- Opowiadanie: Knight Martius - Odrodzenie

Odrodzenie

Przedstawiam opowiadanie dziejące się w wymyślonym przeze mnie świecie, w którym rozumnym gatunkiem _nie_ są ludzie (obecna nazwa: Ornitodea). Akcja tej konkretnej opowieści dzieje się w czasach historycznych tego świata.

Tekst wysłałem na nabór do antologii “(nie)Długo i (nie)szczęśliwie”, organizowany przez Fantazmaty, ale został odrzucony. Niemniej jednak mam nadzieję, że się spodoba. ;)

Miłej – mam nadzieję – lektury.

Podziękowania za betę dostaje ode mnie mortecius. :)

Autorką ilustracji jest LadyFromEast – https://www.deviantart.com/ladyfromeast

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Biblioteka:

Użytkownicy, Finkla

Oceny

Odrodzenie

 

 

Anastazja ziewnęła, szeroko otwierając dziób. Już trzeci raz czytała ten sam fragment rękopisu o dogmacie, który niegdyś przekazała avesom Feniks we własnej osobie. To, że dopiero niedawno przyleciała do domu po harówce w świątyni, dodatkowo nie pozwalało jej się skupić. Czuła, iż po prostu musi zająć się czymś przyjemniejszym.

Poczytała jeszcze przez parę chwil, po czym zgasiła świece i wstała z krzesła, rozkładając skrzydła do pełnej rozpiętości. Rozciągnęła się, następnie wzbiła się w powietrze, w stronę tarasu. Gdy wylądowała na krawędzi, za jedną z arkad przy barierce stał brat, który obserwował miasto w świetle zachodzącego słońca.

– Geraki.

Tamten odwrócił się w kierunku Anastazji, nie kryjąc zaskoczenia. Jak to sokołowaty mężczyzna, charakteryzował się ciemnym upierzeniem, z wyjątkiem brzucha, gdzie dominowało białe z ciemnymi prążkami. Od razu dostrzegła złoty medalion z wyobrażonym nań sokołem, zawieszony na szyi.

– Ana? Czy nie miałaś się uczyć?

– Wiem… Przepraszam, muszę się na chwilę oderwać. Mogę dotrzymać ci towarzystwa?

Geraki z otwartym dziobem spojrzał w bok, ale szybko odpowiedział:

– Jasne.

Podeszła bliżej. Dopiero gdy stanęła przy bracie, dało się dostrzec, że przewyższa go o głowę.

– Co robisz? – zapytała.

Chłopak ponownie odwrócił się w stronę panoramy. Westchnął głęboko.

– Oglądam miasto. W końcu… jutro już wylatuję i długo mnie nie będzie.

Oparła się o barierkę. Nie chcąc wyrywać brata z zamyślenia, postanowiła popatrzeć wraz z nim. Mieszkali wysoko, tak jak większość avesów, więc z tarasu rozpościerał się widok na dużą część przepięknej Pyrkagii. Pośród wysokich, kolorowych domostw zbudowanych z marmuru, bazaltu tudzież piaskowca przelatywali inni mieszkańcy. Zgodnie z lokalną modą ubierali się w przewiewne tuniki – szyte i obwiązywane tak, że nie krępowały ruchów oraz by dawało się je łatwo założyć pomimo skrzydeł – albo w krótkie spodnie, zostawiając nagie torsy. Przy akweduktach bawiły się podloty, które organizowały sobie wyścigi z przeszkodami. Dalej, nad budynkami, pyszniły się: jaskrawo ubarwiony pałac Matriarchiń, arena zawieszona na fundamentach rozmiarów tak dużych, że aż chowała się w chmurach, wielka świątynia Feniks wzniesiona na wzgórzu z dala od domów, jak również ogromne wieże strażnicze, stojące na granicy miasta. Niektórzy avesowie obniżali lot, żeby odwiedzić szpitale – jedyne niskie budowle.

Miasto to miało się czym pochwalić. Anastazja tym bardziej żałowała, że Geraki wkrótce musi je opuścić. Nie mogła jednak nic poradzić na to, iż wraz z innymi żołnierzami jest potrzebny na froncie.

Ellia – kraj avesów sokołowatych – toczyła wojnę z państwem Kelagh, zamieszkałym przez krukowatych. Kiedy dziewczyna się wykluła, konflikt ten trwał już od kilku pokoleń i nic nie zapowiadało jego rychłego końca. Zastanawiała się, dlaczego Kelaghijczykom tak bardzo zależało na tym, by podbić ten kraj. Krukowaci albo potrzebowali jak najbardziej rozległego terytorium, zarówno ze względu na zasoby, jak i miejsca do lęgów, albo chcieli zemsty przez wzgląd na Roka – ptaka ponoć tak ogromnych rozmiarów, iż kiedy wzlatywał, zasłaniał ciałem słońce. Wierzyli bowiem, że gdy nastaje noc, zjawia się ich bóg, a wraz z nadejściem dnia przylatuje Feniks, która „zabiera” go wiernym wyznawcom.

Jednakże Anastazja uczyła się historii, więc wiedziała, że prawda może być jeszcze inna. Krukowaci mogli po prostu pragnąć zdominować sokołowatych, ponieważ niegdyś podbili ich ziemie i przez wiele lat je okupowali, a Ellian czynili niewolnikami. Nie zamierzali wybaczać im tego, że w końcu wyzwolili się spod jarzma oprawców.

Dziewczyna myślała, czy porozmawiać o tym z Gerakim. Nie odważyła się jednak, gdyż czuła, że wojna to ostatnie, o czym chciałby słyszeć.

– Nakupowałem wcześniej trochę zapasów i zostawiłem oszczędności – odezwał się brat nagle. – Nie wiem, w czym jeszcze mogę pomóc.

– Spokojnie, Geraki, poradzę sobie. Ja mam swoje obowiązki, ty skup się na swoich.

Brat milczał. Anastazja spojrzała na niego ze zrozumieniem.

– Chyba już wrócę do lektury…

– Jak tam nauka? – wszedł w słowo siostrze.

– Nawet nie pytaj. Nie wiem, kto spisywał nauki, którymi dzieliła się z nami Feniks, ale są koszmarnie nudne.

– Nie chce się? – wtrącił Geraki z rozbawieniem.

– Nie, to nie tak! Jestem kapłanką, więc muszę znać nasz dogmat! Bardzo mnie interesuje wszystko, co związane z Feniks. Ale kiedy zabieram się do czytania, nagle mam ochotę zrobić cokolwiek, byle się od tego oderwać.

– Czyli nie chce ci się.

– Geraki, nie denerwuj mnie.

– Kto kogo tu denerwuje? – odrzekł brat jowialnie, szybko jednak spoważniał. – Ana, już o tym rozmawialiśmy. Nie porzucaj tego. Zostajesz tutaj, więc jest bardzo ważne, żebyś poznała nauki Feniks. I… nie wiem, może wniosła do tego kraju coś dobrego? Na wojnie może wydarzyć się wszystko.

– Nawet tak nie mów, Geraki. Musisz wrócić cały i zdrowy.

Chłopak westchnął, po czym otworzył dziób. W jego oczach pojawiła się iskra.

– Tak będzie! A ty wracaj do nauki, bo potem już nie będziesz miała tyle czasu.

– Wybacz, potrzebuję jeszcze chwili. Poza tym, Kaliksta i tak pozwoli mi głosić kazania nie wcześniej niż za kilka lat.

Geraki zmrużył oczy.

– Kaliksta?

– Moja mentorka.

– A, racja.

Uwagę Anastazji ponownie przykuł naszyjnik.

– Co to za medalion?

– Który? Ten? – spytał Geraki, podnosząc łańcuch pazurami.

– Mhm. Nigdy nie mówiłeś, skąd się wziął, a widzę, że ostatnio często go nosisz.

– Dziwne, myślałem, że się nim już chwaliłem… No nic. Dostałem go od dziadka stryjecznego.

Przyjrzała się medalionowi z jeszcze większym zaciekawieniem.

– Przecież nie żyje od sześciu lat.

– Wiem. To dawny prezent. Teraz go noszę, bo przypomina mi o staruszku. W dodatku… wiem, że ochroni mnie przed zagrożeniem.

Anastazja wytrzeszczyła oczy, próbując zrozumieć, co usłyszała.

– Ale jak…

– Uwierz. Wiem, o czym mówię.

– No… dobrze. – Anastazja speszyła się. – W takim razie lecę dalej się uczyć. Mam nadzieję, że jeszcze jutro rano się zobaczymy.

– Wylatuję o świcie. Zapomniałaś?

– Więc… – Dziewczyna przytuliła gorąco Gerakiego. – Uważaj na siebie!

– Dzięki, Ana. Ty też.

Podczas rozmowy z bratem tym dobitniej zdała sobie sprawę, ile mu zawdzięcza. Kiedy skończyła edukację, podjęła decyzję, że chce służyć jako kapłanka Feniks. Chłopak natomiast po odbyciu szkolenia wojskowego mógł cieszyć się swobodą, dopóki nie zostanie powołany do służby. Oboje jednak już w wieku nastoletnim musieli szybko dorosnąć – ojcu pisany był udział w wojnie, zaś matka niedługo potem zmarła, rażona chorobą. Geraki utrzymywał siebie i Anastazję, a ponadto jak najwięcej w domu robił osobiście, żeby poświęcała więcej czasu na naukę.

A teraz musieli się pożegnać.

Wiedziała, że da sobie radę. Ale tęsknoty za bratem nikt jej nie wynagrodzi.

 

* * *

 

– Niegdyś Feniks rzekła: „To, co umiera, zawsze się odradza” – głosiła kazanie Kaliksta, stojąc za amboną na konstrukcji zawieszonej przy ścianie. Wierni słuchali w milczeniu; siedzieli w klęku na poduszkach, mając złożone skrzydła i wyciągnięte wygodnie ogony. Powyżej ambony wisiała żerdź, na której po lewej stronie klękała Anastazja, a po prawej inna kapłanka, Nikanora. – Zastanówmy się teraz chwilę nad tymi słowami. Jest to dla nas aż nadto czytelne, jako że nasza Pani, przeżywszy dość lat, obraca się w popiół, z którego wraca do życia, na nowo promieniejąc pięknem i dostojnością. Można powiedzieć, że jej ogień gaśnie tylko po to, by pewnego dnia zapalić się znów. Spójrzmy zresztą na te pochodnie. – Duchowna wskazała po kolei cztery zapalone łuczywa, zatknięte przy kolumnach podtrzymujących zadaszenie świątyni. – Ich ogień prezentuje się wspaniale, nieprawdaż? Jednak prędzej czy później musi przyjść czas, gdy gaśnie, w ten sposób ustępując miejsca pustce. Nie trwa ona długo, albowiem kiedy te pochodnie zapalimy z powrotem, świecą równie mocno i dostojnie, co wcześniej.

Kaliksta przerwała kazanie. Anastazja wiedziała, co to oznacza – duchowna chciała, aby słuchacze zastanowili się nad jej słowami, pojęli ich sens, zanim postanowi kontynuować. Działało to tym lepiej, że odwołała się do symboliki nierozerwalnie związanej z Feniks.

W końcu podjęła:

– Jeżeli to świadectwo nam nie wystarczy, popatrzmy dalej. Nawet natura dostarcza dość dowodów na to, że odrodzenie istnieje wszędzie. Czyż nie widzimy go w cyklu mijania się słońca i księżyca? Gdy dzień umiera, w jego miejsce wstępuje noc, a później witamy kolejny dzień, piękny tak jak poprzedni. A czyż zmiana pór roku nie jest takim dowodem? Nadchodzi zima, wówczas rośliny i zwierzęta zapadają w sen, a na wiosnę wszystko budzi się do życia, odradza. Nawet to, że my, kobiety, wydajemy światu nowe życie, jest świadectwem tego cudu. Każde z nas bowiem kiedyś zakończy swój cykl, lecz gdy to się stanie, wrócimy tutaj jako pisklęta. Odmienieni i gotowi na nowe doświadczenia. Dlatego kiedy widzimy, że coś ma swój koniec, nie lękajmy się. Jest to bowiem zaledwie koniec dotychczasowego, a to zawsze oznacza też początek nowego. Tak rzecze Feniks. Powstańmy.

Wierni wstali i zaczęli odmawiać modlitwę, w której prosili Feniks o okazanie łaski oraz sławili wszelkie życie. Anastazji nie pozostało nic innego, jak odprawić modły wraz z nimi.

W skupieniu, pokorze i nadziei, że wszystko pójdzie dobrze.

 

* * *

 

– Jak tam, Anastazjo, co teraz planujesz? – zapytała Nikanora, kiedy obie opuściły świątynię.

– Muszę polecieć na targ i zrobić zakupy, bo jutro nie mam nic na śniadanie. A ty?

– Jeszcze nie wiem… ale chyba wybiorę się z tobą. Miałam w sumie poszukać sobie jakichś błyskotek.

Anastazja spojrzała na koleżankę z zaskoczeniem, ale po chwili stwierdziła szyderczo:

– Ej, ale to mężczyźni muszą się przypodobać tobie, a nie na odwrót!

– Uważasz, że robię to dla nich? Sama chcę ładnie wyglądać.

– Dobra, dobra.

Kapłanki rozłożyły skrzydła, po czym wzbiły się w powietrze i udały na miasto.

Targi rozłożono po jego drugiej stronie, ale nie stanowiło to żadnej przeszkody. Dziewczyny wznosiły się ponad kilkupiętrowe budowle, tak jak nakazywały przyjęte zasady ruchu – co rusz mijały innych mieszkańców. Wielu avesów odsłaniało nagie torsy, pyszniąc się bogatą paletą kolorów piór. Mężczyźni eksponowali mieniące się prążki, a kobiety – fantazyjnie wymalowane wzory.

Oczywiście kapłanki nie mogły powstrzymać się od złośliwych komentarzy ani rozmów na temat tego, jak dobrze by wyglądały, gdyby też zdecydowały się przefarbować pióra.

Przez gwar przebił się donośny głos. Kiedy podleciały bliżej, zobaczyły mężczyznę – sądząc po dworskim stroju, urzędnika – który kucał na zawieszonej wysoko kładce, opartej o dwie kolumny. Przed nim na placu stała garstka mieszkańców.

– Jutro w południe na arenie, w imieniu miłościwie nam panujących Matriarchiń – Eufrazji, Tryfeny i Amaranty – odbędzie się egzekucja avesów skazanych na karę śmierci za zbrodnię wystąpienia przeciw Ellii! – oznajmił mężczyzna, po czym rozwinął pergamin. – Ci zdrajcy to… – Zaczął czytać imiona kilkunastu obywateli, z których Anastazji i Nikanorze mówiło coś tylko kilka z nich. Dziewczyny ogarnęła trwoga. – Taki sam los czeka wszystkich innych, którzy ośmielą się konszachtować z wrogiem!

Stwierdziły, że nie chcą słuchać dalej, więc na skrzydłach opuściły plac.

– Przerażające – rzekła Anastazja. – To może dotknąć każdego.

– Tak… ale obie wiemy, jak jest.

To wydarzenie przypomniało kapłance o smutnej rzeczywistości. Kelaghijczycy władali taumaturgią umysłu, dzięki której mogli wpływać na innych: tworzyli iluzje, zmuszali ofiary do uległości, a nawet przejmowali kontrolę bądź zmieniali wspomnienia. Często zresztą mówiło się o tym, że krukowaci – zanim przepędzono ich z Ellii – w każdym mieście zdążyli pozostawić szpiegów. Nie musieli to być oni we własnej osobie – zbierać informacje mogli także sokołowaci.

Ta świadomość utrzymywała społeczność w ryzach. Mieszkańców proszono, by sprawdzali siebie nawzajem. Gdy zaś kogoś podejrzewano o współpracę z krukowatymi lub ich szpiegami, wtrącano go do lochu i przepytywano tak długo, aż udało się ustalić, czy faktycznie wszedł w taki układ. Władze nikogo nie traktowały lekko – nieważne, czy sokołowaci pomagali Kelaghowi z własnej woli, czy nie, wszystkich takich avesów uznawano za zdrajców i skazywano na śmierć.

U Anastazji cały czas z tyłu głowy pojawiały się myśli, czy osoba, z którą rozmawia, ma cokolwiek wspólnego z krukowatymi. Czuła się zmęczona tym wszystkim, ale nie ona jedna. Dla świętego spokoju uważała, że obecnie trudno o lepsze kroki, by poradzić sobie z tą sytuacją. Teraz jednak nie chciała o tym rozmawiać i wiedziała, że Nikanora także.

– Słuchaj, chcesz przelecieć się na arenę? – zapytała.

– Po co?

– Chciałam popatrzeć. Tylko na chwilę.

– No… W sumie mi się nie śpieszy.

Wzbiły się w powietrze jeszcze wyżej, śledząc fundament o niewyobrażalnie wielkiej wysokości, który prowadził do jednej z najwspanialszych budowli w mieście.

Mieszczącą się ponad chmurami arenę zbudowano w bardzo różnych celach: avesowie omawiali tam sprawy dotyczące państwa, wystawiali sztuki teatralne, organizowali walki. Siedząc na trybunach, każdy mógł widzieć, co się dzieje, nawet gdyby uczestnicy wydarzenia postanowili zrezygnować z podestu usytuowanego w centrum budowli i przenieśli się w powietrze. W tej chwili arena była pusta. Anastazja uczepiła się stopami krawędzi nad trybunami, po czym w kuckach przyjrzała się całej budowli. Zaraz potem dołączyła do niej Nikanora.

Koleżanka już otworzyła dziób, żeby coś powiedzieć, ale tamta odezwała się pierwsza:

– Geraki zawsze lubił tu przylatywać.

Popatrzyła na Anastazję z zaskoczeniem. I zrozumieniem.

– No tak…

– Uwielbiał przedstawienia. Mówił, że to świetna rozrywka i że dzięki nim uczył się czegoś nowego. A jeszcze – zaśmiała się – zawsze było na kogo popatrzeć.

– No wiesz co, żeby takie rzeczy mówić! – odparła Nikanora żartobliwie. – Ale rozumiem, o co chodzi. – Westchnęła. – Ile to już lat?

– Odkąd wyruszył na wojnę? Dwa.

– Szmat czasu… Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby ktoś z moich bliskich tyle czasu spędził poza miastem. Jeszcze nie mając pojęcia, co się dzieje… Przepraszam. To na pewno dla ciebie trudne.

– Nic nie szkodzi. Można się przyzwyczaić. – Anastazja zawiesiła na chwilę głos. – Poza tym, rok temu Geraki napisał do mnie list. Wiesz, przyleciał posłaniec i roznosił wiadomości po całym mieście. Pytałam go, co się dzieje na wojnie, lecz on odpowiadał zdawkowo. Ogólnie nie był zbyt rozmowny.

– A co w tym liście?

Dziewczyna westchnęła głęboko.

– Geraki trzyma się świetnie. Radzą sobie, ale jeszcze trudno powiedzieć, czy uda im się powstrzymać krukowatych.

Nikanora przez moment wpatrywała się w koleżankę osłupiała. Szybko się otrząsnęła.

– Przepraszam, Anastazjo, ale chyba nie powinnyśmy rozmawiać na ten temat. Przynajmniej Gerakiemu nic nie jest i tego się trzymajmy.

– Masz rację – rzekła po chwili tamta, po czym wstała. – Lećmy już na targ.

– Dobrze.

Rozłożyły skrzydła i opuściły arenę.

Kiedy znalazły się nad targiem, już z dużej wysokości zobaczyły pożywienie i biżuterię – wszystko to mieniło się kolorami tak, że dało się bardzo łatwo odróżnić od reszty otoczenia. Rzecz jasna miejsce było zatłoczone jak zwykle; bardziej na ziemi, jednak wielu mieszkańców też przelatywało.

Anastazja chciała zniżyć lot, gdy Nikanora położyła jej rękę na ramieniu.

– Popatrz! – poleciła, wskazując horyzont.

– Gdzie? Czekaj, podlećmy wyżej, bo za dużo tu avesów.

Tak zrobiły. Wówczas zobaczyły coś, co nie zdarzało się codziennie: oddział uzbrojonych sokołowatych leciał w stronę miasta.

– To… nasi – zauważyła Anastazja, nie kryjąc zdziwienia. – Ale co tu robią?

– Ja wiem? Podlećmy bliżej.

Kapłanki zauważyły, że zaciekawieni avesowie również przerwali to, co dotychczas robili, aby przyjrzeć się niespodziewanym przybyszom. Anastazja czuła niepewność.

To mogło oznaczać wszystko. Wojna się skończyła? Czy to były niedobitki, które się wycofały, by uniknąć śmierci? A w tej sytuacji Geraki…

„Nie! Najpierw sprawdź, o co chodzi, a potem wylatuj z myślami dalej”.

Po chwili Anastazja zobaczyła, że zbrojni ciągnęli sokołowatych zakutych w łańcuchy. Przyjrzała się bliżej sylwetkom.

I zdjął ją strach. Mimowolnie zaczęła piszczeć.

– Co się stało? – zapytała Nikanora.

Dziewczyna z trudem mogła wydobyć głos. W końcu wydusiła:

– Tam jest… Geraki!

Brat leciał ze spuszczoną głową wraz z innymi więźniami.

 

* * *

 

– Gerakiego wraz z pozostałymi oskarżono o współpracę z wrogiem – opowiadała Anastazja, jeszcze roztrzęsiona po tym, co się wydarzyło. – Tak powiedział jeden z żołnierzy.

– Chciała jeszcze pomówić z bratem – wtrąciła Nikanora – ale nie pozwolono jej podlecieć, nawet kiedy błagała.

Kaliksta kiwnęła z namysłem głową. Spojrzała smutno po kolei na obie feniksjanki.

– Powiedzcie tylko, moje drogie, o czym traktowało ostatnie kazanie.

Dziewczyny popatrzyły na siebie nawzajem. Sprawdzała, czy nikt nie zmienił im wspomnień.

– O tym, że wszystko się odradza – odparła Anastazja. – I że nie musimy bać się końca, gdyż to oznacza też początek czegoś nowego.

– Dobrze – odrzekła mentorka. – Chodźmy w bardziej ustronne miejsce.

Po spotkaniu z żołnierzami dziewczyny stwierdziły, że muszą jak najszybciej powiadomić o sytuacji starszą duchowną. Ponieważ rzadko opuszczała świątynię, liczyły, iż właśnie tam ją znajdą, i nie pomyliły się.

Gdy Anastazja leciała wraz z Nikanorą, nie mogła odpędzić od siebie myśli o Gerakim. Nawet kiedy żołnierze zabronili się zbliżać, ich wzrok zdążył się ze sobą spotkać. Brat wyglądał tak, jakby chciał powiedzieć: „Nie ma dla mnie nadziei”. To wspomnienie nie opuszczało jej aż do teraz.

Kaliksta zaprowadziła podopieczne do zaplecza. Stało tam kilka krzeseł z pustą przestrzenią tuż nad siedzeniem oraz z oparciem sięgającym poniżej łopatek. Przy ścianie na końcu pomieszczenia znajdował się stół, na którym leżały niezapalone łuczywa tudzież inne przedmioty związane z obrzędami, a nad nim wisiało lustro oprawione w ozdobną ramę.

Kapłanki zajęły miejsca. Anastazja wspólnie z Nikanorą patrzyła na mentorkę wyczekująco. Ze wszystkich sił próbowała się uspokoić, ale nie potrafiła.

– Posłuchaj, słońce – zwróciła się do niej Kaliksta. – Zdaję sobie sprawę, że to nie jest dla ciebie łatwe. Dlatego bardzo się cieszę, że przyleciałyście tutaj, gdyż dzięki temu możemy wspólnie przemyśleć, co dalej…

– Ale ja nie wierzę, żeby Geraki to zrobił! – wybuchnęła Anastazja. – Zawsze deklarował, że kocha swój lud! I on ma za to odpowiadać?

– Prosiłabym, byś opanowała emocje. Nigdzie nie powiedziałam, że twój brat istotnie dopuścił się zdrady. Nikanoro, a co ty sądzisz?

– Więc… – Dziewczyna zawahała się, szybko jednak powiedziała: – Anastazjo, z całym szacunkiem, ale uważam, że powinnyśmy rozważyć wszystkie możliwości.

Tamta łypnęła na koleżankę podejrzliwie.

– Co przez to sugerujesz?

– Dobrze wiesz, do czego zdolni są krukowaci. Mogli przejąć nad Gerakim kontrolę albo wydobyć od niego ważne informacje, a potem zmienić mu wspomnienia. Musiał paść ofiarą Kelaghijczyków, skoro ma teraz trafić do lochu. Skąd wiemy, że nie zdradził kraju?

Anastazja pokręciła głową z niedowierzaniem. Mimo to po chwili pokajała się w duchu.

– Sama nie wiem. Tylko że… to bez sensu. Dlaczego ma odpowiadać za to, że nie mógł przeciwstawić się krukowatym? Poza tym, podobno wielu niewinnych avesów zostało skazanych na śmierć tylko dlatego, że podejrzewano ich o współpracę z wrogiem.

– Ale niektórzy nie musieli nawet być na wojnie, Anastazjo. Ktoś może udać się do innego miasta, aby zarobić na handlu, a po powrocie wzbudzi podejrzenia, gdyż nie wiadomo, z kim mógł mieć styczność. Nie wiem, czy tak zarządziły same Matriarchinie, czy ktoś z urzędników wpadł na taki pomysł, lecz nie jesteśmy w stanie nic z tym zrobić.

– Wystarczy! – upomniała Kaliksta podopieczne. – Weźcie pod uwagę, o kim w tej chwili rozmawiacie. Nie sądzę, żeby ktokolwiek nas podsłuchiwał, jednak uważajmy na to, co mówimy.

– Przepraszam – rzekła Anastazja, po czym westchnęła. – Ale potrzebuję rozwiązań. Nie mogę tego tak zostawić.

– Jest to w pełni zrozumiałe. Uważam, że najlepiej postąpimy, jeśli po prostu porozmawiamy z twoim bratem.

– Tylko czy Anastazja czegoś się od niego dowie? – zapytała Nikanora. – Usłyszy, co ma do powiedzenia, ale nie będzie wiedziała, czy mówi prawdę.

– W takim razie co proponujesz? – odparła tamta ze złością. – Mamy sprawdzać siebie nawzajem, tak? Więc muszę spróbować. Tylko dobrze by było, gdybym najpierw się do niego dostała, a ci żołnierze na pewno nie pozwolą mi wejść do lochu.

– Masz rację – wtrąciła Kaliksta. – Zwykle w takich sytuacjach straż otrzymuje rozkaz, by nie wpuszczać nikogo. – Zawiesiła głos, po czym dodała radośnie: – Chyba że za zgodą Matriarchiń.

Anastazja zamrugała kilka razy. Odniosła wrażenie, że nie zrozumiała.

– W jaki sposób…

– Jak wiecie, mam już swoje lata – weszło w słowo mentorka. – Nie zapominajcie jednak, że też kiedyś byłam pisklakiem, a potem podlotem. Uczęszczałam na nauki, w waszym wieku również pełniłam służbę kapłańską na cześć Feniks. Zapewne się domyślacie, że Matriarchinie, jako członkinie naszej wspólnoty, także przez to przechodziły.

– Czyli…

– Znam władczynie jak własne siostry. A co więcej, przyjaźnię się z Drugą Matriarchinią, Amarantą.

Anastazja domyślała się, do czego zmierza mentorka, jednak nie przeszkodziło jej to w tym, by wydać z siebie pisk podziwu. Spojrzała na Nikanorę. Koleżanka, kiedy usłyszała tę nowinę, wytrzeszczyła oczy i otworzyła dziób.

– Czy to znaczy, że możesz uwolnić Gerakiego? – Młoda kapłanka nawet nie próbowała powstrzymywać narastającego podniecenia.

– Tego nie powiedziałam – odparła Kaliksta. – Twojemu bratu postawiono bardzo poważne zarzuty, nie mogę więc do tego stopnia wpłynąć na ową decyzję. Gdy tylko skończymy rozmowę, zamierzam udać się do pałacu, poprosić o audiencję i wystąpić o zgodę na to, byś spotkała się z Gerakim.

– Polecę z tobą.

– Nie. To zły pomysł. Chciałabym, żebyś została w świątyni, dopóki nie wrócę. Powinnam być późnym popołudniem, tak abyśmy razem udały się do lochu, w którym przetrzymywany jest twój brat.

– Wybacz, Kaliksto, ale czy będę do czegoś potrzebna? – zapytała Nikanora. – Bardzo wspieram sprawę Anastazji, ale mam też inne sprawy, którymi chciałabym się zająć.

– Jesteś wolna. Bardzo dziękuję, że wspomogłaś nas swoim zdaniem. Widzimy się jutro.

Wstała i skłoniła się nisko, rozkładając skrzydła.

– Cała przyjemność po mojej stronie. Anastazjo – zwróciła się do koleżanki – nie martw się, wszystko będzie dobrze.

Tamta westchnęła.

– Również chciałabym w to wierzyć. Trzymaj się.

– Do zobaczenia.

Nikanora opuściła zaplecze, po czym wzbiła się w powietrze i wyleciała ze świątyni. W tym czasie Anastazja ponownie spojrzała na mentorkę.

– Dlaczego nie chcesz, żebyśmy poleciały do pałacu razem?

Wychwyciła zatroskane spojrzenie Kaliksty. Uświadomiła sobie, że zadała pytanie, na które nie da się odpowiedzieć w sposób zadowalający ani dla pytającego, ani dla pytanego.

– Nie jestem pewna, czy wiesz, kim właściwie są Matriarchinie – podjęła wreszcie starsza duchowna. – Sama wspomniałaś o polityce prowadzonej w Ellii. Wiesz o tym z rozmów z mieszkańcami, prawda?

– No… tak. Trudno o tym nie słyszeć.

– W takim razie muszę cię niestety zapewnić, że te pogłoski nie wydają się ani trochę przesadzone. Amaranta widzi, że niektórzy urzędnicy, generałowie i inni bezpośredni podwładni Matriarchiń wysyłają coraz więcej avesów na egzekucję. Jej zdaniem istotnie to wygląda tak, jakby byli skazywani za same podejrzenia.

– Jak to „jej zdaniem”? – zdziwiła się Anastazja.

– Władczynie nie zajmują się tym osobiście, więc mogą nie zauważać, co tak naprawdę się dzieje. Sądzę jednak, że możemy w to wierzyć.

– Zatem dlaczego nic z tym nie zrobią? Przecież to one reprezentują nauki Feniks! Gdzie się podziały miłosierdzie i szacunek dla cudzego życia?

– Pierwszej Matriarchini, Eufrazji, może na tym wcale nie zależeć. Nawet Amaranta nie chciała mi mówić wszystkiego. Pamiętaj, Anastazjo. Nasze władczynie są mściwe i pamiętliwe. Jeśli je w jakikolwiek sposób urazisz, mogą nie cofnąć się przed niczym, by wyrządzić krzywdę. Możesz być pewna, że o naukach dobrotliwej Feniks łatwo zapomną, kiedy uznają to za wygodne. Szczególnie wystrzegaj się Eufrazji, gdyż to do niej zawsze należy ostatnie słowo.

– Będę uważała, oczywiście. Ale… jak to się ma do Gerakiego?

– Uczynię, co w mojej mocy, żebyś mogła porozmawiać z bratem i może nawet zrobić w jego kwestii coś więcej, jeśli uznasz to za stosowne. W żadnym wypadku jednak nie podejmuj kolejnych decyzji sama, a szczególnie nie próbuj na własną rękę starać się o audiencję u Matriarchiń. – Kaliksta wstała, podeszła do Anastazji i patrząc jej w oczy, rzekła ciszej: – Z nimi nie ma żartów.

 

* * *

 

Chwilę po tym, jak Anastazja weszła do podziemnego lochu, zrobiło jej się tak niedobrze, że zapragnęła jak najszybciej stamtąd wyjść. Gdyby nie obecność Kaliksty obok, zapewne tak by postąpiła. Starsza duchowna nawet spojrzała na podopieczną z zatroskaniem, ta jednak rzekła:

– Nic mi nie jest.

Po powrocie do świątyni mentorka obwieściła, że Matriarchinie wyraziły zgodę, by Anastazja spotkała się z Gerakim. Przetrzymywany był w lochu, w głąb którego obie w tej chwili się zapuszczały. Gdyby nie zapalone pochodnie zatknięte przy kamiennych ścianach, już po kilkunastu krokach powitałyby całkowitą ciemność.

Młoda feniksjanka wiedziała, że tylko tak może spotkać brata, ale nie mogła nic poradzić na to, iż zamknięte i ciasne pomieszczenia ją przerażają. Oczy ledwo przyzwyczajały się do półmroku, niebawem zaczęło śmierdzieć stęchlizną, a co najgorsze – czuła się osaczona. Ograniczona. Chciałaby rozłożyć skrzydła i uciec stąd jak najdalej, lecz nie miała ku temu przestrzeni. Tym dobitniej sobie uświadomiła, że dla każdego musi to być najgorsza możliwa tortura.

Skoro takie myśli krążyły po jej głowie, co musiał czuć Geraki?

Szczęśliwie niedługo potem opuściły korytarz i ujrzały mężczyzn, którzy skierowali w ich stronę włócznie. Jeden z nich zawołał:

– Stać! Kto idzie?

– Czy nie poznajesz wyższej kapłanki? – odparła starsza duchowna. – Chcemy zobaczyć się z bratem mojej uczennicy. Ma na imię Geraki.

– Z rozkazu zarządcy nikt nie ma tutaj prawa wstępu ani nie może rozmawiać ze skazanymi.

– Czyżby? – Kaliksta wyjęła przytroczony do pasa pergamin, po czym rozwinęła go i pokazała strażnikom. – Umieją czytać?

Obaj popatrzyli po sobie zdziwieni. Gdyby Anastazji nie ściskał strach na widok tego pomieszczenia, pomyślałaby, że to wygląda komicznie – lochu pilnowali avesowie niżsi od niej czy Kaliksty i próbowali stwarzać pozory, że należy się ich bać. Rozumiała jednak, dlaczego przydzielono tu mężczyzn – dla kobiet przewidywano ważniejsze zadania.

– A czy widzicie te podpisy i pieczęć? – zapytała Kaliksta. – To pismo samych Matriarchiń. Zgodnie z tym, co jest tu napisane, nasze panie nakazują, abyście zaprowadzili nas do Gerakiego. Jeśli się z tym nie zgadzacie, możecie oczywiście polecieć do nich i złożyć skargę, ale nie obiecuję, że się ulitują, gdy dacie do zrozumienia, że złamaliście rozkaz. Jak zatem będzie?

– Proszę wybaczyć – zreflektował się jeden ze strażników. – Chodźcie za mną.

Mężczyzna prowadził feniksjanki w prawą stronę, gdzie dało się już dostrzec rzędy krat. W miarę jak szły, mijały przesiadujących w celach więźniów; niektórzy wyglądali zwyczajnie, większość natomiast przypatrywała się z apatią czy to odwiedzającym, czy ścianom. Wielu sprawiało wrażenie wychudzonych nawet jak na avesów, ich upierzenie zdawało się już dawno spłowieć, innymi słowy – wyglądali jak jedno wielkie nieszczęście.

Młoda kapłanka z trudem powstrzymywała odruchy wymiotne. Tę część korytarza również oświetlały pochodnie, lecz już wolałaby, żeby pomieszczenie spowijał mrok, niż by miała oglądać to wszystko.

Niebawem strażnik zatrzymał się przy jednej z cel i patrząc przez kraty, zawołał:

– Ty! – Anastazja usłyszała stamtąd krzyk. Bardzo znajomy. – Masz gości.

Serce jej zamarło. Musiała jednak podejść. Nie pamiętała, kiedy ostatnio tak się wahała.

– Dasz radę – szepnęła Kaliksta.

Młoda feniksjanka zbliżyła się do krat. Przy ścianie stał Geraki.

„Na dostojną Feniks” – pomyślała z przerażeniem. „Co oni ci zrobili?”.

Brat przebywał w lochu nie dłużej niż kilka godzin, ale to wystarczyło, by uczynić z niego wrak. Pióra nie zdążyły jeszcze wypłowieć, mimo to w kilku miejscach ukazywała się goła skóra, tak jakby część wyrwano.

– Chcesz wejść do środka? – zapytał strażnik, przerywając oględziny. Anastazja się speszyła.

– Oczywiście, że chcę.

– Zgodnie z pismem – rzekła Kaliksta do mężczyzny – musicie zapewnić mojej podopiecznej, że będzie mogła porozmawiać z bratem na osobności. Nie możemy więc się wtrącać.

– No dobrze. – Otworzył kluczem kraty i uchylił je na tyle, by dziewczyna mogła wejść. – Kiedy skończycie, zawołaj nas.

Anastazja skinęła głową, po czym spojrzała na Kalikstę.

– Zostanę wraz ze strażnikami – rzekła starsza duchowna. – Nie chcę, żebyś wracała sama.

– Dziękuję, to wiele dla mnie znaczy.

Weszła do środka, po czym usłyszała szczęk zamykanych na klucz krat. Strażnik wraz z mentorką oddalili się.

 Zostali tylko we dwoje. Geraki – smutny, zaskoczony i przerażony – cały czas wpatrywał się tępo w siostrę.

– Ana?!…

Dopiero teraz mogła przyjrzeć się dokładniej. Tam, gdzie skóra była odkryta, znajdowała się zakrzepła krew, jakby chłopaka torturowano. Ręce skuto kajdanami, natomiast skrzydła związywał ze sobą łańcuch wyrastający ze ściany. Pióra sprawiały wrażenie roztrzepanych, nierównomiernie ułożonych. Najbardziej jednak ujmował wzrok, który jak gdyby zadawał jedno pytanie: „Czy musisz mnie takiego oglądać?”. Anastazja wolała nie myśleć, jak bestialsko musieli go traktować.

– Geraki – zaczęła. – Spokojnie, to ja. Twoja siostra. Jestem tutaj. Chcę tylko…

– Wiem – uciął. – Nie najlepsze okoliczności, co? – Brat starał się, jak mógł, by wykrzesać z siebie humor, lecz wychodziło to drętwo.

– Na pewno liczyłeś na lepsze…

– Pewno. Miałem wrócić w chwale, a tu się okazuje, że ku chwale Ellii mam zostać stracony.

Anastazji zmroziło krew w żyłach.

– Kiedy?!

– Nie powiedzieli.

Musiała podejść do ściany i się osunąć. Nawet nie zwracała uwagi, czy przedtem właściwie rozchyliła skrzydła.

– Nie, nie, nie, nie…

Cały czas patrzyła w podłogę. Chciała tylko wrzeszczeć.

– Ana – rzekł Geraki nieprzekonująco. – Tylko spokojnie. Nadal tu jestem.

– Cały czas się o ciebie martwiłam, a ty wracasz po dwóch latach i mówisz, że mają cię stracić? – Anastazja nieudolnie próbowała powstrzymywać się od łez. – Prze… przepraszam…

Brat spojrzał na kapłankę ze współczuciem.

– Nie musisz. Wypłacz się.

Dziewczyna usiłowała opanować emocje, lecz skończyło się to tylko tym, że zaczęła łkać. Geraki wykazywał się pogodą ducha na tyle, na ile pozwalała sytuacja. Cały on. Nim jeszcze wyruszył na wojnę, znajdowali się w sytuacji, która naprawdę ich nie rozpieszczała. Mimo to wykazywał się ogromnym dystansem do wszystkiego dookoła. Owszem, teraz czekał go nieuchronny koniec, jednakże z tej dwójki to nie chłopak potrzebował większego pocieszenia.

– Geraki… – rzekła Anastazja cicho. – Czy ten żołnierz mówił prawdę? Że zostałeś oskarżony za współpracę z Kelaghiem?

Brat smutno kiwnął głową.

– Ukarali mnie, bo nasza pani generał jest głupia. Ale nie, z krukami się nie zadawałem. Chodź bliżej.

Posłuchała brata i oboje usadowili się obok siebie, choć Gerakiemu przyszło to z większym trudem – łańcuch wraz z kajdanami mocno krępowały jego ruchy. Teraz Anastazja zdała sobie sprawę, jak twarde oraz wilgotne jest podłoże, ale to akurat stanowiło najmniejszy problem.

– Geraki… Więc co właściwie się stało?

Chłopak zaczął patrzeć na ścianę.

– Co u ciebie?

Odsunęła głowę do tyłu, zaskoczona pytaniem. „Sprawa jest poważna, a ty pytasz, co u mnie?”. Szybko jednak sama sobie odpowiedziała – równie dobrze przecież mogli rozmawiać po raz ostatni.

– Dobrze. Coraz lepiej opanowuję materiał, lecz nadal nie prowadzę nabożeństw.

– Ale radzisz sobie w życiu? Beze mnie pewnie masz ciężko, co?

Chrząknęła smutno. Zbierała się na odpowiedź.

– To jakbyś zapytał, czy po nocy następuje dzień. Jest mi trudno, ale jakoś się utrzymuję z datków. Jeszcze czasami pomaga przyjaciółka ze świątyni.

Geraki odetchnął z ulgą.

– To świetnie. Przynajmniej u ciebie.

Nagle ktoś zaczął wołać na cały loch: „Wypuśćcie mnie!”, tak że Anastazję aż przeszły dreszcze. Zaraz potem dało się słyszeć kroki jednego ze strażników, który przystawił włócznię do krat i wysyczał, żeby się uspokoił.

– Oszaleć można… – rzekła kapłanka. – Jak możesz wytrzymywać w takim miejscu?

Chłopak wzruszył ramionami.

– A mam inny wybór?

– Fakt… Geraki, muszę wiedzieć. Co się stało, że wtrącono cię do lochu?

Brat zbierał się na odpowiedź dłuższą chwilę.

– Na pewno słyszałaś, do czego zdolne są kruki i dlaczego panuje u nas taka paranoja. No… to wielokrotnie się przekonałem, na czym polega ta cała taumaturgia umysłu.

– Ale przejęli nad tobą kontrolę? Wyciągali od ciebie informacje?

– Nie, nie. Znaczy… inaczej. Miałem kontakt krótko przed tym, jak tu wylądowałem, ale nic mi nie mogli zrobić.

– Jak doszło do tego spotkania?

Westchnął.

– Nie wiem, o czym tu opowiadać. Byłem w oddziale z kilkudziesięcioma innymi avesami, któremu przydzielano różne zadania, głównie zwiad. Mieliśmy głównie raportować, czy widzieliśmy większą armię, a jeśli tak, to którędy się kieruje, żeby nasi dowódcy wiedzieli, co robić. Tak się złożyło, że z jednego zwiadu długo nie wracaliśmy, bo zależało nam na tym, żeby zdobyć więcej informacji. Wiesz, spodziewaliśmy się, że tam będzie przelatywało wiele tych kruków. Pilnowaliśmy się, ale i tak zostaliśmy osaczeni. Cała historia.

Anastazja pokręciła głową.

– Na pewno nie cała. Musieliście przecież jakoś z tego wyjść. Co było dalej?

Geraki zaczął się namyślać. W końcu podjął:

– Nie, było przecież coś jeszcze. Tak, pilnowaliśmy się, ale… część z nas odłączyła się, żeby przeszukać większy obszar. Długi czas nie wracali, więc przed zachodem słońca rozbiliśmy obóz… a kiedy przyszło co do czego, zobaczyliśmy tylko jednego. Wypytywaliśmy go, co się stało z resztą, a on twierdził, że natknęli się na kruki i zostali schwytani. Poza nim podobno wszyscy zostali zabici. Oczywiście nabraliśmy podejrzeń i zaczęliśmy zadawać pytania. Bo wiesz, musieliśmy potwierdzać siebie nawzajem. Zdziwiliśmy się, ale na wszystkie odpowiedział prawidłowo. Nic nie wskazywało na to, że pomieszano mu w głowie… do czasu, aż powiedział, że mamy natychmiast opuścić obóz, bo mogą napaść nas w każdej chwili, i wskazał nam kierunek.

Anastazja przekrzywiła głowę.

– Co w tym dziwnego?

– Kazał lecieć w konkretną stronę. Dlaczego tam, nie chciał wyjaśnić. Wtedy dotarło do nas, że to pułapka. Nie zabiliśmy kolegi, ale kazaliśmy mu, żeby się do nas nie zbliżał. Zwinęliśmy obóz i natychmiast odlecieliśmy, mimo że zrobiło się już ciemno. Tak czy inaczej wiedzieliśmy, dokąd lecieć, żeby spotkać się z armią. To wtedy zostaliśmy osaczeni. Mieliśmy wprawdzie w szeregach taumaturgów ognia, ale to nie wystarczyło, bo tych tam było po prostu za dużo. Większość zginęła, ale niektórzy zdołali się oprzeć. Uciekliśmy, bo co innego mogliśmy zrobić? A kiedy oddaliliśmy się na tyle, że tamci przestali nas ścigać, mieliśmy czas, aby przemyśleć sytuację. Jeśli wrócimy do armii, to ryzykujemy, że wzbudzimy podejrzenia… ale uznaliśmy, że lepszego wyjścia nie ma. Z czasem szybko wypatrzyliśmy żołnierzy. I oczywiście zaczęło się przepytywanie, sprawdzanie umiejętności…

– No tak, rozumiem. I na tej podstawie stwierdzili, że szpiegujecie dla krukowatych? – wtrąciła się Anastazja. Po chwili jednak sama się zorientowała, że odezwała się na wyrost – Geraki, choć wyglądał fatalnie, sam z siebie nabrał chęci na opowiedzenie ze szczegółami, co się wydarzyło.

– Nie. Chodzi o to, że… bałem się powrotu. Armią dowodziła generał Zefiryna, która już przez jakiś czas interesowała się tym, co robię. – Geraki zamyślił się dłuższą chwilę. – Pamiętasz może medalion? Ten, który ci pokazałem, zanim opuściłem Pyrkagię?

– Kojarzę.

Chłopak nachylił się do siostry i szepnął:

– On chroni przed wrogą taumaturgią.

Z początku feniksjanka odniosła wrażenie, że nie zrozumiała.

– Co? Jak?

– Nie każ mi się powtarzać.

– Nie… Żartujesz sobie. W jaki sposób…

– Został wykuty pod natchnieniem Feniks – odparł Geraki z wymuszonym namaszczeniem. – Tak twierdził dziadek stryjeczny.

Siostra pokiwała z namysłem głową.

– No dobrze. Używałeś go na wojnie przeciw krukowatym, tak?

– Mhm.

– I kiedy go zakładałeś, mogłeś nic sobie nie robić z tej ich taumaturgii?

– Tak.

– Geraki… – Anastazja nerwowo pokręciła głową. – Nie wierzę ci.

Brat spojrzał na kapłankę zaskoczony. Później w jego wzroku pojawiło się rozczarowanie.

– Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła?

– Zanim zaczniesz opowiadać dalej… chcę, żebyś opisał naszą ostatnią rozmowę. Przed tym, jak wyleciałeś na wojnę.

Chłopak uniósł głowę, ukazując spód dzioba; jego mimika zdawała się mówić: „Chybaś zwariowała”. Po chwili jednak otworzył szeroko oczy, jakby zrozumiał, w czym rzecz.

– To będzie trudne, ale… Hm. Wyszedłem na taras, bo chciałem obserwować miasto. Wtedy jakoś ty się pojawiłaś, bo… chciałaś odpocząć od nauki, chyba tak to było. Pogadaliśmy chwilę, wtedy zapytałaś o medalion, powiedzieliśmy sobie „do widzenia”… Nie pamiętam, żebyśmy jeszcze później odbywali pogawędkę, bo wyruszałem o świcie.

Anastazja westchnęła z ulgą.

– Dokładnie tak było. Dziękuję. Nie mam więc innego wyboru niż wierzyć, że mówisz prawdę.

– Dlaczego w to wątpiłaś?

– Wiesz, pomyślałam, że krukowaci mogli ci zmienić wspomnienia. Nie miałam nic złego na myśli, to ze zwykłej przezorności.

W tym czasie inny więzień zaczął coś recytować monotonnym tonem. Anastazja nie słyszała wyraźnie, lecz wydawało jej się, że odmawia modlitwę do Feniks. Poczuła się nieswojo, lecz jednocześnie podbudowała się w tym, że wybrała dobrą drogę, krzewiąc nauki swej Pani – w życiu niektórzy mogli liczyć już tylko na wiarę.

– Dlaczego nie powiedziałeś, co ten medalion potrafi? – zapytała.

– Cóż… – Geraki ponownie zbierał się na odpowiedź dłuższą chwilę. – To dziadek stryjeczny prosił, żebym zachował tę tajemnicę dla siebie.

– Wiesz przecież, że nikomu bym o tym nie powiedziała.

– Twierdził, że im mniej osób będzie miało pojęcie o istnieniu medalionu, tym lepiej. Chodziło o to, żeby nie korzystał z niego nikt niepowołany. Więcej takich nie ma.

– Oczywiście – rzekła dziewczyna, nadal jednak nieprzekonana. – Ale bardzo by to pomogło w tej głupiej wojnie. I zapobiegłoby zabijaniu avesów tylko dlatego, że są „podejrzani”.

– Dziadek też o tym wiedział… ale zrobił go z innego powodu. Wiesz, jego żona była taumaturgiem, podobno jednym z najlepszych. Tylko problem polegał na tym, że już wtedy trwała wojna, więc pewnego razu Matriarchinie chciały powołać ją do wojska. Dziadek bardzo się tym zamartwiał, był przekonany, że musi coś zrobić, aby to wszystko przeżyła. Długo rozmyślał, zanosił modły do Feniks… Aż pewnego dnia wykuł medalion, a żona dzięki swojej mocy zaklęła go. Wtedy poprosił, żeby rzuciła w jego stronę parę kul ognia. Żadne pociski się naszego staruszka nie imały. Żadne.

– Ostatecznie wyruszyła na wojnę i dziadek już się nie martwił – ciągnął Geraki. – Kilka miesięcy później jednak wezwała go do siebie Pierwsza Matriarchini. Na miejscu okazało się, że do władczyń dotarły wieści na temat tego medalionu. Chciały, żeby wykuł więcej, za co zostałby wręcz obsypany złotem. Powiedział, że chętnie się tym zajmie, ale żeby zakląć kolejne przedmioty, potrzebuje pomocy taumaturgów. I w tym tkwił problem – co silniejszych potrzebowano na froncie, a wysyłanie tam dziadka byłoby szaleństwem. W związku z tym władczynie ściągnęły kilku… może nie najmocniejszych, ale na pewno dobrych.

– Tyle że to nie wystarczyło. Dziadek zrobił kolejne medaliony, a taumaturdzy próbowali je zaklinać, ale były bezużyteczne. Matriarchinie się niecierpliwiły, ale nie przeszkadzały w pracy. Kiedy już chciał się załamać, doszły do niego słuchy, że żona wróciła z wojny cała i zdrowa. Zdążyli się spotkać i zwróciła medalion, bo uważała, że nie będzie już potrzebny. Dziadek więc opowiedział o wszystkim, a ponadto poprosił ją o pomoc w zaklinaniu kolejnych. Tylko że powiedziała „nie”.

– „Nie”? – zdziwiła się Anastazja.

– Wiesz, podobno w trakcie wojny doznała olśnienia. Rozumiała, co się dzieje i że jej moce bardzo się przydadzą… ale też poważnie traktowała nauki Feniks. Domyślam się, że chodziło o to całe bezsensowne okrucieństwo. Podobno twierdziła, że co by się nie stało i jak Ellia by na tym nie ucierpiała, nie przyłoży już ręki do czegokolwiek, co pomoże w zabijaniu innych, bo to nie ma nic wspólnego z naszymi wartościami.

– W pełni rozumiem… lecz zastanawiam się nad jednym. Dlaczego to ona była zdolna do tego, by zakląć medalion, a inni taumaturdzy już nie?

– Jak wspomniałem, była jednym z najmocniejszych – rzekł Geraki. – Kojarzysz tę historię, w której pięć avesek taumaturgów zaatakowało miasto i spopieliło je całe? No więc to jest ten sam poziom. Rozumiesz, tak potężne wrodzone moce zdarzają się raz na… W sumie nie pamiętam, jak o tym mówili. Bardzo rzadko. Tak czy inaczej, kiedy władczynie dowiedziały się, że żona dziadka wróciła, ale odmawia pracy nad medalionami, wtrąciły ją do lochu. Zagroziły jej, że jeśli nadal będzie się stawiać, to skończy jako niewolnica. Ostatecznie Matriarchinie kazały zabrać żonę do innego miasta, tak żeby zaczęła wieść inne życie, a dziadek nic nie mógł z tym zrobić.

Anastazja westchnęła.

– Przykro mi. Ale… o tym dziadek też mi nigdy nie opowiadał.

– Pewnie widział we mnie kogoś, kto dalej może przysłużyć się rodzinie i ludowi. – Geraki zaśmiał się ponuro. – Trochę się przeliczył.

– Tylko dlaczego nie ruszył żonie na pomoc? I co się stało, że medalion przypadł tobie?

– A co mógł zrobić? Nie wiedział, gdzie ona jest, a nawet gdyby udało mu się dowiedzieć, był obserwowany przez straż. Nie wykonał zadania, więc Matriarchinie dopilnowały, by odczuł karę. Jeśli chodzi o medalion, dziadek pierwotnie chciał go zniszczyć. Prędzej czy później władczynie zauważyłyby, że tamta jakimś cudem już go nie nosi. Bo wiesz, czemu miałby dalej pomagać tym, które wyrządziły mu taką krzywdę? Ostatecznie postanowił, że go ukryje. No i przeczucia naszego staruszka nie zmyliły, ponieważ wkrótce potem przyleciała straż, pytając o medalion. Czego on nie przeżył! Najpierw stwierdził, że jest zniszczony, potem jeszcze wtrącili do lochu, a nawet wzięli na tortury. I tak się nie przyznał. Ostatecznie go wypuszczono, ale nadal był pod ścisłym nadzorem. Dopiero po dłuższym czasie stwierdzili, że już nie ma co.

– Potem dziadek na wiele lat zapomniał o błyskotce – mówił Geraki. – Chciał, żeby cała sprawa ucichła. Tamte Matriarchinie zmarły, władzę przejmowały po nich kolejne. Dopiero jakieś dziesięć lat temu poprosił, żebym poleciał razem z nim w jedno miejsce. Zdziwiłem się, ale w sumie nie miałem nic przeciwko. Przybyliśmy wtedy pod kryjówkę i otrzymałem ten naszyjnik.

Anastazja nie odezwała się.

– Rozumiem, że czujesz się oszukana – stwierdził brat. – Powinienem był ci powiedzieć.

– Sam mówiłeś, że obiecałeś – odparła dziewczyna.

Geraki odetchnął z ulgą.

– Dziękuję.

Milczała. Musiała wszystko przemyśleć. Odnosiła jednak wrażenie, że umknął jej jeden szczegół.

– Ana? – zainteresował się brat.

– Więc gdzie teraz jest ten medalion?

Chłopak westchnął.

– Zabrała go generał Zefiryna.

Dziewczyna zaklęła.

– Miałem o tym opowiedzieć, ale zeszliśmy na temat medalionu – ciągnął Geraki delikatnie rozbawionym tonem. – Dzięki tobie mogłem znowu się rozgadać.

– Ona znajduje się teraz na froncie, prawda?

– Nie wiem, możliwe. Naprawdę, jak rozważaliśmy powrót do armii, bardzo niechętnie się na to zgodziłem…

– Jak to?

– Bo ta głupia ptaszyca jest chora na władzę, ot co – rzekł chłopak, nie kryjąc złości. – Cierpi na manię wielkości. Nie wiem, nazwij to, jak chcesz. Chodzi o to, że kiedy wróciliśmy i wszyscy już raczej wiedzieli, że żaden kruk nie zrobił nam prania mózgu, generałowa kazała mi stawić się u siebie, bo interesowała się medalionem, który nosiłem. Ponieważ sama była taumaturgiem, rzuciła we mnie ogniem i nic nie poczułem. Wtedy rozkazała mnie schwytać, rozpowiadając na prawo i lewo, że szpieguję dla kruków. Bo niby ukrywam „elementy ważne pod względem strategicznym”, czy jak to tam próbowała tłumaczyć. Co więcej, kazała zakuć w kajdany także innych avesów, z którymi leciałem, żeby to wyglądało wiarygodniej. Twierdziła, że pomagali mi we współpracy z wrogiem.

– Na dobrotliwą Feniks… – wymsknęło się Anastazji z oburzenia.

– Tak. Nie dość, że uzyskała coś, dzięki czemu sama jest potężna, to jeszcze przy okazji podliże się Matriarchiniom, udowadniając, jak dobrze dba się o „przesiew” u nas w kraju. – Geraki zacharczał, wskazując dziobem podłogę, po czym napluł na nią. – Część więźniów, których musiałaś mijać, to właśnie koledzy z mojego oddziału.

– Geraki… – Kapłance głos się trząsł. – Muszę cię uwolnić.

– Tja, przydałoby mi się. – Brat ponownie silił się na humor i ponownie wyszło mu to drętwo. – Ana, wiem, że jestem niewinny. I że… da się coś z tym zrobić. Dlatego ci o tym wszystkim mówię. Ale nie chcę, żebyś zrobiła sobie krzywdę, więc… jakby co, wszystko zrozumiem.

– Nie opowiadaj bzdur, Geraki! – odparła Anastazja, nabierając nieco odwagi. – Nikt mi cię nie zastąpi. Przede wszystkim… – Zamyśliła się. – Słuchaj, rozumiem, że chciałeś zachować tajemnicę medalionu. Muszę jednak powiedzieć Kalikście. Ona zna się z Drugą Matriarchinią, może razem coś wskórają.

Chłopak westchnął.

– Wszystko mi jedno. Jeśli to sprawi, że uniknę wyroku, rozpowiadaj o tym nawet wszystkim dookoła.

Anastazja nie chciała tego okazywać, lecz sama czuła strach. Sprawdziła Gerakiego i miała raczej pewność co do tego, że krukowaci nie wpłynęli na niego w żaden sposób. Mimo to udowodnienie jego niewinności stanowiło nie lada wyzwanie. Jak by na to nie patrzeć, brat był tylko szeregowym żołnierzem, więc nie mógłby liczyć na większy posłuch niż pani generał, którą społeczeństwo musiało szanować, skoro w hierarchii zaszła tak daleko.

Wiedziała, że – mówiąc metaforycznie – wchodzi w ciemną jaskinię. W oczach Gerakiego jednak wyczytała wołanie o pomoc.

– Czy dasz radę coś zrobić? – zapytał.

Kapłanka dalej drżała. W końcu odparła, siląc się na przekonanie:

– Spróbuję.

 

* * *

 

– Nie mogę postąpić inaczej, Nikanoro – opowiadała Anastazja koleżance, kiedy ta samą siłą woli zapalała pochodnie przed kolejnymi modłami. – Geraki jest niewinny i wierzę we wszystko, co powiedział.

Kapłanka odwróciła się w stronę przyjaciółki.

– Czy mogę być szczera?

– Oczywiście – odparła Anastazja, choć bez entuzjazmu. Zakładała, że nie spodoba jej się to, co usłyszy.

– Gdybym cię nie znała, pomyślałabym, że do reszty postradałaś zmysły. Przecież nikt rozsądny nie uwierzy w to, co powiedział Geraki. Czy ktoś kiedykolwiek widział ten medalion? Czy ty widziałaś? Skąd możesz wiedzieć, że…

– Mówię, że go sprawdziłam! – odrzekła Anastazja ze złością. – Jak możesz w ogóle podawać to w wątpliwość…?!

– Do cholery, daj dokończyć! – krzyknęła Nikanora. – Wiem, że przetestowałaś Gerakiego, nie umknęło mi to. Zdołał zapamiętać szczegóły ze spotkania sprzed dwóch lat i jeszcze te wspomnienia pokrywają się z twoimi. Z jednej strony nie mam pojęcia, czy to wszystko pomoże w udowodnieniu czegokolwiek, z drugiej… w tym, co mówi, pewnie jest ziarno prawdy. Przepraszam, jeśli chociaż przez chwilę zwątpiłaś, że nie wspieram tej sprawy.

Dziewczyna rozpogodziła się, choć nadal czuła smutek.

– Dziękuję.

– I to dlatego Kaliksty może nie być w świątyni nawet cały dzień?

– Zgadza się. Opowiedziałam jej o wszystkim, więc stwierdziła, że musi już z samego rana udać się na kolejną audiencję u Matriarchiń.

– Mhm. A ty masz tylko czekać?

– No… tak.

Nikanora powoli pokiwała głową.

– Dobrze. To lepiej pomyśl, co powiesz na kazaniu, bo jeśli dobrze pamiętam, to ty miałaś wygłaszać kolejne.

– Wiem, wiem. Od lat się do tego przygotowuję. Ale wiesz, muszę mieć pomysł. Nie ukrywam, że teraz Kaliksta kazała mi lecieć w nieznane…

– Zatem zróbmy to tak: ty się skup na tym, co powiedzieć, a ja zajmę się pomieszczeniem, amboną… wszystkim innym. Nie tylko pochodniami.

Anastazja pokiwała głową.

– Nikanoro… Nawet nie wiem, co powiedzieć.

– Najlepiej nic. Zrób, co masz zrobić.

Później dziewczyna zrozumiała, jak dużo szacunku jest winna Nikanorze. Taumaturg pragnęła odciążyć koleżankę od pracy, żeby skupiła się na tym, co dla niej ważne. Tak samo jak niegdyś Geraki. Jeśli więc jeszcze miała wątpliwości, czy może polegać na przyjaciółce, to teraz rozwiała je całkowicie.

Z drugiej strony, czuła po tym wyrzuty sumienia. Wszystko, co osiągnęła, zawdzięczała tak naprawdę innym. Przecież nawet to, że mogła w ogóle myśleć o uwolnieniu brata, było zasługą Kaliksty i jej wpływów. Sama nie musiała robić nic.

„Mam nadzieję, że będę mogła im to jakoś wynagrodzić!”.

 

* * *

 

Gwardziści stojący przy wejściu okiennym do pałacu znali Kalikstę, dlatego bez problemu zgodzili się, aby ją i Anastazję wpuścić do środka.

Gdy kapłanki leciały prowadzone przez jednego ze strażników, młoda feniksjanka z podziwem rozglądała się wokół. Pierwszy raz w życiu udawała się na audiencję u Matriarchiń, więc nigdy wcześniej nie widziała czegoś tak wspaniałego jak wnętrze ich rezydencji. Szkarłatny sufit znajdował się bardzo wysoko, a korytarza nie podzielono na piętra, przez co budowla sprawiała wrażenie ogromnej, jakby było się w świątyni. Złote ściany zdobiły liczne tapiserie wyobrażające różne sceny: wzlatującą Feniks, unoszących się avesów, który modlą się do swej bogini, czy portrety wcześniejszych władczyń. W krawędziach tychże ścian utworzono wnęki, które biegły od połowy aż ku sufitowi, a na powstałych w ten sposób powierzchniach stały duże dzbany z okazałą roślinnością.

– Anastazjo. Anastazjo. Anastazjo!

Młoda kapłanka natychmiast się otrząsnęła, gdy Kaliksta zawołała ostrzej.

– Co? Bardzo przepraszam.

– Musisz się skupić. Pamiętaj: kiedy staniesz przed Matriarchiniami, nie odzywaj się niepytana. Będę przemawiała w naszym imieniu. Rozumiemy się?

– Oczywiście.

W dniu, w którym Anastazja opowiedziała Nikanorze o rozmowie z Gerakim, Kaliksta wróciła do świątyni dopiero wieczorem. Obwieściła, że chłopak nie zostanie stracony, aż nie zapadnie obowiązujący wyrok. Żeby to się stało, należało sprowadzić z powrotem generał Zefirynę, by złożyła zeznania. Starsza duchowna przekonała Amarantę, aby Matriarchinie wydały rozkaz, do którego należało dostosować się niezwłocznie, niezależnie od tego, jaka panowała sytuacja na froncie. Jeżeli dowódczyni faktycznie posiadała medalion, miała zabrać go ze sobą.

Anastazja – czując mieszaninę podniecenia i strachu – z niecierpliwością czekała na dalszy rozwój wydarzeń. Aż kilka dni później do świątyni przybył posłaniec, który zaprosił ją oraz Kalikstę do pałacu Matriarchiń. Zdradził przy tym, że generał pojawiła się w mieście. Dziewczyna nie posiadała się z radości.

Lecąc korytarzem, niebawem ujrzały masywne, szkarłatne drzwi ze wzorem układającym się w wielkiego ptaka. Przy nich na żerdziach klękało dwóch kolejnych avesów.

– Musicie lądować – rzekł gwardzista, który towarzyszył kapłankom. – Porozmawiam z nimi i poproszę, żeby wpuścili was do sali audiencyjnej.

– Dobrze – odrzekła Kaliksta.

Postąpiły zgodnie z prośbą. Mężczyzna stanął na jednej z żerdzi i Anastazja słyszała wyraźnie, jak mówi, że starsza kapłanka Feniks przybyła tu wraz z uczennicą, aby złożyć Matriarchiniom wizytę. Jeden z gwardzistów wówczas bez słowa otworzył drzwi – zadziwiająco łatwo, zważywszy na ich rozmiar – i udał się do środka. Gdy wrócił po chwili, rzekł:

– Matriarchinie was przyjmą. Możecie wejść.

– Dziękujemy – odparła Kaliksta, po czym otworzyła drzwi na oścież.

Anastazję nagle zaczął zjadać strach, nie rozumiała dlaczego.

Jeszcze nim weszły do środka, pod sufitem sali audiencyjnej na przeciwległej ścianie ujrzały mieniący się przepiękny, złoto-pomarańczowy witraż, przedstawiający Feniks z szeroko rozpostartymi skrzydłami i otwartym dziobem. Widok był tym bardziej ujmujący, iż z widocznych na pozostałych ścianach okien wylewało się światło, które odbijało się na tymże wizerunku. Młoda kapłanka przypatrywała się temu arcydziełu zauroczona, a po chwili spojrzała przed siebie. Pod witrażem, wysoko nad podłogą, stały obok siebie trzy trony. Na wielkim, błękitnym, zasiadała postawna aveska o czerwonym upierzeniu, podobnym do bogini. Z dwóch po bokach, szkarłatnych, spoglądały pozostałe władczynie, już w typowej szacie sokołowatych. Pod nimi znajdowało się splecione z gałązek podłoże, wyrastające z przeciwległej ściany. Zadziwiało ono Anastazję o tyle, że choć obejmowało niewielki obszar, wyglądało tak, jakby ani myślało się zapaść.

Pośrodku przez całą szerokość sali biegła gruba żerdź, na której obie z Kalikstą usiadły.

– Bądźcie pozdrowione, Wasze Wysokości – zaczęła mentorka. – Jesteśmy niezmiernie wdzięczne, że nas przyjęłyście.

– Cała przyjemność po naszej stronie, Kaliksto – odparła uroczyście Pierwsza Matriarchini, Eufrazja. – Jak mniemam, to jest twoja uczennica?

– Jak najbardziej. Oto Anastazja, siostra Gerakiego.

Dziewczyna skłoniła się, jednak przez nerwy uczyniła to niezgrabnie. Tak jak jej poradzono, nie odzywała się niepytana.

– W porządku – rzekła władczyni, gładząc się po żuchwie. – Lada moment powinni przybyć pozostali.

– Wasze Wysokości – powiedział nagle gwardzista, który zamknął za sobą drzwi do sali. – Przylecieli strażnicy. Przyprowadzili Gerakiego.

Anastazja znieruchomiała. „Naprawdę?”.

– To są spodziewani goście – odrzekła Pierwsza Matriarchini. – Wpuśćcie ich.

– Rozkaz.

Gwardziści otworzyli drzwi. Do środka wlecieli dwaj strażnicy – podobni do tych, których kapłanka widziała w lochu – a przy tym od obu stron trzymali Gerakiego. Jego ręce wciąż były skrępowane kajdanami, a skrzydła – łańcuchami.

– Geraki! – wyrwało się Anastazji.

– Ana? – odparł chłopak zdziwiony, ale szybko w jego oczach pojawiła się iskra radości. Kapłanka dostrzegła na ciele więcej zakrwawionych miejsc z gołą skórą, a pióra już częściowo zdążyły wypłowieć.

– Oczekujemy jeszcze jednej osoby, więc zajmijcie miejsce – odezwała się Druga Matriarchini, Amaranta.

Strażnicy zaprowadzili Gerakiego do żerdzi zgodnie z poleceniem.

W tym momencie gwardzista orzekł, że wejścia domaga się kolejny aves. Generał Zefiryna.

Przekroczyła próg. Wyglądała tak, jak mogłaby się spodziewać Anastazja – dumna, z upierzeniem w barwach bardziej praktycznych aniżeli pięknych. Ubrała się w tunikę ze złotymi zdobieniami, sięgającą połowy ud, a przy pasie wisiała pochwa z mieczem. Nosiła także naszyjnik z medalionem. Tym samym, który pokazywał Geraki.

Generał zajęła miejsce na żerdzi i rzekła:

– Przybyłam na wezwanie, Wasze Wysokości. Czegóż ode mnie oczekujecie?

– Zebrałyśmy was tutaj – odezwała się Eufrazja – ponieważ ostatnio miały miejsce wydarzenia, które oceniłyśmy jako będące wagi państwowej. Postanowiłyśmy, że tą sprawą zajmiemy się osobiście. Generał Zefiryno, zostały wobec ciebie postawione bardzo poważne zarzuty. Ponoć zabrałaś temu tu żołnierzowi medalion, który rzekomo wspomagał go na wojnie z Kelaghiem, i nakazałaś aresztowanie za współpracę z wrogiem, choć nie istnieją ku temu żadne podstawy. Co masz na swoją obronę?

Zefiryna nawet przez chwilę nie rezygnowała z dumnej postawy.

– Wasza Wysokość, mogę potwierdzić to, co zostało powiedziane na temat mocy medalionu. Nie wiem, gdzie tak naprawdę się uchował… ale bezsporne jest, że chroni przed wrogą taumaturgią. Mogę to udowodnić.

– Istotnie taki medalion kiedyś istniał – rzekła Trzecia Matriarchini, Tryfena. – Lecz za rządów poprzednich Matriarchiń uznano go za zaginiony. Jak to możliwe, że nim dysponujesz?

– Tak jak mówiłam, nie mam pojęcia. Zawsze jednak…

– Bo należał do mnie – przerwał Geraki ze złością. – Dostałem go w prezencie od dziadka stryjecznego, a pani generał przywłaszczyła…

– Masz odzywać się tylko pytany przez miłościwie nam panujące! – skarcił chłopaka jeden ze strażników, uderzając łokciem w skrzydło. Anastazja czuła się wzburzona, ale zdawała sobie sprawę, że gdyby się wtrąciła, mogłaby tylko pogorszyć sprawę.

– A więc potwierdzasz, chłopcze, że byłeś właścicielem medalionu, zgadza się? – rzekła Eufrazja z namysłem. – Chciałabym zatem, byś to ty udowodnił, czy pogłoski na temat tych magicznych właściwości są prawdziwe.

– Skoro taka wasza wola, o pani… – odrzekł Geraki.

– Straże. Podlećcie z nim tutaj.

Avesowie posłusznie wypełnili rozkaz. Chłopak czuł się niekomfortowo, ale wykazywał się zadziwiającym spokojem. Anastazja jego emocji nie podzielała – chciała krzyczeć.

– Wasza Wysokość, proszę to jeszcze przemyśleć – powiedziała Kaliksta. – Czy musimy wypróbowywać moc medalionu na jednym z żołnierzy? Każdy jest tutaj ważny.

„Bardzo się cieszę, że ktoś to powiedział” – pomyślała Anastazja. „Szacunek dla cudzego życia? Czy władczynie słyszały o czymś takim? Jak to się stało, że to one są najwyższymi kapłankami Feniks?”.

– W takim razie na kim, jeśli nie na nim? – odparła Pierwsza Matriarchini.

– Wasze Wysokości… Jeśli takie będzie wasze życzenie, zgodzę się, aby zdjąć z Gerakiego to brzemię.

– To szlachetne, lecz odmawiam. Jeśli pogłoski o mocy naszyjnika okażą się kłamstwem, wolę poświęcić szeregowego mężczyznę. Poza tym, poniesie karę za to, że ukrył przed nami coś, co może być drogocenne.

Ostatnie zdanie wydało się Anastazji absurdalne. Gdyby medalion okazał się nie mieć żadnych mocy, brat by odpowiadał za to, że nie pokazał władczyniom… czegoś bezwartościowego?

– Zefiryno, przekaż Gerakiemu medalion – poprosiła Eufrazja.

– Tak jest – odrzekła generał, po czym podleciała do niego i założyła naszyjnik na szyi chłopaka. Ten stał niewzruszony, choć patrzył na dowódczynię tak, jakby pragnął ją zamordować.

Generał wzbiła się w powietrze do tyłu, po czym wystawiła dłoń. Utworzyła płomień, który się powiększał, aż osiągnął rozmiary kuli lekkoatletycznej.

Od tej chwili zależało wszystko. Już nawet nie chodziło o to, że to na Gerakim spoczął obowiązek udowodnienia mocy medalionu. Anastazja zdawała sobie sprawę, że takie traktowanie własnego pobratymca jest karygodne, lecz musiała ufać, że brat nie bez powodu zachowuje spokój. Poza tym, zależało jej, by wiedzieć. Teraz albo nigdy.

Zefiryna rzuciła ogniem w stronę Gerakiego. Trafiła bezbłędnie. Przy jego ciele jednak płomień zniknął bez śladu.

Utworzyła kolejną kulę i rzuciła nią jeszcze raz. Ta przy chłopaku również zniknęła, nie zostawiając żadnych oparzeń. To samo z następną. Geraki patrzył na to wszystko obojętnie, a w Anastazji podniecenie już tylko narastało.

Brat był niewinny.

– Zefiryno, możesz zabrać medalion – rzekła Pierwsza Matriarchini.

Choć dało się zauważyć, że Geraki pragnął powiedzieć coś nieprzyjemnego, musiał oddać generał naszyjnik, gdy podleciała bliżej.

– Wasze Wysokości, jaki jest wyrok w sprawie Gerakiego? – zapytała Kaliksta. – Udowodniono, że chłopak posiadał ów medalion w trakcie wojny i nikt z Kelaghu nie mógł w żaden sposób wpłynąć na jego umysł.

Anastazja musiała powstrzymywać się od łez. Wprost nie potrafiła uwierzyć we własne szczęście i w to, że wszystko dobrze się skończy. Brat przeżyje i w końcu będą mogli spędzić ze sobą więcej czasu, pierwszy raz od chwili, gdy wyruszył na wojnę.

„To zbyt piękne, żeby było prawdziwe!”.

– Jeszcze jest za wcześnie na wnioski. – Eufrazja wzbiła się w powietrze i ukucnęła na szczycie oparcia tronu. – Generał Zefiryno. Powiedz… jak to się stało, że weszłaś w posiadanie medalionu?

Kiedy wszyscy zajęli miejsce z powrotem, dowódczyni zaczęła:

– Medalion cały czas należał do mnie. A ten podlotek chciał go ukraść.

Anastazji gula skoczyła do gardła.

– Co?! – krzyknął Geraki. – To kłamstwo!

– Zamiast rzucać oszczerstwami, lepiej byś powiedział, co robią krukowaci, którym obiecałeś przekazanie naszyjnika – odparła generał z pełnym przekonaniem.

– Zefiryno – wtrąciła się Eufrazja. – Raczysz wyjaśnić, o co chodzi?

– Ja też sądziłam, że taki przedmiot nigdy nie istniał. Któregoś dnia znalazłam go ukrytego w jaskini niedaleko morza i sądziłam, że to zwykła błyskotka. Gdy jednak uświadomiłam sobie, że istnieje legenda o przedmiocie chroniącym przed wrogą taumaturgią, postanowiłam sprawdzić, ile w niej prawdy. Rzeczywiście, własnym ogniem nie mogłam się sparzyć. Tych żołnierzy, którzy też potrafili nim manipulować, poprosiłam, żeby mnie zaatakowali, i wydarzyło się to samo. Wtedy zrozumiałam, jak wspaniałe narzędzie wpadło w moje ręce.

– Magiczny medalion ukryty nie wiadomo gdzie?! – oburzył się Geraki. – Czy ty słyszysz sama siebie? Nie możecie w to uwierzyć!

– Albo się uspokoisz, albo zabieramy cię z powrotem do lochu – warknął jeden ze strażników.

Anastazja nie mogła winić brata – w niej też się gotowało. Co by się jednak nie działo, zamierzała wysłuchać generał do końca.

– Oczywiście nie minęło wiele czasu, a pozostali żołnierze dowiadywali się o tym, co odkryłam – ciągnęła dowódczyni. – Szczególnie łasy na tę błyskotkę był Geraki. Najchętniej się jej przypatrywał, jakby zamierzał coś z tym dalej zrobić. Z pewnością Wasze Wysokości pamiętają raport mojego posłańca na temat oddziału, który najpierw zaginął, potem miał utarczkę z Kelaghijczykami, a na koniec cudownie się odnalazł.

– Tak było – odrzekła Amaranta.

– W nocy tego samego dnia, gdy żołnierze nas znaleźli, zamierzałam już zbierać się do snu, kiedy do mojego namiotu podkradł się Geraki. Udało mu się zabrać medalion i uciec, lecz zdążyłam go zauważyć, po czym poleciałam w pościg. Ten podlotek chyba nie pomyślał, że po ciemku nie ma szans z taumaturgiem ognia, który może podświetlić sobie wszystko płomieniem. Oczywiście dorwałam go bardzo szybko. Wtedy jego oraz wielu kolegów z tego oddziału kazałam zakuć w kajdany, zaprowadzić z powrotem do Pyrkagii i wtrącić do lochu.

– Nieprawda – szepnął Geraki, po czym zacisnął dziób z wściekłości.

– Jaka jest zatem twoja wersja? – odezwała się Eufrazja zimno.

– Pani generał Zefiryna – brat wypowiedział te słowa z przekąsem – wezwała mnie do siebie, bo wiedziała, że mam ten medalion. Rzuciła ogniem w moją stronę i jak zobaczyła, że nic sobie z tego nie robię, kazała oddać naszyjnik, na co się nie zgodziłem. Z jakiej racji miałbym, skoro to coś, co dostałem w prezencie? Wtedy odebrała go siłą, z pomocą innych żołnierzy. Wtrącili do lochu nas wszystkich!

– Ten podlotek musiał współpracować z wrogiem, inaczej tak bardzo by mu na tym nie zależało – wtrąciła dowódczyni. – Do czego taki medalion miałby przydać się komuś, kto leci w pierwszym szeregu? Dowodzę wojskiem, dysponuję dużymi mocami taumaturgicznymi. Ze strategicznego punktu widzenia byłoby Kelaghowi na rękę, żeby zdjąć mnie w pierwszej kolejności. Nie dam go jakiemuś szeregowcowi, szczególnie takiemu, na którego wpłynęli krukowaci. A próba kradzieży to nic innego jak działanie na szkodę własnego kraju.

– Ja go nie ukradłem – wysyczał chłopak.

– Wierzę Gerakiemu – odezwała się nagle Anastazja.

Kaliksta spojrzała na nią z przerażeniem.

– Anastazjo, zachowuj się! – upomniała podopieczną.

– Nie będę dalej słuchała tych oszczerstw. – Dziewczyna zignorowała mentorkę. Może i pozwoliła się ponieść emocjom, ale w tej chwili jej to nie interesowało. – Rozmawiałam z Gerakim po tym, jak trafił do lochu. Nie wiem, jak dużo informacji Kaliksta przekazywała Waszym Wysokościom, lecz opowiedział mi o wszystkim: o medalionie i o tym, jak trafił do lochu. Sprawdziłam też jego wspomnienia, by mieć pewność, że Kelaghijczycy nie przejęli nad nim kontroli. Na tej podstawie wiem, że mówi prawdę. Jestem jego siostrą i mogę zapewnić, że nigdy nie zdradziłby kraju z własnej woli. Więc proszę, musicie wziąć pod uwagę jego wersję wydarzeń.

– Zaczekaj – wtrąciła Zefiryna. – Mówisz, że rozmawiałaś z Gerakim?

– Tak.

Dowódczyni westchnęła smutno.

– Cóż. Nie mam pewności, jak „sprawdzałaś” swojego brata, ale… możesz spisać go na straty. Okłamał cię. W tym momencie tylko szpieguje dla krukowatych, nieważne, jak będzie się tego wypierał. A jeśli to ty doprowadziłaś do tego, że jestem tutaj, a nie na froncie, powiem tyle: gdyby to ode mnie zależało, też byś wylądowała w lochu. Pomagasz krukowatym, nawet jeśli nie zdajesz sobie z tego sprawy.

– Kłamstwo. – Głos Anastazji zaczął się załamywać. – Gdybyś nie próbowała okraść Gerakiego, a potem jeszcze bezczelnie twierdzić, że to on jest winny, nigdy by do tego nie doszło.

– To jest wojna, dziewczyno. Tu nie ma miejsca na rozczulanie się nad podwładnymi.

– Wasze Wysokości, myślę, że wysłuchaliśmy wszystkich już wystarczająco – wtrąciła się Kaliksta. Jej głos delikatnie drżał. – Co postanawiacie?

– Eufrazjo, Tryfeno – odezwała się Amaranta. – Opuśćmy na chwilę salę, żeby się naradzić.

– Nie ma takiej potrzeby – odezwała się Eufrazja, wciąż kucając na oparciu tronu. – Straże. Brać Anastazję.

Nim dziewczyna zdążyła otrząsnąć się z szoku, dwóch gwardzistów chwyciło ją za ręce i skrzydła. Zauważyła, że Kalikstę obezwładnili ci, którzy pilnowali Gerakiego. Chłopak nie mógł otrząsnąć się z szoku.

– Anastazjo, kapłanko Feniks – rzekła uroczyście Pierwsza Matriarchini. – My, Matriarchinie Ellii, jesteśmy zmuszone, by wtrącić cię do lochu pod zarzutem spiskowania przeciwko krajowi.

– Nie! – wrzasnął Geraki.

– Ale dlaczego?! – wrzasnęła dziewczyna. – Mój brat jest niewinny!

– Zeznania generał Zefiryny wskazują na coś całkiem przeciwnego.

– Jak możecie jej wierzyć, nie sprawdzając, czy mówi prawdę?!

– Żołnierze zostaną skrupulatnie przepytani. Jeśli się okaże, że to wy macie rację, wypuścimy was. Wtedy i tylko wtedy. Nie ma mojej zgody na to, by zdrajcy poruszali się po Ellii swobodnie.

– Wasze Wysokości, nie róbcie tego! – krzyknęła Kaliksta. – Wtrąćcie do lochu mnie, jeśli taka będzie wola, lecz Anastazji nie wyrządzajcie krzywdy!

– Ty również będziesz musiała pozostać w lochu do czasu wyjaśnienia sprawy, droga Kaliksto.

– Nie zgadzam się! – odezwała się Amaranta. – Pragnęła tylko pomóc swojej podopiecznej. Wypuść ją!

– Przykro mi, jednak nie mogę nikogo faworyzować. Zabrać wszystkich.

– Nie możecie tego zrobić! – wrzeszczała Anastazja. – Nie macie prawa! Nieee!

 

* * *

 

Gdy tylko świątynia opustoszała po kolejnym nabożeństwie, Nikanora zabrała się do sprzątania ambony. Później musiała jeszcze zgasić pochodnie i mogła już kończyć na dzisiaj. Raz za razem wzdychała głęboko.

Minęło kilka dni, odkąd Kaliksta z Anastazją przyjęły zaproszenie od Matriarchiń, i od tamtego czasu ślad po nich zaginął. Nie mogła się od nikogo dowiedzieć, co się dzieje – mieszkańcy nic nie wiedzieli, a żołnierze odmawiali wyjaśnień. Jeszcze to, co spotkało Gerakiego…

Taumaturg nie miała powodów do radości. Żadnych.

Kiedy skończyła gasić łuczywa i chciała opuścić świątynię, nagle usłyszała łopotanie skrzydeł. Spojrzała do góry.

Serce Nikanory zabiło mocniej. Wprost nie mogła w to uwierzyć.

– Anastazja!

Aveska kucała w oknie, po czym bez słowa wskoczyła do środka i wylądowała przed koleżanką. Była w fatalnym stanie – słaniała się na nogach, a pióra częściowo wypłowiały, w dodatku jakby część wyrwano. Patrzyła na Nikanorę nieobecnym wzrokiem.

– Kochana, kto ci to zrobił? – zapytała taumaturg, ale Anastazja tylko powoli pokręciła głową, milcząc. Domyślała się, że musieli ją torturować. – Wszystko w porządku?

– Nic nie jest w porządku. Geraki został stracony.

Spojrzała na koleżankę ze smutkiem.

– Czyli to prawda… Urzędnik wymieniał avesów, którzy mają zostać poddani egzekucji na arenie, i wspomniał o Gerakim.

– Byłaś tam?

– Nie. Nie mogłam zostawić świątyni.

Nie zwracając na nic uwagi, Anastazja oparła się o pierwszy lepszy słup i zsunęła na podłogę.

– Co dokładnie się stało? – zapytała Nikanora.

Koleżanka westchnęła.

– Zasługujesz, by wiedzieć. – Opowiedziała szczegółowo o audiencji u władczyń. Wspomniała, że sprawdzono, czy medalion rzeczywiście chroni przed wrogą taumaturgią, oraz że Zefiryna zarzuciła Gerakiemu współpracę z krukowatymi. – Dokładnie przepytano żołnierzy, którzy przylecieli do miasta wraz z panią generał. Wszyscy potwierdzili jej wersję. Medalion zabrały Matriarchinie, a mnie potraktowano, jakbym była niespełna rozumu. Skazano Gerakiego, a tę całą Zefirynę puszczono wolno na wojnę, rozumiesz?

Taumaturg milczała. Nie była pewna, co sądzić.

– Wybacz, Anastazjo, ale muszę cię sprawdzić. Dokąd miałyśmy się udać tego dnia, kiedy zobaczyłyśmy schwytanego Gerakiego?

Koleżanka niemrawo pokiwała głową, po czym odparła grobowym tonem:

– Byłyśmy na targu.

– Bardzo dobrze. A po drodze chciałaś, żebyśmy zahaczyły o jedno miejsce. Jakie?

– To… arena. Bo mówiłam, że Geraki lubił tam przylatywać.

Nikanora odetchnęła z ulgą.

– Dziękuję. Gdzie w ogóle jest Kaliksta?

– W lochu. Mnie też chciano skazać, lecz błagała Matriarchinie, by to ją wzięły. I… tak się stało. Uznano, że Geraki próbował mną manipulować, ale nie byłam świadoma tego, co się dzieje. Zostałam wypuszczona. Tyle że teraz jestem pod ścisłym nadzorem strażników, w dodatku mam zakaz odprawiania nabożeństw. – Im dłużej Anastazja mówiła, tym bardziej głos się załamywał. To wszystko sprawiało jej duży ból.

– Moja droga. – Nikanora ukucnęła przy koleżance. – Nie chcę udawać, że rozumiem, ile przeżyłaś. To były… długie dni. Chodźmy już. Na pewno jutro będzie lepiej…

– Nie będzie lepiej! – wrzasnęła Anastazja ze łzami w oczach. – Czy naprawdę to do ciebie nie dociera? Wszystko stracone! Nic nie mogłam zrobić, by go uratować. Nawet Kaliksta… A to wszystko… przeze mnie…

Nikanora objęła czule przyjaciółkę. Pozwoliła, by wypłakała się na jej ramieniu.

– Robiliście wszystko, żebym miała lepiej – rzekła Anastazja po chwili, jeszcze w spazmach. – Geraki, Kaliksta… nawet ty. Nic ode mnie nie zależy. Jestem nikim…

Taumaturg odtrąciła koleżankę. Spojrzała na nią z wyrzutem.

– Nieprawda – odparła stanowczo. – Dziewczyno, ogarnij się. Wyręczaliśmy cię we wszystkim? A kto się uczył tyle czasu, by dobrze służyć Feniks? Wielu avesów może ci zazdrościć wiedzy!

– Nie byłam w stanie uwolnić Gerakiego…

– Co z tego? Rozumiem, mnie też jest smutno… ale na pewne sprawy nie mamy wpływu, choćbyśmy bardzo chcieli, żeby było inaczej. Daj sobie trochę czasu, odpocznij. Naprawdę, sama pociągnę nabożeństwa jakiś czas.

– Ale… ale…

Nikanora usłyszała łopotanie kolejnych skrzydeł. Do środka wkroczyli trzej avesowie – sądząc po skórzanych zbrojach, żołnierze. Czy może raczej strażnicy.

Kiedy tylko wylądowali przed kapłankami, jeden z nich zaczął:

– Szukamy Anastazji. Podobno służy w tej świątyni.

– Czego chcecie? – zapytała Nikanora, tłumiąc w sobie złość.

– Jesteśmy tutaj z rozkazu Drugiej Matriarchini, Amaranty.

– To ja – rzekła Anastazja, wstając. – Nie dość już wycierpiałam?

– Nie przybyliśmy tu po to, żeby was zabierać – odparł zbrojny. – Amaranta prosiła, abyśmy przekazali wiadomość. Doskonale wie, co się dzieje, i sama pragnie skończyć z rządami terroru.

Nikanora otworzyła dziób z zaskoczenia.

– Do czego miałabym być potrzebna? – zapytała koleżanka bez entuzjazmu. – Jestem pod nadzorem waszych strażników i nie mogę głosić kazań. Nie uczyłam się walczyć. Nie przydam się wam w żaden sposób.

– Druga Matriarchini nie oczekuje, żebyś robiła cokolwiek – odrzekł żołnierz. – To, co uczyni w kwestii reszty władczyń, pozostaje tylko w jej gestii. Chciała jedynie przekazać, że tak długo jak żyje, znajdujesz się pod naszą ochroną. Jeśli tylko gwardziści Eufrazji i Tryfeny ośmielą się zaatakować, będą mieli z nami do czynienia.

Kapłanki przetrawiały to, czego się dowiedziały. Z jednej strony wyglądało na to, że faktycznie Matriarchini chce pomóc. Z drugiej, Nikanora nie czuła się przekonana.

– Jaką mamy gwarancję, że nie rzucicie się na nas, gdy uznacie to za wygodne?

Zbrojny wyjął przytroczony do pasa pergamin i przekazał Anastazji. Powoli go rozwinęła, po czym zaczęła czytać. Z każdą chwilą coraz bardziej wytrzeszczała oczy.

– Co tam jest napisane? – zapytała taumaturg.

– Amaranta oficjalnie zdejmuje ze mnie nadzór – odparła tamta. – I mam pełną swobodę w organizacji obrzędów feniksjańskich.

– Dokładnie tak – odezwał się żołnierz. – Jak mówiłem, od naszej pani macie pełne wsparcie. Co postanowicie z tym zrobić, zależy już tylko od was.

– W porządku – rzekła Anastazja. – A co z Kalikstą?

– Nadal jest przetrzymywana w lochu, ale pracujemy nad tym, żeby ją uwolnić.

Dziewczyna odetchnęła z ulgą.

– Przekażcie władczyni, proszę, że jesteśmy jej wdzięczne.

– Tak zrobimy. Jeśli będziecie czegoś potrzebowały, szukajcie nas w pobliżu.

Zbrojni rozłożyli skrzydła, po czym opuścili świątynię w taki sam sposób, jak weszli.

– Anastazjo… wiesz, co to oznacza? – rzekła Nikanora uradowana.

– Tak – odparła tamta smutno. – Tylko że znowu to jest coś, co zawdzięczam innym, a nie sobie…

Taumaturg przewróciła oczami.

– Czy mogę ci coś doradzić?

– Oczywiście.

Podeszła do koleżanki i powiedziała, patrząc jej prosto w oczy:

– Nie myśl o tym, na co nie masz wpływu. Nigdy.

Anastazja powoli kiwnęła głową.

– Nikanoro?

– Słucham cię.

– Myślę, że mam pewien pomysł. Potrzebuję… trzech dni. Do tego czasu poradzisz sobie beze mnie?

Przyjaciółka nie zastanawiała się długo nad odpowiedzią:

– Nawet dłużej, jeśli zajdzie taka potrzeba.

– Tylko trzy dni, Nikanoro. Nie więcej.

 

* * *

 

Kolejni avesowie zlatywali się i siadali w klęku na poduszkach. Anastazja stała za amboną, przyglądając się temu wszystkiemu. Choć po boku na żerdzi klękała Nikanora, zżerał ją stres. Mimo że jeszcze przed audiencją u Matriarchiń prowadziła nabożeństwa, zajmowała się tym dopiero od niedawna i nadal brakowało jej pewności siebie. W dodatku biorąc pod uwagę to, o czym zamierzała głosić kazanie…

Czuła jednak, że musi o tym powiedzieć. Tych modłów nikt nie zapomni.

Gdy wierni zajęli miejsca, Anastazja donośnym głosem przerwała gwar:

– Niechaj dobrotliwa Feniks płonie nad nami!

– I tak po wieki wieków – odrzekli avesowie unisono.

Młoda kapłanka powiodła wzrokiem po zgromadzonych. Po chwili zaczęła:

– Jak wiecie, nasza Pani nakazuje, byśmy okazywali szacunek dla cudzego życia. Z pewnością jest to trudne w dzisiejszych czasach, gdy mamy wojnę; gdy nie wiemy, czy członek naszej rodziny lub przyjaciel tak naprawdę nie wspiera wroga… Owszem, wszyscy jesteśmy zmęczeni. Mamy ochotę zapomnieć o tym, w jakich okolicznościach przyszło nam żyć. To sprawia, że usypiamy naszą czujność. Z pewnością nieraz myślimy, że może i gdzieś dalej to jest problem, ale „nas to nie dotknie”. Trudno, żebyśmy posądzali własnych bliskich o współpracę z Kelaghiem.

– To jedna skrajność – ciągnęła Anastazja. – Jednakże istnieje też druga: ta, w której zapominamy, czego uczy nas Feniks. Dzieje się tak, kiedy ostracyzujemy pobratymców wyłącznie za podejrzenia, że mogą sprzyjać krukowatym. Kiedy z tytułu tych samych podejrzeń skazujemy ich na śmierć, nawet jeśli udowodnią, że chcą czynić dla Ellii dobrze. Kiedy decydujemy się na takie środki nie ze względu na bezpieczeństwo mieszkańców, lecz dlatego, że pragniemy utrzymać własne stanowiska. Utrzymać się przy władzy.

Dziewczyna przerwała. Tak jak uczyła ją Kaliksta, dała słuchaczom czas, by przemyśleli jej słowa. Wykorzystała tę chwilę, by przyjrzeć się Nikanorze. Koleżanka patrzyła na nią z uznaniem.

Anastazja kontynuowała zachęcona:

– Z pewnością znacie osoby, które dotknął ten terror. To, co robią urzędnicy, dowódcy… To wszystko odbywa się za wiedzą i przyzwoleniem Matriarchiń. Zwłaszcza Pierwszej, Eufrazji. Jej nie obchodzą nauki Feniks. W czasach, w których potrzebujemy jak najwięcej avesów, pcha nas ku zagładzie. Choć prawdą jest, że musimy na siebie uważać, my jako wierni wyznawcy pamiętajmy, co przekazuje dogmat naszej wiary. Marzę o tym, by obecna Ellia umarła. By się odrodziła, z moralnym społeczeństwem, które opracuje nowe metody, nieprowadzące do jego bezsensownego przetrzebiania.

Kapłanka czuła się już tak pewnie jak nigdy wcześniej, jakby Feniks we własnej osobie ją namaściła, by wypowiedziała te słowa.

– Terror mógł dotknąć waszych bliskich, a wkrótce ofiarą możecie paść także wy sami. Dlatego wzywam was, byście podjęli działania! Okazujcie niezadowolenie. Pokażcie, że można, a nawet należy rządzić inaczej. Matriarchinie nie są naszymi właścicielkami, mają nas tylko reprezentować. Jeśli nie czynią tego należycie, rządzić muszą te aveski, które zadbają o lud. Zwyciężymy w tej wojnie, lecz tylko wtedy, gdy się zjednoczymy.

– I co by się nie stało, zapamiętajmy: to, co umiera, zawsze się odradza. Tak rzecze Feniks. Powstańmy.

Wierni postąpili zgodnie z poleceniem i zaczęli odmawiać modły do bogini, a wraz z nimi – kapłanki.

To był dobry początek. Do tej pory Anastazja trzymała się na uboczu i zajmowała swoją działką, pozwalając, by inni robili wszystko za nią. Może słusznie, gdyż sama nie udźwignęłaby tak ogromnej odpowiedzialności. Nie czuła jednak, że cokolwiek wynika z jej zasług.

Nie zamierzała nigdzie uciekać. Gdyby postąpiła inaczej, to poświęcenie Gerakiego, Kaliksty, a nawet Nikanory poszłoby na marne. Nie było już odwrotu. Nie spocznie, dopóki kraj nie doczeka się zmian.

 

* * *

 

Kolejne jej kazania podburzały lud przeciwko Matriarchiniom. Choć strażnicy jak najbardziej interesowali się młodą kapłanką, a nawet próbowali ją pojmać pomimo oficjalnego pisma, zbrojni z ramienia Amaranty szybko rozprawiali się z intruzami.

Z czasem do świątyni wróciła Kaliksta. Anastazja cieszyła się, że żołnierze zdołali ją uwolnić, a sama mentorka – że podopieczna była cała i zdrowa.

Kiedy dziewczyna przelatywała przez miasto, widziała efekty swoich działań. Mieszkańcy protestowali, żądając odsunięcia Matriarchiń od władzy. Żołnierze próbowali się z nimi rozprawiać, lecz w takich sytuacjach również zawsze wkraczali gwardziści Amaranty. Dochodziło nawet do zamieszek. W końcu Kaliksta dowiedziała się z pierwszej ręki, że w pałacu zdarzył się zamach stanu, w wyniku którego wyłączną władzę przejęła Druga Matriarchini. Świadoma wszelkich błędów popełnionych przez poprzedniczkę, musiała uczynić wszystko, by lud ponownie zaufał władczyni.

Młoda kapłanka nie brała udziału w żadnych konfliktach. Czuła się dobrze tam, gdzie była. Wpływała na wydarzenia w sposób, do którego przyuczano ją od dawna: zza ambony, wykorzystując nabytą wiedzę. Znalazła swoje powołanie.

Tamta strachliwa Anastazja przestała istnieć. Odrodziła się nowa, gotowa na wszystko.

Koniec

Komentarze

Cześć!

 

Opowiadanie nie jest napisana źle technicznie, a kreacja świata jest ciekawa, ale za dużo tu scen opartych na konstrukcji, w której postaci wyjaśniają sobie sytuację. Mimo że wątek uwięzionego brata powinien być emocjonujący, za nic na świecie nie mogłam wykrzesać z siebie ciekawości. Zabrakło mi w tym wszystkim dramatyzmu. Mam wrażenie, że wszystkie interesujące wydarzenia odbyły się “za kulisami”, a czytelnik dostaje tylko streszczenie w rozmowach. Głównej bohaterce trochę brak charyzmy albo jakiejś cechy wyróżniającej ją z tłumu. Myślę, że opowiadaniu na dobre wyszłoby porządne skrócenie i zmian proporcji między opisywaniem a pokazywaniem. Na przykład scena z kazaniem jest moim zdaniem zbędna, przesłanie Feniks można w jednym krótkim zdaniu zasygnalizować. 

Gdy rozmawiała z bratem, tym dobitniej zdała sobie sprawę, ile mu zawdzięcza.

Konflikt formy dokonanej i niedokonanej.

Po spotkaniu z żołnierzami dziewczyny stwierdziły, że muszą jak najszybciej powiadomić o sytuacji starszą duchowną. Ponieważ rzadko opuszczała świątynię, liczyły, iż właśnie tam ją znajdą, i nie pomyliły się.

Ten akapit moim zdaniem jest zbędny, bo wyjaśniasz coś, co już czytelnik wie.

– Jak wiecie, mam już swoje lata – weszło w słowo mentorka. – Nie zapominajcie jednak, że też kiedyś byłam pisklakiem, a potem podlotem. Uczęszczałam na nauki, w waszym wieku również pełniłam służbę kapłańską na cześć Feniks. Zapewne się domyślacie, że Matriarchinie, jako członkinie naszej wspólnoty, także przez to przechodziły.

– Czyli…

– Znam władczynie jak własne siostry. A co więcej, przyjaźnię się z Drugą Matriarchinią, Amarantą.

Anastazja domyślała się, do czego zmierza mentorka, jednak nie przeszkodziło jej to w tym, by wydać z siebie pisk podziwu. Spojrzała na Nikanorę. Koleżanka, kiedy usłyszała tę nowinę, wytrzeszczyła oczy i otworzyła dziób.

Tutaj mi zgrzytnęło, bo mentorka mówi coś, co dla bohaterki powinno być oczywiste, a do tego dochodzi jeszcze ten pisk podziwu.

Nikanora opuściła zaplecze, po czym wzbiła się w powietrze i wyszła ze świątyni.

wyleciała

Po powrocie do świątyni mentorka obwieściła, że Matriarchinie wyraziły zgodę, by Anastazja spotkała się z Gerakim. Przetrzymywany był w lochu, w głąb którego obie w tej chwili się zapuszczały.

I to jest ponownie konstrukcja, w której wyjaśniasz oczywiste zdarzenie, które doprowadziło do wydarzeń obecnych. 

Hej, Alicella, dzięki wielkie za komentarz. :) Pierwszą i przedostatnią poprawkę wprowadziłem już od razu.

Ogólnie muszę się szczerze przyznać – sam nie jestem zadowolony z tego, że dużo sytuacji w historii rozwiązałem, łamiąc zasadę “show, don’t tell”. Sądzę, że to wynika ze złego rozplanowania fabuły, przez które chciałem w tak krótkiej formie jak opowiadanie zmieścić jak najwięcej, a wydaje mi się, że przydałoby się faktycznie pokazać np. paranoję wśród avesów czy wydarzenia, o których opowiada Geraki. Gdybym więc miał któregoś dnia jeszcze serio usiąść do tego opowiadania, powinienem jeszcze się pozastanawiać, co mogę dopisać, a z czego mogę spokojnie zrezygnować.

Jeszcze raz dziękuję!

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!

Sądzę, że to wynika ze złego rozplanowania fabuły, przez które chciałem w tak krótkiej formie jak opowiadanie zmieścić jak najwięcej, a wydaje mi się, że przydałoby się faktycznie pokazać np. paranoję wśród avesów czy wydarzenia, o których opowiada Geraki.

Może to być właśnie ten problem. Ogólnie perspektywa Gerakiego wydaje mi się ciekawsza niż Anastazji, bo to on był w centrum wydarzeń.

Knight Martiusie, stworzyłeś własny świat, dla mnie nie całkiem nowy, bo kilka lat temu, jeśli mnie pamięć nie myli, zamieszczałeś już opowiadania o avesach.

Odrodzenie czytało się całkiem nieźle, choć opisana historia okazała się dla mnie średnio zajmująca,  głównie dlatego, że przedstawione wypadki znalazłam jako mało odkrywcze – fałszywe oskarżenie żołnierza o zdradę i przywłaszczenie jego cennego medalionu przez panią generał, dążenie Anastazji do uwolnienia brata, sąd, a na koniec nawoływanie do przewrotu – wydają się nie być niczym nowym, a bohaterowie, choć to latające ptaki, jako żywo przypominają ludzi.

Muszę jednak przyznać, że da się zauważyć, iż robiłeś wszystko, aby przedstawić rzecz jak najlepiej i mam nadzieję, że kolejni czytelnicy będą bardziej zadowoleni z lektury.  

 

na­stęp­nie wzle­cia­ła do góry, w stro­nę ta­ra­su. → Masło maślane – czy można wzlecieć do dołu?

 

Ale kiedy za­bie­ram się za czy­ta­nie… → Ale kiedy za­bie­ram się do czytania

 

W końcu pod­ję­ła dalej: → Podjąć to kontynuować, więc wystarczy: W końcu pod­ję­ła:

 

uno­szą­cych się ave­sów, który za­no­szą swej bo­gi­ni modły… → Nie brzmi to najlepiej.

Modły zanosi do bóstwa, nie bóstwu.

 

W kra­wę­dziach tych­że ścian utwo­rzo­no wnęki, które bie­gły od po­ło­wy ścian aż ku su­fi­to­wi… → Powtórzenie.

 

Pod nimi znaj­do­wa­ło się sple­cio­ne z ga­łą­zek pod­ło­że, wy­sta­ją­ce z prze­ciw­le­głej ścia­ny. → Podłoże czego? I co to znaczy, że wystawało ze ściany?

 

Dziew­czy­na skło­ni­ła się, jed­nak przez nerwy uczy­ni­ła to nie­dba­le. → Mam wrażenie, że Anastazja nie poważyłaby się na niedbały ukłon.

Proponuję: Dziew­czy­na skło­ni­ła się, jed­nak przez nerwy uczy­ni­ła to niezgrabnie.

 

Do środ­ka wle­cie­li dwaj straż­ni­cy – po­dob­ni do tych, któ­rych ka­płan­ka wi­dzia­ła w lochu – a wraz z nimi Ge­ra­ki. Jego ręce wciąż były skrę­po­wa­ne kaj­da­na­mi, a skrzy­dła – łań­cu­cha­mi. → Jak wleciał Geraki, skoro miał skrzydła skrępowane łańcuchami?

 

pod­le­cia­ła do niego i za­ło­ży­ła na­szyj­nik na chło­pa­ku. → …pod­le­cia­ła do niego i za­ło­ży­ła na­szyj­nik chłopakowi. Lub: …pod­le­cia­ła do niego i zawiesiła na­szyj­nik na szyi chło­pa­ka.

 

Zdą­żył za­brać me­da­lion i uciec, lecz zdą­ży­łam go za­uwa­żyć… → Powtórzenie.

Proponuję: Udało mu się za­brać me­da­lion i uciec, lecz zdą­ży­łam go za­uwa­żyć

 

Ten pod­lo­tek chyba nie do­szedł do wnio­sku, że po ciem­ku… → A może: Ten pod­lo­tek chyba nie wiedział, że po ciem­ku…

 

nie ma szans z tau­ma­tur­giem ognia, któ­rzy może pod­świe­tlić sobie… → Literówka.

 

Ni­ka­no­ra za­bra­ła się za sprzą­ta­nie am­bo­ny. → Ni­ka­no­ra za­bra­ła się do sprzątania am­bo­ny.

 

Co po­sta­no­wi­cie z tym zro­bić, to jest już po wa­szej stro­nie. → Brzmi to dość osobliwie

A może: Co po­sta­no­wi­cie z tym zro­bić, zależy tylko od was.

 

dała słu­cha­czom prze­strzeń, by prze­my­śle­li jej słowa. → Przestrzeń, czy raczej czas?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Dziękuję za komentarz. :) Rzeczywiście już kilka lat temu zamieszczałem opowiadania z postaciami avesów, aczkolwiek teraz tak naprawdę jedyne, co to opowiadanie ma wspólnego z tamtymi, to nazwa gatunku i fakt, że opisuje ona antropomorficzne ptaki.

Przyjmuję uwagi do wiadomości i cieszę się, że w opowiadaniu znalazłaś także pozytywy. Mogę tylko zapewnić, że postaram się, aby następne były tylko lepsze. ;) Jeśli chodzi o poprawki, dokładniej przyjrzę się im pewnie dopiero za tydzień, bo jutro wylatuję na urlop i się już nie wyrobię.

Pozdrawiam. :)

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!

Jestem przekonana, Martiusie, że twoje starania zaowocują coraz lepszymi opowiadaniami. :)

Życzę udanego, fajnego urlopu. :)

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Szczerze mówiąc nie dotarłam do końca. Rację mają przedpiśćczynie, że za dużo tu gadania, a za mało pokazywania. Osobiście nie biję pokłonów zasadzie show, don’t tell, i często się przeciw niej buntuję, ale tutaj naprawdę przydałoby się pewne rzeczy inaczej rozwiązać. Nie mogłeś nas zabrać na wojnę i pokazać tego, co się tam działo?

A przy tym odbiłam się od samych avesów. Kim oni właściwie są. Z jednej strony opisujesz ich jako ptaki – mają żerdzie do siadania i takie tam, ale z drugiej strony pojawiają się w tekście sformułowania typu: położyła jej rękę na ramieniu, czy: zacisnęła żuchwę. No, rybka albo akwarium.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Irka_Luz – dziękuję za komentarz. Szkoda, że opowiadanie nie przypadło Ci do gustu, ale może następnym razem będę w stanie wynagrodzić to lepszym tekstem.

Jeśli chodzi o samych avesów, nie ma sprzeczności w tym, co podałaś, ponieważ są to antropomorficzne ptaki. Z jednej strony więc mają bardzo dużo cech ptasiej anatomii, ze szponiastymi nogami włącznie, z drugiej są to humanoidy z trzema parami kończyn (skrzydła wyrastają z pleców). Żuchwą z kolei jak najbardziej można określić też dolną część dzioba.

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!

No, nie jest źle, ale szału też nie ma.

Faktycznie, skróty chyba dobrze by zrobiły temu tekstu. Chociaż składa się głównie z dialogów…

Matriarchinie (przynajmniej dwie) są przedstawione karykaturalnie. Takie złe, że aż głupie. Kto chciałby mieć generałów łżących przełożonej? Tak trudno było sprawdzić, że medalion stworzył krewny chłopaka? To powinien być argument poważniejszy niż zeznania żołnierzy. I nie dało się ich złapać na jakimś szczególe?

 wstała z krzesła

Później to krzesło wyjaśniasz, ale najpierw mi zazgrzytało. Naprawdę to wygodny mebel dla kogoś, kto ma skrzydła na plecach? Wydaje mi się, że lepszy byłby stołek. I z podobnej beczki – jak ubrania wpływają na aerodynamikę lotu? Ewolucja się nad tym napracowała…

Babska logika rządzi!

Dziękuję za komentarz. :) Przepraszam, że odpisuję dopiero teraz – wczoraj wszedłem na forum i zauważyłem wiadomość, a wtedy już nie miałem siły, żeby się ustosunkować.

 

Matriarchinie (przynajmniej dwie) są przedstawione karykaturalnie. Takie złe, że aż głupie. Kto chciałby mieć generałów łżących przełożonej? Tak trudno było sprawdzić, że medalion stworzył krewny chłopaka? To powinien być argument poważniejszy niż zeznania żołnierzy. I nie dało się ich złapać na jakimś szczególe?

Choć rozumiem, że zachowanie Matriarchiń w tej sytuacji może być sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem, sądzę, że przynajmniej w pewnym stopniu można je wyjaśnić. Zefiryna była zaufanym generałem z umiejętnościami ważnymi ze strategicznego punktu widzenia, z kolei Geraki był tylko prostym żołnierzem, którego można bez żalu poświęcić, jeśli zajdzie taka potrzeba. To wystarczyło, by Matriarchinie szybko uwierzyły w wersję Zefiryny bez aż tak dokładnego sprawdzania. Sprawdzenie natomiast tego, że faktycznie medalion stworzył dziadek stryjeczny, byłoby o tyle trudne, że ów dziadek nie żyje (widziałbym jakieś furtki, dzięki którym jednak byłoby to możliwe, ale ponownie – władczynie mogły po prostu nie być tym zainteresowane, skoro potencjalnie do odstrzału idzie tylko jakiś żołnierz).

 

Później to krzesło wyjaśniasz, ale najpierw mi zazgrzytało. Naprawdę to wygodny mebel dla kogoś, kto ma skrzydła na plecach? Wydaje mi się, że lepszy byłby stołek.

Wydaje mi się, że nawet pomimo skrzydeł przydałoby się jakiekolwiek oparcie dla pleców, tak jak opisywałem później.

 

I z podobnej beczki – jak ubrania wpływają na aerodynamikę lotu? Ewolucja się nad tym napracowała…

Powiem szczerze, że w temacie nie czuję się mocny, ale jakieś lekkie ubrania chyba nie będą oddziaływały zbytnio na umiejętność lotu? Poza tym, tak czy inaczej ze względu na anatomię avesowie zakładają na siebie ubrania mniej chętnie niż my.

 

Zauważyłem przy tym, że kliknęłaś bibliotekę. Oczywiście dziękuję, przy czym zastanawiam się, na ile taka decyzja jest spójna z treścią komentarza. ;)

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!

No, ja bym wolała sprawdzić, czy czasem zaufany podwładny mnie nie oszukuje i czy nie okradł swojego podwładnego dla zdobycia władzy (czy pani generał napisała wcześniej jakiś raport o amulecie? Dlaczego sama nie doniosła o jego właściwościach władczyniom?). A dziadek za sprawę siedział, więc jeśli mają jakiekolwiek archiwum, to sprawa jest banalna do sprawdzenia.

Oparcie. A czy my z lubością konstruujemy meble z oparciami, na których trzeba sobie przygniatać ręce? A nawet nie mamy piór, które są cholernie ważne przy lataniu i niszczą się przy opieraniu.

Ubrania. Też nie czuję się mocna. Ale lekkie kojarzą mi się z luźnymi, zwiewnymi. A te z kolei będą miały morderczy opór powietrza.

Klik. Oj tam, na niektóre rzeczy pomarudziłam, ale reszta była w porządku.

Babska logika rządzi!

Na kwestię dotyczącą lepszego sprawdzenia generał Zefiryny nie mam argumentów, więc przyjmuję, że masz rację. :) Co do oparcia, w tekście jest napisane, że kończyło się ono pod łopatkami, ale w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, żebym przemyślał to jeszcze raz…

Cieszę się, że summa summarum opowiadanie nie okazało się złe. :)

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!

Gdzie sześciokończynowe stworzonko ma łopatki, to już insza inszość. ;-)

Babska logika rządzi!

Trochę mnie zmęczył ten tekst. Może skondensuj

Myślę, że temu tekstowi pomogłaby nie tyle kondensacja (czego jednak tez nie wykluczam), co wymienienie większości scen, żeby fabuła skupiała się na czym innym… Dzięki za komentarz.

https://eskapizmstosowany.wordpress.com/ - blog, w którym chwalę się swoją twórczością. Zapraszam!

Nowa Fantastyka