- Opowiadanie: SaraWinter - Ostatnie światełko na Ziemi

Ostatnie światełko na Ziemi

To opowiadanie troszeczkę nawiązuje do mojego “Życzymy Przydatności!”, ale wspólne elementy dotyczą tylko światotwórstwa. Nie trzeba znać Przydatności, żeby zrozumieć Światełko. :)

Mam nadzieję, że się spodoba. 
 

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Ostatnie światełko na Ziemi

Ubrany w najlepszy garnitur, wyszedłem z pustego mieszkania. Taksówkarz już na mnie czekał, a taksometr naliczał opłatę. Wsiadłem i podałem adres. Kierowca zatrzymał auto kilka przecznic dalej.

Czekając na Florence, znudzony i zniecierpliwiony, przypatrywałem się łysym drzewom ozdobionym maleńkimi lampkami. Pomyślałem, że są ładne, ale też, że to marnowanie energii.

Moja zdyszana przyjaciółka nieporadnie zbiegła ze schodów. Mało brakowało, żeby jej jędrna pupa obiła się o oblodzone stopnie. Domyślałem się, że dziewczyna spędziła przed lustrem kilka godzin, ale i tak nie dorównywała Anie. 

– Jedziemy? – spytała z uśmiechem na ustach, trzasnąwszy drzwiami taksówki.

– Zapnij płaszcz, bo się przeziębisz. – Udałem, że mnie to obchodzi. Bardziej interesował mnie, i przy okazji rozpraszał, głęboki dekolt perłowej sukienki.

 

Nad głównym wejściem do teatru im. Bohaterów Czystki Pokoleniowej wisiał neonowy harmonogram. „Jasełka” premiera 24 grudnia, godz. 18:00. Przez opieszałość i roztrzepanie Florence jak zwykle ledwo zdążyliśmy. 

Kiedy zajęliśmy jedne z najlepszych i najdroższych miejsc na widowni, podekscytowana Florence ścisnęła moją dłoń. 

– To ponoć bardzo dobra sztuka. W starym stylu z początku stulecia. 

Nim zdążyłem wygodnie usadowić się w obitym welurem fotelu, kurtyna się podniosła. Na samym środku pustej sceny stała aktorka ubrana w błękitną, prostą szatę. Powoli, z lekko uniesioną głową, wzrokiem przeczesywała salę. Kiedy, zdawało się, obejrzała każdego widza, znienacka krzyknęła:

– Jam jest Maryja Dziewica!

Część widzów aż podskoczyła w fotelach, nie spodziewali się bowiem takiego początku.

A Maryja zaczęła tańczyć. 

– Co to za pieprzony performance? – zapytałem moją towarzyszkę.

Florence wyglądała na równie zaskoczoną, jednak rumieńce na jej policzkach, pochylona ku scenie sylwetka i błysk w oczach zdradzały fascynację. Dotychczas w teatrach oglądaliśmy wyłącznie nagość, brzydotę i seks. Niemal do porzygu. 

Głośny spektakl intensywnie pobudzał moje nadwrażliwe zmysły. Nim skończył się akt pierwszy, byłem już silnie przytłoczony dudniącą muzyką oraz wiązkami kolorowych świateł. Miałem wrażenie, że za chwilę rozsadzi mi czaszkę. Nie rozumiałem słów piosenek, nie rozumiałem nic z tego popapranego przedstawienia. Postanowiłem, że po przerwie już nie wrócę. Z zatkanymi uszami przyglądałem się Florence. Jej piersi falowały w rytm tego czegoś, co niektórzy nazywali muzyką. Upięte w wysoki kok włosy wymykały się spod atłasowej gumki. Florence wyglądała jak piękna wariatka. Wszyscy dookoła wyglądali jak wariaci.

Opuściłem dłonie i spojrzałem na scenę, bo naprawdę chciałem zrozumieć, co tych wariatów tak urzekło. Aktorzy tańczyli wokół kołyski, w której płakało różowe niemowlę. Obok szopki z plastiku udającego drewno stały żywe zwierzęta, prawdopodobnie wypożyczone z miejskiego zoo. Musiało tak być, bo nikt już nie hodował bydła na mięso. 

– Wychodzę! – Nie mogłem dłużej znieść tego gówna.

Pot spływał mi z czoła, słone krople zwilżyły idealnie wyprasowany kołnierzyk koszuli. Poluzowałem krawat. Ja chyba też wariowałem, lecz z innego powodu.

– Co jest, do cholery?! – przekląłem, kiedy zakręciło mi się w głowie.

– Adrian?! Adrian?! – Florence pochylała się nade mną. 

Coś mówiła, szturchała mnie, palcami ściskała moje policzki, zaglądała w oczy. Wydawało mi się, że płacze, ale nie mogłem jej usłyszeć. Miałem w głowie szum, który wypełniał czaszkę ostrym bólem. Już myślałem, że zemdleję, kiedy nagle światła zgasły i zapanowała cisza.

 

Na początku wszyscy sądzili, że to część przedstawienia, ale kiedy ze sceny dobiegły pytające szepty, widzowie zrozumieli, że niecelowo wyłączono prąd. Ostatnio zdarzyło się to około ćwierć wieku temu. Kołysałem się w fotelu jak osierocone dziecko, którym zresztą byłem.

– Nic ci nie jest? Adrian? – Florence przytuliła mnie do piersi. 

Kiedy ja się uspokoiłem, cały świat spanikował.

– Telefony nie działają! – krzyknął jakiś facet. 

Florence na oślep szukała kopertówki, którą położyła na fotelu. Wyciągnęła telefon i zapalczywie próbowała go włączyć. 

– Mój też nie działa! – Rozbrzmiewało niczym echo.

Z powodu kilku sekund ciszy i mroku wyłonił się chaos.

 

Ludzie po omacku kierowali się w stronę wyjścia. Wpadali na siebie, obijali się o fotele. Ktoś jęknął ochryple. W szamotaninie zdołałem usłyszeć dźwięk łamanych kości. 

– Poczekajmy, aż wszyscy wyjdą. – Pociągnąłem Florence za rękaw sukni, posadziłem ją obok i kazałem schować głowę w ramionach. Wpadło na nas kilka osób szukających wyjścia.

– Odwal się! – Florence kopnęła jednego z widzów w piszczel, po tym, jak podparł się na jej piersi. Oddychała nierówno i płytko. Kiedy zostaliśmy sami, poczułem na nadgarstku jej spoconą dłoń. 

– Chodźmy – powiedziałem, gdy głosy na sali umilkły.

Wyprowadziłem nas kierując się słuchem, bo nawet przez szyby w odsłoniętych oknach nie docierało tu światło ulicznych lamp. 

– Co jest? – zastanawiałem się na głos, już przed budynkiem teatru.

Całe miasto zgasło. Domyśliłem się, że w wysokich do nieba szklanych wieżowcach tliły się jedynie delikatne światła zapachowych świec. Innych już przecież nie było.

– Co teraz będzie? – spytała Florence, wtulając się we mnie jak bezbronne dziecko.

– Ja… – zawahałem się. – Nie wiem.

 

– Ludzie! To koniec świata! 

Takie i podobne hasła rzucali głupcy na każdym rogu. Pewnym było, że świat zwariował. Niepewnym było, czy się skończył. Szliśmy objęci przez topniejące w ogniu centrum miasta. Na głównej alei samochody stawały w płomieniach, przydrożne galerie pozbawione zostały szyb w oknach. Niedziałające alarmy to raj dla rabusiów. Dzięki gorącym jęzorom rozświetlającym ulice, udało nam się znaleźć drogę do mojego mieszkania. Niechętnie wpuszczałem tam gości, lecz Florence ledwo już szła na wysokich szpilkach. Kaszlała, struta dymem, który zżerał jej płuca. 

– Więcej pal. – Doprawdy nie wiem, dlaczego tak oschle jej wtedy powiedziałem. 

Winda nie działała, a Florence nie miała już siły, by wspinać się po stromych schodach na siedemnaste piętro. Wziąłem ją na plecy. Padałem z nóg, ale w końcu dotarliśmy. 

– Co się mogło stać, Adrianie? Dlaczego wciąż nie ma prądu? – Florence w ramach wdzięczności zadawała pytania, na które nie mogłem znać odpowiedzi. 

Nie chciałem wiedzieć, dlaczego nagle zgasły wszystkie światła, za to miałem ochotę powiedzieć coś innego. Chciałbym, by tak zostało na zawsze. Już miałem te słowa na języku, kiedy usłyszałem głos Anie. 

Poderwałem się z kanapy i podszedłem do okna, z którego było widać roziskrzone płomieniami miasto.

– Adrian… 

Znów ją usłyszałem, lecz po chwili uspokoiłem się, zdawszy sobie sprawę, że to dzieje się tylko w mojej głowie. Nie mogłem jej usłyszeć. Przecież żyła po drugiej stronie wyschniętego koryta rzeki. Wpatrywałem się w okna najwyższego w mieście mieszkalnego wieżowca. Policzyłem piętra. W mieszkaniu Anie świeciło się światło. 

– Zostań tu, muszę na chwilę wyjść – oznajmiłem.

Roztrzęsiona Florence chodziła za mną, płakała, zadawała pytania, wymachiwała rękami. 

– Po prostu siedź tu i czekaj! – wycedziłem przez zęby, ściskając jej wątłe ramiona może zbyt mocno. 

Florence z otwartymi ustami bezwładnie opadła na kanapę, po czym skryła twarz w poduszkach.

 

Spieszyłem się. Musiałem zobaczyć to z bliska, przekonać się na własne oczy, że u Anie jarzą się żarówki. Pędziłem po schodach w dół, szybko, lecz ostrożnie. Kiedy wybiegłem na ulicę, zobaczyłem kruszejące w ogniowych mackach miasto. 

Przerażony, zasłaniając nos krawatem, biegłem ulicami, mostem i znowu ulicami. Po drugiej stronie koryta rzecz miała się tak samo jak na północy. Tylko było tam jakoś spokojniej.

Ludzie siedzieli w swoich domach. Widziałem dziecięce buzie przyklejone do szyb, wypatrujące czegoś na niebie, dorosłych pochylonych przed ołtarzykami oświetlanymi przez długie, białe świece. 

– Dobre światełka, zaprowadźcie mnie do niej – szepnąłem, machając chłopcu, który przyglądał mi się zza okna parterowego domu.

W końcu stanąłem pod budynkiem Anie. Pokonałem trzydzieści pięć pięter na piechotę. Z bólem w klatce piersiowej zapukałem do jej drzwi. 

– Kto tam? – zapytała. 

– To ja, Adrian – odpowiedziałem, jakbyśmy ostatnio widzieli się wczoraj.

Byłem niemal pewny, że na mnie czekała. 

– Wiedziałaś, że przyjdę? 

– Czułam, że przyjedziesz – powiedziała, po czym wpuściła mnie do środka. 

Rozejrzałem się po jej przytulnym mieszkaniu, które tak bardzo różniło się od nowoczesnych, surowych wnętrz. W salonie przy kominku stało wysokie, iglaste drzewko przystrojone kryształkami, kolorowymi kulkami i lampkami. 

– Co to jest? – zapytałem, bo pierwszy raz w życiu widziałem coś takiego. 

– Choinka – odpowiedziała Anie, z ciepłym uśmiechem na ustach, siadając na miękkiej sofie. – Pamiętasz jeszcze rodziców? – zapytała. 

I ja usiadłem, w niemej odpowiedzi.

– Nikt z żyjących nie pamięta. – Zwiesiła drobną, czarną główkę. – Jesteśmy sierotami Czystki Pokoleniowej. To album mojego dziadka. – Podsunęła mi gruby notes oprawiony w skórę. – Zobacz.

Przez niemal godzinę oglądałem zdjęcia rodziny Anie. Na wielu z nich uwieczniono choinki. 

– Jak to jest, że tylko u ciebie świecą się żarówki? – zapytałem, zamykając album.

– Magia świąt. – Roześmiała się słodko, lecz po chwili spoważniała. – Widzisz, to ja wyłączyłam prąd.

W pierwszej chwili pomyślałem, że Anie żartuje, ale ona wstała, stanęła przy drzewku i z zamkniętymi oczami chwyciła jedną z lampek. Wszystkie zgasły. Bałem się Anie, bo jej nie rozumiałem, lecz jednocześnie czułem się spokojny.

– Dlaczego? – zapytałem.

– Żeby ludzie zobaczyli. – Anie podeszła do okna. – Chodź, coś ci pokażę.

Stanąłem obok i bez wahania chwyciłem ją za rękę. Wcześniej nawet nie przyszło mi do głowy, by oglądać nocne niebo. W tym mieście zawsze było ciemne, czasem tylko mrugały do nas błądzące po orbicie satelity. 

– Co to? – zapytałem, ujrzawszy miliony, a może miliardy, jasnych punkcików rozsypanych po niebie.

– Gwiazdy. 

Nigdy nie widziałem gwiazd. W świecie Przydatności zapomniałem, że istnieją. Przecież nikomu, prócz naukowców, nie były one potrzebne.

– Powiedz mi, Anie, czy to jest koniec świata? – zapytałem, patrząc na spowitą jęzorami ognia drugą stronę miasta.

– Dla kogoś na pewno. 

 

Siedzieliśmy w milczeniu, na miękkim dywanie przed choinką, trzymając się za ręce. Anie oparła główkę na moim ramieniu. Po tym, co zrobiła, nie było nadziei na miłosierdzie. Szli po nią. Byliśmy tego pewni.

Ale szli nie tylko Funkcjonariusze Spokoju i Strażnicy Przydatności. Szli również ludzie ze świecami w dłoniach. Zatrzymali się pod wieżowcem, oczarowani lampkami na choince. Wierzyli, że to ostatnie światełko na Ziemi.

– Uciekaj! – Anie wcisnęła mi album dziadka i kazała czym prędzej wyjść. – Jeśli ty też zginiesz, pamięć o świętach znowu przepadnie. 

Z bólem serca opuściłem jej mieszkanie, lecz musiałem uszanować ostatnie życzenie ukochanej dziewczyny. Schowałem się we wnęce na korytarzu. Kilka sekund później usłyszałem łomotanie do drzwi. A kiedy krew przestała krążyć w żyłach Anie, w przewodach znów popłynął prąd.

 

Nie mogli zabić nas wszystkich. Po tym, co zrobiła Anie, świat na chwilę się zatrzymał. Kiedy żarówki rozświetliły się na nowo, ugaszono pożary, zamieciono popioły. Nie każdy zapomniał o jedynych na Ziemi światłach w tamtą grudniową noc. Zarówno one jak i niebo upstrzone gwiazdami na zawsze pozostało w pamięci każdego, który się wtedy zatrzymał i spojrzał w gwiazdy.

Co roku, o tej samej porze, ludzie gasili światła i wyczekiwali pierwszej gwiazdki. A w wieżowcu, w którym mieszkała Anie, zapalano jedyne światełko na Ziemi.

Koniec

Komentarze

Saro, wrócę tutaj, a tymczasem chciałem wyrazić swoje zdumienie, iż dwa pierwsze teksty na konkurs świąteczny zawierają na wstępie słowo ,,ostatni". Przypadek? :D

O rany, faktycznie, ale jaja! :D

Wahałam się między “jedyne” a “ostatnie”, ale to drugie jakoś ładniej mi brzmiało i, tak sądzę, pasuje do tekstu. :D

Hej

 

Poderwałem z kanapy się

Coś poszło nie tak.

 

szli również ludzie ze świecami w dłoniach.

Tymi zapachowymi?

 

Bałem się Anie, bo jej nie rozumiałem,

Jasne twoja dziewczyna nadprzyrodzone moce a ty ją złap za rękę i patrz romantycznie w gwiazdy. (Szczególnie że wiesz że ją zaraz zabiją a inna z wielkim dekoltem czeka na ciebie w domu). To znaczy nie czytałem twojego poprzedniego tekstu może już tam się dowiedział że mam “moce” ale w tym fragmencie logika (MOIM ZDANIEM) szwankuje.

 

Poza tym trochę patetyczny ale o dziwo (”o dziwo” bo nie przepadam za patetyzmem) czytało się dobrze. Denerwowały mnie zwroty pokroju “bo innych już nie ma”, “bo nie hoduje się już na mięso”. Postać pamięta jak były świeczki inne niż zapachowe a krówki przerabiało się na hamburgery? Jeśli tak to okey (chociaż z opisu świata wątpię by pamiętał) jeśli nie kolejne dziwne stwierdzenie tylko i wyłącznie do czytelnika co psuje wizje świata.

 

Ale dobra tyle ponarzekałem że ktoś pomyśli że mi się nie podobało a to wcale nie prawda. Jak pisałem wyżej tekst miły przyjemny i z przesłaniem.

 

Pozdrawiam.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Chwilami coś zgrzytało, ale ogólnie całkiem przyjemnie się czytało :)

Spodziewaj się niespodziewanego

No i przeczytałem. W ostatnim zdaniu przedostatniego akapitu masz dwa razy słowo: niebo. Poszukałbym jakiegoś zastępnika. Generalnie opowiadanie przyjemnie się czytało. Lekko napisane, niosące za sobą niejedno ważne przesłanie. Rozumiem wyłączenie wszelkich świateł, aby ludzie dostrzegli to, czego nie widzą na co dzień, ale nie rozumiem za to czemu służyły te płomienie i ogólna pożoga? Kara? Przecież bez tego efekt byłby ten sam… Pozdrawiam! (Ode mnie kliczek w wątku będzie ale wieczorem jak do laptopa się dorwę;) )

Cześć, Saro.

 

Właśnie przeczytałem Twoje świąteczne opowiadanie. Widzę, że siedzi w Twojej głowie krytyczny obraz kapitalistycznego świata, podniesionego do kwadratu. To frapująca wizja, może przejmująca, wydaje się również nienowa. Zapis wyszedł nieźle, ale nie jest pozbawiony usterek, stylistycznych zgrzytów. Mimo wszystko lektura jako całość płynie lekko, więc jest naprawdę nieźle. Utwór to miniaturka, więc brak rozbudowanych elementów psychologicznych, obyczajowych. Przyjmę obraz, jakim został stworzony, i myślę o nim jako o niewyraźnej metaforze. Poza tym widzę także autorski rys, którym jest dla mnie coś, co nazwałbym wołaniem o ciepło, wrażliwość i pochwałę tego, co ludzkie. To taki Twój znak rozpoznawczy. Fajnie, że znalazłaś taką treść, skontrastowałaś ją ze smutną wizją przyszłości. Fajnie, że widzisz nadzieję, nawet jeśli odczuwasz lęk przed tym, co może mieć miejsce w jakimś kiedyś.

Przy okazji świątecznego utworu życzę Tobie takiego światełka nadziei na każdy rok, dzień, chwilę.

 

Pozdrawiam smiley

Hej, aKuba139!

 

Poprawione poderwanie. Faktycznie coś złego się tam zadziało. :o Dzięki, za wyłapanie.

 

Tymi zapachowymi?

 

No tak. xD Innych przecież nie posiadali.

 

Jasne twoja dziewczyna nadprzyrodzone moce a ty ją złap za rękę i patrz romantycznie w gwiazdy. (Szczególnie że wiesz że ją zaraz zabiją a inna z wielkim dekoltem czeka na ciebie w domu). To znaczy nie czytałem twojego poprzedniego tekstu może już tam się dowiedział że mam “moce” ale w tym fragmencie logika (MOIM ZDANIEM) szwankuje.

 

Ta z wielkim dekoltem była dla niego tylko obiektem pożądania, przyjaciółką. Dawałam wskazówki. Porównywał ją do Anie, często patrzył na jej kształty, potraktował ją nieładnie, kiedy wychodził. Nie mam w tekście mowy o tym, dlaczego bohater spotykał się z Florence oraz dlaczego przestał spotykać się z Anie. Starałam się, by czytelnik zrozumiał, że Anie jest tą, którą bohater kocha naprawdę. A czy z miłości nie robi się czasem głupot? ;) 

 

 

Poza tym trochę patetyczny ale o dziwo (”o dziwo” bo nie przepadam za patetyzmem) czytało się dobrze. Denerwowały mnie zwroty pokroju “bo innych już nie ma”, “bo nie hoduje się już na mięso”. Postać pamięta jak były świeczki inne niż zapachowe a krówki przerabiało się na hamburgery? Jeśli tak to okey (chociaż z opisu świata wątpię by pamiętał) jeśli nie kolejne dziwne stwierdzenie tylko i wyłącznie do czytelnika co psuje wizje świata.

 

Tych zwrotów pewnie normalnie bym nie użyła. Nie tłumaczyłabym, że ludzie już nie jedzą mięsa. Nie przepadam za takimi stwierdzeniami wprost. Zrobiłam to, bo po pierwsze te zdania bardziej szczegółowo pokazują świat. Po drugie: gdyby ich nie było, pewnie pojawiłyby się pytania: co za ludzie wystawiają żywe zwierzęta i dziecko na scenie w takiej przyszłości? Nie wydaje mi się to realne itp.” ;) 

Bohater może takie rzeczy pamiętać. To nie jest zbyt odległa przyszłość. Nic nie wskazuje na to, by to był np. XXII wiek. ;)

 

Dzięki za komentarz! Pozdrawiam.

 

NaNa

 

miło, że zajrzałaś. :)

 

Realuc, hej!

 

Przyjrzę się temu niebu. ;)

 

Płomienie i pożoga… Hmm… Nie tylko był mi ten obraz potrzebny, ale też wydawała się bardzo prawdopodobny. Wyobraziłam sobie, że nagle wszystko staje. Auta gasną. Pamiętajmy, że prawa fizyki nadal działają, auta pod wpływem bezwładności wpadają na siebie, często z dużą prędkością. Mogą się zapalić. Ogień się rozprzestrzenia. Ludzie, przyzwyczajeni, że od 25 lat mają stały dostęp do energii, nagle zostają jej pozbawieni. Zaczynają świrować i zachowywać się jak dzikie zwierzęta. Tak to widzę. Już teraz niektórzy nie potrafią bez telefonu, cyz komputera wytrzymać, a co dopiero za te x lat?

 

Fajnie, że nawet się podobało. Pozdrawiam! :)

 

Cześć, Mers! :>

 

Postaram się jeszcze wyłapać te usterki. Ale ufff… jeśli tragedii nie ma. 

Wizja nowa nie jest, starałam się to jakoś zrobić po swojemu. 

 

Przyjmę obraz, jakim został stworzony, i myślę o nim jako o niewyraźnej metaforze.

 

Dobrze, o to mniej więcej mi chodzi.

 

Poza tym widzę także autorski rys, którym jest dla mnie coś, co nazwałbym wołaniem o ciepło, wrażliwość i pochwałę tego, co ludzkie. To taki Twój znak rozpoznawczy.

 

Mam już znak rozpoznawczy? :O To powstał nieświadomie. Ale to chyba dobrze. <myśli>

 

Fajnie, że znalazłaś taką treść, skontrastowałaś ją ze smutną wizją przyszłości. Fajnie, że widzisz nadzieję, nawet jeśli odczuwasz lęk przed tym, co może mieć miejsce w jakimś kiedyś.

 

Szczerze mówiąc, w pierwszej wersji, jeszcze w mojej głowie, zakończenie nie było takie happy. Ale później myślę sobie tak: nosz, kurde! Przecież są święta! Ludzie chcą ciepełka! Dejmy im ciepełko, nawet jeśli trochę mało wiarygodne. Postawiłam na świąteczną magię świąt i wiarę w cuda. ;)

 

Przy okazji świątecznego utworu życzę Tobie takiego światełka nadziei na każdy rok, dzień, chwilę.

 

Dziękuję i wzajemnie! 

Pozdrawiam. :)

 

Przeczytałam.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Może nie wyglądam, ale jestem tu administratorem. Jeśli masz jakąś sprawę - pisz śmiało.

Hej

 

No tak. xD Innych przecież nie posiadali.

Spoko, musiało to fajnie wyglądać.

 

Ta z wielkim dekoltem była dla niego tylko obiektem pożądania

tak. Wbrew pozorom to wyłapałem i jak mówiłem dziewczyna miałem na myśli Annie. Argument “czy z miłości nie robi się głupich rzeczy” jest trochę naciągany gdy osoba którą kochasz mam moce paranormalne ale ok XD.

 

Bohater może takie rzeczy pamiętać. To nie jest zbyt odległa przyszłość. Nic nie wskazuje na to, by to był np. XXII wiek. ;)

Jak pamięta to tak jak mówiłem nie ma problemu ;)

 

Dzięki że przeczytałaś i się odniosłaś.

 

Pozdrawiam.

Pisz to co chciałbyś czytać, czytaj to o czym chcesz pisać

Cześć!

Nastrojowe, bardzo nastrojowe opowiadanie. Zaczynamy od żyjącego w pospiechu playboya, idącego na “jasełka” a kończymy po drugiej stronie rzeki, w małym mieszkaniu z kominkiem na którymś tam piętrze. Piękna refleksja nad współczesnością skupiona na wyrabianiu targetów. Smutna wizja Wielkiej Czystki Pokoleniowej (o tym jest pewnie więcej w innych Twoich opkach… ?) Ni to fantasy, ni to s-f, a może to sen lub wołanie człowieka zagubionego w wielkim mieście… Piękne!

3P dla ciebie! Pozdrawiam, powodzenia w konkursie i polecam do biblioteki!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Opowiadanko kupiło mnie ogólnym zamysłem. Podoba mi się jego alegoryczność, to, że ma coś do powiedzenia, bez specjalnego popadania w banał. Dobrze wykorzystałaś narzędzie wyolbrzymienia małej szpileczki, która przebiła balonik ładu społecznego. Niedopowiedzenia są bardzo umiejętnie powplatane w osnowę historii, w taki sposób, że pozostawiają pole do zabawy wyobraźnią, a jednocześnie nie wpadają w pretensjonalny chaos. No i ja po prostu lubię dystopie.

Styl mógłby być trochę bardziej przeredagowany; zdarzają się niezręczne zdania i pojedyncze zgrzyty, ale nie ma co dzielić włosa. Troszkę też mi bruździ ta tendencyjność narracji w pierwszej części, trochę za dużo tell, za mało show w odczuciach narratora.

Ogólnie rzecz biorąc, fajne. Podobało mi się.

Hail Discordia

Trochę się zaczynam bać, że czeka nas szereg paskudnych wizji przyszłości. Choć muszę przyznać, że w Twoim opoku pobrzmiewa odrobina optymizmu. Hmm, Anie poświęciła się, aby inni dostrzegli gwiazdy i to, że w życiu są ważniejsze sprawy niż tylko przydatność. Coś mi ta historia przypomina :)

Kliczek ode mnie :)

Chciałabym w końcu przeczytać coś optymistycznego!

Hej,

 

smutna ta historia. Abstrahując od samej wizji świąt, smutny jest ten bohater, który żyje z kobietą, której nie kocha, zmusza się do rzeczy, których nienawidzi – takich jak wizyta w teatrze. Dlaczego to robi? Dodatkowo brakuje mi nieco informacji – np. kim jest Anna, posiadła jakąś super moc zarządzania elektrycznością? Dlaczego nie widać gwiazd, cały świat został obstawiony lampami? Nie ma już puszcz, gór, morza? Jak to się stało?

 

Pozdrawiam!

 

 

Che mi sento di morir

To opowiadanie ma w sobie jakiś taki niewinny urok. Niby jest apokalipsa, płonące samochody i niewesoła wizja czystki, ale jest też mnóstwo światełek i kolorów.

Nie wiem, dlaczego pewne wątki znalazły się w opowiadaniu, np. reakcja bohatera na przedstawienie – jakoś nie umiem tego połączyć z tym, co się działo później, a wątek życia z inną kobietą, niż się kocha, zdaje się niczemu nie służyć. Trochę też świat przedstawiony zbyt mało wyjaśniony oraz czym i po co była ta czystka.

Ale ogólnie jest klimat i wyżej wspomniany urok, styl jest przystępny i miło się czytało.

Podobało mi się.

Początek wydawał mi się bardzo dynamiczny, mimo że niekoniecznie coś się dzieje. Polubiłem bohatera, wydawał się autentyczny w byciu oschłym, z drugiej strony miał chyba do siebie trochę o to wyrzuty sumienia. Miałem wrażenie, że nad tym światem zapada jakiś wątek przemijania i nostalgią za minionymi czasami.

Jak rozumiem Anie miała nadprzyrodzone moce?

Podsumowując, dosyć smutne, ale ładne i jednak daje nadzieje. Klikam.

 

Poniżej powtórzenie.

Podsunęła mi mi gruby notes oprawiony w skórę. – Zobacz.

aKuba139

 

Spoko, musiało to fajnie wyglądać.

 

Trochę porąbane, co nie? :D

 

Argument “czy z miłości nie robi się głupich rzeczy” jest trochę naciągany gdy osoba którą kochasz mam moce paranormalne ale ok XD.

 

I do tego się odniosę ciut niżej, jeśli masz ochotę zobaczyć…

 

Pozdrawiam! :)

 

Cześć, krar85!

 

O jej, tyle miłych słów! <3

 

Smutna wizja Wielkiej Czystki Pokoleniowej (o tym jest pewnie więcej w innych Twoich opkach… ?)

 

O Czystce Pokoleniowej jest mowa w “Życzymy Przydatności!”. Ale tam jest przedstawiona historia innej pary. Przyzjnaję, kręci mi się po główce taki dystopijny świat i jak już pisałam pod “Życzymy…” mam ochotę napisać coś dłuższego. Chociażby dla wprawki warsztatowej.

 

Ni to fantasy, ni to s-f, a może to sen lub wołanie człowieka zagubionego w wielkim mieście…

 

O to mi chodziło. Stąd też tag “realizm magiczny”.

 

Dziękuję za wizytę, komentarz i polacajkę. Dzięki! :)

 

Japkiewiczu, hej hej!

 

O, i tu jakieś pozytywne słowo. Bardzo się cieszę, że wyszło mniej więcej tak, jak chciałam. Miało być alegorycznie. Też lubię dystopie. :)

Ach, ten mój styl. xD Pracuję nad tym! 

Dzięki za wizytę i komentarz. :)

 

Irko,

 

miło, że zajrzałaś. 

 

Nuta optymizmu jest, bo jak już gdzieś wyżej wspomniałam, święta to dla wielu czas nadziei i miłości. Więc starałam się, by i u mnie, nawet w tym niemisiowym świecie, znalazła się jakaś dobra duszyczka. 

O, no i słusznie, że coś Ci to przypomina. ;)

 

Dziękuję za wizytę, komentarz i kliczka. 

 

 

BasementKey! :)

 

Mnóstwo pytań zadałeś, a nawet słusznych. Ale… ;) 

I tu również odpowiedź do aKuby139:

 

Tego opka lepiej nie brać tak dosłownie. Jest tu dużo alegorii, nielogicznych zachowań postaci i dziwnych wizji, jak np. ten pochód z zapachowymi świeczkami. xD

Dlatego tag “realizm magiczny” miał uczulić czytelnika, żeby na pewne sprawy przymrużył oko. ;) 

Tzn, ja nie jestem tak do końca pewna, czy to na pewno jest realizm magiczny tak na 100%, ale pewne elementy są. Np., cytuję z Wikipedii: Bohaterowie nie kwestionują logiki magicznego elementu.

Zdaję sobie sprawę, że przez to ten tekst jest, hmm… pokuszę się nawet o stwierdzenie, specyficzny. I też dlatego nie oczekuję, że każdemu się spodoba. 

 

BK, dzięki za wizytę i komentarz. :)

 

O, jest i pan Bravincjusz. :)

 

Fajnie, że urocze. ;)

Owszem, niepokojące. 

Dziękuję za kliczka! 

 

Sonatko kochana!

 

Żeby wyjaśnić, czym była Wielka Czystka Pokoleniowa, ale tak bardzo dokładnie, to ja bym serio musiała książkę napisać. xD No, chodzi mi to po głowie od czasu, kiedy puściłam na portalu “Życzymy Przydatności!”. 

To chociaż trochę wytłumaczę:

Jak sama nazwa wskazuje (specjalnie tak to nazwałam, żeby czytelnik mógł się mniej więcej domyślić, o co chodzi, a żeby nie natrzaskać znaków i infodumpów) Czystka Pokoleniowa to akcja, w której morduje się całe pokolenie. I to nie z przymusu… Kurczę, nie chcę teraz za dużo mówić, może ja serio spróbuję to napisać. Kiedyś, jak już będę mieć lepszy warsztat. <mysli>

Widzisz, skoro bohaterowie nie mają rodziców i wszyscy żyjący są sierotami, nie miał im kto przekazać wiedzy o Świętach Bożego Narodzenia. Nie miał im kto przekazać świątecznych tradycji. Wydaje mi się, że to jednak bardzo ważny element tekstu. 

 

No, to chociaż tyle, że miło się czytało. Dzięki! :)

 

Edwardzie

 

Miło Cię tu widzieć! :)

Cieszy, że Ci się podobało. 

O, i nawet znalazł się ktoś, kto polubił bohatera. Lubię, kiedy ludzie mają różne opinie na temat tekstu. Fakt, Adrian nie był prostym facetem. Niby gapił się w dekolt, ale też z tęsknotą wspominał byłą dziewczynę. 

 

Jak rozumiem Anie miała nadprzyrodzone moce?

 

Tak. :)

 

O, faktycznie, jakie powtórzenie! :O Już, już poprawiam. 

Dziękuję za komentarz i klika! 

Hej SaraWinter! 

Przeczytane, polubiane, klikać nie trzeba. :) 

 

Te relacje Adriana i Florence to słaba przyjaźń, ewidentnie traktuje ją jak obiekt seksualny – chyba, że to przyjaźń z korzyściami. :P

 

Ciekawe światotwórstwo, zainteresowała mnie ta czystka pokoleniowa i Przydatność. Trochę żałuję, że napisałaś tak mało o tym, dlaczego tę czystkę przeprowadzono i o tle historii, właśnie tej Przydatności – bardziej mnie to zafascynowało niż sam wątek główny. 

Końcówka ciekawa, nowe święta przyszły, może inne niż stare, ale jednak. :) 

"Odpowiedz najpierw na jedno ważne pytanie: czy umysł istnieje?" - Golodh, "Najlepsze teksty na podryw, edycja 2023"

Hej, Gekikara

 

Te relacje Adriana i Florence to słaba przyjaźń, ewidentnie traktuje ją jak obiekt seksualny – chyba, że to przyjaźń z korzyściami. :P

No tak właśnie między nimi jest. 

 

Ciekawe światotwórstwo, zainteresowała mnie ta czystka pokoleniowa i Przydatność. Trochę żałuję, że napisałaś tak mało o tym, dlaczego tę czystkę przeprowadzono i o tle historii, właśnie tej Przydatności – bardziej mnie to zafascynowało niż sam wątek główny. 

 

:D Hmm… Bardzo mnie to cieszy, że ten wątek budzi zainteresowanie. To mnie przekonuje, że może naprawdę warto go solidnie rozwinąć. Ale to dłuuuugi tekst by powstał.

A gdybyś chciał dowiedzieć się ciut więcej o Przydatności już teraz, to możesz zajrzeć do mojego “Życzymy Przydatności!”.

 

 Pozdrawiam! :)

Cześć :)

Ciekawa, pesymistyczna wizja przyszłości, ale, na szczęście, ze szczęśliwym zakończeniem i przesłaniem. Tak jak i poprzedni czytelnicy, czuję niedosyt informacji o świecie, ale to chyba dobrze, że tekst zaciekawia. Można by wcześniej coś wspomnieć o tym, że Anie ma moce, ale to raczej luźna sugestia, bo wszytko trzyma się kupy. Przyjemnie się czytało.

Powodzenia :)

Cześć, Oluta

Dziękuję za wizytę i komentarz. Cieszę się, że zainteresował Cię ten świat, i że dobrze się czytało. 

Pozdrawiam! :)

Napisałbym, że przyjemnie się czytało, ale wtedy bym skłamał. Wciągnęło jak dobry dreszczowiec!

Powodzenia :)

Dziękuję, ogi89! :)

Hej, Saro!

W momencie, gdy bohater rozmawia z Anią, przypomniało mi się, że to na konkurs świąteczny. To dobrze. Znaczy to, że pierwsza część jest przyjemnie “nieświąteczna” – nie lubię jakoś bardzo klimatu świątecznego w literaturze, bo przeważnie jest bardzo ckliwy i taki “o jejku, święta, kochajmy się (ale tylko wtedy)”. Generalnie występuje często wręcz dziecięcy kontrast między dobrem a złem. U ciebie też trochę tego jest, ale dopiero w tej drugiej połowie, więc nie jest tak źle.

Opowiadanie jest cudne, ale no nie moje, ale to już z przytoczonych powodów. Sądzę jednak, że świetnie wpisuje się w konkurs. 

 

– Więcej pal. – Doprawdy nie wiem, dlaczego tak oschle jej wtedy powiedziałem.

Hm. Zarzuca jej, że za dużo pali papierosów? To dobrze, ale miasto płonie, wyłączyli prąd, a on teraz to wyciąga? Po prostu nie widzę tego, żeby w takim momencie ktoś myślał o takich sprawach. Takie moje zdanie :)

 

Ostatni akapit piękny, tak jak i tytuł. Powodzenia w konkursie!  

Nie wysyłaj krasnoluda do roboty dla elfa!

Cześć!

Mam w ten weekend taką mini akcję, że nadrabiam zaległe komentarze, wpadam znienacka i zrzędzę, ile wlezie.

Miło mi poinformować, że dotarłem i do Ciebie. ;-)

Zła informacja jest taka, że będę marudził. Dobra polega na tym, że tylko trochę, bo czas goni.

A dlaczego CM będzie tak malkontencił?

Ano dlatego, że to główny powstania tego tekstu jest dla mnie, jako czytelnika, zagadką. To znaczy, mam kilku podejrzanych, ale nie udało się ustalić winnego. ;)

O co chodzi? Widzisz, ja nieraz piszę, że w opowiadaniu chciałbym dostać taką historię od A do Z. Nie chodzi o to, że ma być liniowa. Albo, że koniecznie ma dotrzeć do tego punktu Z. Nie. Chodzi o to, że zaczynając lekturę chciałbym widzieć jakiś konkretny kierunek, w którym dane opowiadanie zmierza. I w którym, jako czytelnik, będę podążał. Tutaj jest trochę inaczej.

W tym tekście jest tak, że wyruszam sobie z punktu A i tak sobie jadę od punktu B do punktu C. Gdzieś tam zahaczę o punkt D, później znowu wrócę do A. Tu coś zobaczę, tam o coś zahaczę, gdzieś się po drodze zaplączę. A później następuje koniec.

Jak tę moją pisaninę rozumieć? Ano tak, że ja do końca nie wiem, jako czytelnik, czy głównym celem tego opowiadania jest pokazanie świata, opowiedzenie historii czy wpisanie się w założenia konkursu. Bo tutaj to tak wszystkiego jest po trochu, ale nic się nie chce wybić na pierwszy plan. Trochę zobaczę świata, ale niczemu nie przyjrzę się dokładnie. Trochę zapoznam się z historią, ale nie na tyle, by mieć szansę mocniej się w nią wciągnąć. Trochę w końcu odnajdę akcentów konkursowych, ale…

Ale to wszystko wydaje się być tak “dla odhaczenia”. Nic nie ma szansy mocniej zapaść w pamięć, bo wszystko przemyka przez tekst jak migawki. Brakuje Ci tu znaków na ten pomysł. Piszę tak, choć na temat znaków w ogóle nie powinienem zabierać głosu zważywszy na to, co zrobiłem w tekście na konkurs eklektyczny. ;-)

Poza tym wiadomo, że limit to menda, stara miotła i wrzód na zdrowym ciele opowiadania. A zatem jedyny winny. ;-)

Tak krótko podsumowując ten tekst, on jest trochę jak pocztówka. Albo lepiej napisać: kartka z życzeniami. Jest ładny obrazek, są dwa zdania życzeń. Obowiązek świąteczny odbębniony. Ale gdyby za jakiś czas zapytać, co za obrazek był na tej kartce, albo jaka była treść życzeń, to z odpowiedzią może być trochę biednie. ;)

Nie chcę przez to powiedzieć, że opowiadanie jest złe. Nawet nie to, że jest skondensowane (bo podejrzewam, że słowo “rozwinąć” nie należy obecnie do Twoich ulubionych ;-)). Chcę tak zwyczajnie uczciwie napisać, że tak, jak jest w sumie wszystko co powinno, tak jest tego jedynie po trochu. I przy komentarzu, kiedy masz napisać opinię, pojawia się taka refleksja, że tak do końca to nie ma niczego.

Świat ledwie zakreślony, bo na więcej nie wystarczyło miejsca. Historia dosyć uproszczona, bo część miejsca zajmuje Ci jeszcze scharakteryzowanie bohaterów. Motyw świąteczny wyraźny, ale jednak zaakcentowany mocniej dopiero pod koniec. Postawa Anie trochę niejasna. A raczej niejasne te jej tajemnicze moce, o których nie ma, zdaje się, zbyt wiele. I które trzeba sobie dopowiadać. Niedopowiedzeń też się zresztą trochę pojawia.

Chętnie bym tu jeszcze napisał o tym, a jakże by inaczej, ponurym świecie i ponurym wydźwięku opowiadanie. Ale dobra, już niech Ci będzie. Ja już się przyzwyczaiłem po zeszłorocznej edycji, że konkurs świąteczny odbywa się pod roboczym hasłem “koncert nieszczęść”, a tekst świąteczny bez problemu/tragedii się nie liczy. ;) Poza tym, gdzieś tam na końcu przemycasz jednak promień optymizmu, więc zostało Ci wybaczone. :D

Słowem, to nie jest zły tekst. Raczej przyzwoity. Tylko ciut nijaki przez to, że chcesz zawrzeć dużo, ale jednak, z racji limitu, możesz jedynie po trochu.

To jest zamknięta historia. Nie napiszę, że nie. Jest też za co chwalić. W końcu napisałem, że tekst wyszedł przyzwoity. Przyzwoity, znaczy taki, który ma i wady i zalety. Dlaczego więc piszę właściwie wyłącznie o wadach?

Bo wiesz, czasu mam, ile mam. Poza tym Ty z pewnością jesteś bardzo ambitna i konieczne chcesz pisać teksty dobre i bardzo dobre. A w takiej sytuacji mały pakiet malkontenta jest bardzo przydatny. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

Hej, LanaVallen!

 

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. Cieszę się, że mimo świątecznej cukierkozy znalazłaś w tym opowiadaniu plusy. 

 

Hm. Zarzuca jej, że za dużo pali papierosów? To dobrze, ale miasto płonie, wyłączyli prąd, a on teraz to wyciąga? Po prostu nie widzę tego, żeby w takim momencie ktoś myślał o takich sprawach. Takie moje zdanie :)

 

Masz dobre zdanie. Ten tekst z jego ust miał pokazać, że facet jest jakiś dziwny. ;) W sumie, on też sam się dziwi, dlaczego jej wtedy tak powiedział. 

 

CM! Hej, hej!

 

Witam cię wesoło, chociaż po twoim komentarzu to raczej nie ma się z czego cieszyć. ;)

No, to opowiadanie jest trochę jak pocztówka. Właściwie, to chciałam, żeby takie było. :> Ja tam nie muszę się za bardzo rozwijać (chyba że chodzi o konkretne światotwórstwo, jak wiesz w czym :p) i jak mam okazję przemycić jakąś informację np. w jednej nazwie (tak jak Czystka Pokoleniowa), to to robię. Można by ten wątek rozwinąć, ale nie o tym jest ten tekst. 

Nie ma tu też konkretnego celu, bo jest to opis wydarzeń, które następują po sobie, a narrator/bohater jest ich zarówno uczestnikiem jak i obserwatorem, ale nie ma wpływu na to, co się dzieje. Gdybym, powiedzmy, pokazała tę historię z punktu widzenia Anie, wyglądałby zupełnie inaczej. Ale chciałam tak i już. ;)

 

Ja to widzę nieco inaczej, niż ty.

Owszem, mamy nawiązanie do świąt w części pierwszej (że tak to nazwę) – Jasełka w teatrze. Te mają pokazać czytelnikowi, że geneza Świąt Bożego Narodzenia poszła w niepamięć. Dlaczego? Bo wszyscy, którzy je pamiętają, już nie żyją (bo ich zamordowano). O czystce napiszę więcej, ale już gdzie indziej, więc wybaczcie, ale jeśli się ten tekst ukaże na portalu, to nie chcę teraz rzucać spojlerami. 

W “części drugiej” mamy scenę w mieszkaniu Anie, oglądanie albumu, choinkę itp. Dziewczyna wie, że nie przywróci świąt w takim charakterze, w jakim obchodzili jej dziadkowie, ale dzięki swoim mocom może dokonać małego cudu. Dla niej takim cudem jest nocne niebo usiane gwiazdami. No i tu też nawiązanie oczywiście do pierwszej gwiazdki itp. A skąd ta moc? W tym tekście to chyba nie jest ważne. Doszłaby mi kolejna historia. Masz, czytelniku, uwierzyć. ;)

Światotwórstwo jest skąpe, ale wydaje mi się, wystarczające, żeby pokazać, że siedzimy w nie tak odległej przyszłości (miasto z wieżowców ze szkła, a przede wszystkim informację o tym wydaje mi się, przemyciłam mówiąc o wyschniętym korycie rzeki – globalne ocieplenie, że ho ho). 

Tak więc, trochę mi przykro, że uważasz, iż ten tekst jest o niczym. ;)

 

Dziękuję za wizytę i komentarz! 

Wezmę sobie Twoje uwagi do serca, kiedy mnie najdzie, by pisać coś pod tak podły limit. ;)

 

Pozdrawiam cieplutko! 

 

Cieplejsze jest to opowiadanie niż “Życzymy przydatności”. I moim zdaniem może nawet ciekawsze – zaintrygowała mnie czystka pokoleniowa, chętnie dowiedziałabym się o niej więcej.

Postać Adriana jest fajnie wykreowana, problem mam raczej z resztą bohaterów. Skąd się wzięła tu Florence? Rozumiem, że jej postać została użyta głównie, aby pokazać, że chłopak nie był z nią szczęśliwy, że nie była jego miłością, ale jednak poza tym, że to raczej panikara, chciałabym wiedzieć coś więcej. I o Anie też – co było w niej takiego niezwykłego, poza tym, że przywróciła życie świętom? Dlaczego to o niej Adrian myślał?

Te dziury w kreacji postaci albo ich relacji trochę uwierają, choć rozumiem, że nie wszystko da się wyjaśnić na takiej objętości tekstu. Mimo to, opowiadanie wywołało u mnie ciarki, takie pozytywne. Wyobrażenie sobie nowoczesnego miasta, które po prostu zgasło i ludzi, którzy pierwszy raz zobaczyli niebo to bardzo świąteczna wizja. A scena w mieszkaniu Anie wydaje się taka… przytulna? Brak mi dobrego słowa. ;)

Dodam jeszcze, że warsztatowo całość jest zgrabnie napisana. Bardzo ładny język, który sprawia, że przez tekst się płynie bez żadnych potknięć.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Cześć, Verus!

Fajnie, że zajrzałaś. :)

Jest cieplejsze, bo świąteczne. ;)

O, o Florence więcej? :o A to ciekawe, większość pytała o Anie i jej moce. Ale fajnie, że zainteresowała cię ta postać. 

 

A scena w mieszkaniu Anie wydaje się taka… przytulna? Brak mi dobrego słowa. ;)

 

Określenie “przytulna bardzo mi się podoba.” :)

Dzięki za wizytę i komentarz!

O, o Florence więcej? :o A to ciekawe, większość pytała o Anie i jej moce. Ale fajnie, że zainteresowała cię ta postać. 

Anie też mnie interesuje, ale w zupełnie inny sposób. :D Ma swoje miejsce w historii. Florance wydaje się być – dla Adriana, nie dla opowieści – zapychaczem. I to, jak się nim stała i dlaczego mogłoby nadać wiele tła i jej, i głównemu bohaterowi.

Ponoć robię tu za moderację, więc w razie potrzeby - pisz śmiało. Nie gryzę, najwyżej napuszczę na Ciebie Lucyfera, choć Księżniczki należy bać się bardziej.

Trochę tak, a trochę nie… z mojego punktu widzenia ona jest uosobieniem ówczesnej kobiety, ma też swoje miejsce w życiu Adriana, a też dzięki niej mogłam pokazać jego postać – z zewnątrz twardy facet wpatrzony w cycki, ale jednak serduszko miał miękkie. ;) No, ale dla Adriana faktycznie ona takim zapychaczem jest. Umila z nią sobie czas i tyle. Myślę, że rozwinięcie tej historii byłoby po prostu nudne. Znalazł ładną pannę, z którą się spotyka z korzyściami o wiadomym podłożu. ;) 

 

Dzięki!! <3

 

Tak więc, trochę mi przykro, że uważasz, iż ten tekst jest o niczym. ;)

Ja Ci dam o niczym! Ja Ci dam o niczym! :D

Wybierze sobie taka z komentarza, co jej pasuje i (nie)zadowolona!

Ale ja Cię tu teraz słownie skopię! Zobaczysz!!! XD

Witam cię wesoło, chociaż po twoim komentarzu to raczej nie ma się z czego cieszyć. ;)

I teraz przypominamy komentarza CM-a:

Nie chcę przez to powiedzieć, że opowiadanie jest złe.

Chcę tak zwyczajnie uczciwie napisać, że tak, jak jest w sumie wszystko co powinno

I co?!?!?! Kombinatorko Ty jedna?! XD

Tłumaczyć się!!! :P

I dalej:

Tak więc, trochę mi przykro, że uważasz, iż ten tekst jest o niczym. ;)

I przypominamy komentarz CM-a:

Chcę tak zwyczajnie uczciwie napisać, że tak, jak jest w sumie wszystko co powinno, tak jest tego jedynie po trochu. I przy komentarzu, kiedy masz napisać opinię, pojawia się taka refleksja, że tak do końca to nie ma niczego.

I gdzie tu niby widzisz, że o niczym, hę?! :D

Ja nie pisałem, że tekst jest o niczym, tylko że tak do końca nie ma niczego. Różnica jest mniej więcej taka, jak przy “dostać pusty talerz” i dostać “talerze z daniami do degustacji”. W pierwszym przypadku nie dostajesz nic. W drugim dostajesz dużo, ale niczym się nie najesz. A choćby coś Ci zasmakowało, to i tak więcej tego nie dostaniesz. I tak jest z tym opowiadaniem. Nie bardzo mam teraz czas, żeby to rozwinąć (i niestety przed weekendem miał nie będę), ale ja tu mam żal o taką próbę “przedryblowania limitu”. Wrzucasz dużo wątków, każdy potencjalnie możliwy do dopowiedzenia przez czytelnika, dzięki czemu na papierze tekst wygląda “bogato”. Bo przecież i świat pokażesz, i trójkę różnych bohaterów, i wizję przyszłych świąt zaprezentujesz. Tak dużo, a przecież ledwie 10000 znaków z hakiem. Tak to wygląda na papierze.

W praktyce prezentujesz wiele wątków, ale żadnego z nich do końca nie rozwijasz. Ale to trzeba trochę rozwinąć. Dobra, będę tu wpadał codziennie na parę minut i Cię sukcesywnie beształ. ^^

A poważniej, jak znajdę czas, to to rozwinę, ale ja Ci tutaj daję coś w rodzaju szerszego materiału poglądowego na opowiadanie. Zalety tekstu już znasz. Wymienili je inni. Ja, zamiast je powtarzać, skupiłem się na tym, co można skorygować. Ty wiesz, jak gospodarować znakami, bo mając mniejszy limit przy “Życzymy Przydatności” potrafiłaś opowiedzieć kawałek pełniejszej historii i pokazać przy okazji kawałek świata. A potrafiłaś, bo po pierwsze była w tym jakaś gradacja (wybór tego, co rzucić na pierwszy plan i tego, co dać na plan dalszy), po drugie był wyraźny punkt zaczepienia dla czytelnika. Tutaj go nie ma. I efekt jest taki, że przy tamtym tekście nawet po kilku miesiącach dalej ogólne założenia tekstu pamiętam, tak tutaj, po kilku dniach, ni cholery. ;-)

Dobra, jutro (jak dam radę) wpadnę i będę wyjaśniał dalej. ;-)

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

xD xD xD 

 

E…e eee… Yyy… no ja zawsze wyłapuję z komentarzy te najgorsze rzeczy. xD Chyba, że chcę sobie humor poprawić, to mam taki jeden fajny komentarz pod “Melodią bla bla bla”, do którego sobie czasem wracam. 

 

O, no i dobrze, panie CM. Jak żeś to porównał do “Życzymy Przydatności!” to ja już teraz doskonale wiem, o co Ci chodziło. :O No i ten… Masz rację. :> Jest tu tych wątków jak grzybków w barszczu. Chciałam wiele pokazać, żeby to nie był tekst tylko o świętach albo o ratowaniu świąt. Starałam się to jakoś dozować, ale wyszło, jak wyszło. 

 

Dlatego:

Ale ja Cię tu teraz słownie skopię! Zobaczysz!!! XD

Proszę, nieeeee! :D

 

Dobra, jutro (jak dam radę) wpadnę i będę wyjaśniał dalej. ;-)

 

W sensie, bił będziesz? ;)

Dziękuję, CM, że wróciłeś, poświęciłeś czas, wytłumaczyłeś panikarze. :):):) 

 

W sensie, bił będziesz? ;)

Nie no, skąd?! Ja i bić? Nic z tych rzeczy. Brzydzimy się przemocą. Co innego nowoczesne narzędzia tortur. ^^

Dobra, to krótko i na schematach.

 

Schemat budowy “Życzymy przydatności”:

 

Z punktu A do punktu Z wyruszają bohaterowie B i C przemieszczając się jednostajnym tempem przez świat o charakterystyce XY. W trakcie obowiązkowego przeglądu bohater B okazuje się być niezdatny do użytku, w wyniku czego, decyzją bohatera C, zostaje skazany na zagładę.

Zadanie: Ustal, który bohater jest wstrętnym małpiszonem,, a następnie oceń stopień jego winy z uwzględnieniem charakterystyki świata XY.

 

Schemat budowy “Ostatniego światełka”:

 

Z punktu A do punktu Z wyruszają bohaterowie B i C przemieszczając się tempem jednostajnie chaotycznym przez świat XY o umownie nakreślonej charakterystyce. Bohater B jest brzydszy od bohatera D. Bohater C ma wyrąbane. W punkcie E będącym wymowną i obrazową częścią świata o charakterystyce XY dochodzi do awarii. Bohater B dociera do punktu U i znak zapytania. Bohater C miota się między punktami U i Z. Bohater D znajduje się w punkcie Z manifestując zgodność tekstu z warunkami konkursu.

Zadania:

– Ustal, w oparciu o wymienione dane, kto jest głównym bohaterem.

– Ustal związek bohaterki D z magicznym światem Hogwartu.

– Ustal punkt umiejscowienia kapelusza z którego wyciągnięto bohaterkę D.

– Dokonaj analizy schematu konstrukcji opowiadania, zgodnie z którym z punktu A do punktu Z wyruszają bohaterowie B i C, a dociera bohater D.

– Ustal znaczenie wprowadzenia do tekstu motywu “sztafety głównobohaterowej”.

– Ustal znaczenie motywu nagłego porzucenia kwestii bohaterki B. Oceń możliwość nagłego wciągnięcia bohaterki B przez:

a) złośliwe gnomy

b) magiczne zwierciadło

c) tajnego wysłannika piekieł

– Ustal związek istnienia bohaterki B oraz bohaterki D oraz rolę bohatera C.

 

I taka mała ciekawostka na koniec, która (mam nadzieję) trochę zobrazuje, jakie są konsekwencje tego nawrzucania do tekstu całej masy różności na tak mały limit.

Tworząc wymienione wyżej schematy, przy jednym tekście bazowałem na pamięci, przy drugim musiałem zerkać na tekst.

Z pamięci odtworzyłem opowiadanie, które czytałem parę miesięcy temu. Tego, które czytałem przed kilkoma dniami, nie byłem w stanie. ;)

 

I na koniec obiecana kara.

Poznaj współpracującego ze mną prześladowcę.

Oto pan Mawang i jego zabójczy refren (1:50):

https://www.youtube.com/watch?v=z_tndTFSY4o

Głuchnij i nie grzesz więcej! :D

Samozwańczy Lotny Dyżurny-Partyzant; Nieoficjalny członek stowarzyszenia Malkontentów i Hipochondryków

No ok, rozumiem. :)

Nie wiem, co mam Ci jeszcze napisać, CM, tak to wszystko dokładnie wyłożyłeś, że nie mam pytań. xD

“Kilka osób szukających wyjścia[-,] wpadło na nas.” – Lepiej by wypadło po zmianie szyku: Wpadło na nas kilka osób…

 

Kiedy zostaliśmy sami, poczułem na nadgarstku jej spoconą dłoń. 

– Chodźmy – powiedziałem, kiedy głosy na sali umilkły.”

 

Napisałaś, Saro, że nie trzeba znać Przydatności, by zrozumieć Światełko, ale przyznam, że mnie szereg rzeczy umknęło. Owszem, ogarniam ogólną ideę świata przyszłości, ale na przykład kompletnie nie rozumiem, co zrobiła Anie i jak, i skąd wszyscy wiedzieli, że to ona, i zupełnie nie kupuję tej fascynacji “jedyną choinką”, która rozprzestrzeniła się na cały świat. I nie wiem też co miała na celu scena w teatrze z Florence. Coś mi tu umyka :( 

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Hej, joseheim

Miło, że wpadłaś. Szyk i powtórzenie naprawione. Dzięki!

Cóż, zdaję sobie sprawę, że ze zrozumieniem tekstu może być problem. Nie podałam za dużo szczegółów, a w to, co zrobiła Anie trzeba po prostu uwierzyć. Życzymy i Światełka łączy tylko Czystka Pokoleniowa, reszta to historia innych bohaterów, a i w Światełku ta przyszłość nie jest aż tak odległa.

 

Akurat wczoraj wieczorem czytałam sobie “Sto lat samotności” Marqueza i natknęłam się na taki fragment: 

 

“Wtedy weszli do pokoju Josego Arcadia Buendii, szarpali go z całych sił, krzyczeli do ucha, przytknęli mu lusterko do ust, ale nie mogli go obudzić. Trochę później, gdy cieśla brał miarę na trumnę, zobaczyli przez okno padający deszcz maleńkich żółtych kwiatów. Padały całą noc jak milcząca burza, przykryły dachy, zatarasowały drzwi i przysypały na śmierć zwierzęta śpiące na dworze. Tyle ich spadło z nieba, że rankiem ulice były wyścielone grubym dywanem i trzeba było odgarniać kwiatuszki łopatami i grabiami, aby mógł przejść kondukt pogrzebowy”. 

 

Ale jakie kwiatuszki? Skąd? Po co? Dlaczego? To niemożliwe, przecież ten świat wydawał się całkiem realny, a dalej, przez przynajmniej jakieś kilkanaście stron zero wyjaśnień. 

Dlaczego przywołuję ten fragment? Żeby nieco rozświetlić, co z tymi mocami Anie. Ma takie moce, no i niestety, albo się to komuś spodoba, albo nie.

 

Dzięki, Joseheim, że podzieliłaś się swoją opinią. :)

 

No tak, Saro, ale, hm, wybacz, inaczej się czyta klasyka, a inaczej opowiadania na portalu NF. “Sto lat samotności” było dla mnie przede wszystkim dziwne, ale czytałam je na tyle dawno, że nie podejmę się analizy, co kupiłam bez zastrzeżeń, a czego nie. Informuję jedynie, że tutaj, w Twoim opowiadaniu, otrzymałam o wiele za mało informacji i nie kupuję tego, co zrobiła Anie – nie wiem jak i przeszkadzało mi to jako dziura w fabule. “Zrobiła tak, bo tak mi pasowało i już”. Rozumiem, że masz swoją wizję, jednak do mnie jako do czytelnika ona nie trafiła i nie, nie spodobało mi się to. Po prostu nie widzę w tym wszystkim szerszego kontekstu: scena w teatrze – Florence – główny bohater – Anie – choinka – nowa tradycja, która rozrosła się na cały świat. Moją jedyną reakcją jest: ? Nie widzę tu związków przyczynowo skutkowych i dlatego tekst nie przypadł mi do gustu.

"Nigdy nie rezygnuj z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie." - H. Jackson Brown Jr

Nie chodziło mi o to, żeby porównywać moje opowiadanie do klasyka, broń boże! :O Podałam ten fragment jako szeroko znany przykład. Może niepotrzebnie, bo źle ujęte i odebrane. :(

 

 

Cześć, Saro,

 

Trochę mi się zeszło, ale jestem. Podoba mi się motyw z czystką pokoleniową, że do końca tekstu czekamy na ujawnienie tej tajemnicy. Pomysł z jasełkami jako takim specyficznym typem performance’u też interesujący. Wielu ludziom to nie leży, ale mnie akurat tak, więc pochwalę, że tekst nie wygląda na zamkniętą całość, a jakiś solidny wycinek stworzonego już świata (coś masz też o tym we wstępie). Jakoś nie do końca leży mi momentami główny bohater, bo wydaje się jakiś taki rozdarty między niewyeksponowanymi wystarczająco sprzecznościami. Z drugiej strony zakończenie wiele z tego tłumaczy, więc to może być celowy zabieg.

Czytało się przyjemnie, może też zajrzę do zeszłorocznego tekstu.

Pozdrawiam

Hej, oidrin!

Fajnie, że zajrzałaś i że znalazłaś elementy, które ci pasują. :)

 

Pozdrawiam!

Przyznam, że podczas całej lektury przygrywała mi w tle bardzo świąteczna muzyczka, a pod koniec zrobiła się podniosła, idealnie podkreślając klimat opowiadania. W związku z tym podobało mi się jeszcze bardziej. ;)

Opowiadanie ma parę bardzo fajnych elementów. Na pewno jest to klimat drugiej części, motyw choinki i światełka. W tych ostatnich scenach i swoistym mini-epilogu naprawdę fajnie czuć świąteczną atmosferę, taką nadzieję na przyszłość. Jakoś tak cieplutko na sercu się robi.

“Życzymy Przydatności” nie czytałam, ale nie czułam, żeby brakowało mi kontekstu do zrozumienia opowiadania. Zwłaszcza, że po nazwie “Czystka Pokoleniowa” wiele można się domyślić.

Stylistycznie coś czasem zgrzyta, słowa nie płyną. Na szczęście tylko czasem; szczególnie z początku trafiło mi się parę takich zdań, potem było już lepiej. Jest też trochę słabszych punktów fabuły – rzeczywiście, początkowe sceny zdają się trochę mało powiązane z resztą wydarzeń, no i jak jedna osoba mogła doprowadzić do takiej awarii?

EDIT: Osobiście nie przepadam za motywami “przyszłość zła, nie pamiętają o świętach, ludzie stali się płytcy i w ogóle be”. Ale tu przymykam oko.

Ogólnie fajnie. Natomiast sama końcówka coś mi przypominała… ;)

deviantart.com/sil-vah

Hej, Silva

 

O kurczę, ta muzyczka faktycznie pasuje. xD

 

Cieszę się, że poczułaś ten klimat. O to najbardziej mi chodziło. :)

No z tą fabułą widzę, że nie tylko ty masz problem. Teraz już nic nie zmienię. 

 

O, no i takie skojarzenie bardzo mi się podoba. :D

 

Pozdrawiam! 

 

 

Potrzebowałem nieco zawieszenia niewiary, ale ogólne wrażenie jest na plus. Może niekiedy fabuła trzyma się na szwach, ale nadrabiasz świątecznym klimatem. Jest coś pocieszającego w tym, że zawsze znajdzie się ktoś, by walczyć z totalitarnym (bo na taki mi wygląda) światem.

Fabularnie trochę poszatkowane, ale nic nadzwyczaj utrudniającego czytanie.

Przyjemna lektura :)

Nie ukrywam, że głównie o klimat mi chodziło, chociaż teraz trochę żałuję, że bardziej nie pozszywałam fabuły. No ale już po ptakach. :D

 

Cieszę się, że znalazły się jakieś pozytywy. 

 

Dzięki za odwiedziny i komentarz, Zanaisie. 

 

Pozdrawiam! :)

Ciekawa wizja kapitalistycznego świata podniesiona do potęgi. Z ciekawością czytałam kolejne fragmenty, a gdy w tym surowym, nastawionym na zysk świecie natrafiłam na magię (w postaci Anie), jakoś mi się tak miło zrobiło :)

łowem ciekawa wizja przyszłości, w której umieszczasz promyczek nadziei na lepsze jutro. W tym konkursie jest naprawdę wiele tekstów, w których jest on brutalnie gaszony (co też ma swój urok), ale też fajnie, że nie wszyscy mamy podobnie fatalistyczne podejście :)

Hej, kasjopejatales!

Fajnie, że udało mi się Ciebie zaciekawić. Ten promyczek nadziei to miał być taki świąteczny punkt programu i głównie na tym mi zależało, żeby się ciepło robiło na serduszku. :)

 

Dzięki za komentarz. 

Pozdrawiam! :)

Choć nie wszystkie wydarzenia są dla mnie jasne i czytelnie, muszę powiedzieć, że to poruszające opowiadanie.

 

– Jam jest Ma­ry­ja dzie­wi­ca! ―> – Jam jest Ma­ry­ja Dzie­wi­ca!

 

niebo upstrzo­ne gwiaz­da­mi na za­wsze po­zo­sta­ło w pa­mię­ci każ­de­go, który się wtedy za­trzy­mał i spoj­rzał w niebo. ―> Czy to celowe powtórzenie?

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Fajne opowiadanie. Główny bohater z jednej strony gardzi światem, do którego należy, a z drugiej nie ma chęci, motywacji, czy zwyczajnie odwagi do tego, aby jednoznacznie mu się sprzeciwić. Pozostaje mu sarkanie na nowoczesną interpretację Jasełek i porównywanie partnerki do ,,tej drugiej”, którą wyżej sobie ceni. No cóż, dobrze, że Anie przejęła inicjatywę.

Z powodu kilku sekund ciszy i mroku wyłonił się chaos.

A nie miałaś na myśli:

 

Z kilku sekund ciszy i mroku wyłonił się chaos.

?

 

Pozdrawiam!

szeŚĆ Saro

 

Miłe, ciepłe, puchate przesłanko zaprawione goryczką obserwacji, że w nowych czasach tracimy coś fajnego ze starych czasów yes No i chyba światek z dystopii pożyteczności, jeśli dobrze odczytuję?

 

Ale się realizm z magicznością nie pozszywał ci do końca dobrze chyba. Mam wrażenie, że pointa z albumem dziadka nie wybrzmiała przez to. To taka seria drobnych zgrzytów i niepozamykanych wątków: jakiś szok anafilaktyczny na gunwniano sztukie w teatrze ni z tego ni z owego i szoku owegoż równie gwałtowne przeminięcie, jakiś przeskok do Annie, po którym człek się rzuca przez całe miasto, które gore i bandyty i krew i rozróby (nawet magicznej różdżki do obrony nie był wział), nagle ten strach tak jakoś łatwo przełamany, to wyciszenie takie krótkie i rwane (krótkie niech będzie, ale słowa nie były cienszkie jak kamjenje). Czyli czyta się dobrze, język cacy, ale fastrygę dałaś zamiast porządnego szwu na elementach tekstu. Klimat jest!

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

Hej, Reg

Dzięki za łapankę. Fajnie, że opowiadanie Cię poruszyło. :)

 

adam_c4

tobie również dziękuję! 

 

Rybo. :)

Dobrze odczytujesz, że światek z Pożyteczności się tu zaplątał. 

No wieeem, że trochę nie wyszło, ale teraz już trudno. Dobrze, że chociaż klimat w miarę się udał. 

 

Wesołych Świąt! <3

Hm. Nie za bardzo wiem, co myśleć o tym opowiadaniu.

 

Po przedmowie rozumiem, że nawiązujesz do innego swojego tekstu – może jeśli przeczytam tamten, zrozumiem coś więcej? W każdym razie, muszę przyznać, że zestawienie „magii świąt” z tym kapitalistycznym światem troszkę mi nie pasuje, tak jakbyś dopasowała te święta nieco „na siłę” do świata wymyślonego wcześniej. Ale to tylko moje, subiektywne zdanie :)

 

To ja, Adrian – odpowiedziałem, jakbyśmy ostatnio widzieli się wczoraj.

 

Jeśli Adrian właśnie wszedł 35 pięter na piechotę… to raczej byłoby tak

 

Hy hyyy, haaahaa – wydyszałem.

 

Pozdrawiam :)

Precz z sygnaturkami.

Hej, Niebieski_kosmito! 

Miło Cię tu gościć. 

 

A to chyba nie jesteś pierwszym czytelnikiem, który nie wie, co myśleć. xD

 

W każdym razie, muszę przyznać, że zestawienie „magii świąt” z tym kapitalistycznym światem troszkę mi nie pasuje, tak jakbyś dopasowała te święta nieco „na siłę” do świata wymyślonego wcześniej.

 

No mi tam akurat idealnie pasowało wybicie całego pokolenia z niewiedzą na temat świąt, ale rozumiem, że bez znajomości poprzedniego tekstu może to być utrudnione. Hmm… No już trudno. xD

 

Jeśli Adrian właśnie wszedł 35 pięter na piechotę… to raczej byłoby tak

 

– Hy hyyy, haaahaa – wydyszałem.

 

Masz absolutną rację! :D

 

Pozdrawiam! :)

Cześć, Saro!

Przyjemne czytadło zaserwowałaś, z paroma bardzo ciekawymi elementami wizji przyszłości. Pojawiały się nienachalnie i były spójne, to plus.

Do połowy czytało mi się dobrze, ale odkąd weszła Anie, miałem wrażenie, że czytam zupełnie inny tekst. W przedmowie wspominasz o nawiązaniach do jakiegoś innego opowiadania, którego nie znam i może stąd wynika moja dezorientacja. Odebrałem tę historię tak, że bohater najpierw jest na niezbyt udanej randce z Florence, gdzie nota bene bardzo fajnie opisujesz realia swojego świata, a potem znikąd wyskakuje jakaś inna laska, która okazuje się do tego wielką miłością bohatera i która tłumaczy, co się właściwie stało. Prawdę mówiąc, Anie do końca pozostała mi obojętna (choć to jedno zdanie, którym zarysowałaś jej śmierć, uważam za niebywale zgrabne i udane), z kolei szkoda mi Florence, którą zostawiono, wręcz wyrzucono jak zużytą parę butów.

Takie mam przemyślenia po lekturze. Ponadto zbyt wiele mi chyba uciekło, bo nie ogarnąłem, skąd ta fascynacja choinką, jak Anie wyłączyła prąd na świecie i parę pomniejszych detali.

Toteż przeczytałem bez przykrości, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że coś mi jednak umknęło. :<

Cześć, MrBrightside!

 

“Do połowy czytało mi się dobrze…”

 

Kurczaczki, to już mój drugi tekst, który czytało Ci się dobrze do połowy. xD

 

Prawdę mówiąc, Anie do końca pozostała mi obojętna (choć to jedno zdanie, którym zarysowałaś jej śmierć, uważam za niebywale zgrabne i udane), z kolei szkoda mi Florence, którą zostawiono, wręcz wyrzucono jak zużytą parę butów.

 

Fajnie, że chociaż jedna bohaterka zdołała wzbudzić jakieś uczucia. :) I z Florence, niestety, dokładnie tak było. Bohater traktował ją jako zamiennik, zapychacz i umilacz czasu.

Ta krótka historia faktycznie jest podzielona na dwie części, a to dlatego, że bohater jest uczestnikiem wydarzeń, ale sam nie ma wpływu na to, co się dzieje, nie jest nawet osobą kluczową. Tak to sobie wymyśliłam. Ale chyba nigdy więcej. ;)

 

Ponadto zbyt wiele mi chyba uciekło, bo nie ogarnąłem, skąd ta fascynacja choinką, jak Anie wyłączyła prąd na świecie i parę pomniejszych detali.

 

No cóż, nie jesteś pierwszy, który ma takie odczucia. Najwyraźniej coś poszło nie tak. :<

A Anie wyłączyła prąd za pomocą magii świąt. ;) Miała nadprzyrodzone moce. Mogłam to dodać w tekście gdzieś między wierszami, ale sądziłam, że tyle wystarczy. Mój błąd, przecież nikt mi w głowie nie siedzi, a faktycznie w tym opowiadaniu jest sporo niedopowiedzeń, które można sobie interpretować, choć miałam nadzieję, że każde dopowiedzenie pójdzie w podobnym kierunku. 

 

Dziękuję za czytanie i komentarz. :)

Trochę mi się podobało, trochę nie.

Nie przypadła mi do gustu Florence – taka dość typowa słodka idiotka, od dramatyzowania i wyglądania. Rozumiem, że po mieście szła w butach, ale jak już doszli do jego budynku, to pomysł z wniesieniem jej na 17. piętro, zamiast po prostu wejścia po schodach boso, brzmi dość kuriozalnie. Facet musiał być ostro napakowany ;-)

Zdziwiło mnie też, że tak szybko miasto ogarnął totalny chaos.

Relacja z Anie wypada ciekawej, choć to też tylko zarys. Nie wiemy, co ich łączyło, i jeśli Anie była miłością życia bohatera, to dlaczego tak mało o niej wiedział. Nie rozumiem, dlaczego jej krok prowadził do jej śmierci, a nie do zatrzymania. Pojawia się jeszcze motyw rzeki. Wszystko, co się w tekście dzieje jest zarysowane bardzo pobieżnie – to mogłoby się obronić, ale przy większej ilości szczegółów, informacji o tym świecie, rozbudowie relacji między bohaterami.

W ogóle Anie jako postać, która wyłącza prąd i przywraca ludziom tradycję i umiejętność spoglądania w gwiazdy jest bardzo fajnie pomyślana – tylko, że chciałoby się więcej :-)

Warsztatowo – są jakieś drobne zgrzyty, czasami się o coś potykałam, ale całościowo czytało się dobrze.

 

It's ok not to.

Hej, dogsdumpling,

dziękuję, że zajrzałaś, przeczytałaś, skomentowałaś. 

Szczerze mówiąc, to ja już nie wiem, co mam odpowiedzieć, bo już chyba każdemu odpisywałam, że ok, wiem, popsułam, mogłam lepiej. :)

 

To może przy okazji wyznam, że… UWAGA! 

TO OPOWIADANIE (PONIEKĄD) SIĘ SPEŁNIŁO! 

 

Wyjaśniam: 

u mnie na wsi, w Wigilię, wyłączono prąd. xD

 

Dodam również, że w Połacie płócien… “przewidziałam” pandemię. ;)

 

Jakby ktoś miał jakieś życzenia, to zbieram zamówienia na samospełniające się opowiadania. :D

 

A tak poważnie, dzisiaj zabrałam się za rozbudowę tego opowiadania, już nie pod konkurs świąteczny. Nie wiem, czy wstawię je tu wkrótce, czy dopiero za jakiś czas (możliwe, że poślę do Fantazmatów), ale jeśli ktoś będzie miał ochotę dowiedzieć się więcej o tym świecie, Anie itd. to się jakoś przypomnę. ;)

Kozackie. Nie miałem jeszcze czasu przeczytać wszystkich konkursowych opowiadań, ale z tych które czytałem to najlepsze. Nie wszystko wszystkim się będzie podobać, jak to w życiu. Dla jednych Florence to słaba postać, dla innych (np mnie) sprytny fortel, dzięki któremu wiemy że uczucie głównego bohatera do Anie wciąż się tli. Słowem: gitara :D Pozdrawiam

nnaderowypisze, cześć! :)

 

Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa. Cieszę się, że “Ostatnie światełko…” Ci się spodobało. Takie komentarze zawsze działają na mnie motywująco. :)

 

Pozdrawiam! :)

 

Hmmm. O przydatności czytałam wiele tekstów temu i już niewiele pamiętam. Przez to miałam wrażenie, że powinnam rozpoznać Anie, wiedzieć, skąd ma te supermoce. I czułam, że coś mi umyka. Obawiam się, że bez przedmowy czytałoby mi się lepiej.

Dlaczego jedna Anie miała dziadka i coś pamiętała, a reszta nie?

Jakby ktoś miał jakieś życzenia, to zbieram zamówienia na samospełniające się opowiadania. :D

Napisz coś o zakończeniu pandemii. ;-)

Nie każdy zapomniał o jedynych na Ziemi światłach w tamtą grudniową noc.

Górnolotnie brzmi. Ale Ziemia jest kulą, zawsze (pomijam zaćmienia) na połowie powierzchni jest dzień. Gdzieś tam prąd padł o czwartej nad ranem i mało kto to zauważył…

Babska logika rządzi!

Cześć, Finklo!

 

Hmmm. O przydatności czytałam wiele tekstów temu i już niewiele pamiętam. Przez to miałam wrażenie, że powinnam rozpoznać Anie, wiedzieć, skąd ma te supermoce. I czułam, że coś mi umyka. Obawiam się, że bez przedmowy czytałoby mi się lepiej.

Dlaczego jedna Anie miała dziadka i coś pamiętała, a reszta nie?

 

Było prawie rok temu. Może masz rację, że bez przedmowy byłoby lepiej, ale w tym tekście tego świata przydatności jest jeszcze mniej niż w poprzednim, więc zaryzykowałam i w przedmowie dałam info.

 

Dlaczego jedna Anie miała dziadka i coś pamiętała, a reszta nie?

 

A to mogłam też zawrzeć w tekście, miałam jeszcze na to znaki. :/ Bije się w pierś. Nie wiem, czy to komuś coś pomoże, ale wczoraj skończyłam rozszerzać tę historię, by nie było już niejasności. (Pewnie za jakiś czas wrzucę na forum). Chociaż ten świat w mojej głowie zrobił się tak szczegółowy, że nie wiem, czy jedno opowiadanie wystarczy, żeby pokazać go w całości. :D

 

Napisz coś o zakończeniu pandemii. ;-)

 

Hmm… Dobre. Może drabble i niech się spełnia! :D

 

Górnolotnie brzmi.

 

Też mi się tak trochę wydawało. 

 

Ale Ziemia jest kulą, zawsze (pomijam zaćmienia) na połowie powierzchni jest dzień. Gdzieś tam prąd padł o czwartej nad ranem i mało kto to zauważył…

 

Prawda. Ale może firmy (a może w tym czasie na Świecie była tylko jedna Firma dostarczająca prąd) zauważyły, że nie ma prądu… 

Ponownie biję się w pierś. Mogłam jeszcze dodać te kilka znaków dla jasności, ale też z drugiej strony miałam wrażenie, że stanie się jak w fizyce i astronomii – im więcej człowiek odkrywa, tym więcej ma nowych pytań. xD

Niestety moim zdaniem koncepcja opowiadania bardzo ucierpiała w tym limicie, który mocno uszczuplił treść, co wpłynęło na cały tekst. Jak dla mnie zbyt dużo chciałaś pokazać w tak krótkim czasie, a przez to postacie, które wykreowałaś w ogóle nie zyskały na wiarygodności. Ich decyzje zdawały mi się nie do końca zrozumiałe. Nie podoba mi się w tekstach, jak postaciom brakuje wiarygodności, a takie właśnie mam odczucia względem Twojego opowiadania.

"Myślę, że jak człowiek ma w sobie tyle niesamowitych pomysłów, to musi zostać pisarzem, nie ma rady. Albo do czubków." - Jonathan Carroll

Dziękuję, Morgiano, za komentarz i opinię. :)

Podobało mi się :)

Przynoszę radość :)

Nowa Fantastyka