- Opowiadanie: dawidiq150 - Tajfun

Tajfun

Dziękuję DanielowiKurowskiemu1 i MordercyBezSerca za olbrzymią, naprawdę olbrzymią pomoc. Beta trwała bardzo długo. Dlatego można śmiało powiedzieć, że to razem napisaliśmy. :)))

 

Serdecznie zapraszam do przeczytania i ocenienia! Pozdrawiam moich stałych czytelników!!!

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Tajfun

Jadwiga wyglądała przez okno samochodu. Jechali już od piętnastu minut i zostawili za sobą osiedle bloków, w którym mieszkali. Teraz po obu stronach ulicy mijali jeden za drugim domy jednorodzinne. Za ostatnim skręcili w wyboistą, niewyasfaltowaną drogę.

– Ależ się cieszę – powiedziała Jadwiga do rodziców, zbliżyła się ku przednim siedzeniom i poklepała oboje po ramieniach. Mama położyła dłoń na jej ręce.

– My też się cieszymy.

Tata popatrzył na GPS i zakomunikował:

– Prawie jesteśmy.

Usłyszeli ujadanie psów, z każdą chwilą coraz głośniejsze. Schronisko musiało znajdować się już blisko. Po niedługim czasie dotarli do celu. Teraz już Jadwiga siedziała jak na szpilkach. Gdy samochód zatrzymał się, ona prędko z niego wyskoczyła. Jej oczom ukazały się niewielkie kojce, w których znajdowały się niespokojne psy. Skakały po ogrodzeniu głośno szczekając. Kawałek dalej stał dom, z którego wyszła sympatycznie wyglądająca kobieta w średnim wieku. Podeszła parę kroków i spytała:

– To państwo dzwonili? Chcą państwo wziąć psa?

– Tak to my, dzwoniłem wczoraj – odpowiedział ojciec Jadwigi.

– W takim razie chodźcie za mną – powiedziała kobieta i ruszyła chodnikiem ciągnącym się obok klatek z psami.

Po chwili doszli do ogrodzonego miejsca, tak małego, że wystarczyła odrobina wyobraźni, by zrozumieć, że dla psiaków to było więzienie. Tutaj znajdowała się buda, przed którą na słońcu wygrzewała się matka z trzema przytulającymi się do jej ciała malutkimi szczeniakami. W oczach zwierząt widać było wielki smutek. Kobieta wskazała na nie ręką i spytała:

– Na pewno zdają sobie państwo sprawę, że to olbrzymi, naprawdę olbrzymi obowiązek? Z takim maluchem trzeba wychodzić nawet w nocy i to czasem po kilka razy. Mówił pan, że mieszkacie w bloku. To nie jest zabawka, którą można odstawić na półkę, gdy się znudzi.

Jadwiga poczuła się urażona, że kobieta zwróciła się jedynie do rodziców do tego mówiąc takie słowa. Dlatego wtrąciła się:

– Chcemy zrobić dobry uczynek.

– Skoro tak – kobieta popatrzyła na dziewczynkę – weźcie „Tajfuna”, to roczny piesek, przyuczony już do załatwiania się na dworze. Został wzięty i oddany po dziewięciu miesiącach, gdyż tym co go wzięli znudziło się wyprowadzanie go na spacer. Osobiście uważam, że takie zachowanie powinno być karalne.

Obeszli dom i ich oczom ukazały się kolejne klatki. Tam też, w drugiej z kolei znajdował się piesek o imieniu „Tajfun”. Urokliwy kundelek, miał czarną sierść z kilkoma białymi plamami. Gdy podeszli, wstał i głośno zaskomlał. Następnie zrobił kilka kółek, by na końcu popatrzyć w oczy Jadwigi i zamerdać ogonem. W jego spojrzeniu, przez ułamek sekundy dziewczynka ujrzała takie zrozumienie, że aż przeszedł ją dreszcz. Zapamiętała ten moment na całe życie.

– To byłby naprawdę dobry uczynek, ten pies został bardzo skrzywdzony, w przeciwieństwie do tamtych szczeniaków, wie co traci żyjąc w zamknięciu.

– Więc jak? – Ojciec spojrzał pytająco na Jadwigę.

– Skoro tak pani mówi, to niech będzie – uśmiechnęła się dziewczynka. – Weźmy „Tajfuna”.

I tak państwo Konalscy stali się szczęśliwymi posiadaczami rocznego psiaka.

Gdy jechali samochodem z powrotem do domu, Jadwiga trzymała kundelka na kolanach i mówiła do niego:

– Zobaczysz będziesz miał u nas jak w raju.

Pies mrugał oczami i podnosił głowę. Zachowywał się, jakby rozumiał to co mówi jego nowa pani, może nie dokładnie, ale czuł, że to ciepłe słowa.

 

***

 

Jadwiga była jedynaczką, dlatego między innymi Tajfun stał się jej najlepszym przyjacielem, traktowanym jak członek rodziny. Kochała go tak, jak się kocha najbliższego sobie człowieka. Kochała go tak, jak mamę albo tatę, a może i bardziej, a piesek odwzajemniał jej uczucie. Gdy wracała ze szkoły pies witał ją szaleńczym tańcem. Obskakiwał i biegał wokoło niej, przy tym skomlał i merdał ogonem.

Któregoś dnia Jadwiga wpadła na pomysł, że wytresuje Tajfuna, by nauczyć go różnych sztuczek. Zaczęła przeszukiwać internet, by znaleźć interesujące strony o tej tematyce. Okazało się, że fachowe szkolenie jest bardzo drogie i nie mogła sobie na nie pozwolić. Ale poradziła sobie inaczej i w niedługim czasie znalazła całkowicie darmowe porady tresury. Zaczęła uczyć psa najprostszych komend. Rodzice widzieli radość córki. Tajfun sprawił, że wszyscy byli szczęśliwsi.

Minęły cztery lata od zabrania Tajfuna ze schroniska. Pies był już nieźle wytresowany, potrafił aportować, chodzić przy nodze, reagował na komendy „siad”, „zostań”, „leżeć”, „daj głos” nawet został nauczony podawać kapcie.

Jednak los bywa czasem okrutny i przekonała się o tym Jadwiga. Jej ukochany kundelek zginął potrącony przez samochód.

Jadwiga płakała całymi godzinami, zresztą nie tylko ona. Rodzice również uronili kilka łez, nawet sami nie wiedzieli, czy z powodu śmierci psa, czy też dlatego, że patrzyli na rozpacz córki. Dla Jadwigi cios był ogromny. Następnego dnia urządzili na działce pogrzeb. Dziewczyna wybrała najpiękniejsze zdjęcie Tajfuna i umieściła na grobie otaczając je kwiatami.

 

***

 

Od tragicznego incydentu minął blisko miesiąc. Jadwiga wybierała się na wieczorną, niedzielną mszę. Mama przestrzegała ją, by nie szła skrótem przez łąki, bo po zmroku jest niebezpiecznie.

Jadwiga nie usłuchała matki. Po wyjściu z domu, zamiast chodnikiem dookoła osiedla, udała się dużym skrótem, przez niezagospodarowane tereny. Po prawej miała las, a po lewej dużą łąkę, na której gdzieniegdzie rosły gęste krzaki.

Szła z pewną obawą, ale nie można było nazwać tego lękiem. Nagle, zza krzaka wyskoczyło dwóch mężczyzn. Zrozumiała, że mają złe zamiary. Przerażona odwróciła się i rzuciła do ucieczki. Niestety drogę zagrodził jeszcze jeden człowiek.

Chwycili ją i próbowali zedrzeć ubranie. Poczuła od nich smród alkoholu i niemytego ciała. Zaczęła się wyrywać i krzyczeć. Wtedy jeden z napastników zakrył jej usta brudnym łapskiem. Nie mogła złapać tchu.

Nagle w głowie usłyszała głos: „nie bój się, ratunek przyjdzie”. Nie miała czasu zastanowić się czyj to głos, bo w tym samym momencie ktoś przyszedł jej z pomocą.

Zdzielił pierwszego pijaka, idealnie trafiając w splot słoneczny. Zanim zbir osunął się na ziemię przyszła kolej na pozostałych. Profesjonalnie zadane ciosy w kilka sekund obezwładniły niedoszłych gwałcicieli. Po chwili wszyscy leżeli nieprzytomni.

Jadwiga nie rozumiała co się stało. Przed nią stał mężczyzna średniego wzrostu, dobrze zbudowany, o ładnie przystrzyżonych włosach i przystojnej, dobrodusznie wyglądającej twarzy. Ubrany był jedynie w dżinsy i podkoszulek mimo, że było zimno.

– Jadziu, już się nie bój – powiedział.

Dziewczyna pojęła wreszcie do czego przed chwilą doszło. Ten nieznajomy człowiek ją uratował. Tylko nie wiedziała skąd zna jej imię. Przetarła dłonią wilgotne oczy.

– O Boże, dziękuję ci! Gdyby nie ty… Ale skąd wiesz jak mam na imię? I czemu jesteś tak ubrany, przecież nie jest lato?

– To co ci teraz powiem na pewno sprawi, że pomyślisz iż jestem chory psychicznie. Ale muszę ci to powiedzieć, bo tak jak ja ci pomogłem, tak teraz ty możesz pomóc mi.

– A więc słucham.

– Czy wierzysz w reinkarnację?

Jadwiga zastanowiła się przez chwile i odpowiedziała:

– Właściwie to się nad tym nie zastanawiałam, nie wiem. Ale skąd to pytanie?

– Bo ja dwukrotnie doznałem czegoś takiego.

– Faktycznie, to co mówisz brzmi dziwnie, ale co to ma ze mną wspólnego?

– Otóż w poprzednim wcieleniu byłem „Tajfunem”, twoim psem.

Jadwigę zamurowało. „Faktycznie wariat” – pomyślała. Ale mężczyzna zaczął prędko wyjaśniać. Powiedział jak cztery lata temu wzięła go ze schroniska. Mówił rzeczy, które zaczęły ją przekonywać, mimo że uważała to za nieprawdopodobne. Opowiadał szczegóły takie, które tylko ona i jej piesek mogli znać. Wtedy znowu usłyszała w głowie głos, tym razem silniejszy, wypełniający całą czaszkę. „Jadwigo on mówi prawdę!”. I wszystkie wątpliwości odeszły, uwierzyła mu.

Na koniec dodał jeszcze:

– Pojawiłem się tutaj przed momentem, ujrzałem ciebie i rozpoznałem. Prędko ruszyłem ci na pomoc. Teraz właściwie nie mam gdzie się podziać. Więc czy mógłbym u ciebie przenocować?

– Oczywiście, mogę ci nawet wynająć pokój w hotelu. Należy ci się.

– Dobrze, mam jeszcze dużo do opowiedzenia, ale chodźmy bo faktycznie jest zimno.

Gdy wrócili do domu Jadwigi, dziewczyna opowiedziała rodzicom co jej się przydarzyło nie zdradzając, że mężczyzna, który ją uratował tak naprawdę był jeszcze miesiąc temu jej psem. Posłali łóżko w pokoju, który dawno temu czekał na brata, bądź siostrę Jadwigi. Samą Jadwigę chcieli wysłać do szpitala ale dziewczyna oponowała twierdząc, że wszystko jest z nią OK. Mama i tata Jadwigi zastanawiali się czy nie poinformować o incydencie policji. Ale ich córka i Mirek – bo tak przedstawił się wybawiciel, oponowali, że będzie z tym więcej problemów niż korzyści.

Zjedli razem kolację. Rodzice Jadwigi zaczęli pytać Mirka o różne rzeczy, lecz on powiedział jedynie, że jest bezdomny i nie chce o niczym rozmawiać.

 

***

 

W końcu rodzice udali się na spoczynek, a Jadwiga pełna pytań udała się do pokoju swojego gościa.

Mirek usiadł na łóżku, a ona na krześle naprzeciwko niego.

– Opowiem ci teraz tę niesamowitą historię, która mi się przydarzyła. Historię mojego życia.

– Zaczynaj – powiedziała zniecierpliwiona Jadwiga.

– Naprawdę, uwierz mi, że przez pięć lat byłem psem, którego wzięłaś ze schroniska. Ale zacznijmy od początku. Urodziłem się dwudziestego trzeciego października, tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku. Już w podstawówce wyróżniałem się wybitną inteligencją. Rozumiałem dużo więcej niż moi rówieśnicy. W ogóle się nie starając miałem bardzo dobre oceny i byłem najlepszy w klasie. Potem poszedłem do liceum i tam również stałem się niekwestionowanym prymusem. Gdy skończyłem siedemnaście lat wiedziałem już, że zostanę płatnym zabójcą. Takie zajęcie bardzo mi odpowiadało, gdyż zawsze lubiłem czynności, które wywoływały wzrost adrenaliny i po prostu chciałem to robić. Kilka lat później, pracowałem już dla jednego z największych bossów narkotykowych. Eliminowałem ludzi, którzy zagrażali mojemu pracodawcy, w większości byli to stróże prawa walczący z biznesem narkotykowym. Zabiłem w sumie czternastu ludzi. Wyobraź sobie, że pewnego dnia nagle i całkowicie bez powodu zrozumiałem, że to co robię jest złe. To jest śmieszne, że wcześniej tego nie rozumiałem. Nagle zaczęło to dla mnie mieć znaczenie. I od tamtego czasu zmieniłem swoje postępowanie, chciałem odkupić zło, którego się dopuściłem.

– Przepraszam, że ci przerwę – wtrąciła Jadwiga – czyli byłeś ateistą i nagle uwierzyłeś?

– Dokładnie tak. I uważam to za cud, bo nie było żadnych powodów do mojego nawrócenia. Po prostu, nagle spłynęła na mnie łaska Boża, która mnie zmieniła.

– Rozumiem, mów dalej.

– Nie skończyłem zabijać, z tym że teraz zabijałem najbardziej złych ludzi, jakich tylko znałem. Zabiłem swojego pracodawcę i wziąłem się za innych jemu podobnych. Wiedziałem o wielu ludziach, którzy wyrządzali dużo zła i powodowali cierpienia setek, albo i nawet tysięcy ludzi. To było naprawdę dobre i byłem pewien, że Bóg mnie już nie potępi. Ostatecznie ludzie, którzy kiedyś mnie wynajmowali zorientowali się co się dzieje i zaczęli mi deptać po piętach. Znalazłem się na ich czarnej liście i moja śmierć była tylko kwestią czasu. Wtedy poszedłem do redakcji jednej z gazet i opowiedziałem o wszystkim, o czym tylko wiedziałem, a co mogło jak najwięcej zaszkodzić polującym na mnie ludziom. Bardzo się bałem, ale to była część mojego odkupienia. I w końcu mnie dopadli. Torturowali a potem zabili.

Odsapnął na chwilę, zebrał myśli po czym kontynuował:

– Gdy umarłem, pamiętam, że na chwilę ogarnęła mnie całkowita ciemność. Potem na nowo ujrzałem świat tylko, że… oczami psa. Na początku nic nie rozumiałem. Jednak gdy pojąłem, że jestem w ciele zwierzęcia przeżyłem szok. Nie mogłem się poruszać, mogłem tylko i wyłącznie patrzeć jego oczami i słyszeć jego uszami. Nic nie czułem, to było straszne. Znajdowałem się uwięziony w ciele psa. Potem już wiesz co się ze mną działo. Pewna rodzina zabrała mnie, potem z powrotem oddali i pojawiłaś się ty, adoptowałaś mnie. Po czterech latach potrącił mnie samochód. Znowu chwila ciemności i odrodziłem się tam na łące. Ujrzałem jak tamci pijacy próbowali cię zgwałcić. Bardzo się do ciebie przywiązałem, więc z radością ruszyłem ci na pomoc. I to cała moja opowieść.

– Niezwykła historia. – Jadwiga zdumiona wpatrywała się w mężczyznę.

– Wiesz, w sumie to ja ci mogę wszystko udowodnić, jeśli masz jeszcze jakieś wątpliwości. Włącz komputer, pokaże ci coś w internecie.

Oboje wstali i poszli do pokoju Jadwigi. Tam dziewczyna włączyła komputer, przy którym usiadł Mirek, ona natomiast przysunęła krzesło obok niego i również usiadła. Mirek włączył przeglądarkę i wstukał parę wyrazów. Po chwili ukazały się artykuły dotyczące ujawnienia ważnych informacji o przemycie narkotyków i broni w Rosji. Napisane było, że ten, który dostarczył informacji, został później zakatowany na śmierć. Znajdowało się tam też zdjęcie.

Jadwiga patrzyła kiwając głową, gdyż na zdjęciu był nie kto inny, jak siedzący obok niej mężczyzna.

– Wiesz co? Jutro będziesz musiał opowiedzieć to samo moim rodzicom, potem pomyślimy co dalej zrobić.

 

***

 

Blisko świtu, kiedy jeszcze na dworze było ciemno, Mirek zakradł się do pokoju Jadwigi i obudził ją delikatnie.

– Wiesz co? – powiedział. – Nie chcę mówić nikomu o tym co się stało. Będę dalej kontynuował swoją misję. Potrzebuję jedynie trochę pieniędzy by dojechać do Warszawy. Tam jest moje mieszkanie a w nim sejf, w którym mam pięćset tysięcy złotych.

– Pięćset tysięcy? – Jadwiga nie mogła uwierzyć. – I dalej chcesz prowadzić takie niebezpieczne życie? Przecież mając tyle pieniędzy nie musisz już nigdy pracować.

– Ty nic nie rozumiesz! Ja muszę odkupić swoje winy, właśnie po to znowu jestem człowiekiem.

– W porządku – zgodziła się Jadwiga. – Niech tak będzie.

 

***

 

Po południu Mirek dotarł do Warszawy i udał się do małego domku na uboczu, gdzie miał kryjówkę. W mieszkaniu wszędzie zalegał kurz. Minęło bardzo dużo czasu od kiedy mężczyzna był tu ostatni raz. Jedna z szaf kryła w sobie nieduży sejf. Wstukał sześciocyfrowy kod i otworzył drzwiczki. W środku były pieniądze, cztery podrobione paszporty i pistolet. Znajdował się tam też pendrive z niezwykle cennymi informacjami. Te informacje miały pozwolić mu kontynuować walkę z przestępczością.

– Boże, zacznijmy od początku – powiedział i uśmiechnął się.

Koniec

Komentarze

Cześć Dawidzie.

Rozpisałem się, niestety, kliknąłem nie w to miejsce i komentarz szlag trafił.

 

Dlatego teraz będzie krócej, sucho i rzeczowo bez nadmiernego się rozpisywania ;(

 

Mama położyła dłoń na jej dłoni.

Może “na jej ręce”? Unikniesz powtórzenia.

 

– Ależ się cieszę – powiedziała Jadwiga do rodziców, zbliżyła się ku przednim siedzeniom i poklepała oboje po ramieniu.

Czy mieli wspólne ramię? ;)

 

 

Jej oczom ukazały się ogrodzone siatką niewielkie kojce, w których znajdowały się niespokojne psy.

Usunąłbym.

 

Kawałek dalej był dom, z którego wyszła sympatycznie wyglądająca kobieta w średnim wieku.

Był, czy stał? Jakoś to “był” mi nie leży.

 

Po chwili doszli do niewielkiego ogrodzonego miejsca, tak małego, że wystarczyła odrobina wyobraźni, by zrozumieć, że dla psiaków to było więzienie.

Usunąłbym.

 

W oczach zwierząt widać było wielki smutek.

To mi tu nie leży. Psiaki są razem, przy matce, mają budę, itd. Skąd ten smutek? Matka może i tęskni za wolnością, ale maluchy kompletnie tego nie znają. Dla nich szczęściem jest pełny kałdun i bliskość matki. I sam to potwierdzasz chwilę później:

– To byłby naprawdę dobry uczynek, ten pies został bardzo skrzywdzony, w przeciwieństwie do tamtych szczeniaków, wie co traci żyjąc w zamknięciu.

 

– Więc jak? – Ojciec popatrzył pytającym wzrokiem na Jadwigę.

Popatrzył wzrokiem. Napisałbym: popatrzył / spojrzał pytająco…

 

 

Minęły cztery lata od zabrania Tajfuna ze schroniska. Pies był już nieźle wyuczony, potrafił aportować, chodzić przy nodze, reagował na komendy „siad”, „zostań”, „leżeć”, „daj głos” nawet został nauczony podawać kapcie.

Ten przeskok jest szokujący :P Dobrze byłoby to zacząć od jakiegoś nowego punktu opowiadania. To wyuczony brzmi sucho.

 

 

Szła z pewną obawą, ale nie można było nazwać tego lękiem. Nagle, zza krzaka wyskoczyło dwóch mężczyzn. Zrozumiała, że mają złe zamiary. Przerażona odwróciła się i rzuciła do ucieczki. Niestety drogę zagrodził jeszcze jeden mężczyzna.

Może człowiek?

 

Ubrany był w dżinsy i mimo, że było zimno jedynie w podkoszulek.

Ubrany był jedynie w dżinsy i podkoszulek, mimo że było zimno?

 

 

– To co ci teraz powiem na pewno sprawi, że pomyślisz iż jestem chory psychicznie. Ale muszę ci to powiedzieć, bo tak jak ja ci pomogłem, tak teraz ty możesz pomóc mi.

– A więc słucham.

– Czy wierzysz w reinkarnację?

Jadwiga zastanowiła się przez chwile i odpowiedziała:

– Właściwie to się nad tym nie zastanawiałam, nie wiem. Ale skąd to pytanie?

– Bo ja dwukrotnie doznałem czegoś takiego.

– Faktycznie, to co mówisz brzmi dziwnie, ale co to ma ze mną wspólnego?

– Otóż w poprzednim wcieleniu byłem „Tajfunem”, twoim psem.

Te dialogi są sztuczne. Popracowałbym nad realizmem wypowiedzi :)

Coś w stylu:

 

– A więc słucham.

– Czy wierzysz w reinkarnację?

Jadwiga zastanowiła się przez chwile i odpowiedziała:

– Chłopie, padło ci na mózg! Odwal się, bo dzwonię na sto dwanaście! A w kieszeni mam gaz pieprzowy!

 

Oczywiście żartuję, ale niektóre zwroty są nienaturalne i sztywne ;)

Minimalnie bronisz się później:

Jadwigę zamurowało. „Faktycznie wariat” – pomyślała.

 

Gdy skończył dodał jeszcze:

Czyli nie skończył ;)

 

 

– Pojawiłem się tutaj przed momentem, ujrzałem ciebie i rozpoznałem. Z chęcią ruszyłem ci na pomoc. Teraz właściwie nie mam gdzie się podziać. Więc czy mógłbym u ciebie przenocować?

– Oczywiście, mogę ci nawet wynająć pokój w hotelu. Należy ci się.

– Dobrze, mam jeszcze dużo do opowiedzenia, ale chodźmy bo faktycznie jest zimno.

Gdy wrócili do domu Jadwigi, dziewczyna opowiedziała rodzicom co jej się przydarzyło nie zdradzając, że mężczyzna, który ją uratował tak naprawdę był jeszcze miesiąc temu jej psem. Posłali łóżko w pokoju, który dawno temu czekał na brata, bądź siostrę Jadwigi.

 

Z chęcią? No wielka łaska :D Raczej z szaleństwem :D

No to jak, hotel, czy pokój? :D

No i rodzice serio tak sobie na to pozwolili? :D

W końcu rodzice udali się na spoczynek, a Jadwiga pełna pytań udała się do pokoju swojego gościa.

I na to też? :D

 

 

– Opowiem ci teraz tę niesamowitą historie, która mi się przydarzyła. Historię mojego życia.

“Historię”.

 

Urodziłem się dwudziestego trzeciego października, tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego ósmego roku. Już w szkole wyróżniałem się wybitną inteligencją. Rozumiałem dużo więcej niż moi rówieśnicy. W ogóle się nie starając miałem bardzo dobre oceny i byłem najlepszy w klasie. Potem poszedłem do liceum i tam również stałem się niekwestionowanym prymusem. Gdy skończyłem siedemnaście lat wiedziałem już, że zostanę płatnym zabójcą.

Kurczaki, no.

Już w szkole… Ale liceum to też szkoła, więc powinno być: już w podstawówce.

Ten ‘78 rok. Ta inteligencja, licea, prymus. To tak ładnie wszystko do siebie pasuje.

No ale ten zabójca, to już mnie całkowicie rozłożył na łopatki :P

Podstawówka, prymus. Liceum prymus. I zamiast zostać strażakiem, milicjantem, żołnierzem, kurde, lekarzem, decyduje się na bycie zabójcą :P

 

Takie zajęcie bardzo mi odpowiadało, gdyż zawsze lubiłem zajęcia, które wywoływały wzrost adrenaliny i po prostu chciałem to robić.

Powtórzenie.

 

Kilka lat później, pracowałem już dla jednego z największych bossów narkotykowych. Eliminowałem ludzi, którzy zagrażali mojemu pracodawcy, w większości byli to stróże prawa walczący z biznesem narkotykowym.

Nie kleją mi się te lata z tak rozwiniętym biznesem narkotykowym. Ale nie neguję tego.

 

Zabiłem w sumie czternastu ludzi. Wyobraź sobie, że pewnego dnia nagle i całkowicie bez powodu zrozumiałem, że to co robię jest złe. To jest śmieszne, że wcześniej tego nie rozumiałem.

Rzeczywiście, mało wiarygodne. A wystarczyłby prosty powód, dla którego zmieniłby się – a nadałoby to wiarygodności.

 

– Przepraszam, że ci przerwę – wtrąciła Jadwiga – czyli byłeś ateistą i nagle uwierzyłeś?

Nie jestem pewien, co ma do tego ateizm i wiara. Skąd to pytanie i takie wnioski?

 

– Nie skończyłem zabijać, z tym że teraz zabijałem najbardziej złych ludzi, jakich tylko znałem. Zabiłem swojego pracodawcę i wziąłem się za innych jemu podobnych.

Rzeczywiście, bardzo to zgodne z Bożą łaską, która na niego spłynęła :D Podsumowuje to:

To było naprawdę dobre

:D

 

Wtedy poszedłem do redakcji jednej z gazet i opowiedziałem o wszystkim, o czym tylko wiedziałem, a co mogło jak najwięcej zaszkodzić polujących na mnie ludziom.

Polującym.

 

Włącz komputer, pokaże ci coś na internecie.

W internecie raczej.

 

Tam dziewczyna załączyła komputer

Włączyła.

 

Tam dziewczyna załączyła komputer, przy którym usiadł Mirek, dziewczyna natomiast przysunęła krzesło obok niego i również usiadła.

Powtórzenie.

 

Pisało, że ten, który dostarczył informacji, został później zakatowany na śmierć. Znajdowało się tam też zdjęcie.

Prędzej “było napisane”.

 

– Wiesz co? – powiedział. – Nie chcę mówić nikomu o tym co się stało. Będę dalej kontynuował swoją misję. Potrzebuję jedynie trochę pieniędzy by dojechać do Warszawy. Tam jest moje mieszkanie a w nim sejf, w którym mam pięćset tysięcy złotych.

Rozumiem, że te 500 000 zł to po denominacji? ;)

 

Dawidzie. Interpunkcja. Wieeelu przecinków brak, choć i tak jest lepiej, niż zazwyczaj.

 

 

Rozwijasz się, próbujesz i kombinujesz.

Niestety, historia jest mocno niewiarygodna. Mnóstwo rzeczy nie trzyma się kupy. Sam fakt, jak dziewczyna przyjmuje tę historię (w końcu to notoryczny, psychiczny morderca, a fakt, że ma wrażenie, że do niego mówi Bóg… Cóż. Niejednego takiego już zamknięto, jako skrajnie niebezpiecznego). Rodzicie pozwalający obcemu na nocowanie, cholera z tym, że ją uratował.

 

Cieszy mnie, że podejmujesz coraz bardziej ambitne tematy, niemniej jednak pracuj nad wiarygodnością wydarzeń.

Pozdrawiam serdecznie!

 

 

silvan dzięki!!! Popoprawiałem zgodnie z twoimi radami. Jak najbardziej są słuszne. Tylko, że ja to dopiero teraz widzę. To jak z zagadkami logicznymi jak znasz rozwiązanie to wydaje ci się łatwe… :)

 

Tak sobie myślę, że ja to mam chyba najniższe IQ z całego portalu. Ale powiem ci I will survive. :) I będę dalej próbował dalej pisać. Znowu nauczyłem się wielu rzeczy dzięki pracy nad tym opowiadaniem. I będę uważał bardziej na wiarygodność.

 

Dzięki za komentarz i korektę!!! :)))

 

 

Jestem niepełnosprawny...

Hej,

 

myślę, że beta wyeliminowała sporo potknięć, naprawdę mało ich zostało, dość płynnie się czyta :)

 

Początek podoba mi się, historia z psiakiem fajnie opisana, potem niestety trochę się pogubiłem w wartkiej akcji ;)

 

Podobnie jak silvan poczepiałbym się logiki wydarzeń:

 

– Jak to możliwe, że Mirek po czterech latach wrócił do tego samego ciała? Reinkarnacja zakłada raczej odradzanie się w nowych ciałach.

– Bohaterowie słyszą głos Boga a Mirek próbuje odkupić swoje winy? Jako nawrócony chrześcijanin, wg mnie raczej powinien “nadstawić drugi policzek” niż szukać zemsty i kolejnych morderstw.

 

Jeszcze drobiazg:

Kochała go tak, jak mamę albo tatę, a może i bardziej, a piesek jak najbardziej odwzajemniał jej uczucie.

Pozdrawiam!

 

Che mi sento di morir

Dzięki BasementKey

 

Jeśli chodzi o zastrzeżenia. Reinkarnacja to coś niezbadanego, nikt naprawdę chyba nie wie na czym polega. Pozwoliłem sobie na własną interpretację. :)

 

Jeśli chodzi o drugą sprawę to też każdy może mieć inne zdanie. Uważam, że jak jest możliwość czynienia dobra to lepiej je czynić niż biernie nadstawiać policzek. Bóg daje nam narzędzia i musimy ich używać. Tak jak bohater w opowiadaniu.

Jestem niepełnosprawny...

Zgadzam się, że jest miejsce na interpretację tych nadprzyrodzonych kwestii ;)

 

Co do reinkarnacji Mirka – są jeszcze czysto fizyczne kwestie, np. czy jego ciało nie zgniło po czterech latach, czy nie zostało pochowane w grobie. W sumie taki zombie Mirek w drugiej części historii fajnie by kontrastował ze słodkim rocznym psiakiem na początku :)

 

Pozdrawiam serdecznie!

Che mi sento di morir

Dawidzie, ja mam nadzieje, ze sie nie poddasz. Twoje opowiadania sa coraz lepsze, a fakt, ze je betujesz – extra :)

Cześć, dawidzie,

zgadzam się całkowicie z przedmówcami – masz naprawdę fajne pomysły, ale wciąż dosyć niewiarygodne (mimo że to fantastyka). Ja raczej nie zaufałabym komuś, kto powiedziałaby mi, że był płatnym zabójcą. Bo z jednej strony rozumiem, że tęskniła za psem i z początku mogła uwierzyć, to po tej informacji powinna od razu pomyśleć, że przecież taki człowiek po prostu doszkolił się na jej temat. Gdyby nie ta cała historia Mirka, wzięłabym twoje opowiadanie za całkiem ładne, bo mnie samej niedawno umarł zwierzak.

Zakończenie niestety zdaje mi się urwane. Nie czułam satysfakcji z niego.

Zgodzę się też, że faktycznie jest coraz lepiej, bo czytało się w zasadzie całkiem dobrze ;)

 

– Jadziu[+,] już się nie bój – powiedział.

 

– W porządku – zgodziła się Jadwiga[+.] – Niech tak będzie.

 

Powodzenia w dalszym pisaniu! :)

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

LanaVallen dzięki!!!

 

Ja się z twoim i innych komentarzami jak najbardziej zgadzam :) Dobrze, że jest ten portal i mogę uczyć się na swoich błędach :)))

 

Kurcze wczoraj się dość długo bardzo źle czułem… Ta moja choroba jest dla mnie jednocześnie przekleństwem i błogosławieństwem. Bo cierpię masakrycznie ale za to mam naprawdę dużo wolnego czasu na pisanie :)

 

pozdrawiam!!!

Jestem niepełnosprawny...

Cześć Dawid :)

 

Z jednej strony jest lepiej, bo coraz lepiej piszesz. Czyta się Twoje rzeczy płynniej, choć i zgrzyty się pojawiają. Masz taką manierę do dopowiadania rzeczy, które nie mają znaczenia dla fabuły, ale to jakoś specjalnie nie przeszkadza.

Z drugiej strony jest jednak słabo, niestety. Nie przekonuje mnie opowiedziana historia. Zwrócono Ci już uwagę na pewne nielogiczności, ale i tak napiszę dlaczego moim zdaniem to nie jest dobre opowiadanie.

Pierwsza rzecz, to wspomniana już wcześniej reinkarnacja. To, że Mirek zginał i odrodził się jako pies, jest jescze OK. Ale skąd się po śmierci jako pies wziął z powrotem w swoim ciele? W swoim, dorosłym ciele, jeszcze gdzieś blisko domu Jadwigi? Piszesz, że reinkarancja jest koncepcją niezbadaną. I masz rację, bo jest jedynie koncepcją. Niestety koncepcją całkowicie kłócącą się z chrześcijańską doktryną. Dusza po śmierci idzie do nieba lub piekła, chrześcijaństwo nie przewiduje odradzania się w jakiejkolwiek formie.

Druga sprawa, to jeszcze głębsze zakłócenie na linii nauk Jezusa i doktryny. Pal licho to nadstawianie drugiego policzka, które ładnie brzmi, ale IMHO jest całkowicie idiotycznym zaleceniem. Gorzej, że Bóg przecież dał ludziom wolną wolę, mogą czynić dobro lub zło, Bóg ich nie ogranicza. Jak więc mógł pomóc Mirkowi w walce ze złymi ludźmi, w dodatku w dosłownej walce, gdzie trup ściele się gęsto? To nie Bóg, ale Szatan mógł Mirkowi umożliwić to, co się z nim dzieje, bo katolicki Bóg nie zrobiłby tego. Bo to jest złe i przeczy naukom kościoła. Niedawno jeden użytkownik napisał takie opowiadanie: Czterej jeźdźcy. To dobry szort, może nie wybitny, ale powinieneś go przeczytać, ponieważ jego konkluzja w pełniejszy i bardziej akuratny sposób przedstawia zamysł chrześcijańskiego Boga, którą Ty tutaj zarzuciłeś.

No, chyba, że nie zarzuciłeś, a reinkarnacja Mirka jest “powered by Satan” ;)

 

Pisz dalej, bo choć fabuła mnie nie przekonała, to miło mi jest śledzić Twoje postępy w szlifowaniu warsztatu :)

 

Pozdrawiam serdecznie

Q

Known some call is air am

Outta Sewer dzięki!!! Już za moment wstawiam nowy tekst :)

 

Wszystkiego Najlepszego z okazji Świąt!

 

Jestem niepełnosprawny...

Hmmm. Mnie też nie przekonało.

Inaczej rozumiem reinkarnację – nowe ciało i zaczyna się od początku, a nie wraca do starych, zamęczonych zwłok. Ale przyjmijmy, że to Twoja koncepcja.

– Pięćset tysięcy? – Jadwiga nie mogła uwierzyć. – I dalej chcesz prowadzić takie niebezpieczne życie? Przecież mając tyle pieniędzy nie musisz już nigdy pracować.

Raczej nie. Jeśli ktoś wydaje nieco ponad 2000 miesięcznie (a to nie jest dużo, mniej więcej tyle wynosi minimalna płaca (na rękę)), to w ciągu roku przehula około 25 000. Pół miliona wystarczy mu na 20 lat. I to przy założeniu, że nie ma inflacji.

I czy Mirek w ogóle ma dostęp do tych pieniędzy? Co się stało z jego mieszkaniem po śmierci? Pewnie dostał je w spadku któryś krewny albo przejął je skarb państwa. A nawet jeśli nie – czy ktoś opłacał czynsz, prąd, różne abonamenty itp.?

Babska logika rządzi!

Dzięki Finkla mam nadzieję, że będzie lepie w przyszłości :)

Jestem niepełnosprawny...

Nowa Fantastyka