- Opowiadanie: aniol..milosci - Błąd wirtuoza

Błąd wirtuoza

Autorze! To opowiadanie ma status archiwalnego tekstu ze starej strony. Aby przywrócić go do głównego spisu, wystarczy dokonać edycji. Do tego czasu możliwość komentowania będzie wyłączona.

Oceny

Błąd wirtuoza

 

 

Krasnal Henio był smutny. Niby taki sam, jak inne krasnale – a jednak …. .

 

Tak, tak. Wiem. Pozory świadczyły o tym, że był, jak inne – niski, gruby, śmierdział czosnkiem. Miał skołtunioną brodę i nie mył się za często, więc z reguły był brudny. Jak zresztą miał myć się, skoro, jak każdy krasnal, chodził ubrany w kolczugę, a z toporkiem i mieczem nie rozstawał się nawet w latrynie.

 

Henio nie był zbyt inteligentny. Właściwie to nawet był całkiem tępy.

Może stąd brały się jego problemy w terminowym skorzystaniu z toalety we wspomnianej konfiguracji: Henio w kolczudze, podtrzymujący wysiłek zwieraczy ostatkiem sił oraz toporek i miecz w każdej ręce.

 

Jak jest ryba – pila, to chyba może być też krasnal-młot? No to był Henio-młot.

 

Do tego wszystkiego nie miał powodzenia u płci przeciwnej. To znaczy nie tylko u krasnalic, ale u jakiejkolwiek płci przeciwnej.

 

Henio bowiem nie gardził ani owieczką, ani jałówką, ani skorą do figli – kózką, o wilgotnej sierści. Co więcej, Henio, ku obrzydzeniu swoich kumpli krasnali, nie gardził nawet ludzkimi dziewicami, pospolitymi w każdej galerii handlowej.

 

Znaczy nie musiał, prawdę mówiąc, gardzić. Ludzkie dziewice same nie garnęły się do Henia: zapach czosnku pomieszany z zapachem popsutych zębów, sklejona zaschłą plwocina broda oraz wzrost, jakby przeciętnego czytelnika fantastyki, załatwiały sprawę.

 

Może z tych samych powodów nie darzyły go sympatia ani krasnolice, ani, kózki, ani nawet jałówki?

 

W każdym razie Henio musiał radzić sobie w tych sprawach, zupełnie jak każdy inny krasnal.

 

Bo, jak wspomniałem, inne krasnoludy, z racji podobnej do Heńka fizjonomii, nie cieszyły się, z małymi wyjątkami, względami płci przeciwnej.

 

Te małe wyjątki natomiast dotyczyły tych krasnoludów, którzy wykorzystywali w konkurach umiejętność gwałcenia, albo byli skłonni wynagradzać sowicie usługi wybranek.

 

Inni musieli kombinować w sposób typowy dla krasnali, z zachowaniem standardów wiary typowych dla krasnoludów.

 

 

 

Krasnoludy bowiem, jak wiadomo, miały pewną przywarę: nikomu nie wierzyły. Nawet najbliższemu przyjacielowi.

 

Nie bez powodu, większość z krasnoludów odmawiało, co wieczór, modlitwę: „Panie Boże chroń mnie od przyjaciół, bo od wrogów obronię się sam".

 

Przywara ta miał wpływ na sposób zaspokajania ich potrzeb. Po prostu krasnoludy, z powodu tej nieufności, radziły sobie same.

 

I Henio robił tak samo, od małego. Prawie codziennie.

 

A że talent miał tak wielki, jak popęd, uparty był jak stary cap, a przy tym zaliczał się do jednostek niezależnych a samodzielnych, to nie zrażał się porażkami i stał się sławnym, w całym krasnoludowie, wirtuozem masturbacji.

 

 

 

– Początki były trudne – mówił w prawie każdym wywiadzie – Ale praktyka czyni mistrza. Jak mi coś nie wychodziło, to próbowałem jeszcze raz. I jeszcze. Aż do skutku, aż do zupełnego wyczerpania. Tak, jak Kasparow jest królem szachownicy, ja stałem się królem napletka. Nie przeszkadzał mi mróz, nieopłacony czynsz, czy obecność rodziców. Po prostu robiłem swoje; to, w co wierzyłem, że dobre dla mnie. Masturbacja stała się moją drugą naturą. To był … zew Boga. Dotarła do mnie ta iluminacja, kiedy zdałem sobie sprawę, jak wielkie poczucie bezpieczeństwa daje mi powtarzalność ruchów i codzienny a całodzienny rytuał. I pewność rezultatu.

 

Henio, z czasem zaczął dzielić się doświadczeniami z innymi: otworzył szkółkę masturbacji dla krasnoludów.

 

Chodził między licznymi adeptami sztuki i ze znawstwem ordynował:

 

– Ty, parchaty, nie tak ręka! Kąt prosty ma być. I delikatnie zsuwasz… Nieeee, tak to możesz paliki sobie strugać dla krów.

 

– Delikatnie trzymaj, to nie łopata. Z uczuciem złap. Tak jakbyś najcenniejsze ostrze wykuwał, najdelikatniejszym młotem. Tak trzeba.

 

– Kaprawy! Miałeś dobry początek, ale potem osłabłeś. A finał to zupełnie do bani…. Nie machaj nim na końcu, jak batem. Bo to nie bat. To przyrodzenie, dar Boga. Boży miecz. To traktuj ten miecz w przypisany mu sposób. Kochaj. I czuj.

 

– Nie wycieraj ! Poslizg musi być. Wytrzesz, o firankę, jak skonczysz!

 

Dzień Henia był wypełniony najróżniejszymi obowiązkami związanymi ze szkołą.

 

Rano wykłady. Potem ćwiczenia. Następnie, zajęcia kondycyjne na Sali gimnastycznej. Na końcu pokaz techniki Henia dla najmłodszych, połączony z naukowym dyskursem i samokrytyką.

 

I właśnie podczas pokazu techniki połączonego z dyskursem, kiedy Henio stał na podium, padło to pytanie z sali:

 

– A dzieci z tego będą?

 

Henio zastygł bez ruchu dzierżąc w jednej ręce przyrodzenie, a drugą trzymając, w geście pozdrowienia „Ave Cesar", nad głową. Chciał zrobić krok w stronę pytającego, ale nie dał rady.

 

Może to przez opuszczone spodnie, może przez przydeptana brodę, a może ze wzruszenia? Ktoz to mógł wiedzieć?

Henio też nie wiedział, ale i tak dotarła do niego straszliwa prawda: dzieci z tego nie będzie.

 

To wszystko to był próżny, trud.

 

Niepotrzebny ani dla Henia, ani dla innych krasnoludów.

 

Po prostu błąd.

 

 

 

 

 

 

 

 

Koniec

Komentarze

Intrygująca ta opowieść o krasnoludzie - wirtuozie masturbacji. I ta masturbacja jako "zew Boga", hmm, naprawdę niezłe. Od razu widać, że coś w tym jest. ;)

Jakub

:)

każdy z nas moze byc takim małym ... krasnoludem:D

malutkim:)

"oraz wzrost, jakby przeciętnego czytelnika fantastyki, załatwiały sprawę." - Ty wychodzisz czasem z domu? Pomysł jakiś niewątpliwie był, ale strasznie głupi, w dodatku kiepski styl go zeżarł w zarodku. Mimo wszystko dobrze, że ten tekst tu trafił. Będzie mocnym argumentem w dyskusji "czy naprawdę warto puszczać wszystko jak leci pod szacownym logo Nowej Fantastyki".

Lecą smoki pod obłoki, wiatr im kręci smocze loki

Ktoz to mógł wiedzieć?
Zabawne i intrygujące, przyznaję.
 Przy wzmiance o mieczu przypomniały mi się słowa sensei'a do mojego kolegi: J. nie trzymaj tak tego miecza. Ja wiem, że ty masz przyzwyczajenia, ale... :D

Nie widzę w tym intrygującego. Po prostu głupi żarcik. Do tego mało zabawny.

RheiDaoVan:

Oss. Yame yasume:) Co za soke! Prawdziwy mężczyzna chwyta miecz intuicyjnie.

pyrek:

trafiłeś w moje najgłębiej skrywane odczucia!

Do tej pory mi smutno, ze napisałem. Uwierz mi: popłakałem się....

Nie chciałbym robić aniołowi miłości tego co mnie samemu niemiłe, zwłaszcza, że też tutaj od czasu do czasu jakiś tekst wstawiam, ale niestety muszę to powiedzieć: dno. No chyba, że ktoś lubie tego typu zgrywy, ale ja nie przepadam:)

Przynajmniej komentarzy masz sporo ;D

Może by ktoś tak wymyślił dutkę jakąś albo choćby kantar na poskromienie niekiedy zbyt rozbrykanej wyobraźni. Byłoby nawet śmieszne, gdyby nie to, że w złym guście.

A mnie rozbawiło. Naprawdę czytałam tutaj masę gorszych rzeczy.

Nowa Fantastyka