Grube płatki śniegu leniwie ozdabiały kaptur wełnianego płaszcza Bianki oraz wystające spod niego rude sprężynki. Kilka śnieżynek osiadło na długich, pomalowanych śliwkowym tuszem rzęsach, jakaś nawet zdążyła pocałować kształtne usta. Adela przyglądała się z zachwytem, najbardziej zazdroszcząc tej ostatniej. Bianka nawet stojąc zmarznięta w kolejce pod klubem, nie traciła nic ze swego uroku.
„Nawet śnieg na nią leci” – pomyślała Adela i skarciła się za tekst jak z kiepskiego podrywu. Coraz więcej głupich myśli krążyło ostatnio po jej umyśle. Pewnie przez zmęczenie relacją, w której miłość jej życia szuka wrażeń w hałaśliwym klubie, a ona może tylko na to patrzeć. Czekać, aż znów przyjdzie składać gwałtownie porozbijane o ściany klubowej toalety fragmenty Biankowej duszy. Poza śniegiem na Biankę leciało dużo facetów, z którymi pokazywała się tu i ówdzie przez parę godzin, czasem dni. Ze śnieżynkami w rudych lokach było jej zdecydowanie bardziej do twarzy.
Adela zmarszczyła podkreślone ciemną kredką brwi. Przejechała dłonią po własnych włosach.
Były suche.
***
Szeptany marketing trafił na podatny grunt. Bianka szczerze zapragnęła niezapomnianych wrażeń, gdy tylko zapomniała o poprzednich. Do „Innych Światów” jechały z sąsiedniego miasta pociągiem. Podobno właścicielem lokalu był jakiś profesor, matematyk, fizyk czy chemik. Enigmatyczne, choć bardzo zachęcające opinie nie precyzowały, czego wrażenia dotyczyły, Adela jednak miała pewne podejrzenia.
Wewnątrz klub niczym się nie różnił od dziesiątek innych, w jakich bawiły się wcześniej. Przygaszone światła, hałaśliwa muzyka, kilka pomieszczeń, przez które przelewały się ludzkie ciała. Bianka, już bez płaszcza, w czerwieńszej niż jej włosy sukience i czarnych, sznurowanych kozaczkach, zapomniała na parę godzin, że nie przyszła sama. Zanurzyła się w jeziorze pożądliwych spojrzeń, poleciała jak ćma do lampy, sparzyć się kolejny raz.
Adela zamknęła oczy. Piña colada smakowała wyjątkowo gorzko.
I nagle wśród jazgotliwej muzyki, bezładnego tupotu, podchmielonych okrzyków usłyszała dźwięki fortepianu. Melodia smutna i radosna jednocześnie, przesycona tęsknotą, przebiła się przez zgiełk. Zupełnie jakby ktoś szeptał ją wprost do ucha.
„Kto w takim miejscu puszcza klasyczną muzykę?” – pomyślała.
Dźwięki nadchodziły i cofały się niczym morskie fale. Muskały, kołysały, uwodziły. Zapraszały, by za nimi pójść. Dokąd?
Zostawiła niedopity drink. Wstała. Z mocnym postanowieniem, by dowiedzieć się, kto i dlaczego puścił tę melodię. Oraz jakim cudem słychać ją wyraźniej niż ryczące z głośników disco.
Przepchała się przez tłum, podążając za dźwiękami. Prowadziły jak po ścieżce utkanej ze światła księżyca.
W niewielkim pomieszczeniu, którego wcześniej nie zauważyła, stał biały fortepian. Młody mężczyzna przepuszczał przezeń swe uczucia. Nie ośmieliłaby się nazwać go chłopakiem, spod roztańczonych palców płynęła smutna dojrzałość.
Zaskoczona oparła się o ścianę, nie mogąc oderwać wzroku od pianisty. Czarne, sięgające obojczyków włosy, falowały z każdym mocniejszym akordem. Całkowicie oddany granej melodii, nie otwierał oczu nawet na moment, w zapamiętaniu wyczarowywał dźwięki. Docierał muzyką do najgłębszych warstw i szarpał struny jaźni. Po dalszych taktach zapragnęła, by dotknął i ją. Smukłe palce szukały, tęskniły, lecz doskonale wiedziały, co robić. W przebłysku jakiegoś déjà vu ujrzała, jak wydobywa z jej ciała równie piękną melodię. Jak szepcze, że ją znalazł i porwie ze sobą w noc, tak jak dźwięki porwały ją znad samotnie sączonej piña colady.
Wybrzmiały ostatnie akordy. Odetchnęła głęboko. Powinna coś teraz powiedzieć, ale nagle nie wiedziała co. Odgarnęła włosy, patrząc w napięciu na jego twarz.
Pianista wciąż nie otwierał oczu, jakby jeszcze w myślach smakował dźwięki. Cisza przedłużała się, aż przerwała ją gwałtowna kakofonia. Zaciśnięta pięść uderzyła w klawisze, trzy razy. Zerwał się z ławy, minął Adelę, nawet nie patrząc w jej stronę i zniknął w tłumie, zanim zdążyła go zatrzymać.
Jego oczy przypominały ogień zatopiony w bursztynie.
***
Powoli sobie przypominała. Skrawki snów, w których pianista grał tylko dla niej, bosej, nagiej, siedzącej na zamkniętym skrzydle fortepianu. Ta sama melodia brzmiała jednak inaczej. Nie niosła już nut smutku, opowiadała o tęsknocie i jej zaspokojeniu. O tańcu dwóch ciał w rytmie powolnego kołysania. O tym, jak można wirować, zatracać się, coraz szybciej i szybciej, dopóki nie nadejdzie finalna koda. O nagiej, wyciągniętej ręce, która splotła się ze smukłymi palcami, gdy przebrzmiały ostatnie takty.
A później…
Później poszli razem do Innego Świata.
***
– Nie, nie widziałam nikogo takiego. – Roztańczony głos Bianki brzmiał jak co najmniej pięć wypitych drinków. W tym stanie zdarzało jej się widzieć rzeczy nieistniejące, zdarzało się nie widzieć oczywistych. – Fajnie, że w końcu chcesz się z kimś zabawić.
– To nie tak jak…
Szczupłe ramię oplotło znienacka szyję Adeli, ukazując z tej pozycji skrawek białej, jędrnej piersi. Bielizna Bianki nie przekraczała zazwyczaj kilku sznureczków, nie lubiła komplikować spraw prostych. Gorące usta wyszeptały wprost do ucha:
– Daj spokój, po prostu go znajdź. Smutno patrzeć, jak za każdym razem siedzisz sama nad drinkiem.
Adela nie wiedziała, co było smutniejsze. Czy samotne drinki, czy fakt, że ta, którą kochała, kazała jej znaleźć kogoś innego. Może nadszedł czas, by docenić przyjacielską radę, nie do końca świadomą, lecz niewątpliwie szczerą?
Przeciskała się z sali do sali, rozglądała. Wypatrywała pianisty, choć wciąż nie wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. Że pięknie grał? Na pewno doskonale to wiedział. Że doprowadziło ją do niego przeznaczenie? Banał. Że chciałaby poznać jego tajemnice, wiedzieć skąd tyle tęsknoty w jego graniu i skąd ten wybuch złości na koniec? Nie wypadało być wścibskim.
– Znamy się z innego świata – wyszeptała słowa, które przyszły same, gdy nagle zobaczyła go tuż obok. Wyciągnęła do niego ręce, pragnęła znaleźć się w jego objęciach i nie tylko dlatego, że Bianka po raz kolejny złamała jej serce. Piękna melodia nadal oplatała umysł, wspomnienie zwinnych palców hipnotyzowało. Ogień w bursztynowych oczach wciąż się tlił, dawał nadzieję, obiecywał rozkosz. Rozchyliła usta, a wtedy w nią wszedł.
Spomiędzy rozchylonych warg wypadł urwany krzyk. Pełen zdziwienia, bez grama bólu. Nie poczuła nic, choć ich ciała przeniknęły się na wskroś w niemożliwie pełen sposób. Odwróciła głowę.
Wszedł w nią, nawet nie zauważywszy, wyszedł za jej plecami, jakby nie istniała, a teraz prosił do tańca szatynkę w krwistych pończochach.
Adela patrzyła, jak przytula tę dziewczynę i nie potrafiła zrozumieć.
Ani tego, co właśnie się stało, ani tego, jak po tym wszystkim mógł tańczyć z inną.
***
Z czego składa się fortepian? Z pudła rezonansowego, klawiatury z mechanizmem młoteczkowym oraz ramy, na której napięte są dwieście czterdzieści trzy struny o różnych długościach. Drganie struny rozchodzi się w gazowym ośrodku, jakim jest powietrze, a wygenerowana różnica ciśnień odbierana jest przez ucho jako dźwięk. Każda zmiana, czy to długości struny czy gęstości ośrodka czy rodzaju odbiornika, zmienia harmonię.
***
Nie potrafiła podejść i przerwać tulenia szatynki. Powodów istniało co najmniej kilka, od ambicjonalnych – wdrukowanych przykazań, że pułapka nie biega za myszą, przez emocjonalne – jak mogłaby się mu pokazać ze łzami w oczach, po prozaiczne. W stu procentach ją ignorował. Nie zauważał, zresztą kto w klubach zauważał niepozorne szare myszki.
Przeszedł przez nią, jak przez byt czysto wirtualny.
Tę myśl odrzucała, nie potrafiła dopasować jej do ram świata, który znała.
A do innego?
Przetarła twarz dłońmi. Więc to były te niezapomniane wrażenia, którymi reklamował się klub? Ale jak? Czy inni też…?
Tłum bawił się zwyczajnie, jak zawsze, jak wszędzie. Pianista z szatynką gdzieś zniknęli.
Nie spotkała go już tej nocy.
***
Bianka leżała na kanapie, zużyta i smutna. Wciąż śliczna. Rude loki oplatały oparcie, a jasnozielone przykrycie z poliestru udającego jedwab przelewało się na wzgórkach zgrabnego ciała. Przypominała tycjanowski obraz.
Adela lubiła podziwiać sztukę.
– Boli mnie głowa – smutno powiedziała sztuka. Za chwilę na stoliku w zasięgu jej dłoni stanęła szklanka z musującym płynem. Usiadła i wypiła łapczywie, nie bacząc, że poliester spłynął, odsłaniając obie piersi i fragment brzucha.
– Jeśli jeszcze…
– Kocham cię.
Adela nie odpowiedziała na wyznanie. Nigdy nie odpowiadała. Po prostu usiadła obok, objęła białe ramiona, musnęła pierś. Sięgnęła pod jasnozieloną narzutę, patrząc, jak Bianka wygina się ku niej i zagryza usta w niecierpliwym oczekiwaniu. Składanie fragmentów Biankowej duszy często zaczynało się od składania ciała. Adela zwykle zatracała się w tej chwili, słuchała uważnie słów szeptanych w ekstazie i tkała z nich swój świat. Jednak dziś myślami błądziła gdzie indziej. Dziś jej palce biegały po klawiaturze fortepianu, szukały dłoni pianisty, a Bianka była tylko instrumentem. Który chwilę później, gdy w stanie odprężenia wyrównał już oddech, spytał:
– Znalazłaś go?
– Nie – skłamała. – A ty? Przeżyłaś niezapomniane wrażenia?
Bianka dziwnie spoważniała.
– Tak – odparła po dłuższym milczeniu. – I nie chcę tam nigdy więcej wracać.
***
Struny drgają, generują fale dźwiękowe. Każda chce płynąć swobodnie, ale czasem interferują. Nakładają się, wzmacniają bądź wyciszają, potem rozchodzą, zmienione.
Ciepłe ręce obejmują mocno, zwinne palce wędrują w dół pleców. Czy to wciąż taniec? Czy są jeszcze w klubie, czy przenieśli się w zupełnie inne miejsce?
***
Adela jednak wróciła. Pojechała sama, w tajemnicy przed Bianką, kierowana przeczuciami, wspomnieniami i strzępkami snów. Liczyła na… sama nie wiedziała na co. Poszperała głębiej po internetowych portalach, dotarła do kilku szerszych opinii. Wśród nich, dwie brzmiały znajomo. Spotkanie z kimś obcym, a jednak wyjątkowo bliskim. Jednostronne, bez możliwości interakcji, niepozwalające zapomnieć. Dołączyła pod wątkiem krótki opis swojego doświadczenia, przejrzała wszystkie odpowiedzi. Obaj autorzy już nigdy więcej się nie odezwali. Gdyby nie przeżyła tego sama, pomyślałaby, że to zwykły trolling.
Ale przeżyła. Weszła do Innych Światów. O tej porze dnia i tygodnia dużo mniej zatłoczonych niż ostatnio. Przełamała nieśmiałość i zapytała barmana o pokój z białym fortepianem, ale ten odparł, że nic takiego tu nie ma, że to nie orkiestra. Zamówiła więc piña coladę. Tym razem smakowała słonym oczekiwaniem.
Klub zapełniał się gośćmi, coraz więcej ludzi szukało swoich wrażeń.
Czemu Bianka nie chce tu nigdy więcej wracać? – To pytanie spadło jak grom z nieba. Bianka, która zawsze popełniała te same błędy, która większość życia spędziła na zabawie, nie chciała tu wracać. Dlaczego?
Adela sięgnęła po telefon. Zanim wybrała numer, uświadomiła sobie, że jeśli teraz zadzwoni i zapyta, to Bianka się dowie, że przyjechała bez niej. Zrozumie, jak ważne jest odnalezienie pianisty i, być może, nawet będzie jej przykro. A Bianka, której przykro, była furią ognistą jak jej włosy i górą lodu w jednym.
Odłożyła telefon.
***
Domyśliła się i tak. Ognistej furii nie było, tylko spojrzenie prowokujące najgłębsze wyrzuty sumienia. Cóż można było rzec na usprawiedliwienie?
– Kazałaś go znaleźć.
– Wtedy odejdziesz.
Nie odeszła po latach traktowania jak poduszkę do wypłakania i wibrator w jednym. Skąd przyszła jej taka myśl do…
– Widziałam – dodała, ocierając dłonią oczy. Bianka często płakała, ale zawsze przez mężczyzn. Nigdy przez kobiety. – Wtedy, w Innych Światach.
– Widziałaś, jak odchodzę? Do… pianisty?
Potrząsnęła głową, wydmuchała nos w chusteczkę.
– Jak odchodzisz do innego świata. Przekraczasz bramę nieistnienia.
Adela zmarszczyła brwi. Bianka mówiła i zachowywała się wyjątkowo dziwnie, zwłaszcza jak na nią. Mokre oczy spojrzały nagle trzeźwo, z powagą, jaka nigdy w nich nie gościła.
– Czułam to całą sobą i byłam przerażona, że tak się stało naprawdę. Widziałam, jak umierasz, Ada. Widziałam świat bez ciebie.
***
Wspomnienia drgały, nakładały się, interferowały. Pianista był jej niezwykle bliski, lecz Bianka przecież bardziej. Gdzieś w głębi czuła wstyd, jak bezrefleksyjnie pobiegła za mirażem. Nie chciała opuszczać niełatwej, ale jednak miłości. Zwłaszcza gdy ta po raz pierwszy, na swój własny, pokręcony sposób, okazała, że jej zależy, choć trwały w tej dziwnej relacji długo.
Tak długo, że Adela nie potrafiła sobie przypomnieć, jak właściwie się poznały.
***
Nie wytrzymała. Już siedząc w pociągu, czuła jakby ją zdradziła. Nie fizycznie, bo to Bianka by z pewnością zrozumiała. Adela zrobiła coś dużo gorszego. Zignorowała obawy i troskę, okazane po raz pierwszy. Zignorowała je ze świadomością, że wybaczenia prawdopodobnie nigdy nie otrzyma. Teraz sama ciągnęła do Innych Światów jak ćma do światła. Przekroczyła próg klubu po raz trzeci i, jeśli nie uzyska dziś odpowiedzi, na pewno nie ostatni. Cóż, najwyraźniej obie miały własne atraktory.
A twój jest w bifurkacji.
Odwróciła się gwałtownie. Usłyszała te słowa tak samo wyraźnie, jak melodię graną przez pianistę, mimo że wokół panował zgiełk. Słowa wypowiadane jego głosem, którego przecież nigdy w tym świecie nie doświadczyła. Nie rozumiała, co chciał powiedzieć, choć miała wrażenie, że to coś bardzo ważnego. Coś strasznego, czego nigdy… co zawsze… co nie pierwszy raz…
Oparła się o ścianę. Nagle sobie przypomniała, jak poznała Biankę. Zupełnie, jakby to wydarzyło się wczoraj.
***
Zmęczyła się, choć on miał jeszcze ochotę. Poszedł na parkiet sam, a ona przez chwilę, sącząc kwaśną piña coladę, obserwowała, jak tańczy z szatynką w czerwonych rajstopach. A potem zapomniała o drinku i jedyną czerwienią, jaką widziała, była czerwień ognistych włosów dziewczyny, która usiadła obok, zamówiła wódkę i stała się całym światem.
...czy raczej dziwnym, drugim atraktorem bistabilnego układu. Popychana przez drgające struny, Achroniczna Delokalizacja Ewolucyjnej Linii Alternatywnej będzie przezeń przemykać, rysować zbiory pianistów i Bianek pomiędzy światami, aż podąży do zera lub nieskończoności, aż podejmie decyzję, aż ostatni łyk piña colady będzie słodki a włosy mokre od śniegu.