- Opowiadanie: maynard - Mieszkanie na poddaszu

Mieszkanie na poddaszu

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Mieszkanie na poddaszu

Z za węgła powoli wynurzyła się stopa. Taka średniawa, jak na faceta, powiedzielibyście, że zdecydowanie zbyt mała. Za stopą podążyła jej lewa siostra bliźniaczka a zaraz potem ukazało się spowite w czarny płaszcz, filigranowe ciało. Gerdan, bo takie nosił miano właściciel ciała, bezszelestnie balansował po gzymsie czteropiętrowej kamienicy. Najtrudniejszy i najwęższy odcinek pokonał idąc na rękach, po czym bezpiecznie wylądował tuz przy ogromnym oknie na poddaszu. Mężczyzna wyciszył tętno i rytm serca, wziął głęboki oddech i przystąpił do wycinania w szybie zgrabnego koła o dość sporej średnicy. Po wykonanej robocie, za którą powiesiłby go od ręki sam Burmistrz a już na pewno przewodniczący gildii szklarzy, Gerdan, zginając do granic możliwości wszystkie członki swego filigranowego ciała, wślizgnął się przez wycięty otwór do mrocznego mieszkania. Nie takie sztuczki się robiło – pomyślał by dodać sobie animuszu. Był w końcu na stanowisku Naddyzmy, czyli przewodniczył miejskiej gildii złodziei. Mieszkanie na poddaszu Szarej Kamienicy intrygowało go od kilku miesięcy, nigdy nie paliły się w nim światła a lokator, ponoć jakiś zamorski kupiec, pojawiał się w mieście raz na kilka tygodni po czym znów wyjeżdżał na długo. Choć oficjalnego kontraktu na „Szare poddasze” nigdy nie wydał, Gerdan był pewien że kilku jego chłopców miało chrapkę na tajemnicze mieszkanie. Teraz, gdy nadeszły ciężkie czasy, wszystkie miejskie kontakty pourywały się a część chłopaków od dawna nie dawała znaku życia, przyciśnięty przez los do muru Naddyzma sam zakasał rękawy i wziął się do mokrej roboty. W końcu kto jak kto, ale on nie dałby sobie rady?

Gerdan przerwał rozmyślania i rozejrzał się po pokoju. Było to niezwykłych rozmiarów pojedyncze pomieszczenie o niezwykle wysokich ścianach złączonych u sufitu łukowatymi sklepieniami i ozdobnymi zwornikami. Północną ścianę prawie w całości zakrywały ogromne regały zasłane książkami, słojami i chemicznymi preparatami. Złodziej podszedł do nich, ostrożnie stąpając po misternie tkanym w geometryczne wzory kilimie. Księgi i grymuary wyglądały na dosyć stare ale by lepiej przyjrzeć się ich okładkom, Gerdan zaświecił kaganek zawierający wosk z błękitnika. Za kilka sekund pomieszczenie wypełniła mdła, niebieskawa poświata. Większość woluminów nie przejawiała dla Naddyzmy żadnej wartości, wiec gładko przemknął w kierunku słojów i retort. Muślinową ściereczką przetarł pierwsze dwa słoje po czym odskoczył i niemalże krzyknął z obrzydzenia. Ich zawartością były dwa zatopione w formalinie, obrzydliwe płody pod którymi widniały napisy „mantykoris” oraz „wyvernis”. Złodziej szybko zrezygnował z badania dalszej , sformalizowanej kolekcji kupca i przeszedł do stojącego na wschodniej ścianie łoża z baldachimem. Była to kuta w ciężkim metalu, ozdobiona sylwetkami gargulców, smoków i maszkaronów sypialnia okolona wyszywanym , misternym materiałem. Znajdowały się na nim tkane wyobrażenia personifikacji każdej z planet oraz kilka znaków zodiaku. Gerdan dokładnie obmacał wszystkie poduchy oraz zajrzał pod lóżko lecz natknął się tam jedynie na zdechłego szczura oraz kilka drobniaków. Westchnął zrezygnowany, po czym ruszył w kierunku drzwi wejściowych znajdujących się w zachodniej ścianie mieszkania. Po obu stronach ogromnych, dębowych wrót stały okute kufry nad którymi wisiały dwa gobeliny. Złodziej obmacał ten po lewej stronie wrót, przedstawiający skomplikowany, geometryczny wzór w którego centrum znajdowała się dłoń i otwarte oko. Dół gobelinu zamykał napis „In hoc signum vinces”. Gerdan zwinął gobelin do przepastnego worka po czym dokładnie obmacał gołą ścianę. Nic, żadnych skrytek i zapadek. Drugi gobelin przedstawiał postać wznoszącą się do nieba nad którą górował rozdzierający własną pierś pelikan i on również szybko wylądował w worku Gerdana. Oba kufry, których otwarcie zajęło mężczyźnie najwięcej czasu pełne były, niestety, znoszonych ubrań i zmiętych, napisanych w dziwnym języku listów. Zrezygnowany Naddyzma westchnął i zaklął pod nosem po czym wycofał się chyłkiem w stronę okna i wyciętego otworu. Wtedy nastąpiło olśnienie i oświecenie a w uszach Gerdana zagrała niebiańska muzyka. Na południowej ścianie, pomiędzy masywnymi oknami, znajdował się pięknie zdobiony, złoty pulpit na którym znajdowała się gruba, zamknięta księga. Wskakując przez dziurę w szybie, złodziej nie mógł zobaczyć znajdującego się pod samym jego nosem skarbu, lecz teraz wiedział, że ów mu nie umknie. Niczym zaczarowany podszedł do zachodniej ściany i przyjrzał się pulpitowi. Rzeczywiście , był on wykonany ze szczerego złota i w dodatku wysadzany drogimi kamieniami. Sama księga oprawiona była w białą skórę hipogryfa, zwierzęcia które uznane było już za wymarłe. Gerdan tylko raz w życiu, będąc dzieckiem, miał okazję ujrzeć podobne cacko w Wielkiej Książęcej Bibliotece. Dodatkowo, księga wzmocniona była złotymi ramami we wgłębieniach których lśniły perły i diamenty. Gerdan przełknął ślinę i szarpnął za księgę, lecz ta zdawała się być przyklejona do pulpitu. Złodziej zaparł się i pociągnął mocniej, jednakże spoiwo nie dało za wygraną. Napięcie rosło a Gerdan stawał się coraz bardziej poirytowany. W końcu dał za wygraną i z rozmachem kopnął w zloty stojak. Okładka powoli otworzyła się a kilka starych kart przewróciło się leniwie z prawej strony na lewą. Nagle w pomieszczeniu błysnęło a Gerdan poczuł że zaczyna kurczyć się w sobie. Niesamowita fala palącego bólu targnęła ciałem złodzieja a on sam zrozumiał po chwili, że krzyczy wniebogłosy i wydziela oślepiające, białe światło. Jego wrzask urwał się nagle niczym ucięty nożem a w pokoju znów zapanowała cisza i spokój.

***

Arcymag Godefroy wracał z międzywymiarów zadowolony bardziej niż zwykle. Udalo mu się wysublimować jad bazyliszka i tym razem chyba powiedzie mu się eksperyment z retransmutacją złota i jego podziałem na inne ważne składniki. W tajnym pokoju panował zaduch nie do wytrzymania, więc Godefroy stanął na złotych podporach Arki Przymierza i tworząc portalowy komin wywołał świeże powietrze prosto z Miejskiego Parku. Arcymag rozprostował kości i rozkopując stosy złotych monet i klejnotów przesunął dźwignię nad drzwiami. Od razu zrozumiał, że coś było nie tak. Gdy wychodził z przejścia pomiędzy regalami zaraz rzucił mu się w oczy wycięty w szybie otwór wielkości sporego gnoma. Godefroy podszedł do okna i zasklepił pęknięcie jednym ruchem ręki. Po chwili podszedł do złotego pulpitu i zatrzasnął Great Grimoir. Podrapał się po brodzie i kucnął pod pulpitem. Pogmerał chwilę pod zwisająca z okna kotarą po czym podniósł spod niej małą, kamienna figurkę.

– Durnie! Chyba nigdy nie przestaną próbować – powiedział do siebie i przetarł znalezisko rąbkiem szaty. – No ale cóż, nie ma bata na wariata.

Arcymag podszedł do regału i wysunął ukrytą pod spodem, zakamuflowana szufladę. Wyjął z niej hebanową szachownice powlekana gdzie nie gdzie kością słoniową. Na wypolerowanym pulpicie stało kilkanaście figur, każda inaczej ubrana i innego wzrostu. Godefroy dołączył do nich swą nową zdobycz po czym zasunął szufladę.

– Jeszcze kilku i będę mógł rozegrać cała partię – mruknął do siebie ukontentowany.

W mrocznych zakamarkach pokoju mieszkania na poddaszu, w czarnej szufladzie jeszcze czarniejszego regalu nieruchomi członkowie gildii patrzyli tępym wzrokiem na swojego herszta. Z ich gardel dobywał się niemy krzyk.

 

Koniec

Komentarze

Taki tekścik na trzy. Ot, historyjka o złodzieju, który trafił na pułapkę. W dodatku średnio napisana, trafia się sporo powtórzeń i troszki dziwnych sformułowań typu: "prawie zawsze nie paliły się w nim światła".

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Lekka korekta poczyniona. Ten tekst napisalem przez 30 minut dziś o 14:00, na potrzeby pewnego konkursu. Taki mial byc sobie i taki sobie jest. :-)

"When you gaze long into an abyss the abyss also gazes into you."

Nowa Fantastyka