- Opowiadanie: Pan P - Kosmiczna Pieczęć

Kosmiczna Pieczęć

Październikowy nachodźca

Dyżurni:

Finkla, joseheim, beryl

Oceny

Kosmiczna Pieczęć

Piotr Idźczak

 

 

Pani Alicja wzięła pilot i wyłączyła telewizor. Była godzina 21:24, Bartek musiał pogodzić się z tym, że nie obejrzy swojej ulubionej kreskówki do końca. Wstał z kanapy i poszedł do łazienki umyć się. Gdy mama poszła z tatą do kuchni, zakradł się do barku i wziął kilka cukierków. Liczył, że tym razem uda mu się przemycić do pokoju słodycze. Schował czekoladowe cukierki w kieszeni od pidżamy, podciągając ją najwyżej jak tylko można było. Powiedział tacie dobranoc, a następnie poszedł z mamą na pierwsze piętro. Tam znajdował się jego pokój. Położył się do łóżka, dał mamie buziaka w policzek, a ta życzyła mu dobrego snu. Gdy wyszła sięgnął do kieszeni po cukierki i zaczął jeść jednego za drugim. Skończył na szóstym, czując dziwne opadnięcie z sił. Mama zawsze powtarzała mu, że słodycze są nie zdrowe.

– Musi coś w tym być. – Pomyślał. W pokoju panowała przerażająca ciemność, której bali się jego wszyscy rówieśnicy, natomiast dwunastoletni Bartek poradził sobie z lękiem, dwa lata temu i był z tego powodu bardzo dumny. Dochodziła godzina 22, zwykle o tej porze już spał bądź zasypiał, jednak teraz leżał w łóżku, i ani trochę nie był senny. Nie czuł też zmęczenia. Leżał i patrzył w stronę okna, błękitne światło wpadało do jego pokoju, naświetlając do połowy wnętrze. Bartek poczuł się nieswojo ogarnęła go myśl, że nie jest sam. Nie czuł strachu, ani zagrożenia poczuł silną potrzebę wyjrzenia przez okno. Nie zważając na to czy usłyszą go rodzice podszedł okna. Okolica wyglądała majestatycznie, gwiazdy i księżyc świeciły dziko, niebo było błękitne, nadnaturalne czegoś takiego nie widział nigdy wcześniej w swoim życiu. Nagle z nicości, unosząc się na powietrzu pojawił się duży mglisty obłok. Był wielki, a wydobywające się z niego pioruny oślepiły na moment chłopca. Zdezorientowany spostrzegł, że obłok otoczył cały dom tak, że stracił widok na niebo i okolicę. Bartek zasłabł, a gdy odzyskał siły spojrzał przez ramię, w środku pokoju lewitowała błękitno-biała poświata. Wydawała melodyjny dźwięk, w jej wnętrzu kumulowała się energia, z której zmaterializowała się istota wysoka na półtora metra. Tak jak człowiek posiadała ręce, nogi, głowę, oczy, ale stanowczo różniła się wyglądem od ludzi. Miała chude nogi, zwężony tułów a klatkę piersiową, szyję i ramiona zakrywała biała szata, natomiast dłonie i ręce, były nieco większe od dłoni i rąk chłopca. Co do twarzy to ciężko było ją opisać, zmarszczki na policzkach, Bartek porównał do zmarszczek nauczycielki ze szkoły. Jednak przyznanie, że nauczycielka wyglądem przypomina dziwną istotę, byłoby dla niej zbyt dużym komplementem. Co do istoty to obserwowała chłopca czekała, aż otrząśnie się z szoku. Bartek w myślach zadał pytanie kto to może być, i ku zdziwieniu usłyszał odpowiedź.

– Przepraszam nie przedstawiłem się. – Bartek usłyszał głos w głowie, obcy nie ruszał ustami. Nazywam się Selek’h. Przybywam do ciebie z dalekiej gwiazdy. Chłopiec załapał sposób w jaki się komunikuje, i w myślach odpowiedział.

– Z dalekiej gwiazdy a po co? – Spytał.

– Jesteś mi niezwykle potrzebny, mi i moim braciom.

– Twoim braciom, a do czego niby?

– Widzisz pozwól, że ci wszystko opowiem. Ja i moi bracia jesteśmy starymi istotami, mamy po 10000 tysięcy lat, tak jak wspominałem pochodzimy z odległej gwiazdy o nazwie Sahtunga. Od wieków mamy kontakt z waszą cywilizacją, niestety nasi źli kuzyni też mają.

– Źli kuzyni ? – Bartek słuchał wszystkiego z niezwykłą ciekawością.

– Tak są oni złymi istotami, władają ogromną siłą, która jest w stanie zrobić wiele złego. Wiele złych ludzi z waszej planety kontaktuje się z nim. Tak jak nasi kuzyni chcą siać terror i zniszczenie, tak tutaj na ziemi jest wielu ludzi, którzy chcą destrukcji planety. Zawiązała się pomiędzy nimi ścisła więź współpracy, co sprawiło, że moi bracia zostali uwięzieni.

– Przez kogo?

– Nieopodal ciebie znajduję się ogromny las. W tym lesie jest dom, zamieszkuje go pewien mężczyzna, który ma kontakt z moimi kuzynami. Wspólnie zapieczętowali oni moich kuzynów, w pewnej skrzyni. Niestety ja nie mogę w żaden sposób im pomóc, mam zdolność przenikania do waszego świata, jednak moja moc jest zbyt słaba, żebym mógł ich uwolnić. Bartek zaczynał rozumieć z czym przychodzi do niego tajemniczy obcy, ale w milczeniu pozwolił mu kontynuować.

– Więc proszę cię żebyś pomógł mi uwolnić moich braci. Wiem, że jesteś odważnym chłopcem, niestety nie mogę prosić o pomoc dorosłych ludzi, źle reagują gdy tylko mnie zobaczą. Selek’h miał po części rację, jest w dzieciach pewna prostolinijność, pewne zrozumienie, którego czasem brakuje dorosłym. Chłopiec po dłuższym namyśle przerwał milczenie.

– Jak mam znaleźć dom w środku lasu ? – Spytał. Obok poświaty otaczającej obcego, wytworzyła się druga, nieco mniejsza. Pojawił się w niej obraz ponurego domu wokół którego nie było zieleni. Dom znajdował się na wyżynie. Pod nią uplasowany był wąwóz, tak jakby miał stanowić przeszkodę dla tego kto odważy się zbliżyć. Obraz w poświacie się zmienił.

– Widzisz chłopcze tą dróżkę, prowadzi ona do lasu, idąc po niej natrafisz na rejon w lesie, gdzie nie ma zieleni, to właśnie tam mieszka mężczyzna. Musisz zakraść się do domu i uważać, ponieważ mężczyzna jest niebezpieczny.

– A co z moimi rodzicami? Jak mama zobaczy, że mnie nie ma w łóżku, to mnie zabije. – Bartek, był tym bardziej przerażony niż podróżą do ciemnego lasu.

– Spokojnie, twoi rodzice o niczym się nie dowiedzą. Dopóki nie wrócisz, nie ma mowy o tym, żeby się obudzili. Bartek uwierzył w słowa obcego.

– Znajdziesz się przed lasem, wchodząc w tą poświatę.

– Mam w nią wejść ??!

– Tak. – Odparł krótko.

Chłopiec zacisnął pięści i jak październikowy nachodźca powędrował w głąb magicznej poświaty. W trakcie przechodzenia czuł silne wibracje na całym ciele. W przeciągu kilku sekund znalazł się na ścieżce prowadzącej do lasu, etap przeniknięcia do poświaty zapadnie mu w pamięci do końca życia. Dookoła panował zgubny mrok. Światło księżyca i gwiazd, w niektórych miejscach oświetlało ciemny, gęsty las. Przed postawieniem pierwszego kroku na ścieżce, Bartek zawahał się na moment. Nieznajomość terenu, oraz późna pora potrafią zadziałać na wyobraźnię, tym bardziej zapuszczenie się w głąb lasu. Wreszcie postawił pierwszy krok, napełniony nieziemską energię, odważnie maszerował pomiędzy dziko porośniętymi krzakami i ogromnymi drzewami. Starał się nie zwracać uwagi na boki w kierunku drzew, za każdym razem gdy tylko to robił, zdawało mu się, że widzi subtelne cienie o dziwnych, nie do końca jasnych kształtach. Być może matka natura, próbowała wzbudzić w nim strach żeby zawrócił. Przemierzał kolejne metry przecinając szlaki zagadkowego lasu i bezkresnej ciemności. W pełni skupiony na zadaniu, wyszukiwał wzrokiem ziemi, na której nie ma zieleni. Unosił nogi wysoko, starając się nie zahaczyć o zarośla i liczne chwasty. Gałęzie drzew uginały się od powiewu mroźnego wiatru. Każdy silniejszy podmuch wydawał melodyjny dźwięk, spajający się niesamowitymi nićmi z huczeniem sowy, która obserwowała z zaciekawieniem chłopca. Też i drzewa zdawały się być pod wielkim wrażeniem odwagi Bartka zmierzającego wprost do paszczy lwa. Słuchał się zaleceń Selek’ha i kroczył dróżką zwężającą się z każdym kolejnym krokiem. Specyfika terenu w wyraźny sposób zaczęła się zmieniać, na drodze napotykał suche kępy trawy, zieleń oraz przyroda w tej części lasu, były bez życia, a przecież był to ten sam las. Wzdrygnął się gdy jakieś zwierze, przebiegło niezauważalnie z jednego krzaka pod drugi. Dotarł do końca dróżki, z naprzeciwka wyłoniły się drzewa, z wieloma połamanymi gałęziami, wyblakła przyroda sprawiała wrażenie obumarłej, dotkniętej skażoną ręką zepsucia, w tej części lasu nawet wiatr nie wiał. Bartek szybko nabrał ogromnej niechęci do otoczenia, o ile na początku traktował swoje zadanie, jako niesamowitą przygodę, teraz czuł niepewność, którą starał się zastąpić zwiększonym skupieniem. Stanął na skraju drzew, a przed oczami wyłonił mu się obraz otwartej przestrzeni. Sierp księżyca świecił wyjątkowo jasno tak, że mógł zobaczyć wąwóz a za nim starą chatę z drewna, nadgryzioną bezwzględnym zębem czasu. Szybko nabrał do domu odrazy. Dom zbudowany w dziwny, zamierzchły sposób ze spadzistym i wilgotnymi deskami porośniętymi mchem, sprawiał wrażenie konstrukcji, która w każdej chwili może się zawalić. Co ten dom robił w środku lasu, i kto go zamieszkiwał ? Te pytania zadał sobie Bartek. Niepostrzeżenie wyłonił się z drzew, i podszedł do wąwozu. Rękoma chwycił skarpy i opuszczając nogi, ześlizgnął się w dół na liście i ziemię. Z tego miejsca nikt z domu nie mógł go zauważyć. Dobrnął do drugiego końca wąwozu, wstrzymując oddech. Musiał wdrapać się po wystających z ziemi gałęziach i niezauważalnie podejść pod prostokątne okno. Serce waliło mu jak szalone, był pewien, że zaraz wyskoczy mu z piersi. Wziął kilka głębokich oddechów wypuszczając powietrze przez nos. Chwycił rękoma gałęzie, i z dużą łatwością pokonał przeszkodę. Skulony od razu zakradł się pod prostokątne okno. Czuł coraz większe napięcie, teraz czekała na niego najtrudniejsza część zadania. Musiał wejść do środka przez drzwi. Innego sposobu nie było. Stanął na palcach i spojrzał przez brudne okno. Wewnątrz panowała ciemność, jedynie światło z zewnątrz wpadające do środka oświetlało lekko wnętrze pokoju. W domu mężczyzny nie było, albo spał. Spojrzał jeszcze raz. Wzrokiem szukał skrzynki. Przed oczami widział pokój, ze starymi zakurzonymi meblami, dwoma krzesłami i stołem. Prawdopodobnie na końcu pokoju znajdowały się drzwi, do innego pomieszczenia. Po chwili, uwagę Bartka przykuł regał z książkami i pożądanym przedmiotem. Na regale stała wielka skrzynka nie podobna do żadnej innej, wykonana nadludzką ręką z ogromnym kunsztem, o kształcie sześcianu, zwieńczona stożkiem, albo czymś podobnym, emanowała energią migocząc od czasu do czasu niebieskim światłem. Bartek położył dłoń na klamce nacisnął ją, a następnie drzwi otworzyły się głośno skrzypiąc. Gdy były uchylone na tyle, że chłopiec mógł wejść do środka, odczekał moment czy aby przypadkiem mężczyzna z domu nie słyszał dźwięku otwieranych drzwi. Cisza. Odczekał jeszcze chwilę. Nadal cisza. Niepewnym ruchem minął próg. Cały drżał, do jego nosa dobijał się cuchnący zapach stęchlizny i czegoś nieokreślonego. Szedł po nierównej powierzchni stawiając kroki, jeden po drugim. Na końcu korytarzu potknął się o jakiś przedmiot i mało co nie przewrócił. Na szczęście, nie narobił hałasu. Gdy stanął w drzwiach do pokoju, uderzyła go po raz kolejny mieszanka dziwnych zapachów. Pokój wyglądał obskurnie i ponuro, na ścianach były zawieszone dziwne obrazy ludzi z głowami zwierząt, a także ludzi w dziwnych szatach, prawdopodobnie na jednym z obrazów, był duchowny, z dziwnym grymasem na twarzy, która wykrzywiona w nienaturalny sposób wpatrywała się w chłopca. Odciągnął wzrok od obrazów, czując strach i nieopisany lęk. Zabrać skrzynie i ją otworzyć. – Powtórzył sobie w myślach. Nagle zatrzymał się w miejscu, poczuł jak wszystko dookoła się zatrzymuje, gdzieś z przeciwległego pokoju usłyszał głośny szmer. Spanikowany stał w miejscu nasłuchując, coraz głośniejszych dźwięków. Strach sparaliżował jego nogi, nie miał pojęcia co go czeka. Szmer jakby przenosił się coraz bliżej, w jego kierunku. Wbiegł pod stół, to jedyne co przyszło mu do głowy. Wstrzymał oddech, próbował zapanować nad emocjami, szmer zamienił się w dźwięk głośno stawianych kroków, rozgorączkowany kurczowo trzymał ręce na brudnej podłodze. Strach Bartka, było bardzo ciężko porównać do czegokolwiek. Jakiś mężczyzna wszedł do pokoju, dotychczasowe dźwięki ucichły, w następstwie pojawiło się ciężkie, ochrypłe dyszenie. W powietrzu unosił się potworny odór pochodzący od mężczyzny, mieszanka potu, zgnilizny, chemikaliów i rozkładu. Nieznajomy stał w wejściu do pokoju w brudnych spodniach i rozwalonych butach. Spod stołu widział jego długie nogi, wyobraźnia dawała mu niezłego łupnia, tworząc obraz paskudnego starszego nieznajomego. Złe rzeczy, czy chwile mają to do siebie, że potrafią trwać w nieskończoność, dla Bartka był to prawdziwy horror, siedząc pod stołem, czuł jakby spędził tam większą część swojego krótkiego życia. Czas płynął wolno, gdy dyszenie ustało narodził się kłębek nadziei, że może mężczyzna opuści pokój, lecz ta nadzieja została szybko stłumiona. Mężczyzna stał dalej, w kompletnym bezruchu. Idź stąd ! Błagam, idź stąd ! – Powtórzył kilkukrotnie w głowie rozgorączkowany chłopiec. Nieznajomy ruszył naprzód i zatrzymał się przed stołem. Odsunął krzesło i na nim usiadł. Na stole położył dwa przedmioty, jeden dał światło, była to lampa. Zakrył ręką twarz, odór był nie do zniesienia, w tle znów zawisło chrypliwe dyszenie. Dyszenie ustało… Mężczyzna zaczął coś mówić. Cicho, niewyraźnie z przerwami wypowiadał litery, później zamieniał je w słowa, a jeszcze później wymawiał dłuższe, ale nadal niewyraźne zdania. Prawdopodobnie coś czytał, w jakimś obcym języku. Przez mozolną, i trudną do zidentyfikowania mowę, przenikała warstwa czegoś koszmarnego, co opuściło podziemny Świat zepsucia. Mroczny ton mowy ustał. Mężczyzna ucichł, wziął lampę do ręki i podszedł do regału odłożyć wielką księgę. Bartkowi, zrobiło się gorąco na całym ciele. Czemu nie wychodzisz z pokoju? – Powtórnie zadał sobie w myślach pytanie. Światło lampy oślepiło na moment jego oczy. Znów stał przy stole. Z ust wypełzły słowa świadczące, tylko o jednym.

– Cieszę się, że wreszcie ktoś odważył się mnie odwiedzić ! – Po tych słowach zaśmiał się donośnie. A kogo my tu mamy ! – Chwycił stół obiema rękami i rzucił nim o ścianę. Bartek uniósł głowę do góry. Przed oczami, miał obraz mężczyzny wyciągniętego wprost z filmu grozy. Wysoki prawie na dwa metry, o bladej skórze i wielkich łapach mężczyzna wpatrywał się w chłopca swoimi wielkimi oczami, pełnymi szaleństwa. Skóra na całym ciele pokryta owłosieniem, łuszczyła się, miejscem wolnym od tego zjawiska, był niezadbany zarost. Bartek wychwycił wiele innych elementów, przyprawiających o gęsią skórkę. Na obu rękach mężczyzna, miał liczne rany i zadrapania, jednak największe obrzydzenie sprawiał zielono-błękitny śluz, spływający po dłoniach i palcach na samą podłogę. To on wydzielał mdły zapach, który powodował zawrót głowy.

– Czemu nie odzywasz się mój mały przyjacielu ? – Mężczyzna zaśmiał się. Jego twarz podczas mowy wykonywała spazmatyczne ruchy. Skóra na obu policzkach impulsywnie drgała, przekształcając się w coś obrzydliwego. Uśmiech mężczyzny w słabym świetle lampy wyglądał złowieszczo. Bartek sparaliżowany patrzył na dalszy rozwój sytuacji. Wszystkie mięśnie mu zdrętwiały, nie poruszał twarzą jedynie mrugał. W pomieszczeniu zawisło chrypliwe dyszenie. Mężczyzna położył lampę na ziemi, ograniczając pole widzenia. Umysł chłopca zalewał potok najczarniejszych myśli, lecz nagle się ocknął, a strach zamienił na uważne skupienie, kątem oka obserwował otoczenie. Nie miał wyjścia, musiał stanąć do walki, z ogromnym wrogiem i go pokonać. Przeciwnik ruszył wprost na niego, poruszał się wolno, ale pewnie. W całym lesie ustało huczenie sów. Rozpoczęła się walka Dawida z Goliatem. Na Bartka spadła wielka ręka, chwyciła go za kołnierz i podniosła z łatwością do góry.

– Haha, mam cię, a teraz połamię ci te rączki. Ścisnął mocno chudą rękę.

– Aaaaaaaa! – Wykrzyczał z bólu. Miotał nogami w powietrzu, w tą i z powrotem. Chłopiec przekręcił głowę, następnie otworzył usta, i zębami wgryzł się w rękę.

– Aaaaaaaa! – Nastąpiła wymiana krzyków. W przypływie szału mężczyzna zacisnął pięści, wziął zamach, celując w brzuch, lecz ten go uprzedził kontruderzeniem, tym razem Bartek uderzył go z całej siły czubkiem buta w krocze. Mężczyzna na moment opadł z sił wydając przy tym cichy jęk. Nie zastanawiając się długo, ruszył do ofensywy kopnął drugi raz, trafiając nieco wyżej, za trzecim trafił w podbrzusze.

-Aaaaaaaa! – Krzyknął głośniej. Seria ciosów w czułe punkty, osłabiła mężczyznę. Siła z jaką trzymał chłopca opadła, ten wykorzystał sytuację i włożył wskazujący palec, w prawe oko.

– Ty przeklęty gryzoniu ! – Wściekły mężczyzna zakrywał ręką łzawiące oko. Na chwile udało mu się uwolnić z potrzasku. Stali od siebie w odległości metra. Chłopiec cofał się zachowawczo do tyłu, aż trafił do kąta ściany. Nie mógł uciec w żadną ze stron.

– Teraz cię mam ! – Mężczyzna widząc bezradność chłopca, podszedł bliżej. Nic nie dało pchanie rękami ściany, Bartek wierzył że może jakimś cudem, uda mu się ją przewrócić. Tak się nie stało. Nad chłopcem, z uniesionymi rękami zawisło oblicze mężczyzny, który pochylił się jeszcze bardziej. Krążąc ręką po ścianie, Bartek natknął się na metalowy przedmiot. Był chłodny w dotyku. W przypływie emocji podniósł go i z całej siły uderzył mężczyznę w głowę.

– Aaaaaa !- Krzyknął. Trafił go w bok głowy, w okolice ucha. Spostrzegł, że na końcu metalowy przedmiot miał przymocowane cztery gwoździe. Po bocznej części głowy, aż po szyję płynął potok gęstej, ciemnoczerwonej krwi. Gdyby nieco bardziej przy celował, to zabiłby mężczyznę, który z widocznym bólem, w jeszcze większym szale kopnął Bartka w brzuch. Brakło mu tchu, nie umiał złapać powietrza. Miał połamane żebra, na moment stracił kontakt z rzeczywistością. Spojrzał ku górze, wszystko dookoła się zmieniło, przez moment był pewny swojej śmierci. W zamglonym szaro-ciemnym obrazie, ujrzał trzy plecione kosze z trawy morskiej, każdy z nich wypchany był czymś innym. Z wnętrza jednego kosza wystawały ludzkie kości, było ich pełno, a to co miał przed oczami to kręgosłup, należący do nastoletniej osoby. Po kręgosłupie, który był wstanie kompletnego rozkładu, chodziły pająki i robaki. Zaś nad samymi kośćmi unosiły się niezbyt wielkie poświaty, chcące zabrać je ze sobą. Szybko porównał wielkość kręgosłupów, stóp, czaszki i innych kości, do swojej sylwetki. Od drugiego kosza, oderwał od razu wzrok. W koszu pełnym krwi zobaczył pływające organy….. Płuca, tchawice, wątroby, nerki, żołądek, jelita grube…. Wszystkie organy złączone razem, taplały się w wielkim basenie krwi. Obraz dwóch obrzydliwych koszy, na stałe utrwali się w pamięci chłopca. Oszołomiony skierował wzrok na trzeci kosz. Wylatywał z niego pas energii. Pas rozciągał się po podłodze do dużej ściany. Oszołomiony skierował wzrok na mglistą ścianę. Pojawił się na niej ogromny cień, należący do wysokiego i silnie zbudowanego mężczyzny. Obok pojawił się cień małego chłopca. Z jego ruchów można było wywnioskować, że bardzo się boi. Mężczyzna widząc jego słabość, z zimną krwią go zabił rozwalając mu głowę siekierą. Cień chłopca zniknął i wyłonił się następny. Cień dziewczynki równie silnie wystraszonej. Przerażona cofała się nerwowo do tyłu, ale mężczyzna ją dopadł i obciął jej głowę. Obraz wyświetlany jak przez projektor przedstawiał krwawą rzeź niewiniątek, dalej pojawiały się kolejne cienie chłopców i dziewczynek, ginących w coraz brutalniejszy sposób. Po chwili cienie znikły a pas energii rozciągał się wzdłuż ściany, aż do wyjścia. Przy wyjściu zobaczył kilkanaście dziewczynek i chłopców. Na twarzy mieli wymalowany smutek. Bartek starał się odgadnąć źródło ich smutku. Pośród jasno świecących poświat ujrzał skrzynię, tak samo wyglądającą jak ta na regale. Z tą różnicą, że wychodziły z niej długie łańcuchy. Dziewczynki i chłopcy mieli na sobie kajdanki, byli uwięzieni. Bez słowa patrząc w ich oczy chłopiec zrozumiał, że musi otworzyć skrzynię. Czuł się związany silną więzią z rówieśnikami, których widział widział pierwszy raz w życiu. Świadomość powróciła do normy, dusze rozbłysły się po ciemnych kątach i zakamarkach domu. Bartek ocknął się z niesamowitego marazmu wizji, która raz jeszcze poderwała go do walki.

– Chłopcze, modlisz się czy co ? – Mężczyzna zadrwił z chłopca, obserwując ze spokojem jak wstaje z pozycji klęczącej. Było z nim coś nie tak. Jego ręce dziwnie pozieleniały, a skóra na ciele stała się chropowata i powstały na niej czarne kropki. W oczach mężczyzny tkwił najstraszniejszy dowód przemiany. Czarne źrenice zmieniły kształt na prostokątny… Podszedł bliżej ciężko dysząc. Nie wymawiał, ani nie wydawał już ludzkich dźwięków. Mutacja jakiej doznawał niosła za sobą wstręt i zgorszenie. Z pleców wyrastały dwie pary oślizłych macek, na czole blisko oczu wyrosły mu dwa czułka. W dość szybkim tempie ciało pokryło się włosami, z zarośniętej twarzy pozostał tylko aparat gębowy, identyczny jak u owadów. Był połączeniem człowieka, insekta i gada. Syk jaki wydał ogłuszył Bartka, ten nie mógł uwierzyć w to co widzi. Istota podniosła odnóże, zakończone ostrym szpikulcem i uderzając w chłopca rozcięła mu skórę na barku, zadając potworny ból. Chwycił młotek i rzucił nim w bestię, lecz to nie przyniosło żadnych efektów. Rzucał kolejnymi na ślepo w istotę, która coraz głośniej syczała. W pobliżu znajdował się duży flakon wypełniony roztworem. Podbiegł i go podniósł. W tym samym momencie, bestia gwałtownie zbliżyła się do chłopca, podnosząc go do góry swoimi łapami. Twarz Bartka znajdowała się kilka centymetrów od twarzy potwora. Cuchnął fetorem starożytnych świątyń i krypt, smród jaki się roznosił, zawierał w sobie zapach rozkładu i śmierci. Istota rozszerzyła otwór gębowy, gotowy do pochłonięcia młodego ciała. Stopniowo przybliżał się do otchłannej paszczy, choć wnętrze było ciemne, to słyszał potworne bulgotanie wymieszane z potwornym odorem. Już prawie stykał się głową z ostrymi kłami. Sięgnął po ostatnią deskę ratunku. Uniósł na wysokość głowy duży flakon i przechylił go w stronę istoty. Wlał gęsty płyn wprost do otworu gębowego. Specyfik o mdłej woni miał silnie toksyczne właściwości, na które istota zareagowała impulsywnie. Puściła chłopca i zaczęła miotać się po pokoju. Spora zawartość flakonu rozlała się po cielsku istoty, wyżerając część jej ciała. Wydawała mieszankę zwierzęcych i ludzkich krzyków. Dziki skowyt, oraz widok umierającego potwora przyprawiał o gęsią skórkę. Upadł na rozwalony stół, bez części twarzy i ramienia. Na podłodze pływały strumienie jasnej zielonej mazi. Wylewała się z wnętrza istoty przez dużą dziurę w brzuchu. Bartek pochylił się i zwymiotował. Na ziemi leżały resztki ciała, które spazmatycznie drgały. Z na wpół przeżartego otworu gębowego, wydobywało się jeszcze przez chwilę lekkie syczenie. Udało mu się, pokonał istotę i spokojnie podszedł do regału. Stojąc na palcach sięgnął po skrzynię i położył ją na podłodze. Otarł czoło z potu. Przeszywał go niesamowity strumień energii, gdy dotykał skrzyni. Czuł podekscytowanie, wiedział że po otwarciu skrzyni co się wydarzy. Włożył niewielki kluczyk, poluzował zawiasy i otworzył skrzynię. W całym pokoju rozbłysła błękitna poświata, ze skrzyni buchało jasne światło. Z niebieskiej energii zmaterializowały się istoty podobne do Selekh’a wyszły na wolność też dusze dzieci, wreszcie wolne i szczęśliwe. Chłopiec nawet nie zauważył a znalazł się w swoim pokoju. Wyczerpany podszedł do okna. Na niebie unosiła się błękitna poświata, w jej środku ujrzał wdzięczne twarze, które zniknęły w nieprzemierzonych i nieskończonych eonach kosmosu.

Koniec

Komentarze

Pani Alicja wzięła pilot i wyłączyła telewizor. Była godzina 21:24, Bartek musiał pogodzić się z tym, że nie obejrzy swojej ulubionej kreskówki do końca. Wstał z kanapy i poszedł do łazienki umyć się. Gdy mama poszła z tatą do kuchni, zakradł się do barku i wziął kilka cukierków. Liczył, że tym razem uda mu się przemycić do pokoju słodycze. Schował czekoladowe cukierki w kieszeni od pidżamy, podciągając ją najwyżej jak tylko można było. Powiedział tacie dobranoc, a następnie poszedł z mamą na pierwsze piętro. Tam znajdował się jego pokój. Położył się do łóżka, dał mamie buziaka w policzek, a ta życzyła mu dobrego snu. Gdy wyszła sięgnął do kieszeni po cukierki i zaczął jeść jednego za drugim. Skończył na szóstym, czując dziwne opadnięcie z sił. Mama zawsze powtarzała mu, że słodycze są nie zdrowe.

Czy tak dokładny opis czemuś służy? Od pierwszego akapitu nie widzę nic ciekawego, ot, chłopak zwędził cukierki. Taki wstęp można spokojnie zredukować do dwóch czy trzech zdań. No, czterech, ale krótkich. 

 

– Z dalekiej gwiazdy a po co? – Spytał.

Zły zapis. Powinno być “spytał” z małej litery. Wiem, że telepatia, ale nadal chodzi o ruch paszczęki (w głowie, wiem).

Tak są oni złymi istotami

Coś tu warto przerobić. Potem dalsze tłumaczenia nie trzyma się kupy.

 

Niestety ja nie mogę w żaden sposób im pomóc, mam zdolność przenikania do waszego świata, jednak moja moc jest zbyt słaba, żebym mógł ich uwolnić. Bartek zaczynał rozumieć z czym przychodzi do niego tajemniczy obcy, ale w milczeniu pozwolił mu kontynuować.

Zaginiony akapit. 

 

Selek’h miał po części rację, jest w dzieciach pewna prostolinijność, pewne zrozumienie, którego czasem brakuje dorosłym. Chłopiec po dłuższym namyśle przerwał milczenie.

Ten fragmencik też powinien być akapitem. I tutaj też się pogubiłam. Miałam wrażenie, że piszesz z perspektywy chłopca (mimo że w trzeciej osobie), a teraz wskakuje wszystkowiedzący narrator.

 

– Jak mam znaleźć dom w środku lasu ? – Spytał. Obok poświaty otaczającej obcego, wytworzyła się druga, nieco mniejsza. Pojawił się w niej obraz ponurego domu wokół którego nie było zieleni. Dom znajdował się na wyżynie. Pod nią uplasowany był wąwóz, tak jakby miał stanowić przeszkodę dla tego kto odważy się zbliżyć. Obraz w poświacie się zmienił.

Powinno być więcej akapitów. 

Co ten dom robił w środku lasu, i kto go zamieszkiwał ?

A po co tu, spacjo, jesteś?

Idź stąd !

Spacjo, lepiej ty idź stąd! Jeszcze w wielu momentach jest zły zapis. 

 

Opowiadanie straszy wielkimi blokami tekstu, więc poddałam się i jedynie przeskanowałam. Takie duże skomasowanie słów od razu sygnalizuje, że sceny akcji nie są scenami akcji, a jedynie nudnym opisem. Nie ma w ogóle dynamiki. W ogóle całość jest do remontu – bardzo dużo niepotrzebnych opisów jak w pierwszym akapicie. Konstrukcje zdań też mocno kuleją, brakuje przecinków. Jest tego za dużo do wypunktowania. I co ważne, czy czytałeś opowiadanie przed publikacją? Sporo rzeczy można było wyeliminować po kolejnej lekturze. 

Pomysł na fabułę przyciągnął mnie, bo mam do słabość kosmitów i porwań przez nich i takie tam. Konwencja weirdu wcale nie pozwala na lekkie potraktowanie motywacji postaci czy niezachowanie w miarę logicznego ciągu wydarzeń. Dlaczego Bartek został wybrany? Kim był koleś w chatce? Jakie dusze, jaka bestia? Nie mam pojęcia, co się tak naprawdę zadziało. Znowu, uważam, że to też byś sam zauważył, gdybyś przeczytał opowiadanie po raz drugi lub trzeci. 

 

To tyle ode mnie. Zakończę tym, że tekst warto przeczytać jeszcze raz i nad nim popracować, bo ograny motyw może być fajny, jeśli jest dobrze napisany. I tego życzę Tobie, dobrego pisania :)

 

Przeczytałem historię dzielnego chłopca który stawiał czoła, a także i innych części ciała, zbrodniczej i strasznej istocie w październikową noc. Nie wiem, co popchnęło Bartka do owego czynu: czy “glukozowy haj” po przeszmuglowanych w piżamce cukierkach czy tez pragnienie pomocy kosmicie, który go nawiedził, ale dowiedziałem się, że słodycze na noc mogą wyrządzić więcej szkody niż tylko zepsuć zęby.

 

Lektura nie sprawiła mi przyjemności ze względu na wykonanie. Myślę jednak, że warto ćwiczyć pisanie i fantastyczne pomysły coraz to zgrabniej ubierać w słowa.

 

Technicznie:

Zdania krótkie, rwane, nie korespondują ze scenami. Przecinki pouciekały jak myszy do dziury. Nadmiar opisów, niektóre zbędne. Błędy w zapisie dialogów. Blok tekstu, typograficznie przydałoby się podzielić na akapity, bo po prostu bardzo ciężko się czyta.

 

Poradniki:

O dialogach: https://www.fantastyka.pl/loza/14

W komentarzach link do poradnika Selene: https://www.fantastyka.pl/loza/15 

 

"Świryb" (Bailout) | "Fisholof." (Cień Burzy) | "Wiesz, jesteś jak brud i zarazki dla malucha... niby syf, ale jak dzieciaka uodparnia... :D" (Emelkali)

No, niestety, nie czytało się zbyt dobrze :/

Przynoszę radość :)

Pod względem technicznym tekst sugeruje pióro młodego autora o jeszcze skromnym dorobku literackim. Przede wszystkim rzuca się w oczy nieprzemyślana kompozycja – większość opowiadania to lity tekst niedający czytelnikowi odrobiny wytchnienia od ciągu narracji, obarczony błędnym zapisem dialogów i zorientowany na raczej sprawozdawcze przedstawienie wydarzeń i czynności. W związku z tym aspekt językowy muszę ocenić kiepsko.

Niestety realizację tematu konkursowego również – październikowy nachodźca zostaje wspomniany raz, w tak dziwnej konotacji językowej, że nie ulega wątpliwości, że sformułowanie zostało wplątane celowo dla potrzeb konkursowych. Mam też wrażenie, że jest to tekst wyjęty z szuflady, dostosowany do wymogów – co samo w sobie nie jest złe, tyle że w tym momencie nie zagrało. Opowiadanie pod względem fabularnym jest wewnętrznie niespójne – początek (przybycie dziwnego kosmity) zdaje się nie współgrać w ogóle z późniejszymi wydarzeniami w tajemniczym domu, jakby autor zapomniał, że taki motyw jak nocny gość i jego misja w ogóle się pojawiły. Niestety nie widzę też, dlaczego nachodźca musiał być październikowy, a nie, na przykład, listopadowy lub wrześniowy. Hasło zostało w tekst wplątane, aby było, co mnie jako jurora i organizatora konkursu nie uszczęśliwia.

Myślę, że masz przed sobą sporo pracy nad szlifowaniem stylistycznych i kompozycyjnych podstaw. Dobra informacja: znalazłeś się w dobrym miejscu, by to robić. Życzę owocnej nauki. J

Hmmm. Odnoszę wrażenie, że masz jeszcze niewiele lat, czyli dużo czasu na treningi.

Fabuła wydaje mi się raczej naiwna, nad wykonaniem można jeszcze długo pracować: długaśne akapity, mylący zapis myśli, zły zapis dialogów, nużąca seria krótkich zdań na początku…

Naprawdę dwunastolatki jeszcze boją się ciemności?

Ja i moi bracia jesteśmy starymi istotami, mamy po 10000 tysięcy lat

Wszyscy równo po dziesięć milionów lat? Ziemskich czy swoich?

Babska logika rządzi!

„Nazywam się Selek’h. Przybywam do ciebie z dalekiej gwiazdy. Chłopiec załapał sposób w jaki się komunikuje, i w myślach odpowiedział.”

Gdyby to była parodia, dobra. Ale obawiam się, że nią nie jest.

Największym problemem jest nieumiejętnie prowadzona narracja, momentami strasznie, do bólu wręcz wydłużona, innym razem skondensowana w jednym zdaniu. Są teksty, gdzie taki zabieg jest stosowany i działa, ale wydaje mi się, że tutaj zawiódł. Opis domu męczy, jednak nie ze względu na dobry weirdowy klimat. Łamane kości, rozciągające się pasy energii, „krwawa rzeź” – to wszystko obrazy średniej klasy kina. Pojawienie się demona oraz przygoda Bartka nie obfitują w wiele wyjaśnień, fabuła się dzieje, ale po co? Zakończenie również nie rekompensuje przeczytania. Mało w tekście rzeczy satysfakcjonującym, historia wymaga sporej pracy, również pod względem technicznym. Wykorzystanie hasła? Październikowy nachodźca mógłby przyjść w styczniu, a nachodźca – choć naszedł – zrobił to mało ciekawie.

Nowa Fantastyka