- Opowiadanie: Bellatrix - Przyjdę, by Cię spotkać w Innym Świecie

Przyjdę, by Cię spotkać w Innym Świecie

Anonim zdaje sobie sprawę, że przez fakt anonimizacji może zostać wykluczony z konkursu. Anonim obiecuje, że jak ktoś odgadnie anonimową tożsamość to się odanonimizuje.

 

Gratulacje dla jurorów, wyśledzili mnie bezbłędnie ;) niniejszym zgodnie z obietnicą ściągam maskę :P

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Oceny

Przyjdę, by Cię spotkać w Innym Świecie

 

Grube płatki śniegu leniwie ozdabiały kaptur wełnianego płaszcza Bianki oraz wystające spod niego rude sprężynki. Kilka śnieżynek osiadło na długich, pomalowanych śliwkowym tuszem rzęsach, jakaś nawet zdążyła pocałować kształtne usta. Adela przyglądała się z zachwytem, najbardziej zazdroszcząc tej ostatniej. Bianka nawet stojąc zmarznięta w kolejce pod klubem, nie traciła nic ze swego uroku.

„Nawet śnieg na nią leci” – pomyślała Adela i skarciła się za tekst jak z kiepskiego podrywu. Coraz więcej głupich myśli krążyło ostatnio po jej umyśle. Pewnie przez zmęczenie relacją, w której miłość jej życia szuka wrażeń w hałaśliwym klubie, a ona może tylko na to patrzeć. Czekać, aż znów przyjdzie składać gwałtownie porozbijane o ściany klubowej toalety fragmenty Biankowej duszy. Poza śniegiem na Biankę leciało dużo facetów, z którymi pokazywała się tu i ówdzie przez parę godzin, czasem dni. Ze śnieżynkami w rudych lokach było jej zdecydowanie bardziej do twarzy.

Adela zmarszczyła podkreślone ciemną kredką brwi. Przejechała dłonią po własnych włosach.

Były suche.

 

***

 

Szeptany marketing trafił na podatny grunt. Bianka szczerze zapragnęła niezapomnianych wrażeń, gdy tylko zapomniała o poprzednich. Do „Innych Światów” jechały z sąsiedniego miasta pociągiem. Podobno właścicielem lokalu był jakiś profesor, matematyk, fizyk czy chemik. Enigmatyczne, choć bardzo zachęcające opinie nie precyzowały, czego wrażenia dotyczyły, Adela jednak miała pewne podejrzenia.

Wewnątrz klub niczym się nie różnił od dziesiątek innych, w jakich bawiły się wcześniej. Przygaszone światła, hałaśliwa muzyka, kilka pomieszczeń, przez które przelewały się ludzkie ciała. Bianka, już bez płaszcza, w czerwieńszej niż jej włosy sukience i czarnych, sznurowanych kozaczkach, zapomniała na parę godzin, że nie przyszła sama. Zanurzyła się w jeziorze pożądliwych spojrzeń, poleciała jak ćma do lampy, sparzyć się kolejny raz.

Adela zamknęła oczy. Piña colada smakowała wyjątkowo gorzko.

I nagle wśród jazgotliwej muzyki, bezładnego tupotu, podchmielonych okrzyków usłyszała dźwięki fortepianu. Melodia smutna i radosna jednocześnie, przesycona tęsknotą, przebiła się przez zgiełk. Zupełnie jakby ktoś szeptał ją wprost do ucha.

„Kto w takim miejscu puszcza klasyczną muzykę?” – pomyślała.

Dźwięki nadchodziły i cofały się niczym morskie fale. Muskały, kołysały, uwodziły. Zapraszały, by za nimi pójść. Dokąd?

Zostawiła niedopity drink. Wstała. Z mocnym postanowieniem, by dowiedzieć się, kto i dlaczego puścił tę melodię. Oraz jakim cudem słychać ją wyraźniej niż ryczące z głośników disco.

Przepchała się przez tłum, podążając za dźwiękami. Prowadziły jak po ścieżce utkanej ze światła księżyca.

W niewielkim pomieszczeniu, którego wcześniej nie zauważyła, stał biały fortepian. Młody mężczyzna przepuszczał przezeń swe uczucia. Nie ośmieliłaby się nazwać go chłopakiem, spod roztańczonych palców płynęła smutna dojrzałość.

Zaskoczona oparła się o ścianę, nie mogąc oderwać wzroku od pianisty. Czarne, sięgające obojczyków włosy, falowały z każdym mocniejszym akordem. Całkowicie oddany granej melodii, nie otwierał oczu nawet na moment, w zapamiętaniu wyczarowywał dźwięki. Docierał muzyką do najgłębszych warstw i szarpał struny jaźni. Po dalszych taktach zapragnęła, by dotknął i ją. Smukłe palce szukały, tęskniły, lecz doskonale wiedziały, co robić. W przebłysku jakiegoś déjà vu ujrzała, jak wydobywa z jej ciała równie piękną melodię. Jak szepcze, że ją znalazł i porwie ze sobą w noc, tak jak dźwięki porwały ją znad samotnie sączonej piña colady.

Wybrzmiały ostatnie akordy. Odetchnęła głęboko. Powinna coś teraz powiedzieć, ale nagle nie wiedziała co. Odgarnęła włosy, patrząc w napięciu na jego twarz.

Pianista wciąż nie otwierał oczu, jakby jeszcze w myślach smakował dźwięki. Cisza przedłużała się, aż przerwała ją gwałtowna kakofonia. Zaciśnięta pięść uderzyła w klawisze, trzy razy. Zerwał się z ławy, minął Adelę, nawet nie patrząc w jej stronę i zniknął w tłumie, zanim zdążyła go zatrzymać.

Jego oczy przypominały ogień zatopiony w bursztynie.

 

***

 

Powoli sobie przypominała. Skrawki snów, w których pianista grał tylko dla niej, bosej, nagiej, siedzącej na zamkniętym skrzydle fortepianu. Ta sama melodia brzmiała jednak inaczej. Nie niosła już nut smutku, opowiadała o tęsknocie i jej zaspokojeniu. O tańcu dwóch ciał w rytmie powolnego kołysania. O tym, jak można wirować, zatracać się, coraz szybciej i szybciej, dopóki nie nadejdzie finalna koda. O nagiej, wyciągniętej ręce, która splotła się ze smukłymi palcami, gdy przebrzmiały ostatnie takty.

A później…

Później poszli razem do Innego Świata.

 

***

 

– Nie, nie widziałam nikogo takiego. – Roztańczony głos Bianki brzmiał jak co najmniej pięć wypitych drinków. W tym stanie zdarzało jej się widzieć rzeczy nieistniejące, zdarzało się nie widzieć oczywistych. – Fajnie, że w końcu chcesz się z kimś zabawić.

– To nie tak jak…

Szczupłe ramię oplotło znienacka szyję Adeli, ukazując z tej pozycji skrawek białej, jędrnej piersi. Bielizna Bianki nie przekraczała zazwyczaj kilku sznureczków, nie lubiła komplikować spraw prostych. Gorące usta wyszeptały wprost do ucha:

– Daj spokój, po prostu go znajdź. Smutno patrzeć, jak za każdym razem siedzisz sama nad drinkiem.

Adela nie wiedziała, co było smutniejsze. Czy samotne drinki, czy fakt, że ta, którą kochała, kazała jej znaleźć kogoś innego. Może nadszedł czas, by docenić przyjacielską radę, nie do końca świadomą, lecz niewątpliwie szczerą?

Przeciskała się z sali do sali, rozglądała. Wypatrywała pianisty, choć wciąż nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. Że pięknie grał? Na pewno doskonale to wiedział. Że doprowadziło ją do niego przeznaczenie? Banał. Że chciałaby poznać jego tajemnice, wiedzieć skąd tyle tęsknoty w jego graniu i skąd ten wybuch złości na koniec? Nie wypadało być wścibskim.

– Znamy się z innego świata – wyszeptała słowa, które przyszły same, gdy nagle zobaczyła go tuż obok. Wyciągnęła do niego ręce, pragnęła znaleźć się w jego objęciach i nie tylko dlatego, że Bianka po raz kolejny złamała jej serce. Piękna melodia nadal oplatała umysł, wspomnienie zwinnych palców hipnotyzowało. Ogień w bursztynowych oczach wciąż się tlił, dawał nadzieję, obiecywał rozkosz. Rozchyliła usta, a wtedy w nią wszedł.

Spomiędzy rozchylonych warg wypadł urwany krzyk. Pełen zdziwienia, bez grama bólu. Nie poczuła nic, choć ich ciała przeniknęły się na wskroś w niemożliwie pełen sposób. Odwróciła głowę.

Wszedł w nią, nawet nie zauważywszy, wyszedł za jej plecami, jakby nie istniała, a teraz prosił do tańca szatynkę w krwistych pończochach.

Adela patrzyła, jak przytula tę dziewczynę i nie potrafiła zrozumieć.

Ani tego, co właśnie się stało, ani tego, jak po tym wszystkim mógł tańczyć z inną.

 

***

 

Z czego składa się fortepian? Z pudła rezonansowego, klawiatury z mechanizmem młoteczkowym oraz ramy, na której napięte są dwieście czterdzieści trzy struny o różnych długościach. Drganie struny rozchodzi się w gazowym ośrodku, jakim jest powietrze, a wygenerowana różnica ciśnień odbierana jest przez ucho jako dźwięk. Każda zmiana, czy to długości struny czy gęstości ośrodka czy rodzaju odbiornika, zmienia harmonię.

 

***

 

Nie potrafiła podejść i przerwać tulenia szatynki. Powodów istniało co najmniej kilka, od ambicjonalnych – wdrukowanych przykazań, że pułapka nie biega za myszą, przez emocjonalne – jak mogłaby się mu pokazać ze łzami w oczach, po prozaiczne. W stu procentach ją ignorował. Nie zauważał, zresztą kto w klubach zauważał niepozorne szare myszki.

Przeszedł przez nią, jak przez byt czysto wirtualny.

Tę myśl odrzucała, nie potrafiła dopasować jej do ram świata, który znała.

A do innego?

Przetarła twarz dłońmi. Więc to były te niezapomniane wrażenia, którymi reklamował się klub? Ale jak? Czy inni też…?

Tłum bawił się zwyczajnie, jak zawsze, jak wszędzie. Pianista z szatynką gdzieś zniknęli.

Nie spotkała go już tej nocy.

 

***

 

Bianka leżała na kanapie, zużyta i smutna. Wciąż śliczna. Rude loki oplatały oparcie, a jasnozielone przykrycie z poliestru udającego jedwab przelewało się na wzgórkach zgrabnego ciała. Przypominała tycjanowski obraz.

Adela lubiła podziwiać sztukę.

– Boli mnie głowa – smutno powiedziała sztuka. Za chwilę na stoliku w zasięgu jej dłoni stanęła szklanka z musującym płynem. Usiadła i wypiła łapczywie, nie bacząc, że poliester spłynął, odsłaniając obie piersi i fragment brzucha.

– Jeśli jeszcze…

– Kocham cię.

Adela nie odpowiedziała na wyznanie. Nigdy nie odpowiadała. Po prostu usiadła obok, objęła białe ramiona, musnęła pierś. Sięgnęła pod jasnozieloną narzutę, patrząc, jak Bianka wygina się ku niej i zagryza usta w niecierpliwym oczekiwaniu. Składanie fragmentów Biankowej duszy często zaczynało się od składania ciała. Adela zwykle zatracała się w tej chwili, słuchała uważnie słów szeptanych w ekstazie i tkała z nich swój świat. Jednak dziś myślami błądziła gdzie indziej. Dziś jej palce biegały po klawiaturze fortepianu, szukały dłoni pianisty, a Bianka była tylko instrumentem. Który chwilę później, gdy w stanie odprężenia wyrównał już oddech, spytał:

– Znalazłaś go?

– Nie – skłamała. – A ty? Przeżyłaś niezapomniane wrażenia?

Bianka dziwnie spoważniała.

– Tak – odparła po dłuższym milczeniu. – I nie chcę tam nigdy więcej wracać.

 

***

 

Struny drgają, generują fale dźwiękowe. Każda chce płynąć swobodnie, ale czasem interferują. Nakładają się, wzmacniają bądź wyciszają, potem rozchodzą, zmienione.

Ciepłe ręce obejmują mocno, zwinne palce wędrują w dół pleców. Czy to wciąż taniec? Czy są jeszcze w klubie, czy przenieśli się w zupełnie inne miejsce?

 

***

 

Adela jednak wróciła. Pojechała sama, w tajemnicy przed Bianką, kierowana przeczuciami, wspomnieniami i strzępkami snów. Liczyła na… sama nie wiedziała na co. Poszperała głębiej po internetowych portalach, dotarła do kilku szerszych opinii. Wśród nich, dwie brzmiały znajomo. Spotkanie z kimś obcym, a jednak wyjątkowo bliskim. Jednostronne, bez możliwości interakcji, niepozwalające zapomnieć. Dołączyła pod wątkiem krótki opis swojego doświadczenia, przejrzała wszystkie odpowiedzi. Obaj autorzy już nigdy więcej się nie odezwali. Gdyby nie przeżyła tego sama, pomyślałaby, że to zwykły trolling.

Ale przeżyła. Weszła do Innych Światów. O tej porze dnia i tygodnia dużo mniej zatłoczonych niż ostatnio. Przełamała nieśmiałość i zapytała barmana o pokój z białym fortepianem, ale ten odparł, że nic takiego tu nie ma, że to nie orkiestra. Zamówiła więc piña coladę. Tym razem smakowała słonym oczekiwaniem.

Klub zapełniał się gośćmi, coraz więcej ludzi szukało swoich wrażeń.

Czemu Bianka nie chce tu nigdy więcej wracać? – To pytanie spadło jak grom z nieba. Bianka, która zawsze popełniała te same błędy, która większość życia spędziła na zabawie, nie chciała tu wracać. Dlaczego?

Adela sięgnęła po telefon. Zanim wybrała numer, uświadomiła sobie, że jeśli teraz zadzwoni i zapyta, to Bianka się dowie, że przyjechała bez niej. Zrozumie, jak ważne jest odnalezienie pianisty i, być może, nawet będzie jej przykro. A Bianka, której przykro, była furią ognistą jak jej włosy i górą lodu w jednym.

Odłożyła telefon.

 

***

 

Domyśliła się i tak. Ognistej furii nie było, tylko spojrzenie prowokujące najgłębsze wyrzuty sumienia. Cóż można było rzec na usprawiedliwienie?

– Kazałaś go znaleźć.

– Wtedy odejdziesz.

Nie odeszła po latach traktowania jak poduszkę do wypłakania i wibrator w jednym. Skąd przyszła jej taka myśl do…

– Widziałam – dodała, ocierając dłonią oczy. Bianka często płakała, ale zawsze przez mężczyzn. Nigdy przez kobiety. – Wtedy, w Innych Światach.

– Widziałaś, jak odchodzę? Do… pianisty?

Potrząsnęła głową, wydmuchała nos w chusteczkę.

– Jak odchodzisz do innego świata. Przekraczasz bramę nieistnienia.

Adela zmarszczyła brwi. Bianka mówiła i zachowywała się wyjątkowo dziwnie, zwłaszcza jak na nią. Mokre oczy spojrzały nagle trzeźwo, z powagą, jaka nigdy w nich nie gościła.

– Czułam to całą sobą i byłam przerażona, że tak się stało naprawdę. Widziałam, jak umierasz, Ada. Widziałam świat bez ciebie.

 

***

 

Wspomnienia drgały, nakładały się, interferowały. Pianista był jej niezwykle bliski, lecz Bianka przecież bardziej. Gdzieś w głębi czuła wstyd, jak bezrefleksyjnie pobiegła za mirażem. Nie chciała opuszczać niełatwej, ale jednak miłości. Zwłaszcza gdy ta po raz pierwszy, na swój własny, pokręcony sposób, okazała, że jej zależy, choć trwały w tej dziwnej relacji długo.

Tak długo, że Adela nie potrafiła sobie przypomnieć, jak właściwie się poznały.

 

***

 

Nie wytrzymała. Już siedząc w pociągu, czuła jakby ją zdradziła. Nie fizycznie, bo to Bianka by z pewnością zrozumiała. Adela zrobiła coś dużo gorszego. Zignorowała obawy i troskę, okazane po raz pierwszy. Zignorowała je ze świadomością, że wybaczenia prawdopodobnie nigdy nie otrzyma. Teraz sama ciągnęła do Innych Światów jak ćma do światła. Przekroczyła próg klubu po raz trzeci i, jeśli nie uzyska dziś odpowiedzi, na pewno nie ostatni. Cóż, najwyraźniej obie miały własne atraktory.

A twój jest w bifurkacji.

Odwróciła się gwałtownie. Usłyszała te słowa tak samo wyraźnie, jak melodię graną przez pianistę, mimo że wokół panował zgiełk. Słowa wypowiadane jego głosem, którego przecież nigdy w tym świecie nie doświadczyła. Nie rozumiała, co chciał powiedzieć, choć miała wrażenie, że to coś bardzo ważnego. Coś strasznego, czego nigdy… co zawsze… co nie pierwszy raz…

Oparła się o ścianę. Nagle sobie przypomniała, jak poznała Biankę. Zupełnie, jakby to wydarzyło się wczoraj.

 

***

 

Zmęczyła się, choć on miał jeszcze ochotę. Poszedł na parkiet sam, a ona przez chwilę, sącząc kwaśną piña coladę, obserwowała, jak tańczy z szatynką w czerwonych rajstopach. A potem zapomniała o drinku i jedyną czerwienią, jaką widziała, była czerwień ognistych włosów dziewczyny, która usiadła obok, zamówiła wódkę i stała się całym światem.

...czy raczej dziwnym, drugim atraktorem bistabilnego układu. Popychana przez drgające struny, Achroniczna Delokalizacja Ewolucyjnej Linii Alternatywnej będzie przezeń przemykać, rysować zbiory pianistów i Bianek pomiędzy światami, aż podąży do zera lub nieskończoności, aż podejmie decyzję, aż ostatni łyk piña colady będzie słodki a włosy mokre od śniegu.

 

Koniec

Komentarze

Może chcesz wiedzieć, że regulamin konkursu stanowi:

 

7. Nie korzystamy z opcji “publikuj jako anonim”.

http://altronapoleone.home.blog

Tak, wiem. Niemniej, dziękuję za czujność.

Witaj.

Tekst bardzo mi się podoba.

Pokazuje niełatwe relacje dwóch przyjaciółek/kochanek oraz ich wielkie, niespełnione pragnienie zaznania szczerej i prawdziwej miłości. 

Nie wiem, czy dobrze odczytałam Twoje intencje, lecz hasło konkursowe potraktowane zostało przez Ciebie wieloznacznie. Światy przeplatają się zarówno w rozmaitych akapitach, jak i wspomnieniach oraz nazwie lokalu.

W sumie tekst odebrałam jako mocno przygnebiający, przykry, bolesny. Zwyczajnie żal mi tych dziewczyn. 

Goszczę tu dość krótko, ale zgaduję, że jesteś, Szanowny Anonimie, Kobietą. Doskonały język oraz charakterystyczne “rude sprężynki” z początku tekstu, zaprowadzają mnie na pewien nikły ślad. :)

 

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Anonim bardzo dziękuje za oba komentarze (no dobrze, trochę bardziej dziękuje Mistrzowi Karate).

Anonim nie posiada na stanie literki n z daszkiem, ale postara się coś w kwestii Pina Colady wykombinować.

Mistrz karate docenia podziękowania Anonima. kissheart

Pecunia non olet

O, Bello, dotarłam. :-) A omal nie przegapiłam, bo w tym maratonie, który sobie zafundowałam, postanowiłam tym razem nie przeczytać Anonima. Lecz coś mnie tknęło i jeszcze raz odpaliłam TŚ z tekstami, wodzac wzrokiem, czy kogoś nie pominęłam i… dostałam jajko niespodziankę.

Bardzo dobry tekst! Na dodatek muzyczny! Misię! Nie naiwny i dobry na zakończenie konkursu, trzeci z moich ulubionych. 

 

Zaraz idę naskarżyć do biblio. :-)

 

Zgłosiłabym też do piórka, bo wreszcie odmienne od standardowych miłosnych klimatów romantycznych. Dlaczego chciałabym nominować?

Sprawne pióro, dobra konstrukcja, nie rozwleczone, porównania, jeśli są – oryginalne, a nie sielsko-anielsko-romantyczne i ze snu. Trzyma się to opko rzeczywistości niejako pazurami, choć jest też leciutkie w czytaniu. Czemu nie zgłoszę, ano za mało w nim fantastyki, a pióra są fantastyczne. Trochę się łamałam, ale masz już srebro i w ogóle. W przypadku początkującego na forum Autora, chyba bym się dłużej zastanawiała, bo realizm magiczny tutaj jest wyraźny, no ale…

 

Bello, pisz!

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Asylum, miło mi być Twoją kinder-niespodzianką ;) Cieszę się, że Ci się spodobało, bardzo mi miło czytać Twój komentarz, nawet jeśli do piórka brakuje :)

Mój kłopot polega na tym, że do piórka nic tekstowi nie brakuje! Jedynie fakt, że to portal fantastyczny mnie przyblokował. Muszę pomyśleć, na ile – realizm magiczny, bo go wyczuwałam. :-)

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Miło Cię poznać przy tym tekście, Bellatrix. Cieszę się, że rozpoznałam, iż jesteś Panią. :)

Pozdrawiam. :)

Pecunia non olet

Bruce, mnie również bardzo miło :)

heartsmiley

Pecunia non olet

Roztańczony głos Bianki brzmiał jak co najmniej pięć wypitych drinków. – Myślę, że pięć wypitych drinków nie potrafi wydawać dźwięków, więc i nie brzmi w żaden sposób :) Może coś w stylu:

Roztańczony głos Bianki brzmiał jak po co najmniej pięciu wypitych drinkach.

 

Wszedł w nią, nawet nie zauważywszy, wyszedł za jej plecami, jakby nie istniała, a teraz prosił do tańca szatynkę w krwistych pończochach. – brakuje czegoś w tym zdaniu lub jest przecinek w nieodpowiednim miejscu, bo to pogrubione wtrącenie nie wiadomo czego się tyczy. Czy wejścia w nią, czy wyjścia za plecami. Ja przynajmniej się zgubiłem.

 

Przełamała nieśmiałość i zapytała barmana o pokój z białym fortepianem, ale ten odparł, że nic takiego tu nie ma, że to nie orkiestra. – niczego chyba bardziej pasuje w tym wypadku. Że to nie orkiestra, czyli co? Że klub to nie orkiestra? Zbyt duże skróty myślowe, a mówi to narrator. 

 

Klub zapełniał się gośćmi, coraz więcej ludzi szukało swoich wrażeń. – zaimek raczej zbędny. Czy mogli szukać cudzych wrażeń?

 

Zrozumie, jak ważne jest odnalezienie pianisty i, być może, nawet będzie jej przykro. – Zaiste dziwna to relacja, bo wcześniej ją namawiała, aby ta z owym pianistą zaszalała. Ale o relacji wypowiem się później ;)

 

Cześć, Bellatrix ;)

Hm, dawno nie miałem takich mieszanych uczyć podczas lektury. Momentami tekst mnie irytował lub nudził, gdyż nie jest do końca w moim stylu, a momentami zaś zachwycał i wprowadzał w pętlę tajemnicy i pogłębiającej się ciekawości, z której nie potrafiłem się uwolnić.

Największym plusem tego tekstu są dla mnie trzy aspekty.

Po pierwsze, dziwna relacja dwóch dziewczyn. Niby mamy miejscami pewne sprzeczności, ale zdaję sobie sprawę, że takie dziwne relacje rzeczywiście występują. Nie tylko w fikcji literackiej. Podobało mi się zatem, jak ludzko i wiarygodnie podeszłaś do tego tematu. 

Po drugie, styl. Czasami zdania mi zgrzytały, nie zawsze przechodziłem przez nie płynnie i bez potknięć, ale patrząc na całość a nie na te pojedyncze sprawy to czuć, że rękę masz wyrobioną jak trza. No i czuć, że to był tekst w Twoim klimacie, że właśnie takie historie są Twoim konikiem (i mówię tutaj zupełnie o odczuciach, bo czytałem kilka Twoich tekstów, ale dość dawno i szczerze to nie pamiętam ich za dobrze).

No i po trzecie motyw fabularny, czyli tajemniczy pianista, muzyka, seks, który był tylko w jakiejś dziwnej sferze. To wszystko sprawiało, że chciałem brnąć dalej. Niestety, końcówce mój prosty umysł chyba nie do końca podołał. Rozkminiałem kilka scenariuszy, ale żadnego pewien nie jestem. Tak czy siak, w niektórych przypadkach niezrozumienie do końca tekstu nie jest dla mnie wadą. Wręcz takim fajnym pozostawieniem w lekkiej tajemnicy, która jest przyjemnym uczuciem. I w tym przypadku tak właśnie mam.

Reasumując: Nie do końca moja bajka, w kilku miejscach zgrzytało, ale wiele rzeczy trzeba docenić więc idę zgłaszać.

Pozdrawiam! 

Zdecydowałam się, Bello, znaczy zgłoszę do nominacji i bardzo żałuję, że nie jestem dyżurną i mój głos znaczy tak niewiele. 

To dobre, wreszcie współczesne opowiadanie, a nie żadne bajędy.

Mam swoje “ale”, naturalnie do opowiadania, ale jest ono związane z jednej strony jak pies na łańcuchu z rodzajem poprawności forumowej i gustów (i ja nimi zdążyłam przesiąknąć), więc wiem, że raczej się nie spodoba, co więcej będzie niezrozumiałe, więc z tego względu wolałabym nikogo nie narażać. Z kolei, gdybym miała napisać, z nieskażonej siebie, takiej z na bieżąco czytanych lektur, ostatnio jestem pod cholernie silnym wpływem opowiadań Mansfield i Filipowicza, więc krzyczałabym wniebogłosy – wolniej, nie przerzucaj tak szybko akcji, nie goń. Obie rzeczy prowadzą mnie do konkluzji, jestem bardzo ciekawa opinii Loży.

Cieszę się, że zdjęłaś Anonima. Porównując opowiadanie do tych zgłaszanych w poprzednich i tym miesiącu, nie widzę różnicy. Znaczy lecimy z tym koksem, chociaż jeśli nikt prócz mnie nie nominuje, nic z mojej ciekawości nie będzie. A wiedz, że mam już za sobą sporo takich przypadków w ciągu dwóch lat spędzonych na forum. Trzymam kciuki! :-)

 

Za co nominuję:

*współczesna tematyka,

*sprawny warsztat,

*realizm magiczny, symbolizm: knajpa "Inne światy", pianistyczny świat, bieżąca relacja,

*świeże porównania.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Realucu, niezmiernie dziękuję za obszerny komentarz i cieszę się, że suma sumarum, jednak na + :) W kwestii klimatu i historii, to raczej eksperymentowałam, więc tym bardziej fajnie, że uważasz, że się dobrze w takim tekście czuję :) Niektóre porównania (jak to, z tymi drinkami) celowo dałam trochę niepoprawne logicznie (próbowałam tym ‘wybić’ z naturalnego rytmu czytania, zwrócić uwagę, że coś jest nie tak i zaniepokoić, ale chyba bardziej to przeszkadza w efekcie, przynajmniej w paru miejscach).

Przepraszam za trudną w odbiorze końcówkę, ale niestety, sama takie lubię najbardziej ;)

 

Asylum, dziękuję heart masz u mnie dużą bezę :)

Dziękuje Szanownej Jurorce za świetną grafikę :) Jak Ty wynajdujesz, tak bardzo pasujące do tekstów? :)

Poza śniegiem[-,] na Biankę leciało dużo facetów, z którymi pokazywała się tu i ówdzie przez parę godzin, czasem dni.

 

Trochę za dużo tej Bianki i Adeli w pierwszej scenie. Mam na myśli powtórzenia imion.

 

bielizna Bianki nie przekraczała zazwyczaj kilku sznureczków, nie lubiła komplikować spraw prostych.

Cudne zdanie

 

Bardzo mi się podobało. Na początku serwujesz piękny opis postaci, za chwilę wzbudzasz ciekawość i dodajesz odrobiny pieprzu: subtelnie – nie opisując niczego wprost, a jednocześnie nie pozostawiając miejsca na błędną interpretację.

 

Stylistycznie jest napisane świetnie. Płynąłem przez całe opowiadanie lekko i z zapartym tchem. Gdzieniegdzie jest dramatycznie, gdzieniegdzie magicznie, gdzieniegdzie wzbudzasz smutek. Opowieść zdaje się mieć drugie dno, a może i trzecie, któż to może odgadnąć wśród tylu drgających strun.

 

Podobały mi się też te przerywniki akustyczne. Ładnie to wplotłaś to w całość i dobrze zbalansowałaś. Choć używasz naukowego słownictwa, zrobiłaś to na tyle sprawnie, by nie było ciężko. 

 

Na koniec sama historia, czyli sedno opowiadania: Mamy tu nieszczęśliwą Adelę oraz szaloną i zagubioną w swym szaleństwie Biankę. I mamy dziwną między nimi relację, ni to przyjaźń, ni to otwarty związek, a raczej hybrydę, której nie da się łatwo zdefiniować.

Adela cierpi, Bianka się miota, a potem też cierpi, by miotać się jeszcze bardziej.

Wreszcie w „Innych Światach” pojawia się pianista i sytuacja robi się niejasna. Nie wiadomo już, co jest prawdą, co się dzieje w świecie realnym, a co w alternatywnym.

Realna pozostaje tylko ich relacja… podwójna, a może potrójna, w zależności kto patrzy i po której stronie „lustra” się znajduje.

 

Stylistycznie świetnie.

Fabularnie intrygująco.

Jak wiele z tego zostanie w głowie? Zobaczymy.

 

Moja ocena:

5.25/6

"Wolność polega na tym, że możemy czynić wszystko, co nie przynosi szkody bliźniemu naszemu". Paryż, 1789 r.

Pięknie dziękuję, Chro :) i bardzo się cieszę, że Ci się spodobało. W kwestii powtórzeń imion, to taki urok scenek z dwiema osobami płci tej samej, że się nie da samymi końcówkami czasowników i zaimkami operować. Spróbuję coś pokombinować, ale to już po konkursie, bo Sara przyklepała, że przeczytane :)

PS. Niezmiennie mnie intrygują Twoje ułamki ;)

Dzień dobry, madame Lestrange ;)

Opowiadanie wywarło na mnie niemałe wrażenie. Gdybyś dalej była Anonimem, chyba i tak założyłbym, podobnie jak Bruce, że tekst napisała kobieta, bo jest przepełniony wrażliwością i bardzo sensualny (chociaż, z drugiej strony, i mężczyznom zdarza się pisać w taki sposób :P). 

Wypełniła mnie smutkiem toksyczna relacja Adeli i Bianki, w której ta pierwsza chciałaby czegoś więcej, trawi ją samotność, zazdrość i beznadzieja, a druga jest nieodpowiedzialna, zagubiona i sama nie wie, czego chce. Podejrzewam, że wielu ludzi przez tego typu relacje przeszło, nie wyłączając mnie, dlatego z Adelą mogę się w jakimś stopniu utożsamić ;) Pojawienie się pianisty/fortepianisty rzuca nowe światło na tę więź i, jak zrozumiałem, staje się przyczynkiem do zmiany u obu dziewczyn. 

Podoba mi się, że unikasz dosłowności, ale mimo to wszystko opisujesz w taki sposób, że czytelnik dobrze odczytuje wydarzenia i może je przeżywać. Warsztat masz naprawdę solidny, co jakoś niespecjalnie mnie dziwi po wizycie na Twoim profilu i rzucie oka na Twoją dotychczasową twórczość :D 

W ogóle odniosłem wrażenie, że tekst jest bardzo osobisty. 

Polecę do biblio, bo tak. Podobało mi się bardzo ;)

Pozdro, miłej soboty!

Amon 

 

Dzień dobry, Amonie. Na początek małe sprostowanie – moje korzenie są w Orionie, z uniwersum HP nie mam nic wspólnego ;)

Podoba mi się Twoja interpretacja i cieszę się (choć w sumie nie wiem, czy to odpowiednie słowo w tym kontekście:P), że rozumiesz i potrafisz się wczuć w Adelę :) Dziękuję bardzo za miłe słowa i polecankę!

…ale stopień osobistości tekstu pozostanie moją słodką tajemnicą ;)

 

PS. Dopóki nie przeczytałam Twojego komentarza, byłam pewna, że dziś piątek.

Na początek małe sprostowanie – moje korzenie są w Orionie, z uniwersum HP nie mam nic wspólnego ;)

Ach. Czyli pudło, kurczę :D Obiecuję więcej nie kojarzyć Cię z tą panią:

 

 

PS. Dopóki nie przeczytałam Twojego komentarza, byłam pewna, że dziś piątek.

A ja aż sam się zastanowiłem, czy nie pomyliłem dnia. Nagminnie to robię i widzę, że nie jestem jedyny xd

Możesz za to kojarzyć z tą panią:

 

A w kwestii dni tygodnia, to na ogół żyję w słodkiej nieświadomości ;)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Dziękuję za przeczytanie Szanownemu Jurorowi :)

Obiecałem, że po takiej reklamie szybko przybiegnę i przeczytam, ale oczywiście nie doceniłem życia.

 

Najpierw telefoniada niestety mnie oderwała od tego cudownego tekstu, potem parę spraw innych, też zwłoki nie cierpiących. I tak to już się żyje na tej wsi.

Do rzeczy: komentarzy nie czytałem, nie mam czasu (wybaczcie współkomentujący), więc odczyt na świeżo, niezaburzony:

 

Były suche.

ha ha ha – rozłożyłaś mnie na łopatki :D

 

Jego oczy przypominały ogień zatopiony w bursztynie.

Zdanie perła!

 

Rozchyliła usta, a wtedy w nią wszedł.

Niby banalne, ale tak genialne. Przez kontekst. Wyobraź sobie: musiałem wstać i ukłonić się w stronę ekranu, tak to zasługuje na jakąś formę zasalutowania (no dobra, naprawdę to musiałem wstać, żeby wyłączyć gotującą się wodę, ale ku ekranowi rzeczywiście nieco teatralnie skinąłem – liczy się, prawda?). Dziewczyno! Tyloma słowami chybiasz, tyle tam potknięć, tyle jakichś niezgrabności – ale za to, gdy trafiasz – za to… za to – wybaczam Ci wszystkie niezręczności.

 

Składanie fragmentów biankowej duszy często zaczynało się od składania ciała.

Rozsmakowałem się w Twoich słowach :) Podoba mi się ich oszczędność.

 

Nie chciała opuszczać niełatwej, ale jednak miłości.

Jeśli coś jest łatwe, nie jest miłością – Mądrości Jima, rozdział 2294, wydanie dwunaste, poprawione ;-)

 

Cóż, najwyraźniej obie miały własne atraktory.

A twój jest w bifurkacji.

Przebłysk sprzed lat ponad trzydziestu, gdy Jim jeszcze nie tak stary jak dziś (fizycznie, bo wewnętrznie oczywiście stary i zgorzkniały jak zawsze) w języku określanym zwięźle trzecią literą alfabetu pisze poezję na temat problemu trzech ciał (który zresztą po chwili rozgrywa – oczywiście numerycznie – na problem n-ciał), a zaraz potem nurkuje w Zbiór Mandelbrodta, potem liczę te nieszczęsne zmiennozaćmieniowe, by powrócić do rzeczywistości na drodze bifurkacji, całkowania równań wariacyjnych. Ale jakaś moja cząstka na wieki tam pozostała. Ehhh… A ci ludzie, którzy byli wtedy ze mną w dużej części już nie żyją. Albo są wewnętrznie martwi jak ja. Nie spodziewałem się takiej reminiscencji. Jak to jest? Że czasem słowo czy melodia przypomina, że jesteśmy nie z tego świata?

 

Mam wrażenie, że musiałaś mocno polecieć biografią. Nie wnikam – bo mnie przeniknęło za głośno i za mocno (dostałem w pierś biografią własną, choć na szczęście odległą i mglistą) – pewnie jest to bardzo osobiste – i przez to tak cholernie autentyczne.

 

Język piękny i historia jakże świeża. O to właśnie w fantastyce chodzi – zgłaszam do biblioteki, a za dwa dni – do pióra.

 

Chciałem tylko jeszcze dodać, że jeśli rzeczywiście kiedyś – jak się odgrażam – ogłoszę tu konkurs erofantastyczny – “Księga Miliona i Jednej Minet Minut” – mam nadzieję, że zdecydujesz się wziąć w nim udział, a kto wie, może i skusisz się na spółkowanie napisanie do spółki ze mną opowiadania ramowego – bo coraz częściej myślę, że powinienem to napisać w tandemie (a może w trójkącie? kto wie) :)

 

 

entropia nigdy nie maleje

Jimie, warto było poczekać te parę telefonów dłużej na tak miły komentarz :) I tak, ten ukłon, myślę, że zaliczony, jeśli takie były Twoje intencje :)

Dziękuję za Twoje wspomnienia i mądrości (oraz nominację:)). W kwestii spółkowa…  tandemu muszę odmówić, gdyż już swój tandem pisarski mam. Niemniej, jeśli się zdecydujesz ogłosić konkurs erofantastyczny, postaram się nań napisać :)

 

PS. Astronom z wykształcenia? :)

Cześć :)

 

Z drobnostek, które rzuciły mi się w oczy:

 

– Nie, nie widziałam nikogo takiego. – Roztańczony głos Bianki brzmiał jak co najmniej pięć wypitych drinków. W tym stanie zdarzało jej się widzieć rzeczy nieistniejące, zdarzało się nie widzieć oczywistych. – Fajnie, że w końcu też chcesz się z kimś zabawić.

To “też” tyci mi tam zgrzyta. Rozumiem, jaki sens wnosi, ale i tak zdaje mi się zbędne.

 

– Boli mnie głowa. – Smutno powiedziała sztuka.

Czy to nie czynność paszczowa?

 

– Boli mnie głowa – powiedziała smutno sztuka.

 

Czemu Bianka nie chce tu nigdy więcej wracać? – To pytanie nagle spadło jak grom z nieba.

Pewnie też zbędne :) Grom z jasnego nieba = niespodzianie, nagle.

 

Domyśliła się i tak. Ognistej furii nie było, tylko spojrzenie prowokujące najgłębsze wyrzuty sumienia. Cóż można było rzec na usprawiedliwienie?

Może coś zamienić?

 

To jakieś tam pierdółki.

Bardzo ładnie napisany tekst.

Cytując klasyka, dałbym sobie rękę odciąć, że pisała to kobieta. I bym teraz rękę nadal miał!

Dlaczego? Zdarzyło mi się czytać kilka tekstów, w których opisane były relacje damsko-damskie.

Ostatni to chyba “Nibynoc”. Ogólnie – jak dla mnie – książka fatalna :D

A relacja kobieca była płytka (choć pogłębiana nienaturalnie, na siłę).

U Ciebie jest to tak naszpikowane emocjami – i to takimi realistycznymi – że aż odniosłem wrażenie, iż to coś na faktach (tak, tak, autentycznych ;)).

Język kwiecisty do kwadratu – nie wiem, czy nie zmęczyłby mnie przy 50 tysiącach znaków. Tu nie zmęczył :) Podobał mi się :)

Najciekawsze z tego wszystkiego, że nie do końca jestem targetem takich mistycznych zdarzeń i opek.

Fabularnie jestem lekko niedopieszczony.

Wzmianki z fortepianem nadawały klimatu.

Podsumowując – niezwykle zbudowałaś tę relację. Po prostu w nią wierzę. I głównie za to klik.

Chciałbym umieć tak opisywać emocje.

Bardzo dziękuję, Silvanie, za obszerny, bardzo miły komentarz i klika :). Po namyśle, z częścią uwag technicznych się zgodzę. Wątpliwości mam w kwestii dialogu ‘paszczowego’ – małą literą chyba tylko wtedy, jeśli czasownik ‘paszczowy’ następuje bezpośrednio po myślniku, a tam był jeszcze przymiotnik. Czyli jeśli “– powiedziała smutno” to małą, ale “.-Smutno powiedziała” – wielką. Ale nie jestem pewna 100%. Postaram się jeszcze to sprawdzić.

Relacje nieheteronormatywne lubię i cieszę się, że ta wyszła mi autentycznie :) A emocjonalny styl z kwiecistym językiem w 50 tysiącach znaków to po pierwsze zmęczyłby mnie :P

Cieszę się, że mogłem pomóc tak uznanej osobie :) PS. W moim rozumieniu sam fakt pojawienia się slowa paszczowego "powiedziala" wymusza właśnie odpowiednią konstrukcję – czyli "powiedziała smutno". Ale ja nadal się uczę, więc możliwe, iż moje rozumienie jest niepełne ;)

Historia zagmatwana jak relacje bohaterów, ale bardzo piękna.

Wysmakowany język i dużo drobiazgów sprawiających, że zostanie w pamięci, jak widok płatków śniegu na włosach.

 

Lożanka bezprenumeratowa

Silvanie, nie przesadzaj z tą ‘uznaną osobą’, jestem takim samym użytkownikiem portalu, jak wszyscy :) (no, może staż mam trochę dłuższy niż średnia;))

Ambush, dziękuję za wizytę i bardzo się cieszę, że obrazki zostaną w pamięci :)

Nie ukrywam, że pierwsze podejście do Twojego tekstu nie było najszczęśliwsze, dla nikogo.

Dałem temu drugą szansę,  a raczej sobie, by spróbować wejść w tekst głębiej. Komentarze czytałem „dawno” więc nie pamiętam ich tak dobrze. A raczej pamiętam z nich tyle, że nie zaburzą i nie podsuną zbyt wiele, co mógłbym tutaj napisać.

Więc zaczynając:

Rolę pianisty interpretuję jako tęsknoty Adeli, do piękna i miłości i takich wzniosłych rzeczy o których się zapomina lub są one zwyczajnie nieuświadomione.

Wszedł w nią, nawet nie za­uwa­żyw­szy, wy­szedł za jej ple­ca­mi, jakby nie ist­nia­ła, a teraz pro­sił do tańca sza­tyn­kę w krwi­stych poń­czo­chach.

Adela pa­trzy­ła, jak przy­tu­la tę dziew­czy­nę i nie po­tra­fi­ła zro­zu­mieć.

Ani tego, co wła­śnie się stało, ani tego, jak po tym wszyst­kim mógł tań­czyć z inną.

Tutaj miałem problem, bo początkowo potraktowałem tę scenę zbyt dosłownie, przez co się zastanawiałem: dlaczego ona jest zazdrosna, a nie tak bardzo zszokowana, że przez nią przeniknął? Dopiero potraktowanie pianisty jako pewnej wizji pomogło, by w mojej głowie skleić to do kupy.

Z czego skła­da się for­te­pian? Z pudła re­zo­nan­so­we­go, kla­wia­tu­ry z me­cha­ni­zmem mło­tecz­ko­wym oraz ramy, na któ­rej na­pię­te są dwie­ście czter­dzie­ści trzy stru­ny o róż­nych dłu­go­ściach. Drga­nie stru­ny roz­cho­dzi się w ga­zo­wym ośrod­ku, jakim jest po­wie­trze, a wy­ge­ne­ro­wa­na róż­ni­ca ci­śnień od­bie­ra­na jest przez ucho jako dźwięk. Każda zmia­na, czy to dłu­go­ści stru­ny czy gę­sto­ści ośrod­ka czy ro­dza­ju od­bior­ni­ka, zmie­nia har­mo­nię.

Jedyne wytłumaczenie dla całości wstawki, które mi się teraz nasuwa, to taka interpretacja tej końcówki:

Każda zmia­na, czy to dłu­go­ści stru­ny (może to być zmiana perspektywy bohaterki, Adeli lub Bianki) czy gę­sto­ści ośrod­ka (poziom zaangażowania A lub B) czy ro­dza­ju od­bior­ni­ka (aktualny stan psychiczny bohaterki A lub B), zmie­nia har­mo­nię (zmienia całość, czyli wszystkie skutki, które są wynikiem tych czynników)

Nie wiem czy za bardzo nie popłynąłem z interpretacją, ale coś takiego łączy się dla mnie z pianistą i motywem muzycznym. To dla mnie póki co jedyne rozwiązanie, dlatego jestem ciekawy, jaką rolę przypisałaś tej wstawce.

Druga wstawka – ta z interferowaniem, też trochę mi pod to podchodzi.

 Po­py­cha­na przez drga­ją­ce stru­ny, Achro­nicz­na De­lo­ka­li­za­cja Ewo­lu­cyj­nej Linii Al­ter­na­tyw­nej bę­dzie prze­zeń prze­my­kać, ry­so­wać zbio­ry pia­ni­stów i Bia­nek po­mię­dzy świa­ta­mi, aż po­dą­ży do zera lub nie­skoń­czo­no­ści, aż po­dej­mie de­cy­zję, aż ostat­ni łyk Piña Co­la­dy bę­dzie słod­ki a włosy mokre od śnie­gu.

Rozumiem to tak, że układ Adela-Bianka-Pianista(czyli to, o czym wspominałem wcześniej) będzie stabilny, kiedy znajdzie się względnie w jednym położeniu, a ich pragnienia, marzenia i aktualne decyzje będą interferować. Dla mnie smak właściwy smak Piña Co­la­dy i mokre włosy będą wówczas wyznacznikami tego stabilnego i uporządkowanego układu.

W tym rozumieniu całości to dość skomplikowana (przynajmniej dla mnie) lecz ciekawa wizja skomplikowanej relacji.

W wielu częściach tekstu widać płynne i lekkie pisanie, to mi się w sumie spodobało. Może wymieniłbym jedno z dwóch porównań do ciem, oraz usunął trolling, który mi zgrzytnął, ale to po prostu moje odczucia.

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Dziękuję, Sagitcie za drugą szansę :) Ta interpretacja jest zdecydowanie bliższa mojej wizji, niemniej zawsze wolę pozostawić czytelnikom wolną rękę w odczytywaniu tekstu. Ale tak, właściwy smak drinka będzie świadczył o tym, że wszystko jest na swoim miejscu. Tylko, czy uda się tam trafić? ;)

Dziękuję, Sagitcie za drugą szansę :) Ta interpretacja jest zdecydowanie bliższa mojej wizji, niemniej zawsze wolę pozostawić czytelnikom wolną rękę w odczytywaniu tekstu.

Więc muszę trwać przy tym, co sam z tekstu wyczytałem. ;)

Ale tak, właściwy smak drinka będzie świadczył o tym, że wszystko jest na swoim miejscu. Tylko, czy uda się tam trafić? ;)

Oby. By wszyscy żyli długo i szczęśliwie. ;)

Nadzieje chyba się spełniają, skoro jest ich coraz mniej.

Hej, hej. Smutne opowiadanie, ale nie potrafię się zdecydować, co na ten smutek się głównie składa. Nikt tu nie wydaje się szczęśliwy. Oniryczny klimat również nie pomaga. To jeden z tekstów, który można rozgryzać, a wszystkie wyjaśnienia będą jednocześnie trafne i chybione.

Podoba mi się, że to dość inny tekst niż tu najczęściej spotykane, intymny, ale ciekawy. Jednocześnie trudno się go czyta, bo czasem miałem wrażenie, że w skrótach poszłaś zbyt daleko. Na szczęście, to tylko drobna skaza.

Doklikuję z czystym sumieniem.

Bardzo dobrze napisany tekst. Szczęki, co prawda, z podłogi nie zbieram, tak jak w przypadku Twojego opowiadania na konkurs sudecki, ale nie zmienia to faktu, że to przyjemna i satysfakcjonująca lektura. Tworzysz dwie bohaterki z krwi i kości, które łączy dość dziwna relacja – a takie relacje lubię najbardziej i za to największy plus. Podoba mi się również zakończenie z rozszczepiającą się rzeczywistością. :D

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Dziękuję Zanaisie za wizytę i doklikanie :)

 

o, i Verus też bardzo dziękuję :)

Dobry tekst, być może trochę zbyt pośpieszny i skrótowy, ale mimo to, dobry.

Zaskoczył mnie klimat tego opowiadania, dobijająco smutny, jakby tęskny za tym, czego nie można już zdobyć. Chyba jest to zasługa właściwie użytego języka, chociażby tych osobliwych opisów zapisanych kursywą.

Na początku trochę ciężko mi było “wczuć się” w to opowiadanie, chociaż właściwie nie wiem dlaczego. W każdym razie, potem było tylko lepiej i całość oceniam pozytywnie.

Pozdrawiam

All in all, it was all just bricks in the wall

Simeone, dziękuję za wizytę i cieszę się, że jednak pozytywne wrażenie przeważyło :)

Bellatrix, nie zawodzisz! :)

Czytałam z przyjemnością, bo zacne to opowiadanie, intymnie i szalenie taktownie napisane, a jednocześnie chyba się nieco pogubiłam i nie wiem już, co działo się w jakim świecie, a już najbardziej nie wiem, czym tak naprawdę były Inne Światy, co tam się działo i dlaczego Adela miała opisane doznania tak słuchowe jak i wzrokowe…

Wykonanie pozostawia nieco do życzenia.

 

frag­men­ty bian­ko­wej duszy. ―> …frag­men­ty Bian­ko­wej duszy.

Zaimki dzierżawcze piszemy wielka literą.

18.12. Przymiotniki dzierżawcze zakończone na -owski, -owy, -in, -yn, -ów (…)

 

Piña Co­la­da sma­ko­wa­ła wy­jąt­ko­wo gorz­ko. ―> Piña co­la­da sma­ko­wa­ła wy­jąt­ko­wo gorz­ko.

Nazwy napojów piszemy małymi literami: http://www.rjp.pan.pl/index.php?view=article&id=745

 

W prze­bły­sku ja­kie­goś de­ja­vu uj­rza­ła… ―> W prze­bły­sku ja­kie­goś déjà vu ujrzała

 

znad sa­mot­nie są­czo­nej Piña Co­la­dy. ―> …znad sa­mot­nie są­czo­nej piña co­la­dy.

 

– Boli mnie głowa.Smut­no po­wie­dzia­ła sztu­ka. Za chwi­lę na sto­li­ku w za­się­gu jej dłoni sta­nę­ła szklan­ka z mu­su­ją­cym pły­nem. ―> Narracji nie zapisujemy z didaskaliami.

– Boli mnie głowa – smut­no po­wie­dzia­ła sztu­ka.

Za chwi­lę na sto­li­ku w za­się­gu jej dłoni sta­nę­ła szklan­ka z mu­su­ją­cym pły­nem.

 

Skła­da­nie frag­men­tów bian­ko­wej duszy… ―> Skła­da­nie frag­men­tów Bian­ko­wej duszy

 

Za­mó­wi­ła więc Piña Co­la­dę. ―> Za­mó­wi­ła więc piña co­la­dę.

 

są­cząc kwa­śną Piña Co­la­dę… ―> …są­cząc kwa­śną piña co­la­dę

 

aż ostat­ni łyk Piña Co­la­dy bę­dzie słod­ki―> …aż ostat­ni łyk piña co­la­dy bę­dzie słod­ki…

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Bardzo dziękuję, Reg, za tę taktowną intymność, bardzo się cieszę z tego komplementu :) No i tradycyjnie dziękuję za wskazanie niedoróbek, już poprawione.

@Silvan, miałeś rację z tą pisownią :)

Bardzo proszą, Ballatrix. Niezmiernie mi milo, że sprawiłam Ci przyjemność. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Pięknie napisana, przemyślana, zręcznie zapętlona i strasznie smutna historia dwóch kobiet, które nie potrafiły być szczęśliwe. Czytałam z przyjemnością, choć to chyba nie jest dobre słowo ;) Doskonale operujesz emocjami i zmysłami, słyszy się muzykę, czuje smak drinka.

Nie ukrywam, że jestem raczej zwolenniczką mięska, czyli fabuły. W Twoim opku jest ona na drugim planie, stawiasz na bohaterki i klimat. I coś w tym jest, porusza. Zobaczymy jeszcze, na jak długo ze mną zostanie.

Kliczka nie potrzebujesz, a dałabym :) Pewnie nawet bym zdążyła, gdyby nie pierwotna anonimowość opka.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Dziękuję, Irko, bardzo mi miło, że usłyszałaś muzykę i poczułaś smak drinka. A fabuła… cóż, mogłabym się bronić, że jest i trwa w nieskończoność ;), ale rozumiem, co masz na myśli.

A co do umiejętności bycia szczęśliwym, to mam wrażenie, że wcale nie jest powszechna :)

 

Bellatrix – to właśnie Reg mnie tego nauczyła przy okazji mojego pierwszego opka ;)

Znów puchnę z dumy, Silvanie. ;)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Ładnie piszesz, słowa wciągają. Ciekawy zabieg, z tym zawieszeniem pomiędzy rzeczywistościami, rozdarciem pomiędzy dwiema osobami. Czysto opisujesz uczucia, ale też bardzo nienachalnie, co wcale nie jest takie łatwe.

Bardzo ładne opko. :)

Jeszcze gdy chodziłem do podstawówki, to był tam taki Paweł, i ja jechałem na rowerze, i go spotkałem, i potem jeszcze pojechałem do biedronki na lody, i po drodze do domu wtedy jeszcze, już do domu pojechałem.

Bardzo ładnie dziękuje, MaSkrolu :)

Bardzo dobre opowiadanie. Ładnie napisane, subtelnie i zmysłowo zarazem (a mam wrażenie, że mało kto tak potrafi). W tak krótkim tekście jest tyle pięknych zdań, że ciężko wybrać jeden do pochwalenia, ale ja szczególnie upodobałem sobie ten fragment:

Bianka leżała na kanapie, zużyta i smutna. Wciąż śliczna. Rude loki oplatały oparcie, a jasnozielone przykrycie z poliestru udającego jedwab przelewało się na wzgórkach zgrabnego ciała. Przypominała tycjanowski obraz.

Adela lubiła podziwiać sztukę.

Sama przyjemność z czytania :)

PanieDomingo, niezmiernie mi miło z powodu tej przyjemności :)

Hej, Bellatrix! Po propozycji w wątku konkursowym poczułam się niejako zobowiązana wpaść, zatem wpadłam… Choć przyznam, że wahałam się z komentarzem, ale po namowie pewnej osoby zdecydowałam się jednak opisać swoje wrażenia.

Powiem tak – wygląda na to, że nie jestem targetem tego tekstu. W moim odczuciu jest on, że tak to ujmę, przepoetyzowany. Nie wykluczam, że jestem wyjątkowo gruboskórna i stąd takie podejście. Niektóre zdania, porównania mnie nie przekonywały, jak na przykład to o śniegu lecącym na Biankę – wiem, że zaraz później w narracji zostało to porównane do kiepskiego podrywu, ale śnieg leci na wszystkich (jak deszcz – co za niewierni kochankowie), więc nie rozumiem samego zamysłu. Albo “[Dźwięki] prowadziły jak po ścieżce utkanej ze światła księżyca”. Jedno z drugim zupełnie mi się nie klei.

Relacja bohaterek też mnie nie poruszyła. Nie mogę wykrzesać z siebie zrozumienia czy sympatii dla postaci, która na własne życzenie tkwi w takiej relacji.

Wiesz, Bellatrix, jeszcze do tej pory pamiętam Twoje opowiadanie ka(f/w)kowe (jako jedno z nielicznych!). Może szczegóły się zatarły, ale wiem, że wywarło na mnie bardzo dobre wrażenie. Tak więc najwidoczniej ta konkretna stylistyka i te uczucia to zupełnie nie moje klimaty. Chyba nie ma we mnie nic z romantyczki ;)

deviantart.com/sil-vah

Dziękuję, Silvo, i rozumiem. Nie każdy lubi takie teksty. Choć akurat te zdania, które wymieniłaś, mają uzasadnienie – śnieg leciał na Biankę, ale na Adelę już nie (jej włosy były suche), natomiast “światło księżyca” to tytuł utworu, który grał w mojej głowie, gdy to pisałam :)

Dzięki, że zajrzałaś :)

Jestem zawiedziony :(

Znając takie teksty, jak “Obiecaj, że nie zaśniesz”, wiem, ze potrafisz pisać wartko. Znając takie opowiadania, jak “Szósta”, że potrafisz omówić emocje i przemyślenia w sposób odczuwalny. Czyli, że potrafisz i dynamicznie i spokojnie. Tu jest akurat spokojnie, ale zdecydowanie bez tego efektu, co w przypadku “Szóstej”.

Zacząłem krytycznie, ale żeby nie było – ten tekst jest napisany porządnie, widać warsztat, widać konstrukcję. Nie widać za to zbyt wiele emocji, które są przecież tematyką tego opowiadania. Ot, obyczajówka. Z drugiej strony trzeba przyznać, ze niektóre rzeczy, jak tęsknoty, niespełnienie, czy powolne odchodzenie, symbolizuje w jakiś taki nienachalny, ulotny sposób, który nie epatuje – zwyczajnie jest w tle. To z pewnością trzeba umieć zrobić.

Tyle że koniec końców ładna konstrukcja, ale brakuje mi czegoś przyciągającego w tekście. Treści lub emocji (te ostatnie inni widzą, więc pewnie kwestia poziomu wrażliwości lub upodobań literackich).

No nie porwało, nie wciągnęło, za to przeczytało się lekko i sprawnie.

Ja tam póki co czekam co z tym Plutonem ;-)

 

Nie no, to jest sztos! Jakie emocje czułam przy czytaniu! Tytuł mnie bardzo zachęcił do odwiedzenia tego tekstu i to jest dokładnie to, czego się po nim spodziewałam. Multiświaty, emocje w formie smaku drinka, wspomnienia i przeżycia, które się mieszają… No i zapomniana miłość do pianisty, który jednak okazał się nie tym jedynym… Hmm, i tu mnie właśnie trochę zastanawia, dlaczego go w takim razie umieściłaś w tekście. Jakby jego rola nie była aż tak bardzo ważna, żeby niemal cały tekst był pogonią za nim. Rozumiem jednak, że chciałaś pokazać pewne rozdarcie bohaterki. 

Generalnie pomysł chwycił mnie za serce, zawsze takie mieszanie przeżyć mi się podoba. Emocje opisane tak, że aż uderzały. A sytuacja, kiedy bohaterka spotyka pierwszy raz w tekście pianistę, jest opisana doskonale i intryguje. No i ta tęsknota do niego, w sumie trochę szkoda, że jednak się nie spiknęli… :) 

Bezczelnie zaproszę pod moje opko na TŚ, bo mam wrażenie, że jest w pewnym sensie podobne (choć nie tak dobre) :)

Zanurzyła się w jeziorze pożądliwych spojrzeń, poleciała jak ćma do lampy, sparzyć się kolejny raz. 

Czasem, tak dla hecy 

Lubię patrzeć, jak 

Coraz bliżej świecy 

Ruda krąży ćma 

:)

Zupełnie(-,) jakby ktoś szeptał ją wprost do ucha. 

Z mocnym postanowieniem, by dowiedzieć się(+,) kto i dlaczego puścił tę melodię. 

Powodów istniało co najmniej kilka, od ambicjonalnych – wdrukowanych przykazań, że pułapka nie biega za myszą, przez emocjonalne – jak mogłaby się mu pokazać ze łzami w oczach(+,) po prozaiczne. 

Hmm, to mnie strasznie wybiło, jakby bohaterka miała się pokazać mu po papierosy marki prozaiczne :D Więc przecinek by się przydał. 

Wilku, przepraszam, że Cię zawiodłam :( (a Plutona to ja chyba po prostu boję się skończyć, za duże oczekiwania ;))). Niemniej, odebrałeś ten tekst jak trzeba, skoro doceniłeś to ulotne wrażenie tęsknoty z tła :)

Sonato, bardzo dziękuję za wizytę i cieszę się, że tak Ci zagrało na emocjach :) A pianista pełni bardzo ważną rolę jednego z dziwnych atraktorów bifurkacji ;)

Odwiedzę Cię. Jeszcze dziś. Jestem Ci to winna za to, że wciąż czekasz na odpowiedź na komentarz sprzed ponad roku, ech ;)

PS. Dzięki za przecinki, zaraz poprawię

A pianista pełni bardzo ważną rolę jednego z dziwnych atraktorów bifurkacji ;)

Kurczę, to chyba za mało ścisły umysł mam, jakoś mi to umknęło :c

Jestem Ci to winna za to, że wciąż czekasz na odpowiedź na komentarz sprzed ponad roku, ech ;)

Oj tam, przynajmniej wiem, że przeczytałaś :D

Duże wrażenie robi styl w jakim zostało napisane opowiadanie. I nie chodzi o pojedyncze zdania czy opisy. Tutaj cały tekst jest szalenie subtelny. Taki językowo wymuskany. To na pewno ogromny atut.

Dobra, nienachalna warstwa emocjonalna.

Ładnie zbudowana specyficzna relacja pomiędzy bohaterkami będąca mocnym fundamentem tego opowiadania.

Fajnie korzystasz z kursywy, urozmaicając opowiadanie. W dodatku ta kursywa ma swoje uzasadnienie, więc nie jest to tylko jakiś „bajer w tekście”, żeby było efektowniej i ciekawiej.

Element fantastyczny, choć niepozorny, przysłużył się opowiadaniu i podniósł jego wartość.

Opowiadanie nie bardzo ma w sobie „coś”, co zapamiętałbym na dłużej.

Mało ma też w sobie elementów, które jednoznacznie i mocno by je wyróżniały. W trakcie lektury miałem wrażenie, jakbym czytał rodzaj „wzbogaconej impresji”, co samo w sobie nie jest złe, ale też w moim przypadku poza ową impresję nie wyszedł.

Ogólnie dobre, bardzo subtelne opowiadanie z przemyślaną długością i nienachalnym wydźwiękiem, któremu jednak brakło jakiejś wartości dodanej. Tej, której szukasz, gdy spośród grupy dobrych tekstów przychodzi ci wybrać kilka najlepszych.

Podobnie jak Drakaina byłaś o włos od wyróżnienia.

I tak, skrócony komentarz* to kara za zabawy w anonimowość. Jury nierychliwe, ale złośliwe. ;-)

* W sumie i tak wyszedł dłuższy niż planowałem, więc nie powinnaś narzekać. ;-)

Podziękował za udział w konkursie.

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No ładnie, człowiek czeka na ten CMowy komentarz i dostaje skróconą wersję, ech :P Zamiast nagrody za rozrywkę dla jury to karają, nie ma sprawiedliwości ;P

Niemniej dziękuję i za krótki ;)

Hej, Bellatrix!

 

Szczerze przyznam, że Twoje opowiadanie zrobiło na mnie duże wrażenie. Na największą pochwałę zasługuje sposób, w jaki oddałaś emocje bohaterów i piękno muzyki. To opowiadaniem działa na zmysły, poniekąd jest jak narkotyk. Łatwo się w nim utopić. I właśnie dlatego trochę zabrakło do podium. Bo tu jest niebezpiecznie, bardzo niebezpiecznie i zbyt tajemniczo, mimo że to Tajemnice Światów.

Trzymam kciuki za piórko, bo opowiadanie zasługuje na takie wyróżnienie.

Pozdrawiam!

 

źródło obrazka

Dziękuję, Jurorko Saro :) Za dużo tajemnic, za mało światów? ;)

Cześć, Bellatrix!

Przyznam, że tekst urzekł mnie nienachalnym nastrojem i warstwą językową. Co do światotwórstwa, hmmm, może nie jest to coś, co zapadło by mi w pamięć ze względu na oryginalność, ale dobry realizm magiczny zawsze w cenie. Może to mało popularna opinia, ale na portalu brakuje mi więcej takich tekstów, gdzie tajemnica i niedopowiedzenia budują klimat bardziej od szczegółowych opisów. Mam nadzieję, że częściej uda mi się trafić na coś spod Twojego pióra.

Pozdrawiam

Dziękuję za wizytę i miły komentarz, Oidrin :) W kwestii mojego pióra, to znajdziesz u mnie różne gatunki, realizmu magicznego za bardzo jeszcze nie eksploatowałam ;)

Czuję wyraźny niedosyt. Spodobał mi się nastrój, spodobał mi się pomysł i wprowadzenie do fabuły. Zakończenie zaś nastąpiło tak nagle, znienacka, właściwie niewiele tłumacząc. Z jednej strony sugerujesz, że bohaterki znały się od dawna, z drugiej, że do klubu przyjechały po raz pierwszy dopiero co. Zgrzyta mi to i już, nic na to nie poradzę. W takim sensie, że nie wierzę w to, co piszesz. Być może oczywiście jest to mój problem jako czytelnika. Niemniej ładna oprawa słowna i ciekawy zamysł, który – w moim przekonaniu – został deczko zepsuty – nie wystarczają, by nazwać tekst piórkowym. Tym bardziej, że choć opisujesz skomplikowaną relację, nie widzę w niej wiele emocji. 

 

Po dalszych taktach zapragnęła, by dotknął i ją.” – A nie jej?

 

“Bielizna Bianki nie przekraczała zazwyczaj kilku sznureczków, nie lubiła komplikować spraw prostych.” – To brzmi, jakby bielizna nie lubiła komplikować spraw ;)

 

“Każda zmiana, czy to długości struny[+,] czy gęstości ośrodka[+,] czy rodzaju odbiornika, zmienia harmonię.”

 

“Za chwilę na stoliku w zasięgu jej dłoni stanęła szklanka z musującym płynem.” – Po chwili.

 

“Składanie fragmentów Biankowej duszy często zaczynało się od składania ciała. Adela zwykle zatracała się w tej chwili, słuchała uważnie słów szeptanych w ekstazie i tkała z nich swój świat. Jednak dziś myślami błądziła gdzie indziej. Dziś jej palce biegały po klawiaturze fortepianu, szukały dłoni pianisty, a Bianka była tylko instrumentem. Który chwilę później, gdy w stanie odprężenia wyrównał już oddech, spytał”

 

„Gdzieś w głębi czuła wstyd, jak bezrefleksyjnie pobiegła za mirażem.” – To zdanie mi nie gra. Taki skrót myślowy. Wstyd, że pobiegła. Wstyd, kiedy pobiegła. Takie wrażenie nie-do-końca-gramatyczności mam po prostu.

 

„aż ostatni łyk piña colady będzie słodki[+,] a włosy mokre od śniegu.”

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hmmm.

Czytałam lepsze Twoje teksty. Czuję się niedopieszczona fabularnie, trochę zabrakło wyjaśnień. Skoro właścicielem jest jakiś profesor (i wymieniasz nauki ścisło-przyrodnicze), to oczekiwałam podbudowy raczej fizycznej niż mistycznej.

Widać, że to Ty – po związku dwóch osób jednej płci. :-)

Nie rozumiem, dlaczego Bianka ciągnie Adelę do takiego niebezpiecznego miejsca? Ja zakończenie zrozumiałam tak, że to tam się spotkały. No, ale ja się nie nadaję na Biankę.

I dlaczego ma czerwoną sukienkę? Rude dziewczyny chyba słabo się prezentują w tym kolorze. A wygląda na taką, która potrafi należycie wyeksponować wdzięki.

Mimo rzeczy, które postrzegam jako wady, opowiadanie ma w sobie coś. Coś dziwnego, tajemniczego, pięknego. W jakiś dziwny sposób kojarzy mi się z atraktorem Lorenza. Wstawki z fortepianem popchnęły mnie do koncepcji, że Adela jest falą – dlatego można przez nią przejść i nie zauważyć. A jeszcze jak zacznie interferować sama ze sobą… No, natura równie dualistyczna jak u światła.

Tekst na pewno się wyróżnia na tle portalowych opowiadań.

Jestem na TAK, czyli. Chociaż po wahaniach.

Babska logika rządzi!

Joseheim, dziękuję za uwagi językowo-interpunkcyjne, z większością się zgadzam, zaraz poprawię. Tylko bieliznę zostawiam, wiedziałam o niej wcześniej i niech ma też coś z życia ;)

I tak, bohaterki przyjechały do tego klubu pierwszy raz (był w innym mieście), a przynajmniej tak było w tym świecie. :)

Finklo, skojarzenie z atraktorem Lorenza jest jak najbardziej dobre. Nie chcę co prawda tłumaczyć tekstu, bo ma się bronić sam, ale graficzna interpretacja atraktora Lorenza całkiem nieźle obrazuje to, co dzieje się z Adelą. A Bianka – cóż, lubiła szukać wrażeń :)

Podbudowa teoretyczna jest, choć bardzo nie wprost, tylko ukryta w tej mistyce. I bardzo dziękuję za wahnięcie w stronę TAKa :)

Było blisko.

Podoba mi się początek – scena bardzo sensualna, wprowadzająca erotyczne napięcie, informująca o relacji między bohaterkami i zapowiadająca rozdźwięk między ich światami. Duże wrażenie robi też zakończenie, którego wprawdzie mimo odszyfrowania akronimu nie zrozumiałem, co jednak nie przeszkodziło mi ulec mocnemu wrażeniu jakiejś epickiej tragedii będącej udziałem bohaterki. Pomiędzy tymi dwoma fragmentami jest już różnie. Sam związek bohaterek bardzo na plus, intrygująca kreacja Bianki. Z drugiej strony cudny pianista z włosami do obojczyków (!) grający na białym fortepianie niemiłosiernie trącił kiczem (choć co ja mogę wiedzieć o kobiecych fantazjach?). Najbardziej jednak przeszkadzał mi nadmiar gierek słownych, wewnętrznych nawiązań, czysto literackich popisów – żeby pozostać w poetyce opowiadania, jak mawiał cesarz Józef w „Amadeuszu” – „za dużo nut”. Symptomy tego pojawiły się już w pierwszym zdaniu:

Grube płatki śniegu leniwie ozdabiały kaptur wełnianego płaszcza Bianki oraz wystające spod niego rude sprężynki.

W takim rytmie zdania, gdzie każdy rzeczownik i czasownik dostają swój przymiotnik lub przysłówek jest dla mnie coś nużącego i szkolnego – zrezygnowałbym z „leniwie”.

Poważniej potknąłem się na akapicie:

Szeptany marketing trafił na podatny grunt. Bianka szczerze zapragnęła niezapomnianych wrażeń, gdy tylko zapomniała o poprzednich. Do „Innych Światów” jechały z sąsiedniego miasta pociągiem. Podobno właścicielem lokalu był jakiś profesor, matematyk, fizyk czy chemik. Enigmatyczne, choć bardzo zachęcające opinie nie precyzowały, czego wrażenia dotyczyły, Adela jednak miała pewne podejrzenia.

Wracasz tutaj w ostatnim zdaniu do pojawiających się na początku „wrażeń”, ale czy te „wrażenia” były za słabo zaakcentowane, czy utonęły w powodzi dalszych słów, dość, że musiałem się wrócić, żeby je odnaleźć, gdy nawiązałaś do nich ponownie.

Najlepiej chyba to, o co mi chodzi pokazuje przykład dwóch zastosowanych przez Ciebie metonimii:

Przypominała tycjanowski obraz.

Adela lubiła podziwiać sztukę.

– Boli mnie głowa – smutno powiedziała sztuka.

O, to jest naprawdę dobre. Przyklasnąłem.

Ale chwilę później:

Dziś jej palce biegały po klawiaturze fortepianu, szukały dłoni pianisty, a Bianka była tylko instrumentem. Który chwilę później, gdy w stanie odprężenia wyrównał już oddech, spytał:

Tu już nie zażarło. Trochę dlatego, że nie zagrał rodzaj gramatyczny, trochę przez to dziwne frazowanie z kropką przed „który”, ale głównie dlatego, że po raz drugi w krótkim czasie użyłaś podobnego chwytu.

Umiesz, Bella, bardzo dużo. Na pewnym jednak etapie chodzi bardziej o to, żeby kiełznać swoje umiejętności, uderzać z rzadka, a celnie. Co za dużo, to niezdrowo. Nagromadzenie chwytów formalnych utrudnia lekturę, zaburza jej płynność.

Było naprawdę blisko, ale ja wolę surowość „Szóstej”.

Mam podobnie, jak przy tekście Sonaty. Otworzyłam, przeczytałam pierwsze zdania i całość jakoś nie chciała się przypomnieć. Przemyślane, pięknie napisane, ale zabrakło czegoś, żeby zostało w głowie na dłużej. Będę na NIE.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Ja też wracam z komentarzem kilka dni po przeczytaniu. Ponieważ mam chandrę, nie chciałam skrzywdzić nominowanych tekstów. Ale im dalej jestem od tego opowiadanie – tym bardziej mam mieszane odczucia.

Jest to bardzo kulturalnie napisane, choć język jest przepoetyzowany w sposób, który nie trafia do mojej wrażliwości. Nie to jednak jest moim głównym problemem. Nie jest problemem też to, że fantastyka jest tu w zasadzie pretekstowa, taki raczej realizm magiczny.

Głównym problemem, który ponowne zajrzenie do tekstu umocniło, jest to, że to opowiadanie jest głównie o uczuciach (nie problem w tym przypadku, bo to Ci akurat nieźle wychodzi, a ja jestem cięta na nadmierną emocjonalność, więc doceń, że się nie krzywię), ale w deklaracji również o muzyce. Przeczytałam sobie polecankę Chrościska i pomyślałam “łał, o fortepianie”. No i odbiłam się całkowicie. W tym opowiadaniu nie ma muzyki, nie ma fortepianu – jest przedmiot ze strunami i młoteczkami, są jakieś bardzo ogólnikowe odczucia wywoływane przez dźwięki, bo nie śmiem powiedzieć, że przez muzykę. Tej bowiem, jak już powiedziałam, nie ma. I to jest moje główne rozczarowanie, bo miałam nadzieję na jakiś rodzaj zmysłowego odczucia muzyki właśnie, skoro to pianista jest pośrednikiem między światami, mistrzem emocji czy czym tam sobie go jako autorka zamierzyłaś. A tymczasem dostaję informacje: jest fortepian, jest pianista, gra jakaś muzyka (”klasyczna” to trochę mało, opisy w rodzaju “melodia smutna i radosna jednocześnie, przesycona tęsknotą” to jak dla mnie w opisie muzyki pustosłowie). No i według mnie to wszystko można by wymienić na dowolny inny element fabularny bez szkody dla opowiadania. Nie czuję w tekście fortepianowości tej muzyki.

Jasne, możesz odpowiedzieć, że celowo opisujesz fortepian tylko technicznie, jako pudło rezonansowe, odwołujesz się do fizycznego aspektu wytwarzania dźwięków. Niemniej bohaterka jest deklaratywnie uwiedziona przez muzykę, a ja – czytelniczka – kompletnie tego nie czuję, nie przeżywam razem z bohaterką, nie daję się ponieść czarowi. Nie wykluczam, że tę techniczną stronę produkcji dźwięku można było ograć tak, żebym poczuła się oczarowana – no ale tak jak jest, nie poczułam się.

Dlatego pozostaje mi bardzo sprawnie (nie żeby mnie to dziwiło), choć językowo nie w moim guście napisana obyczajówka z elementem psychologicznej magii, fantazji, projekcji uczuć? Wstawki o fortepianie w tym wszystkim wydają mi się lekko efekciarskie i nie współgrają mi z resztą tekstu.

Ale za to zainspirowałaś mnie do pewnego pomysłu, choć nie mam pojęcia, czy i kiedy go zrealizuję.

http://altronapoleone.home.blog

To jest udany tekst, niewątpliwie, choć nie do końca dla mnie (jest mocno emocjonalny i na emocjach skupiony, a to nie zawsze moja bajka). Ma klimat, lekko dekadencki, mocno przy tym smutny nastrój, jest zmysłowy i wręcz chwilami uwodzicielski. Niemniej – nie jest to dla mnie tekst piórkowy, o tyle, że nie daje mi nic _ponad_ bycie udanym i klimatycznym, nie przekracza granic tekstu na szkolną piątkę, żeby przejść do szóstkowej /piórkowej kategorii. Zabrakło mi zaskoczeń w fabule, trochę tempa, trochę nieoczywistości. 5, 0 stawiam bez wahania, ale do piórka brakuje :(

ninedin.home.blog

Przeczytałem. Nie moje klimaty, ale przynajmniej bez krwi i trupów na pęczki. Rzadkość.

Ładne. <3

Początek zapowiada zmysłową opowieść skupiającą się głównie na impresjach, ale wątek pianisty i późniejsze wstawki nawiązujące do fizyki wzbogacają historię o dodatkową warstwę, co tworzy prawdziwie unikalne połączenie. Chciałoby się więcej tych naukowych wstawek – tutaj mają bardziej charakter takich dyskretnych wskazówek – niemniej można z nich wychwycić ten ogólny zamysł. Relacja bohaterek trudna, nieszczęśliwa, ale przez to niebanalna – podoba mi się, że nie idziesz w proste rozwiązania.

Językowo nie wszystkie opisy mi zagrały, niektóre wydały mi się nieco przeszarżowane, ale z punktu widzenia całości układają się w efektowną mozaikę kolorów, dźwięków, smaków i wrażeń (zresztą nawet trochę synestezji się przewinęło, więc ładnie się to wszystko ze sobą łączy). Tekst z pewnością wyrazisty i zapadający w pamięć.

Remplis ton cœur d'un vin rebelle et à demain, ami fidèle

Dziękuję wszystkim Lożanom, którym jeszcze nie podziękowałam, za pochylenie się nad tekstem (i dostrzeżenie w nim pozytywów, mimo ‘nie’).

Drakaino, tekst nie jest o fortepianie, przepraszam, jeśli Cię wprowadziłam w błąd tagiem. Fortepian, oprócz uwodzenia bohaterki, miał za zadanie naprowadzić na koncepcję fizycznej teorii. Już myślałam, że poległam z tym aspektem doszczętnie, ale Black_cape tę warstwę wyłapała (dziękuję! podniosłaś mnie na duchu:)). Możliwe, że mogłam trochę bardziej wprost, aczkolwiek skoro miały być ‘tajemnice’ to nie chciałam, żeby było oczywiste na 1 rzut oka.

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Dziękuję Anet za przeczytanie :)

Nowa Fantastyka