Delfinki
Ksszzy… Kssszzyy… Co to ma być do cholery? Ałaaa! Nie szarp tak za włosy! Oszalałaś?! Co to ma być? Jakieś elektrody znowu? Mam tego dosyć! Zostaw mnie w spokoju! Aaaa! Boże jak to boli… uwiera mnie wszędzie. Już mogliby mi ogolić głowę chociaż, może by tak nie rwało cholernie.
O nie nie nie nie! Odejdź! Tylko nie znowu to! Błagam! Już więcej nie zniosę! Tylko mnie nie duś! Błagam! Nie podchodź! No co ja mówiłam? Boże, zaraz się znowu popłaczę, już nie mam sił na to wszystko, nie!!! Chcę znowu zasnąć! Chcę SPAĆ! SPAĆ! Cholera! Nawet oczu zamknąć nie mogę… … Czyżbyś był inny od swojego poprzednika? Co prawda wyglądasz bardziej ludzko, nie masz rogów i kolor skóry całkiem normalny, ale te oczy, a raczej oczodoły, tak przerażająco czarne i puste… a no i usta gdzieś tobie wcięło. Może jesteś kolejnym wcieleniem Neo z Matrixa i ci je zaszyli, bo byłeś gadatliwy? Zakładam że mi nie odpowiesz, jesteś projekcją mojego chorego mózgu. Chociaż nie mogę narzekać, przynajmniej mnie nie dusisz jak ten drugi… demon… tyle dobrego… No co się tak gapisz i gapisz? Nie sądzę, żebyś cokolwiek widział. Idź sobie. Daj mi spać wreszcie.
O tak! Nareszcie! Wreszcie zasnęłam. Znowu plecak na plecy i w drogę! Jak najdalej się da. Podskakując lekko latam coraz wyżej, jakbym była lekka jak piórko. Odbijam się delikatnie od tych reliktów przeszłości, słupów telefonicznych, coraz dalej i wyżej. W oka mgnieniu jestem za Brokowską, a liście na drzewach w Jordanku nieruchome jak na jakimś obrazku. Nie ma tu wiatru i chyba nigdy jego brak nie przestanie mnie zaskakiwać. Nie ma tu ludzi. Właściwie to nigdzie nie ma żywej duszy, chociaż w tym prawdziwym też pewnie nie, więc chociaż tyle się zgadza. Tylko ja i mój plecak. I ta całkowita błogość. Zaciskam pięści na ramiączkach najmocniej jak potrafię, chcę poczuć każdy mięsień, każde ścięgno i paznokcie wbijające się w dłonie. To takie cudowne móc się poruszać, mieć władzę w całym ciele! Wreszcie być wolną!
Już zaraz będę przy starym kościele. Dziś chyba nawet troszkę szybciej udało mi się tu dotrzeć, może zdążę przekroczyć swoją ostatnią granicę. Jest nikła nadzieja. Dzwony w kościele biją, gdy postawiłam stopę na czubku dzwonnicy. Patrzę na to parszywe liceum przebijające się zza nieruchomych liści dębu. Chcę zrobić krok dalej, jeszcze tylko jeden, poza granicę… Ale nie mogę. Co ja sobie, głupia, myślałam?! Raz utraconej granicy nie można przesunąć. Wciągam głęboko powietrze, żeby się nie rozpłakać. No nic. To będzie koniec, to będzie nowa granica, dalej nie zajdę już nigdy. Koniec włóczenia się po korytarzach, zjeżdżania po schodach i skakania po ławkach. Na zawsze. Wiem to, gdzieś w środku część mnie umarła na zawsze. Plecak wydaje mi się cięższy niż do tej pory. Trudno. Mam jeszcze wiele miejsc, ponad pół miasta. Mam jeszcze dużo zapasu, zanim… zanim nie wiem co. Nie chcę o tym myśleć. Może chociaż sobie nad staw pójdę. Odwracam się w jego stronę i… zaczynam spadać, w nieskończoną przepaść. To już koniec? Nie spałam nawet chyba godziny! To nie fair! Czy to dlatego, że próbowałam przekroczyć granicę? Nie! Nie chcę się znowu obudzić! Nieee.
O witaj Neo, znowu tu jesteś? Nie znudziło ci się jeszcze? Dzięki, że przynajmniej się we mnie nie wpatrujesz, Twój profil zdecydowanie mnie mniej rozprasza. Ciekawe czy w ogóle mnie rozumiesz? Jeśli jesteś w mojej głowie, a ja tylko myślę, a nie mówię, to "informacja nie powinna długo szukać mózgu". Takie żarciki się mnie trzymają. Kto by pomyślał? Tylko śmiać się nie ma komu. Pielęgniarka już nawet coraz rzadziej przychodzi… Od czasu ostatniej akcji z elektrodami to już w ogóle, może mi żarcie podepnie raz w tygodniu i tyle ją widać. Trochę mnie to martwi, ale co poradzić… nie poskarżę się przecież… Chyba tak bardzo by mnie to nie martwiło jakbym nie zauważyła, że zrobiła się na delfinka. Wow. Co za reakcja, podszedłeś bliżej, ciekawe… Tak czy inaczej, jak się nade mną pochylała, żeby poprawić kroplówkę, to zauważyłam, że ma jedno oko czerwone. Jestem pewna, tego nie można z niczym pomylić. Wiesz przecież. Ej, no… to już było trochę dziwne… Jesteś zainteresowany tym? Po co przechylasz tak głowę? Chociaż reagujesz na coś wreszcie z jednej strony, ale z drugiej… już nie jestem pewna czy to takie fajne… nie to że coś do Ciebie mam, ale no wiesz, bez tych oczu i ust… jakoś dziwnie… hmm… Może popatrzysz sobie w okno czy coś, powinno być tam całkiem ciekawie! Zapewniam!… Nie wierzę… posłuchałeś się? O żeż… może wchodzę już na wyższy poziom świadomości? Może w razie czego będę mogła zmusić je do odejścia, albo przynajmniej powstrzymać je, gdy będą chciały mnie podduszać?… Ooo nic, nic nie myślałam, nic zupełnie, siedź sobie grzecznie przy oknie, nie musisz podchodzić. Ja ci dalej poopowiadam o delfinkach, jeśli ciebie to tak „interesuje”.
To tak, żeby było, dłużej… eee… mam na myśli ciekawiej, zdecydowanie ciekawiej, to zacznę do początku. Wszystko zaczęło się w proroczym 2020 roku. Wtedy pojawiły się wzmianki o tym cudownym leku. Nie będę owijać w bawełnę jeśli o niego chodzi. To jak działał jest chyba najprostszą rzeczą na świecie. To jak zmienił cały świat, to zupełnie inna bajka. Również to był exoprocen. Chociaż zwyczajowo przyjęła się inna, moim zdaniem beznadziejna nazwa “zdelfiniacz”. To jest po prostu szczepionka na sen. Po jednorazowym przyjęciu ludzie nie muszą spać. Takie to proste i oczywiste. Jedynym skutkiem ubocznym jest to że na około osiem godzin dziennie jedno oko czerwienieje, tak jakby się ktoś zjarał, ale ta czerwień jest… bordowa… tak że tęczówki są praktycznie niewidoczne… ale to podobno nie boli nic a nic, po prostu jest. To jak już jesteśmy przy skutkach ubocznych… miejmy to już za sobą… raz na kilkaset milionów przypadków, szczepionka się nie przyjmuje i stajesz się “śpiochem”. Także jestem nim. Cholera… jednym z dwóch w Europie? Czaisz? Kurwa mać. Dlaczego akurat ja?!… No nic… więc śpioch, jak nazwa wskazuje: śpi, a jak nie śpi to jest w tym beznadziejnym stanie paraliżu sennego czy jak to się nazywa, ale takim z którego nic Ciebie nie może wybudzić. Przynajmniej nic z czego na mnie próbowali nie pomogło. I co oczywiste widzę takich popaprańców jak ty. Czasami przychodzi ta mała blondynka w czerwonej sukience, bez rączek i śpiewa jakieś brednie, a czasami demony siadają mi na piersi i duszą… przez godzinkę… dwie… albo osiem. Chyba nie słyszę normalnego świata… tak jak ludzie normalnie nie słyszą jak ktoś koło nich chrapie, czy coś takiego, powonienie chyba też nie działa… nie wiem… Widzieć, widzę, pielęgniarka jest normalna raczej, nie przypomina koszmaru sennego. A no i nie mogę się ruszać, wiesz, słowo paraliż zobowiązuje. To takie dla mnie zabawne… cały boży świat uciekł od spania, a dla mnie jest on rajem, wybawieniem choć na te kilka godzin, w którym mogę chodzić, skakać i nie myśleć o tym wszystkim. O tym, że mam dwadzieścia kilka lat i że przede mną całe życie pod rurkami i białym sufitem i okazjonalnie demonami stworzonym przez mój znudzony na śmierć mózg, starający dostarczyć sobie choć odrobiny bodźców… tyle o mnie, mamy to już z głowy, nie będę się już nad sobą użalać. Już nie, to i tak nic nie da…
2020 pierwszy delfinek w internecie. To był hit. Wyobrażasz sobie? To chyba był ktoś z Australii. Ludzie nie chcieli temu dać wiary, tak samo jak tym wszystkim “wampirom” z rozmów w toku, którzy żywią się powietrzem… ale laska robiła livestreamy tygodniami, pojawiały się naukowe publikacje, nawet nie tylko od tych “amerykańskich naukowców”. Coś prawdziwego musiało w tym być. Ludzie zaczęli powoli w to wierzyć. Szczególnie, że receptura wydawała się taka prosta i schemat działania też. Zwykłym ludziom co nawet nie umieli wymówić poprawnie naukowej nazwy, mówiono, że to działa tak naturalnie jak u delfinów, tylko lepiej. One też są ssakami, ale nie muszą spać, a nawet nie mogą, bo by się utopiły. Więc znalazły naturalny ewolucyjny sposób by wyleczyć się ze spania. Zwróć uwagę na słownictwo. Wyleczyć. Zaczęły traktować sen jak jakąś chorobę… ale ludziom się spodobało, być wolnym jak delfiny pływające w oceanach: “Ciągle w ruchu, mogące bez przerwy spełniać swoje ambicje!”. Wtedy kołczomowa przeżywała rozkwit musisz mi uwierzyć. Także przyjęło się, ludzie po szczepieniach byli delfinkami, a ludzie bez nich ”niewolnikami strachu i snów”. Żałosne, ale chwytliwe.
Dosyć szybko się to wszystko rozprzestrzeniło, niespełna pół roku po daniu publice dostępu do szczepionki w jakiejś śniadaniówce oglądałam wywiad z pierwszym polskim delfinkiem. To wszystko było jeszcze wtedy trochę magiczne… ale on mówił jak jego życie się zmieniło, jak cudownie się czuje już zdrowy, bez tego, tfu, spania. Jak wreszcie znalazł na wszystko czas, na żonę i dzieci. Już nie był tylko korposzczurem, wreszcie miał czas na wszystko: 8 godzin w pracy, 8 godzin odpoczynku z rodziną i wreszcie 8 godzin na swój rozwój. Na pisanie tej książki, którą zawsze marzył wydać. Jak jego umysł był cudownie świeży o każdej porze. Jak wreszcie życie zaczęło nabierać dla niego normalnego rytmu. Jakby zawsze tak właśnie miało być. Sen to choroba zabierająca nam jedną trzecią życia od narodzin aż do śmierci.
Oczywiście byli przeciwnicy, jak ze wszystkim. Mówili, że to przecież nienaturalne, na pewno szkodliwe i że to zniszczy społeczeństwo. No trzeba im przyznać, że z jednym mieli troszkę racji, ale poza tym to kołcze wymyślali coraz to nowe i cudowne porównania, które łapały za serce szczurki w garniturkach. “Marzenia senne zamień na prawdziwe wspomnienia!” albo “Nie prześpij swojej szansy!”
I na pewnym etapie byłam wręcz pewna, że kościół będzie chciał to blokować, jako ingerencję w człowieka, duszę, cokolwiek, zawsze coś wymyślą. Dlatego wszyscy byli w szoku, gdy papież ogłosił w oficjalnym komunikacie, że to jest dozwolone… a nawet preferowane w niektórych przypadkach. Bo przecież można więcej czasu spędzić na modlitwie na adoracji, a nie czymś tak nieprzewidywalnym jak spaniu, jeszcze jakieś grzeszne myśli w snach będzie ktoś miał i co? Przez sen do piekła! Z jednej strony miało to sens… z drugiej było jak dla mnie trochę podejrzane… wiesz… żeby wszystkie główne religie się zgadzały z tym, tak o po prostu? Jak nigdy w dziejach?… Może wszędzie zaczęłam widzieć te teorie spiskowe, a to jest po prostu kolej rzeczy, jak wymyślenie samochodów… Może to naprawdę jest to jednak coś dobrego…
Dla mnie osobiście temat był… trochę obcy. Wiesz siedziałam sobie w Ostrowi, w tej nie za dużej miejscowości i to było gdzieś obok, gdzieś co może się dziać w tej wielkiej Warszawce, na salonach, ale nie tutaj. Gdzie z jednego końca miasta na drugi idzie się maksymalnie godzinkę.
Tak trochę bez większych rewolucji minęły ze dwa lata, czy dwa i pół. W cywilizowanych państwach tak na oko ze dwadzieścia procent społeczeństwa było delfinkami, ale to w większości dotyczyło dużych miast i bogatszych ludzi. Mimo wszystko szczepionka była nadal droga, około 10 tysięcy trzeba było dać, nie każdego było stać. Ale coś zaczynało się zmieniać… nie tyle w ludziach co w… miastach.
W necie zaczęły się pojawiać blogi jak to jest być delfinkiem. Czytałam to przez jakiś czas, ale większość sprowadzała się do jednego: „Jest cudownie, mam na wszystko czas, spełniam się teraz i tutaj jest link do sklepu gdzie możecie kupić moją książkę / koszulki / cokolwiek co pozwoli mi zrezygnować z pracy albo kontynuować życie na wolności”. Bo to teraz praca stała się kagańcem. Jeśli ktoś miał na tyle szczęścia, że mógł pracować zdalnie, od razu uciekał. Chociaż raczej powinnam powiedzieć stawał się wolny, “delfinki nie uciekają, one wypływają”. Jak to się reklamowali. I to miało sens. Bo po co siedzieć w jednym miejscu jeśli tyle świata jest do zwiedzania… tyle rzeczy do zobaczenia. Życie ma się tylko jedno. Nie trzeba wracać gdzieś żeby móc bezpiecznie odpocząć, przespać się. Ogólnie tak jak sobie to analizowałam, a wiesz… mam dosyć dużo czasu na myślenie, więc trochę tego będzie. To tak naprawdę po to ludzie zbierali się do kupy najpierw w jaskini, potem do chatek i tak dalej, aż do domów i miast, żeby bezpiecznie spać. W tych wszystkich starych westernach przecież tak było, że ktoś musiał czuwać przy ognisku, żeby inni mogli spać. Teraz to się zmieniło. Nikt nie musiał mieć przez 8 godzin zapewnionego bezpiecznego miejsca. Mógł po prostu sobie chodzić, posiedzieć, popatrzeć na gwiazdy i “spełniać ambicje”. Dlatego ludzie wyruszali w podróże, właściwie tylko z samochodem i laptopem. Oczywiście ci pobłogosławieni przez los, którzy mogli sobie na to pozwolić. Praca zdalna zaczęła być najbardziej pożądaną dla delfinków. Parcie na nowe zawody online rosło w zastraszającym tempie. Nikt nie chciał być już lekarzem, prawnikiem czy CEO jeśli tylko wiązałoby się to z wizytą w biurze… Pamiętam vloga takiej dziewczyny, młoda laska pracująca może od 3 lat w domach ze szkła płakała, bite 10 minut i 2 sekundy. Była załamana tym jak praca ją niszczy, jak nie korzysta ze swojej wolności. Jak tak bardzo chciałaby wypłynąć i wreszcie zacząć żyć. Od tej 9 do 17 była trupem, który potem nie może oddalić się na więcej niż trzysta kilometrów, bo na drugi dzień musi znowu być w tym samym miejscu! Już dawno całe miasto przechodziła wzdłuż i wszerz. Było ono dla niej takie śmiertelnie nudne. Ona mająca całe życie przed sobą musiała przez 16 godzin myśleć tylko o tym żeby się nie spóźnić na jakąś abstrakcyjną dziewiątą rano i siedzieć tam przy biurku, myśląc tylko kiedy to się skończy! To było dla niej piekło. Trochę mi się wtedy zrobiło jej żal, ale nie na tyle żeby wyłączyć adblocka i sypnąć groszem za kliknięcie w reklamę. Bez przesady.
Jakoś w tamtym czasie pojechałam do Warszawy, do znajomych na parapetówkę i to co zobaczyłam, było… dziwne? Tak, dziwne to chyba najlepsze określenie. To miasto było zupełnie inne niż jeszcze 3 lata temu. A jego zmiany były subtelne… Chyba najbardziej zapamiętałam te reklamy ponalepiane na okna w blokach. Na niektórych budynkach nie było żadnego okna, które miało za zadanie przepuszczać światło. Dowiedziałam się potem od znajomych, że to są puste mieszkania i właścicielowi, który wypłynął ma przynosić dochód, bo wynajmować to mało kto chciał… Albo siedziały tam szczury, ale nie chcieli oni dużo o nich mówić. Oni właściwie kupili to mieszkanie, które opijaliśmy, za bezcen. Dali niecałe sto tysięcy złotych za czteropokojowe, gdzie jeszcze kilka lat temu to by kartonu za to nie dostali. Rynek mieszkaniowy się załamał, na ich korzyść. Gdy już się zbiforkowaliśmy trochę, poszliśmy na miasto, podobno do takiej nowej fajnej knajpy. I byłam znowu w szoku, na ulicach był ogrom ludzi, korki były jak w godzinach szczytu. I to nie byli tylko imprezowicze, ich też trochę było, ale też mnóstwo normalnych ludzi, jak rodziny z dziećmi. Miasto żyło, zupełnie jak w dzień. W większości mieszkań, jeśli nie było reklamy na oknie to paliło się światło, mimo zacnej 3 w nocy. Byłam tym trochę zauroczona, bo przypominały mi się te wszystkie filmy o Las Vegas. Chociaż tam każdy imprezował a tutaj po prostu żył albo przejeżdżał. O tak… jak mogłabym o tym nie wspomnieć. Turystów było zatrzęsienie. Śmiesznie trochę wyglądali z tymi aparatami przylepionymi do twarzy. Szybko biegając i rozglądając się na boki, tak żeby niczego nie przeoczyć… a ich oczy… no tak, to raczej oczywiste, byli delfinkami. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie ile tych ludzi naprawdę jest. Niezależnie od godziny. To miasto nie spało.
Wtedy myślałam, że to już raczej koniec zmian, to było jeszcze do ogarnięcia, jakoś się miasta dostosowały, trochę skurczyły, trochę przebranżowiły, ale istniały… Tak bardzo się myliłam myśląc, że to nie dotknie mojej zapyziałej Ostrowi… Przecież tu nie było czego oglądać, co robić pomiędzy zakupami w jednej z pięciu biedronek… Zmiany przyszły szybciej niż się spodziewałam. Minęły może dwa lata raptem i dokonałam szaleńczego rozwoju kariery. Z kasy w Lidlu, tego przy Jordanku zatrudniłam się w nowo powstałej stacji benzynowej. Chociaż paliwo to było tam najrzadziej kupowaną rzeczą. Większość samochodów była elektryczna, bo tak już było taniej. Nawet w najśmielszych marzeniach bym nie podejrzewała, że dożyję czasów przejeżdżających tesli po obwodnicy. Z drugiej strony, co ja się dziwię… Przez ostanie kilka lat naukowcy, te wszystkie wielkie mózgi tego świata mogły pracować i wymyślać rzeczy już nie po 12 godzin, tylko właściwie przez całą dobę. W wiadomościach nawet nowy blok stworzyli, dedykowany tym wszystkim nowym patentom. Większość, nie ma co się oszukiwać, dla delfinków. Oni kupowali wszystko co choć trochę ułatwiało im życie na wodach. Dajmy na to nowe super wydajne silniki elektryczne w samochodach, które właściwie stawały się domami delfinków, albo specjalnie preparowana żywność, jak dla kosmonautów, co może przetrzymać wszystko, czy też odzyskiwanie wody pitnej z dowolnych rzeczy, jak ziemia, liście, no… i ogólnie ”innych rzeczy”… Przypominało mi trochę te kostiumy co używali na Diunie. Jak one się nazywały? No wiesz przecież o które mi chodzi. Jesteś w mojej głowie, poszukaj sobie. Wszystko to cholernie drogie, ale jakoś delfinków było stać, musieli to kupować żeby przeżyć na wolności…
Jeśli chodzi o samą pracę, to nudna jak każda inna. Nic ciekawego, klienci byli całą dobę, najczęściej nic nie mówili, tylko wpadali, zabierali sporo rzeczy z półek i jak najszybciej uciekali. Dalej i dalej. Czasami się zastanawiałam, dokąd oni wszyscy tak się spieszą?? Przecież właśnie teraz powinni mieć na wszystko czas prawda…?
Jakoś może popracowałam sobie może z pół roku, chyba byłam na trzeciej nocnej zmianie. Lekko ziewając usłyszałam w telewizji, że rząd przyjął ustawę, aby szczepionki były w 100% refundowane. Zdelfiniacze miałby być za darmo. Wryło mnie kompletnie. Coś co było dostępne dla nielicznych, najbogatszych miało być teraz dostępne dla każdego. Nawet dla mnie… biednej laski z przedmieść… Od tego momentu miasto zaczęło się zmieniać jeszcze szybciej… jakby z dnia na dzień, ludzie rzucali wszystko, brali szczepionki i ucie… znaczy wypływali. Na stacji było coraz więcej klientów, a na mieście coraz mniej ludzi. To chyba wtedy pojawiło się te pojęcie. Gdy miasta zaczęły się wyludniać i zmieniać w “punkty zaopatrzeniowe do wypłynięć”. Pomieścia.
Jakoś mnie nigdy nie interesowało zbytnio zostanie delfinkiem, nie byłam ambitna, ani jakoś ciekawa świata, a no i najważniejsze nie miałam kasy. Jak teraz to nie było problemem, to pomyślałam, czemu nie. Mogłabym przynajmniej dłużej oglądać Netfliksa. Może nadrobiłabym te wszystkie seriale, wreszcie. Pamiętam, myślałam o tym czy się nie zgłosić do szpitala, kiedy wracałam z pierwszej zmiany. Jakoś… jak nigdy… obserwowałam domy, wszystkie z nich były puste. Czarne okna i zarośnięte trawniki. Nikt w nich nie mieszkał. Sklepy z powybijanymi szybami, a jednocześnie całkiem spory ruch na ulicy. To wyglądało karykaturalnie. Ci wszyscy ludzie istnieli, nie umarli w żadnej katastrofie, ale jakoś ich nie było jednocześnie, mieli się całkiem dobrze i chyba byli szczęśliwi w tym swoim pędzie. W tym samym czasie dla mnie miasta umarły. Nie było ich. Mogli sobie wymyślać te głupie nazwy Pomieścia czy cokolwiek, ale ja wiem swoje. Tego “bytu” po prostu już nie ma. Rak świateł na nocnych mapach już nie miał skupisk, ale nadal trawił ziemię. Przeniósł się na niezliczoną siateczkę żył łączących się bez ładu, bez serca. Ludzie mieszkali w swoich autach z rodzinami, albo częściej bez balastu. Tak się zastanawiałam gdzie byli ci wszyscy starzy, chorzy ludzie, niemowlaki, co się z nim stało? Też wypłynęli? Wszyscy? To tak ma wyglądać teraz? Ludzie żyjący, ale bez społeczeństw, bez granic, państw. Chyba są szczęśliwi, nie ma wojen, przynajmniej nie na dużą skalę. Głodu chyba też… nie wiem, przynajmniej we wiadomościach o niczym takim nie mówią. Czyli może tak po prostu ma być? taka kolej rzeczy? Miasta są przeżytkiem i czymś bezużytecznym. I to jest… w porządku…? Setki tysięcy nowych zdjęć na Instagramie z uśmiechniętymi ludźmi nie może się mylić. Prawda?
No i poszłam do tego szpitala chyba jakoś nazajutrz mojego wielkiego rozkminiania, Wkłuli mnie i… już się nie obudziłam.
Krystian, ostatni raz przeczytał zredagowane, okrojone transfery, zanim nacisnął “opublikuj” na swoim blogu.
– To dopiero będzie jazda – mruknął do siebie i nastawił kamerę aby zacząć kręcić kolejny już ponad tysięczny odcinek daily vloga.
– No siema delfusie, tutaj jak co dzień wasz Krystek! Widzieliście już nowego mercha? Najlepsze skiny w limitowanej ofercie, tylko do tego piąteczku! – źle zaakcentował to ostanie słowo, będzie to musiał nagrać jeszcze raz. Ci debile muszą kupować więcej tych śmieci… podróże nie tanieją. Tylko ta ostatnia współpraca z Mobile-Exo go trzyma przed zeszczurzeniem. Ten temat musi się sprzedać. Potrząsnął głową uśmiechnął się promieniście i wrócił do nagrywania. W tym vlogu opowiedział o tym jak trochę fartem znalazł serwer szpitalny, na którym były zapisy myśli jednego ze śpiochów. Z tego co było widać w logach to podłączyli go pod jeden z pierwszych czytników myśli, nie żywiąc szczególnych nadziei. To jakiś cud, ze ten prototyp zadziałał i było tak mało szumów. Specjalnie dla swoich oddanych fanów, przygotował co najciekawsze kawałki. Oczywiście link do serwera z live zrzutami pamięci też upublicznił, jakby ktoś chciał go oskarżyć o kłamstwo. Nie zachęcał jednak do samodzielnego przeglądania zapisków. Zdarzały się tam jakieś dziwne zakłócenia, czasami nawet setki linii jakichś onomatopei, samogłosek czy losowych ASCII. W dodatku ostatnio były coraz to nudniejsze.
Same myśli to jeszcze nic. Jego publika już dawno nie była tak aktywna jak po tym gdy zakomunikował, że jest w drodze do niej. Do jedynego śpiocha w tej części Europy. Do śpiocha, z którym będzie chciał się porozumieć! Tego jeszcze nie było! Dla swoich najbardziej oddanych fanów, znaczy takich, którzy regularnie płacili mu grubą kasę, udostępnił możliwość dodania pytań, które obiecał zadać na live streamie śpiochowi. To będzie hit. Był tego pewny. Po tym już na pewno się odkuje i znów będzie na topie.
Sama podróż nie trwała długo. Może ze czterdzieści godzin jazdy. Pomieście niczym szczególnym się nie wyróżniało. Rozpadające się domy, straszące zza ogromnych chaszczy. Czarny, świeży asfalt i złogi śmieci po obu stronach drogi. Jak wszędzie. Chociaż gdy tak przejeżdżał przez drugie skrzyżowanie, dzwonnica kościelna wydała mu się znajoma. To chyba o niej śnił śpioch kilka miesięcy temu. Gdy zwolnił by się jej przyjrzeć zauważył w tylnym lusterku szczura przebiegającego przez ulicę.
– Ehh nawet tutaj… Dobrze że mam exo – z obrzydzeniem szepnął do siebie. Szczury zniszczyły mu karierę. Myślał, że vlogi o ich życiu to będzie świetny materiał, ale publika nie chciała tego oglądać. Chyba dobrał zbyt smutną muzykę do scen zakładów pracy… Już sam nie wiedział… Tysiące delfinków było oburzonych, bo przecież szczury tylko to potrafią! Są odłączone od sieci i nie mają innego wyjścia! Przynajmniej nie głodują na poboczach i nie atakują przepływających! – Nie mógł wyrzucić tych komentarzy ze swoich myśli… Pieprzone szczury! Podludzie! I bardzo dobrze, że teraz jest na nie sezon.
Spojrzał na nawigację sieciową. W pobliżu 20 metrów był ostatni węzeł, to musi być gdzieś tutaj. Założył gzoszkielet, w razie ataku szczur nie będzie miał z nim najmniejszych szans. W dodatku, umowa kazała mu przez co najmniej 7 minut każdego vloga w nim paradować. Dwie pieczenie na jednym ogniu. Wygramolił się z vana, włączył nadawanie live i z ekscytującym ściskiem w żołądku obserwował jak kolejne tysiące osób podłącza się by oglądać stream. W niespełna kilka minut, akurat dobre by wprowadzić wszystkich nowo obserwujących we wszystkie linki do sklepów, znalazł bramę. Była dobrze zabezpieczona przed szczurami, trzeba było być podłączonym do sieci by tam wejść. Zeskanował swoją siatkówkę i po chwili brama z wyraźnym zardzewiałym szczękiem się otworzyła. Wszedł do środka budynku.
Zdawało mu się że coś słyszał. Wyostrzył głośnik i teraz był już pewny, że z którejś sali dochodzą, majaczenia albo wołanie, nie był do końca pewny, ale z nadzieją, że to właśnie śpioch wszedł do sali.
Zamurowało go. Zrobił dwa kroki w tył, szybkim ruchem wyłączył osłonę twarzy i zwymiotował. Po policzkach ciekły mu łzy, a do nozdrzy przeniknął najgorszy smród jak kiedykolwiek czuł. Zgniłego rozpadającego się ciała. Gdy tylko żołądek miał pusty włączył ponownie osłonę by nie czuć smrodu. Trochę pomogło, ale nadal, to tam było. Gdzieś we wnętrznościach czuł to i wiedział że nigdy tego nie zapomni. Nie chciał tam wchodzić, ale nie miał wyboru. Oglądający ewidentnie bawili się w najlepsze. Spojrzał kątem oka na statystyki, jeszcze nigdy nie były tak dobre. Drżącą ręką pchnął drzwi ponownie i chwiejnym krokiem wszedł do środka.
W sali było 9 łóżek. Każde było zajęte, przez szczury, tak to na pewno były szczury w różnym stanie rozkładu. Gdy przeszedł obok pierwszych dwóch, chmara much się podniosła ukazując czarne mięso i białe kości. Ze środka sali dochodziło majaczenie. To był jakiś stary szczur, wyciągał do niego wychudzone czarne palce, o mało co nie spadł z łóżka starając się przybliżyć. Jedno bordowe oko wpatrywało się w niego błagalnie. Fala obrzydzenia znów w nim wezbrała. Musiał stamtąd uciekać. Jak najszybciej. Zebrał się w sobie odwrócił wzrok od wołającego i skupiał się na głowach. Ze śpiocha będą wystawały kable. To wiedział na pewno. Tu go nie było. Musiał iść do innej sali, w tej sekundzie. Wybiegł na korytarz wbijając wzrok w podłogę. Wyciszył głośnik.
– Jaki jestem głupi – zganił siebie – śpioch, ŚPI! Nie będzie wydawał dźwięków, a nic innego mnie nie obchodzi.
Od sali do sali, przyglądał się głowom, setkom głów. Większość była siwa, ale szczególnie na jednym oddziale część była drobna, małe ciałka były w większości zniekształcone. Jeden z widzów nawet w komentarzu porównał te sale do sklepu z uszkodzonymi zabawkami: a tu tej brakowało rączki, a tamtej nóżki, a tu inna z główką nie od zestawu. Nie mógł nie przyznać temu racji, tak właśnie było, to nic innego, tylko zabawki. On musi iść dalej. Musi znaleźć śpiocha.
Gdy już myślał, że minęły co najmniej dwa wieki, a komentującym coraz bardziej się nudziło i zaczęli podejrzewać, że to jedna wielka ściema, znalazł ją. Dziękował wszystkim bogom o jakich kiedykolwiek słyszał, że była sama na sali. Z jej burzy czarnych loków ciągnęły się kable do mrugającego w kącie serwera, to musiała być ona. Powoli pozwolił sobie objąć wzrokiem łóżko. Pod nieruchomym prześcieradłem rysował się szkielet. Nie ciało. Sam szkielet pokryty cienką jak pergamin warstwą skóry. Po tym co widział jeszcze przed kilkoma minutami, nie wzruszyło go to za mocno. Los był dla niej raczej łaskawy, nie było jeszcze robali.
Podszedł bliżej za niemałą namową podekscytowanych widzów. Nieruchomo wbijała wzrok w sufit, gdy przybliżył się do jej twarzy. Mógłby przysiąc, że jest martwa, gdyby nie to, że czujniki pulsu zaczęły szybciej migać. Jakby wybity tym z transu, cofnął się o dwa kroki, wyjął tablet i od razu sprawdził czy jest coś na transferach.
Motocyklista? Co to ma być? No serio już mi odbija. O znowu podchodzi. Przynajmniej nie jest taki straszny jak Neo. Co on tam grzebie, co to za ekran? Tablet?
O kurwa. Co to do cholery?! Co? Cccoccocco tttttoo totto ddooodoo d d oc c.h..f..s..bs.gs.e
Krystian zabrał ekran sprzed jej nosa, żeby się biedna dziewczyna przestała zapętlać. Odpalił notatnik, wziął kilka głębokich wdechów, by choć trochę choć na chwilkę wyprzeć z pamięci to co widział i przestawić się na tryb “pracy”. Pierwszy raz na świecie nawiązał kontakt ze śpiochem! Oglądających już było 3 miliony i nie przestawało ich przybywać! Nareszcie!!! Nie może tego skopać! To MUSI być hit!
– No siema siemaneczko Śpiochu! Jak tam się SPAŁO? – Pokazał jej wiadomość na tablecie, tak lekko komicznie będą musieli się komunikować.
– Kim jesteś? Kim jesteś do cholery?
– Ach przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Krystek_super_delfo_8876! Witam na swoim lajvie! To może dla delfinków co dopiero podłączyli się do live, pozdrawiamy oczywiście, powiesz kilka słów o sobie? A raczej pomyślisz?
– Co ty wygadujesz? Kim jesteś?
To się tak nie uda, pomyślał. Chociaż na początku musi być normalny, żeby mogła odpowiadać coś sensownego. Jeszcze te pieprzone pytania od oglądających. Zdjął kask, powstrzymał odruch wymiotny, gdy smród ponownie go dopadł. Zaczął jeszcze raz.
– Nazywam się Krystian. Jestem delfinkiem. Wiem co myślisz, bo czytam to z serwera podłączonego pod twój mózg. Czytnika myśli.
– Nie wierzę… Boże tak bardzo się cieszę. Tak bardzo. Znowu płaczę. Ktoś wreszcie przyszedł. Człowiek, nareszcie. Już nie wiem ile czasu nie było tu pielęgniarek. Jestem tak bardzo słaba. Boże tak bardzo dziękuję. Że zesłałeś mi tego anioła. Kiedy już straciłam całą nadzieję. Tak bardzo się cieszę, że po mnie przyszedłeś.
– Tak… Hmm…. To za chwilkę wiesz… Musisz mi tylko odpowiedzieć na kilka pytań, oczywiście od widzów, dobrze?
– …
– Przyjmę to jako potwierdzenie, także pierwsze pytanie od crazyKorkiStyle: Wolałabyś… – zawahał się przez chwilę, musiał przeczytać w myślach jeszcze raz, bo nie mógł uwierzyć głupocie napisanej w pytaniu, ci debile mają jedyną okazję w życiu zapytać o coś śpiocha, a oni takie śmieci piszą… ale musi to powiedzieć, ten Delfinek zapłacił tyle, że będzie mógł pływać przez miesiąc. Dokończył z głębokim westchnieniem –Wolałbyś walczyć z kaczką wielkości konia czy z setką koni wielkości kaczki?
– Co? Co to jest za pytanie? Co to ma do rzeczy? Zrozumiałabym, żebyś mnie pytał o badania, o to jak się przygotujemy do podróży…
– Odpowiedź. Natychmiast. – Przerwał jej ostro.
– … Kaczką. Cokolwiek. Jedźmy już stąd.
Krystian spojrzał na kolejne pytanie i kolejne… Przejrzał wzrokiem pierwsze dwadzieścia i żadne nie miało sensu. To był dopiero wierzchołek góry lodowej, a on miał już tego serdecznie dość.
– Chyba żeśmy się nie zrozumieli, tak trochę na początku… Nie przyszedłem tu po ciebie, a do ciebie. Tak w odwiedzimy, powiedzmy.
– No chyba sobie żartujesz?! Co? Nie możesz mnie tu tak zostawić! Błagam nie! Błagam! Ja już więcej tego nie zniosę! Nie mogę już nawet chodzić w snach! Granice, rozumiesz, granice mi się skończyły! Ja tam tylko spadam, co jest jeszcze gorsze niż tu leżenie. Te wszystkie demony przychodzą coraz częściej. Ja już tego nie zniosę, błagam! Nie zostawiaj mnie tutaj. Błagam! Nie możesz tego zrobić! Musisz mnie zabrać! Przecież możemy się porozumieć, widzisz przecież, że nie jestem warzywem! Krystian nie zostawiaj mnie tu! … Ja… ja chyba umieram… pielęgniarki już dawno nie było… nikt mi żarcia nie podpinał. Błagam! Ja nie chce umierać! Tak bardzo się boję!
Krystian na ekranie widział tysiące komentarzy zlewających się w jeden przekaz, nie mógł jej tu zostawić, wydałby na siebie wyrok śmierci. Nie wiedział co ma zrobić. Był zmęczony. Po cholerę on tu w ogóle przychodził? Chciał już stąd iść, zapomnieć… ale nie mógł, jeszcze nie. Ona ma rację. Oni wszyscy mają rację. Nie może jej tak zostawić.
Krystian, gdzie idziesz? Nie odchodź. Proszę, ja, ja już się uspokajam. Widzisz? Już nie krzyczę. Będę bardzo grzeczna, nie potrzebuję wiele. Na prawdę! … Czemu masz znowu kask? Czy coś się stało?… Co robisz? Ałaaa… Krystian ja… ja nie mogę oddychać… dusisz mnie… co robisz?… dlaczego? KIM JESTEŚ? Może jednak jesteś demonem z mojej głowy? Ałaaa!!! Opowiem ci o wszystkim, o delfinkach, o snach o czym tylko chcesz tylko przestań!!! Powietrza!!! … Tssskkk.. To boli… To tak bardzo boli… Aaaa… Boję się, Krystian, boję się…. prze.. sta..ń… aa..a moje włosy… elek.. tro..d…y.