- Opowiadanie: Fasoletti - Niespodzianka

Niespodzianka

Dyżurni:

ocha, domek, syf.

Biblioteka:

Irka_Luz, RogerRedeye, Użytkownicy II

Oceny

Niespodzianka

Maurycy dogorywał. Wczorajsza impreza solidnie dała mu w kość. Za hektolitry wlanej w żołąd wódy i tonę wciągniętego koksu organizm młodzieńca odwdzięczył się potwornym bólem głowy, mdłościami, sraczką oraz stanem przedzawałowym. Zwinięty w kłębek, półnagi, bo zanim skoro świt uwalił się w swoim barłogu zdołał jakoś zedrzeć z tyłka portki razem ze slipami, błagał w myślach o szybką śmierć. Pościel, przesiąknięta rzygowinami i gównem, nie chciała wchłaniać więcej wydzielin, które wylewały się z wszelkich możliwych otworów jego ciała. Kostucha zjawiła się w pokoju Maurycego późnym wieczorem. Jeden rzut pustych oczodołów na charczące ścierwo utaplane w ekskrementach upewnił ją w przekonaniu, że to zlecenie zapamięta na długo. Nienawidziła wydzirać dusz z tego typu osobników. Jeszcze długo po takiej akcji wydawało jej się, że czuje na sobie ich cuchnące płyny ustrojowe, choć przecież światy materialny i duchowy nie miały prawa się złączyć i nie dochodziło do fizycznego  kontaktu z konającymi. Źrenice Maurycego rozszerzyły się na widok odzianej w czarny chałat postaci z kosą w dłoni. Niektórzy tuż przed zejściem z tego świata widzą Śmierć i tak było w tym przypadku. Kostucha nie bawiła się w podchody. Chciała to mieć z głowy. Szybko przecięłą ledwie już widoczną nić łączącą ducha Maurycego z ciałem. Młodzian wrzasnął, zadrżał, wypróżnił się po raz ostatni i skonał. Śmierć już miała pochwycić jego oszołomioną jeszcze duszę, by ponieść ją w zaświaty, jednak potworny smród, jakiego w całym swoim istnieniu nie czuła, o mało nie zwalił jej z nóg. Spojrzała na eterycznego już Maurycego. Ten chwiał się niczym pijak. Z tyłka, ust i nosa wypływała mu gęsta substancja. To ona tak cuchnęła. Śmierć zrozumiała. To nigdy wcześniej ani później się nie zdarzyło. Ten śmieć upodlił się tak bardzo, że zepsucie przeżarło też jego duszę. Chłopak zgiął się w pół i przy akompaniamencie charknięć, chrząknięc i beknięć wyrzucił z siebie solidną porcję smrodliwej ektoplazmy. Wprost na chałat Kostuchy. Tego było za wiele. Śmierć rzuciła kosę, zaklęła szpetnie i pozostawiła udręczoną duszę Maurycego na wieczną tułaczkę między światami. I ciepnęła Bogu pod nogi wypowiedzenie.

Koniec

Komentarze

Cześć Fasoletti:-)

czytałam niektóre Twoje teksty, więc mogę powiedzieć, że nastawiłam się na to, co zaprezentujesz:-) jest obrzydliwie i cuchnąco aż Kostucha wymiękła. Trzeba umieć tak pisać, może kiedyś i mi się udzieli, pozdrawiam:-)

Cześć!

Bizorro, ale bez zbytnich obrzydliwości. Obrazowo napisane, z detalami, ale można przy tym spokojnie jeść. Czy śmierć osoby po ostrym balecie jest taka paskudna, nie wiem. Wydaje mi się, że bezdomność czy też starość nie pachnie (i nie wygląda) lepiej. Kostucha nie takie rzeczy widziała.

Żarcik w końcówce, z rzucenie papierami, całkiem śmieszny, ale przydał by się tu może jakiś cięty dialog. Wszak nie codziennie (chyba) śmierć zmienia robotę.

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Można przy tym spokojnie jeść?:-)

No to już rozumiem, czemu bizarro nie cieszy się popularnością.

Przeczytałam, bo dyżur, ale więcej się już nie skuszę na to ryzyko. Przykro mi, Fasoletti, totalnie nie moje gusta.

deviantart.com/sil-vah

@Olciatka

Jak dla mnie jak najbardziej. Jest to trochę obrzydliwe, ale bez przesady.

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć.

Nie do końca mój styl i w ogóle.

Pod samym kątem umierania, myślę, że jeśli to była najgorsza śmierć, jaką Śmierć widziała, to chyba ona jakaś mocno początkująca…

Natomiast z pewnością napisane poprawnie :)

Niezły tekst. Szkoda trochę chłopa, skończył marnie a i żył zapewne nie lepiej. I pomysł i wykonanie mi się podobają, chociaż mogłeś choć trochę bardziej rozwinąć jak działa śmierć w tym uniwersum. 

 

Ps. Jedno czepialstwo: “Kostucha zjawiła się w pokoju Maurycego późnym wieczorem” brzmiałoby znacznie lepiej, gdyby zaczynało kolejny akapit.

Nienawidziła wydzirać dusz z tego typu osobników.

Literówka się wkradła.

 

Nie przepadam za bizzaro, ale Twoje teksty robią wrażenie. Maurycego mi nie żal, śmierć rozumiem, po czymś takim też bym rzuciła wypowiedzenie. Napisane świetnie. Tak tylko żeby się czepnąć powiem, że podzieliłabym tekst na co najmniej dwa akapity.

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Cały Fasoletti hihi

Czytałeś Rafała Wojaczka ?

Hej

 

Jest to trochę obrzydliwe, ale bez przesady.

Żarcik w końcówce, z rzucenie papierami, całkiem śmieszny

Zgadzam się z krar85.

 

Tak tylko żeby się czepnąć powiem, że podzieliłabym tekst na co najmniej dwa akapity.

Zgadza się Irka_Luz było by lepiej.

 

myślę, że jeśli to była najgorsza śmierć, jaką Śmierć widziała, to chyba ona jakaś mocno początkująca…

Tak, brzmi jak żółtodziób. Chociaż wiesz silvan co dla kogo obrzydliwe. Inii widzą wyprute flaki i ich to nie rusza, a brzydzą się jakiś pajączków, inni lubią bardzo obślizgłe i dziwne robaki a brzydzą się biednym sąsiadem który rzadko się myje a jeszcze inni… no wiesz o co chodzi :p

 

Pozdrawiam

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Wierzcie mi, próbowałem to podzielić na akapity. Na telefonie okazało się to niewykonalne :(

Zaufaj Allahowi, ale przywiąż swojego wielbłąda.

Coś wybitnie nie w moim klimacie. Bizzaro to taki gatunek, którego nie kumam. Historia nawet niezła, rzucenie wypowiedzeniem OK, ale skoro

Śmierć zrozumiała. To nigdy wcześniej ani później się nie zdarzyło.

to wynika z tego, że Bóg nie przyjął wypowiedzenia.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

 

Cześć,

 

nawet strawne, że tak powiem, fajnie się czytało. Nie jestem fanem tego typu literatury, ale w tak niewielkiej dawce i dość lekkiej formie podoba mi się.

Myślę, że z tekstu przebija, oprócz lekkiego smrodku, także swego rodzaju humor oraz tryumf człowieka nad śmiercią czy może raczej fizyczności nad tym co niefizyczne. Pewnie mało kto przepada za śmiercią, mnie jej postać ukazana w tej krótkiej historii i utytłana w ektoplazmatycznych odchodach, bawi :) Gówniany zwycięzca śmierci ;)

 

Jeszcze kilka uwag:

 

Nienawidziła wydzirać dusz z tego typu osobników.

Literówka się wkradła.[Cytuję za Irką]

 

Kostucha nie bawiła się w podchody.

Widząc odchody nie bawiła się w podchody :D

 

Młodzian wrzasnął, zadrżał, wypróżnił się po raz ostatni i skonał.

Co za gówniana śmierć ;)

 

Pozdrawiam!

Che mi sento di morir

Autor dawno na tym portalu nie widziany… Opowiadanie w jego stylu, chociaż, w sumie, jak na Fasolettiego, łagodne, bez specjalnych wybryków czy też ekscesów językowych. W pierwszych zdaniach chyba lekka przesada, jako że hektolitry wódy i tony koksu wyprawiłyby na tamten świat nie tylko jednego narkomana, ale i całe stado bizonów, gdyby tylko bizony gustowały w takim pokarmie…

Chyba w dwóch miejscach przydałoby się wyodrębnienie akapitów, a na pewno od akapitu powinny zaczynać się dwa ostatnie zdania.

Bardzo dobry tekst, z pomysłem, bardzo, jak zwykle, sprawnie napisany. Zakończenie ciekawe i nietypowe. jak dla mnie, niewątpliwie biblioteczny.

Co tam, panie, w “Szortalu”słychać? Odbuduje się?

Pozdrówka.

Niespodzianka krótka, ale, jak by na to nie patrzeć, mnóstwo w niej treści. ;)

 

Szyb­ko prze­cię­łą le­d­wie już wi­docz­ną nić… –> Literówka.

 

Chło­pak zgiął się w pół… –> Chło­pak zgiął się wpół

 

przy akom­pa­nia­men­cie chark­nięć, chrząk­nięc i bek­nięć… –> Literówka.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Hahaha ta końcówka :D Biedna kostucha, parszywa robota no. 

 

A ja się długo zastanawiałam o co chodzi w tym całym bizarro :P Wprawdzie bardziej kojarzyło mi się z groteską, absurdem i surrealizmem, niż taplaniem w wydzielinach, ale rozumiem, że czasem autor po prostu musi sobie rzygnąć porządnie, zarówno treścią co i obrazem, w celu, hm oczyszczenia (? och, jak bardzo tak schludne słowo tu nie pasuje ;D), może bardziej wypróżnienia

Tak czy siak – jako, że to krótkie, taka scenka tylko, a nie 50 tys. znaków niekończącej się fontanny heftowania, to ta obleśność jest imo ok.

Tak mi zapachniało Trainspotting. 

 

Ale wiecie, że to oznacza, że mamy smrodliwego ducha pałętającego się gdzieś na granicy światów? :O On tu dalej krąży…

 

Mnie jakoś nie ruszyło. Nie wzbudziło ani obrzydzenia, ani właściwie żadnej innej reakcji. Bywa ;-)

It's ok not to.

Sprawnie napisane, z odpowiednią dawką bizarro i ciekawą puentą.

Widzę że zmotywowałem Fasolettiego. I bardzo dobrze. Co do bizarro to oczywiście również bardzo dobre. Q chwale

To chyba nostalgia, jedna wielka tęsknota za tamtymi czasami, tamtą modą, muzyką, stylem, życiem...

No, przeczytałam. Nigdy nie wiem, jak skomentować Twoje teksty. Dobrze się czytało? Poza tym, że jest jeden akapit, oczywiście.

No więc: byłam tu :)

Przynoszę radość :)

OK, sympatyczny tekścik.

Jest trochę wydzielin, ale jak na Ciebie wcale nie tak dużo.

Bohatera mi nie żal.

Szkoda, że Bóg nie przyjął dymisji albo bardzo szybko znalazł zastępstwo. ;-)

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka