rozumiem, że ma to oddawać jej nastrój. Nie bardzo wyszło, wydaje się wstawione na siłę, wręcz bez kontekstu, który trzeba sobie dopowiedzieć.

 

Pierwszy dialog pomiędzy Mortią a Gradagarem – raczej sztywny, nie porwał. ^^’

 

Gradagar – typowy złol marzący o władzy, trochę na siłę to wtrącenie, że on przecież “chciał też dobrze”. Brakuje mi tej postaci głębi, Mortia zarysowana jest nieco lepiej.

 

Imperator zmarszczył brwi zastanawiając się nad odpowiedzią.

– Nie… Mortifero – wyszeptał Gradagar.

Spojrzała mu głęboko w oczy. Zrozumiał.

– Nie dane mi było wskrzesić dawnej chwały Silionu. Zamiast tego ją pogrzebałem … wraz z jej obywatelami – powiedział cicho Imperator.

Mortifera pokiwała powoli głową. Nie mogła mu wybaczyć, ale miała czas. Po tym wszystkim zaś chciała zrozumieć jedno.

– Dlaczego? – zapytała zimnym, elektronicznym głosem.

Gradagar zmrużył oczy roniąc łzę.

– Dlaczego? Ponieważ nie chciałem odejść! Pragnąłem poprowadzić Silionów ku zwycięstwu … pragnąłem władzy! Teraz … jest za późno – powiedział cicho Imperator.

Gradagar wstał. Nagle coś wybuchło za ścianami pałacu, a witraże rozprysły się a szkło wirując w przeciągu rozsypało się migocąc między nią a Imperatorem.

– Zakończ to… stara przyjaciółko – wyszeptał Gradagar.

Mortifera podeszła bliżej. Była teraz niemal o głowę wyższa od Imperatora. Czuła na ekranie będącej jej nową twarzą słaby, starczy oddech dawnego druha.

– Żegnaj… stary przyjacielu – odpowiedziała szeptem Mortifera.

Jest ich tylko dwoje, DWOJE, czyli jedna ona i jeden on – na dodatek poprzedzające wypowiedzi akapity jasno wskazują, kto może teraz coś mówić. Zdecydowana większość pogrubionych wyrazów jest zbędna.

 

I jeszcze nie wiem, co to za dziwne odstępy (entery) pomiędzy akapitami…?

 

A jednak miałeś kilka dobrych metafor i kilka momentów, kiedy naprawdę obrazowo wyobraziłam sobie wydarzenia, a jakiś dobrze dopasowany szczegół sprawił, że pomyślałam “wow”. Gdyby to skrócić o 5-6 tysięcy znaków, podszlifować dialogi i pogłębić relacje bohaterów, wyszedłby z tego bardzo porządny tekst. :)

 

Pozdrawiam! ^^

 

She was with me. She did all those things and so many more, things I would never tell anyone, and she never even loved me. Now that’s love.

DHBW

 

Dzięki za wizytę, masz rację mam manierę długich opisów i komplikowania, przy czym fabuła jest u mnie zwykle prosta. Ogólnie to mam świadome sny, bujną wyobraźnię i jestem artystą oraz fanem kina sci-fi, dlatego sceny są budowane trochę jak w filmach :D

 

Mój największy problem to jak na razie dialogi i umiejętność skracania tekstów, także wszystkie uwagi trafione :> Jeśli chodzi o głębię, no to także jeszcze się uczę budowania postaci, bo zwykle za bardzo się skupiam na scenach i lokacjach, ale przy większym limicie prawdopodobnie to opko wyglądałoby lepiej :/

 

Pozdrawiam

Master of masters : John Ronald Reuel Tolkien

Nowa Fantastyka