- Opowiadanie: aker - Miriam

Miriam

Miriam w katedrze.

Dyżurni:

Finkla, bohdan, adamkb

Oceny

Miriam

Władzę nad miastem objęły czarne chmury. Słońce dogorywało ostatkiem sił na zachodnich krańcach. Deszcz ani na chwilę nie przestał padać, choć dzięki temu Miriam mogła przemieszczać się uliczkami miasta niepostrzeżenie. Jej policzki zroszone nie tylko kroplami deszczu i czarny woal na głowie skrywały paniczny lęk przed czekającym ją wyrokiem. Była poszukiwana przez wszystkich, choć już nie pamiętała, co złego uczyniła. Jej nagie stopy grzęzły w głębokim błocie pozostawiając za sobą ślady nienaturalnych kształtów. Czuła przenikliwy chłód gliniastej ziemi, przeciskającej się pomiędzy palcami stóp jak przez sito a jej długa spódnica – jakby celowo – starała się zatuszować ślady. Nie miała pojęcia, dlaczego jest opatulona jedynie kawałkiem płótna oraz potarganą, brudną spódnicą. Czuła na plecach oddech prześladowców, ich szepty, nawoływania i złowieszcze pomstowanie.

Obok chałupy kowala przystanęła, oparła się o koła drewnianego wozu stojącego przed obejściem i zamyśliła się. Przez krótką chwilę znalazła się w krainie wspomnień. Spojrzała na jasne oblicze kowala, gdy ten podawał jej gałązki wierzby splecione w wieniec, który rzuca się na wodę, aby niósł dobre wróżby. Wtedy słońce oświetliło jego twarz przynosząc ciepło jej sercu i żar w dziewiczym łonie. Żar był tak mocny, że dotarł nawet do koniuszków stóp. Mocno pożałowała tej chwili, gdy rzucając na niego spojrzenie związała go swym mrokiem. Wiedziała dobrze, że kto raz spojrzy w jej lustrzane oczy, doznaje zatracenia i pada na niego wyrok. Do światła wiodła ją chęć życia, pragnienie dopełnienia istoty wiecznych kołowrotów, konsekwencja grzechu zapomnienia. Dziewicza panna żyjąca wśród leśnych sióstr złamała przykazanie, choć znała tajemnicę bólu narodzin. Zatracona w czystości strumyków i wiecznym kamieniu zawsze była dziewicą. Lecz po pewnym czasie wydało się jej, że czuje samotność wśród sióstr. Zapomniała o bólu narodzin i wyruszyła ścieżką cierpienia.  

Na nic zdały się wyroki o prastarych prawdach: wszystko powraca, zaczyna się powtarzać jak wskazania kosmicznego zegara. Od czasu spotkania kowala nie miała już swej ostoi w leśnych ostępach. Coraz częściej obezwładniała ją tęsknota. Pochodziła ze starego świata, który dawno temu umarł. Istniał tylko gdzieś głęboko w jej wspomnieniach. To był stary świat, chory świat, który nienawidził śmierci. Jego cykle stawały się coraz krótsze i krótsze, aż w końcu ludzie przestali żyć przeszłością. Skupili się tylko na przyszłości. Nikt w porę nie spostrzegł, że zaczynają umierać wcześniej niż się rodzą. To był niezauważalny koniec starego świata. Pamięć o nim istnieje, jest zapisana we wszystkim co nas otacza, lecz jest to prawda ukryta na tyle głęboko aby nie powracać zbyt szybko do ludzkich serc. Gdy nawet się to zdarzy, trwa krótko i jest bólem narodzin w męczarniach, choć nikt wówczas nie ma pojęcia czy to narodziny czy przedwczesna śmierć.

 

Dziewczyna zaczęła biec szybko słysząc ujadanie psów. Zmierzała do wielkiej katedry. Czuła, że tam musi się odnaleźć. Na swojej drodze nie spotkała nikogo, jakby miasto nagle opustoszało z przerażenia. Gdy zbliżała się do katedry, ujrzała w pobliżu ludzką postać. Szeroko rozpostarte ramiona i olbrzymia postura wzbudziły w niej dodatkowy lęk. Było ciemno i nie mogła dostrzec szczegółów. Wyglądała zza muru i bała się uczynić następny krok. Niestety nie było innej drogi do katedry, ponieważ budowla otoczona była fosą, z jedynym przejściem obok tej nieruchomej postaci. Dziewczyna nie pamiętała już, że w tym miejscu na małym skwerku posadzono drzewo, które z biegiem czasu zaczęło przyjmować ludzkie kształty. Gdy zrobiła krok, poczuła szarpnięcie. Z nieuwagi zahaczyła nakryciem o drewniany płot i roztargała płótno skrywające jej nagie ciało.

Tymczasem na niebie wystąpiły znaki. Boski wiatr na nowo napierał na miejskie mury a burza zdawała się gromadzić na nowo swoje moce. Uderzenie pioruna i błysk olśniło dziewczynę i przypomniała sobie stojącą obok katedry wierzbę. Z ulgą pomyślała, że wszyscy przestraszyli się burzy i uciekli w popłochu. W tych czasach panowało przekonanie, że kara siedzącego w niebiosach może być bardzo surowa. Na widok piorunów, przed oczyma zamajaczyły jej iskry ognia wydostające się z rozgrzanego do czerwoności pieca. Czuła ogień, który chroni jej delikatne dłonie i ukrywa kruczoczarne włosy w płomiennym centrum. Ujrzała siebie jako źródło światła, które spożyła w boskim uniesieniu. Im bardziej zbliżała się do katedry, tym bardziej jej wspomnienia powracały. Każdy myśl dodająca jej otuchy otwierała nową gałązkę wspomnień. Jakby na nowo chciała odtworzyć przebieg zdarzeń, choć paraliżujący strach wypierał to najważniejsze.

Wreszcie pod stopami poczuła kocie łby otaczające katedrę. Poczuła grunt i przeszywające zimno, schronienie. Weszła niepostrzeżenie, spojrzała wokoło – nie było nikogo. Zrzuciła z siebie resztki ubrania odsłaniając nagie piersi. Jej nieskazitelne ciało przybrało kolor księżycowego błękitu utkanego światłem gwiazd, a twarz zdała się rozbłyskiem białej iluminacji, niczym lustrzanego obłoku na niebiosach. Długie, kręcone włosy rozlały się na nagości jak rzeki wśród dolin na kształt ośmiu warkoczy. Spojrzała w górę, na sklepienie, spodziewając się otwartej przestrzeni i światła gwiazd. Nigdy wcześniej nie była w świątyni. Ujrzała ciemność, a w niej oblicza świadków wspomnień. Poczuła ból narodzin, dawne misterium i ciepło bijące z serca. Na ścianach obrazy przemówiły, ujrzała śmierć, którą niesie. Ujrzała tajemniczy krąg leśnych drzew. Potem siostry wypełniające przykazania, otoczone gwiezdnym pyłem narodzin. Na środku gorejący płomień i on. Jego ciało szarpane i spożywane w ekstazie. Światło zalewało nieboskłon odsłaniając złote kłosy zbroczone krwią jedynego. Umierał w nieskończoności. Wiedziała już, że nigdy nie zazna spokoju. W rogu katedry ujrzała wysoką postać o metalicznym obliczu skrytym pod kapturem. Groźnie spojrzał na nią, wykręcając twarz w niemym krzyku. Otwierał boczną nawę, za która była już tylko otchłań. Gdy nagły piorun uderzył w dach świątyni – odsłaniając gwiaździste niebo, z górnych partii w niebo wzbiły się gołębie a z nimi nietoperze. 

Koniec

Komentarze

W imieniu wszystkich czytelników dziękuję za podzielenie się tekstem. Na plus niewątpliwie zaliczę utrzymanie przez całą jego długość podniosłego i mrocznego klimatu. Co do minusów… och tak, będzie żerowisko dla Ślimaka Zagłady…

Miriam w katedrze.

Imiona mają swoje znaczenie, a to akurat jest bardzo obciążone znaczeniami. Trzeba mieć dobry, przemyślany powód, aby wybrać dla swojej bohaterki hebrajską formę imienia Maria…

Słońce dogorywało gdzieś ostatkiem sił na zachodnich krańcach.

Zapewne na krańcach nieboskłonu, ale to nie jest coś, co należy pozostawiać domysłom czytelnika. Poza tym nie dogorywa się ostatkiem sił; dogorywanie jest jedną z bardzo nielicznych czynności, które można z powodzeniem ukończyć, nawet jeżeli całkiem się opadnie z sił.

Zbliżał się wieczór.

Czyż nie dowiedziałem się tego z poprzedniego zdania?

choć dzięki temu Miriam mogła przemieszczać się uliczkami miasta niepostrzeżenie.

Ciekawe; przemykając się w gwarze i upale, zazwyczaj zwracam na siebie uwagę mniej niż jako jedyny przechodzień rozbryzgujący kałuże.

skropione nie tylko kroplami

Na Twoim miejscu starałbym się nie umieszczać tak blisko siebie słów pochodzących od wspólnego rdzenia.

Była poszukiwana przez wszystkich, choć już nie pamiętała co złego uczyniła.

Przecinek przed “co złego” niezbędny. Poza tym tak sformułowane zdanie budzi przykre podejrzenia co do zdolności intelektualnych bohaterki. Rozumiem, że ma to budować klimat, ale zamiast tego każe przypuszczać, że mamy do czynienia z niepełnosprawną umysłowo (w wyniku wrodzonej lub nabytej choroby). Zdrowa osoba nie zapomni, dlaczego jest prześladowana.

Jej nagie stopy grzęzły w głębokim błocie

To nie mogło być przyjemne, domaga się jednak wyjaśnień. Jeżeli miałoby coś symbolizować, symbol ten wydaje się słabo zarysowany; jeżeli zwyczajnie nie stać jej na buty, wątek ekonomiczny domaga się rozwinięcia; a może chodzi tylko o upokorzenie Miriam w narracji, bez wnikania w szczegóły, komu to na co potrzebne?

Czuła przenikliwy chłód gliniastej ziemi przeciskającej się pomiędzy palcami stóp jak przez sito a jej długa spódnica, jakby celowo starała się zatuszować ślady.

Proponuję następującą interpunkcję: Czuła przenikliwy chłód gliniastej ziemi, przeciskającej się pomiędzy palcami stóp jak przez sito, a jej długa spódnica – jakby celowo – starała się zatuszować ślady. Przy okazji proszę odnotować, że spódnica nie zaciera śladów stóp w gliniastym błocie, chyba że obciąży się ją u spodu ołowiem. Przez sito natomiast przecieka się, a nie przeciska (utarty związek frazeologiczny).

Nie miała pojęcia dlaczego jest opatulona jedynie kawałkiem płótna oraz potarganą, brudną spódnicą.

Przecinek przed “dlaczego”. Nasilają się podejrzenia, że Miriam dopiero co była czymś zatruta lub zwyczajnie pijana do nieprzytomności (co także stanowi formę zatrucia).

Czuła na plecach oddech prześladowców, ich szepty, nawoływania i złowieszcze pomstowanie.

Ze wszystkich wyliczonych rzeczy tylko oddech można poczuć na plecach.

Obok chałupy kowala przystanęła

Zakładając nawet, że powyższe działo się wyłącznie w wyobraźni bohaterki, nie powinno jej to raczej skłaniać do przystawania…

który rzuca się na wodę aby niósł dobre wróżby.

Przecinek przed “aby”.

Wtedy słońce oświetliło jego twarz przynosząc ciepło jej sercu i żar w dziewiczym łonie.

Chociaż nie jest to chyba ściśle wymagane, w takiej konstrukcji zdecydowanie byłbym skłonny postawić przecinek przed imiesłowowym równoważnikiem zdania. To samo tyczy się jeszcze kilku miejsc w tym opowiadaniu, czego już nie będę osobno zaznaczał. Wrażenie, jakie na dziewczynie wywarł oświetlony słońcem kowal, zdaje się bardzo hiperboliczne, ale to już przyjmuję jako świadomy zabieg narracyjny.

Żar był tak mocny, że dotarł nawet do koniuszków stóp.

Koniuszków palców u stóp, powiedziałbym. W ogóle dziwnie dużo tutaj wzmianek o stopach. Inspiracja Leśmianem?

Mocno pożałowała tej chwili, gdy rzucając na niego spojrzenie związała go swym mrokiem.

Ponieważ chwilowo narracja toczy się z punktu widzenia wspomnień, należałoby napisać Miała mocno pożałować tej chwili

Wiedziała dobrze, że kto raz spojrzy w jej lustro doznaje zatracenia i pada na niego wyrok.

Przecinek przed “doznaje”. Co gorsza, “spojrzy w jej lustro” sugerowałoby najdosłowniej wizytę w garderobie; “lustro” anatomicznie oznacza tylko jasną plamę w tylnej części sarny. Chodziło zapewne o lustro jej oczu, ale to trzeba napisać. Z kolei zatracenie nie jest czymś, czego się doznaje – zatraceniu się podlega.

Wiodła ją tam chęć życia, pragnienie dopełnienia istoty wiecznych kołowrotów

Dokąd to jest “tam”? Logicznie należałoby wnioskować, że do domostwa kowala, we wcześniejszej części wspomnień, zanim go uwiodła, ale to w żaden sposób nie wynika ze struktury zdania. A z tą istotą kołowrotów to już całkiem kosmiczna stylizacja.

Dziewicza panna żyjąca wśród leśnych sióstr złamała przykazanie, choć znała tajemnicę bólu narodzin.

Teraz z kolei zaczynam przypuszczać, że ta Miriam to jakaś boginka natury, skoro żyła wśród leśnych sióstr i wyraźnie ma pewne moce paranormalne. Ból narodzin natomiast tłumaczy się bardzo prosto: płód zamierzający zostać noworodkiem ma na ogół trochę za dużą głowę, aby się bezkolizyjnie zmieścić w kanale rodnym. Wątpię, czy stanowiło to tajemnicę nawet dla prehistorycznych społeczności zbieracko-łowieckich.

Zatracona w czystości strumyków i wiecznym kamieniu zawsze była dziewicą.

Słowa “zatracenie” nie należy używać zbyt często, “dziewica” w dwóch kolejnych zdaniach to także gruba przesada, szczególnie że nie bardzo wiadomo, po co komu powielenie tej informacji. I czym tutaj jest ten “wieczny kamień”?

Lecz po pewnym czasie wydało się jej, że czuje samotność wśród sióstr.

Tylko jej się wydało? A Ty wiesz lepiej i stanowczo twierdzisz, że tak naprawdę wcale nie czuła samotności?

i wyruszyła ścieżką cierpienia.

Określenie tak wysublimowane, że aż zwątpiłem, czy dobrze rozumiem opowieść. Te słowa naprawdę dotyczą puszczenia się z kowalem?

Na nic zdały się wyroki o prastarych prawdach: wszystko powraca, zaczyna się powtarzać jak wskazania kosmicznego zegara.

Jakie wyroki tyczą się tych prastarych prawd i czemu są tutaj istotne? Przypuszczam z kontekstu, że miało chodzić o same prastare prawdy, ale i one nie wydają się ściśle związane z sytuacją bohaterki. Co jej się właściwie zaczęło powtarzać?

Pochodziła ze starego świata, który dawno temu umarł. Istniał tylko gdzieś głęboko w jej wspomnieniach. To był stary świat, chory świat, który nienawidził śmierci. Jego cykle stawały się coraz krótsze i krótsze, aż w końcu ludzie przestali żyć przeszłością.

Po pierwsze, świat pochodzenia Miriam to najwyraźniej świat boginek leśnych i do niego należałoby odnosić te słowa, ale nagle pojawiają się ludzie, którzy przestali żyć przeszłością. Skąd tam się wzięli ci ludzie? Po drugie, w takiej Polsce na przykład ludzie wcale nie przestali żyć przeszłością, ale na zdrowie im to nie wychodzi.

prawda ukryta na tyle głęboko aby nie powracać zbyt szybko do ludzkich serc.

Przecinek przed “aby”.

choć nikt wówczas nie ma pojęcia czy to narodziny czy przedwczesna śmierć.

Przecinki przed obydwoma “czy”. Cały ten fragment zdaje się próbą skierowania morału do odbiorcy – szkoda, że zupełnie nieczytelnego.

Niestety nie było innej drogi do katedry, ponieważ budowla otoczona była fosą

Oryginalne rozwiązanie. Nie mówię, że niemożliwe, ale chyba wypadałoby to uzasadnić. Historycznie, kościołów obronnych nie otaczano fosami.

Z nieuwagi zahaczyła wierzchnim nakryciem o drewniany płot i roztargała płótno skrywające jej nagie ciało.

Jeżeli pod nakryciem znajdowało się nagie ciało, to owo nakrycie nie było wierzchnie…

Boski wiatr na nowo napierał na miejskie mury a burza zdawała się gromadzić na nowo swoje moce.

Przecinek przed “a”. Pozbyć się powtórzenia “na nowo”. “Boski wiatr” stanowi kolokację kojarzącą się jednoznacznie z kamikadze, w tym kontekście nieuzasadnioną.

przypomniała sobie stojąca obok katedry wierzbę.

Stojącą.

i uciekli w popłochu. W tych czasach panowało przekonanie, że kara siedzącego w niebiosach może być bardzo surowa.

Gdyby mnie kto zapytał, prawdopodobnie uciekli raczej dlatego, że porażenie piorunem bywa niezdrowe. Boga zresztą nie tytułuje się “siedzącym w niebiosach”, to brzmi komicznie.

Czuła ogień, który chroni jej delikatne dłonie i ukrywa kruczo czarne włosy w płomiennym centrum.

Własne włosy ukryte w centrum pożaru dla większości ludzi nie stanowią uspokajającej wizji, wręcz przeciwnie. “Kruczoczarne” pisze się łącznie. Nie jest to też szczególnie oryginalna barwa włosów, chyba ze 2/3 bohaterek literatury fantasy taką ma.

Ujrzała siebie jako źródło światła, które spożyła w boskim uniesieniu.

Przeciętnemu czytelnikowi, któremu obce są podobne doznania, to zdanie mówi niezbyt wiele o stanie psychicznym Miriam.

Poczuła grunt i przeszywające zimno, schronienie.

Zdanie niespójne. Grunt, przeszywające zimno i schronienie to trzy zgoła odrębne koncepcje.

Weszła niepostrzeżenie, spojrzała za siebie – nie było nikogo.

Kiedy sprawdzam, czy wszedłem dokądś niepostrzeżenie, spoglądam przed siebie i na boki.

Zrzuciła z siebie resztki ubrania odsłaniając nagie piersi.

Jeżeli kompletnie zrzuciła z siebie resztki ubrania, odsłoniła nie tylko piersi.

Jej nieskazitelne ciało przybrało kolor księżycowego błękitu utkanego światłem gwiazd a twarz zdała się rozbłyskiem białej iluminacji, niczym lustrzanego obłoku na niebiosach.

Niedobrze. Żadne oświetlenie katedry nie uzasadnia takiej wariacji kolorystycznej. Przecinek przed “a” niezbędny.

Długie, kręcone włosy rozlały się na nagości jak rzeki wśród dolin na kształt ośmiu warkoczy.

Andrej Sládkovič lepiej sobie radził z metaforami geograficznymi. Z konstrukcji zdania wynikałoby, że to te rzeki wśród dolin miały kształt ośmiu warkoczy. Włosy rozlewające się na nagości to – jak dla mnie – trochę przesadne zastosowanie synekdochy abstrakcji.

Spojrzała w górę, na sklepienie, spodziewając się otwartej przestrzeni i światła gwiazd.

Wracam do podejrzeń, że jakaś mało inteligentna ta Miriam. Dach katedry na ogół bywa nieźle widoczny z zewnątrz, zwłaszcza z oddali. A przecież już tam bywała, skoro przypomniała sobie wierzbę.

Nigdy wcześniej nie była w świątynni.

“Świątynni” to bywali chłopcy – rodzaj służących czy też robotników najemnych, którzy wykonywali proste prace w rodzaju przynoszenia kapłanom wody i jedzenia, zliczania datków, osuszania podpiwniczeń, siania niepokojów społecznych oraz zaspokajania żądz przełożonych. Budynek zaś nazywamy “świątynią”, nie “świątynnią”.

Ujrzała ciemność a w niej oblicza świadków wspomnień.

Przecinek przed “a”. Należy się wytłumaczenie, kto to jest świadek wspomnienia.

Na ścianach obrazy przemówiły, ujrzała śmierć którą niesie.

Przecinek przed “którą”, abstrahując od dziwactwa wizji.

Jego ciało szarpane i spożywane w ekstazie.

Takie urojenia zapewne można mieć po latach życia klasztornego, ale dziewczyna z zewnątrz?

Wiedziała już że nigdy nie zazna spokoju.

Przecinek przed “że”.

W rogu katedry ujrzała wysoką postać o metalicznym obliczu, skrytą kapturem.

Może “… o metalicznym obliczu skrytym pod kapturem”? I po czym poznaje się metaliczność oblicza?

Otwierał boczną nawę, za która była już tylko otchłań.

A to mi przypomina taki cytat: Koniec świata jest bliżej, niż się wszystkim wydaje, koniec świata to wzgórze, za nim nie ma już nic… Poważniej – to już stwierdzenie obiektywne, nie zaś fragment postrzępionej wizji, więc można oczekiwać sensu logicznego. Tymczasem boczna nawa jest przestrzenią w kościele oddzieloną od nawy głównej rzędem kolumn, pomiędzy którymi swobodnie się przechodzi i nie potrzeba niczego otwierać. Czemu za boczną nawą miałaby być otchłań, tym trudniej zrozumieć. Jeżeli dobrze pamiętam uprzedni opis katedry, za boczną nawą powinna być jej ściana, a potem fosa.

Gdy nagły piorun uderzył w dach świątynni, z górnych partii w niebo wzbiły się gołębie a z nimi nietoperze.

Poprawić pisownię “świątyni”, postawić przecinek przed “a”, wyjaśnić logicznie, którędy zwierzyna wydostała się z budynku.

 

 

Po lekturze całości trudno mi zrozumieć, czego tak naprawdę dotyczy to opowiadanie czy może scenka. Chwilami miałem wrażenie, że mowa o bóstwie przedchrześcijańskim, które sprzeniewierza się swoim pobratymcom i oddaje w służbę Chrystusa. Chwilami – że o niepełnosprawnej umysłowo wiejskiej dziewczynie, która zaszła w ciążę z kowalem i poroniła. Bez pomocy autorskiej niepodobna wybrnąć spomiędzy tych sprzecznych koncepcji. Do końca nie dowiadujemy się, kto ją właściwie prześladował i dlaczego. Tekst zdaje się przesycony środkami stylistycznymi, które budują klimat kosztem sensu.

 

Niezależnie od wszystkich uwag, mam wrażenie, że tekst może zdradzać objawy talentu i zmysłu obserwacji rzeczywistości. Nie wątpię, że przy odpowiednim zaangażowaniu następne opowiadania będą warte lektury i bardziej udane technicznie: trening czyni mistrza.

 

Pozdrawiam Cię, Akerze!

Chciałem tutaj wyłapać kilka rzeczy, ale Ślimak wypunktował już większość z tych rzeczy, które nie grają.

Odniosę się jedynie do treści. Krótko, bo tak naprawdę nie wiem co oznacza ta scenka. Wydawało mi się na początku tekstu, że może to dziewczyna, ożywieniec, który nie jest świadom tego, że nie żyje. A ci, którzy jej poszukują, to demony/diabły/duchy, które chcą sprowadzić ją z powrotem w zaświaty. Potem pomyślałem, po wzmiance o lesie, siostrach, cyklach, że to może jakaś driada albo inna lesna istota, która pamięta stare czasy, ale chce obcować z ludźmi, nie tylko z istotami swojego gatunki. A potem już niczego nie podejrzewałem, bo fabuła utonęła w przeszarżowanych, poetyckich opisach, których znaczenia nie do końca pojmuję. O, jak ten tutaj:

 

ej nieskazitelne ciało przybrało kolor księżycowego błękitu utkanego światłem gwiazd a twarz zdała się rozbłyskiem białej iluminacji, niczym lustrzanego obłoku na niebiosach. Długie, kręcone włosy rozlały się na nagości jak rzeki wśród dolin na kształt ośmiu warkoczy.

Ta poetyka IMHO zabiła przekaz, zaciemniła go i spowodowała, że nie wiem gdzie on jest i jaki jest.

 

Pozdrawiam

Q

Known some call is air am

Cześć. Nie poddawaj się, odpowiadaj na komentarze i szlifuj warsztat, można się dużo nauczyć. :)

W tym opowiadaniu widzę ciekawy pomysł, klimat też mi się spodobał. Nad wykonaniem warto sporo popracować. Przede wszystkim – akapity. Porozdzielaj tekst na mniejsze części, łatwiej będzie go czytać. Wprowadź dialogi. Sprawdź przecinki, wielu brakuje.

Cały czas opowiadasz zamiast pokazywać. Przykładowo, z tego fragmentu wyszłaby ciekawa scena:

Spojrzała na jasne oblicze kowala, gdy ten podawał jej gałązki wierzby utkane w wieniec, który rzuca się na wodę aby niósł dobre wróżby. Wtedy słońce oświetliło jego twarz przynosząc ciepło jej sercu i żar w dziewiczym łonie. Żar był tak mocny, że dotarł nawet do koniuszków stóp. Mocno pożałowała tej chwili, gdy rzucając na niego spojrzenie związała go swym mrokiem. Wiedziała dobrze, że kto raz spojrzy w jej lustro doznaje zatracenia i pada na niego wyrok.

Pokaż, co się dzieje, krok po kroku, ze szczegółami, opisem emocji, dialogami. Połącz kilka takich scen w opowiadanie.

 

No cóż, Akerze, obawiam się, że nie pojęłam, co miałeś nadzieję opowiedzieć. Scenka ukazująca uciekającą dziewczynę znajdującą schronienie w katedrze, jest – jak na mój gust – napisana zbyt podniośle, a poetyckie opisy przysłoniły sens historii. Nie ukrywam, że od prozy poetyckiej, zdecydowanie wolę prozę napisaną prozą.

Dwa masywne bloki zbitych akapitów także nie ułatwiały lektury.

Wykonanie pozostawia wiele do życzenie.

 

opar­ła się o koła drew­nia­ne­go wozu sto­ją­ce­go przed obej­ściem… ―> Czy dopowiedzenie jest konieczne? Czy wóz mógł być inny, nie drewniany?

 

gdy ten po­da­wał jej ga­łąz­ki wierz­by utka­ne w wie­niec… ―> Wieńca się nie tka, wieniec się plecie.

Proponuje: …gdy ten po­da­wał jej ga­łąz­ki wierz­by splecione w wie­niec

 

Dziew­czy­na za­czę­ła biec szyb­ko sły­sząc uja­da­nie psów. ―> Czy dziewczyna zaczęła biec szybko, czy szybko słyszała ujadanie psów?

A może miało być: Dziew­czy­na, sły­sząc uja­da­nie psów, zaczęła szybko biec.

 

i ukry­wa kru­czo czar­ne włosy… ―> …i ukry­wa kru­czoczar­ne włosy

 

Każdy myśl do­da­ją­ca jej otu­chy… ―> Literówka.

 

spoj­rza­ła za sie­bie – nie było ni­ko­go. Zrzu­ci­ła z sie­bie reszt­ki ubra­nia… ―> Czy to celowe powtórzenie?

 

uj­rza­ła wy­so­ką po­stać o me­ta­licz­nym ob­li­czu, skry­tą kap­tu­rem. ―> Oblicze jest rodzaju nijakiego, więc: …uj­rza­ła wy­so­ką po­stać o me­ta­licz­nym ob­li­czu, skry­tym kap­tu­rem.

Bo nie wydaje mi się, aby kaptur skrywał całą postać.

 

Groź­nie spoj­rzał na nią, wy­krę­ca­jąc twarz w nie­mym krzy­ku. Otwie­rał bocz­ną nawę… ―> W poprzednim zdaniu piszesz o postaci, a ta jest rodzaju żeńskiego, więc: Groź­nie spoj­rzała na nią, wy­krę­ca­jąc twarz w nie­mym krzy­ku. Otwie­rała bocz­ną nawę

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

Przeczytałem raz, przeczytałem drugi. Podrapałem się po i powiem tak. Opisy mi się nawet podobały. Być może tak jak w moim przypadku wyobraźnia kreuje ci sceny, które opisujesz. W zasadzie miałem problem tylko z tym, że nie potrafiłem połapać się o co w tym chodzi. No dobra ucieka dziewczyn, a może rusałka, boginka, driada, a może wampirzyca? Coś wspominasz o kowalu, ale co się z nim stało, że ją ścigają. No tak ona sama nie pamięta. Kombinowałem, podstawiałem i powiem tak. Albo opowiadanie jest zbyt krótkie, albo jego celem było stworzenie wrażenia nieokreśloności. Jeśli to o to chodziło, to jest ok. 

pozdrawiam 

Cześć, aker. :-)

Pamiętam jeszcze Twój poprzedni tekst, był ciekawy! Dziewczynę i negocjujących "bogów", z których jeden nim nie był. Tu mamy podobny klimat – dziewczyna. Znowu deszcz, niepogoda.

 

W trakcie czytania:

Fajne wrażenia, zmysłowe, ale bardzo przegadujesz, IMHO. 

,Władzę nad miastem objęły czarne chmury. Słońce dogorywało gdzieś ostatkiem sił na zachodnich krańcach. Zbliżał się wieczór. Deszcz ani na minutę nie przestał padać, choć dzięki temu Miriam mogła przemieszczać się uliczkami miasta niepostrzeżenie. Jej policzki skropione nie tylko kroplami deszczu i czarny woal na głowie skrywały paniczny lęk przed czekającym ją wyrokiem. 

Zerknij na ten wstęp.

Po co "gdzieś, ani na minutę?

Kolejne dziwne – czy w deszczu nic nie widać? Dlaczego?

Tu coś nie gra. Kropi się kadzidłem na policzki niemowlaka przy chrzcie; nie tylko – do usunięcia; dlaczego policzki i czarny woal skrywały paniczny lęk? (rozumiem, że się ukrywała i spowiła/narzuciła na twarz woal? ale dlaczego "i")

 

Ok, już przeczytałam.

Pierwsze: podziel na akapity.

Drugie: spróbuj nie pisać tak ogólnie, lecz zbliżyć się do konkretu, czyli o co chodzi.

Trzecie – sporo używasz zaimków.

,Spojrzała na jasne oblicze kowala, gdy ten podawał jej gałązki wierzby utkane w wieniec, który rzuca się na wodę(+,) aby niósł dobre wróżby. Wtedy słońce oświetliło jego twarz(+,) przynosząc ciepło jej sercu i żar w dziewiczym łonie. Żar był tak mocny, że dotarł nawet do koniuszków stóp. Mocno pożałowała tej chwili, gdy rzucając na niego spojrzenie związała go swym mrokiem. Wiedziała dobrze, że kto raz spojrzy w jej lustro doznaje zatracenia i pada na niego wyrok. Wiodła tam chęć życia, pragnienie dopełnienia istoty wiecznych kołowrotów, konsekwencja grzechu zapomnienia.

Kłopot może nie jest z zaimkami, lecz bardziej z opowieścią. Zakochała się w kowalu? Ona? 

'Czuła, że tam musi się odnaleźć.

Znaleźć?

,Z nieuwagi zahaczyła wierzchnim nakryciem o drewniany płot i roztargała płótno skrywające jej nagie ciało.

Wierzchnie nakrycie – co nim jest? Czy była obłóczona w płótno? 

,Uderzenie pioruna i błysk olśniło dziewczynę i przypomniała sobie stojąca obok katedry wierzbę.

Nagle przypomniała sobie (zedytowałam, gdyż wstawiło mi się “zapomniała”), bo był błysk. Aker, nie kupuję, bo nie z bohaterki. wiemy o niej tylko to, że ucieka przed prześladowcami i coś miała na rzeczy z kowalem.

Próbujesz literackości, wielkich słów, nawet niekiedy ciekawych zestawień, ale fabuły brakuje. Nic nie wiemy, jaka dziewczyna, dlaczego ją ścigają, coś jest o miłości i katedra jako zbawienie? Nie rozumiem. 

 

Różności do tekstu:

,Czuła przenikliwy chłód gliniastej ziemi przeciskającej się pomiędzy palcami stóp jak przez sito(+,) a jej długa spódnica, jakby celowo starała się zatuszować ślady. Nie miała pojęcia(+,) dlaczego jest opatulona jedynie kawałkiem płótna oraz potarganą, brudną spódnicą.

,Uderzenie pioruna i błysk olśniło dziewczynę i przypomniała sobie stojąca obok katedry wierzbę.

Literówka.

 

Podsumowując: podzielić na akapity – będzie (chyba łatwiej będzie zobaczyć strukturę i wątek fabularny); metafory i porównania są średnio oryginalne, chociaż niektóre ciekawe, ale "na boha" niewiele opowiadasz(?); brakuje mi "mięsa", są ogólniki i niedopowiedzenia. Interpunkcyjnie ok, wg mnie. ;-)

Niezbyt przyjemny ten mój komentarz – wiem. Kiedy zdecydowałam się zalogować, przyrzekłam sobie, że będę pisała bez ogródek to, co myślę. Czasem mi to ciąży, ale ciągle jeszcze chcę się tego trzymać. Napisałabym, że lekko gotyzujesz, zejdź na konkret, nie czaruj.

 

pozdrawiam serdecznie :-)

piątkowa asylum w późny, niedzielny wieczór

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

Cześć Ślimaku :),

Dziękuje za uwagi. Zrobiłem na razie edycje tekstu według cennych wskazówek. Powiem tak. Opowiadanie jest inspirowane snem, proroctwem i nie wszystko można logicznie wyjaśnić. W tekście jest wiele wskazówek na temat tego kim jest Miriam i co zawierają jej wspomnienia. Nie wiem jak opisać fakt, że za murem świątyni nie było nic poza otchłanią. 

Pozdrawiam.

Cześć :), 

 

Outta:

Dziękuje za przeczytanie. To zdanie, które przytoczyłeś zawiera wskazówki kim jest Miriam. 

Pozdrawiam.

 

Regulatorze:

Dziękuje za przeczytanie i sporo cennych uwag. To postać w kapturze otworzyła otchłań, nie Miriam.

 

MPJ: 

Dziękuje za przeczytanie. Zgadzam się, że tekst nie jest prosty i tylko czytelny dla osoby która dobrze zna historie religii i mitologii.

 

Cześć Asylum :),

 

Dziękuje za przeczytanie. Będę poprawiał te zaimki. Podczas ulewnego deszczu zazwyczaj mało można zobaczyć. Ja tak mam :). Nie bardzo rozumiem dlaczego uderzenie pioruna powoduje takie zamieszanie. Wierzba jest symboliczna, w kształcie ciała człowieka.

Cześć Adno,

 

Dziękuje za przeczytanie. Dziękuje za sugestie, uczę się :).

To postać w kapturze otworzyła otchłań, nie Miriam.

Akerze, wiem, że to postać w kapturze otworzyła otchłań i powtarzam: piszesz o postaci, a postać to rodzaj żeński, dlatego użycie męskich zaimków jest błędem.

Gdyby ci, którzy źle o mnie myślą, wiedzieli co ja o nich myślę, myśleliby o mnie jeszcze gorzej.

aker, fajnie, że się odezwałeś. :-)

Podczas ulewnego deszczu zazwyczaj mało można zobaczyć. Ja tak mam :).

Musiałaby być naprawdę ściana deszczu i najlepiej zmierzchać, choć w zasadzie o tym napisałeś już w drugim zdaniu. 

Skojarzenia miałam dwa: jedno z biblijną Miriam (siostra Mojżesza), a drugie (pewnie się zdziwisz) z brytyjskim reality show (wielce kontrowersyjnym) zrealizowanym w Hiszpanii, w którym brała udział meksykańska modelka Miriam i jej tragiczną śmiercią.

Logika zaprowadzi cię z punktu A do punktu B. Wyobraźnia zaprowadzi cię wszędzie. A.E.

aker wybacz ale może nie jestem wybitny w mitologiach, to co nieco wiem o kreowaniu światów i korzystaniu, czasem garściami z dorobku klasycznych czy też słowiańskich. Nietoperze na koniec sugerują wampirzycę, ale mamy tam też gołębie czyli ptaki Afrodyty. Wampirzyca nie uciekała by do katedry, Afrodyta nie potrzebowałaby uciekać przed śmiertelnikami.

 

Termin leśne siostry może dotyczyć nimf lub boginek, rusałek. I znów katedra nie byłaby in do niczego potrzebna, bo bez problemu znikły by w lesie, czy na polu. No i imię średnio do nich pasuje.

 

Wierzba z tego co pamiętam to drzewo Rokity a więc kogoś kto kobietą no 9999% nie jest. Załóżmy że demonica, co mogą sugerować pozostawiane przez nią ślady na błocie. I znów katedra staje okoniem. Z wierzbą związana jest też Lilith, ale jej śmiertelnicy niestraszni, w końcu to matka demonów i nie ma sióstr. 

 

itd itp 

Asylum: bardzo interesujące skojarzenie, może rzucić troche światła na rozwikłanie zagadki o co właściwie chodzi. Ja sam nie wiem :).

 

MPJ: Mogę jedynie zasugerować przyjrzenie się choćby Katedrze Notre-Dame – Nasza Pani. Na dachu widzisz gołębie? Gargoyle przybliżają nieco temat. Poza tym prawdziwa treść mitologii oraz misteriów dawnych bogów nadal pozostaje wielka tajemnica i raczej nigdy nie zostanie zrozumiana. Niestety nie da się tego rozłożyć na czynniki pierwsze.

 

Cześć! Świetny klimat, z każdym zdaniem coraz więcej mroku i coraz więcej pytań. Miriam, katedra, noc, pogoń. Co to będzie… Niejasne wzmianki o narodzinach, o siostrach, o bólu. W powietrzu czuć coś okropnego, ale ciągle nie wiadomo, co to jest… Jest dobrze, myślę, pomimo pewnych warsztatowych błędów. Bohaterka dochodzi celu, wracają wspomnienia, coraz więcej ciekawej symboliki… i nagle uderza piorun, widać gwiazdy. Ciekawość sięga zenitu… i tekst się kończy :( Jeżeli to jest cos całkowicie symbolicznego to nie złapałem.

No kurcze, całkiem fajna scena, z potencjałem. Ale rozwiń to, wyjaśnij to jakoś, bo czytelnicy ciekawi o co w tym chodzi!

Pozdrawiam!

„Poszukiwanie prawdy, która, choćby najgorsza, mogłaby tłumaczyć jakiś sens czy choćby konsekwencję w tym, czego jesteśmy świadkami wokół siebie, przynosi jedyną możliwą odpowiedź: że samo poszukiwanie jest, lub może stać się, ową prawdą.” J.Kaczmarski

Cześć Krar,

 

Dziękuje za motywator. Zakończenie jest symboliczne. Katedra bez dachu jest symbolem pogańskiej świątyni – najczęściej uroczyska w środku lasu. 

 

Pozdrawiam :) 

Hmmm. Jak na mój gust – za bardzo poetycko. W fikuśnych falbankach słownych gubi się sens zdania i opowieści. Ja też nie wiem, o co tu chodzi, przed czym dziewczyna uciekała. Imię bogate w konotacje.

Słońce dogorywało ostatkiem sił na zachodnich krańcach.

Rzadko kiedy dogorywa się w pełni sił. Gdyby słońce zachodziło na południu, to byłby ewenement wart wzmianki.

Babska logika rządzi!

Nowa Fantastyka